23.3 C
Chicago
niedziela, 19 maja, 2024
Strona główna Blog Strona 2152

Kto zabił Antoniego W. w Biedronce na osiedlu Baranówka w Rzeszowie? Policja chce wyjaśnić zbrodnię sprzed lat

0

Ciało Antoniego W. znaleźli pracownicy ochrony sklepu Biedronka na os. Baranówka w Rzeszowie. Mężczyzna był zastępcą kierownika. Przez 21 lat nie udało się ustalić, kto go zabił. Rzeszowscy policjanci z Archiwum X jednak o sprawie nie zapomnieli i zabójca nadal jest poszukiwany.

Tamtego marcowego dnia 1999 roku o godz., 20 po zamknięciu sklepu Biedronka w Rzeszowie, Antoni W. miał przystąpić do liczenia dziennego utargu. Ok. godz. 23 jego martwe ciało na zapleczu budynku znaleźli ochroniarze.

 

Późniejsze oględziny zwłok ujawniły, że ręce i nogi ofiary zostały skrępowane, a głowę szczelnie owinięto taśmą. Sekcja zwłok dowiodła, że Antoni W. zmarł w wyniku uduszenia.

 

Na ciele znaleziono ślady wskazujące, że ofiara próbowała bronić się przed napastnikami. Ustalenia śledczych sugerowały, że w zabójstwo mógł być zamieszany któryś z pracowników sklepu. Antoni W. otworzyłby drzwi marketu tylko komuś, kogo znał. Śladów włamania nie stwierdzono. Była jeszcze jedna wskazówka, że sprawca dobrze znał topografię budynku: wieczorem nie błądził po pomieszczeniach, a Antoniego W. odszukał szybko tam, gdzie o tej porze można go było znaleźć. Rzeszowska policja zabezpieczyła też ślady krwi i oderwany przez ofiarę kawałek lateksowej rękawiczki, która należała zapewne do sprawcy lub jednego ze sprawców.

 

Fakt, że zrabowano wówczas ok. 11 tys. zł i nieco bezwartościowych handlowo bonów towarowych sugeruje, że motywem napaści był rabunek. Jednak policja nie wyklucza i innych motywów zbrodni. Mimo zebranych śladów, nie udało się ustalić sprawcy i śledztwo umorzono. Co nie znaczy, że o sprawie zapomniano.

 

Marta Tabasz, rzeczniczka podkarpackiej policji, mówi, że śledczy niekiedy wracają do niezakończonych spraw sprzed lat. – Obecnie możliwości techniczne analizowania śladów znalezionych na miejscu przestępstwa są o wiele większe niż wówczas. Baza danych o odciskach linii papilarnych AFIS jest stale uzupełniana, a wówczas zabezpieczono wiele śladów daktyloskopijnych. Mamy możliwość stosowania komputerowej graficznej progresji wiekowej, wówczas nieistniejącej – zaznacza pani rzecznik.

 

– Dziś dysponujemy wieloma instrumentami analizy danych, które przed dwiema dekadami były znacznie mniej zaawansowane. Czekamy też na reakcje potencjalnych świadków, którzy mogą mieć wiedzę o zdarzeniu. Każda nowa informacja jest weryfikowana, każdy ślad ponownie analizowany bez potrzeby formalnego podjęcia śledztwa – tłumaczy Marta Tabasz.

 

Sprawy zabójstwa Antoniego W. na Baranówce w Rzeszowie nie objął tryb przedawnienia, gdyż nie zdarzyło się nic przełomowego, co pozwoliłoby formalnie i ponownie otworzyć dochodzenie, jednak śledczy z rzeszowskiego Archiwum X nie rezygnują z wyjaśnienia zagadki. Ani podobnych sprzed lat, a wciąż niewyjaśnionych. Nie wykluczają, że być może pojawi się wskazówka, która stanie się przełomowa dla wiedzy o tamtym zabójstwie i pozwoli formalnie otworzyć dochodzenie.

 

Szymon Hołownia w programie Pod Ostrym Kątem: „Nie kandyduję w wyborach po to, żeby się wylansować. Tylko żeby je wygrać”

0

Nauczyłem się, że nie jestem stuzłotówką, żebym się miał każdemu podobać – mówi Szymon Hołownia, publicysta, autor książek i kandydat na urząd prezydenta RP. W tej rozmowie odpowiada m.in. na pytanie – kto za nim stoi, co jego zdaniem oznacza przyjazny rozdział państwa od kościoła i czy na start w wyborach dostał błogosławieństwo od swojej żony.

Dlaczego chce pan być prezydentem?​ Bo jest robota do zrobienia. Myślę, że nadszedł czas, w którym Polska domaga się takiej nieoczywistości jak bezpartyjna prezydentura, która zauważy, że Polacy mają różne zdania w różnych kwestiach. Ja też mam swoje zdanie w wielu sprawach, ale ubiegając się o prezydenturę, chcę pokazać, że to, iż się różnimy, nie jest problemem tylko faktem, z którym musimy iść dalej. Do tej pory mieliśmy prezydentów, będących w pewnym sensie zakładnikami swoich formacji politycznych.​

 

Dlaczego Andrzej Duda nie jest pana prezydentem? Polak, katolik, konserwatysta czyli… taki sam jak pan, można powiedzieć. ​ Tylko, że Polak, katolik i konserwatysta to nie są wyłączne kryteria, decydujące o dobrym sprawowaniu funkcji prezydenta. Prezydent nie przysięga na to, że jest konserwatystą, tylko na konstytucję. A prezydent Duda konstytucję łamie. Kilkakrotnie robił to wręcz w rażący sposób. Jak choćby wtedy, kiedy nie odebrał przysięgi od legalnie wybranych sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, czy kiedy zastosował ułaskawienie wobec osoby nieprawomocnie skazanej. Albo wówczas, kiedy podpisywał ustawy, stojące w jawnej sprzeczności z artykułami 10 i 173 konstytucji, mówiącymi o niezależności władzy sądowniczej od innych władz. Mój start w tych wyborach jest recenzją tej prezydentury. Chociaż z wyborem Andrzeja Dudy wiązałem pewne nadzieje. Dałem się nawet uwieść jego opowieści, którą snuł podczas kampanii, a z której zrezygnował po wyborze na prezydenta.​

 

Jakiej opowieści?​ O tym, że nadchodzi nowe pokolenie, że już nie będzie tak jak było i że wszyscy w Polsce się zmieścimy. Okazało się, że to była tylko fasadowa opowieść z czasów kampanii.​ ​

 

Jest szansa na pokonanie Andrzeja Dudy? ​ Te wybory są do wygrania. Nie kandyduję po to, żeby się sprawdzić, wylansować czy zdobyć popularność, tylko żeby je rzeczywiście wygrać. Jeżdżąc po Polsce w trybie prekampanijnym, w ramach cyklu rozmów Polaków, odkrywam w ludziach wielką nadzieję. Widzę to przebudzenie. Słyszę, że ludzie znowu chcą głosować. ​

 

aip

Wielkopolska: Były ksiądz podejrzany o gwałcenie ministranta z Chodzieży dostał pracę… w poznańskiej kurii

0

Wydalony z kapłaństwa ksiądz Krzysztof G., z prokuratorskimi zarzutami molestowania i gwałcenia ministranta z Chodzieży, dostał pracę w poznańskiej kurii. Chodzi o tego samego księdza, w sprawie którego poznańska kuria i abp Stanisław Gądecki odmawiali współpracy z prokuraturą. – Kościół coraz bardziej się pogrąża – komentuje Szymon, były ministrant z Chodzieży, który przez wiele lat miał być gwałcony przez księdza Krzysztofa G.

O tym, że podejrzany o gwałty były ksiądz Krzysztof G. dostał pracę w poznańskiej kurii, napisała „Gazeta Wyborcza”. Jak wynika z artykułu, od grudnia 2018 roku Krzysztof G. jest magazynierem w diecezjalnym archiwum akt dawnych. Pracę dostał tuż po tym, jak kościelne instytucje wydaliły go z kapłaństwa za molestowanie ministranta Szymona.

 

Na łamach „Wyborczej” rzecznik kurii ksiądz Maciej Szczepaniak przekonuje, że były ksiądz Krzysztof G. dostał tymczasową pracę w archiwum aż do znalezienia innego zatrudnienia, nie ma kontaktów z dziećmi i jest to forma społecznej prewencji. Ta „tymczasowa praca” trwa już kilkanaście miesięcy.

 

W okresie, gdy były już ksiądz Krzysztof G. pracuje w poznańskiej kurii, abp Stanisław Gądecki i inni księża odmawiali współpracy z chodzieską prokuraturą. Nie chcieli przekazać śledczym materiałów z zakończonego postępowania kanonicznego, które doprowadziło do usunięcia Krzysztofa G. z kapłaństwa. Wskazywali różne powody: zasłaniali się niepamięcią spowodowaną np. braniem leków, sekretem papieskim, konkordatem, tajemnicą zawodową.

 

W czerwcu ubiegłego roku sąd w Chodzieży prawomocnie zwolnił abpa Stanisława Gądeckiego z tajemnicy zawodowej. Poznańska kuria wówczas ogłosiła, że dokumentów w sprawie wydalonego księdza nie ma, bo przecież przekazała je do Watykanu.

 

Prokuratura z Chodzieży nie zamierzała odpuszczać, ale wtedy przyszło polecenie „z góry”, czyli z Prokuratury Krajowej. Uznała ona, że przeszukanie poznańskiej kurii lub domaganie się dokumentów z Watykanu nie jest konieczne. Prokuratura Krajowa stwierdziła, że wystarczające są te dowody, które do tej pory zebrała prokuratura z Chodzieży.

 

W grudniu 2019 roku chodzieska prokuratura postawiła byłemu księdzu zarzuty. Krzysztof G. jest podejrzany o wielokrotne gwałty na ministrancie Szymonie w latach 2002-2013. Przemocą lub podstępem miał doprowadzać chłopca do stosunków seksualnych. Jest podejrzany także o molestowanie seksualne byłego ministranta, którego miał się dopuścić już w 2001 roku, gdy Szymon nie miał jeszcze ukończonych 15 lat.

 

Poznańska kuria zna sprawę od 2015 roku. Wtedy Szymon powiadomił kurię o zachowaniach księdza Krzysztofa G. W styczniu 2016 roku, pod pretekstem choroby ksiądz Krzysztof G. został odwołany ze swojej ostatniej parafii. Ale kuria pozwalała mu pracować – chodził „po kolędzie” w jednej z parafii w Śremie. Pozwolono mu także odprawić mszę świętą w poznańskiej katedrze z okazji 25. rocznicy święceń kapłańskich. W 2018 roku ksiądz, który „tymczasowo” pracuje w diecezjalnym archiwum, został usunięty z kapłaństwa.

 

aip

Pendolino rozwinął prędkość 200 km/h między Warszawą a Gdańskiem. Regularnie pociągi mają jeździć tak w połowie roku

0

Kolejarze z PKP PLK pochwalili się testowym przejazdem pociągu Pendolino, który odbył się w nocy z soboty na niedzielę 12 stycznia na trasie Warszawa Wschodnia–Gdańsk Główny–Warszawa Wschodnia.

– Próba potwierdziła, że jazda z prędkością 200 km/h jest możliwa, bezpieczna i komfortowa. Oznacza to, że podróż nad polskie morze na trasie Warszawa – Gdynia w połowie roku będzie mogła się skrócić. Zwiększy się także przepustowość linii. Specjaliści z PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. oraz Instytutu Kolejnictwa sprawdzali właściwe działanie urządzeń systemu ERTMS/ETCS poziomu 2 oraz pracę składu podczas rozwijania wyższych prędkości. W przejeździe uczestniczył Andrzej Bittel, sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury – informuje biuro prasowe PKP PLK.

 

Warto jednak podkreślić, że „dwusetką” Pendolino dokładnie pojadą przez ok.1/3 trasy między trasy między Trójmiastem a Warszawą (resztę z prędkością 180-190 km/h). Rozwinięcie tej prędkości było zapowiadane już dawno. Czas podróży między Gdańskiem a stolicą dzięki przyspieszeniu ma się skrócić o kilkanaście minut, do ok. 2,5 godziny. Przejazd pociągiem Pendolino był kolejnym testem sprawdzającym możliwości systemu i możliwości współpracy taboru z systemem przytorowym.

 

W styczniu odbyły się też przejazdy lokomotywy luzem i lokomotywy z wagonami pasażerskimi. Sprawdzane były oddziaływania pomiędzy torem a pojazdem, oddziaływania aerodynamiczne na elementy infrastruktury przytorowej. Badano wydajność systemu zasilania oraz współpracę pantografu z siecią trakcyjną. Testowane było działanie systemów radiołączności pociągowej.

 

– Wyższa prędkość nie jest jedynym efektem budowy systemu ERTMS/ETCS poziomu 2. Istotne jest również podniesienie poziomu bezpieczeństwa. Urządzenia w torach przesyłają sygnały o zmianach na trasie do wyposażonej w komputer pokładowy lokomotywy. Informacje, wraz z danymi o warunkach przejazdu, dopuszczalnej prędkości i położeniu innych pociągów, trafiają wprost na pulpit maszynisty.

 

Kierujący pociągami mają wszystkie szczegóły niezbędne do bezpiecznego prowadzenia składu. System nie ogranicza się tylko do przekazywania kierującym pociągami bieżących danych. Jego zadaniem jest także „kontrola” pracy maszynisty i w przypadku zignorowania ostrzeżeń, automatyczne dostosowanie prędkości pociągu do panujących warunków – dodaje Mirosław Siemieniec, rzecznik prasowy spółki PKP PLK. Na trasie wybudowano 54 maszty radiowe, które umożliwią wysyłanie do pociągów sygnałów z 8 Lokalnych Centrów Sterowania, za pośrednictwem kolejowej sieci cyfrowej komunikacji radiowej GSM-R.

 

Pracę systemu nadzoruje system dyspozytorski w Warszawie i Gdańsku. Projekt „Modernizacja linii kolejowej E65/C-E65 na odcinku Warszawa – Gdynia – w zakresie warstwy nadrzędnej LCS, ERTMS/ETCS/GSM-R, DSAT oraz zasilania układu trakcyjnego” – Faza II współfinansowany jest ze środków Unii Europejskiej w ramach POIiŚ na lata 2007-2013 oraz na lata 2014-2020. Wartość projektu to 928 mln zł.

 

MP aip

Donald Trump na wiecu w Wisconsin

0

Prezydent Donald Trump spotkał się we wtorek z wyborcami w Wisconsin. Przybyło ponad 13 tysięcy osób, które już od poniedziałku wieczorem czekały w centrum Milwaukee.

 

Przed wystąpieniem prezydenta odbył się także protest jego przeciwników, którzy przynieśli między innymi transparenty z napisami „Trump kłamca”. Podczas swego wystąpienia prezydent podkreślił, że Wisconsin jest ważnym stanem w zbliżających się wyborach. Mówił o sukcesie w walce z tzw. Państwem Islamskim, o zabiciu generała Ghasema Solejmaniego, który przygotowywał ataki na amerykańskie placówki dyplomatyczne. Donald Trump podczas 90 –minutowego wystąpienia chwalił się też innymi osiągnięciami jego administracji w tym niskim bezrobociem i stworzeniem ponad 7 milionów miejsc pracy odkąd zasiada w Białym Domu. Zaznaczył, że to efekt rozwoju ekonomicznego Stanów Zjednoczonych.

 

BK

Dwa miliardy euro dla Polski na odchodzenie od węgla

0

Dwa miliardy euro dostanie Polska z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji przeznaczonego na pomoc dla unijnych regionów odchodzących od węgla.

To największa kwota ze wszystkich krajów przyznana z funduszu w wysokości 7,5 miliarda euro. W sumie, z całego ponad 100 miliardowego mechanizmu do Polski miałoby trafić ponad 27 miliardów euro. Tak wynika z szacunków Komisji Europejskiej, z którymi zapoznała się brukselska korespondentka Polskiego Radia. Potwierdziły się tym samym nieoficjalne informacje Beaty Płomeckiej, która pod koniec ubiegłego roku informowała o 20-30 miliardach euro, które mogą trafić do Polski na transformację energetyczną.

IAR/Beata Płomecka/Bruksela/sk

W Kenilworth są najdroższe domy w rejonie Chicago

0

Domy z kodem pocztowym Illinois 60043 zostały uznane za najdroższe w rejonie metropolii chicagowskiej. Ranking opublikowano na portalu agencji nieruchomości Property Shark.

 

Kod pocztowy 60043 przypisany jest miasteczku Kenilworth, gdzie średnia cena domu waha się granicach 1.25 – 1 milion dolarów. Pobliska Winnetka (z kodem Ilinois 60093 ) została uplasowana na drugim miejscu i za dom trzeba tam zapłacić co najmniej 885 tysięcy dolarów, na trzecim jest Hinsdale  ( z kodem 60521) – 850 tysięcy dolarów. Na czwartym miejscu najdroższych kodów pocztowych jest Glencoe (Il. 60022 ) gdzie średnia cena domu wynosi 838 tysięcy dolarów na piątym Golf (60029 ) – tam domy sprzedawane są za około 689 tysięcy dolarów. Z kolei w samym Chicago najdroższe domy są w dzielnicy Loop gdzie ich cena nie spada poniżej 570 tysięcy dolarów.

 

BK

Policyjny pościg na Lake Shore Drive. 3 osoby ranne

0

Trzy osoby zostały ranne we wtorek podczas policyjnego pościgu na Lake Shore Drive. Około 8:10 wieczorem patrol zauważył skradziony samochód.

 

Policjanci próbowali go zatrzymać. Samochód wjechał w betonową barierę przy McCormick Place. Aresztowano cztery osoby. Z poważnymi obrażeniami do szpitala przewieziono mężczyzn w wieku 23 i 27 lat oraz 21-letnią kobietę. Lekarze University of Chicago Medical Center poinformowali, że ich stan został ustabilizowany. W sprawie prowadzone jest postępowanie wyjaśniające.

 

BK

Prokuratura wycofała zarzut jazdy pod wpływem alkoholu wobec księdza, który potrącił nauczycielki

0

Prokuratura powiatu Cook wycofała zarzut prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu wobec emerytowanego księdza, który potrącił dwie nauczycielki. Jedna z nich zmarła.

 

73-letni Paul Burak podczas wtorkowej rozprawy nie przyznał się do pozostałych zarzutów w tym potrącenia ze skutkiem śmiertelnym i opuszczenia miejsca wypadku. 4 grudnia na parkingu w Orland Park wjechał w nauczycielki szkoły katolickiej, które wyszły z restauracji gdzie odbywało się przyjęcie świąteczne. Po przewiezieniu do szpitala zmarła 61-letnia Margaret “Rone” Leja, ranna została też 54-letnia Elizabeth Kosteck. Księdza aresztowano następnego dnia. Sąd wyznaczył w jego sprawie 10 tysięcy dolarów kaucji. Adwokat reprezentujący Paula Buraka powiedział, że jego klient stracił orientację z powodu choroby Parkinsona i cukrzycy i nie zdawał sobie sprawy z tego, że kogoś potrącił. Kolejna rozprawa obędzie się 18 marca.   Rodzina Margaret Leja złożyła też pozew przeciw księdzu i domaga się odszkodowania.

 

BK

Radny Ed Burke wydał ponad 400 tysięcy dolarów na prawników

0

Radny Ed Burke przeznaczył na prawników ponad 414 tysięcy dolarów w ostatnim kwartale ubiegłego roku.   Burke usłyszał 19 zarzutów korupcyjnych. Nie przyznał się do winy.

 

Jest najdłużej pełniącym funkcję radnego w Chicago i w Radzie Miasta zasiada od 1969 roku. Ed Burke uważany był do tej pory za najbardziej wpływowego radnego i na jego fundusz kampanijny pieniądze wpłacali prominentni sponsorzy.   Jednak po oskarżeniach wystosowanych przez służby federalne w ciągu ostatnich trzech miesięcy 2019 roku Burke zebrał niewiele ponad 92 tysiące dolarów. Z dokumentów wynika, że wciąż na swoim koncie wyborczym posiada blisko 8 milionów dolarów.

 

BK

Powodowali fikcyjne wypadki we Wrocławiu. Tak działała szajka wyłudzająca pieniądze

0

Fałszywe stłuczki aut we Wrocławiu i okolicach, fikcyjnie okradane i demolowane samochody do tego auta bez wartości, na zakup których wyłudzano kredyty bankowe. Tak działać miała grupa przestępcza rozbita przez wrocławską policję i Prokuraturę Regionalną. Straty firm ubezpieczeniowych i banków to 4 miliony złotych. Niedawno do sądu trafił akt oskarżenia 45 osób zamieszanych – twierdzą śledczy – w tę sprawę. Szajka działać miała dziewięć lat – od 2007 do 2016 roku.

Październik 2008 roku zbieg ulic Orlej i Powstańców Śląskich we Wrocławiu. Samochód marki mercedes próbuje wyminąć cysternę, jadącą prawym pasem ul. Powstańców. Kierowca włącza lewy kierunkowskaz, ale nadal jedzie prawym pasem. Po chwili w tył mercedesa wjeżdża BMW. Uderzone auto jedzie tak blisko cysterny, że wpada na nią. Na miejsce kolizji wzywana jest drogówka. Kierowca BMW płaci mandat. Niedługo później ubezpieczyciel wypłacił odszkodowanie – 100 tysięcy złotych. Taka historię przeczytaliśmy w uzasadnieniu aktu oskarżenia, który trafiła niedawno do wrocławskiego sądu. W mercedesie – twierdzi prokuratura – jechał Michał K. z byłą żoną. Michał to dziś główny oskarżony, szef szajki oszustów. BMW prowadził jego znajomy, zaangażowany do udziału w przekręcie. Spotkali się przy ul. Powstańców Śląskich we Wrocławiu.

 

Zdaniem prokuratury Maciej K. za każdym razem wyszukiwał miejsca dogodne do zorganizowania fikcyjnej stłuczki. BMW i mercedes krążyły po okolicy szukając dogodnej okazji do „zorganizowania kolizji”. Nadarzyła się gdy Maciej – jadący jako pasażer mercedesa – zauważył przed sobą cysternę. Nakazał kobiecie, która prowadziła samochód, by włączyła lewy kierunkowskaz ale nie zmieniała pasa ruchu z prawego na lewy. Zaraz potem doszło do kolizji. Wszystko było w niej przemyślane. Nawet uderzenie mercedesa w tył cysterny. Do wszystkich fałszywych szkód komunikacyjnych Maciej K. wykorzystywał mercedesy. Czasem to samo auto było zgłaszane do różnych ubezpieczalni przez różnych właścicieli. Każdy z nich był związany z szajką oszustów.

 

W 2013 roku policja została wezwana na ul. Marszowicką we Wrocławiu. Tu jechały naprzeciwko siebie mercedes i kia. Gdy się mijały, otarły się o siebie, a mercedes dodatkowo wjechał w drzewo. Wezwana na miejsce policja winnym uznała kierowcę auta marki kia. Bez protestów przyjął mandat. Uszkodzenia w Mercedesie ubezpieczyciel wycenił na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Czasem do kolizji dochodziło poza miastem. Często wykorzystywany był scenariusz podobny do tego z Marszowickiej. Jedno z aut wymijając mercedesa, który miał być uszkodzony, ocierało się o niego. Potem, mercedes dodatkowo wjeżdżał w drzewo, słup czy barierę z boku drogi. Ubezpieczycieli oszukiwano nie tylko pozorując kolizje. Były też zgłaszane dewastacje samochodu.

 

W 2013 roku Maciej K. dostał kolejne 100 tysięcy. Tym razem „nieznany sprawca” miał powybijać szyby w aucie, zaparkowanym w małej wiosce koło Trzebnicy, a potem ostrym narzędziem uszkodzić siedzenia. Oskarżenie jest pewne, że to kolejna fikcyjna szkoda. Prokuratura twierdzi, że sprawca dewastacji najpierw pociął siedzenia a dopiero potem powybijał szyby. Inny wątek tej sprawy top wyłudzanie kredytów na zakup aut.

 

Było to możliwe bo z Maciejem K. związani byli szefowie firmy zajmującej się pośrednictwem w załatwianiu samochodowych kredytów. Dzięki temu w lutym 2011 roku udało się np. uzyskać 25 tysięcy złotych na kupno mercedesa. Auto – według dokumentów – kosztować miało 47 tysięcy ale część ceny kredytobiorca zapłacił gotówką. Przynajmniej na papierze. Na prawdę ten samochód … w ogóle nie istniał. Bo w sierpniu poprzedniego roku doszczętnie spłonął na wrocławskim Psim Polu. Główny oskarżony nie przyznał się do postawionych mu zarzutów. Na przesłuchaniach konsekwentnie odmawiał wyjaśnień. Odezwał się tylko raz przekonując, że wszystkie kredyty na zakup aut zostały uczciwie spłacone.

 

aip

Korupcja na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu? Dwie kobiety oskarżone o zniesławienie rektora

0

Dwie kobiety zostały oskarżone o zniesławienie dwóch profesorów: Andrzeja Tykarskiego, rektora poznańskiego Uniwersytetu Medycznego oraz Zdzisława Krasińskiego, dziekana Wydziału Lekarskiego II. Poznańska prokuratura uważa, że to one wysyłały anonimy, w których zarzucały obu lekarzom korupcję, między innymi przy przyjmowaniu kandydatów na studia. Dodatkowo jednemu z lekarzy, w anonimach, zarzucano molestowanie seksualne oraz handel narkotykami.

 

Z końcem grudnia skierowaliśmy w tej sprawie akt oskarżenia. Zarzuty wobec dwóch kobiet dotyczą zniesławienia obu lekarzy oraz tworzenia fałszywych dowodów – mówi prokurator Magdalena Machyńska, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Poznań Grunwald.

 

Od wielu miesięcy na poznańskim Uniwersytecie Medycznym pojawiały się rozmaite anonimy. W pismach dyskredytowano różnych lekarzy, czasami ze sobą skłóconych. Wiązano to z walką o wpływy i władzę na uniwersytecie. W tym w kontekście wymieniano zbliżające się wybory na rektora uczelni. Niektórzy lekarze byli tak zdeterminowani, by znaleźć autorów anonimów, że zatrudniali specjalistów. Na przykład z polonistyki, by na podstawie sposobu napisania anonimu, charakterystycznych zwrotów, ustalić jego autora.

 

Na zawiadomienie do prokuratury zdecydowali się prof. Andrzej Tykarski, rektor Uniwersytetu Medycznego oraz współpracujący z nim prof. Zdzisław Krasiński, dziekan Wydziału Lekarskiego II. W anonimach im obu zarzucano korupcję. Wobec dziekana pojawiały się również anonimy, że molestuje pacjentki, nie płaci podatków oraz… handluje narkotykami. W jednym z anonimów zarzucano mu również, że podejmuje działania, by odwołać urzędującego rektora. Skargi krążyły nie tylko po uczelni, ale także trafiły do Ministerstwa Edukacji Narodowej, do skarbówki oraz do Komendy Głównej Policji. Z dziekana, w anonimach, próbowano uczynić kryminalistę.

 

Jak już pisaliśmy w „Głosie Wielkopolskim” w zeszłym roku, zarzuty w tej sprawie usłyszały dwie mieszkanki województwa mazowieckiego. Sara W. ma siedem zarzutów, Aleksandra H.-S. pięć zarzutów. Śledczy uznali je za autorki anonimów między innymi poprzez analizę numerów IP komputerów, z którego wysłano różne pisma. Teraz, jak się dowiedzieliśmy, poznańska prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia. Obu kobietom zarzucono zniesławienie dwóch poznańskich lekarzy oraz tworzenie fałszywych dowodów. W tym drugim wątku chodzi o zawiadomienie o nieistniejących przestępstwach związanych z molestowaniem seksualnym i handlem narkotykami. Prokuratura nie informuje, czy przyznają się do winy. Sprawy nie chciała wcześniej komentować kancelaria reprezentująca oskarżone kobiety. Jaki związek z poznańskimi lek

 

W trakcie prowadzonego dochodzenia prokuratura sprawdzała również, czy ktoś inspirował je do napisania anonimów. W tym celu policja zabezpieczyła komputery innego poznańskiego lekarza – chodziło o prof. Grzegorza Oszkinisa. Prywatnie jest szwagrem prof. Krasińskiego, kilka lat temu wspólnie pracowali w szpitalu przy ul. Długiej w Poznaniu. W pewnym momencie powstał między nimi konflikt personalny. Część środowiska lekarskiego uważała również, że prof. Grzegorz Oszkinis ma spore ambicje sięgające stanowiska rektora. Analiza komputerów prof. Oszkinisa nie potwierdziła, by inspirował dwie pacjentki do szkalowania skonfliktowanego z nim prof. Krasińskiego.

 

Prof. Oszkinis, gdy z nim rozmawialiśmy w zeszłym roku, był oburzony wizytą policji i zabezpieczeniem komputerów jego i jego rodziny. Oburzony, tyle że anonimami, był z kolei prof. Andrzej Tykarski, rektor uczelni. – Doniesienia na mnie oraz na prof. Krasińskiego były wyssane z palca. Nie wiem, kto był inspiratorem powstania anonimów, biorę pod uwagę każdą możliwość – mówił prof. Andrzej Tykarski w rozmowie z „Głosem Wielkopolskim”. Przypomnijmy, że w anonimach poruszano wątek rzekomej korupcji na uczelni. Część lekarzy związanych z poznańskim Uniwersytetem Medycznym mówiła nam, że do korupcji dochodziło między innymi przy załatwianiu bezpłatnych, dziennych studiów lekarskich. Łapówki miałyby pochodzić od osób, które na egzaminach zdobyły za mało punktów. Sygnały o rzekomej korupcji docierały również do Sławomira Orłowskiego, byłego rzecznika prasowego Uniwersytetu Medycznego.

 

W sprawie wypowiedziało się CBA. Poinformowało nas, że sprawdzało kwestię rzekomej korupcji przy naborze kandydatów. Ale to się nie potwierdziło. Odnośnie rzekomej korupcji na uczelni nie wszczęto śledztwa w prokuraturze.

 

AIP

Rok pełen wyzwań dla polskich koszykarzy

0

Najbliższe miesiące będą niezwykle ważne dla polskiej koszykówki. Reprezentacja mężczyzn, która w ubiegłym roku zajęła ósme miejsce w mistrzostwach świata, powalczy o awans do mistrzostw Europy oraz pierwszą od 40 lat olimpijską kwalifikację. Turniej kwalifikacyjny zostanie rozegrany w drugiej połowie czerwca w Kownie na Litwie. „Biało-czerwoni” w fazie grupowej zmierzą się z drużynami Słowenii i Angoli, a awans uzyska tylko zwycięzca turnieju.

Na sukces kadry Mike’a Taylora liczy prezes Polskiego Związku Koszykówki Radosław Piesiewicz. „Czujemy, podobnie jak sami zawodnicy, że może to być niesamowity rok. W Kownie zagramy od 23 czerwca. Mam nadzieję, że do 28 czerwca, bo to oznaczałoby, że wystąpimy w wielkim finale, gdzie prawdopodobnie czeka nas mecz z Litwinami. To jest nasze marzenie w tym roku. Przypomnę, że na awans do mistrzostw świata czekaliśmy jeszcze dłużej, bo 52 lata. W ubiegłym roku nie dawano nam większych szans, a nasi zawodnicy dokonali tego, wygrywając chociażby z Chorwatami, którzy mieli w składzie gwiazdy z NBA. Dlatego zwycięstwo nad Słoweńcami też jest możliwe. Nasi koszykarze będą chcieli sprawić niespodziankę i pokazać lwi pazur. A zwieńczeniem udanego turnieju niech będzie zwycięstwo w finale nad Litwinami przed ich publicznością. Pamiętamy przecież triumf w meczu z gospodarzami na mistrzostwach świata w Chinach”.

Radosław Piesiewicz zaznaczył, że podstawowym celem naszej kadry jest awans do mistrzostw Europy. „Kwalifikacje zaczynamy 20 lutego meczem z Izraelem w Gliwicach. Trzy dni później jedziemy odgryźć się mistrzom świata, Hiszpanom, za porażkę na mundialu. Ten mecz odbędzie się w Saragossie. Liczę na to, że nasi zawodnicy zaprezentują koszykówkę na najwyższym poziomie. Mamy duże szanse, by zagrać zarówno w mistrzostwach Europy, jak i w igrzyskach olimpijskich”.

Przed szansą na awans do igrzysk w Tokio stanie również męska reprezentacja w odmianie trzyosobowej, która w ubiegłym roku zdobyła brąz mistrzostw świata. Pierwszy z dwóch turniejów kwalifikacyjnych z udziałem reprezentacji Polski zostanie rozegrany w dniach 18-22 marca w Indiach. „Nasi koszykarze w odmianie trzyosobowej mają bardzo dużą szansę na awans do igrzysk, ale to jest tylko sport. W Indiach zagra 20 zespołów. To są takie małe mistrzostwa świata, bo wystąpią tam najlepsi z najlepszych. Wiem, że trener Piotr Renkiel dobrze wyselekcjonuje czwórkę zawodników do kadry. Polski Związek Koszykówki zrobi wszystko, aby koszykarze mogli się dobrze przygotować do tych kwalifikacji” – zakończył Radosław Piesiewicz.

Redakcja Sportowa PR / F. Jastrzębski / Rozmowa IAR / fj

 

Australia: Spodziewane deszcze i burze

0

Deszcze i gwałtowne burze spodziewane są w najbliższych godzinach na południowym wschodzie Australii. Jeśli spełnią się prognozy meteorologów, pomoże to strażakom w walce z ogromnymi pożarami lasów. Nie oznacza to jednak końca zagrożeń dla Australii.

Z ogromnymi pożarami lasów Australia zmaga się od września. Ogień rozprzestrzeniał się dzięki m.in. wysokim temperaturom. Te wyraźnie jednak spadły i w miejscach zagrożonych pojawił się deszcz. Meteorolodzy przewidują, że opady mogą być intensywne, a towarzyszyć im mają także burze.

Zarówno specjaliści od pogody jak i hydrolodzy ostrzegają jednak, że takie prognozy oznaczają znaczne zwiększenie ryzyka wystąpienia lawin błotnych jak również zanieczyszczenia wody. Miejscowe władze ostrzegają, że największe ryzyko występuje w stanach Nowa Południowa Walia oraz Wiktoria, w miejscach w największy sposób strawionych przez pożary.

Naukowcy z NASA poinformowali tymczasem, że gęsty dym, który jest efektem pożarów zdołał już okrążyć Ziemię. Takie wyniki dały pomiary satelitarne, dokonane przez amerykańskich ekspertów.
Od września w pożarach w Australii zginęło 28 osób i około miliarda zwierząt. Ocenia się, że spłonęło 10 milionów hektarów lasów. Straty oceniane są na co najmniej 5 miliardów dolarów australijskich.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/#Wojciech Cegielski/RTR/ABC/BBC/mt

Ranni uczniowie. Samolot zrzucił paliwo na plac zabaw przy szkole

0

Siedemnastu uczniów i dziewięcioro dorosłych zostało lekko rannych po tym jak samolot Boeing 777 zrzucił paliwo na plac zabaw przy szkole w kalifornijskim mieście Cudahy – poinformowała miejscowa straż pożarna. Rany polegały głównie na podrażnieniu skóry i oczu. Nie było potrzeby hospitalizacji ofiar incydentu.

Nietypowa i groźna sytuacja w rejonie Los Angeles, kiedy samolot amerykańskiej linii Delta musiał przerwać lot do Szanghaju, by wracać natychmiast na lotnisko. Piloci musieli zrzucić ogromne ilości paliwa, w wyniku czego co najmniej 56 dzieci oraz dorosłych zgłosiło podrażnienia skóry i płuc w kilku szkołach. Wśród osób przebywających na zewnątrz i ucierpiały, byli uczniowie i nauczyciele ze szkoły Park Avenue Elementary, gdy na plac zabaw spadło paliwo. Sky Cornell ze straży pożarnej mówił, że 20 dzieci i 11 dorosłych z tej szkoły badali lekarze, nikt nie był jednak hospitalizowany. Szkoła znajduje się w obrębie ścieżki lądowania, 20 km na wschód od lotniska w Cudahy. Henry Narvaez ze straży Pożarnej w LA mówił, że paliwo rozproszyło się, nim dotarło na ziemię.

 

Dodał, że nic łatwopalnego nie pozostaje w powietrzu ani na ziemi. Niedługo po starcie lotu 89 ze 149 pasażerami i 16 członkami załogi z Los Angeles do Szanghaju wystąpił problem z silnikiem, co wymagało szybkiego powrotu na lotnisko. Samolot wylądował bezpiecznie po zrzuceniu paliwa, gdyż lądowanie z pełnymi zbiornikami doprowadziłoby do przełamania się Boeinga 777. Procedury wymagają zrzucania paliwa na wyznaczonych niezamieszkanych obszary, zwykle na dużych wysokościach, aby paliwo rozpyliło, zanim dotrze do ziemi. Uczniowie i pracownicy wielu szkół, którzy przebywali wówczas na placach zabaw zostali spryskani paliwem i wdychali jego opary. Natychmiast wezwano ratowników medycznych, bo zgłaszano podrażnienie skóry i problemy z oddychaniem.

 

– Tak się bałem – mówił 11-letni uczeń Marian Torres. Kiedy weszliśmy do szkoły moje oczy zaczęły swędzieć. Problemy Boeinga 777 zaczęły się po starcie, gdy piloci dostali sygnał o problemach sprężarki, co miało wpływ na pracę prawego silnika. Piloci powiadomili kontrolę ruchu lotniczego i zawrócili do Los Angeles.. Maszyna leciał w 12-godzinne lot do Szanghaju, więc załadowano ją paliwem „pod korek”. Przekraczało to bezpieczną masę do lądowania. Piloci zaczęli zrzucać paliwo na wysokości około 2500 metrów, ale potem kontynuowali zrzucanie, gdy samolot zbliżał się do lotniska. Samolot wylądował bez problemów. Były kapitan Boeinga 777 powiedział stacji CBS News, że piloci powinni mieć czas na bezpieczne okrążenie i zrzucenie paliwa nad wodą na dużej wysokości, i był zaskoczony, że zrobiono to na tak małej wysokości nad lądem.

 

Red. AIP/(IAR)/Fox News/Los Angeles Times/dwi/mt

Microsoft rekomenduje instalację aktualizacji dla swoich ostatnich OS

0

Firma Microsoft opublikowała aktualizację do swojego najnowszego systemu operacyjnego – Windows 10. Usuwa ona lukę, która dotyczy pliku odpowiedzialnego za certyfikaty i funkcje kryptograficzne. Dotychczasowy plik umożliwiał instalację złośliwej aplikacji, która stwarzałaby pozory bycia oficjalnym produktem.

O błędzie informatyczny potentat został powiadomiony przez Narodową Agencję Bezpieczeństwa (NSA) – amerykańską agencję wywiadowczą zajmujaca się m.in. wywiadem elektronicznym. Zdaniem wielu komentatorów udostępnienie informacji o błędzie oznacza próbę naprawy wizerunku agencji krytykowanej właśnie za to, że informacje o błędach w systemach komputerowych zachowywała dotąd dla siebie i wykorzystywała dla celów szpiegowskich.

Praktyki takie ujawnił między innymi w 2013 roku Edward Snowden, a cztery lata później grupa hakerów. Dotyczyły miedzy innymi luki, którą wykryły również wywiady północnokoreański i rosyjski infekując trojanami czy programami szantażującymi setki tysięcy komputerów na całym świecie, których wymiana bądź naprawa kosztowała ich użytkowników miliardy dolarów.
Część rządów – między innymi francuski – już zaleciły „w trybie pilnym” aktualizację systemu Windows 10, a także kilku wcześniejszych, w tym Windows 7, dla którego wsparcie ze strony producenta właśnie oficjalnie się zakończyło.

Zarówno Microsoft, jak i Narodowa Agencja Bezpieczeństwa zapewniają, że wspomnianej luki nikt nie zdążył wykorzystać.

IAR/cnbc.com/businessinsider.com/lemonde.fr/mt

Ukraina występuje do Iranu o zwrot czarnych skrzynek

0

Ukraiński prokurator i służby bezpieczeństwa wystąpili do władz Iranu o zwrot czarnych skrzynek samolotu, zestrzelonego przed tygodniem w Teheranie. Wcześniej jeden z szefów ukraińskich służb powiedział, że na Ukrainę przyjedzie przedstawiciel Iranu, który orzeknie, czy tamtejsze laboratoria będą mogły badać czarne skrzynki.

Boeing 737 ukraińskich linii lotniczych został 8 stycznia omyłkowo zestrzelony nad Teheranem przez irańską obronę przeciwlotniczą. Stało się to kilkadziesiąt minut po irańskim ataku rakietowym na amerykańskie bazy w Iraku. Zginęło 176 osób – wszyscy pasażerowie i członkowie załogi. Iran przyznał się do zestrzelenia maszyny.

Reuters 15 01 08.27/IAR wcz./Siekaj/sk

W polskich sądach toczą się sprawy byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Chodzi m. in. o pseudonaukowe eksperymenty Josefa Mengele

0

W polskich sądach toczą się sprawy byłych więźniów obozów koncentracyjnych domagających się odszkodowań od państwa niemieckiego.

Sprawę pozwu Adama Kowalewskiego, syna Jerzego Kowalewskiego poddawanego w Auschwitz-Birkenau eksperymentom pseudomedycznym, prowadzi od 2018 roku mecenas Stefan Hambura. W jego ocenie, potrzeba jednak orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego lub zmian w prawie, by poszkodowani przez III Rzeszę mogli skuteczniej dochodzić swych praw.
Adwokat powiedział Polskiemu Radiu, że pozew Adama Kowalewskiego został przetłumaczony na język niemiecki i jest na etapie doręczania stronie niemieckiej. Adam Kowalewski, który domaga się 400 tysięcy złotych odszkodowania, urodził się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Jak zaznaczył Stefan Hambura, choroba to efekt eksperymentów pseudomedycznych w Auschwitz-Birkenau na ojcu powoda.

„To tak zwany syndrom drugiej generacji. To jest ogólnie znane i uznane na świecie. Mam nadzieję, że polski wymiar sprawiedliwości się tym zajmie i się nie ugnie. Chociaż mamy tu problem z tak zwanym immunitetem jurysdykcyjnym, czyli możliwością pozywania, w tym przypadku RFN, przed polskimi sądami” – tłumaczył prawnik.

Na immunitet jurysdykcyjny państwa powołał się także warszawski Sąd Okręgowy, oddalając w październiku pozew Barbary Gautier. Kobieta jako 3,5-letnia dziewczynka trafiła do Auschwitz-Birkenau, gdzie była poddawana pseudonaukowym eksperymentom prowadzonym przez Josefa Mengele.

Według sądu, w naszym prawie brakuje przepisu przewidującego jurysdykcję sądów polskich w zakresie pozwów obywateli naszego kraju przeciwko innemu państwu. Tę sprawę miał zbadać Trybunał Konstytucyjny, rozstrzygając wniosek grupy posłów z 2017 roku. Domagali się oni stwierdzenia niezgodności z konstytucją przepisu Kodeksu postępowania cywilnego. Wyłącza on zobowiązania o odszkodowanie należne od obcego państwa z tytułu zbrodni wojennych, ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości. „Kadencja Sejmu się zakończyła i nastąpiła dyskontynuacja wniosku, być może trzeba będzie zmienić odpowiednio zapisy Kodeksu postępowania cywilnego. Tą sprawą, jak mi do tej pory wiadomo, Trybunał się nie zajął. Szkoda, bo z dnia na dzień jest coraz mniej osób, takich jak pani Barbara Gautier, która jest bezpośrednią ofiarą II wojny światowej” – powiedział Stefan Hambura.

Mimo obecnej sytuacji prawnej, polski prawnik oczekuje, że w sprawie Adama Kowalewskiego sąd zajmie merytoryczne stanowisko dotyczące istoty pozwu syna byłego więźnia Auschwitz-Birkenau. „Będzie to też jeden z argumentów za tym, że polski ustawodawca chce zadośćuczynień dla takich osób” – ocenił.

6 grudnia na terenie byłego niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau Barbara Gautier wręczyła kanclerz Angeli Merkel list. Była więźniarka prosi w nim o jak najszybszą pomoc finansową dla wciąż żyjących ofiarom II wojny światowej w Polsce.

Jednocześnie Stefan Hambura zapowiedział też powstanie ogólnopolskiego stowarzyszenia polskich ofiar II wojny światowej oraz ich potomków.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/#Karol Darmoros/mt

 

Ponad 120 mln zł – tyle wynosi kara nałożona przez UOKiK za tzw. aferę dieselgate na Volkswagen Group Polska

0

Ponad 120 mln zł – tyle wynosi kara nałożona przez Marka Niechciała prezesa UOKiK za tzw. aferę dieselgate. Sankcja została nałożona na Volkswagen Group Polska za wprowadzenie w błąd co do poziomu emisji spalin i kierowanie wytycznych skutkujących odrzuceniem reklamacji. To najwyższa kara w historii UOKiK za naruszenie praw konsumentów.

Jak czytamy w oświadczeniu UOKiK – koncern Volkswagen stosował w samochodach Volkswagen, Audi, Seat i Skoda produkowanych po 2008 r. oprogramowanie do sterowania silnikiem EA 189 EU 5. W warunkach testowych pozwalało ono zaniżać wartość emisji tlenków azotu. To oprogramowanie rozpoznawało, że samochód znajduje się na stanowisku kontrolnym i obniżało emisję tlenków azotu. Podczas normalnej jazdy była ona wyższa. Wartości te znacznie odbiegały od tych deklarowanych konsumentom w materiałach reklamowych i w dokumentach homologacyjnych. Zostali oni więc wprowadzeni w błąd. Co więcej, koncern wystosował wytyczne dla dealerów, zgodnie z którymi mieli oni nie uwzględniać zasadnych reklamacji konsumentów związanych z poziomem emisji tlenków azotu.

– Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów jest kolejnym organem ochrony konsumentów w Europie, który wydał decyzję w tej sprawie. Volkswagen manipulował wskaźnikami emisji spalin – wprowadzał konsumentów w błąd, twierdząc, że jego pojazdy są przyjazne środowisku. Rośnie świadomość ekologiczna Polaków, więc wiele osób mogło celowo wybierać samochody, które emitują mniejsze ilości szkodliwych substancji – mówi Marek Niechciał, prezes UOKiK.

iar / gaj

Karnawałowe szaleństwo w Centrum Polsko – Słowiańskim na Greenpoincie

0

12 styczna w Sali należącej do Centrum Polsko – Słowiańskiego przy 176 Java Street na Brooklynie odbyła się doroczna zabawa dla dzieci, którą Centrum Polsko – Słowiańskie organizuje wspólnie z Polską Szkołą im Marii Konopnickiej na Greenpoicie. Tego dnia na pięknie udekorowanej Sali królowały dzieci w strojach karnawałowych. Szyku nadawali również pracownicy Centrum Polsko – Słowiańskiego, którzy tego dnia również przebrali się w bajeczne, kolorowe stroje. Na sali nie zabrakło księżniczek, piratów oraz barwnych motyli. Podczas zabawy obecni byli przedstawiciele zarządu oraz Rady dyrektorów centrum Polsko Słowiańskiego Bożena Kamiński CEO/Prezes CPS Danuta Bronchard, którą pełni rolę wiceprezesa CPS oraz Jadwiga Ołdakowska sekretarz CPS.

– To nasza cykliczna impreza skierowana do najmłodszych dzieci, chcemy im pokazać jak w Polsce wygląda karnawał i jak ich rówieśnicy bawią się podczas karnawałowego szaleństwa. Dzięki zaangażowaniu pracowników Centrum Polsko – Słowiańskiego oraz Rady Dyrektorów każdego roku przychodzi do Centrum najmłodsze położenie Polaków, za co bardzo dziękujemy rodzicom, którzy przyprowadzają na nasze zabawy swoje pociechy – powiedziała Bozena Kamiński CEO/ Prezes CPS. Zabawę rozkręcał DJ Daniel, a atrakcji typu Magik oraz klaun z balonami, na których z wypiekami na twarzy czekały dzieci dostarczała firma Kids Fun House. DJ Daniel zadbał o to, aby w karnawałowy klimat weszli również rodzice i podczas zabawy przygotował atrakcje nie tylko dla dzieci, ale były również zabawy, w których udział brali rodzice wraz ze swoimi pociechami.

Na wszystkich gości czekał pyszny poczęstunek, który przygotowały panie z kuchni, działającej przy Klubie Seniora Krakus. Rodzice, którzy opuszczali po zabawie Centrum Polsko Słowiańskie dziękowali za wspaniały bal i już zapowiedzieli się, że przyjdą ze swoimi dziećmi na dzień dziecka, który organizuje Centrum Polsko Słowiańskie.

Zabawę wspierali sponsorzy a wśród nich:

Stives Meat Market – Nassau Ave

Greenpoint Wine & Liquors Nassau Ave

Edward Kurmel Brokerage LDT

Perfumeria S&D – Manhattan Ave

“Kiszka” Meat Market Manhattan Ave

Michalski Mirosława

Michalski Andrzej

Molnar Marta

Magiera Cieśla Renata

Home of the Alliance

Law Office of Andrew Kaminski

Polski Wieczoru z NJ Devils

0

Po raz kolejny polonijni kibice mogą spotkac się podczas Polskiego Wieczoru z NJ Devils. Impera na lodowisku hokejowym będzie miała miejsce 1 lutego w Prudential Center, NJ. Początek imprezy o 5 p.m. gośćmi honorowymi tegorocznej nocy na stadionie hokejowym będą będą bokser wagi ciężkiej Tomasz Adamek i zaczynający karierę bokserską, Amerykanin polskiego pochodzenia Vito Mielnicki. Organizatorzy imprezy zapewniają polska muzykę, dobre tradycje polskie jedzenie oraz wspaniałą zabawę. Pierwszych 300 osób, które kupią bilet, otrzyma koszulkę NJ Devils! Szczegóły na załączonym plakacie.

„New York Times” krytykuje Polskę: „W polskich muzeach znajdują się obrazy, zrabowane przez Niemców”

Dziennik „New York Times” opublikował artykuł, z którego wynika, że na terytorium Polski mogą znajdować się dzieła kultury, skradzione holendrom przez Niemców w czasie wojny. Ministerstwo Kultury informuje o braku jakichkolwiek roszczeń zgłoszonych przez Holandię.

Nina Siegel, amerykańska dziennikarka na co dzień mieszkająca w Amsterdamie, na łamach internetowego wydania New York Timesa donosi, że w Muzeum Narodowym w Gdańsku znajduje się siedem obrazów, które przez badaczy zostały uznane za zaginione. Według autorki naukowcy podejrzewają, że takich przypadków może być więcej. Naziści, w czasie II wojny światowej, mieli przetrzymywać w okupowanej Polsce dzieła sztuki zrabowane lub kupione w „podejrzanych okolicznościach”.

Siegel przytacza nieopublikowany raport holenderskiej organizacji, zajmującej się poszukiwaniem zaginionych dzieł sztuki, według którego w polskich zbiorach może znajdować się aż 81 dzieł sztuki skradzionych przez Niemców. Jednym z dóbr kultury, który według autorki znalazł się w zbiorach gdańskiego muzeum w czasie wojennej zawieruchy jest obraz holenderskiego pejzażysty Jana van Goyena „Chaty nad kanałem”. Dzieło było eksponatem w galerii sztuki holenderskiego Żyda, Jacques Goudstikkera, jeszcze w maju 1940 roku, zanim zginął podczas Niemieckiej inwazji.

NYT krytykuje Polskę

W artykule autorka krytykuje władze Polski za niepodjęcie czynności mających na celu zlokalizowanie oraz restytucję skradzionych dzieł sztuki. Zarzuca, że starania polskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które posiada Wydział Restytucji Dóbr Kultury, nie są w takim samym stopniu skierowane na proces odzyskiwania dzieł sztuki osób spoza granicy Polski. „Nie ma żadnego zaangażowania na poziomie muzeum, na poziome narodowym ani politycznym, aby zwrócić te dzieła” – mówi dziennikarce Anne Weber, założycielka Komisji dla Skradzionej Sztuki w Europie. „W Polsce wciąż brakuje procedury rozpatrywania roszczeń ofiar Holocaustu, zarówno z kraju, jaki i zza granicy” – dodaje Patricia Grimstead.

„Polski rząd chce odzyskać jak najwięcej, ale nie chce niczego oddać innym” – potwierdza polski prawnik Kamil Zeidler, dodając jednak, że „musimy silnie podkreślić, że Polska była ofiarą wojny, prawdopodobnie największą ofiarą II wojny, jeśli chodzi o grabież dzieł sztuki”.

Polska strona odpowiada

Ministerstwo kultury odpowiada w tekście na zarzuty dziennikarki, twierdząc, że „na tę chwilę, Ministerstwo nie otrzymało żadnych roszczeń ze strony Holenderskiego Rządu dotyczących dzieł sztuki zrabowanych w czasie II wojny światowej w Holandii i umieszczonych w polskich muzeach”. „Jeśli obywatel Holandii będzie potrzebowała pomocy od Rządu, to ją otrzyma” – odpowiada rzecznik holenderskiego ministerstwa Kultury”, potwierdzając, że ewentualne roszczenia powinny być wystosowywane przez obywateli, a nie państwo.

Do wątpliwości amerykańskiej autorki w tekście odnieśli się również przedstawiciele Muzeum Narodowego w Gdańsku. Muzeum potwierdza, że w ich zbiorach znajduje się jeszcze 6 innych obrazów, które są uważane za zaginione w czasie wojny. Dr Magda Mielnik, kurator w gdańskim muzeum dodaje, że razem ze swoimi współpracownikami pracuje nad książką, mającą ustalić historię i pochodzenie gdańskiej kolekcji, a dzieła skradzione z Holandii będą ważnym punktem ich badań.

Red. Sebastian Rosłon AIP

Francja: Manifestacje przeciw planowi reformy systemu emerytalnego

0

W kilku miastach Francji zorganizowano dzisiaj manifestacje na znak protestu przeciwko rządowym propozycjom reformy systemu emerytalnego. Mimo ustępstw ze strony premiera, część związków żąda całkowitej rezygnacji z planowanych zmian.

Swoje niezadowolenie z projektu ujednolicenia czterdziestu dwóch systemów emerytalnych w jeden, uniwersalny, manifestowano w Paryżu, Marsylii, w Nicei, Lyonie i w Tuluzie. Uczestnicy mówili, że nie zrezygnują z protestów, bo ich zdaniem, rząd obiecał zamrożenie reform tylko na jakiś czas, tymczasowo. Domagają się całkowitego odstąpienia od planów reformy.

Przedstawiciel związków zawodowych opowiadających się za zmianami, ale w ograniczonym zakresie, nie szczędzi słów krytyki pod adresem organizatorów protestów. Według niego, CGT i inne centrale manipulują związkowcami. Premier Edouard Philippe na zarzuty, że ustępstwa w postaci zamrożenia punktu o przejściu na emeryturę w wieku 64 lat są nie do przyjęcia, odpowiadał, że to kroki tymczasowe i dodał, iż jego zdaniem nie ma innego sposobu osiągnięcia równowagi finansowej w 2027 roku.

Protesty organizowały komunistyczne związki CGT i Sud Rail.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Marek Brzeziński/Paryż/mcm/dw

Węgry: Fidesz nie wycofa się z ustawy o finansowaniu organizacji pozarządowych

0

Węgierska partia rządząca Fidesz oświadczyła, że ustawa o finansowaniu organizacji pozarządowych z zagranicy jest niezbędna dla bezpieczeństwa państwa. Rzecznik TSUE uznał ją za niezgodną z prawem unijnym.

W reakcji na to Fidesz wydał komunikat, w którym oświadcza, że nie wycofa się z ustawy, ponieważ zapewnia ona bezpieczeństwo Węgier i zwiększa transparentność organizacji otrzymujących dotacje zagraniczne. Według Fideszu, celem przepisów jest zapewnienie przejrzystości organizacji pozarządowych, aby obywatele Węgier mogli dowiedzieć się, które z nich otrzymują znaczne zagraniczne dofinansowanie. W komunikacie powołano się na tak zwane konsultacje narodowe, przeprowadzone przez rząd, w których 99 procent respondentów wspierało wprowadzenie takiej ustawy. Część węgierskich organizacji pozarządowych już po wprowadzeniu ustawy uznało, że jest ona niezgodna z prawem, ogranicza wolność wypowiedzi i prawo do swobodnego stowarzyszania się oraz dyskryminuje niektóre organizacje.

Węgry w 2017 roku przyjęły ustawę o przejrzystości organizacji pozarządowych, na podstawie której organizacje pozarządowe, otrzymujące w ciągu roku zagraniczne dofinansowanie w wysokości około 25 tysięcy euro, są zobowiązane do zgłoszenia tego faktu i określenia siebie jako „organizacje finansowane z zagranicy”.

Partia rządząca uważa, że ustawa jest potrzebna, ponieważ, jak podano w komunikacie, „sieć Sorosa wydaje miliardy, aby wprowadzić w życie tzw. plan Sorosa i uczyniła Węgry krajem migranckim”. Rząd Węgier zarzuca amerykańskiemu finansiście między innymi sprowadzanie milionów migrantów do Europy. Zdaniem Fideszu, „sieć Sorosa”, czyli sieć organizacji i instytucji wspieranych przez multimiliardera, zagraża bezpieczeństwu państwa, ponieważ chcą one wpływać nie tylko na politykę migracyjną, lecz również na wyniki wyborów na Węgrzech.

Opinia rzecznika TSUE nie jest wiążąca, decyzja w tej sprawie może zapaść za kilka miesięcy.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Daniel Borzon, Budapeszt/dw

Komisja Europejska pokazała w Strasburgu, jak chce sfinansować program “Zielonego ładu”

0

Komisja Europejska pokazała w Strasburgu, jak chce sfinansować program “Zielonego ładu”. Tak zwany “Fundusz sprawiedliwej przemiany” ma pomóc krajom uzależnionym od węgla, takim jak Polska, w przekształceniu gospodarki – tak, by zmniejszyć emisję dwutlenku węgla. Ostatecznym celem jest osiągnięcie neutralności klimatycznej całej Unii do 2050 roku. Część europosłów uważa jednak, że środków na „zieloną transformację” zabraknie, w szczególności na wschodzie Europy. Inni zapewniali, że „Fundusz Przemiany” będzie stopniowo zwiększany, dzięki temu kraje, takie jak Polska, nie zostaną w tyle.


Wspólnota europejska ma przekazać na wsparcie dla krajów z gorszą pozycją startową 7,5 miliarda euro z budżetu. Te pieniądze mają pociągnąć za sobą 50 miliardów euro inwestycji. Kolejne 45 miliardów euro ma pochodzić od prywatnych podmiotów. Łącznie Fundusz Sprawiedliwej Przemiany będzie, według planów, warty około 100 mmiliardów euro.


Wiceszef Komisji Europejskiej odpowiedzialny za “Zielony Ład”, Frans Timmermans, zapewniał w Strasburgu, że żaden region w trakcie przemiany ekologicznej nie zostanie pozostawiony w tyle. Jego zdaniem jest to „wiadomość między innymi dla górników z Asturii, zachodniej Macedonii czy Śląska”. „Wiemy, że przed wami bardziej stroma droga do neutralności klimatycznej, niż przed innymi. Wiemy też, że inna, czystsza przyszłość może w teorii brzmieć jak zachęcająca perspektywa, ale droga do tego celu może dziś wyglądać zniechęcająco. Ten mechanizm sprawiedliwej przemiany to rękojmia, że w czasie tego procesu przekształcenia pozostaniemy przy was” – przekonywał Frans Timmermans. Wiceszef Komisji zapowiedział również dofinansowania od Europejskiego Banku Inwestycyjnego dla regionów, firm i gospodarstw, które chcą brać udział w “zielonych projektach”. Dotyczy to również rodzin, które korzystają w domu z nieekologicznych pieców i chciałyby zmienić sposób ogrzewania.


Po wystąpieniu Fransa Timmermansa rozpoczęła się debata z udziałem europosłów. Część z nich sceptycznie podchodziła do zapowiedzi Komisji. Europoseł Prawa i Sprawiedliwości Grzegorz Tobiszowski przekonywał, że zapowiadane 100 miliardów euro to jedynie kropla w morzu potrzeb. „W Polsce szacujemy, że dodatkowe koszty transformacji to ponad 500 miliardów euro. Mamy też region ślaski, gdzie w sektorze okołowydobywczym pracuje 200 tysięcy osób. Odtworzenie każdego z tych miejsc pracy będzie kosztowało 250 tysięcy euro” – argumentował polski europoseł.


Deputowany Polskiego Stronnictwa Ludowego Adam Jarubas mówił, że osiągnięcie neutralności klimatycznej nie będzie możliwe bez odpowiedniego wsparcia dla krajów członkowskich. Jego zdaniem jednak Fundusz Sprawiedliwej Transformacji to dobry początek. Jak mówił, fundusz ten powinien być skierowany do tych państw, które proporcjonalnie do PKB poniosą największe koszty.”Wierzymy, że fundusz sprawiedliwej transformacji odniesie sukces i że w przyszłości zostanie zwiększony w zależności od potrzeb” – podkreślał Adam Jarubas.


Jutro Parlament Europejski zagłosuje nad rezolucją w sprawie europejskiego Zielonego ładu.



Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/Karol Surówka/Strasburg/mcm/dw