24.1 C
Chicago
niedziela, 19 maja, 2024
Strona główna Blog Strona 2226

Pacjent rzucił się z nożem na pielęgniarkę w szpitalu w Częstochowie.27-latek usłyszał 9 zarzutów

0

Dziewięć zarzutów usłyszał 27-letni mężczyzna, który w nocy z niedzieli na poniedziałek (3/4 listopada) groził nożem personelowi miejskiego szpitala w Częstochowie. Mężczyzna, który był pod prawdopodobnie pod wpływem amfetaminy, nie został jednak tymczasowo aresztowany, a prokuratura zastosowała wobec niego dozór policyjny.

 

Do dramatycznych wydarzeń doszło w poniedziałek, 4 listopada, ok. godz. 1.20. Do szpitala miejskiego przy ulicy Mirowskiej na Szpitalny Oddział Ratunkowy został przywieziony pacjent z podejrzeniem, że jest pod wpływem środków odurzających. – Mężczyzna był bardzo niespokojny, dlatego załoga karetki podjęła decyzję o przypięciu 27-latka pasami do łóżka. Mężczyzna zdołał się jednak uwolnić. 27-latek zaczął biegać po SOR-ze, grożąc personelowi szpitala. Jednej z pielęgniarek przyłożył do szyi nóż, który miał przy sobie. Groził, że zabije kobietę – mówi Marta Kaczyńska, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie.

 

Na filmie z monitoringu widać, jak mężczyzna uwalnia się z pasów, część z nich przecina. Następnie atakuje jedną z pielęgniarek i chwilę biega po szpitalu, przy okazji strasząc jednego z mężczyzn wchodzących na SOR. Na koniec mężczyzna „uwalnia” innego pacjenta przypiętego do łóżka, mimo że ten tego nie chce i ucieka. 27-latek szybko został zatrzymany przez policję. Prawdopodobnie był pod wpływem amfetaminy.

 

Mężczyźnie postawiono w sumie dziewięć zarzutów: cztery za znieważenie pracowników szpitala, cztery za kierowanie wobec nich gróźb karalnych i dziewiąty za naruszenie nietykalności pielęgniarki, której 27-latek przykładał nóż do szyi. – Wobec mężczyzny zastosowano dozór policyjny. Ma się zgłaszać na policję dwa razy w tygodniu – informuje Piotr Wróblewski, rzecznik prasowy częstochowskiej prokuratury.

 

BR aip

Budapeszt: Orgia na jachcie zatopiła burmistrza z partii Fidesz Viktora Orbana

0

W niedawnych wyborach samorządowych burmistrz Győr na Węgrzech ponownie wygrał. Ale kompromitujące zdjęcia i film wideo pogrążyły Zsolta Borkaia, który oddawał się rozpuście z prostytutkmi na jachcie.

Zsolt Borkai, który w niedawnych wyborach samorządowych został ponownie wybrany burmistrzem miasta Győr w północno-zachodnich Węgrzech, rezygnuje z posady. Powód? Zatopiła go afera seksualna, był uczestnikiem orgii na jachcie, na którym przebywał w Chorwacji.

 

– Rezygnuję „ze względu na sytuację moralną” , ogłosił na pierwszym posiedzeniu rady miasta były już członek Fideszu, rządzącej na Węgrzech partii premiera Viktora Orbana. W liście otwartym Borkai napisał, że stawiane mu zarzuty są nieprawdziwe, dodał jednak, że swoją osobą i tym, co się wydarzyło, nie chce utrudniać rozwoju miasta. Uwielbia Győr, więc postanowił zrezygnować z funkcji burmistrza.

 

Jeszcze przed wyborami samorządowymi nieznana osoba (lub osoby nazywające się „adwokatem diabła”) opublikowała w sieci zdjęcia film wideo przedstawiające Borkaia w towarzystwie kilku osób podczas orgii seksualnej na jachcie. Zarzucono mu , że brał narkotyki, zadawał się z prostytutkami i oskarżono o korupcję, ale bez podania dowodów. Kilka dni po wyborach burmistrz opuścił szeregi Fideszu, a teraz ustąpił z urzędu.

 

W liście otwartym skierowanym do mieszkańców Győr napisał, że wie i ma nadzieję, że wkrótce stanie się jasne, że stawiane mu zarzuty to tylko oszczerstwa. – Jestem sportowcem, nigdy nie brałem narkotyków i nie jestem skorumpowany. Pojechałem na wycieczkę na własny koszt, nie kradłem ani nie oszukiwałem, napisał do mieszkańców swojego miasta i zakończył podziękowaniami za wspieranie go w ostatnich 13 latach.

 

aip

Prawo budowlane znowelizowane. Znikną absurdy i zbędna biurokracja

0

Ważna nowelizacja prawa budowlanego została przyjęta przez Radę Ministrów i wejdzie w życie w 2020 roku. Co się zmieni?

Już w przyszłym roku zacznie obowiązywać znowelizowane Prawo budowlane. Projekt Ustawy o zmianie ustawy Prawo budowlane oraz niektórych innych ustaw został przyjęty przez rząd 6 listopada 2019 r. Istotne zmiany dotyczą m.in. przepisów związanych z samowolami budowlanymi, pozwoleniami na budowę oraz bezpieczeństwem pożarowym. Nowelizacja wejdzie w życie po sześciu miesiącach od ogłoszenia w Dzienniku Ustaw, czyli w pierwszej połowie 2020 roku.

 

Nowe Prawo budowlane – co się zmieni?

 

Jak poinformowało Centrum Informacyjne Rządu, nowe prawo ma za zadanie przede wszystkim uprościć i przyspieszyć proces inwestycyjno-budowlany. Jako główne cele nowelizacji autorzy projektu wskazali:

 

 

    • ograniczenie biurokracji,

 

    • doprecyzowanie niejasnych przepisów,

 

    • zwiększenie bezpieczeństwa pożarowego,

 

    • usprawnienie przebiegu procesu inwestycyjnego,

 

    • promowanie podłączania nowych inwestycji do miejskiej sieci ciepłowniczej.

 

 

Nowelizacja Prawa budowlanego ułatwi legalizację niektórych samowoli budowlanych, a także zmniejszy ilość dokumentów potrzebnych do uzyskania pozwolenia na budowę. Poszerzy się także lista przedsięwzięć budowlanych, przy których pozwolenie w ogóle nie jest wymagane. Dodatkowo zaostrzeniu ulegną przepisy bezpieczeństwa pożarowego dotyczące osób, które chcą przekształcić swoje mieszkanie w nieruchomość o innej funkcji, np. usługowej. Poniżej szczegółowo omawiamy poszczególne zmiany.

 

Po wejściu w życie nowych przepisów samowole budowlane, których budowę zakończono przynajmniej 20 lat temu, będzie można zalegalizować według nowej, uproszczonej i bezpłatnej procedury. Żeby z niej skorzystać, trzeba będzie przedstawić ekspertyzę techniczną potwierdzającą, że z samowolnie postawiony obiekt może być bezpiecznie użytkowany. Konieczne będzie także przekazanie urzędnikom:

 

 

    • geodezyjnej inwentaryzacji powykonawczej,

 

    • oświadczenia o terminie zakończenia budowy,

 

    • oświadczenia o posiadanym prawie od dysponowania nieruchomością na cele budowlane.

 

 

Legalizacja, podobnie jak obecnie, będzie się wiązać z opłatą legalizacyjną, której wysokość ma pozostać taka sama jak dotychczas. Co istotne, z procedury nie będą mogli skorzystać właściciele samowoli, wobec których już toczy się postępowanie mające ustalić, czy doszło do złamania prawa. Uproszczona procedura nie obejmie też mieszkań, domów, garaży czy innych budynków, których budowa zakończyła się później niż 20 lat temu.

 

Mniej dokumentacji przy pozwoleniu na budowę

 

Chcąc rozpocząć budowę domu czy innego budynku, właściciel działki będzie odtąd potrzebował mniej dokumentów niż kiedyś. Po zmianach w prawie projekt budowlany zostanie okrojony i będzie się składać z następujących części:

 

 

    • projekt zagospodarowania działki lub terenu (usytuowanie, układ komunikacyjny, informacja o obszarze oddziaływania obiektu),

 

    • projekt techniczny (opis konstrukcji, instalacji, charakterystyka energetyczna),

 

    • projekt architektoniczno-budowlany (układ przestrzenny, projektowane rozwiązania techniczne i materiałowe).

 

 

Na tym nie koniec zmian. Na etapie uzyskiwania pozwolenia na budowę petent będzie odtąd dołączał do wniosku 3 egzemplarze projektu, a nie jak przedtem 4 egzemplarze. Co więcej, projekt techniczny trzeba będzie złożyć w urzędzie dopiero wraz z wnioskiem o udzielenie pozwolenia na użytkowanie albo ze zgłoszeniem zakończenia robót.

 

Ogrzewanie z sieci ciepłowniczej obowiązkowe

 

Pierwotny projekt nowelizacji Prawa budowlanego zawierał propozycję zmian w przepisach dotyczących sieci ciepłowniczych. Przepisy te zostały jednak ostatecznie przeniesione do innej ustawy (nowelizacja Prawa ochrony środowiska) i przyjęte przez rząd jesienią 2019 r. Oznacza to, że jeszcze w tym roku wejdzie w życie obowiązek podłączania budynków do sieci ciepłowniczej, o ile tylko jest to technicznie i ekonomicznie możliwe. – Obowiązek (…) dotyczyć będzie budynków nowych lub gruntownie modernizowanych, w odniesieniu do których niezbędne jest uzyskanie pozwolenia na budowę – poinformowało Ministerstwo Energii. – Obowiązek ten nie będzie dotyczył zatem wszystkich obiektów, które znajdują się w zasięgu systemu ciepłowniczego i w odniesieniu do których istnieją techniczne i ekonomiczne warunki przyłączenia do sieci. Zmianę odczują głównie osoby budujące nowy dom. Inwestorzy starający się o uzyskanie pozwolenia na budowę będą musieli odtąd dołączyć do wniosku oświadczenie projektanta o tym, czy istnieje możliwość podłączenia inwestycji do sieci. Jeśli tak, przyłączenie się będzie obowiązkowe.

 

Z nowego obowiązku zwolnione będą jednak osoby, które planują zamontować w budynku ekologiczne źródło ciepła o określonych w ustawie parametrach (będą to m.in. pompy ciepła, kotły na biomasę oraz systemy grzewcze wykorzystujące energię wiatrową, słoneczną i geotermalną). Rozwiązanie to ma na celu promowanie bardziej ekologicznego ciepła sieciowego zamiast opcji takich jak np. niskoemisyjne kotły na węgiel. Celem zmian jest ograniczenie emisji szkodliwych substancji do atmosfery, a w konsekwencji ograniczenie poziomu smogu. Obowiązkowe podłączanie inwestycji do sieci ciepłowniczej ma też pomóc w realizacji programu „Czyste Powietrze”. Dodatkowo nowe Prawo budowlane wprowadza kary pieniężne dla przedsiębiorców zarządzających sieciami technicznymi, którzy opóźniają wydanie warunków przyłączenia. Przepisy zakazują też przedsiębiorstwom wodno-kanalizacyjnym pobierania opłat za wydanie warunków przyłączenia do sieci.

 

Zmiany w zakresie pozwoleń na budowę

 

W ramach likwidacji biurokratycznych absurdów niektóre przedsięwzięcia budowlane zostaną zwolnione z obowiązku uzyskania pozwolenia na budowę. Będzie to m.in. budowa przydomowego tarasu naziemnego czy instalacji gazowej na zewnątrz lub wewnątrz budynku. Z obowiązku zgłoszenia budowy zwolnione zostaną z kolei m.in. urządzenia melioracji wodnej. Pewne obiekty zostaną całkowicie wyłączone spod obowiązku uzyskania pozwolenia na budowę oraz zgłoszenia. Będą to:

 

 

    • wpłatomaty,

 

    • biletomaty,

 

    • paczkomaty,

 

    • automaty sprzedające,

 

    • automaty przechowujące przesyłki,

 

    • automaty służące do wykonywania innego rodzaju usług o wysokości do 3 m włącznie.

 

 

Zmienią się też zasady sprawdzania, czy dany budynek został postawiony zgodnie z prawem. Do tej pory nieważność decyzji o pozwoleniu na budowę jakiegoś obiektu można było stwierdzić nawet po upływie wielu lat od wzniesienia budynku. To samo dotyczy decyzji o pozwoleniu na użytkowanie. Nowe przepisy wprowadzą jasną granicę – jeśli od daty doręczenia lub ogłoszenia którejś z wymienionych decyzji upłynęło 5 lat, decyzji tych nie będzie już można podważyć.

 

Bezpieczeństwo pożarowe z nowymi wymogami

 

Ostatnia istotna zmiana, jaką wprowadzi nowelizacja prawa budowlanego, będzie dotyczyć bezpieczeństwa pożarowego. Od wejścia w życie nowelizacji osoba, która dokonuje zmiany sposobu użytkowania budynku wpływającej na bezpieczeństwo pożarowe, będzie musiała mieć ekspertyzę rzeczoznawcy do spraw zabezpieczeń przeciwpożarowych. O co chodzi w praktyce? Nowe przepisy dotyczyć będą np. sytuacji, gdy zostaje przekształcone w przedszkole lub gdy piwnica w bloku ma zacząć pełnić funkcję escape roomu. Wspomniana konieczność uzyskania ekspertyzy stanowi odpowiedź na głośne doniesienia medialne związane m.in. niedostatecznym poziomem bezpieczeństwa pożarowego niektórych escape roomów.

 

aip

Mężczyzna podpalił się przed sądem w Świdniku

0

Oblał się łatwopalną substancją, a następnie podpalił. 49-latek z gminy Wólka trafił do szpitala. Policja pod nadzorem prokuratury ustala, jakie były motywy jego działania.

Policjanci otrzymali w czwartek o godz. 10.30 sygnał o mężczyźnie, który podpalił się przed budynkiem sądu w Świdniku. – Gdy przyjechaliśmy na miejsce, mężczyzna zdążył zdjąć już z siebie palące się ubranie – informuje Elwira Domaradzka ze świdnickiej policji.

 

Ze wstępnych ustaleń wynika, że mężczyzna sam oblał się łatwopalną substancją i podpalił. 49-latek trafił do szpitala. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Policja pod nadzorem prokuratury ustala, jakie były motywy jego działania.

 

aip

Łódź: Mieszkańcy kamienicy przy ul. Rewolucji 27 już dwa tygodnie żyją bez prądu

0

Katastrofa budowlana w kamienicy przy ul. Rewolucji 29 spowodowała problemy sąsiadów. Od dwóch tygodni mieszkają bez prądu. Walące się piętra urwały kabel doprowadzający elektryczność do posesji przy ul. Rewolucji 27. Teraz nie ma komu naprawić instalacji.

Pan Przemysław z parteru posesji przy ul. Rewolucji 1905 r. 27 prądu nie ma od 25 października. Tego dnia walące się piętra sąsiedniej kamienicy urwały kabel doprowadzający energię elektryczną do jego budynku. Feralnego piątku pan Przemysław miał pełną zamrażarkę jedzenia. – Zaniosłem je do zaprzyjaźnionego sklepu spożywczego. Czeka w zamrażarce ukryte pod lodami – opowiada lokator. Trudno jest też z elektroniką. – Komórkę ładuję w pracy. Tam mam dostęp do prądu – mówi łodzianin. Wieczory spędza… przy zniczach. Bo tylko takie świece mieli w sklepie przed dniem Wszystkich Świętych. Szczęśliwie w domu ma ciepło, bo pali tradycyjnie w piecu. – Mieszkam teraz sam, bo żona przeniosła się do teściów. Chcieliśmy, by dziecko miało normalne warunki do życia i nauki – mówi mężczyzna. Bez prądu żyją cztery rodziny.

 

Lokatorzy podkreślają, że od dwóch tygodni piszą i dzwonią w tej sprawie do zarządcy nieruchomości i magistratu. Bez skutku. Ich kamienica od dawna jest prywatna. Obecnie odpowiada za nią zarządca sądowy nieruchomości. Wyjaśnia, że podłączenie do prądu powinien wykonać i opłacić Urząd Miasta Łodzi, bo to zlecone przez miasto prace uszkodziły kabel. Powołuje się przy tym na art. 415 kodeksu cywilnego, który brzmi: „Kto z winy swej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia”. Nieco inaczej widzą to urzędnicy. Aleksandra Hac z łódzkiego magistratu twierdzi, że kabel doprowadzający prąd do kamienicy był… nielegalny.

 

– Z uwagi na zawalenie się części oficyny i konieczność uporządkowania i zabezpieczenia terenu budowy przy ul. Rewolucji 29 został odłączony prąd, w tym również nielegalnie poprowadzone tamtędy przyłącze z Rewolucji 27 – wyjaśnia urzędniczka. I podkreśla, że właściciel tej nieruchomości powinien podłączyć prąd w sposób legalny. Jednak po zakończeniu prac zabezpieczających w zawalonej kamienicy prąd u sąsiadów zostanie przywrócony. Ma to być wykonane po 14 listopada. To kolejna już kamienica przy ul. Rewolucji, w której pojawiły się problemy techniczne. Na początku września zawaliła się częściowo kamienica pod numerem 31. Podczas prac rozbiórkowych prowadzonych w ramach rewitalizacji runęły tam trzy stropy. Szczęśliwie nikomu nic się nie stało.

 

Nadzór budowlany wydał decyzję o rozbiórce kamienicy. Dwa miesiące później zawaliła się część sąsiadującej z nią kamienicy pod numerem 29. 25 października po godz. 9 rano runęła prawa oficyna kamienicy. Tu również udało się uniknąć ofiar. Ten budynek też był w trakcie rewitalizacji. Od czasu katastrofy budowlanej ulica Rewolucji została zawężona w tym rejonie. Ta sytuacja nie dziwi Tomasza Błeszyńskiego, łódzkiego eksperta od rynku nieruchomości. Podkreśla on, że kamienice w Śródmieściu zbudowano bardzo ciasno, a problemy jednej rzutują na stan następnej. – Kamienice w centrum Łodzi są jak domino lub klocki lego – mówi Tomasz Błeszyński. – Budowane były bardzo ciasno. Często mają wspólne ściany nośne. Także rury, kable i studzienki są blisko siebie lub są wspólne. Problemy jednej kamienicy powodują problemy w kolejnej i kolejnej… – tłumaczy.

 

aip

Jabłka droższe od grejpfrutów. Za kilogram płacimy już nawet ponad 4 zł

0

Zbiory jabłek w polskich sadach są znacznie mniejsze w 2019 roku od tych z poprzedniego, rekordowego sezonu. I to zdaniem analityków główny powód wysokich cen tych owoców na targowiskach. Nawet w marketach, w promocji, ceny jabłek bywają wyższe od przecenionych cytrusów. Czy to wyjątkowa sytuacja? Eksperci przypominają, że 2 lata temu było drożej.

Szarlotka własnego wypieku jest w tym roku znacznie droższa, a to za sprawą dużo droższych niż rok temu owoców z drzew. „Za chwilę mandarynki będą tańsze od naszych krajowych jabłek”, komentuje jedna z mieszkanek regionu. Może mieć rację, bo jak uważają analitycy, kolejne miesiące nie przyniosą spadków cen.

 

Wygląda na to, że szybko przyzwyczailiśmy się do dobrego – z punktu widzenia konsumentów. Jabłka z poprzedniego zbioru były wyjątkowo tanie, jednak Mariusz Dziwulski, ekspert z Departamentu Analiz Ekonomicznych PKO BP wskazuje: – Warto zauważyć, że obecne ceny są niższe niż w sezonie 2017/18 (w październiku o ok 17%). Skala tegorocznych wzrostów cen jest w znaczącym stopniu wynikiem niskiej bazy statystycznej. W sezonie 2018/19, kiedy mieliśmy do czynienia z rekordowymi zbiorami w Polsce, jabłka były bardzo tanie. Przypomnijmy zatem – na początku listopada 2018 roku Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego notował na targowiskach ceny jabłek od 1,50 do 2,70 zł/kg. Dziś w regionie trzeba zapłacić najczęściej ok. 3-4 zł za kilogram.

 

Niepokojące wieści płyną ze strony sadowników, którzy zgłaszają spadki cen skupu jabłek przemysłowych. Jeden z mazowieckich skupów oferuje 7 listopada zaledwie 45 groszy za kilogram takich owoców. Sadownicy alarmowali w sprawie spadku cen jabłek przemysłowych jeszcze pod koniec października. Jak podał portal sadyogrody.pl, AgroUnia wystosowała apel do sadowników o wstrzymanie dostaw: „W związku z obniżkami cen jabłek przemysłowych, które nie są uzasadnione ekonomicznie oraz ze spekulacjami dotyczącymi kolejnych obniżek wzywamy do zaprzestania dostaw jabłek przemysłowych. Apelujemy do wszystkich sadowników oraz podmiotów prowadzących skupy do zaprzestania skupowania jabłek do czasu unormowania sytuacji”, cytował portal sadyogrody.pl

 

Przyjrzyjmy się bliżej liczbom i prognozom tegorocznych zbiorów jabłek. – GUS wstępnie szacuje zbiory z sadów jabłoniowych na ok. 3 mln t, tj. ok. o 25% mniej od rekordowej produkcji jabłek niż w 2018 roku. Jednak, według mnie to bardzo ostrożne założenia – uważa Karolina Załuska analityk sektora rolno-spożywczego w Banku BNP Paribas. – Z danych USDA i WAPA wynika, że zbiory jabłek w Polsce wyniosą tylko 2,7 mln t. Jednocześnie ww. kalkulacje wskazują, że w 2018 roku w Polsce zebrano 4,7- 4,8 mln t jabłek (a nie 3,9 mln t jak podaje GUS). Analityk sektora rolno-spożywczego w Banku BNP Paribas kontynuuje: – Biorąc pod uwagę intensywność owocowania w bieżącym sezonie i ilości jabłek zgromadzone w chłodniach i przechowalniach oraz ilości dostarczone do zakładów przetwórczych twierdzę, że spadek produkcji jabłek w Polsce jest dużo głębszy niż szacuje to GUS. Mariusz Dziwulski z PKO BP przywołuje dane dotyczące cen: – Według MRiRW przeciętna cena skupu jabłek deserowych w Polsce w październiku wzrosła o 113% r/r do 1,45 zł/kg (średnia na podst. notowań tygodniowych). Podwyżki cen są konsekwencją zdecydowanie mniejszej podaży jabłek w kraju w 2019 r. Według GUS krajowe tegoroczne zbiory jabłek:

 

 

    • wyniosą niespełna 3 mln t,

 

    • to mniej o 25% niż przed rokiem

 

    • o 23% więcej niż w 2017 r.

 

 

Bez wpływu nie pozostaje sytuacja poza granicami Polski. – W kierunku wzrostów cen jabłek oddziałują również spadki produkcji w pozostałych krajach UE. Niemniej, nie są one tak dynamiczne jak w Polsce– wg prognoz WAPA zbiory w UE, wyłączając nasz kraj, zmniejszą się w 2019 r. o 7,3% r/r, ale będą o 23% wyższe niż w 2017 r. – Mariusz Dziwulski.

 

– Ponieważ tegoroczne zbiory jabłek w całej UE w 2019 roku będą o 19% niższe r/r, to tak silne ograniczenie podaży zarówno w Polsce, jak i w UE powoduje, że średnie ceny jabłek deserowych w całym bieżącym sezonie będą stosunkowo wysokie. Dlatego też należy spodziewać się dalszego stopniowego wzrostu cen jabłek hurtowych i detalicznych w okresie zimowym – prognozuje Karolina Załuska.

 

Dr Mariusz Dziwulski, ekspert PKO Banku Polskiego: – Można oczekiwać, że do końca roku dynamika cen jabłek nie zwiększy się istotnie, jednak prawdopodobnie pozostanie wysoka. Zmiany zależeć będą od wysokości popytu na jabłka (zarówno wewnątrz UE jak i poza UE), który będzie miał istotny wpływ na kształtowanie ich zapasów. Do czynników hamujących dalsze wzrosty cen można zaliczyć wzrost produkcji jabłek w Chinach w sezonie 2019/20 skutkujący presją na ceny w przetwórstwie i ograniczeniem popytu na rynkach dalekowschodnich czy też spowolnienie w strefie euro (m.in. w Niemczech), które może ograniczyć tempo sprzedaży zagranicznej jabłek z Polski do UE.

 

„Mimo wysokiej podaży utrzymują się wysokie ceny jabłek. Większość odmian kosztuje 1,33-2 zł/kg. Droższe są odmiany Cortland, Lobo i Empire 2-3 zł/kg”, podał Rynek Hurotwy Bronisze, komentując sytuację rynkową między 21 a 24 października.

 

Ceny jabłek na targowiskach w regionie (notowania KPODR):

 

 

    • 5.11 w Mogilnie – 3,50 zł/kg

 

    • 4.11 w Inowrocławiu – 3,20 zł/kg

 

    • 31.10 w Lipnie – 1,80 zł

 

    • 31.10 w Koronowie – 4 zł/kg

 

 

GUS: „W bieżącym sezonie przewiduje się znacznie niższe plonowanie większości gatunków owoców z drzew i krzewów owocowych w porównaniu z rekordowym owocowaniem w poprzednim roku. Złożyło się na to kilka przyczyn: wiosenne przymrozki (jakie wystąpiły na wielu plantacjach w czasie kwitnienia i zawiązywania owoców), przedłużająca się susza oraz przesilenie drzew owocowaniem w poprzednim rekordowym sezonie”. (Przedwynikowy szacunek głównych ziemiopłodów rolnych i ogrodniczych w 2019 roku). Ceny jabłek na Rynku Hurtowym Bronisze (5.11.2019):

 

 

    • ligol 1,33 – 2,33 zł/kg

 

    • cortland 2-3 zł/kg

 

    • gala 1,33 – 2,33 zł/kg

 

    • golden delicius 1,33 – 2,50 zł/kg

 

    • lobo 1,66 – 3 zł/kg

 

    • szara reneta 2,50 – 3,66 zł/kg

 

 

Rok temu było znacznie taniej – 5 listopada 2018 roku ceny jabłek w hurcie kosztowały:

 

 

    • cortland 0,85 – 1 zł/kg

 

    • gala 0,60 – 1,10 zł/kg

 

    • gloster 0,60 – 1,10 zł/kg

 

    • golden delicius 0,70 – 1 zł/kg

 

    • jonagold 0,60 – 1 zł/kg

 

    • lobo 0,60 – 1 zł/kg

 

    • szara reneta 1 – 1,25 zł/kg

 

 

[zdj 39840099 p p] Stowarzyszenie Polskich Dystrybutorów Owoców i Warzyw „Unia Owocowa”: „Z powodu mrozów w maju wielkość produkcji w Polsce spada o 40%. Najbardziej dotknięte były to odmiany Idared, Ligol i Jonagored. W międzyczasie popyt pozostał taki sam, co prowadzi do wyższych cen. Polskie jabłka są w tej chwili tak samo drogie jak włoskie, więc teraz wszystko sprowadza się do jakości. Pod tym względem Włochy są jeszcze lepsze, ale według hodowcy może się to zmienić w ciągu kilku lat. Polska eksportuje dużo jabłek do Egiptu i Indii. Kraje te wspólnie wypełniają lukę pozostawioną przez rosyjskie embargo”.

 

aip

Kraków: Pokłosie lizania po szyi i twarzy oraz wpychania języka do ust. Dyrektor teatru Bagatela oskarżony o molestowanie, idzie na urlop

0

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie molestowania i mobbingu w teatrze Bagatela. Sprawa dotyczy dyrektora Henryka Jacka Schoena, który miał molestować pracownice swoje pracownice. Dyrektor ogłosił, że idzie na urlop. Nie wiadomo jeszcze na jak długo.

To pokłosie afery, jaka wybuchła w środę. Dziewięć pracownic teatru Bagatela oskarża dyrektora Henryka Jacka Schoena o molestowanie i mobbing. O sprawie poinformowały prezydenta Jacka Majchrowskiego, który zgłosił sprawę do prokuratury. Schoen w wydanym oświadczeniu zaprzecza oskarżeniom. List pracownic skierowany został do organizatora teatru – czyli prezydenta miasta. Wśród zarzutów pojawiają się m.in. takie sytuacje, jak lizanie po szyi i twarzy, wpychanie języka do ust, poklepywanie.

 

Prezydent Krakowa idzie do prokuratury

 

– Prezydent spotkał się z osobami związanymi z teatrem Bagatela na ich prośbę i podczas tego spotkania został poinformowany o zarzutach, jakie stawiane są dyrektorowi teatru. Na prośbę prezydenta taka informacja została mu też przekazana na piśmie. Podczas spotkania z dyrektorem Schoenem prezydent poprosił o ustosunkowanie się do zarzutów. Czekamy na wyjaśnienia dyrektora, niezależnie jednak prezydent zdecydował o zawiadomieniu prokuratury i przekazaniu jej pisma, które otrzymał od pracownic teatru – mówi Monika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta. Zapewnia także, że magistrat podchodzi do zarzutów bardzo poważnie i chce ochronić kobiety oskarżające dyrektora. Zawiadomiono już Państwową Inspekcję Pracy. Dodatkowo, prezydent wystąpi do prokuratury, żeby zawiesić Schoena do czasu wyjaśnienia sprawy.

 

Sam prezydent miasta nie ma możliwości prawnych, by to zrobić. Jednak – z tego, co mówią same zainteresowane – dyrektor Bagateli właśnie od prezydenta otrzymał listę nazwisk. I dlatego obawiają się szykan. Zwłaszcza że Henryk Jacek Schoen – jak twierdzą podpisane pod listem pracownice krakowskiej sceny – dzwonił już do nich, próbując powstrzymać oskarżenia. W odpowiedzi na oskarżenia dyrektor Bagateli wydał oświadczenie, w którym zapewnia, że nigdy nie „molestował seksualnie pracownic ani kobiet współpracujących z Teatrem, a także nie dopuszczał się mobbingu”. Dodaje również, że jego zdaniem „złożone pismo jest jedynie narzędziem do uzyskania przez niektóre z podpisanych pod nim osób znaczenie dalej idących celów”. Mówi, że ma poczucie „niezasłużonej krzywdy”, którą wyrządzono jemu i jego żonie. Na żadne nasze pytania jednak nie chciał odpowiadać. W piątek ma spotkać się z prezydentem Krakowa i przedstawić odpowiedzi na zarzuty.

 

#MeToo po krakowsku

 

Lizanie po szyi, wpychanie języka do ust, poklepywanie – to tylko niektóre zachowania, których dopuścić się miał Henryk Jacek Schoen, dyrektor teatru Bagatela, wobec swoich pracownic. Ten jednak zaprzecza zarzutom. A prezydent Krakowa – po kilku dniach od uzyskania o tym informacji – zawiadamia prokuraturę. Środa, godz. 13.43, sekretariat w budynku przy ul. Karmelickiej 1. Od godz. 13 czekam na spotkanie z dyrektorem. Z gabinetu wychodzi w końcu Henryk Jacek Schoen i wręcza kartkę z lakonicznym oświadczeniem.

 

„Stanowczo zaprzeczam zarzutom zawartym w piśmie skierowanym do p. Prezydenta Krakowa przez kilka kobiet pracujących w Teatrze Bagatela. Nigdy nie molestowałem seksualnie pracownic ani kobiet współpracujących z Teatrem, a także nie dopuszczałem się mobbingu. Jestem w trakcie przygotowywania odpowiedzi na zarzuty, które złożę na ręce Prezydenta Miasta. Myślę, że złożone pismo jest jedynie narzędziem do uzyskania przez niektóre z podpisanych pod nim osób znacznie dalej idących celów. Mam poczucie wielkiej krzywdy, którą wyrządzono mnie i mojej Żonie. Będę bronić swojego dobrego imienia i swojej niewinności”. – Nie jestem w stanie odpowiadać dziś na pytania – skwitował, gdy próbowaliśmy doprecyzować np. o jakie „znacznie dalej idące cele” miało chodzić pracownicom. Oświadczenie to pokłosie doniesień medialnych, które pojawiły się w środę rano. Mowa o liście, skierowanym przez dziewięć pracownic Bagateli do prezydenta Krakowa, w którym domagają się reakcji na molestowanie i mobbing, jakiego dopuścić się miał szef krakowskiej sceny.

 

Wymioty po wizycie w gabinecie dyrektora

 

Kobiety opisują, że dyrektor pozwalał sobie na zachowania, które przekraczały normy dopuszczalne w relacji dyrektor -pracownik. – Zdarzyło się, że przyszedł poobserwować spektakl. Staliśmy w ciemności. Zapytał, jak idzie, po czym stwierdził, że jestem taka kochana i on mnie tak bardzo lubi, że musi mnie przytulić. I tak kilkakrotnie. Po czym zaczął wpychać mi język do ust i do ucha, lizać mnie po szyi, poklepywać – mówi jedna z sygnatariuszek listu.

 

To tylko jedna z opowieści. Inna z pracownic wyszła z gabinetu szefa tak roztrzęsiona, że… zwymiotowała. – Dopiero, kiedy zaczęłyśmy rozmawiać z koleżankami z innych działów okazało się, że takich przypadków niestosowanego zachowania jest więcej – mówi pracownica Bagateli. – Zrozumiałyśmy, że to, co wydawało nam się incydentami, dotyczy nas wszystkich. I właśnie dlatego postanowiłyśmy działać. Opowiadając o tych sytuacjach zaczęłyśmy się uczyć, jak pozbyć się wstydu bycia ofiarą – dodaje.

 

Solidarność z aktorkami teatru Bagatela

 

Monika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta Krakowa zapewnia, że magistrat poważnie traktuje zarzuty i chce ochronić kobiety oskarżające dyrektora. Zawiadomiono już Państwową Inspekcję Pracy. Dodatkowo, prezydent wystąpi do prokuratury, żeby zawiesić Schoena do czasu wyjaśnienia sprawy. Jednak – z tego co mówią same zainteresowane – dyrektor Bagateli właśnie od prezydenta otrzymał listę nazwisk. O tym, że dyrektor Schoen sam powinien odejść do czasu wyjaśnienia sprawy jest przekonana Małgorzata Jantos, szefowa miejskiej komisji kultury. – Jeśli, jak mi powiedziano, zgłoszenia do prezydenta były wcześniej – to pan dyrektor winien zawiesić swoje urzędowanie w teatrze do czasu wyjaśnienia sprawy. Ale oczywiście jest to decyzja pana dyrektora – mówi radna.

 

W podobnym tonie wypowiada się inna radna tej samej komisji, Nina Gabryś. – Upublicznienie niedopuszczalnych aktów molestowania i mobbingu, które miały mieć miejsce w teatrze Bagatela, wpisują się w ogólnoświatowy ruch #metoo. Kluczowe jest, by teraz zawiesić dyrektora lub by on sam zrezygnował, do czasu wyjaśnienia sprawy. To ofiary powinny być w pierwszej kolejności chronione i wreszcie mieć możliwość poczuć się bezpiecznie w swoim miejscu pracy – tłumaczy radna Gabryś. Dodaje, że warto pomyśleć o szkoleniach antydyskryminacyjnych i równościowych w instytucjach miejskich i urzędzie. Zapewnia, że działająca przy prezydencie miasta Rada ds. Równego Traktowania – której jest członkinią – z pewnością zajmie się tematem.

 

Tymczasem z pracownicami Bagateli po ujawnieniu listu do prezydenta Krakowa zaczęło się solidaryzować środowisko artystyczne. Zespół przygotowujący w Bagateli spektakl „Żyd z Wesela” w reżyserii Klaudii Hartung-Wójciak, stwierdził w swoim liście: „Kategorycznie nie zgadzamy się na udział dyrektora w próbach do naszego przedstawienia. Naszym obowiązkiem jest solidarność, a zasada domniemania niewinności nie zwalnia z konieczności zabezpieczenia dobrostanu osób, które czują się zagrożone. Za optymalne rozwiązanie uważamy zawieszenie dyrektora do momentu wyjaśnienia sprawy”. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Dyrektor Schoen odwołał dzisiejszą próbę wspomnianego spektaklu, a kostiumograf został „wezwany do zwrotu zaliczki na kostiumy”. Dziś o godz. 21 w Cyrkach przy ul. Szerokiej 32 zaplanowano wieczór solidarności z pracownicami Bagateli.

 

Zerowy limit alkoholu dla kierowców. Nie wsiądziesz do auta nawet po „jednym piwie”. Nie będzie taryfy ulgowej?

0

Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu (ETSC) chce, aby na terenie UE wprowadzono zerowy limit alkoholu dla kierowców. Aktualnie ten limit jest różny i zależy od decyzji krajów członkowskich.

Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu chce przekonać Unię Europejską do zniesienia limitów na zawartość alkoholu w organizmie dla kierowców. Zdaniem ETSC powinna obowiązywać jednakowa wartość we wszystkich krajach członkowskich i miałoby to być 0,0 promila.

 

Obecnie to dany kraj decyduje, jaki limit alkoholu obowiązuje na jego terenie. W Polsce dopuszczalny limit to 0,2 promila. Z kolei w Niemczech, Francji i Hiszpanii jest to 0,5 promila.

 

LIMITY ALKOHOLU W NIEKTÓRYCH KRAJACH UNII EUROPEJSKIEJ

 

 

    • Niemcy – 0,5 promila

 

    • Hiszpania – 0.5

 

    • Francja – 0,5

 

    • Polska – 0,2

 

    • Czechy – 0,0

 

    • Słowacja – 0,0

 

 

Na najwięcej mogą pozwolić sobie Brytyjczycy. Na terenie Zjednoczonego Królestwa obowiązuje limit 0,8 promila (z wyjątkiem Szkocji – 0,5). Z kolei do bezwzględnego zakazu zawartości alkoholu w organizmie muszą się stosować Czesi i Słowacy.

 

Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu już rozpoczęła kampanię informacyjną w tej sprawie. Jej zdaniem wykluczyłoby to możliwość ewentualnej pomyłki, która mogłaby wyniknąć z nieznajomości prawa w danym kraju. Poza tym Rada przekonuje, że jest to dobre rozwiązanie chociażby dlatego, że ludzie różnie reagują na taką samą dawkę alkoholu.

 

LIMITY ALKOHOLU W POLSCE

 

 

    • do 0,2 – dopuszczalna wartość

 

    • od 0,21 do 0,5 – wykroczenie

 

    • powyżej 0,5 – przestępstwo

 

 

Na razie to tylko pomysł ETSC, ale jak donosi serwis auto-swiat.pl, Parlament Europejski i Komisja Europejska mogą poważnie się nad tym zastanowić. Tym bardziej, że pomysł popierają… sami producenci alkoholu. Kampania współfinansowana jest z The Brewers of Europe – organizacją zrzeszającą 29 stowarzyszeń browarniczych z całej Unii Europejskiej.

 

aip

W toruńskim zoo urodziły się pigmejki – najmniejsze małpki świata

Pigmejki w toruńskim ZOO zamieszkują od 2007 roku. Do tej pory były tylko dwie, ale niedawno stadko miniaturowych małpek z rodziny pazurkowców powiększyło się.

 

Najmniejsze małpki świata, zamieszkujące w Ogrodzie Zoobotanicznym w Toruniu, doczekały się bliźniaków. Pigmejki przyszły na świat we wrześniu. W naturze pigmejki zamieszkują lasy deszczowe zachodniej Brazylii, południowo-wschodniej części Kolumbii oraz wschodnich obszarów Ekwadoru i Peru.

 

Są najmniejszym przedstawicielem małp – długość ich ciała wynosi średnio 14-16 cm, ogon mierzy od 15 do 20 cm, a średnia waga, to ok. 85 g. Małpki doskonale wspinają się po drzewach. Żywią się owocami, liśćmi, owadami, larwami, sokiem drzew oraz małymi kręgowcami i bezkręgowcami. Najczęściej żyją w parach lub małych, rodzinnych grupach.

 

Czy popularne „małpki” znikną wkrótce ze sklepów?

0

Czy popularne „małpki” znikną wkrótce ze sklepów? Chcą tego niektóre samorządy. W odpowiedzi na ich apele Ministerstwo Zdrowia nad propozycjami zmian w zakresie profilaktyki i rozwiązywania problemów związanych z uzależnieniami – poinformował „Dziennik Gazeta Prawna”.

 

Niektórzy samorządowcy uważają, że dostępność tzw. małpek zwiększa spożycie alkoholu wysokoprocentowego w Polsce. Pojawiają się głosy, że sprzedaż alkoholu w małych butelkach powinna być zakazana, albo objęta wyższą akcyzą.

 

Nie wszyscy samorządowcy zgadzają się jednak z tą opinią. Niektórzy zwracają uwagę, że zakaz sprzedaży „małpek” mógłby przynieść odwrotny skutek: zamiast małych butelek wódki, klienci nadal kupowaliby alkohol, tylko po prostu o większej pojemności. Adam Dudziak, dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego urzędu miasta w Bydgoszczy, w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” podnosi jeszcze inne kwestie: według statystyk, sprzedaż alkoholu w małych opakowaniach stanowi 29% ogółu wolumenu rynku wódki w Polsce. Dużo więcej sprzedaje się więc butelek o większych pojemnościach. – Kluczowe dla zmian postaw społecznych są również właściwie ukierunkowane działania społeczne, które dotyczą administracji każdego szczebla, a nie zakazy – dodaje.

 

Samorządowcy domagają się jednak podjęcia kroków przez Ministerstwo Zdrowia w tej sprawie i być może wprowadzenia nawet zmian w prawie. Na jednym z zespołów roboczych Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego zawnioskowali o możliwość „wprowadzenia rozwiązań w kierunku zmiany modelu spożywania alkoholu w Polsce, z uwagi na rosnący udział sprzedaży mocnych alkoholi w butelkach o małej pojemności” – ustalił „Dziennik Gazeta Prawna”. Co to oznacza dla konsumentów?

 

Jak na razie trudno odpowiedzieć na pytanie, czy Ministerstwo Zdrowia zakaże sprzedaży mocnych alkoholi w butelkach o małych pojemnościach, a tym samym tzw. małpki znikną ze sklepów. Resort zdrowia zadeklarował jednak, że „trwają intensywne prace koncepcyjne nad propozycjami zmian w zakresie profilaktyki i rozwiązywania problemów związanych z uzależnieniami” – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”. Czytaj więcej na ten temat w materiale na biznes.gazetaprawna.pl: Jeśli sprzedaż „małpek” rzeczywiście zostanie zakazana, boleśnie odczuje to wielu Polaków.

 

Bowiem jak wynika z danych firmy badawczej Synergion, mocnego alkoholu w butelkach o małych pojemnościach kupuje się dziennie w Polsce aż 3 mln sztuk! Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy podważa jednak te dane. Zdaniem przedstawicieli ZP PPS wyniki sprzedaży małych opakowań wódek są w rzeczywistości o połowę mniejsze niż wynika z szacunków Synergion.

Bydgoszcz: Ukryty atak i sposób utrudnienia praktyk religijnych…?

Nie cichną echa kontrowersji związanych ze zmianami organizacji ruchu wokół Starego Rynku w Bydgoszczy. Wciąż idzie o farę, a dokładnie o ograniczenie ruchu samochodowego również w jej obrębie. Do akcji wkroczył poseł PiS Bartosz Kownacki, który uważa te zmiany za „ukryty atak i sposób utrudnienia praktyk religijnych”.

Do naszej redakcji we wtorek wieczorem trafił list, jaki bydgoski poseł PiS Bartosz Kownacki wystosował do prezydenta Rafała Bruskiego. Chodzi o sprawę braku dojazdu do bydgoskiej katedry w związku ze zmianami w organizacji ruchu, jakie w obrębie Starego Rynku zaczęły obowiązywać dokładnie 8 września tego roku. Najpierw sam biskup Tyrawa napisał do prezydenta Bydgoszczy uznając, że „zakaz ruchu przy farze narusza wolność Kościoła”. Rafał Bruski jednak stanowczo odmówił zrobienia dla niego wyjątku, przekonując, że zasady obowiązują wszystkich. „Wierzę też, iż konieczność dostosowania się do nowej organizacji ruchu nie zachwieje fundamentami Kościoła, na których zbudowana jest jego siła” – pisał w odpowiedzi na list biskupa. Jarosław Wenderlich, szef klubu radnych PiS wstawił się za bp. Tyrawą i szukał pomocy u wojewody kujawsko-pomorskiego. Ten ostatni w reakcji na interwencję radnego poprosił w ratuszu o wgląd w pełną dokumentację dot. zmian w organizacji ruchu. Wymiana dokumentów trwa. Teraz do akcji wkroczył jeszcze poseł Kownacki, który – jak w mailu ze skanem listu do prezydenta dodaje szefowa jego biura poselskiego – nie kryje oburzenia w związku z zamknięciem dojazdu do katedry.

 

„Ksiądz Biskup Jan Tyrawa zwracał się już w liście otwartym w sprawie tego zarządzenia, lecz póki co bez pozytywnego rezultatu. Dlatego też stanowczo przeciwstawiam się temu zakazowi. Katedra Bydgoska jest centralnym punktem diecezji, siedzibą biskupa oraz miejscem, w którym odbywa się wiele bardzo ważnych wydarzeń religijnych i kulturalnych. Dwa miejsca parkingowe przeznaczone do użytkowania nie spełniają potrzeb wiernych i duchowieństwa, odwiedzających świątynię” – czytamy w liście posła (pisownia oryginalna). Kownacki dodaje też, że w jego mniemaniu, zmiany w organizacji ruchu w pobliżu fary, są „ukrytym atakiem i sposobem utrudnienia praktyk religijnych”. I dlatego apeluje o cofnięcie decyzji o ograniczeniu ruchu. „Pozostawienie sprawy w obecnym stanie rzeczy przypomina działania z mrocznych czasów komunizmu, które szykanowały duchowieństwo i wierzących” – kończy swoje pismo Kownacki. Co na to prezydent Rafał Bruski? Na razie nic. – Jak dotąd pismo nie trafiło jeszcze do ratusza – mówi Marta Stachowiak, rzeczniczka prezydenta Bydgoszczy.

 

– Gdy pan prezydent się z nim zapozna, z pewnością odniesie się do jego treści. Pełna treść listu posła Kownackiego do prezydenta Rafała Bruskiego: „We wrześniu 2019 roku podjął Pan decyzję dotycząca zakazu ruchu przy Katedrze Bydgoskiej. W moim odczuciu jest to działanie bardzo kontrowersyjne. Ksiądz Biskup Jan Tyrawa zwracał się już w liście otwartym w sprawie tego zarządzenia, lecz póki co bez pozytywnego rezultatu. Dlatego też stanowczo przeciwstawiam się temu zakazowi. Katedra Bydgoska jest centralnym punktem diecezji, siedzibą biskupa oraz miejscem, w którym odbywa się wiele bardzo ważnych wydarzeń religijnych i kulturalnych. Dwa miejsca parkingowe przeznaczone do użytkowania nie spełniają potrzeb wiernych i duchowieństwa, odwiedzających świątynię. Przez tę decyzję, która jest ukrytym atakiem i sposobem utrudnienia praktyk religijnych, wierni mają problem z dojazdem na codzienne lub niedzielne Eucharystie, na śluby i pogrzeby. Utrudniony dojazd mają również kapłani, którzy dbają o stały konfesjonał w katedrze. Duże utrudnienia ma także kuria bydgoska – Ksiądz Biskup, wszyscy pracownicy i interesanci tej instytucji. Katedra jest także bardzo ważnym zabytkiem bydgoskim, który wymaga wielu nakładów remontowych, a decyzja władz bydgoskich praktycznie uniemożliwia dojazd konserwatorów i ekip remontowych. Pomimo apelu Biskupa Bydgoskiego decyzja nie została cofnięta. Dlatego apeluję o jej zmianę. Pozostawienie sprawy w obecnym stanie rzeczy przypomina działania z mrocznych czasów komunizmu, które szykanowały duchowieństwo i wierzących”.

 

aip

Smród i muchy w przedszkolu w Sosnowcu. Rodzice mają dość i piszą skargę do Sanepidu

0

Rodzice mieli dość smrodu w Przedszkolu Miejskim nr 44 w Sosnowcu. Napisali list i zgłosili sprawę do sanepidu. W liście do redakcji napisali, że fetor z kanalizacji czuć w placówce od początku roku szkolnego a na ścianach siedzą roje much. Nikt nie reaguje na ich uwagi. Co na to dyrekcja?

Od początku roku szkolnego w budynku przedszkola czuć fetor wydobywający się z kanalizacji.

 

Śmierdzi, widać roje much

 

Dzieci siedzą w takich warunkach przez cały dzień. Na ścianach i na ubraniach dzieci siedzą roje much. Personel cały czas otwiera okna i wietrzy, często mimo naszych protestów, a dzieci wracają do domu przeziębione – napisali w liście do redakcji zdesperowani rodzice przedszkolaków z Przedszkola Miejskiego nr 44 w Sosnowcu. Rodzice mieli też żal do dyrekcji placówki, że unika z nimi kontaktu i nie wyjaśni im całej sytuacji. – Wielokrotnie próbowaliśmy porozmawiać o tym z panią dyrektor, ale bezskutecznie, wciąż słyszeliśmy, że jest nieobecna lub nie może się z nami spotkać – piszą rodzice.

 

Kontrola sanepidu

 

W piątek w przedszkolu zjawili się inspektorzy Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, by skontrolować ten stan rzeczy i sprawdzić, czy nie ma zagrożenia dla zdrowia dzieci.

 

Awaria już usunięta

 

Co na tę sytuację dyrekcja Przedszkola? – Owszem, mieliśmy awarię instalacji wodociągowej, ale została już usunięta – powiedziała nam w piątek Dorota Bem, dyrektorka Przedszkola nr 44 w Sosnowcu. Jednocześnie po szczegóły tej sprawy, która mocno zbulwersowała rodziców, odsyła do Wydziału Inwestycji w Urzędzie Miejskim w Sosnowcu.

 

Firma remontowa uszkodziła instalację?

 

– Rzeczywiście w przedszkolu była awaria sieci kanalizacyjnej. Podczas wakacji w placówce był prowadzony remont. Prawdopodobnie firma, która ten remont prowadziła, doprowadziła do tej sytuacji. Jednak już została zobowiązana do jej naprawienia w ramach gwarancji – powiedział nam Karzysztof Polaczkiewicz z biura prasowego Urzędu Miejskiego w Sosnowcu. Jak dodaje Polaczkiewicz, dyrekcja szkoły zgłosiła awarię już na początku roku szkolnego.

 

AD aip

Lori Lightfoot szuka następcy nadkomisarza policji

0

Burmistrz Lori Lightfoot odniosła się do spekulacji o odejściu nadkomisarza departamentu policji Chicago. Wynika z nich, że Eddie Johnson w ciągu najbliższych dni może zrezygnować ze stanowiska.

 

Podczas uroczystości rozpoczęcia budowy nowego centrum Blue Cross Blue Shield w dzielnicy Morgan Park burmistrz została zapytana przez dziennikarzy czy ma już następcę nadkomisarza. „Póki co mamy szefa policji. Kiedy przyjdzie czas na zmiany to o tym poinformuje. Rozważamy jednak możliwość rotacji na tym stanowisku w przyszłym roku” – powiedziała Lightfoot. Eddie Johnson od trzech lat jest nadkomisarzem chicagowskiej policji. Podczas prezentacji w poniedziałek budżetu departamentu na forum Rady Miasta zasugerował, że rozważa przejście na emeryturę. Z informacji podanych przez media wynika, że burmistrz już rozpoczęła poszukiwania nowego szefa policji. W miniony piątek spotkała się z byłym nadkomisarzem departamentu policji Los Angeles, Charlie Beck’iem. Zapytana o niego przez dziennikarzy stwierdziła, że nie wie o czym mówią.

 

BK

Kupon Eurojackpot w Polsce jest dużo droższy niż w Niemczech. Dlaczego Polacy płacą więcej?

0

W piątek 8.11.2019 roku do wygrania w loterii Eurojackpot będzie rekordowa kwota – 335 milionów złotych. Jak wygrać te gigantyczne pieniądze? Wystarczy kupić kupon Eurojackpot, który w Polsce kosztuje 12,50 zł. Ta kwota bulwersuje jednak wielu graczy, którzy kupowali kupon Eurojackpot za granicą, na przykład w Niemczech, czy w Holandii.

 

Dlaczego? Kupując kupony Eurojackpot np. w Niemczech, za kupon zapłacimy 2 euro, czyli niecałe 9 zł (cena jest uzależniona od kursu euro do złotówki). Podobnie jest w innych krajach, gdzie można zagrać w Eurojackpot. Skąd ta różnica w cenie? Dlaczego Polacy za Eurojackpot płacą więcej niż Niemcy? Czy kupon Eurojackpot jest najdroższy w Europie?

 

Eurojackpot to europejska gra liczbowa, która powstała w 2012 roku. Od września 2017 roku można w nią grać także w Polsce. W sumie w loterii uczestniczy 18 państw m. in. Niemcy, Holandia, Czechy, Finlandia, Norwegia i Włochy.

 

Grający typuje 5 z 50 liczb oraz 2 z 10 liczb. Można grać na własne liczby lub metodą na chybił trafił. Zakład zawierany jest na jedno najbliższe losowanie. Maksymalna pula na wygrane I stopnia w Eurojackpot to 90 mln euro, czyli ok. 375 mln zł. Gwarantowana pula na wygrane I stopnia – 10 mln euro, czyli ok. 41 mln zł, więc wygrana II stopnia może wynieść nawet 2 mln złotych. Wysokie kwoty wygranych sprawiają, że coraz więcej graczy decyduje się na zakup kuponu Eurojackpot.

 

W większości państw Europy pojedynczy zakład kosztuje 2 euro, po przeliczeniu na złotówki to niecałe 9 zł (tak wynika z obecnego kursu euro). W Polsce za kupon Eurojackpot musimy zapłacić 12,50 zł. Z czego wynika różnica?

 

Jak informują przedstawiciele Lotto, na cenę zakładu składa się stawka za zakład (10 zł) oraz dopłata na fundusze celowe (2,50 zł). Wysokość dopłaty uregulowana jest w Ustawie o grach hazardowych. To właśnie dzięki środkom przekazywanym w ramach dopłat na specjalne fundusze miliony graczy LOTTO od wielu lat wspierają rozwój polskiego sportu oraz kulturę narodową.

 

Z każdego 1 zł wydanego na gry liczbowe LOTTO, 19 groszy przeznaczane jest na sport i kulturę – czytamy na oficjalnej stronie Totalizatora Sportowego. 75 procent dopłaty wpływa na Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej, który wspiera m.in. inwestycje o szczególnym znaczeniu dla sportu oraz modernizację infrastruktury sportowej. Natomiast 20 procent z każdego zakładu przekazywane jest na Fundusz Promocji Kultury.

 

– Dzięki graczom Lotto w latach 1994-2016 w ramach dopłat przekazaliśmy do Skarbu Państwa około 10,6 mld zł na wsparcie sportu i 1,9 mld zł na kulturę narodową. Tylko w 2016 roku wpłaty te wyniosły ponad 760 milionów złotych na wsparcie sportu oraz prawie 200 milionów złotych na wsparcie kultury – informują właściciele Totalizatora Sportowego.

 

AM aip

Lekka atletyka. Trener Kaliszewski: Bez przyjaźni i zrozumienia nie dałoby się nic zdziałać

0

Anita Włodarczyk 26 października podczas Gali 100-lecia Polskiego Komitetu Olimpijskiego odebrała złoty medal za zwycięstwo w konkursie rzutu młotem na igrzyskach olimpijskich w Londynie. Polka zajęła w 2012 roku drugie miejsce, za Tatianą Łysenko. Okazało się, że Rosjanka startowała wtedy na dopingu. W ostatni poniedziałek replika tego krążka trafiła na muzealną „Ścianę chwały” polskiego olimpizmu.

Były to wzruszające chwile nie tylko dla dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej, ale także dla jej trenera Krzysztofa Kaliszewskiego.

„Bez przyjaźni i zrozumienia nie dałoby się nic zdziałać. Jest to ciężka praca. Państwo widzicie końcowy efekt. Ale tak kolorowo nie jest, bo przecież przydarzają się także złe chwile, jak np. kontuzje, z którymi musimy sobie radzić. I to, że mamy do siebie pełne zaufanie powoduje, że potrafimy bardzo szybko z tego wychodzić i później jeszcze być skutecznym. To też jest zasługa naszego teamu – lekarza, fizjoterapeuty, fizjologa – wszyscy w tym maja cegiełkę, żeby ta atmosfera dla Anity była najbardziej komfortowa. My wiemy co chcemy zrobić, my mamy cel. Tym cele jest zdobywanie największych laurów sportowych na świecie i do tego dążymy.” – mówił Polskiemu Radiu trener Kaliszewski.

„U nas jest tak jak w starym, dobrym małżeństwie. Spędzamy z Anitą ponad 300 dni w roku na zgrupowaniach i zawodach. Musimy współpracować. W tym roku minęło 10 lat naszej współpracy. Znamy się jak łyse konie. I chyba na tym to polega, że w tych trudnych chwilach – a każdy takie ma w życiu – w tym momencie możemy się wspierać, bo się bardzo dobrze znamy. I to jest najważniejsze i każdemu trenerowi życzę takiej synergii w grupie. Bo to buduje. To buduje sukces – w każdej chwili jednym spojrzeniem możemy przekazać sobie wiele rzeczy, o które nam chodzi.” – podkreśla trener dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej.

Anita Włodarczyk – z powodu kontuzji kolana – nie startowała w lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Dosze. Teraz przechodzi rehabilitację, aby być gotową na olimpijski sezon.
„Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie powiedzieć ile Anita będzie rzucać w Tokio. Jeżeli ten proces [rehabilitacji i wznowienia treningów] będzie szedł w tym kierunku, w jakim idzie, czyli bardzo dobrze, to myślę, że Anita będzie walczyła o złoty medal. Każda tak impreza rządzi się swoimi prawami. Na pewno nie można powiedzieć, że będzie to „tani” medal – są zawodniczki, którym forma zwyżkuje. Ja też liczę na inne Polki – Joannę Fiodorow i Malwinę Kopron. Jeśli wszystko będzie tak jak do tej pory, to gwarantuję, że jedziemy po złoty medal – bronić tego tytułu, który Anita zdobyła w Rio de Janeiro.” – podkreśla Kaliszewski.

Igrzyska olimpijskie w Tokio rozpoczną się 24 lipca.

Redakcja Sportowa PR / R. Bała / Kk

Polscy piłkarze i pozostałe narodowe drużyny, które wystąpią na Euro 2020 rozgrywać będą mecze piłką „Uniforia”

0

Polscy piłkarze i pozostałe narodowe drużyny, które wystąpią na Euro 2020 rozgrywać będą mecze piłką „Uniforia”. To oficjalna futbolówka przyszłorocznego turnieju, który odbędzie się w 12 krajach Starego Kontynentu. UEFA poinformowała o tym w środę wieczorem.

Nazwa to połączenie „jedności” i „euforii”, producentem piłek na imprezy tej rangi jest od 1972 roku firma Adidas.

Redakcja Sportowa PR / Kk

fot. UEFA.com

Od północy strajkuje personel kabinowy niemieckiej Lufthansy

0

Od północy strajkuje personel kabinowy niemieckiej Lufthansy. Związek zawodowy UFO, który jest organizatorem 48 godzinnego protestu, domaga się podwyżek, podniesienia emerytur i poprawy warunków pracy. Z powodu strajku Lufthansa odwołała w całym kraju ponad 1300 lotów. Są wśród nich także rejsy z Polski i do Polski.

Do strajku przystąpiło ponad dwadzieścia jeden tysięcy pracowników personelu kabinowego Lufthansy. Władze firmy próbowały sądownie zakazać protestu, ale sąd pracy ostatecznie na strajk zezwolił. Rzecznik prasowy Lufthansy Martin Leutke przyznał, że może on dotknąć nawet sto osiemdziesiąt tysięcy pasażerów. „Proponowaliśmy związkowi zawodowemu UFO rozmowy, mieliśmy dobre propozycje, chcieliśmy nadal rozmawiać, ale UFO odrzuciło propozycje i postanowiło strajkować. To jest najgorsze rozwiązanie” – powiedział Martin Leutke. Zastępca przewodniczącego związku zawodowego UFO Daniel Flor przeprosił podróżnych za utrudnienia i zapewnił, że strajkujący tylko walczą o swoje pracownicze prawa.

Jeszcze dziś związek zawodowy podejmie decyzję, czy do strajku przyłączy się personel kabinowy spółek zależnych od Lufthansy – Eurowings, Germanwings, Lufthansa CityLine i SunExpress. Pasażerowie odwołanych lotów mogą za darmo zmienić rezerwację biletów na inny dzień lub na trasach krajowych zamienić je na bilet kolejowy.

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)//Waldemar Maszewski, Berlin/dw

Francja: Policja usuwa obozowiska imigrantów w Paryżu

0

Francuska policja ewakuowała setki imigrantów z dwóch obozowisk w północnym Paryżu. Funkcjonariusze podjęli działania po wczorajszym ogłoszeniu przez rząd zaostrzenia polityki dotyczących przyjmowania migrantów.

W akcji brało udział około 600 policjantów. Eskortowali oni nielegalnych migrantów z namiotów, a autokary transportowały uchodźców do ośrodków przyjęć. W dwóch koczowiskach w okolicy stacji metra Porte de la Chapelle przebywało od 600 do 1200 migrantów. Wielu z nich, w tym rodziny z dziećmi, twierdziło, że pochodzą z Afganistanu lub Afryki Subsaharyjskiej.

Prefekt paryskiej policji Didier Lallement powiedział, że nie będzie dłużej tolerować takich obozowisk w pobliżu dróg i „w żadnym innym miejscu publicznym w Paryżu”. Dodał, że dzisiejsza operacja jest jedną z największych od czasu, kiedy w Paryżu zaczęły powstawać obozowiska namiotowe.

Minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner zapowiedział, że z kilku obozów znajdujących się północno-wschodniej części Paryża przed końcem roku zostanie wywiezionych około trzech tysięcy migrantów. Podkreślił, że w celu powstrzymania tworzenia się nowych osad w trzech nowych ośrodkach dla imigrantów zostanie udostępnionych 16 tysięcy miejsc.

Od czasu zamknięcia obozu dla migrantów w Calais w 2016 roku coraz więcej uchodźców przenosi się do Paryża. Imigranci tworzą tam obozy namiotowe. Mimo likwidacji koczowisk wciąż pojawiały się nowe – w innych miejscach.

Wczoraj francuski rząd przedstawił nowy, dwudziestopunktowy program dotyczący kontrolowania napływu imigrantów. Ułatwiona ma być imigracja zarobkowa uzależniona od bieżących potrzeb państwa francuskiego. Obecnie brakuje na przykład specjalistów od karoserii samochodowych i weterynarzy. Ten rodzaj imigracji dotyczy jednak około trzydziestu tysięcy osób wykonujących poszukiwane zawody. Zwiększona do pół miliona ma być liczba studentów zagranicznych. Premier Francji Edouard Philippe wyjaśnił, że rząd, przyjmując zapowiedziane założenia, kierował się chęcią odzyskania kontroli nad polityką dotyczącą imigracji. Podkreślił, że chodzi o to, aby w przejrzysty i stanowczy sposób sprecyzować zasady przyjmowania imigrantów i ich integracji. Premier Edouard Philippe zapowiedział likwidację dzikich obozów imigrantów na północy Paryża, gdzie koczuje około trzech tysięcy osób, utworzenie nowych ośrodków dla osób ubiegających się o azyl polityczny, zaostrzenie przepisów dotyczących nadawania obywatelstwa i wydawania wiz.

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/AFP/wcześn./hm/dw

Rosja: W kalinińskiej Elektrowni Atomowej uruchomiły się systemy zabezpieczające

0

W kalinińskiej Elektrowni Atomowej został wyłączony jeden z bloków energetycznych – podało radio Echo Moskwy. Miejscowe służby ratownicze Ministerstwa do spraw Nadzwyczajnych Sytuacji poinformowały, że nie odnotowały w tym rejonie wzrostu promieniowania radioaktywnego.

Z komunikatu biura prasowego Kalinińskiej Elektrowni Atomowej wynika, że w trakcie przeglądu technicznego uruchomiły się systemy zabezpieczające. Szczegóły na razie nie są znane. W lipcu w tej samej elektrowni wyłączyły się trzy bloki energetyczne. Oficjalnie jako przyczynę podano awarię transformatora. Kalinińska Elektrownia Atomowa jest zlokalizowana w obwodzie twerskim, w połowie drogi między Moskwą i Petersburgiem. Jej reaktory jądrowe pracują od 1984 roku i zaopatrują w energię elektryczną Petersburg, Moskwę, Twer, Czerepowiec oraz Włodzimierz.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Maciej Jastrzębski/Moskwa/dw

Prezes NIK Marian Banaś wnioskuje do marszałek Sejmu o powołanie dwóch wiceprezesów Izby. Marszałek Witek pozostawiła wniosek bez rozpoznania

0

Dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu Andrzej Grzegrzółka poinformował, że do marszałek Sejmu Elżbiety Witek trafił wniosek prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia w sprawie powołania dwóch wiceprezesów Izby. Dodał, że marszałek pozostawiła wniosek bez rozpoznania ze względu na kończącą się kadencję Sejmu. Dyrektor CIS powiedział też, że Elżbieta Witek przekazała prezesowi, iż jego wnioskiem będą mogli zająć się posłowie nowej kadencji.

Zgodnie z ustawą o Najwyższej Izbie Kontroli, wiceprezesów Izby, w liczbie 3, powołuje i odwołuje marszałek Sejmu, po zasięgnięciu opinii właściwej komisji sejmowej, na wniosek prezesa NIK-u.
Pod koniec września marszałek Sejmu Elżbieta Witek wręczyła Małgorzacie Motylow akt powołania na stanowisko wiceprezesa Najwyższej Izby Kontroli. Wcześniej sejmowa komisja do spraw kontroli państwowej odwołała troje dotychczasowych wiceprezesów: Ewę Polkowską, Wojciecha Kutyłę i Mieczysława Łuczaka.
O zmiany wnioskował prezes Izby Marian Banaś, zanim wziął bezpłatny urlop z powodu wątpliwości dotyczących jego majątku.

IAR/Naukowicz/jf/sk

Komisja Europejska obniża nieznacznie prognozy gospodarcze dla Polski na 2019 i 2020

0

Polska gospodarka rozwija się w tym roku nieco wolniej niż Komisja Europejska przewidywała w maju. Obniżyła ona też prognozy gospodarcze na przyszły rok, ale Polska pozostaje w czołówce w Unii. Według jesiennych danych opublikowanych dziś w Brukseli, PKB Polski w tym roku wyniesie 4,1 procent, czyli o jedną dziesiątą punktu procentowego mniej w porównaniu z wiosennymi prognozami.

W przyszłym roku Komisja Europejska prognozuje spadek i PKB na poziomie 3,3 procent. To o trzy dziesiąte punktu procentowego mniej niż w maju. Jeśli te najnowsze prognozy potwierdzą się, Polska pozostanie w grupie krajów z wysokim PKB, choć spadnie z drugiego miejsca na czwarte zarówno w tym, jak i w przyszłym roku. W tym roku najszybciej będzie rozwijać się gospodarka Irlandii – 5,6 procent PKB, kolejne miejsca zajmą Malta i Węgry, a w przyszłym roku najwyższy wzrost odnotuje Malta 4,2 procent PKB przed Rumunią i Irlandią. Za dwa lata natomiast wzrost gospodarczy w Polsce ma się utrzymać na poziomie 3,3 procent PKB i da to Polsce wraz z Rumunią drugi wynik w Unii, po Malcie.

W analizie dotyczącej Polski eksperci Komisji Europejskiej napisali, że wzrost gospodarczy spowolni, ale pozostanie silny, na solidnym poziomie i będzie wspierany przez popyt wewnętrzny. „Prywatna konsumpcja jest głównym czynnikiem wzrostu gospodarczego, wspieranym przez korzystne trendy na rynku pracy i bodźce fiskalne” – czytamy w dokumencie. Jeśli chodzi o wzrost inwestycji, to – jak przewiduje Komisja – będzie on umiarkowany, a powodem mają być słabsze przewidywania dotyczące popytu w sektorze prywatnym. Inwestycje publiczne wspierane z unijnych funduszy będą rosły, choć wolniej, z powodu problemów ze sfinalizowaniem niektórych dużych projektów infrastrukturalnych. Analitycy Komisji Europejskiej napisali, że niepewność co do perspektyw gospodarczych dla Polski jest związana z możliwymi zakłóceniami w globalnych łańcuchach dostaw, które mogą odbić się negatywnie na polskich producentach.

W najnowszych prognozach gospodarczych są także dane dotyczące deficytu finansów publicznych. Jeśli chodzi o Polskę, to w tym roku ma on wzrosnąć, choć mieścić się w dopuszczalnym poziomie i wynieść 1 procent PKB. Jest to związane ze znaczącym – jak napisali eksperci Komisji – wzrostem świadczeń społecznych, chodzi zarówno o te emerytalne, jak i o wypłatę 500 złotych na dzieci. W przyszłym roku deficyt finansów publicznych spadnie i wyniesie 0,2 procent PKB, co ma wynikać z jednorazowych wpływów z opłaty przekształceniowej OFE w IKE. Komisja Europejska przewiduje także spadek długu publicznego w Polsce z 47,4 procent PKB w tym roku do 45,5 procent PKB w przyszłym roku. Dobra ma być również sytuacja na rynku pracy – bezrobocie w tym roku w Polsce ma wynieść 3,5 procent i to będzie jeden z najniższych wyników w Unii, po Czechach z bezrobociem na poziomie 2,1 procent.

IAR/Beata Płomecka/Bruksela/dw

Zmarł sprzedawca lodów dla którego zorganizowano zbiórkę pieniędzy

0

W środę zmarł mężczyzna, który zdobył krajowy rozgłos po jak w 2016 roku jego zdjęcie trafiło do mediów społecznościowych. 89-letni wówczas Fidencio Sanchez sprzedawał lody z wózka.

 

Po tym jak jego żona poważnie zachorowała a córka zmarła w ten sposób chciał zarobić na utrzymanie rodziny. Przypadkowa osoba zrobiła mu zdjęcie i rozpoczęto zbiórkę pieniędzy na stronie GoFundMe. Celem było zgromadzenie 3 tysięcy dolarów ale ostatecznie kwota ta wyniosła 380 tysięcy. Ludzie poruszeni losem rodziny Sancheza składali datki nie tylko z Chicago ale z całych Stanów Zjednoczonych. Mężczyzna zmarł na skutek powikłań po zarażeniu sepsą. Rodzina w wydanym oświadczeniu podziękowała wszystkim za to, że przyczynili się do tego, iż przez ostatnie 3 lata jego życia miał zapewnione środki finansowe. Sanchez przez 23 lata sprzedawał lody z wózka w dzielnicy Little Village.

 

BK

Pokazała środkowy palec prezydentowi i wygrała wybory

0

Rowerzystka z Wirginii, która pokazała środkowy palec kawalkadzie prezydenta Donalda Trumpa wygrała wybory do lokalnej rady powiatowej. Po incydencie z 2017 roku Juli Briskman straciła pracę.

 

We wtorek jednak została wybrana do rady Algonkian District w powiecie Loudoun. Powiedziała, że jej priorytetami są przejrzystość w funkcjonowaniu administracji rządowej i zwiększenie finansowania szkół. W październiku 2017 roku Donald Trump wracał z pola golfowego w Sterling w Wirginii. Briskman przejeżdżająca na rowerze obok prezydenckich samochodów pokazała środkowy palec. Jej zdjęcie natychmiast trafiło do mediów społecznościowych. Podczas wywiadu udzielonego CNN przyznała, że była oburzona działaniami Trumpa i zareagowała impulsywnie. Stwierdziła, że mimo obietnic prezydent nic nie zrobił w kwestii poprawy systemu ubezpieczeń zdrowotnych, nazwał dobrymi ludźmi białych nacjonalistów z Charlottesville, przez co szerzy nienawiść i mimo tak licznych ofiar podczas strzelaniny na koncercie w Las Vegas nic nie zrobił by w przyszłości nie dochodziło do podobnych tragedii.

 

BK

Rowerzystka zginęła w wypadku w Old Irving Park

0

Rowerzystka została śmiertelnie potrącona przez śmieciarkę w dzielnicy Old Irving Park. Do wypadku doszło w środę przed 7 rano na skrzyżowaniu   Milwaukee Avenue i Kilbourn Avenue.

 

Samochód na zielonych światłach skręcał w prawo kiedy uderzył jadącą na rowerze 37-letnią kobietę. Jej zgon stwierdzono na miejscu. Chicagowska policja po przesłuchaniu świadków zdarzenia potwierdziła wersję kierowcy, który zeznał, że kobieta w momencie uderzenia znajdowała się w tzw. ślepym punkcie. Nie wiadomo czy 21-letni kierowca śmieciarki został ukarany mandatem. W tej samej dzielnicy przy Irving Park Road i Kimball Avenue    20 października potrącony został 26-letni rowerzysta. Mężczyzna zmarł na skutek rozległych obrażeń głowy i kręgosłupa. Sprawca wypadku zbiegł z miejsca zdarzenia. W tym roku w Chicago śmiertelnie potrąconych zostało trzech rowerzystów.

 

BK

Nieznana substancja w słodyczach powodem hospitalizacji uczniów

0

Ośmiu uczniów szkół średnich w południowej dzielnicy Chicago trafiło do szpitala po zjedzeniu ciasta i żelków z zawartością nieznanej substancji. W czwartek około 11 przed południem wezwano karetki pogotowia do Fenger Academy High School w Roseland.

 

Trzech uczniów źle się poczuło po zjedzeniu tzw. brownies. Zabrano ich do szpitala. Godzinę później podobne zgłoszenie otrzymano z Epic Academy w South Shore. W tym przypadku trzy dziewczyny i dwóch chłopców, wszyscy w wieku 16-lat zjedli żeliki. Młodzi ludzi także trafili do szpitala. Szkoły powiadomiły rodziców o sytuacji i zwróciły się z apelem o ostrożność w spożywaniu produktów żywnościowych nieznanego pochodzenia W sprawie prowadzone jest dochodzenie.

 

BK