20.4 C
Chicago
piątek, 13 czerwca, 2025

Iran dokonał odwetowego ataku na Izrael. Blisko 60 osób rannych

0

Iran w piątek wieczorem dokonał odwetowego ataku na Izrael. Irańska armia wystrzeliła trzy serie rakiet w kierunku izraelskiego terytorium, eksplozje słychać było w Jerozolimie i Tel Awiwie. Według izraelskiego dziennika „Jerusalem Post” blisko 60 osób zostało rannych.

„Iran przeprowadza zdecydowaną i precyzyjną odpowiedź przeciwko dziesiątkom celów, baz i (obiektów) infrastruktury wojskowej reżimu syjonistycznego” – napisała wcześniej irańska Gwardia Rewolucyjna w komunikacie. Z kolei duchowo-polityczny przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei oświadczył, że Izrael rozpoczął wojnę, w związku z tym nie można pozwolić, aby przeprowadzał ataki na zasadzie „uderz i uciekaj” bez poważnych konsekwencji.

 

Izraela armia potwierdziła, że niewielka liczba budynków została uszkodzona, a niektóre szkody powstały w wyniku przechwytywania irańskich rakiet przez izraelską obronę powietrzną. Według armii Iran wystrzelił mniej niż 100 rakiet, a zdaniem premiera Izraela Benjamina Netanjahu duża część irańskich pocisków została zestrzelona.

 

Przeprowadzone w piątek nad ranem izraelskie ataki były wymierzone w dziesiątki celów wojskowych w Iranie, w tym obiekty jądrowe. Według irańskich mediów i urzędników uszkodzono kluczowy zakład wzbogacania uranu w Natanz w środkowej części kraju oraz obiekt w Parczin, gdzie, w ocenie ekspertów, prowadzone są badania nad bronią jądrową.

 

Szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) Rafael Grossi poinformował, że w wyniku ataku Izraela na Iran naziemna fabryka wzbogacania uranu w Natanz została zniszczona. Argentyńczyk przemawiał podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) w Nowym Jorku. Przekazał, że wewnątrz obiektów wystąpiło skażenie radioaktywne, głównie cząstkami alfa, które można opanować za pomocą „odpowiednich środków ochronnych”.

 

MAEA podała wcześniej, że nie odnotowała wzrostu promieniowania w rejonie instalacji Natanz. Przekazała również, że władze w Teheranie powiadomiły ją, iż atak nie objął elektrowni jądrowej Buszehr.

 

Portal dziennika „Jerusalem Times” poinformował, że w piątek przed południem izraelska armia zaatakowała również obiekty w miastach Sziraz i Tebriz. W pierwszym cel stanowiła fabryka pocisków, a w drugim – lotnisko wojskowe lub jego okolice.

 

Z kolei irańska agencja Fars przekazała po południu, że słychać było eksplozje w pobliżu zakładów wzbogacania uranu w Fordo, kluczowego ośrodka irańskiego programu nuklearnego, zlokalizowanego w pobliżu świętego dla szyitów miasta Kom. Obiekty zbudowano głęboko pod ziemią na górzystym terenie, co ma chronić je przed atakami z powietrza. Ośrodek budowany był potajemnie, jego istnienie ujawniono w 2009 roku.

 

W wyniku ataku zginęło co najmniej kilku wysokich rangą wojskowych irańskich, w tym dowódca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej generał Hosejn Salami oraz szef sztabu generalnego Mohammad Bageri. Ponadto zabito co najmniej sześciu naukowców zajmujących się energetyką jądrową.

 

Jak podała irańska agencja Nour, w piątkowych atakach w samym Teheranie zginęło co najmniej 78 osób, a 329 zostało rannych.

 

Choć libańska organizacja terrorystyczna Hezbollah potępiła izraelskie ataki i wyraziła pełną solidarność z Iranem, to w rozmowie z Reutersem odrzuciła możliwość przeprowadzenia ataku na Izrael.

 

Przedstawiciel Sił Obronnych Izraela, cytowany przez agencję Reutera, powiedział w piątek, że kraj jest gotowy na wielodniową konfrontację, ale zależy to także od sposobu odpowiedzi Iranu.

 

Premier Izraela Benjamin Netanjahu ogłosił w orędziu do narodu, że Iran w ostatnich miesiącach rozpoczął prace nad wykorzystaniem wzbogaconego uranu do celów militarnych i posiada wystarczającą ilość tego surowca, by zbudować dziewięć bomb atomowych. Podkreślił, że stanowi to zagrożenie dla istnienia państwa izraelskiego.

 

Jak zauważył dziennik „Jerusalem Post”, Netanjahu umieścił w czwartek kartkę w Ścianie Płaczu z tekstem „lud powstanie jak lew”, co było zapowiedzią ataku na Iran; operacja izraelskich wojsk nosi nazwę „Powstający Lew”.

 

Przed piątkowym atakiem na Iran w centralnej części tego kraju operowała izraelska służba specjalna Mosad – poinformowała agencja Reutera, opierając się na źródłach w izraelskich służbach bezpieczeństwa. Według amerykańskiej telewizji Fox News bezpośrednio przed atakiem Izrael zwabił czołowych dowódców irańskich sił powietrznych na spotkanie.

 

W czwartek prezydent USA Donald Trump oświadczył, że jego kraj chce „dyplomatycznego rozwiązania kwestii irańskiego programu nuklearnego”, a „cała administracja została skierowana do negocjacji” z Teheranem.

 

Jednak, jak podał w piątek portal Axios, izraelscy urzędnicy mówili mediom po rozpoczęciu ataku na Iran, że wbrew publicznym wypowiedziom amerykańskiego prezydenta Donald Trump dał im zielone światło, a operacja była skoordynowana z Waszyngtonem. Biały Dom nie potwierdził tych doniesień.

 

„Sądzę, że było to znakomite. Daliśmy im (Irańczykom) szansę i nie wykorzystali jej. Zostali mocno trafieni, bardzo mocno. Tak mocno, jak to możliwe. I nadchodzi więcej (ataków). Dużo więcej” – oświadczył Trump w rozmowie z ABC News.

 

We wpisie na swej platformie Truth Social prezydent dodał później: „Dwa miesiące temu dałem Iranowi 60 dni na +zrobienie dealu+. Powinni byli to zrobić! Dziś jest dzień 61. (…) Teraz być może mają drugą szansę!”

 

USA i Iran od kwietnia przeprowadziły pięć rund rozmów o porozumieniu, które ma ograniczyć irański program nuklearny w zamian za zniesienie części sankcji przeciwko Teheranowi. Szósta runda tych negocjacji miała się odbyć niedzielę w Omanie, ale po izraelskich atakach ich przeprowadzenie stoi pod znakiem zapytania.

 

Trump oświadczył w piątek, że Iran musi zawrzeć porozumienie, zanim nic nie pozostanie z tego kraju, i musi uratować to, co było znane jako irańskie (perskie) imperium.

 

Piątkowy atak wywołał reakcję rynków, podbijając ceny ropy i wywołując spadki na giełdach; wzrosły obawy, że kolejny konflikt w regionie zakłóci globalne dostawy surowców energetycznych. Cena ropy Brent wzrosła ponad 8 proc., do około 75 dol. za baryłkę.

 

Swoje zaniepokojenie sytuacją w regionie i działaniami Tel Awiwu wyraziło szereg państw, w tym Chiny, Turcja, Japonia, Indonezja, Malezja, a także Arabia Saudyjska i inne arabskie kraje Bliskiego Wschodu. Premier Kataru Mohammed bin Abdulrahman as-Sani stwierdził, że Izrael działa nierozważnie i niweczy możliwość zaprowadzenia pokoju w regionie.

 

Sekretarz generalny NATO Mark Rutte, szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, a także brytyjski premier Keir Starmer czy szef włoskiego MSZ Antonio Tajani zaapelowali o deeskalację sytuacji na Bliskim Wschodzie.

 

Przebywający w Pradze na międzynarodowej konferencji o bezpieczeństwie GLOBSEC minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha przypomniał, że Iran jest krajem dostarczającym broń Rosji.

 

Prezydent Francji Emmanuel Macron powiedział w piątek, że Iran „ponosi poważną odpowiedzialność” za destabilizację w regionie. Ocenił, że Izrael ma prawo do tego, by się bronić i zapewniać sobie bezpieczeństwo. Podobne oświadczenie wydał niemiecki urząd kanclerski.

 

Ambasador Izraela w Paryżu Joshua Zarka podkreślił jednak, że Francja nie jest tak bliskim sojusznikiem, jakim była wcześniej, dlatego – w przeciwieństwie do USA – nie została uprzedzona o ataku.

 

MSZ w Jerozolimie poinformowało w piątek o bezterminowym zamknięciu wszystkich izraelskich placówek dyplomatycznych na świecie. Przebywających za granicą obywateli kraju wezwano do zachowania szczególnej ostrożności, w tym nieeksponowania żydowskich symboli i unikania zgromadzeń związanych z judaizmem i Izraelem.

 

Przewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech Josef Schuster oświadczył, że niemiecki rząd musi w obecnej sytuacji „zdecydowanie stanąć po stronie Izraela”. Jego zdaniem Iran jest odpowiedzialny za terror i stanowi zagrożenie dla państwa żydowskiego.

 

W Rzymie wzmocniona została w piątek ochrona terenu historycznego getta i innych wrażliwych obiektów. Obszar ten jest szczególnie chroniony od czasu ataku Hamasu na Izrael w 2023 r.

 

W wyniku ataku Izrael i Iran, a także Irak i Jordania zamknęły swoją przestrzeń powietrzną. Przewoźnicy z całego świata odwołali lub zmienili trasy lotów na Bliski Wschód. Polskie Linie Lotnicze LOT poinformowały w piątek, że nie korzystają z irańskiej przestrzeni powietrznej w rejsach tranzytowych do Azji.

 

Grecja i W. Brytania wezwały do unikania żeglugi w południowym regionie Morza Czerwonego i informowania o wszystkich rejsach przez Cieśninę Ormuz w odpowiedzi na izraelskie ataki na terytorium Iranu.

 

Sytuacja na Bliskim Wschodzie opóźniła wylot prezydenta Andrzeja Dudy z Singapuru, skąd głowa państwa wracała do Polski po złożeniu oficjalnej wizyty w tym kraju.

 

Rzecznik MSZ Paweł Wroński zaapelował w piątek do Polaków o powstrzymanie się od podróży na Bliski Wschód. Powiadomił, że obecnie nie ma przesłanek do ewakuacji Polaków.

 

Jak poinformowała wiceminister spraw zagranicznych Henryka Mościcka-Dendys, żaden z Polaków przebywających w Izraelu i Iranie nie doznał uszczerbku na zdrowiu; według danych z systemu Odyseusz w Izraelu przebywa 64 polskich obywateli, a w Iranie – 4, choć MSZ zakłada, że może ich być tam kilkunastu.

 

Szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz oświadczył w piątek, że wojsko jest gotowe wesprzeć ewakuację Polaków z Bliskiego Wschodu, jeśli będzie taka potrzeba. (PAP)

 

mrf/ mms/ sp/

Atak Izraela na Iran: Polscy kierowcy zapłacą więcej na stacjach paliw

0

Z powodu eskalacji konfliktu na linii Izrael-Iran już w przyszłym tygodniu polscy kierowcy mogą zapłacić więcej na stacjach paliw – prognozują analitycy Refleksu. Podwyżki mogą sięgnąć kilkunastu groszy na litrze, w zależności od odpowiedzi Iranu na izraelski atak.

Z danych Refleksu wynika, że w mijającym tygodniu benzyna i diesel potaniały na polskich stacjach średnio o 3 grosze na litrze, a autogaz – o 4 grosze. Ale, jak podkreślają analitycy, to zdecydowanie koniec obniżek cen na stacjach. Na kolejny tydzień Reflex prognozuje średnie ceny na poziomie 5,79 zł za litr benzyny 95, 5,70 zł za litr oleju napędowego i 2,80 zł za litr LPG.
Jak podkreślają analitycy, już w nocy z czwartku na piątek, na wieść o ataku Izraela na Iran, ceny sierpniowych kontraktów na ropę Brent wzrosły chwilowo o ponad 9 dol. na baryłce, do 78,5 dol., aby w piątek rano spaść do 73 dol. Jak podkreśla Reflex, w tej chwili rynek ropy naftowej nie wycenia scenariusza istotnego wpływu konfliktu na podaż i transport ropy naftowej z Bliskiego Wschodu przez Cieśninę Ormuz, którą Iran kontroluje.
Reflex przypomina, że zgodnie z danymi amerykańskiej Agencji Informacji Energetycznej, przez cieśninę Ormuz w 2023 r. przepłynęło blisko 20 proc. światowego morskiego transportu ropy. Dodatkowo trasę tę pokonują znaczące wolumeny produktów naftowych na rynki azjatyckie, a także LNG z Kataru i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.(PAP)

Wielka dziura w budżecie w kwietniu. Rok temu była nadwyżka 4 mld zł. Dziś brakuje 1,6 mld zł

0

W kwietniu saldo rachunku bieżącego było ujemne i wyniosło 1,6 mld zł. W tym samym miesiącu 2024 r. saldo rachunku bieżącego było dodatnie i wyniosło 4 mld zł – podał w piątek Narodowy Bank Polski.

W piątek Narodowy Bank Polski opublikował wstępne dane bilansu płatniczego Polski za kwiecień 2025 r. Wynika z nich, że saldo rachunku bieżącego było ujemne i wyniosło 1,6 mld zł, wobec 4 mld zł nadwyżki w kwietniu zeszłego roku.
„W kwietniu 2025 r. w rachunku bieżącym bilansu płatniczego odnotowano dodatnie saldo usług (14,9 mld zł) i niewielkie dodatnie saldo dochodów wtórnych oraz ujemne salda obrotów towarowych (4,0 mld zł), dochodów pierwotnych (12,5 mld zł)” – podał NBP w komunikacie.
Bank centralny ocenił, że w kwietniu 2025 r. dynamika obrotów towarowych pozostawała nadal niska. Według wstępnych danych wartość eksportu zmniejszyła się o 3,2 proc. w stosunku do kwietnia 2024 r. i wyniosła 119,8 mld zł. Wartość importu wzrosła o 2,7 proc. rok do roku i wyniosła 123,8 mld zł.
„Wzrost importu odzwierciedla stopniowe ożywienie w polskiej gospodarce. Z kolei negatywny wpływ na eksport ma przede wszystkim pogarszająca się sytuacja europejskiej branży motoryzacyjnej oraz zwiększająca się konkurencja na rynkach Unii Europejskiej” – wyjaśnił bank centralny.
Z danych NBP wynika, że w kwietniu 2025 r. wartość eksportu zmniejszyła się w pięciu spośród sześciu głównych kategorii. Największy negatywny wpływ na dynamikę eksportu miały spadki wartości towarów zaopatrzeniowych oraz dóbr inwestycyjnych. Relatywnie duży spadek sprzedaży zagranicznej odnotowali również eksporterzy towarów konsumpcyjnych trwałego użytku.
„Największy wpływ na wzrost importu w kwietniu 2025 r. miały większe dostawy towarów konsumpcyjnych, głównie półtrwałych i nietrwałych. Wyższy w porównaniu z analogicznym miesiącem 2024 r. był także import produktów rolnych. Natomiast mniejszy w porównaniu z rokiem poprzednim był import środków transportu (głównie części i pozostałych pojazdów z wyłączeniem aut osobowych), towarów zaopatrzeniowych oraz paliw” – poinformował bank centralny.
Wskazał, że na spadek importu w tej części wpłynęły przede wszystkim niższe ceny ropy naftowej. Według NBP w kwietniu 2025 r. ceny ropy importowanej do Polski obniżyły się o 11 proc.
„Przychody z tytułu eksportu usług wyniosły 41,1 mld zł i w porównaniu z analogicznym miesiącem 2024 r. zwiększyły się o 1,7 mld zł (tj. o 4,2 proc.). Wartość rozchodów wyniosła 26,2 mld zł i zwiększyła się o 1,9 mld zł (tj. o 7,7 proc.) w porównaniu z kwietniem 2024 r. Saldo dochodów pierwotnych było ujemne i wyniosło 12,5 mld zł. W porównaniu z analogicznym okresem 2024 r. poprawiło się ono o 1,1 mld zł. Największy wpływ na poprawę ujemnego salda dochodów pierwotnych miał spadek dochodów zagranicznych inwestorów z tytułu inwestycji portfelowych w polskich podmiotach (o 1,5 mld zł). Dochody inwestorów bezpośrednich w kwietniu 2025 r. wyniosły 13,4 mld zł” – dodał bank w publikacji. (PAP)

ms/ mmu/

Tusk „zachęca” Bodnara do działania ws. podejrzeń nieprawidłowości przy wyborach

0

Premier Donald Tusk zapowiedział w piątek, że będzie zwracał się do Prokuratora Generalnego Adama Bodnara, aby nie wahał się przed działaniami, nawet utworzeniem specjalnego zespołu, w sprawach zdarzeń być może o charakterze nadużycia lub fałszowania wyborów.

Jak powiedział Tusk podczas konferencji prasowej w Skarżysku-Kamiennej, „przeliczenie głosów tam, gdzie doszło do wyraźnych nadużyć albo wyraźnych błędów, i przecież nikt tego nie kwestionuje, jest jedyną sensowną decyzją”.
„Ludzie często pytają: panie Tusk, dlaczego pan nie liczy głosów, albo dlaczego pan nie unieważnia wyborów? Musimy być wszyscy poważni. Są instytucje, które są (do tego) powołane, i to nie jest rząd. Na szczęście żyjemy w kraju, w którym ani wojsko, ani rząd nie decydują o wyniku wyborów” – mówił premier.
Jak podkreślił, „mamy od tego Sąd Najwyższy, Państwową Komisję Wyborczą i prokuraturę wtedy, gdy jest podejrzenie popełnienia przestępstwa”.
„Będę zwracał się do Prokuratora Generalnego, aby nie wahał się przed podjęciem działań, być może nawet utworzeniem specjalnego zespołu, wobec zdarzeń, które mają być może charakter przestępstwa, jeśli chodzi o nadużycia czy fałszowanie wyborów” – zapowiedział szef rządu.
Jak zastrzegł, jego zamiarem „nie jest wywrócenie wyniku wyborów” prezydenckich. „Państwo polskie nie może jednak lekceważyć żadnego sygnału świadczącego o tym, że gdzieś było fałszowanie, nadużycie, zła wola, zwykła nieudolność. To wszystko musi być sprawdzone. I żaden głos nie może być zlekceważony” – podkreślił.
W ocenie szefa rządu „skala tego, co się działo, tych nieprawidłowości, i chyba ze złą wolą jednak, z dnia na dzień, co godzinę dochodzą jakieś nowe fakty i nowe informacje, które muszą być sprawdzane, że te złe rzeczy działy się w bardzo wielu miejscach”. „Tak czy inaczej organy państwa do tego powołane muszą to sprawdzić” – podsumował Tusk.
Media od kilku dni informują o nieprawidłowościach związanych z liczeniem głosów w niektórych komisjach podczas drugiej tury wyborów prezydenckich. Informowano m.in. o przypadkach, gdy sami przedstawiciele obwodowych komisji zgłaszali post factum pomyłki polegające na odwrotnym przypisaniu głosów kandydatom – te oddane na Rafała Trzaskowskiego zostały przypisane Karolowi Nawrockiemu. Tak było na przykład w Obwodowej Komisji Wyborczej nr 95 w Krakowie, a także Obwodowej Komisji Wyborczej nr 13 w Mińsku Mazowieckim.
W protestach wyborczych wnoszonych do Sądu Najwyższego podnoszone są m.in. nieprawidłowości w sporządzeniu protokołów głosowania oraz podczas liczenia głosów w niektórych komisjach wyborczych.
W czwartek poinformowano, że Sąd Najwyższy zdecydował, iż karty wyborcze z 13 obwodowych komisji, m.in. właśnie z Krakowa i Mińska Mazowieckiego, zostaną zweryfikowane. Decyzja SN dotyczy również: Obwodowej Komisji Wyborczej nr 3 w Oleśnie; Obwodowej Komisji Wyborczej nr 9 w Strzelcach Opolskich; Obwodowej Komisji Wyborczej nr 25 w Grudziądzu; Obwodowej Komisji Wyborczej nr 17 w Gdańsku; dwóch Obwodowych Komisji Wyborczych – nr 30 i 61 – z Bielska-Białej; Obwodowej Komisji Wyborczej nr 10 w Tarnowie; Obwodowej Komisji Wyborczej nr 53 w Katowicach; Obwodowej Komisji Wyborczej nr 35 w Tychach, Obwodowej Komisji Wyborczej nr 6 w Kamiennej Górze i Obwodowej Komisji Wyborczej nr 4 w Brześciu Kujawskim.
„SN powyższy dowód postanowił przeprowadzić w drodze pomocy sądowej przez właściwe sądy rejonowe” – przekazano w komunikacie tego sądu.
W czwartek rzeczniczka prasowa PG prok. Anna Adamiak informowała natomiast, że Adam Bodnar wniósł o przeprowadzenie przez SN lub właściwe sądy rejonowe w ramach pomocy sądowej oględzin kart wyborczych z 9 obwodowych komisji wyborczych. Wniosek Bodnara dotyczy niektórych z komisji, o których była mowa w komunikacie SN, czyli nr 95 w Krakowie, nr 3 w Oleśnie, nr 9 w Strzelcach Opolskich, nr 35 w Tychach i nr 25 w Grudziądzu. Ponadto odnosi się także do czterech innych komisji obwodowych: nr 4 w Bychawie, nr 1 w Magnuszewie, nr 4 w Staszowie i nr 11 w Lidzbarku.
Protesty wyborcze można wnosić do SN do poniedziałku, 16 czerwca. Zgodnie z przepisami wprowadzonymi w 2018 r. za czasów rządów PiS, właściwa do rozpatrywania protestów wyborczych i stwierdzania ważności wyborów jest utworzona wówczas Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Przed 2018 r. kwestie wyborcze rozpatrywała ówczesna Izba Pracy Ubezpieczeń i Spraw Publicznych. (PAP)

mja/ maj/ itm/

Ćwierć wieku starań, żeby Iran nie zbudował bomby jądrowej. Erdogan: Atak Izraela na Iran oczywistą prowokacją, chcą ściągnąć na świat katastrofę

0

Program nuklearny Iranu, obejmujący rozwój technologii wzbogacania uranu i badań nad bronią jądrową, budzi międzynarodowe napięcia już od lat 50. XX w. W piątek Izrael przeprowadził ataki na irańskie obiekty, w tym kluczowe instalacje nuklearne.

Według irańskich mediów i urzędników, izraelska operacja była wymierzona m.in. w zakład wzbogacania uranu w Natanz w środkowej części Iranu oraz obiekt w Parczin, gdzie, w ocenie ekspertów, prowadzone są badania nad bronią jądrową.
Eksperci zwracają uwagę, że „Izrael wielokrotnie podkreślał, że nie pozwoli Iranowi stać się mocarstwem nuklearnym i będzie dążył do zatrzymania jego programu nuklearnego”. „Decyzja USA o wycofaniu części personelu dyplomatycznego była jasnym sygnałem, że coś się stanie. Niestety dla bezpieczeństwa międzynarodowego Izrael uderzył na Iran” – powiedział PAP dr Bartosz Bojarczyk ekspert z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UMCS w Lublinie.
Iran rozpoczął rozwijanie energetyki jądrowej w 1958 r. W 1967 r. otrzymał nawet w tym zakresie pomoc Stanów Zjednoczonych, które – w ramach inicjatywy prezydenta Dwighta Eisenhowera „Atoms for Peace” – dostarczyły mu pierwszy reaktor atomowy mający służyć do celów badawczych i rozwijania technologii jądrowych z myślą o zastosowaniach cywilnych.
W 1968 r. Iran podpisał traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej i ratyfikował go w 1970 r., co oznaczało zgodę na monitorowanie prac nad technologiami jądrowymi przez inspektorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.
Jego program nuklearny wymknął się spod międzynarodowej kontroli po obaleniu szacha Mohammada Rezy Pahlawiego i przekształceniu państwa w Islamską Republikę Iranu w 1979 r.
W 2002 r. zachodnie agencje wywiadowcze otrzymały informacje pozyskane przez członków opozycyjnych organizacji Narodowa Rada Oporu Iranu oraz Organizacja Ludowych Mudżahedinów Iranu, że państwo to, w dwóch ośrodkach – Natanz i Arak – rozwija technologie jądrowe w celach innych niż cywilne. Jak czytamy w analizie think tanku Council on Foreign Relations „Jakie są możliwości nuklearne i rakietowe Iranu?”, doniesienia z początku lat 2000. na temat tajnych obiektów nuklearnych i badań wywołały alarmy w stolicach świata dotyczące tajnego dążenia do uzyskania broni jądrowej. Od tamtej pory program nuklearny Iranu stał się przedmiotem intensywnej międzynarodowej debaty i działań dyplomatycznych, które zakończyły się podpisaniem w 2015 r. porozumienia nuklearnego.
Jak podał serwis BBC w artykule „Umowa nuklearna z Iranem: co to wszystko oznacza”, w lipcu 2015 r. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Chiny, Rosja, Niemcy oraz właśnie Iran zawarły porozumienie zwane Wspólnym Kompleksowym Planem Działań (JCPOA). W zamian za zniesienie dotkliwych sankcji blokujących gospodarczo Iran z przerwami od 1979 r., ten ostatni zobowiązał się wpuścić inspektorów MAEA do dwóch ośrodków, w których w owym czasie wzbogacano uran – Natanz i Fordow.
Na mocy porozumienia prace badawcze i proces wzbogacania uranu, jedynie do wykorzystania cywilnego, miał zostać bardzo mocno ograniczony i do 2026 r. odbywać się wyłącznie w Natanz, a po 2031 r. – tylko w Fordow.
Ponadto Iran miał ograniczyć już posiadane zasoby wzbogaconego uranu o prawie 98 proc. (z 10 tys. do 300 kg), przekazując je któremuś z sygnatariuszy porozumienia. Wreszcie przebudować reaktor ciężkowodny w Arak w taki sposób, żeby ograniczyć produkcję plutonu, który – podobnie jak wzbogacony uran – może posłużyć do budowy broni jądrowej.
Administracja Baracka Obamy uważała JCPOA za wystarczające zabezpieczenie mające powstrzymać Teheran przed stworzeniem zagrożenia nuklearnego, choć – jak sama wskazywała jeszcze przed zawarciem umowy – miał on zdolność wyprodukowania od 8 do 10 bomb jądrowych w ciągu 2-3 miesięcy.
Wątpliwości dotyczące skuteczności umowy pojawiły się natychmiast po jej podpisaniu. Już 20 lipca 2015 r. Richard A. Epstein z Instytutu Hoovera wskazywał, że Iran przy każdej okazji będzie działał w złej wierze i że obchodzi go tylko to, co się stanie, jeśli zostanie złapany na rozwijaniu broni jądrowej.
Jego zastrzeżenia budziła też wartość Rosji i Chin jako partnerów mających pomóc blokować Iranowi dostęp do arsenału jądrowego: „Chin i Rosji nie należy postrzegać jako przeciwników Iranu, ich obecnego i przyszłego sojusznika. Lepiej postrzegać je jako piątą kolumnę przeciwko Zachodowi i wielu innym wrogom Iranu. (…) Putin chętnie odbierze Irańczykom nadmiar uranu. Ale w odpowiednim momencie może być gotowy go zwrócić, o ile przyniesie to Rosji korzyści” – przestrzegał Epstein, alarmując przy tym, że zniesienie sankcji zapewni Iranowi natychmiastowy dostęp do miliardów dolarów, które ten wykorzysta do finansowania wojen i ataków terrorystycznych.
Jak podał Council on Foreign Relations, pół roku po podpisaniu JCPOA MAEA złożyła raport potwierdzający, że Iran wywiązał się ze swoich wstępnych zobowiązań. To poskutkowało zdjęciem sankcji Organizacji Narodów Zjednoczonych, Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Odmrożono aktywa o wartości 100 mld dolarów, a także cofnięto ograniczenia nałożone na sektor paliwowy, co sprawiło, że eksport irańskiej ropy właściwie od razu wrócił do poziomu sprzed sankcji.
W maju 2018 r. Donald Trump, przekonując, że JCPOA jest „wadliwa w swojej istocie”, wycofał USA z tego porozumienia, przywrócił wszystkie wcześniejsze sankcje, a pół roku później nałożył kolejne. W ten sposób próbował zmusić Iran do rezygnacji z programu budowy rakiet balistycznych oraz zaangażowania w konflikty zbrojne na Bliskim Wschodzie.
Nie oglądając się na skutki gospodarcze sankcji, Iran odmówił, a zarazem uznał, że działania USA zwalniają go z respektowania postanowień JCPOA. Przystąpił do udoskonalania wirówek do wzbogacania uranu i nie oglądał się już na zawarte w porozumieniu limity oraz dopuszczalny stopień przetworzenia tego pierwiastka, który wskazuje na jego planowane zastosowanie. Wreszcie zakłady w Arak wznowiły produkcję ciężkiej wody, co również otwierało drogę do budowy bomby jądrowej.
Od kwietnia USA i Iran przeprowadziły pięć rund rozmów o porozumieniu, które miałoby ograniczyć irański program nuklearny w zamian za zniesienie części sankcji nałożonych na Teheran.
Radioaktywny uran ma największą liczbę atomową spośród wszystkich pierwiastków występujących na Ziemi naturalnie. Choć wykorzystywano go już w starożytności, m.in. do barwienia ceramiki na zielono, został odkryty w Niemczech pod koniec XVIII wieku.
Jego postać występująca w naturze składa się głównie z izotopu 238, z niespełna jednym procentem radioaktywnego izotopu 235. Posiada więc bardzo niewielkie właściwości promieniotwórcze. Zwiększenie zawartości rozszczepialnych izotopów U-235 uzyskuje się poprzez obróbkę w specjalnych wirówkach, które obracają się z prędkością naddźwiękową.
Uran, który udało się wzbogacić do 3-5 proc. zawartości izotopu 235, ma zastosowanie jako paliwo w elektrowniach jądrowych. Jego postać wzbogacona przynajmniej do 20 proc. wykorzystywana jest w reaktorach badawczych. Natomiast do budowy bomby potrzebny jest uran o zawartości U-235 nie mniejszej niż 90 proc.
Do produkcji bomby atomowej o sile zbliżonej do tej, którą USA zrzuciły w sierpniu 1945 r. na Hiroszimę potrzeba około 25 kg uranu wzbogaconego do 90 proc. Z ubiegłorocznych szacunków MAEA wynika, że Iran ma ponad 120 kg uranu wzbogaconego do 60 proc.
W procesie wzbogacania uranu powstaje tzw. zubożony uran, który też ma zastosowanie w przemyśle obronnym. Jest wykorzystywany do produkcji rdzeniów w specjalistycznych pociskach przeciwpancernych i przeciwlotniczych. Ze względu na bardzo dużą gęstość tego materiału, amunicja uranowa ma lepsze właściwości kinetyczne, a przy trafieniu zapewnia większą penetrację pancerza potęgowaną przez efekt samozapłonu. Chociaż zubożony uran jest mniej radioaktywny niż ten występujący w przyrodzie, po przedostaniu się do organizmu, wykazuje silne właściwości toksyczne. (PAP)

Erdogan: atak Izraela oczywistą prowokacją; chcą ściągnąć na świat katastrofę

Atak Izraela na Iran jest oczywistą prowokacją; władze tego kraju chcą ściągnąć na region i cały świat prawdziwą katastrofę – ocenił w piątek na platformie X prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan.
„Izrael rozwinął swoją strategię zalewania naszego regionu, a zwłaszcza Strefy Gazy, krwią, łzami i niestabilnością do bardzo niebezpiecznego poziomu. Ataki na Iran są wyraźną prowokacją, naruszającą prawo międzynarodowe” – zaalarmował turecki przywódca.
Prezydent Erdogan zwrócił uwagę na to, że do izraelskiej eskalacji doszło w momencie, gdy „nabierają tempa negocjacje dotyczące irańskiego programu nuklearnego, a presja międzynarodowa przeciwko nieludzkim działaniom wymierzonym w Strefę Gazy wzrasta”.
„Społeczność międzynarodowa musi położyć kres izraelskiemu bandytyzmowi. Należy powstrzymać ataki Netanjahu (Benjamina Netanjahu, premiera Izraela – PAP), poprzez które (Izrael) chce podpalić nasz region” – wezwał polityk.
Fahrettin Altun, rzecznik prezydenta Erdogana, wyraził pogląd, że „brak odpowiedzi na brutalną agresję Izraela przeciwko Strefie Gazy utorował drogę szerszemu kryzysowi, wzrostowi napięć w regionie i stworzył zagrożenie dla światowego pokoju”.
Izrael rozpoczął w piątek nad ranem ataki na Iran, deklarując, że ich celem są obiekty nuklearne i wojskowe. Według irańskich mediów i urzędników, operacja była wymierzona m.in. w kluczowy zakład wzbogacania uranu w Natanz w środkowej części Iranu oraz obiekt w Parczin, gdzie, w ocenie ekspertów, prowadzone są badania nad bronią jądrową.
Władze w Teheranie uznały uderzenie Izraela za deklarację wojny i wysłały w odwecie w kierunku tego państwa drony.

 

Jakub Bawołek (PAP)

Przewoźnicy odwołują loty lub zmieniają ich trasy po izraelskim ataku na Iran

0

Linie lotnicze wielu państw odwołują w piątek loty na Bliski Wschód i zmieniają trasy rejsów, ponieważ kraje regionu zamknęły swoje przestrzenie powietrzne po ataku Izraela na Iran i odpowiedzi reżimu w Teheranie.

W wyniku zaostrzenia konfliktu swoją przestrzeń powietrzną zamknęły nie tylko Izrael i Iran; na taki sam krok zdecydowały się władze Iraku i Jordanii. W związku z tym wiele linii musiało przekierować swoje loty. Niektóre z nich przedłużają również zawieszenie rejsów do Tel Awiwu, wprowadzone wcześniej m.in. w związku a atakami jemeńskich rebeliantów Huti.
Po izraelskich atakach w piątek rano, wiele maszyn przelatujących m.in. nad Irakiem zostało skierowanych do Azji Środkowej lub Arabii Saudyjskiej. Nad graniczącym z Iranem obszarem wschodniego Iraku przebiega jeden z najbardziej ruchliwych korytarzy powietrznych świata, wykorzystywany do lotów z Europy do państw Zatoki Perskiej.
O zmianach tras poinformowały m.in. linie Etihad Airways i Turkish Airlines, których samoloty zostały przekierowane do Baku, stolicy Azerbejdżanu. Lot linii Emirates z Manchesteru do Dubaju został przekierowany do Stambułu, a lot linii Flydubai z Belgradu do stolicy Armenii Erywania – podała agencja Reutera.
Linie Qatar Airways odwołały w piątek m.in. dwa planowane loty do Damaszku.
Przewoźnik Air India, którego samoloty przelatują nad Iranem w ramach rejsów do Europy i Ameryki Północnej, poinformowały o konieczności przekierowania lub zawrócenia kilku lotów, m.in. z Nowego Jorku, Vancouver, Chicago czy Londynu.
Cypryjski operator lotnisk powiadomił w piątek o 32 lotach z Bliskiego Wschodu, przekierowanych na lotniska w Larnace i Pafos.
Tureckie linie AJet odwołały loty do Iranu, Iraku i Jordanii, a Wizz Air anulował w piątek kilka rejsów, które miały odbyć się w regionie Bliskiego Wschodu. Również linie Pegasus z Turcji ogłosiły zawieszenie lotów do Iranu do 19 czerwca, a do poniedziałku – do Iraku i Jordanii.
Greckie linie lotnicze poinformowały na stronie internetowej, że odwołują wszystkie połączenia z Tel Awiwem, zaplanowane na piątek. Rosyjski Aerofłot odwołał loty do Iranu i zmienia trasy na Bliskim Wschodzie.
Polskie Linie Lotnicze LOT nie korzystają z irańskiej przestrzeni powietrznej w rejsach tranzytowych do Azji – poinformował w piątek PAP rzecznik spółki Krzysztof Moczulski. Dodał, że obecnie połączenia do Indii i pozostałych krajów azjatyckich przewoźnik realizuje zgodnie z rozkładem.
W ubiegłym tygodniu LOT powiadomił, że do 15 czerwca zawiesza rejsy na trasie Polska-Izrael. Jak wskazywała wówczas spółka, decyzje dotyczące wznowienia lotów po tym terminie mają być podejmowane „na bieżąco”.
Wcześniej połączenia z Tel Awiwem wstrzymały m.in.: British Airways – do 14 czerwca, Air India – do 19 czerwca oraz Ryanair – do 31 lipca.
Przewoźnicy zaczynają wydłużać okres bez lotów do Izraela. Holenderskie linie KLM zdecydowały w piątek o wstrzymaniu podróży do Tel Awiwu co najmniej do 1 lipca.
Niemiecki przewoźnik Lufhansa miał wznowić połączenia z Tel Awiwem od 23 czerwca po tym, jak na początku maja wstrzymał je w związku z ostrzelaniem lotniska Ben Guriona przez jemeńskich rebeliantów Huti oraz nasileniem przez Izrael działań zbrojnych w Strefie Gazy. W piątek poinformował jednak, że loty do stolicy Izraela zostaną wstrzymane w związku z obecną sytuacją przynajmniej do końca lipca. Niemieckie linie poinformowały też o anulowaniu lotów do Teheranu do 31 lipca oraz do Ammanu i Bejrutu co najmniej do 20 czerwca.
Również włoski narodowy przewoźni kITA Airways poinformował o zawieszeniu połączeń z Tel Awiwem przynajmniej do końca lipca.
Jak wylicza Osprey Flight Solutions firma zajmująca się ryzykiem lotniczym, cytowana przez agencję Reutera, od 2001 r. sześć samolotów komercyjnych zostało przypadkowo zestrzelonych, a trzech kolejnych omal nie spotkał taki sam los.
W ostatniej dekadzie doszło m.in. do zestrzelenia samolotu Malaysia Airlines lot MH17 nad wschodnią Ukrainą w 2014 r. oraz samolotu Ukraine International Airlines lot PS752 lecącego z Teheranu w 2020 r.
Według danych Eurocontrol, przez przestrzeń powietrzną na Bliskim Wschodzie przelatywało codziennie około 1,4 tys. samolotów do i z Europy.
Izrael rozpoczął w piątek nad ranem ataki na Iran, deklarując, że ich celem są obiekty nuklearne i wojskowe. Według irańskich mediów i urzędników operacja była wymierzona m.in. w kluczowy zakład wzbogacania uranu w Natanz w środkowej części Iranu oraz obiekt w Parczin, gdzie, w ocenie ekspertów, prowadzone są badania nad bronią jądrową. W piątek rano siły izraelskie zaczęły przechwytywać irańskie drony. (PAP)

mrf/ ap/

Trump dla ABC News: Izraelski atak na Iran był znakomity, będzie ich więcej

0

Prezydent USA Donald Trump powiedział w piątek w wywiadzie dla telewizji ABC News, że izraelski atak na Iran był „znakomity”, i ostrzegł, że będzie dużo więcej taki operacji – relacjonuje Reuters.

„Sądzę, że było to znakomite. Daliśmy im (Irańczykom) szansę i nie wykorzystali jej. Zostali mocno trafieni, bardzo mocno. Tak mocno, jak to możliwe. I nadchodzi więcej (ataków). Dużo więcej” – oświadczył Trump w rozmowie z ABC News, z której cytaty zamieszczono w sieci jeszcze przed emisją.
We wpisie na swej platformie Truth Social prezydent dodał później: „Dwa miesiące temu dałem Iranowi 60 dni na +zrobienie dealu+. Powinni byli to zrobić! Dziś jest dzień 61. (…) Teraz być może mają drugą szansę!”
USA i Iran od kwietnia przeprowadziły pięć rund rozmów o porozumieniu, które ma ograniczyć irański program nuklearny w zamian za zniesienie części sankcji przeciwko Teheranowi. Associated Press przypomina, że szósta runda tych negocjacji miała się odbyć niedzielę w Omanie, ale w tej sytuacji trudno powiedzieć, czy jest szansa, że do niej dojdzie.
W swym pierwszym komentarzu po ataku Izraela na Iran, który nastąpił nad ranem, Trump napisał na Truth Social, że Teheran musi zawrzeć porozumienie, zanim nic nie pozostanie z tego kraju, i „musi uratować to, co było znane jako irańskie (perskie) imperium”.
„Doszło już do licznych ofiar i wielkiego zniszczenia, ale jest jeszcze czas, by powstrzymać tę masakrę” – dodał Trump. „Nie – dla kolejnych śmierci, nie – dla dalszego zniszczenia, PO PROSTU ZRÓBCIE TO, ZANIM BĘDZIE ZA PÓŹNO (pisownia oryginalna)” – głosi wpis prezydenta adresowany do irańskich władz.
Jak zwraca uwagę agencja Associated Press, prezydent nie wyjaśnił, czy znane mu są plany Izraela.
Izrael rozpoczął w piątek nad ranem ataki na Iran, deklarując, że ich celem są obiekty nuklearne i wojskowe. Według irańskich mediów i urzędników operacja była wymierzona m.in. w kluczowy zakład wzbogacania uranu w Natanz w środkowej części Iranu oraz obiekt w Parczin, gdzie w ocenie ekspertów prowadzone są badania nad bronią jądrową. W piątek rano siły izraelskie zaczęły przechwytywać irańskie drony. Iran ocenił izraelski atak jako deklarację wojny. (PAP)

Chicago przygotowuje się do sobotniego protestu „No Kings”

0

W czwartek w centrum Chicago doszło do kolejnego protestu. Jego uczestnicy domagali się usunięcia agentów Urzędu Imigracyjnego i Celnego (ICE) z Illinois.

 

Protesty organizowane od paru dni przez Koalicję na rzecz Praw Imigrantów i Uchodźców Illinois, obejmą również marsze ulicami centrum miasta i obok Trump Tower, co spowodowało zamknięcie przez policję wielu mostów i dróg. Protesty to efekt zaostrzonych działań ICE i innych agencji federalnych w zakresie egzekwowania przepisów imigracyjnych, które wywołały niepokój w wielu społecznościach.

A wszystko zaczęło się w ubiegłym tygodniu od nalotu imigracyjnego w Los Angeles, gdzie prezydent Donald Trump wysłał nie tylko Gwardię Narodową, ale także marines.  W ten weekend w Chicago i na przedmieściach podobnie zresztą jak w wielu innych amerykańskich miastach planowanych jest szereg protestów w ramach trwających demonstracji przeciwko federalnym nalotom imigracyjnym i polityce prezydenta Trumpa.

Jutro odbędą się demonstracje pod hasłem „No Kings”. Tego samego dnia w Waszyngtonie przejdzie parada wojskowa z okazji 250. rocznicy powstania armii USA, która zbiega się z 79. urodzinami Trumpa. Policja i władze Chicago przygotowują się na manifestacje. Departament policji w wydanym oświadczeniu zaznaczył, że będzie chronił osoby korzystające z praw wynikających z Pierwszej Poprawki, ale nie będzie tolerować żadnych działań przestępczych ani przemocy.

 

NK

Bank Of America Chicago 2024 przyniósł ponad 600 milionów dolarów dochodu

0

Bank of America Chicago Marathon 2024 przyczynił się do wzrostu gospodarczego obszaru metropolitalnego Chicago o 683 miliony dolarów, co stanowi 22-procentowy wzrost całkowitego wpływu gospodarczego w porównaniu z rokiem 2023 – wynika z opublikowanego raportu.

 

W ubiegłorocznym maratonie, który odbył się 13 października, wzięło udział prawie 53 tysiące ludzi. Według danych, w 2024 r. liczba uczestników spoza stanu wzrosła ponad dwukrotnie. Kristen Reynolds, prezes i dyrektor generalny Choose Chicago, powiedziała, że maraton w Chicago jest jednym z najważniejszych wydarzeń promujących turystykę i miasto.

W 2024 r. maraton zapewnił 4589 pełnoetatowych miejsc pracy, co stanowi wzrost o 24% w porównaniu z 2023 r. Miejsca pracy wygenerowały 229 mln dolarów w ramach wynagrodzeń i dochodów z tytułu pensji.

W tym roku maraton odbędzie się w niedzielę 12 października w Grant Park.

 

BK

Gubernator J.B. Pritzker przed komisją na Kapitolu: Illinois przestrzega prawa i tego samego oczekujemy od rządu federalnego

0

Gubernator J.B. Pritzker bronił w czwartek przed komisją Izby Reprezentantów USA przepisów Illinois stanu przyjaznego nielegalnym imigrantom. Skrytykował też administrację prezydenta Donalda Trumpa za nadużywanie władzy w związku z represjami wobec nielegalnych imigrantów, które wywołały protesty w całym kraju, w tym w Chicago.

 

„Republikańska większość nie była w ogóle zainteresowana podjęciem kompleksowej reformy imigracyjnej, której potrzebujemy w tym kraju, a zamiast tego po prostu zaatakowała trzech demokratycznych gubernatorów, którzy próbują uporać się z porażkami tego Kongresu” – powiedział Pritzker. On a także gubernator Minnesoty Tim Walz i gubernator Nowego Jorku Kathy Hochul stawili się w czwartek przed komisją na Kapitolu.

„Republikanie mają niewielką większość w Izbie Reprezentantów i kontrolują rząd. Powinni współpracować z Demokratami, aby przeprowadzić tę reformę. Powinni byli nas słuchać, gdy mówiliśmy o wyzwaniach, przed którymi stoimy, próbując naprawić ich porażki, ale tego nie zrobili. Za to jest atak za atakiem” – kontynuował Pritzker. „Illinois przestrzega prawa, ale powiem jasno: oczekujemy, że rząd federalny również będzie przestrzegał prawa” – mówił J.B. Pritzker przed komisją Izby Reprezentantów ds. nadzoru i reform rządowych, kierowaną przez Republikanów.

„Nie będziemy uczestniczyć w nadużyciach władzy. Nie będziemy naruszać nakazów sądowych. Nie będziemy ignorować Konstytucji. Nie będziemy przeciwstawiać się Sądowi Najwyższemu i nie będziemy odbierać ludziom prawa do pokojowych protestów” – mówił. Pritzker stawił się przed komisją po otrzymaniu w kwietniu zaproszenia od jej republikańskiego przewodniczącego, kongresmana Jamesa Comera z Kentucky. Gubernatorzy odpowiadali na pytania członków komisji przed plakatami przedstawiającymi nielegalnych imigrantów oskarżonych o przestępstwa z użyciem przemocy.

„Na własne oczy widziałem, jak stany musiały ponosić konsekwencje wadliwego systemu imigracyjnego” – zeznał Pritzker. „Jestem dumny z tego, jak zareagowaliśmy, promując bezpieczeństwo publiczne, traktując ludzi z godnością, wspierając naszą gospodarkę i szanując rządy prawa”. Pritzker odrzucił również zarzuty, że polityka azylowa sprawiła, że Chicago i Illinois stały się bardziej niebezpieczne. Gubernator w tym kontekście wymienił inwestycje w policję i zapobieganie przemocy z użyciem broni palnej w związku z napływem migrantów do Illinois. „Jak wielokrotnie mówiłem i powiem to raz jeszcze: nie ma miejsca na naszych ulicach dla brutalnych przestępców. A jeśli są nielegalnymi imigrantami, chcę, aby opuścili Illinois i nasz kraj” – powiedział Pritzker.

„Miasta i stany zarządzane przez Demokratów opowiadają się po stronie nielegalnych imigrantów, co jest zgodne z dzisiejszą linią partii demokratycznej. Wydaje się, że nieograniczona imigracja nielegalna nie jest porażką polityki, ale samą polityką” – powiedział republikański kongresman James Comer. „Trudno jest ustalić, po której stronie stoją ci gubernatorzy, gdy chronią przestępców, podczas gdy ich obywatele ponoszą tego koszty” – dodał Republikanin.

Polityka Chicago, która uniemożliwia urzędnikom miejskim, w tym policji, współpracę z federalnymi organami imigracyjnymi, obowiązuje od 40 lat. Z kolei w 2017 r. republikański gubernator Illinois Bruce Rauner podpisał ustawę, która zabrania policji aresztowania kogokolwiek wyłącznie ze względu na jego status imigracyjny. W 2021 r. Pritzker podpisał kolejną ustawę wprowadzającą dodatkowe zabezpieczenia.

Departament sprawiedliwości USA twierdzi, że TRUST Act czyli ustawa obowiązująca w Illinois i rozporządzenie miasta Chicago dotyczące przyjmowania imigrantów są nieważne ze względu na klauzulę supremacji. Przypomnijmy, że trzy miesiące temu burmistrz Brandon Johnson zeznawał przed tą samą komisją zajmującą się miastami – sanktuariami.

 

BK

Samolot z Chicago zjechał na trawę podczas lądowania

0

Samolot linii JetBlue, który wyruszył z chicagowskiego lotniska O’Hare zjechał z pasa startowego na lotnisku Logan w Bostonie. Incydent miał miejsce w czwartek.

 

Po wylądowaniu JetBlue lot 312 wjechał na trawiasty teren poza pasem startowym 33-L około 11:55 przed południem czasu lokalnego – poinformował Massachusetts Port Authority. Nikt nie został ranny.

Pas startowy zamknięto na czas holowania samolotu a pasażerów przewieziono autobusami do terminalu. Z wstępnych ustaleń Federalnej Administracji Lotnictwa Cywilnego (FAA) wynika, że Airbus A220 zjechał na trawę podczas skręcania z pasa startowego.

 

BK

Policja z Mount Prospect mogła ujawnić dane dotyczące mieszkanki z Teksasu, która poddała się aborcji w Illinois

0

Sekretarz Illinois Alexi Giannoulas zwrócił się w czwartek o wszczęcie dochodzenia w sprawie departamentu policji za możliwe naruszenie prawa stanowego. Policja z Mount Prospect miała udostępnić dane z automatycznych czytników tablic rejestracyjnych szeryfowi z Teksasu poszukującemu kobiety, która poddała się zabiegowi aborcji.

 

Giannoulias zwrócił się do prokuratora generalnego Illinois o zbadanie tej sprawy. Sekretarz stanu zapowiedział też opracowanie systemu kontroli, w celu upewnienia się, że inne departamenty policji w Illinois nie naruszają ustawy z 2023 r. zakazującej rozpowszechniania danych z tablic rejestracyjnych w celu śledzenia kobiet przyjeżdżających do naszego stanu, aby poddać się aborcji lub poszukiwania nielegalnych imigrantów.

Przypomnijmy, że w Illinois wprowadzono ustawę zapewniającą mieszkańcom innych stanów, które ograniczyły dostęp do aborcji po uchyleniu wyroku Roe v. Wade, że stosowana u nas technologia do śledzenia nie będzie wykorzystywana do ewentualnego ścigania kobiet poddających się zabiegom aborcji w Illinois, gdzie jest on wciąż dostępny. „Czytniki tablic rejestracyjnych mogą stanowić ważne narzędzie dla organów ścigania, ale kamery te muszą podlegać regulacjom, aby nie były nadużywane do celów inwigilacji, śledzenia niewinnych osób lub kryminalizacji zachowań” – zaznaczył Alexi Giannoulias.

Według Kaiser Family Foundation Illinois jest jednym z 22 stanów i Dystryktu Kolumbii, które posiadają przepisy chroniące pacjentki i osoby wykonujące zabiegi aborcyjne przed postępowaniem karnym lub cywilnym ze strony stanów, które ograniczają tę procedurę. Według Giannouliasa policja w Mount Prospect, położonego ponad 20 mil na północny zachód od Chicago, udostępniła dane dotyczące tablic rejestracyjnych szeryfowi z powiatu Johnson w Teksasie, poszukującemu kobiety, której rodzina zgłosiła, że udała się do innego stanu by poddać się zabiegowi aborcji.

Giannoulias twierdzi również, że władze Mount Prospect udostępniły również dane dotyczące nielegalnych imigrantów poza stanem Illinois, co stanowiło naruszenie prawa. Powiedział, że od połowy stycznia do kwietnia w samym Mount Prospect przeprowadzono 262 przeszukania związane z imigracją.

 

BK

Eksplozja gazu zniszczyła dom w Crestwood. Zginęła jedna osoba

0

Mężczyzna prawdopodobnie zginął w wyniku wybuchu gazu ziemnego, który w czwartek zniszczył dom w Crestwood w Illinois. Do tragicznego zdarzenia doszło przy 141 ulicy i Kenneth.

 

Po wybuchu doszło do pożaru. Straż pożarna potwierdziła, że w momencie wybuchu, który prawdopodobnie był spowodowany wyciekiem gazu ziemnego, w domu przebywał 76-letni mężczyzna.

Dostawca gazu firma Nicor poinformowała, że na miejsce wysłała swoje ekipy, które sprawdzą czy nie ma innych wycieków i zabezpieczą system. Nikt inny nie został ranny. Ale jeden z pobliskich domów został poważnie uszkodzony.

 

BK

RPO Nowego Jorku: Zakazem podróży do USA Trump „zachwycił białych supremacjonistów”

0

Nowojorski rzecznik praw obywatelskich Jumaane Williams skrytykował Donalda Trumpa za wprowadzenie zakazu podróży do USA z dwunastu krajów świata. Stwierdził, że tym działaniem prezydent „zachwyca białych supremacjonistów”. „Wszyscy zwolennicy białej supremacji są podekscytowani” – mówił Williams podczas protestu przeciwko zakazowi na Foley Square w Nowym Jorku.

Rzecznik praw obywatelskich NYC Jumaane Williams wziął udział w czwartkowym proteście proimigranckim na Foley Square w Nowym Jorku. Przemawiając do zebranych Williams skrytykował Donalda Trumpa stwierdzając, że wprowadzony przez niego w ostatnim czasie zakaz podróży „zachwycił zwolenników białej supremacji”.

Nie szczędził ostrych słów także pod adresem burmistrza Erica Adamsa. Jego zdaniem włodarz Wielkiego Jabłka „zniknął” w sytuacji, kiedy imigranci są „zagrożeni” nalotami Urzędu Imigracyjnego (ICE). Według Williamsa nowojorczycy są „porywani” przez agentów federalnych.

Jumaane Williams jest uważany za jednego z najzagorzalszych krytyków burmistrza. Gdy we wrześniu Adams stanął w obliczu śledztwa federalnego, urzędnik podkreślał, że jest „następny w kolejce” do urzędu burmistrza, gdyby Adams został zdymisjonowany. Ostatecznie zarzuty przeciwko burmistrzowi zostały wycofane.

Williams ubiega się o kolejną kadencję na stanowisku rzecznika praw obywatelskich miasta Nowy Jork. W nawet najbardziej pesymistycznych dla niego sondażach skrajnie lewicowy aktywista prowadzi w wyścigu ze swoją główną rywalką – demokratyczną poseł do stanowego Zgromadzenia Jenifer Rajkumar reprezentującą 38. okręg Queensu.

Red. JŁ

Szeryf do demonstrantów: Jeśli zaatakujesz policjanta, wskażemy rodzinie skąd odebrać twoje zwłoki

0

Prokurator generalny Florydy ostrzegł przed ewentualną eskalacją przemocy podczas protestów antydeportacyjnych, które śladem Los Angeles są organizowane także w Słonecznym Stanie. James Uthmeier przypomniał, że Floryda ustanowiła przepisy przeciwko zamieszkom już pięć lat temu, a udział w tego typu rozruchach stanowi na półwyspie przestępstwo trzeciego stopnia. Szeryf powiatu Brevard przestrzegł z kolei, że każdy, kto fizycznie zaatakuje funkcjonariuszy pilnujących porządku zostanie „zabity”.

„Nie jesteśmy Kalifornią, nie tolerujemy zamieszek na Florydzie” – podkreślił stanowy prokurator generalny James Uthmeier.

Najwyższy urzędnik florydzkiego wymiaru sprawiedliwości odniósł się w ten sposób do rozruchów w Los Angeles, które wybuchły w wyniku serii nalotów Urzędu Imigracyjnego (ICE) na terenie powiatu – początkowo w miejscowości Paramount.

Protesty w Los Angeles skłoniły do wyjścia na ulice przeciwników deportacji nielegalnych imigrantów w całych Stanach Zjednoczonych. Na sobotę w miastach Florydy zaplanowano ponadto 70 protestów w ramach akcji „No Kings”. Setki innych odbędą się w całym kraju m.in. w związku z defiladą z okazji 250-lecia armii USA w Waszyngtonie.

James Uthmeier przestrzegł, że jeżeli protesty przerodzą się w zamieszki, łamiący prawo zostaną aresztowani i skazani na podstawie uchwalonego 5 lat temu prawa „anty-zamieszkowego”. Udział w zamieszkach jest na Florydzie przestępstwem trzeciego stopnia.

„Nie będziemy tego tolerować na Florydzie” – powiedział Uthmeier. „Jeśli przyłapiemy cię na tym [udziale w zamieszkach – red.], pociągniemy cię do odpowiedzialności” – podkreślił.

Obecny w towarzystwie Uthmeiera szeryf powiatu Brevard Wayne Ivey podkreślił, że pokojowe protesty są częścią demokracji, ale nie łamanie prawa – w tym blokowanie policyjnych radiowozów i plucie na funkcjonariuszy.

„Jeśli rzucisz cegłą, bombą zapalającą lub wycelujesz bronią w jednego z naszych zastępców, powiadomimy twoją rodzinę, skąd zabrać twoje zwłoki, bo cię zabijemy” – podkreślił Ivey. Dodał, że łatwo temu zapobiec, po prostu respektując prawo.

Red. JŁ

Gubernator Teksasu rozmieści w stanie ponad 5 tys. żołnierzy Gwardii Narodowej

0

Po wysłaniu Gwardii Narodowej do San Antonio gubernator Teksasu ogłosił, że żołnierze zostaną rozmieszczeni także w innych częściach stanu. Łącznie rozlokowanych na całym obszarze Teksasu ma zostać ponad 5 tys. gwardzistów. To odpowiedź na trwające i planowane protesty antydeportacyjne – w tym m.in. w ramach akcji „No Kings”.

Gubernator Teksasu Greg Abbott zapowiedział rozmieszczenie w różnych częściach stanu ponad 5 tys. żołnierzy Gwardii Narodowej. Celem mobilizacji jest zapewnienie „pokoju i porządku” podczas protestów antydeportacyjnych oraz anty-trumpowskich – w tym także podczas ogólnokrajowej serii demonstracji „No Kings”, które odbędą się w najbliższą sobotę w całych Stanach Zjednoczonych.

Abbott podkreślił, że pokojowe protesty są legalne, ale przemoc wobec osób lub mienia poskutkuje aresztowaniem.

Burmistrz Austin, Kirk Watson, potwierdził w środę, że miasto zostało poinformowane o gotowości Gwardii Narodowej do wsparcia Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego Teksasu (DPS) w czasie sobotnich demonstracji, jeżeli zajdzie taka potrzeba.

Rzecznik prasowy gubernatora Andrew Mahaleris oświadczył, że Teksas jest gotowy rozmieścić wszelkie niezbędne siły i zasoby w celu utrzymania prawa i porządku. Mahaleris zaznaczył, że Teksas nie będzie tolerował zamieszek podobnych do tych z Los Angeles, a osoby dopuszczające się przemocy lub zniszczeń zostaną pociągnięte do odpowiedzialności.

Red. JŁ

42-latka groziła zastrzeleniem agentów ICE, jeśli aresztują jej męża. Grozi jej 10 lat więzienia

0

42-letnia mieszkanka Teksasu została zatrzymana i oskarżona o przestępstwo federalne. Podczas rozmowy telefonicznej na początku tego miesiąca kobieta miała zagrozić funkcjonariuszowi ICE, że „zastrzeli” agentów federalnych, jeżeli aresztują jej męża. Pomimo ostrzeżeń o konsekwencjach jej słów, 42-latka kontynuowała rozmowę z podniesionym głosem i w „groźnym tonie”.

42-letnia Michelle Lee Varela z Teksasu została aresztowana i oskarżona m.in. o kierowanie gróźb pod adresem agenta federalnego, za co grozi nawet 10 lat więzienia i grzywna do 250 tys. dolarów.

Varela miała zagrozić „zastrzeleniem” funkcjonariuszy Urzędu Imigracyjnego (ICE) podczas rozmowy telefonicznej z 4 czerwca, kiedy agent federalny skontaktował się z nią ws. statusu imigracyjnego jej męża. Kobieta rzekomo powiedziała funkcjonariuszowi, że „zastrzeli” agentów, jeżeli spróbują aresztować jej partnera.

Agent miał ostrzec 42-latkę przed konsekwencjami tych słów, ale pomimo tego kobieta kontynuowała rozmowę w tym samym tonie.

Varela została zatrzymana, a następnie doprowadzona do sądu federalnego w San Antionio. Kolejna rozprawa ma odbyć się w Corpus Christi.

Kobiecie grozi 10 lat więzienia za kierowanie gróźb wobec agenta federalnego oraz kolejne 5 lat za przestępstwo związane z komunikacją pomiędzy stanami. Oba przestępstwa podlegają ponadto karom grzywny po maksymalnie 250 tys. dolarów każde.

Red. JŁ

Rząd Iranu: Tchórzliwy atak Izraela ukazał, dlaczego wzbogacamy uran

0

Rząd Iranu stwierdził w oświadczeniu, że piątkowy „tchórzliwy” atak Izraela ukazał, dlaczego Teheran nalegał na wzbogacanie uranu – przekazała agencja Reutera.

Z tego samego powodu Iran rozbudowywał technologię nuklearną oraz zwiększał potencjał rakietowy – dodał rząd w Teheranie.
Wcześniej resort spraw zagranicznych Iranu oświadczył, że odwet na Izraelu byłby zgodny z prawem międzynarodowym. Stwierdził, że wspierające Izrael Stany Zjednoczone będą odpowiedzialne za konsekwencje działań Izraela.
Izrael rozpoczął w piątek nad ranem ataki na Iran, deklarując, że ich celem są obiekty nuklearne i wojskowe. Według irańskich mediów i urzędników, naloty dotknęły m.in. kluczowy zakład wzbogacania uranu w Natanz w środkowej części Iranu oraz obiekt w Parchin, gdzie według ekspertów prowadzone są badania nad bronią jądrową.
Premier Izraela Benjamin Netanjahu w orędziu do narodu ogłosił, że Iran w ostatnich miesiącach rozpoczął prace nad wykorzystaniem wzbogaconego uranu do celów militarnych i ma wystarczającą ilość tego surowca, by zbudować dziewięć bomb atomowych.
W atakach zginęli najwyżsi dowódcy oraz co najmniej sześciu naukowców zajmujących się energią jądrową. (PAP)

 

Australia i Nowa Zelandia zaniepokojone eskalacją konfliktu między Izraelem a Iranem

Władze Australii i Nowej Zelandii wezwały do deeskalacji napięć na Bliskim Wschodzie w reakcji na rozpoczęte przez Izrael w piątek nad ranem ataki na Iran. Politycy z Antypodów zaapelowali o priorytetowe traktowanie dialogu i dyplomacji.
Szefowa australijskiej dyplomacji Penny Wong oświadczyła, że jej kraj jest zaniepokojony eskalacją. „Grozi to dalszą destabilizacją regionu, który jest już i tak niestabilny. Wzywamy wszystkie strony do powstrzymania się od działań i retoryki, które będą dalej zaostrzać napięcia” – przekazała dyplomatka.
Wong podkreśliła również, że „irański program nuklearny i program rakiet balistycznych stanowią zagrożenie dla międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa”.
W podobnym tonie wypowiedział się premier Nowej Zelandii Christopher Luxon, który określił sytuację jako „wyjątkowo niepożądany rozwój wypadków na Bliskim Wschodzie”.
„Ryzyko błędnej kalkulacji jest wysokie. Ten region nie potrzebuje więcej działań militarnych i dalszego zagrożenia” dla bezpieczeństwa – stwierdził Luxon.
Izrael rozpoczął w piątek nad ranem ataki na Iran, deklarując, że ich celem są obiekty nuklearne i wojskowe. Według irańskich mediów i urzędników, ataki dotknęły m.in. kluczowy zakład wzbogacania uranu w Natanz w środkowej części Iranu oraz obiekt w Parchin, gdzie według ekspertów prowadzone są badania nad bronią jądrową.
Krzysztof Pawliszak (PAP)
krp/ mal/

Nowa fala izraelskich ataków na Iran. Ajatollah Chamenei: Izrael otrzyma surową karę

0

Izrael prowadzi nową falę nalotów na stolicę Iranu Teheran – poinformowały w piątek irańskie media państwowe. Dodano, że w mieście słychać eksplozje, uruchomiono też obronę powietrzną, a nowe ataki dotknęły także ośrodek wzbogacania uranu w Natanz w środkowej części kraju.

Kolejna fala ataków została przeprowadzona ok. 2,5 godz. po pierwszych nocnych uderzeniach izraelskich sił powietrznych. Po pierwszej fali nalotów premier Benjamin Netanjahu ogłosił, że celem tych wyprzedzających uderzeń jest uniemożliwienie Iranowi zdobycia broni atomowej, która zagrażałaby istnieniu Izraela.
Premier wyliczył, że izraelskie wojsko uderzyło w irańską infrastrukturę nuklearną, fabryki pocisków balistycznych oraz inne instalacje militarne. Ostrzegł, że Iran ma wciąż „znaczące zdolności”, które mogą być wykorzystane przeciwko Izraelowi. Dodał, że „operacja będzie kontynuowana tak długo, jak to będzie konieczne”.
Według informacji przekazanych przez irańskie media i urzędników w pierwszej fali oprócz obiektów w samym Teheranie, w tym osiedli mieszkaniowych Sztabu Generalnego, zaatakowano również ośrodek w Natanz, a także obiekt wojskowy w Parchin, gdzie według ekspertów prowadzone są badania nad bronią jądrową, oraz co najmniej sześć baz wojskowych w okolicach irańskiej stolicy.
Izraelskie lotnictwo przeprowadziło dotąd pięć fal nalotów na Iran, wystrzeliwując setki pocisków – napisał portal Times of Israel, powołując się na źródło w armii.
Władze Iranu zapowiedziały odwet. Rzecznik sił zbrojnych Rzecznik gen. Abolfazl Szekarczi powiedział, że Izrael przeprowadził ataki na Iran przy wsparciu USA. Zagroził, że Izrael i USA zapłacą za to „wysoką cenę”.(PAP)

 

 

Ajatollah Chamenei: Izrael otrzyma surową karę

Izrael otrzyma surową karę za atak przeprowadzony na Iran, w którym zginęło kilku dowódców i naukowców – zapowiedział w piątek irański przywódca duchowy i polityczny ajatollah Ali Chamenei. Dodał, że atak pokazał „nikczemną naturę” Izraela.
Przywódca oświadczył, że przeprowadzając atak na Iran, Izrael „zgotował sobie ciężki los, którego z pewnością doświadczy”.
Rzecznik irańskich sił zbrojnych gen. Abolfazl Szekarczi powiedział, że Izrael przeprowadził ataki na Iran przy wsparciu USA. Zagroził, że Izrael i USA zapłacą za to „wysoką cenę”.
Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej również zarzucił USA, że Izrael przeprowadził ataki za ich wiedzą i przy ich wsparciu. Zapowiedziano też odwet za zabicie dowódcy Korpusu gen. Hosejna Salamiego.
Amerykański sekretarz stanu Marco Rubio ogłosił wcześniej, że Izrael podjął jednostronne działania przeciwko Iranowi, a USA nie są zaangażowane w ataki. Prezydent Donald Trump jeszcze kilka godzin przed uderzeniem wzywał do dyplomatycznego rozwiązania napięć z Iranem.
Izraelskie siły powietrzne zaatakowały w piątek nad ranem Iran. Premier Benjamin Netanjahu ogłosił, że są to ataki wyprzedzające, a ich celem jest uniemożliwienie Iranowi zdobycia broni atomowej, która zagrażałaby istnieniu Izraela. (PAP)

Kontrowersyjny plan Ukrainy: Chcą wydobywać gaz łupkowy blisko granicy z Polską. Poważne wątpliwości ekspertów

0

Kijów chce po wojnie zostać głównym europejskim eksporterem gazu łupkowego – podał brytyjski „Telegraph”. Jedną z lokalizacji odwiertów ma być rejon Lwów-Lublin, blisko granicy z Polską. „To wstępne informacje, mające zainteresować inwestorów” – mówi prof. Krzysztof Szamałek.

Według brytyjskiej gazety, powołującej się na ukraińskie źródła, Kijów poszukuje zagranicznych inwestorów do finansowania kosztownego wydobycia gazu łupkowego metodą szczelinowania (fracking). W tym celu delegacja rządowa uczestniczyła w Forum Energetycznym w Baku. Łupki – zdaniem „Telegraph” mają wspomóc powojenne ożywienie gospodarki Ukrainy.
Jak podał ukraiński portal agroreview.com, na zachodniej Ukrainie przeprowadzono już testowe odwierty, które miały „potwierdzać potencjał” w zakresie szczelinowania.
W Baku przedstawiciele rządu Ukrainy zaprezentowali – według ukraińskich mediów – plan stworzenia łupkowego hubu i wymienili dwie możliwe lokalizacje: rejon na osi Lwów-Lublin, a więc blisko granicy z Polską i złoża w okolicach Oleska, na wschód od Lwowa. Jak podał portal agroreview.com, eksperci szacują, że ukraińskie rezerwy gazu łupkowego wynoszą od 0,8 do 1,5 bln m sześc.
„To jest oczywiście dużo, ale przypomnę, że pierwszy komunikat sprzed kilkunastu lat, dotyczący potencjału wydobycia gazu z łupków w Polsce mówił o 5,5 bln m3, jeszcze więcej niż szacują dziś u siebie Ukraińcy” – podkreślił w rozmowie z PAP prof. Krzysztof Szamałek, dyrektor Państwowego Instytutu Geologicznego.
Ponad dekadę temu Polska była postrzegana jako jedno z najbardziej obiecujących miejsc pod względem występowania gazu łupkowego. W 2011 roku roczne zużycie gazu w Polsce wyniosło około 14 mld m sześc., a szacowane wtedy zasoby gazu łupkowego mogły zaspokoić krajowe potrzeby energetyczne na kolejne 200–300 lat (źródło: Perspektywy wydobycia gazu łupkowego w Polsce, Analizy Sejmowe, 29.08.2011). Dla porównania, zasoby gazu łupkowego w USA – światowego lidera w jego wydobyciu – oceniano wtedy na 6,7–23 bln m sześc.
„5,5 bln to (była – PAP) nieprawdopodobnie wielka ilość gazu, stawiająca kraj, który ma takie złoża w rzędzie dużych producentów. To się jednak nie spełniło” – przypomniał Szamałek i dodał, że wykonano wówczas około 100 otworów wiertniczych i kolejne, bardziej precyzyjne prognozy były wciąż obniżane, „aż ustalono, że gazu łupkowego w ilościach gospodarczych nie ma”.
Zrealizowano wówczas także szereg wierceń na Lubelszczyźnie – a więc blisko rejonów, które wskazują obecnie władze Ukrainy – i znaczących złóż gazu łupkowego także tam nie znaleziono.
Jak wyjaśnił Szamałek, szacunki wielkości złóż przygotowuje się na podstawie eksperymentalnych wierceń i mogą one dotyczyć jedynie poszczególnych otworów. Jeśli chce się oszacować przypływ gazu w większej formacji, trzeba wtedy wykonać np. 50 – 60 otworów. „Dopiero po potwierdzeniu możliwości generowania przypływu gazu na określonym poziomie w każdym z tych otworów i uśrednieniu można mówić o dokładnym szacunku” – wytłumaczył ekspert.
W opinii eksperta niezadowalające efekty przeprowadzonych w Polsce testów wynikały m.in. z „niewielkiej miąższości warstw łupkowych, niskiej zawartości łącznej substancji organicznej, tak zwanego współczynnika TOC (całkowity węgiel organiczny, wskaźnik będący elementem procesu oceny skał łupkowych jako niekonwencjonalnych złóż węglowodorów – PAP) i historii geologicznej regionu badań możliwości występowania gazu łupkowego”.
Dlatego teraz szef polskiego PIG jest ostrożny w komentowaniu zapowiadanego przez Ukraińców boomu na łupki przy granicy z Polską. Szamałek podkreślił, że nie otrzymał nowych informacji od ukraińskiej służby geologicznej świadczących o „istnieniu przesłanek o występowaniu w tym rejonie (przygranicznym – PAP) znaczących złóż gazu łupkowego”.
Jego zdaniem trzeba poczekać na bardziej precyzyjne informacje, bo nawet nie wiadomo, „czy chodzi o łupki dewońskie, czy o starsze ordowicko-sylurskie”, które ponad dekadę temu badali także Polacy.
W opinii profesora informacje na temat ukraińskich planów płynące głównie z mediów są zbyt ogólne i niepoparte żadnym znanym mu materiałem badawczym. „Są obliczone na rozbudzenie zainteresowania rynku i inwestorów” – ocenił prof. Szamałek.
Zapytany o możliwość zaistnienia sporu z Kijowem w sprawie zlokalizowania wydobycia zbyt blisko granicy z Polską, prof. Szamałek ocenił, że na razie, z powodu niedostatku informacji, trudno cokolwiek przesądzać.
„Można powiedzieć, że prawdopodobieństwo wystąpienia jakiegoś sporu jest niewielkie” – uznał ekspert i dodał, że kwestie związane z wydobyciem węglowodorów blisko granicy innego państwa regulują istniejące przepisy, także prawa międzynarodowego.
Profesor podkreślił także, że w przeciwieństwie do złóż konwencjonalnych ropy czy gazu, gaz łupkowy nie występuje w formie swobodnej i odwiert do warstwy, w której jest zawarty, nie powoduje jego uwalniania się. Dlatego przy jego wydobyciu nie ma mowy o ewentualności „podbierania” złoża sąsiadowi.
„Łupek, w którym znajduje się gaz, jest twardą skałą i aby uzyskać przepływy, potrzebne jest szczelinowanie, żeby wyzwolić cały proces wydobycia gazu. To nie jest związane z podciąganiem gazu od sąsiada, tylko jest wyciąganiem gazu, który wypływa w miejscu, gdzie przeprowadzono szczelinowanie” – wyjaśnił ekspert.
Prof. Szamałek nie wykluczył, że testy prowadzone przez Ukraińców mogą w przyszłości zmienić także dotychczasową ocenę potencjału polskich złóż.
„Geologia jest nauką dynamiczną i zawsze coś się może zmienić. Wystarczy pojawienie się nowej danej, odkrycie nowego minerału, czy formacji, aby pojawiła się przesłanka, że jest szansa na występowanie nagromadzeń o charakterze złożowym” – przyznał prof. Szamałek. (PAP)

Anna Gwozdowska

 

ag/ gru/ bst/

Działania Brauna wywołują pozytywne emocje wśród mężczyzn w wieku 25–45 lat

0

Działania Grzegorza Brauna wywołują pozytywne emocje zwłaszcza wśród mężczyzn w wieku 25–45 lat – wynika z raportu Res Futury analizującego zachowania internautów. Prof. Monika Kaczmarek-Śliwińska z UW przedstawiła dwa sposoby, które media mogą zastosować wobec zachowania europosła.

Europoseł Braun zniszczył w środę tablice będące elementem wystawy w Sejmie, poświęconej kwestiom praw osób LGBT, autorstwa stowarzyszenia „Tęczowe Opole”. W następstwie tych działań wieczorem marszałek Szymon Hołownia przekazał na platformie X, że Braun otrzymał zakaz wstępu do parlamentu. Jak podkreślił, „nie ma miejsca dla chuliganów w Sejmie”.
Z raportu Europejskiego Kolektywu Analitycznego wynika, że wydarzenie wzbudziło duże zainteresowanie w mediach społecznościowych, osiągając zasięg 80 mln wyświetleń. Oznacza to, że przeciętny użytkownik wielokrotnie natrafiał na treści związane z incydentem. Autorzy raportu podkreślili, że temat promowały głównie osoby o prawicowych poglądach oraz sympatycy Grzegorza Brauna. Szczególnie silne, przede wszystkim pozytywne reakcje, zanotowano wśród mężczyzn w wieku 25-45 lat.
Prof. Monika Kaczmarek-Śliwińska, ekspertka w zakresie etyki i komunikacji z Uniwersytetu Warszawskiego, zapytana przez PAP o to, jak czyny Grzegorza Brauna mogą wpływać na jego wizerunek, wskazała zależność między dwiema grupami odbiorców. „U osób sympatyzujących z Braunem postawa taka będzie wydawać się spójna z wcześniejszym wizerunkiem. Tym samym będzie stanowić kolejną +cegiełkę w gmachu Grzegorz Braun+” – zaznaczyła. Dodała, że będzie on oceniany pozytywnie w tej grupie odbiorców, jako spójny i konsekwentny.
Ekspertka zwróciła uwagę, że w przypadku osób o dużej wrażliwości, otwartości i szacunku dla społeczności LGBT, te działania będą krytykowane i uznawane za niedopuszczalne oraz wymagające kategorycznej oceny, jak również ukarania. „Te najogólniej wskazane dwie postawy pokazują bardzo skrajne oceny wizerunku, a także wskazują silną polaryzację” – dodała.
Jak mówiła, na polaryzację społeczną wpływa wiele czynników. Jednym z nich jest aktywność taka jak niszczenie tablic poświęconych kwestiom LGBT, która osobom sympatyzującym z Grzegorzem Braunem wskazuje ich przestrzeń, okopywanie się w swoich przekonaniach, ale także brak otwartości na dyskusję i wymianę poglądów. „Można więc powiedzieć, że tym samym akty agresywne, które widzieliśmy wielokrotnie w działaniach Grzegorza Brauna polaryzują społecznie” – podkreśliła Kaczmarek-Śliwińska.
Ekspertka zwróciła uwagę, na to, że każdy tego typu czyn jest formą zwrócenia i ogniskowania uwagi mediów. Kaczmarek-Śliwińska wyróżniła dwie szkoły, które mogą stosować media w reakcji na tego typu wydarzenia. Jedną z nich jest nieinformowanie o negatywnych działaniach i niepropagowanie podobnie agresywnych aktywności. Natomiast druga opiera się na informowaniu i objaśnianiu odbiorcom, co się wydarzyło. Polega ona na pokazywaniu kontekstu, mówieniu o sytuacji wykluczanych i atakowanych społeczności, a także wskazywanie na sankcje prawne grożące za tego typu działania. „Zdecydowanie skłaniam się ku drugiej szkole, która poprzez edukację może wpływać na świadomość społeczną, a tym samym przyczyniać się do zmniejszania polaryzacji” – podkreśliła.
Z raportu Res Futury wynika, że zniszczenie tablic stowarzyszenia „Tęczowe Opole” przez Grzegorza Brauna skłoniło internautów do podważania obecności społeczności LGBT w przestrzeni publicznej. 29 proc. komentarzy dotyczy samej obecności wystawy w Sejmie – jej znaczenia oraz, zdaniem części internautów jej „prowokacyjnego” charakteru. 24 proc. wzmianek koncentruje się na zachowaniu europosła i interpretacji tego czynu. Pojawiają się zarówno zarzuty wandalizmu, jak i odczytania tego jako „performansu”.
Niektórzy odbiorcy uważają, że „Braun wykazał się odwagą”. Pojawiają się również komentarze mówiące o wolności słowa – te obejmują 15 proc. wzmianek. Internauci spierają się o to, czy działania Brauna były formą ochrony, czy naruszenia wolności obywatelskiej. 13 proc. reakcji użytkowników sieci mówi o decyzji Marszałka Sejmu Szymona Hołowni i braku reakcji służby marszałkowskiej. Z kolei 9 proc. komentarzy ma charakter debaty, nad tym czy LGBT to ideologia.
We wpisach dotyczących wydarzenia z udziałem Brauna dominują emocje takie jak złość (32 proc.) która jest wyrażana zarówno wobec zachowania Brauna, jak i wystawy LGBT. Komentarze przejawiają się również pogardą (20 proc.) kierowaną wobec przeciwników lub zwolenników polityka. Reakcje odbiorców są nacechowane strachem (14 proc.), radością – wśród zwolenników Brauna (12 proc.) i bezsilnością (8 proc.).
Wśród najczęściej powtarzających się fraz i oznaczeń dominują: „Brawo Braun”, „Wandalizm”, „Sejm to nie miejsce na LGBT”, „Promocja dewiacji”, „W obronie wartości”.
To nie pierwszy incydent z udziałem Brauna w Sejmie tej kadencji – w grudniu 2023 r. poseł gaśnicą zgasił okolicznościowe świecie chanukowe ustawione w Sejmie; w kwietniu ub.r. usłyszał w tej sprawie zarzuty. W kwietniu Braun – jeszcze jako kandydat na prezydenta – udał się do szpitala w Oleśnicy, w którym pacjentka z Łodzi zdecydowała się na przeprowadzenie aborcji w 36. tygodniu ciąży z powodu zagrożenia zdrowia, aby przeprowadzić „obywatelskie zatrzymanie” Gizeli Jagielskiej, ginekolożki wykonującej legalne aborcje.

Weronika Moszpańska (PAP)

Badanie: TikTok i Facebook z najmniejszym zaufaniem wśród Polaków

0

TikTok i Facebook to platformy społecznościowe, wobec których Polacy najczęściej wyrażają nieufność. Tak zadeklarowało odpowiednio 32 i 31 proc. badanych – wynika z opublikowanego w piątek badania IBRiS o poziomie zaufania do platform społecznościowych.

Badanie zrealizował Instytut Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS na zlecenie Kolektywu Analitycznego Res Futura i firmy SentiOne.
Wyniki wskazują, że największym zaufaniem Polaków cieszy się serwis YouTube. Zadeklarowało to 23 proc. respondentów (raczej ufam – 17 proc., zdecydowanie ufam – 6 proc.). 42 proc. odpowiedziało, że platforma jest im obojętna, a 20 proc. wyraziło wobec niej nieufność (raczej nie ufam – 11 proc., zdecydowanie nie ufam – 9 proc.). 7 proc. ankietowanych nie udzieliło jednoznacznej odpowiedzi, a 3 proc. nie znało serwisu. Według twórców badania wysoki poziom zaufania do platformy i obojętność wobec niej wskazują na jej stabilny wizerunek i brak poważnych kontrowersji.
Najmniej Polacy ufają TikTokowi. Brak zaufania do platformy wyraziło 32 proc. badanych (zdecydowanie – 14 proc., raczej – 18 proc.). Dla 28 proc. serwis ten pozostaje obojętny. Zaufanie do niego zadeklarowało 13 proc. respondentów. TikTok jest jedną z platform, wobec których żaden z badanych nie zadeklarował zdecydowanego zaufania. 16 proc. respondentów nie znało TikToka, a 5 proc. wybrało odpowiedź „nie wiem/trudno powiedzieć”.
Drugą platformą z najmniejszym zaufaniem Polaków jest Facebook. Nie ufa mu 31 proc. respondentów (raczej – 23 proc., zdecydowanie – 8 proc.). Neutralnych odpowiedzi udzieliło również 31 proc. Ufa jej 22 proc. W tym przypadku również nikt nie zadeklarował zdecydowanej ufności wobec serwisu. 5 proc. ankietowanych oświadczyło, że nie zna platformy, a 6 proc. odpowiedziało „nie wiem/trudno powiedzieć”.
Instagram uzyskał najwięcej neutralnych ocen. 36 proc. badanych wskazało na odpowiedź „jest mi obojętny”. Platformie nie ufa 20 proc. (raczej – 11 proc., zdecydowanie – 9 proc.), przy ufności na poziomie 11 proc. (raczej – 7 proc., zdecydowanie – 4 proc.). 19 proc. ankietowanych nie znało Instagrama, a 6 proc. nie umiało udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Platforma X (dawny Twitter) cieszy się zaufaniem na poziomie 20 proc. (raczej – 12 proc., zdecydowanie – 8 proc.). Nie ufa jej 21 proc. ankietowanych (raczej – 11 proc., zdecydowanie – 10 proc.). Odpowiedzi „jest mi obojętny” udzieliło 24 proc., a brak znajomości serwisu zadeklarowało 26 proc. badanych. 5 proc. wybrało odpowiedź „nie wiem / trudno powiedzieć”.
Według analityka ResFutura wysoki poziom nierozpoznawalności w przypadku serwisu X może być spowodowany jego rebrandingiem i zmianą tożsamości (z Twittera).
Najmniej rozpoznawalnym serwisem wśród respondentów okazał się Telegram. 58 proc. z nich wskazało, że go nie zna. Zaufanie do tej platformy zadeklarowało 4 proc. (raczej – 3 proc., zdecydowanie – 1 proc.). Dla 15 proc. ankietowanych serwis ten jest obojętny, a nieufność do niego wyraziło 11 proc. (raczej – 3 proc., zdecydowanie – 8 proc.).
„W badaniu uwzględniono również poziom niepewności i niezdecydowania. Dla większości platform od 5 proc. do 7 proc. respondentów wybrało odpowiedź „nie wiem / trudno powiedzieć”, co wskazuje na obecność wątpliwości lub brak silnych opinii” – podkreślili twórcy badania.
Sondaż przeprowadzono w dniach 28–29 kwietnia 2025 r. na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1000 dorosłych mieszkańców Polski metodą wywiadów internetowych (CAWI). (PAP)

kblu/ joz/ mhr/

Sondaż: Równo na pół są podzieleni Polacy w opinii na temat niezależności od PiS nowego prezydenta

0

Równo na pół są podzieleni Polacy w opinii na temat niezależności od PiS nowego prezydenta. Na razie Karol Nawrocki obsadza swoją kancelarię politykami partii Jarosława Kaczyńskiego – pisze w piątkowym wydaniu „Rzeczpospolita”, publikując wyniki sondażu IBRiS.

W sondażu dla dziennika zadano pytanie: „czy Karol Nawrocki będzie prezydentem bardziej niezależnym od PiS oraz Jarosława Kaczyńskiego niż Andrzej Duda?”.
Twierdząco na to pytanie odpowiada 43,2 proc. respondentów, a przecząco dokładnie 43,2 proc. Zdania nie ma 13,6 proc.
„Ludzie nie mają jeszcze poglądu na temat Nawrockiego, bo jest nowy w polityce” – komentuje dla „Rz” politolog z SGH prof. Andrzej Zybała.
Pytanie odwraca socjolog z UJ prof. Jarosław Flis: „a może będzie zależny od Sławomira Mentzena?” i zwraca uwagę, że „Konfederacja wygrała zaocznie wybory prezydenckie”. „Nawrocki ideologicznie jest bliższy Mentzenowi niż Kaczyńskiemu i zobowiązał się zrealizować program Konfederacji” – podkreśla w rozmowie z „Rz”.
Na razie – jak czytamy – „prezydent elekt buduje swoje zaplecze z polityków PiS”. „Paweł Szefernaker zostanie szefem jego gabinetu, a Przemysław Czarnek – szefem Kancelarii Prezydenta” – wskazuje gazeta.
Sondaż IBRiS przeprowadzono 6-7 czerwca na ogólnopolskiej próbie 1067 respondentów. (PAP)

 

kkr/ jpn/

Piłkarska opera mydlana czyli burzliwe rozstania selekcjonerów z kadrą w XXI wieku

0

Rozstania selekcjonerów z piłkarską reprezentacją Polski w 21. wieku były z reguły smutne i nieprzyjemne, a czasami w burzliwej atmosferze. Tak jak teraz w przypadku Michała Probierza – jego rezygnację poprzedziły afera z opaską kapitana i wstydliwa porażka z Finlandią 1:2.

Reprezentacja Polski w to stulecie wkraczała z Jerzym Engelem w roli selekcjonera. Początki były znakomite – przez eliminacje mistrzostw świata 2002 do Korei Południowej i Japonii biało-czerwoni przeszli jak burza. Do Azji kadra udała się z wielkimi nadziejami, czego nie ukrywał sam selekcjoner.
Porażki 0:2 z Koreą Południową i 0:4 z Portugalią sprawiły jednak, że już po dwóch spotkaniach jego podopieczni stracili szansę wyjścia z grupy. Na pocieszenie, w meczu o „honor” i w mocno zmienionym składzie, pokonali USA 3:1, a po powrocie do kraju ówczesny selekcjoner przestał pełnić tę funkcję.
„Rozwiązaliśmy kontrakt z trenerem Engelem ze skutkiem od 1 lipca. Szkoleniowiec to zaakceptował, a zawodnicy potwierdzili. Założenia nie zostały zrealizowane, a za to odpowiedzialny jest selekcjoner” – poinformował 21 czerwca 2002 roku Michał Listkiewicz, będący wtedy prezesem PZPN.
Engela zastąpił ówczesny wiceprezes Zbigniew Boniek, ale wytrwał na stanowisku trenera kadry niespełna pół roku. Sam zrezygnował – w dość tajemniczych okolicznościach – na początku grudnia 2002 roku, informując o tym telefonicznie Polską Agencję Prasową.
Wkrótce potem funkcję selekcjonera powierzono Pawłowi Janasowi. Na Euro 2004 w Portugalii drużynie narodowej nie udało się awansować, ale zakwalifikowała się do mistrzostw świata 2006 w Niemczech. Mundial okazał się jednak wielkim rozczarowaniem. Biało-czerwoni przegrali dwa pierwsze mecze (0:2 z Ekwadorem, 0:1 z Niemcami) i jako pierwsi stracili szansę awansu do 1/8 finału. Na koniec pokonali Kostarykę 2:1 i wrócili do domów.
Listkiewicz zachował się bardzo dyplomatycznie wobec Janasa, ale dziennikarze i kibice nie byli tak wyrozumiali. Kadrę i ówczesnego selekcjonera spotkała fala krytyki.
„Bardzo wysoko oceniamy pracę trenera Janasa” – powiedział prezes Listkiewicz na konferencji prasowej 11 lipca 2006 roku, po posiedzeniu zarządu PZPN, informując o zakończeniu współpracy z dotychczasowym selekcjonerem i podpisaniu kontraktu z Leo Beenhakkerem.
„Otwieramy dziś nowy rozdział w historii polskiego futbolu. Udało nam się namówić do współpracy szanowanego w świecie piłkarskim i utytułowanego trenera. Wierzę, że Beenhakker wprowadzi nową jakość do polskiego futbolu” – dodał Listkiewicz
Holender w świetnym stylu – mimo trudnej grupy, m.in. z Portugalią, Serbią i Belgią – awansował do mistrzostw Europy 2008 w Austrii i Szwajcarii. Turniej znów okazał się jednak rozczarowaniem dla polskich kibiców. Biało-czerwoni przegrali z Niemcami 0:2, zremisowali z Austrią 1:1 i na koniec ulegli grającej w mocno rezerwowym składzie Chorwacji 0:1.
Po Euro doświadczony szkoleniowiec pozostał na stanowisku, jako pierwszy w kadrze Polski po wielkim turnieju w tym stuleciu.
Jesienią 2008 roku doszło jednak do zmiany na stanowisku prezesa PZPN – następcą Listkiewicza został Grzegorz Lato. W miarę upływu czasu relacje nowych władz federacji z selekcjonerem były coraz bardziej napięte. Ostatecznie, pod koniec nieudanych eliminacji MŚ 2010, Holender przestał pełnić swoją funkcję.
Prezes Lato tuż po porażce 0:3 ze Słowenią w Mariborze poinformował, że był to ostatni mecz Holendra w roli trenera kadry. Swoją decyzję ówczesny szef federacji przekazał najpierw mediom, o co Holender miał do niego duże pretensje. Dlatego nie stawił się na zaproszenie w siedzibie PZPN w połowie września 2009 roku.
„Trener wykonał kawał dobrej roboty w polskim futbolu. Wywalczył historyczny awans do ME, w związku z tym dostał szansę. Teraz jednak widać, że coś się wypaliło między nim i drużyną, a także PZPN” – przyznał już na spokojnie Lato na Okęciu po powrocie ze Słowenii.
W pozostałych dwóch spotkaniach eliminacyjnych kadrę prowadził Stefan Majewski.
Później nastała era Franciszka Smudy. Na Euro 2012 Polacy nie musieli się kwalifikować, ponieważ jako współgospodarze turnieju mieli zapewniony udział. Występ znów okazał się nieudany – dwa punkty w grupie po remisach 1:1 z Grecją i Rosją w Warszawie oraz porażce 0:1 z Czechami we Wrocławiu.
„Rozmawiałem z trenerem Smudą. Jego kontrakt kończy się 31 sierpnia. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że wypłacam mu wszystkie pensje i należności obowiązujące do wygaśnięcia umowy. I już teraz rozpoczynamy procedury zmierzające do wyboru nowego selekcjonera” – przyznał 19 czerwca 2012 roku prezes Lato.
Niespełna miesiąc później następcą Smudy został Waldemar Fornalik.
Znany z solidnej pracy w klubach szkoleniowiec nie zdołał awansować na mistrzostwa świata 2014 i kolejny prezes PZPN, Zbigniew Boniek, powierzył obowiązki selekcjonera Adamowi Nawałce.
Potwierdziła się wówczas niepisana zasada, że to niedobrze dla wszystkich stron, gdy prezes PZPN dostaje selekcjonera „w spadku” po swoim poprzedniku. Fornalika mianował Lato, a zwolnił Boniek.
Mimo pierwszych niepowodzeń w meczach towarzyskich Nawałka zbudował silną reprezentację, która awansowała na Euro 2016 we Francji. Tam dotarła do ćwierćfinału, przegrywając w rzutach karnych z późniejszym triumfatorem – Portugalią.
Nic więc dziwnego, że Nawałka pozostał na stanowisku. Później doprowadził kadrę do awansu na mistrzostwa świata 2018 w Rosji, ale ten turniej okazał się piłkarską klapą.
Po porażkach 1:2 z Senegalem i 0:3 z Kolumbią Polacy stracili szansę awansu. Na koniec fazy grupowej pokonali Japonię 1:0, ale mecz przeszedł do historii głównie z powodu ostatnich minut, gdy Japończycy – których taka porażka premiowała do fazy pucharowej – podawali piłkę między sobą.
Po powrocie do Polski Boniek i Nawałka spotkali się, aby omówić dalsze plany. Ostatecznie uznano, że ich drogi się rozejdą, o czym ówczesny selekcjoner poinformował na konferencji prasowej 3 lipca 2018 roku.
„Każdy dzień pracy z reprezentacją był piękną przygodą i wielkim przeżyciem. Jednak pewien etap się zakończył, pewna formuła się wyczerpała i z pełną odpowiedzialnością podjąłem decyzję o pożegnaniu z reprezentacją” – powiedział Nawałka.
A Boniek dodał wówczas w rozmowie z dziennikarzami: „Jeśli mam być szczery, uważam, że Adam podjął dobrą decyzję (…). Jako jedyny selekcjoner zakończył tę pracę mocniejszy w chwili rozstania niż w chwili przyjścia”.
Nowym selekcjonerem został Jerzy Brzęczek. Awansował bez kłopotów z teoretycznie niezbyt mocnej grupy do Euro 2020, ale turniej z powodu pandemii został opóźniony o rok.
Jesienią 2020 roku Brzęczek utrzymał kadrę w najwyższej dywizji Ligi Narodów, lecz wyjazdowe porażki z Holandią 0:1 i Włochami 0:2, na dodatek w kiepskim stylu, sprawiły, że na kadrę i selekcjonera spadła fala krytyki.
Mimo tego niespodzianką była decyzja Bońka o zmianie selekcjonera, a zwłaszcza czas jej podjęcia – styczeń 2021, czyli pięć miesięcy przed opóźnionymi ME.
„Za kadencji Brzęczka, poza problemem sportowym, było kilka innych problemów i w tej sytuacji obowiązkiem prezesa PZPN było nie bać się podjąć decyzji” – przyznał później Boniek.
Miejsce Brzęczka zajął w styczniu 2021 Paulo Sousa. Podczas pierwszych wideokonferencji prasowych było sporo chęci, uśmiechów i wzniosłych słów.
„Jestem zaszczycony i dumny, że zostaję trenerem polskiej drużyny narodowej. Polska to kraj futbolu i jestem pewien, że wasz entuzjazm dostarczy nam siły, wsparcia, wiary i razem będziemy mogli powalczyć w mistrzostwach Europy” – mówił Portugalczyk w materiale wideo, zanim jeszcze przyleciał do Polski.
Na Euro biało-czerwoni odpadli już po fazie grupowej. W trzech spotkaniach wywalczyli jeden punkt. Na inaugurację ulegli niespodziewanie Słowacji 1:2, następnie zremisowali z Hiszpanią 1:1 i przegrali ze Szwecją 2:3.
Mimo braku awansu do 1/8 finału Boniek nie zwolnił Portugalczyka. Sousa miał wciąż ważny kontrakt z PZPN, poza tym ówczesny szef federacji kończył swoją pracę, bo nie mógł ubiegać się o trzecią kadencję z rzędu. 18 sierpnia 2021 prezesem związku został Cezary Kulesza.
Koniec kontraktu Sousy z PZPN zależał od wyników Polaków w walce o awans do mistrzostw świata 2022. Zespół zajął drugie miejsce w grupie eliminacyjnej, za Anglią, i wystąpił w barażach, więc umowa szkoleniowca automatycznie przedłużała się do tego czasu.
Portugalczyk jednak jej nie wypełnił, bowiem pod koniec grudnia 2021 poinformował Kuleszę, że chce rozwiązać za porozumieniem stron kontrakt z powodu oferty z Flamengo Rio de Janeiro. Jak przyznał wówczas prezes PZPN, to „skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, niezgodne z wcześniejszymi deklaracjami trenera”.
Sousa postawił na swoim, rozstał się z kadrą i poleciał pracować do Brazylii. Tam nie zagrzał zbyt długo miejsca, a obecnie – z dobrym skutkiem – pracuje w klubie ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich (Shabab Al Ahli).
Jego miejsce w reprezentacji Polski zajął specjalista od „pożarów” Czesław Michniewicz. Szybko zabrał się do pracy i zrealizował wszystkie postawione przed nim cele. Najpierw – w marcu 2022 – awansował na mundial. Półfinału barażowego nie musiał grać po wykluczeniu Rosji, a w finale tej „ścieżki” wygrał w Chorzowie ze Szwecją 2:0.
Utrzymał również kadrę w najwyższej dywizji Ligi Narodów, co później miało znaczenie w walce o awans do Euro 2024 w barażach.
Na mundialu w Katarze Polska wyszła z grupy, a w 1/8 finału przegrała z Francją 1:3. Sporo wątpliwości wzbudził jednak defensywny styl biało-czerwonych w fazie grupowej, w której zremisowali z Meksykiem 0:0, wygrali z Arabią Saudyjską 2:0 i przegrali z Argentyną 0:2.
Jeszcze bardziej na niekorzyść Michniewicza działała tzw. afera premiowa i – jak szeroko informowały media – nieporozumienia w drużynie przy podziale ewentualnej nagrody finansowej.
Michniewicz zaprzeczał informacjom dziennikarzy, ale doniesienia o kiepskiej atmosferze w kadrze i wokół niej mocno popsuły wizerunek reprezentacji, który i tak nie był najlepszy w poprzednich latach.
Kulesza postanowił więc wybrać trenera z nazwiskiem i wielkimi sukcesami, aby uciszyć wzburzoną opinię publiczną. Nie wszyscy wolni na rynku szkoleniowcy garnęli się do pracy w PZPN. Ostatecznie wybór padł na Fernando Santosa, który z reprezentacją Portugalii wygrał mistrzostwa Europy (2016) i Ligę Narodów (2019), a wcześniej prowadził Greków.
„To był trudny wybór, ale wybraliśmy najlepszego możliwego selekcjonera” – podkreślił Kulesza 24 stycznia 2023 roku, przedstawiając oficjalnie Santosa na konferencji.
Koniec tak pięknie zapowiadającej się historii nastąpił wyjątkowo szybko. Trzy porażki w pięciu meczach w teoretycznie łatwej grupie eliminacji Euro 2024, w tym wyjazdowe 2:3 z Mołdawią i 0:2 z Albanią, a także m.in. brak postępów w grze reprezentacji sprawiły, że we wrześniu 2023 władze PZPN rozstały się z doświadczonym Portugalczykiem.
Jeszcze w tym samym miesiącu Kulesza wybrał Michała Probierza, którego znał z czasów wspólnej pracy w Jagiellonii Białystok, a później – już za kadencji w PZPN – mianował trenerem reprezentacji do lat 21.
Jako selekcjoner „dorosłej” kadry Probierz zadebiutował 12 października 2023 w spotkaniu eliminacji mistrzostw Europy z Wyspami Owczymi w Thorshavn.
Wygrał 2:0, ale później było gorzej. Remisy w Warszawie 1:1 z Mołdawią i Czechami sprawiły, że nie uratował fatalnych eliminacji Euro 2024. Jednak dzięki m.in. wcześniejszym występom w Lidze Narodów biało-czerwoni mieli prawo wystąpić w dwustopniowych barażach. W finale swojej ścieżki pokonali w rzutach karnych Walię i pojechali na turniej do Niemiec.
O kolejnych miesiącach kibice woleliby zapomnieć. Podopieczni Probierza szybko pożegnali się z mistrzostwami Europy, tracąc szansę wyjścia z grup już po dwóch meczach – 1:2 z Holandią i 1:3 z Austrią.
Natomiast jesienią 2024 spadli z najwyższej dywizji Ligi Narodów, również zajmując ostatnie miejsce w grupie – za Portugalią, Chorwacją i Szkocją, z którą przegrali 18 listopada decydujący mecz w Warszawie 1:2, tracąc gola tuż przed końcowym gwizdkiem.
Oba wydarzenia, jak tłumaczył Probierz, miały być jednak etapami przygotowań do kwalifikacji mistrzostw świata 2026.
Grupa G eliminacji, oprócz oczywiście faworyzowanej Holandii, wydawała się teoretycznie łatwa pod kątem drugiego miejsca, premiowanego grą w barażach o mundial.
Marcowe mecze zdawały się to potwierdzać – mimo przeciętnej gry Polska wygrała w Warszawie z Litwą 1:0 i Maltą 2:0.
Jednak wtorkowa porażka 1:2 z Finlandią w Helsinkach, a przede wszystkim wcześniejsza burza związana z odebraniem opaski kapitana nieobecnemu na zgrupowaniu Robertowi Lewandowskiemu i w konsekwencji jego rezygnacja z gry w kadrze pod wodzą Probierza, spowodowały „tornado” w polskim futbolu.
Dziennikarze i kibice mieli pretensje do selekcjonera przede wszystkim za wybór wyjątkowo złego momentu na podjęcie takiej decyzji. W trakcie meczu w Helsinkach fani z polskiego sektora wyraźnie dali temu wyraz.
Na konferencji tuż po porażce Probierz powiedział, że nie zamierza podać się do dymisji. W środę przed południem spotkał się jeszcze z Kuleszą, a następnego dnia rano PZPN zamieścił komunikat o… rezygnacji 52-letniego selekcjonera z zajmowanej funkcji.
Rozpoczynają się więc poszukiwania następcy. To będzie już szósty opiekun biało-czerwonych od początku 2021 roku. Jak wielu poprzednich, dostanie kadrę z piłkarskimi kłopotami, ale chyba jeszcze bardziej rozbitą w środku.
Kulesza w rozmowie z PAP podkreślił, że to musi być szkoleniowiec, który nie ma obecnie kontraktu, zna krajowy rynek i polskich piłkarzy. „Nie wyobrażam sobie, żeby przyszedł trener i uczył się tych nazwisk” – dodał. Jak przyznał, bierze pod uwagę Jana Urbana, Jacka Magierę oraz byłych selekcjonerów Nawałkę i Brzęczka.
Bez względu na wybór, następca Probierza wejdzie na bardzo grząski grunt…

Maciej Białek (PAP)

 

bia/ pp/

Trump: 15 tys. osób zgłosiło się po „złotą kartę” pobytu

0

Prezydent USA Donald Trump poinformował w czwartek, że od minionej nocy po jego „złotą kartę” pobytową zgłosiło się 15 tys. osób. Ogłoszony przez przywódcę program pozwala na osiedlenie się w USA każdemu, kto zainwestuje tam 5 mln dolarów.

„Ponad piętnaście tysięcy osób zapisało się i dołączyło do listy oczekujących od czasu uruchomienia strony minionej nocy!” – napisał po południu czasu miejscowego amerykański przywódca.

 

„To 75 mld dolarów na pomoc w zbilansowaniu naszego budżetu i wzmocnienie Ameryki” – dodał. Ocenił też, że szansa, jaką gwarantuje jego złota karta, zdarza się raz w życiu.

 

Na „złotej karcie” Trumpa widnieje jego wizerunek.

 

Jak zapowiedziały władze, „złote karty” miałyby być odpowiednikiem „zielonych kart” pozwalających na stałe osiedlenie się i na zdobycie obywatelstwa w przyszłości.

 

Nowy program ma zastąpić inwestycyjną wizę EB-5, która pozwalała na zdobycie zielonej karty po inwestycji 1 mln dolarów i stworzeniu 10 miejsc pracy.

 

Według zwolenników pomysłu amerykańskiej administracji program pozwoli na przyciągnięcie znacznego kapitału do USA. Krytycy natomiast zaznaczają, że priorytetem powinno być ściąganie do kraju osób wyszkolonych i utalentowanych.

 

Z Waszyngtonu Natalia Dziurdzińska (PAP)

 

ndz/ mms/