Nauczyłem się, że nie jestem stuzłotówką, żebym się miał każdemu podobać – mówi Szymon Hołownia, publicysta, autor książek i kandydat na urząd prezydenta RP. W tej rozmowie odpowiada m.in. na pytanie – kto za nim stoi, co jego zdaniem oznacza przyjazny rozdział państwa od kościoła i czy na start w wyborach dostał błogosławieństwo od swojej żony.
Dlaczego chce pan być prezydentem? Bo jest robota do zrobienia. Myślę, że nadszedł czas, w którym Polska domaga się takiej nieoczywistości jak bezpartyjna prezydentura, która zauważy, że Polacy mają różne zdania w różnych kwestiach. Ja też mam swoje zdanie w wielu sprawach, ale ubiegając się o prezydenturę, chcę pokazać, że to, iż się różnimy, nie jest problemem tylko faktem, z którym musimy iść dalej. Do tej pory mieliśmy prezydentów, będących w pewnym sensie zakładnikami swoich formacji politycznych.
Dlaczego Andrzej Duda nie jest pana prezydentem? Polak, katolik, konserwatysta czyli… taki sam jak pan, można powiedzieć. Tylko, że Polak, katolik i konserwatysta to nie są wyłączne kryteria, decydujące o dobrym sprawowaniu funkcji prezydenta. Prezydent nie przysięga na to, że jest konserwatystą, tylko na konstytucję. A prezydent Duda konstytucję łamie. Kilkakrotnie robił to wręcz w rażący sposób. Jak choćby wtedy, kiedy nie odebrał przysięgi od legalnie wybranych sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, czy kiedy zastosował ułaskawienie wobec osoby nieprawomocnie skazanej. Albo wówczas, kiedy podpisywał ustawy, stojące w jawnej sprzeczności z artykułami 10 i 173 konstytucji, mówiącymi o niezależności władzy sądowniczej od innych władz. Mój start w tych wyborach jest recenzją tej prezydentury. Chociaż z wyborem Andrzeja Dudy wiązałem pewne nadzieje. Dałem się nawet uwieść jego opowieści, którą snuł podczas kampanii, a z której zrezygnował po wyborze na prezydenta.
Jakiej opowieści? O tym, że nadchodzi nowe pokolenie, że już nie będzie tak jak było i że wszyscy w Polsce się zmieścimy. Okazało się, że to była tylko fasadowa opowieść z czasów kampanii.
Jest szansa na pokonanie Andrzeja Dudy? Te wybory są do wygrania. Nie kandyduję po to, żeby się sprawdzić, wylansować czy zdobyć popularność, tylko żeby je rzeczywiście wygrać. Jeżdżąc po Polsce w trybie prekampanijnym, w ramach cyklu rozmów Polaków, odkrywam w ludziach wielką nadzieję. Widzę to przebudzenie. Słyszę, że ludzie znowu chcą głosować.
aip