20.6 C
Chicago
poniedziałek, 6 maja, 2024
Strona główna Blog Strona 2980

Poznań Motor Show: Odświeżona Toyota Aygo i nie tylko…

0

Poznań Motor Show jest miejscem polskiej premiery Toyoty Aygo po faceliftingu. Podczas targów Toyota prezentuje także swoje osiągnięcia na polu alternatywnych napędów, samochodów terenowych i motorsportu.

 

Front nowej Toyoty Ayo zdobi trójwymiarowy znak X, zaś z przodu i z tyłu pojawiły się przeprojektowane światła LED. Aygo jest jedynym modelem w segmencie, w którym pełne światła LED są oferowane w standardzie. Samochód otrzymał także cichy silnik o większej mocy i bardziej komfortowe zawieszenie.

 

Fani sportów motorowych nie mogą pominąć sportowego sektora na stoisku Toyoty, którego gwiazdą będzie Yaris WRC – samochód, który zapewnił Toyocie dwa miejsca na podium w tegorocznej edycji Rajdu Monte Carlo. Tuż obok stanie Yaris GRMN – rasowy hot hatch o mocy 212 KM.

 

Zaangażowanie Toyoty w rozwój elektromobilności będzie widoczne w części poświęconej zelektryfikowanym samochodom. Będzie można na niej obejrzeć wodorową Toyotę Mirai, Priusa 4. generacji, ładowanego z gniazdka Priusa Plug-in Hybrid oraz Toyotę C-HR Hybrid.

 

W strefie 4×4 znalazłsię debiutujący kilka miesięcy temu Land Cruiser 8. generacji, RAV4 Hybrid oraz przygotowany specjalnie na targi w Poznaniu Hilux pokryty specjalnym zmieniającym kolory lakierem.

 

-Poznań Motor Show jest miejscem polskiej premiery Toyoty Aygo po faceliftingu. Podczas targów Toyota prezentuje także swoje osiągnięcia na polu alternatywnych napędów, samochodów terenowych i motorsportu. Fot. Toyota
-Poznań Motor Show jest miejscem polskiej premiery Toyoty Aygo po faceliftingu. Podczas targów Toyota prezentuje także swoje osiągnięcia na polu alternatywnych napędów, samochodów terenowych i motorsportu. Fot. Toyota
-Poznań Motor Show jest miejscem polskiej premiery Toyoty Aygo po faceliftingu. Podczas targów Toyota prezentuje także swoje osiągnięcia na polu alternatywnych napędów, samochodów terenowych i motorsportu. Fot. Toyota

 

PROGRAM WYDARZEŃ DOSTĘPNY TUTAJ

 

 

Burza śnieżna w Michigan, nie żyją co najmniej 4 osoby

0

Wiosenna burza śnieżna, która przetoczyła się przez stan Michigan, przyczyniła się do śmierci co najmniej czterech osób.

Śnieg zaczął padać we wtorek, ale w środę opady nabrały intensywności, utrudniając sytuację na drogach. Mike Boguth z Narodowej Służby Pogodowej (NWS) stwierdził, że w niektórych częściach stanu spadało ok. 3 cali śniegu na godzinę. Burza w końcu zaczęła ustępować w środę po południu.

Przez oblodzone i zasypane drogi zginęły minimum cztery osoby w trzech osobnych wypadkach. W jednym życie straciła 17-letnia dziewczyna, w drugim matka i jej dorosły syn, a w trzecim 56-letnia kobieta.

Z powodu nietypowo niskich jak na tę porę roku temperatur śnieg może się utrzymać w północnych rejonach Michigan do przyszłego tygodnia.

(dr)

Rosja zaostrza cenzurę internetu

0

Władze Rosji zaostrzają cenzurę internetu. Duma Państwowa, izba niższa rosyjskiego parlamentu rozpatrzy dziś projekt ustawy, pozwalający na blokowanie stron internetowych zawierających treści, które zostaną uznane za naruszające dobre imię osób prywatnych, publicznych i firm. W ocenie rosyjskiej opozycji projekt będzie dawał możliwość cenzurowania publikacji niewygodnych dla Kremla.

Poprawki do ustawy o informacji przygotowała grupa deputowanych związanych z rządzącą partią Jedna Rosja. Nowe prawo pozwoli Federalnej Agencji Telekomunikacji na blokowanie stron internetowych w uproszczonym trybie sądowym. Z projektu wynika, że wystarczy, iż udostępnione treści zostaną uznane za naruszające czyjeś dobre imię lub zawodową reputację.

Obecnie najczęściej wykorzystywaną przez władze możliwością blokowania niewygodnych stron internetowych jest uznanie zamieszczonych treści za ekstremistyczne. Organizacje monitorujące w Rosji przestrzeganie praw człowieka wielokrotnie zwracały uwagę, że ustawa o zwalczaniu ekstremizmu stała się narzędziem walki z opozycją.

Przypominają też, że na podstawie przepisów regulujących funkcjonowanie internetu, rosyjskie służby chcą dysponować tak zwanymi kluczami szyfrującymi, aby przejąć kontrolę nad prywatną korespondencją użytkowników.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Maciej Jastrzębski/Moskwa/ dw

Chłopak ze Stalowej Woli w elitarnej ekipie przygotowującej lot na Marsa. Zobacz jak… Tesla pędzi ku Marsowi /FOTO/

0

Tomasz Czajka, pochodzący ze Stalowej Woli, był w elitarnej ekipie firmy SpaceX z USA, przygotowującej lot rakiety w kierunku Marsa. Odpowiadał za systemu sterowania.

6 lutego 2018 r. Cały świat obserwuje start rakiety Falcon Heavy z przylądka Canaveral na Florydzie w USA. To przełomowy moment, który ma zrewolucjonizować podróże kosmiczne i sprawić, że już w niedalekiej przyszłości możliwe będą loty na Marsa. Przełomowy, bo rakieta jest tak zaprojektowana, aby mogła być wielokrotnie używana, co ma znacznie obniżyć koszty podobnych ekspedycji. Kilka jej elementów ma wylądować z powrotem na Ziemi.

Start rakiety był udany. Tuż po nim Polskę obiegła informacja, że wśród ekipy inżynierów z firmy SpaceX, przygotowującej ten lot, był pochodzący ze Stalowej Woli Tomasz Czajka, zaledwie trzydziestokilkulatek. Odpowiadał za opracowanie systemów sterowania, które były jednymi z najważniejszych elementów tego projektu. Polskie Towarzystwo Informatyczne, gratulując Czajce udanej pracy, nazywa go „najlepszym ambasadorem polskiej informatyki”.

Starman w czerwonej Tesli pędzi ku Marsowi

 

6 lutego odbył się pokazowy start rakiety. Było to efektowne zamknięcie projektu wartego 90 mln dolarów amerykańskich. Miał się on zakończyć już kilka lat temu, udało się dopiero teraz, ale za to w efektownym stylu. Zwykle w takich lotach pokazowych, jako balast wykorzystywane są stalowe płyty. Falcon Heavy mogła wynieść na orbitę 54 tony ładunku.

Znaczna część to faktycznie był zwykły balast, jednak wypełnienie 1,5 tony, znany z szalonych pomysłów, Elton Musk, zarezerwował na coś ekstra. To jeden z najdroższych na świecie samochodów, czerwony kabriolet Tesla Roadster. Został przymocowany do rakiety, a za jego kierownicą, w prawdziwym kombinezonie kosmonauty, usiadł manekin Starman. Na uszach słuchawki, a w nich przebój Davida Bowie „Life of Mars”. Utworu zapętlonego na ciągle odtwarzanie Starman będzie słuchał przez wiele lat. Otuchy w kosmosie dodaje mu panel z napisem „don’t panic” – bez paniki.

Tylko polski zespół rozwiązał wszystkie zadania

 

Od kilkunastu lat „Nowiny” śledzą fantastyczną karierę Tomasza Czajki. Wzór godny naśladowania dla młodych mieszkańców Podkarpackiego i całej Polski. Kwiecień 2003 r. Tomasz Czajka, wówczas już absolwent Liceum Ogólnokształcącego im. Komisji Edukacji Narodowej w Stalowej Woli, zostaje akademickim mistrzem świata w programowaniu. Wraz z kolegami z Uniwersytetu Warszawskiego zostawił w tyle reprezentacje najbardziej renomowanych uczelni. Finał Akademickich Mistrzostw Świata w Programowaniu (ICPC) odbył się w Beverly Hills w Kalifornie w USA. Już samo dostanie się do finału jest ogromnym osiągnięciem.

 

W edycji z 2003 r. wystartowały aż 2 873 zespoły z 68 państw. W finale w Beverly Hills już tylko 68 teamów, po jednym z każdego państwa. Tomasz Czajka startował wówczas z innymi warszawskimi studentami Krzysztofem Onakiem i Andrzejem Gąsienicą-Samkiem z opiekunem prof. Jana Medeyem. – Konkurs polegał na rozwiązaniu w ciągu pięciu godzin jak największej ilości zadań logarytmicznych, z dziesięciu przedstawionych – reporterowi Nowin 15 lat temu relacjonował Tomasz. Aby rozwiązać zadanie trzeba było napisać odpowiedni program komputerowy. Wysyłało się go do komputera sprawdzającego, który odsyłał odpowiedź „tak” lub „nie”. Za każdą „tak”, czyli poprawną, można było wywiesić na swoim stanowisku balon. Organizator przewidział, że w przypadku, gdyby ileś zespołów rozwiązało wszystkie dziesięć zadań, to decydować będzie czas. Ale to nie było potrzebne. Zadania okazały się niesamowicie trudne. Osiem drużyn nie dało rady rozwiązać żadnego z nich. Tylko jeden zespół uporał się ze wszystkim. Polski.

 

Nagrodą były laptopy i 10 tys. dolarów do podziału. Tomasz Czajka był wówczas studentem trzeciego roku informatyki Uniwersytetu Warszawskiego. To był wówczas najbardziej prestiżowy konkurs dla Tomasza, ale oczywiście nie jedyny. Już w liceum udanie startował w olimpiadach matematycznych. Finały centralne odbywały się w różnych ośrodkach w Polsce, ten z 1997 r. w Zwardoniu w województwie śląskim. Wówczas Tomkowi i trzem innym uczestnikom, którzy czekali w jadalni ośrodka na rozpoczęcie konkursu, ktoś zrobił zdjęcie. Kilkanaście lat później fotografia stała się jedną z najsłynniejszych w polskim Internecie, które prezentowały polskich informatyków.

 

 

Sześć lat w Google, teraz w SpaceX

 

Najsłynniejsza za sprawą memów, które powstawały na bazie tej fotografii. Zdjęcie młodych ludzi sprzed kilkunastu lat, w niemodnych tureckich swetrach we wzroki, wzbudzało śmiech. A dodatkowo „humor” podbijały niezbyt eleganckie dopiski, istota memów. Żartowano ze sposobu bycia informatyków. Jednak gdy memy z tą fotografią pojawiały się w sieci, Tomasz Czajka był już doskonale opłacanym informatykiem w USA. Być może pochłonięty pracą, w ogóle ich nie widział. Jeszcze na studiach Tomasz Czajka wygrywał kolejne prestiżowe konkursy. W 2003, 2004 i 2008 r. wygrywa kolejne edycje TopCode. W 2004 r. Coder Collegiate Challenge. Polacy w konkursie radzą sobie bardzo dobrze, są najlepsi. Uniwesytet Warszawski jest na czwartym miejscu, a w pierwszej dziesiątce najlepszych zawodników z całego świata jest dwóch Polaków. Wśród nich, oczywiście, Tomasz Czajka.

 

Pan Tomasz kończy matematykę i informatykę na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2004 – 2007 studiuje informatykę na Uniwersytecie Purdue w USA. Na takich fachowców, najlepszych z najlepszych, od wielu lat polują najlepsze firmy informatyczne na świecie. Zazwyczaj są współorganizatorami konkursów, których głównym zadaniem jest właśnie łowienie talentów. Pan Tomasz dostaje propozycję pracy u giganta informatycznego, firmy Google. Przez 6 lat jest tam inżynierem oprogramowania. W 2014 r. trafia do SpaceX Eltona Muska. Pracuje tutaj do dzisiaj. W tej firmie również jest inżynierem oprogramowania. Dlaczego pan Tomasz zamienił Googla na SpaceX? W sieci internetowej nie można znaleźć wywiadów z nim z ostatnich lat. Nasza próba nawiązania kontaktu, przez liczne serwisy social media oraz m.in. biuro prasowe SpaceX, nie przyniosły efektów.

 

W wywiadzie udzielonym „Nowinom” w 2004 r., gdy był jeszcze studentem UW, stwierdził, że widziałby się w pracy w dziale badań naukowych. Wydaje się, że SpaceX w tym zakresie lepiej od Googla pozwala się spełnić polskiemu geniuszowi.

 

„W domu był tylko prymitywny komputer”

 

– Żadne cudowne dziecko – w rozmowie z Nowinami w 2003 r. zastrzegała Bogumiła Czajka, mama pana Tomasza. Opisywała go jako zwykłego chłopaka, z wszystkimi młodzieńczymi cechami. Interesującego się sportem, lubiącego grać w siatkówkę. – Ma po prostu dobrą pamięć i ciekawski charakter. Zawsze zadawał dużo pytań. Lubi dużo dyskutować.

 

Rodzice pana Tomasza, informatycy, nigdy nie narzucali swojemu synowi kierunku studiów. „Chyba nie miał jeszcze trzech lat, gdy zaczął składać literki” – wspominała pani Bogumiła i dodawała, że w ich domu był tylko dość prymitywny komputer, w którym nie było gier. Tomasz i jego brat Radosław, aby cokolwiek fajnego robić na tym sprzęcie, musieli sami pisać programy. Jednak sam talent nie wystarczy. Pan Tomasz do pozycji, którą dzisiaj zajmuje, doszedł również solidną i ciężką pracą. Dlaczego taki talent nie został wykorzystany w Polsce? Z prozaicznego powodu. Nikt nie był zainteresowany, aby wspierać młodego, dobrze zapowiadającego się informatyka.

 

Gdy wraz z kolegami wybierał się do USA na mistrzostwa świata w programowaniu, nie znalazła się ani jedna firma zainteresowana zafundowaniem im biletów lotniczych. Nawet po gigantycznym sukcesie na konkursach w USA, żadne z polskich przedsiębiorstw nie powalczyło o ściągnięcie go do siebie. Chociaż może to i dobrze, bo dzisiaj Tomasz Czajka, prawdopdoobnie jako jedyny Polak, przykłada rękę do wyprawy na Marsa.

 

Polacy konsumują 4,5 kg makaronu na osobę. To jeden z najniższych wskaźników w Europie

0

Rozmowa z Zenonem Daniłowskim, prezesem zarządu firmy Makarony Polskie.

Jak obecnie wygląda rynek makaronów w Polsce? Przechodzi ewolucję – głównie w kierunku produktów o wyższej jakości. Dzisiaj makaron nie stanowi już tylko dodatku do zupy. Makarony zaczynamy spożywać jako drugie dania (są to produkty typu włoskiego, robione z semoliny) oraz jako różnego rodzaju produkty prozdrowotne (makarony żytnie, gryczane i orkiszowe). Konsumenci coraz częściej szukają w żywności nie tylko zaspokojenia głodu, ale czegoś więcej. Chcą, aby żywność poprawiała ich kondycję i zdrowie.

Ile makaronu zjadamy w Polsce? Konsumpcja makaronów w naszym kraju to 4,5 kg na osobę. To jest jeden z niższych wskaźników w Europie. Dla porównania, na Ukrainie mamy 8 kg na osobę, a w Niemczech aż 10-11 kg. Słaby wynik w Polsce wynika z tego, że producenci makaronów mają sporą konkurencję, głównie producentów kasz, ziemniaków i ryżu.

Jaki był dla spółki Makarony Polskie rok 2017? Lepszy niż rok 2016 oraz rok 2015. Mamy duże zaufanie rynku, klientów i sieci dystrybucyjnych. Wyprodukowaliśmy 35 tysięcy ton makaronów – to jest prawie 20 procent polskiej produkcji makaronów ogółem. Wytworzyliśmy także 10 tysięcy ton dań gotowych, czyli dań w słoikach i w puszkach. Dzisiaj tak naprawdę każdy zetknął się z produktami firmy Makarony Polskie, czy to w formie produktów oznaczonych naszym brandem Makarony Polskie, czy też jako private label wiodących sieci handlu detalicznego. Drugi obszar naszej działalności to B2B i eksport. B2B to półprodukty przygotowywane dla gastronomii.

Jak dużo spółka eksportuje? Na Ukrainę w roku 2017 sprzedaliśmy 4000 ton makaronów, a do Egiptu w granicach 1000 ton. Sprzedajemy również makaron do Chin oraz do Norwegii, Szwecji i Finlandii. Eksport jest dla nas bardzo ważny i mamy nadzieję, że rok 2018 będzie lepszym pod tym względem niż rok 2017.

Jakie klient ma dzisiaj oczekiwania? Klient generalnie oczekuje, że żywność, m.in. makaron, będzie łatwa w przygotowaniu. Konsumenci zwracają też uwagę na to, aby wszystko było naturalne, bez żadnych dodatków, polepszaczy i konserwantów.

Jakie makarony mają szczególne wzięcie? Sporym zainteresowaniem cieszą się makarony razowe, gryczane, żytnie i orkiszowe. Mają one dużo walorów prozdrowotnych, stanowiąc źródło wielu minerałów, m.in. miedzi, cynku, żelaza. Produkujemy również makarony bio, chociaż w Polsce makaron tego rodzaju nie cieszy się zainteresowaniem aż tak dużym, jak np. w Niemczech.

Najbliższe plany spółki? Naszym głównym dążeniem jest rozwój i podniesienie wartości firmy. W latach 2018 i 2019 chcemy przeprowadzić cztery duże projekty inwestycyjne o łączniej wartości 50 mln zł.

Jak te inwestycje zostaną sfinansowane? Przez ostatnie lata sporo w firmie oszczędziliśmy. Mamy też dobre wyniki finansowe. W roku 2016 i w 2017 przygotowaliśmy firmę do tych projektów. W Rzeszowie wybudowaliśmy halę produkcyjną, a w Stoczku zmodernizowaliśmy istniejące budynki. Ponadto zrealizowaliśmy program przygotowania inwestycji, co uważam za najważniejsze. Dzisiaj jesteśmy na etapie dokonywania zakupów i instalacji urządzeń. Będzie to duży projekt inwestycyjny, który przeniesie naszą firmę na zupełnie nowy poziom. Częściowo te inwestycje zostaną zrealizowane z dotacji.

Jaki będzie tego efekt? Mam nadzieję, że już za dwa lata nasza firma będzie mieć jeszcze więcej produktów nowoczesnych, innowacyjnych i atrakcyjnych cenowo, a zakład w Rzeszowie przy Podkarpackiej 15 będzie wyglądał jeszcze nowocześniej.

 

CBŚP przejęli nielegalny arsenał broni

0

Nielegalny arsenał broni i amunicji zlikwidowali funkcjonariusze CBŚP. W Warszawie w jednej z miejscowości na północy Mazowsza nielegalni handlarze zgromadzili 21 sztuk broni, materiały wybuchowe i dwa tysiące czterysta sztuk amunicji. Policja w sprawie zatrzymała dwóch mężczyzn.

W śledztwie pod nadzorem Podlaskiego Wydziału Prokuratury Krajowej w Białymstoku wytypowano miejsca, w których miała być przechowywana i sprzedawana nielegalna broń. Podczas akcji olsztyńskiego CBŚP zabezpieczono 21 sztuk broni, duże ilości amunicji różnego kalibru, około kilograma prochu, zapalnik i części do broni.

Zatrzymani to 60-latek, któremu postawiono zarzut posiadania broni i 52-latek, który usłyszał zarzut nielegalnego handlu bronią i materiałami wybuchowymi. Białostocki sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu podejrzanego o handel bronią. Policja nie wyklucza kolejnych zatrzymań w tej sprawie.

Informacyjna Agencja Radiowa/ IAR/ Mariusz Pieśniewski/kj

Trump wysyła na granicę z Meksykiem oddziały Gwardii Narodowej

0

Prezydent Donald Trump wysyła na granicę z Meksykiem oddziały Gwardii Narodowej. Biały Dom poinformował, że żołnierze będą wspierać służby graniczne w powstrzymaniu fali nielegalnej imigracji. Prezydent Trump argumentuje, że sytuacja na granicy ma charakter kryzysowy.

„Bezprawie panujące na naszej południowej granicy podważa bezpieczeństwo i suwerenność narodu amerykańskiego” – napisał Donald Trump w memorandum o skierowaniu na granicę z Meksykiem sił Gwardii Narodowej. Biały Dom nie podał ani liczby żołnierzy ani daty ich rozlokowania przy granicy. Sekretarz Bezpieczeństwa Krajowego Kirstjen Nielsen tłumaczyła, że zakres operacji zostanie uzgodniony z Pentagonem i gubernatorami południowych stanów. Pytana o powody nagłej decyzji w tej sprawie Nielsen wskazała na bezradność Kongresu, który nie przyznał prezydentowi funduszy na budowę muru. ”Prezydent jest sfrustrowany. On jednoznacznie deklarował, że chce zabezpieczyć granicę i chciał to zrobić w sposób ponadpartyjny w Kongresie” – tłumaczyła sekretarz Bezpieczeństwa Krajowego.

Skierowanie przez prezydenta Trumpa oddziałów Gwardii Narodowej na granicę z Meksykiem nie będzie precedensem. W 2005 roku George Bush wysłał do południowych stanów 6 tysięcy żołnierzy a w 2010 roku Barack Obama 1200 członków Gwardii Narodowej.

Informacyjna Agencja Radiowa / IAR / Marek Wałkuski / Waszyngton/kj

Nowy Kodeks Pracy: Kobietę w ciąży będzie można zwolnić?

0

Prace nad zmianami w nowym Kodeksem Pracy zostały zakończone przez komisję kodyfikacyjną i przedstawione stronie rządowej. Teraz odpowiedzialny za sprawy pracy resort przygotuje na ich podstawie odpowiednia ustawę. Co się zmieni w Nowym Kodeksie Pracy? Niemal wszystko. Zmiany mają być rewolucyjne. Zapowiedziano zmiany w urlopach, umowach o pracę, premiach i zwolnieniach lekarskich. Łatwiej będzie zwolnić pracownika, koniec też z „chomikowaniem urlopu” i nielimitowanymi przerwami na papierosa. Będzie można też zwolnić kobietę w ciąży.

 

Zmiany w Kodeksie Pracy, jak tłumaczą rządzący są wymuszone zmianami na rynku pracy, które są dynamiczne. Polski Kodeks Pracy liczy już 40 lat i nie przystaje do obecnych warunków. 14 marca komisja kodyfikacyjna przedstawiła swoje propozycje w Kodeksie Pracy. Zmian jest sporo. Kto zyska, a kto straci? Pracownicy mają powody do obaw.

 

Propozycje zmian w prawie pracy według projektu nowego Kodeksu Pracy, przyjętego przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Pracy w marcu 2018 r.:

 

 

    • Umowa o pracę na okres próbny będzie mogła być zawarta na 6 miesięcy. Dzisiaj – maksymalnie na 3 miesiące.

 

    • Umowa o pracę na czas określony będzie mogła być zawarta na okres maksymalnie 18 miesięcy. Dzisiaj – na maksymalnie 33 miesiące.

 

    • Wprowadzenie konieczności odpracowania przerw w pracy, np. na papierosa.

 

    • Wprowadzenie zakazu pracy na podstawie umów cywilno-prawnych, np. umowy o dzieło czy umowy zlecenia. Na podstawie tych umów będą mogły pracować tylko osoby prowadzące działalność gospodarczą. Wyjątkiem są specjaliści, których płaca wynosi minimum 5 średnich krajowych.

 

 

KODEKS PRACY 2018: NOWE RODZAJE UMÓW O PRACĘ:

 

 

    1. umowy o pracę sezonową,

 

    1. umowy o pracę dorywczą,

 

    1. umowy o pracę nieetatową.

 

 

W przypadku tych umów nie będzie obowiązywać ochrona przed zwolnieniem, a okres wypowiedzenia będzie wynosić nawet tylko kilka dni. Na podstawie tych umów będzie można pracować tylko 60 godzin miesięcznie.

 

 

    • Pracodawca będzie musiał zawiadomić pracownika o zamiarze rozwiązania z nim umowy o pracę oraz przeprowadzić spotkanie z pracownikiem na temat powodów zwolnienia go. Pracodawca będzie miał 7 dni od daty spotkania na ostateczną decyzję, czy zwolni pracownika. W przypadku powiadomienia pracownika o zamiarze zwolnienia na 30 dni zniesiony zostanie okres ochronny pracownika obowiązujący w czasie urlopu lub zwolnienia lekarskiego.

 

    • 26 dni urlopu wypoczynkowego dla wszystkich pracowników, bez względu na staż pracy. Urlop musi być wykorzystany w roku, za który przysługuje. Tylko w wyjątkowych przypadkach będzie mógł być wykorzystany do końca pierwszego kwartału roku następnego. Urlop na żądanie (4 dni, jak obecnie) byłby bezpłatny.

 

    • W przypadku powiadomienia pracownika o zamiarze zwolnienia, na 30 dni zniesiony zostanie okres ochronny pracownika obowiązujący w czasie urlopu lub zwolnienia lekarskiego. Dotyczy to m.in. kobiet w ciąży, które są na zwolnieniu lekarskim.

 

    • W razie likwidacji stanowiska pracy, pracodawca musi złożyć pracownikowi ofertę innej pracy, do której ten ma kwalifikacje lub łatwo może je zdobyć.

 

    • Jeśli pracodawca zatrudnia 10 lub mniej pracowników, nie będzie musiał zawiadamiać pracownika o możliwości wypowiedzenia mu umowy o pracę i organizować spotkania z nim, pod warunkiem, że przyzna tej osobie rekompensatę pieniężną.

 

    • Jeśli pracodawca zatrudnia 10 lub mniej pracowników, nie będzie musiał zawiadamiać pracownika o możliwości wypowiedzenia mu umowy o pracę i organizować spotkania z nim, pod warunkiem, że przyzna tej osobie rekompensatę pieniężną.

 

    • Zasady przyznawania premii za pracę mają być jasno określone i znane przez pracowników.

 

    • W małych firmach (do 50 pracowników) sześć niedziel w roku może pracodawca wyznaczyć jako dni pracy. W przypadku trzech z nich nie musi pytać pracowników o zgodę pracy. Ta zasada nie dotyczy pracowników handlu.

 

    • Kobiety zatrudnione na umowach na zastępstwo oraz w firmach które zatrudniają do 10 pracowników nie będą już chronione w sposób szczególny przed zwolnieniem.

 

 

Według nowego Kodeksu Pracy zwolnienie kobiet w ciąży będzie jednak mogło nastąpić jedynie za zgodą Państwowej Inspekcji Pracy. Obecne przepisy całkowicie zabraniają wypowiedzenia mowy o pracę pracownicom w ciąży.

 

KS aip

Ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Samobójstwo Romy na Camp Nou, Manchester City rozbity na Anfield Road, Juergen Klopp znów koszmarem Pepa Guardioli

0

Po dwóch samobójczych bramkach FC Barcelona pokonała 4:1 AS Romę w pierwszym ćwierćfinałowym meczu Ligi Mistrzów. W drugim środowym meczu 1/4 finału FC Liverpool sensacyjnie rozbił 3:0 Manchester City.

„Wczoraj CR7, dziś Messi” – podgrzewał tytuł na pierwszej stronie katalońskiego dziennika „Mundo Deportivo”, nawiązując do wtorkowego zwycięstwa Realu Juventusem (3:0) i dwóch bramek Cristiano Ronaldo. „Barcelona chce wypracować przewagę na Camp Nou, które jest niezdobytą twierdzą w Lidze Mistrzów” – można było przeczytać we wprowadzeniu do tekstu. Stadion Barcelony, choć pozostał niezdobytą twierdzą, choć w środowy mecz wyglądał zupełnie inaczej, niż można się było tego spodziewać. Przede wszystkim dlatego, że goście ani myśleli stawiać autobusy we własnym polu karnym. Podjęli rękawice, a przy odrobinie szczęścia mogli wywieźć z Katalonii korzystniejszy wynik. Mieli jednak pecha, choć może to nieodpowiednie słowo. Porażka po dwóch samobójczych bramkach właśnie to sugeruje, jednak nie wynikały one z niefrasobliwości rzymskich obrońców, co z presji piłkarzy Barcy. Przy golu na 1:0 dla gospodarzy Daniele De Rossi próbował przeciąć w polu karnym podanie Andresa Iniesty do Messiego, ale w efekcie pokonał własnego bramkarza. Później Konstantinos Manolas próbował na raty przeszkodzić Samuelowi Umtitiemu, który fetując bramkę pocałował klubowy herb i ukłonił się kibicom. Zupełnie jakby chciał zapewnić, że pogłoski o jego odejściu z Barcelony, to tylko medialne spekulacje. Trzecia bramka to zasługa wciąż szukającego swojej pierwszej od ponad roku bramki w Lidze Mistrzów Luisa Suareza. Po technicznym strzale Urugwajczyka bramkarz Romy wybił piłkę wprost pod nogi stojącego w polu karnym Gerarda Pique

Kontaktowy gol Edina Dzeko pozwalał gościom mieć nadzieję, że jeszcze nie wszystko jest stracone, ale w końcówce dobił ich Suarez.

Zupełnie inny – od oczekiwanego – miał również przebieg drugiego meczu, pomiędzy Liverpoolem, a Manchesterem City. Choć może niekoniecznie, bo trener The Reds Juergen Klopp jak mało kto potrafi rozpracować drużyny prowadzone przez Pepa Guardiolę. Tak było w czasach, gdy Niemiec prowadził jeszcze Borussię Dortmund, a Katalończyk Bayern Monachium. Tak jest również w tym sezonie – dość powiedzieć, że jedyną ligową porażkę zmierzający pewnie po mistrzostwo Anglii The Citizens ponieśli właśnie na Anfield Road. Tamto spotkanie było jednak zaciętym widowiskiem, a zespół Kloppa wygrał tylko 4:3. Tym razem mecz na Anfield Road można określić jednym słowem – egzekucja. Po zwycięstwie 3:0 tylko jakiś kataklizm może pozbawić Liverpool awansu do półfinału.

Nasim Aghdam została przesłuchana przez policję na kilka godzin przed atakiem w siedzibie YouTube

0

Na kilka godzin przed tym, jak postrzeliła trzy osoby w siedzibie YouTube w Kalifornii, Nasim Aghdam została przesłuchana przez policję.

We wtorek funkcjonariusze znaleźli Aghdam śpiącą w samochodzie. Kobieta stwierdziła, że ma problemy rodzinne i opuściła dom. Podczas trwającej 20 minut rozmowy ani razu nie wspomniała, że jest zła na YouTube. Nic nie wskazywało też ponoć na to, że może stanowić zagrożenie dla siebie bądź innych.

– To była normalna konwersacja. W jej zachowaniu nie było nic, co sugerowałoby coś niezwykłego – powiedział Max Bosel, szef policji w Mountain View.

Później tego samego dnia Aghdam poszła na strzelnicę, a następnie udała się do siedziby YouTube położonej na południe od San Francisco, gdzie postrzeliła trzy osoby. Potem popełniła samobójstwo.

Zdaniem śledczych Aghdam nie chciała zranić nikogo konkretnego, a jej atak miał charakter losowy. Przeszukano już dwa domy, w których żyła. Kobieta, która podała się za jej ciotkę, powiedziała, że Aghdam była „naprawdę dobrą osobą” i nie miała nigdy problemów ze zdrowiem psychicznym. W przeddzień ataku jej ojciec Ismail Aghdam ostrzegał jednak policję, że córka jest zła na YouTube i może się udać do biura firmy. Wyjaśnił, że Nasim nie podobało się to, że serwis przestał płacić za zamieszczane przez nią klipy. Filmy poświęcone były m.in. weganizmowi, znęcaniu się nad zwierzętami i ćwiczeniom.

(hm)

Agnieszka Radwańska gra w tenisa na konsoli, wspomina zwycięstwa w Stambule i nadal liczy na wygraną w turnieju Wielkiego Szlema

0

Agnieszka Radwańska odpoczywa po turniejach w Indian Wells i Miami, szykując się do sezonu na kortach ziemnych, który w tym roku zacznie w Stambule. W przerwach między treningami nasza najlepsza tenisistka znalazła czas, by pochwalić torebki projektowane przez siostrę, promować ubierającą ją na korcie firmę Lotto i pograć z kibicami w tenisa na konsoli w Multikinie, w warszawskich Złotych Tarasach. Radwańska zapewnia, że wciąż liczy na wygraną w turnieju Wielkiego Szlema.

Jak zawodowa tenisistka odnajduje się w realiach gry w tenisa na konsoli? Szczerze mówiąc myślałam, że będzie dużo łatwiej. W pierwszych paru gemach nie dość, że nie mogłam wygrać piłki to jeszcze nie mogłam trafić w piłkę, co było dość irytującym uczuciem. A potem, jak już faktycznie poćwiczyłam, pograłam, to nawet wygrałam cały mecz. Jestem przygotowana [Radwańska miała zmierzyć się w finale z najlepszymi uczestnikami rozegranego w środę turnieju tenisa na konsoli – red.], ale jak mi pójdzie to się okaże.

 

A czego się Pani spodziewa na prawdziwym korcie. Poprzedni sezon pełen był problemów ze zdrowiem, kontuzji i infekcji. Jak jest obecnie? Zawsze coś boli, choć nie aż tak jak w tamtym, więc jest lepiej. Jeżeli chodzi o infekcje to też myślałam, że jest już lepiej, ale niestety w Miami była kolejna, o której chyba jeszcze nie było mowy. Gdzieś tam jeszcze coś się dzieje, ale wydaje mi się, że i tak jest dużo lepiej niż było. W przerwie między sezonami i na początku roku pracowałam przede wszystkim nad tym, żeby fizycznie być bardziej przygotowana, zdrowsza. I ogólnie – żeby mój organizm wytrzymywał chociażby nawet takie choroby, jakie przechodziłam. Jest lepiej, czuję się lepiej, więc mam nadzieję, że będzie już tylko coraz lepiej.

 

Infekcja nie przeszkodziła Pani wygrać w Miami Simoną Halep… Faktycznie – to był jeden z lepszych meczów, jakie zagrałam w ostatnim czasie. Bardzo cieszy wygrana z zawodniczką, która nie tylko jest w niesamowitej formie, ale jest również numerem jeden na świecie. Na pewno taki mecz daje dużo pewności siebie. Tym bardziej, że z numerem jeden już dość dawno nie wygrałam.

 

Poprzednio udało się to siedem lat temu, gdy pokonała Pani w Sydney Karolinę Woźniacką. No właśnie, zostało mi to przypomniane na korcie, zaraz po meczu. Oby więcej takich zwycięstw.

 

Wiemy w jakim jest Pani momencie swojej kariery, jest trudniej niż w ostatnich latach… Czy wygranie turnieju Wielkiego Szlema nadal jest w tej sytuacji priorytetem? Oczywiście, że tak. Chyba dla każdej osoby, która gra w tenisa cel jest ten sam od początku do końca kariery. Ale faktycznie – jest trochę ciężej, pojawiło się dużo młodszych zawodniczek, które wchodzą do czołowej 20. na świecie w naprawdę szybkim tempie. Widzimy w każdym turnieju – i na Szlemach i na tych mniejszych – że nie wszystkie rozstawione przechodzą pierwszą rundę, a co dopiero dalej. Łatwo na pewno nie będzie, ale oczywiście robię wszystko, żeby dopiąć swego.

 

Za chwilę część sezonu na kortach ziemnych. W tym roku rozpocznie go Pani nie w Stuttgarcie, lecz w Stambule. To turniej, który chyba dobrze się Pani kojarzy? To prawda, w 2007 roku wygrałam tam debla w parze z siostrą, a rok później singla. Mam więc na pewno bardzo dobre wspomnienia z tego miejsca. Dawno tam nie grałam, więc myślę, że będzie to jakaś fajna mała zmiana, którą można wprowadzić do kalendarza.

 

Przed Roland Garros zagra Pani jeszcze w Madrycie i Rzymie. W Madrycie na pewno, a jeśli chodzi o Rzym, to jeszcze wszystko się okaże. Na razie stoi pod znakiem zapytania.

 

Wracając do Stambułu i zwycięstwa w deblu chcielibyśmy zapytać o to, jak się układała współpraca z siostrą na korcie? Skoro wygrałyśmy z Ulą turniej, to mogę powiedzieć, że dobrze. Pamiętam doskonale finał, w którym naszymi rywalkami były Sania Mirza i Latisha Chan [wcześniej znana jako Chan Yung-jan – red.]. Obie to znakomite deblistki, a mimo to wygrałyśmy ten mecz bardzo gładko [6:1, 6:3 – red.]. To był dobry turniej w naszym wykonaniu.

 

Siostra próbuje ostatnio łączyć grę w tenisa z projektowaniem torebek. Czy w tej branży ma szansę odnieść sukces? Przede wszystkim to moim zdaniem genialny pomysł – stworzyć coś, czego nie ma. Połączenie fajnej sportowej torby z torbą do pracy, bo jest to zrobione z najlepszej skóry. Takiego połączenie wcześniej nie mieliśmy, a są to w dodatku również torby męskie – wiadomo że w segmencie toreb męski rynek jest o wiele mniejszy. Ula włożyła w to naprawdę dużo energii, dużo serca i czasu. W efekcie stworzyła towar z najwyższej półki. Oby jej się powiodło, bo zrobiła wszystko najlepiej, jak potrafiła.

 

Pytał i notował Hubert Zdankiewicz

Gehenna 26-latki trwała osiem dni. Była przetrzymywana, bita i gwałcona

0

Akt oskarżenia w tej sprawie, którym objęto 34-latka i dwóch 37-latków, prokuratura skierowała do Sądu Okręgowego w Łodzi. Oskarżonym, którym zarzucono m.in. gwałt zbiorowy ze szczególnym okrucieństwem, grozi dożywocie.

Zaczęło się od tego, że 19 lipca 2017 roku 26-latka w autobusie miejskim w Łodzi poznała 34-latka i 37-latka. Młodszy z nich zaprosił ja do swojego mieszkania w bloku na Widzewie, na co kobieta zgodziła się. Był to błąd, straszliwy w skutkach. W mieszkaniu nowo poznani koledzy zamienili się w bestie. Najpewniej nazajutrz dołączył do trzeci z oskarżonych. Uwięzili 26-latkę. Zaczęli ją bić, gwałcić i dręczyć. Zrobili też jej zdjęcia telefonem komórkowym. Widać na nich, jak była dręczona. Są drastyczne. – Upajali ją alkoholem. Byli wyjątkowo brutalni. Bili ofiarę, ciągnęli ją za włosy, poniżali, szarpali, przypalali papierosami i jej ubliżali. Kilkukrotnie ją w drastyczny sposób zgwałcili. Grozili, że w przypadku gdy ujawni to, co jej się stało, zabiją ją i jej matkę – twierdzi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Gehenna 26-latki trwała osiem dni. Kobiecie udało się zmylić czujność prześladowców i opuścić mieszkanie. Udała się do znajomego, u którego wcześniej mieszkała. Ten powiadomił telefonicznie matkę 26-latki, która 22 lipca zgłosiła na policji zaginięcie córki. Niestety, 26-latka popełniła drugi błąd. Prosiła, aby nie alarmować policji i nie wzywać pogotowia ratunkowego. Zapewne bała się, że oprawcy zrealizują swe groźby i zrobią krzywdę jej i matce. Dlatego utrzymywała, że przez kilka dni była u znajomych. Jednak matka nie wytrzymała. Widząc w jakim stanie jest je córka wezwała karetkę. 26-latka trafiła do szpitala w Łodzi. Lekarze zaczęli walczyć o jej życie. Niestety, nie dali rady. Obrażenia okazały się tak poważne, że 26-latka zmarła 19 sierpnia 2017 roku. – Oskarżonym, którzy nie przyznali się do winy, zarzucono zbiorowe zgwałcenie ze szczególnym okrucieństwem 26-letniej kobiety, pozbawienie jej wolności łączące się ze szczególnym udręczeniem i spowodowanie obrażeń ciała, które doprowadziły do śmierci – wyjaśnia prokurator Kopania.

Wiesław Pierzchała (aip)

NASA i Lockheed Martin podpisały kontrakt na budowę ponaddźwiękowego samolotu pasażerskiego. Uda się wskrzesić historię?

Amerykanie chcą wskrzesić historię lotów pasażerskich z prędkością ponaddźwiękową, której symbolem przez blisko trzydzieści lat były samoloty Concorde. NASA i firma Lockheed Martin planują w ciągu trzech lat zbudować maszynę o nazwie X-plane. W porównaniu z francusko-brytyjskim Concorde, nowy samolot ma mieć dodatkową zaletę – nie będzie tak hałaśliwy.

Prace nad X-plane zostaną sfinansowane z budżetu Amerykańskiej Agencji Kosmicznej. NASA i Lockheed Martin podpisały kontrakt na budowę samolotu. Stworzenie prototypu odrzutowca ma kosztować ponad 247 milionów dolarów.
Samolot ma być pilotowany przez jedną osobę i latać z prędkością do 1500 kilometrów na godzinę. Będzie mógł przekroczyć prędkość jednego macha o niemal 300 kilometrów na godzinę. Planowany zasięg to ponad 16 tysięcy kilometrów.
X-plane ma być zaprojektowany tak, by podczas przekraczania bariery dźwięku nie powodował uciążliwego hałasu. Mają w tym pomóc elementy aerodynamiczne, które były już testowane podczas innych projektów NASA. Na głośność naddźwiękowych maszyn narzekali mieszkańcy terenów, nad którymi w przeszłości latały samoloty Concorde.
Na razie nie poinformowano, ilu pasażerów będzie mogło wsiąść na pokład nowego cywilnego naddźwiękowca. Prototypowy model samolotu X ma być gotowy w 2021 roku.

IAR/Piotr Orłowski/Chicago/pg/OK

Skandal wokół antykorupcyjnych instytucji na Ukrainie

0

Skandal wokół instytucji antykorupcyjnych na Ukrainie. Jedna z nich – Narodowe Biuro Antykorupcyjne – najpierw podsłuchiwała szefa prokuratury, a potem opublikowała nagrania, z których wynika, że prokurator Nazar Chołodnicki, mający walczyć z korupcją, mógł przekroczyć swoje kompetencje. 

Z nagrań wynika, że prokurator mógł nakłaniać do fałszywych zeznań oraz informować o szczegółach prowadzonych śledztw osoby do tego nieuprawnione. Nazar Chołodnicki w ukraińskim parlamencie tłumaczył się z ujawnionych nagrań. Jak podkreślał, to co zostało upublicznione, to montaż jego słów i próba dyskredytacji jego osoby.
Wielu deputowanych ukraińskiego parlamentu krytycznie oceniło wyjaśnienia prokuratora. Jak mówił Serhij Łeszczenko – wskazując na Nazara Chołodnickiego – oczyszczenie antykorupcyjnych organów z nieuczciwych pracowników powinno być elementem procesu walki z łapówkami.
To nie pierwszy konflikt wokół instytucji antykorupcyjnych na Ukrainie. W zeszłym roku głośne były wzajemne oskarżenia między Biurem Antykorupcyjnym a prokuraturą generalną. Tymczasem, w opinii większości Ukraińców, poziom korupcji w ich kraju, nie zmniejsza się, mimo zapewnień władz o walce z tym zjawiskiem.

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/Paweł Buszko, Kijów/pg/OK

Niemiecka walka z powszechnym zjawiskiem antysemityzmu

0

Politycy w Niemczech zapowiadają walkę z antysemityzmem w szkołach. Powodem są coraz liczniejsze przypadki stosowania przez uczniów muzułmańskich przemocy słownej i fizycznej wobec uczniów innych religii. Szczególnie atakowani są uczniowie żydowscy. 

Szef chadeckiej frakcji w Bundestagu Volker Kauder chce wprowadzić ogólnokrajowy rejestr wszelkich, nawet najdrobniejszych, oznak antysemityzmu w szkołach. Przewodniczący Centralnej Rady Żydów Josef Schuster żąda utworzenia nowej instytucji, która monitorowałaby incydenty antysemickie w Niemczech. Przewodniczący związku zawodowego policjantów Rainer Wendt poszedł jeszcze dalej – w dzisiejszym „Augsburger Allgemeine” powiedział, że pracownicy Urzędu do spraw Dzieci i Młodzieży powinni otrzymać możliwość odbierania dzieci rodzicom, którzy wychowują ich w duchu antysemityzmu. Federalna minister edukacji Anja Karliczek zapowiada organizowanie dyskusji na temat tolerancji religijnej w niemieckich szkołach. Miałyby w nich uczestniczyć władze oświatowe poszczególnych landów.
Bezpośrednim powodem debaty o antysemityzmie jest wydarzenie sprzed kilku dni, do jakiego doszło w jednej z berlińskich szkół. Żydowskiej uczennicy grożono śmiercią za to, że nie wierzy w Allaha.
Tylko w 2018 roku zarejestrowano w Niemczech 1453 karalne zajścia antysemickie.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Waldemar Maszewski/Berlin/OK

Kaczyński uda się w piątek do stolicy Węgier na odsłonięcie pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej

0

Prezes PiS Jarosław Kaczyński uda się w piątek do stolicy Węgier, Budapesztu – poinformowała na Twitterze rzeczniczka partii, Beata Mazurek. Prezes Kaczyński ma wziąć udział w uroczystości odsłonięcia pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej.

10 kwietnia, w 8. rocznicę wypadku, pomnik ofiar katastrofy ma zostać odsłonięty w Warszawie, na Placu Piłsudskiego, nieopodal Grobu Nieznanego Żołnierza.

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/Twitter/to/jj

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich: „W poszukiwaniu prawdy. Katastrofa Smoleńska w relacjach dziennikarzy”

0
Odkrywanie dokumentów, docieranie do świadków i ukazywanie nieprawidłowości – to praca dziennikarzy, którzy zajmują się katastrofą smoleńską. Na kilka dni przed 8. rocznicą katastrofy, w której zginęło 96 osób, odbyła się konferencja pod hasłem: „W poszukiwaniu prawdy. Katastrofa Smoleńska w relacjach dziennikarzy”.
Debatę współorganizowało Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Jego prezes Krzysztof Skowroński podkreślał, że dziennikarze przede wszystkim stawiali pytania dotyczące niewyjaśnionych elementów tragedii. „Dziennikarze pokazywali znaki zapytania i to, że śledztwo, które toczyło się za rządów Donalda Tuska nie odpowiadało na te znaki zapytania. Dziennikarze przenieśli te znaki zapytania do czasu rządów Prawa i Sprawiedliwości” – mówił Krzysztof Skowroński.
Dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP Jolanta Hajdasz tłumaczyła, że dziennikarze, którzy zaczęli dociekać prawdy, w pewnym sensie wyręczyli tuż po katastrofie polskie państwo, które było wtedy „jak uśpione i nie stawiało trudnych pytań ani nie dociekało prawdy”. Jolanta Hajdasz podkreślała, że właśnie wtedy dziennikarze niektórych mediów stawiali ważne pytania, docierali do „naocznych świadków katastrofy” czy pokazywali jak traktowany jest przez Rosjan najważniejszy dowód w sprawie czyli wrak Tupolewa.
Dziennikarz „Gazety Polskiej” Grzegorz Wierzchołowski wspomina, że w wyniku dziennikarskiego śledztwa udało mu się ustalić istotne zdarzenie, do którego doszło tuż przed katastrofą Tu-154. Wierzchołowski tłumaczył, że wraz z ekspertami dziennikarze gazety ustalili, że „do zniszczenia wszystkich urządzeń pokładowych samolotu doszło kilkadziesiąt metrów nad ziemią, w odległości kilkudziesięciu metrów od słynnej brzozy”. Dziennikarz wyjaśniał, że ustalenia takie pojawiły się po obliczeniu danych zawartych w rosyjskim raporcie Anodiny.
Marek Pyza dziennikarz telewizyjny i prasowy przypomina, że doprowadził między innymi do ujawnienia dokumentów związanych z przygotowaniem wizyty polskiej delegacji w Katyniu oraz działań polskiego rządu już po katastrofie. Z lektury dokumentów wynikało, że „polski rząd po 10 kwietnia przyjął postawę kompletnie sprzeczną z tym co ministrowie rządu i premier mówili na konferencjach”. Dziennikarz tłumaczył, że: „oni naprawdę głęboko się pokłonili Rosjanom i oddali wszystko w ich ręce zapewniani dobrej współpracy”.
8 lat temu 10 kwietnia 2010 roku na lotniku w Smoleńsku rozbił się samolot, którym polska delegacja udawała się na uroczystości upamiętniające ofiary Zbrodni Katyńskiej. W katastrofie zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką, najwyżsi rangą dowódcy polskiej armii, szefowie instytucji publicznych, a także rodziny pomordowanych w 1940 roku z rozkazu Stalina polskich oficerów.

Informacyjna Agencja Radiowa IAR Witold Banach/ kry

Zacieśnienie polsko-amerykańskich relacji handlowych dzięki powstaniu Polskiej Izby Handlowej w Stanach Zjednoczonych

0
Premier Mateusz Morawiecki zapowiada zacieśnienie polsko-amerykańskich relacji handlowych. Szef rządu ogłosił na wspólnej konferencji prasowej z amerykańskim ambasadorem w Polsce, Paulem Jonesem, powstanie Polskiej Izby Handlowej w Stanach Zjednoczonych – w Waszyngtonie. 
Premier podkreślił, że taka instytucja to korzyść dla obu państw. Zaznaczył, że Polska może się pochwalić stabilnymi fundamentami gospodarczymi w zakresie obniżenia długu publicznego i deficytu budżetowego. „Utworzenie izby polsko-amerykańskiej jest właśnie takim kamieniem milowym, następnym na drodze do budowy mocnej obecności naszego biznesu na kontynencie amerykańskim, w Stanach Zjednoczonych, ale również wzmocnienia obecności przedsiębiorców amerykańskich w Polsce” – powiedział Mateusz Morawiecki. W jego ocenie, budowie jeszcze bliższych relacji ze Stanami Zjednoczonymi będzie też służyć podpisana w ubiegłym tygodniu umowa o zakupie przez Polskę systemu przeciwrakietowego Patriot.
Ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce Paul Jones mówił, że jest potencjał do rozwoju wzajemnych relacji handlowych. Jak poinformował, zachęcaniu przedsiębiorców znad Wisły do inwestowania w Ameryce ma służyć przyszłotygodniowa wizyta w Polsce gubernatora stanu Illinois.
Jednym z celów Izby będzie umacnianie i promowanie polsko-amerykańskiej współpracy gospodarczej. W ostatnich latach widać rosnącą wymianę handlową między Polską a Stanami Zjednoczonymi. Eksport z naszego kraju do Stanów wyniósł w 2017 roku 6 miliardów 100 milionów dolarów i byl wyższy o blisko 30 procent, niż w roku 2016. W tym samym czasie import ze Stanów Zjednoczonych do naszego kraju wyniósł 6 miliardów 600 milionów dolarów – o 16 procent więcej, niż w roku poprzednim.
Minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz powiedziała, że obecnie na amerykańskim rynku działa około 60 firm polskich. „To biorąc pod uwagę potencjał polskich firm (…) zdecydowanie za mało” – podkreśliła minister.
Szef Polskiej Izby Handlowej Christopher Jamroz powiedział, że jednym z jej zadań będzie wykreowanie odpowiedniego wizerunku naszego kraju na strategicznym rynku amerykańskim. Wiceprezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu Krzysztof Senger dodał, że powołanie Izby to szansa na wzmocnienie relacji gospodarczych między obydwoma krajami. „To szansa dla polskich przedsiębiorstw, by zaistnieć na tym dojrzałym rynku, ale również poprawić i wzmocnić relacje gospodarcze i polityczne” – powiedział Krzysztof Senger.
Pierwszym członkiem Polskiej Izby Handlowej w Stanach Zjednoczonych został PKO Bank Polski.
Kolejną okazją do zacieśnienia wzajemnych relacji handlowych będzie polsko-amerykański szczyt biznesowy, który odbędzie się 26 kwietnia w Warszawie.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/K. Darmoros & S. Białek i K.P. /kano/Siekaj

Zaproszenie dla amerykańskich senatorów: „Chcemy, żeby zobaczyli skutki działalności mafii reprywatyzacyjnej”

0
Społecznicy i członkowie komisji weryfikacyjnej zapraszają do Warszawy amerykańskich senatorów, którzy napisali do polskiego premiera list dotyczący projektu tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej. „Chcemy, żeby zobaczyli skutki działalności mafii reprywatyzacyjnej na własne oczy” – mówią autorzy zaproszenia. 
Jan Śpiewak ze stowarzyszenia „Wolne Miasto Warszawa” zwraca uwagę, że przez brak dużej ustawy reprywatyzacyjnej Polska jest przedmiotem a nie podmiotem na arenie międzynarodowej. „Serdecznie zapraszamy amerykańskich senatorów do przyjazdu do Warszawy, do zobaczenia na własne oczy co wydarzyło się w W-wie w czasie wojny i jak mafia reprywatyzacyjna, grupy przestępcze przez ostatnie 25 lat niszczyły życie warszawiakom i okradały nasz wspólny majątek” – mówi Jan Śpiewak.
Z inicjatywą listu do senatorów wyszedł Komitet Obrony Praw Lokatorów. Jego lider Jakub Żaczek wyjaśnia, że, jego zdaniem, w USA brakuje świadomości, co oznacza w Polsce brak ustawy reprywatyzacyjnej.
„Oznacza on, nie zatrzymanie reprywatyzacji tylko poddanie jej dzikim regułom, gdzie zwycięża silniejszy, ten kto ma lepsze układy, ten kto steruje mafią reprywatyzacyjną. To powoduje cierpienie lokatorów oddawanych z kamienicami, to musi się skończyć” – twierdzi Jakub Żaczek.
Adam Zieliński, który w komisji weryfikacyjnej do spraw reprywatyzacji nieruchomości warszawskich, reprezentuje ruch Kukiz’15 przyznał, że do tej pory obywatele USA i Izraela byli pomijani przy zwrotach w Warszawie. „Komisja dotarła do tego przy kilku adresach: Skaryszewska 11, Twarda 8, Poznańska 14. W niektórych przypadkach obywatele ci byli oszukiwani co do wartości swoich roszczeń, w innych byli pomijani. Tylko duża ustawa jest w stanie rozwiązać te problemy systemowo” – tłumaczy Adam Zieliński.
List 59 amerykańskich senatorów z marca tego roku skierowany do premiera Mateusza Morawieckiego dotyczył projektu dużej ustawy reprywatyzacyjnej, który przygotował pod koniec ubiegłego roku resort sprawiedliwości. Senatorowie ocenili, że rozwiązania miałyby niekorzystny wpływ między innymi na spadkobierców ofiar Holocaustu.
Wcześniej, w lutym, w związku z kontrowersjami dotyczącymi części z proponowanych przepisów, projekt został odesłany przez Komitet Stały Rady Ministrów do ministerstwa. Obecnie, jak tłumaczy wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, są prowadzone analizy.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Jolanta Turkowska/kano

List do prezes Sądu Najwyższego: „Niezależnie od Pani osobistych poglądów wnosimy o wykonanie publicznego obowiązku”

0

15 członków Krajowej Rady Sądownictwa zwróciło się do pierwszej prezes Sądu Najwyższego, Małgorzaty Gersdorf o niezwłoczne zwołanie posiedzenia Rady. List powstał na nieformalnym spotkaniu członków Rady.

„Niezależnie od Pani osobistych poglądów i prywatnej oceny ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa wnosimy o wykonanie publicznego obowiązku realizacji nakazów prawa” – piszą autorzy listu, zwracając się do Małgorzaty Gersdorf, autorzy listu.
Jeden z członków KRS, sędzia Maciej Mitera, powiedział, że autorzy listu mieli na względzie dobro sędziów i wymiaru sprawiedliwości. Jak wyjaśnił, są sędziowie, którzy są w trudnej sytuacji zdrowotnej i chcieliby przejść w stan spoczynku, a teraz jest to niemożliwe.
„Wskazujemy, że niezwołanie posiedzenia Rady uniemożliwia prawidłowe działanie konstytucyjnego organu państwa” – czytamy w liście. Autorzy zwracają też uwagę, że działania KRS dotykają spraw „zwykłych obywateli, którzy mają prawo oczekiwać sprawnego działania sądów, co wymaga m.in. pilnego obsadzenia wolnych stanowisk sędziowskich”. Wskazują, że brak funkcjonowania Rady oznacza równiez paraliż sądownictwa dyscyplinarnego.
Sędzia Mitera nie powiedział, kto podpisał list. Dodał, że podczas dzisiejszego spotkania członkowie KRS zapoznali się z jej pracownikami i zasadami działania.
W skład KRS wchodzi 25 osób: 15 sędziów, wybranych w ubiegłym miesiącu przez Sejm, pierwsza prezes Sądu Najwyższego, prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, minister sprawiedliwości, czworo posłów, dwóch senatorówie i przedstawiciel prezydenta.
Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf, od czasu wybrania przez Sejm nowych członków KRS nie wyznaczył a terminu pierwszego formalnego posiedzenia tej instytucji. W myśl prawa, tylko ona może to zrobić. Od kilkunastu dni o niezwłoczne zwołanie KRS apeluje do prezes Gersdorf minister sprawiedliwości. Na pismo Zbigniewa Ziobry prezes Sądu Najwyższego odpisała jedynie, że „zobowiązanie do zwołania posiedzenia instytucji mającej pełnić funkcję KRS jest jej znane i zostanie zrealizowane zgodnie z prawem”.

Informacyjna Agencja Radiowa(IAR)/wcześn./jj

Niebezpieczna moda wśród amerykańskich nastolatków: Wciąganie prezerwatywy nosem

0

Wśród amerykańskich nastolatków pojawiła się nowa a zarazem niebezpieczna moda. Wyzwanie określono „wciąganiem prezerwatywy” (condom snorting).

 

Polega ono na wciągnięciu przez nos prezerwatywy tak by wydostać ją następnie przez usta. Lekarze ostrzegają, że ta dziwna „zabawa” jest ryzykowna i może doprowadzić do zadławienia się, zakażenia czy reakcji alergicznej na lateks. W Internecie pojawiły się już nagrania z prób „wciągania prezerwatyw”. Niedawno informowaliśmy o innej, niebezpiecznej modzie wśród młodych ludzi, którzy próbowali połykać kapsułki do prania Tide. Wyzwanie to również stwarzało ogromne zagrożenie dla zdrowia a nawet życia.

 

BK

PSL-UED apeluje o dymisję Piotra Glińskiego. „PiS daje magnatom 500 mln, a emerytom po kilka złotych”

0

Pod koniec grudnia 2016 roku za sto milionów euro państwo polskie zakupiło na własność kolekcję dzieł sztuki, należącą do Fundacji Książąt Czartoryskich. W skład zbioru wchodził m.in. słynny obraz „Dama z gronostajem” pędzla Leonarda Da Vinci. w grudniu 2017 roku Fundacja przekazała środki zgromadzone w okresie swojej działalności (m.in. wspomniane sto milionów euro) na rzecz nowo powstałej fundacji Le Jour Viendra z siedzibą w Liechtensteinie.

 

– Pieniądze otrzymał urodzony w Sewilli Adam Karol Jezus Maria Józef Czartoryski. To największy w dziejach Polski jednorazowy przelew na prywatne konto. Pięćset milionów złotych za obraz, który według statutu Fundacji Czartoryskich nie mógł być z Polski wywieziony i musiał być Polakom pokazywany. Te sto milionów euro zostały przesłane do Wielkiego Księstwa Liechtensteinu – powiedział poseł klubu PSL-UED Michał Kamiński podczas środowej konferencji prasowej w Sejmie. – Nie sądzę, żeby Polska dzisiaj potrzebowała płacić magnaterii. Nie ma żadnego powodu, by dzisiaj książę Adam Karol Jezus Maria Józef Czartoryski miał inkasować takie pieniądze. Panie premierze, proszę natychmiast zdymisjonować pana wicepremiera Glińskiego. W ten sposób pokaże pan, że z tą gigantyczną aferą, z tym niesłychanym transferem nie ma pan nic wspólnego – dodał poseł.

 

Oburzenia nie kryje również Jakub Stefaniak, rzecznik prasowy Polskiego Stronnictwa Ludowego. – To jest kuriozalna sprawa, bo pan minister Gliński przekazał pięćset milionów złotych na rzecz Fundacji Czartoryskich w zamian za obraz, który i tak wisi w galerii w Polsce – mówi w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press. – W porównaniu z tym, co PiS zrobiło z emerytami, to jest skandal. Pięćset milionów wydaje się lekką ręką na magnatów, a emerytom daje się po kilka złotych waloryzacji świadczeń. PiS od dwóch lat sukcesywnie pokazuje swoją prawdziwą twarz i sukcesywnie zraża do siebie różne grupy społeczne – nawet tych, którzy w poprzednich wyborach parlamentarnych na nich zagłosowali. Nie ma co ukrywać – wielu posłów PiS-u weszło do Sejmu na plecach emerytów. Tych emerytów, którym dziś plują w twarz właśnie takimi działaniami, ponieważ waloryzacja, którą im zaproponowali, była najniższa od ośmiu lat. A jednocześnie przyznają sobie miesięczne premie, które są wyższe, niż roczne emerytury wielu ludzi – dodaje Jakub Stefaniak.

 

Pitbull gwiazdą festiwalu Ribfest w Naperville

0

Raper Pitbull wystąpi podczas tegorocznego Naperville Ribfest. Jego koncert zaplanowano na 5 lipca. Bilety dostępne będą od najbliższego piątku (6 kwietnia) na stronie ribfest.com.

 

Z kolei już rozpoczęła się sprzedaż na występy innych artystów, którzy pojawią się na Ribfest. 4 lipca wystąpi Melissa Etheridge i Stray Cats ,   Jake Owen, Chris Janson i Jordan Davis pojawią się na scenie 6 lipca a dzień później Steven Tyler wraz z Loving Mary Band. To już 31. Ribfest i odbędzie się on od 4 do 7 lipca w Knoch Park w Naperville.

 

BK

Władze Deerfield wprowadzają zakaz posiadania broni szturmowej

0

Rada miasteczka Deerfield zatwierdziła podczas tajnego głosowania zakaz posiadania broni półautomatycznej. Zgodnie z ustawą mieszkańcy nie będą mogli posiadać broni szturmowej z magazynkami o dużej pojemności w tym karabinów AR-15 używanych podczas ostatnich strzelanin w USA.

 

Nowe przepisy wejdą w życie od 13 czerwca. Osoby, które do nich się nie dostosują zostaną ukarane mandatem w wysokości 1 tysiąca dolarów dziennie. Zgodnie z zapisem emerytowani policjanci nadal będą mogli posiadać tzw. broń szturmową. Władze Deerfield opracowały ustawę na podstawie podobnej obowiązującej w Highland Park, która nawet trafiła w 2015 roku do Sądu Najwyższego USA. Wniosek ostatecznie odrzucony przez ten sąd   złożyli wówczas przeciwnicy restrykcyjnych zapisów.

 

BK

Katowice: Dlaczego Marlena L. porzuciła 3-letniego Dominika na klatce schodowej? „Pani Marlena bardzo go kochała i zawsze to podkreślała”

0

Rozmawialiśmy z dyrektorem Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wąchocku, którego pracownicy pomagali zajmować się Dominikiem w zasadzie od urodzenia. – Pani Marlena bardzo go kochała i zawsze to podkreślała. Wszyscy zachodzimy w głowę, jak to się stało, że doszło do tej sytuacji – mówi dyrektor Jarosław Michalski. W sprawie na jaw wychodzą nowe informacje.

W sprawie porzuconego w Katowicach 3-letniego Dominika wciąż pojawiają się nowe wiadomości. Posłuchajcie, co mówią Paweł Warchoł z katowickiej policji i Ewa Kowalska, mieszkanka bloku, w którym zostawiono chłopca. Przypomnijmy, że chłopca w ubiegłą sobotę, 31 marca, bez opieki na klatce schodowej w jednym z bloków przy ul. Łącznej na Zawodziu pozostawiła 27-letnia kobieta. Gdy media obiegło zdjęcie dziecka z informacją o poszukiwaniach, szybko udało się ustalić jego opiekunów. Marlena L., matka chłopca, trafiła do aresztu, a krótko po niej jej partner: 21-letni mężczyzna.

 

Dzisiaj, 4 kwietnia, para została doprowadzona do prokuratury w Katowicach. Prawdopodobnie oboje usłyszą zarzuty sprowadzenia na 3-latka zagrożenia utraty zdrowia lub życia. Grozi za to kara nawet do 5 lat więzienia. Tymczasem nam udało się porozmawiać z dyrektorem Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wąchocku, którego pracownicy pomagali zajmować się Dominikiem w zasadzie od urodzenia. – Nigdy nie było żadnych sygnałów z zewnątrz, że matka może się nim źle opiekować – mówi dyrektor Jarosław Michalski. – Pani Marlena była osobą mało zaradną, więc pomagał jej asystent, ale całą opiekę i miłość przelewała na tego chłopca. Starała się, jak mogła, by zajmować się nim jak najlepiej – podkreśla dyrektor.

 

Zadaniem asystenta ośrodka było pomaganie Marlenie L. między innymi w gospodarowaniu budżetem i załatwianiu spraw urzędowych. Sam Dominik przy matce dobrze się rozwijał: otworzył się na świat, zaczął chodzić do przedszkola integracyjnego, prawidłowo funkcjonował. To cieszyło pracowników, bo dziecko chorowało na autyzm. – Matka podkreślała, że 3-latek to jej oczko w głowie i go kocha. Nie wyobrażała sobie życia bez niego. Wszyscy tutaj zachodzimy w głowę, co się stało, że doszło do takiej sytuacji – mówi dyrektor Michalski. Z jego relacji wynika, że zachowanie kobiety w stosunku do dziecka zmieniło się na przełomie lutego i marca tego roku. Marlena L. zniknęła z Dominikiem z domu, a brak kontaktu z nią zaniepokoił pracowników ośrodka. Od razu zgłosili sprawę na policję. – Takie dziecko wymaga szczególnej opieki ze względu na swoją chorobę, ale policjanci zasłaniali się procedurami: kobieta nie była ubezwłasnowolniona, nie miała nakazu czy przykazu sądowego ograniczającego jej swobodę.

 

Stwierdzili, że ma prawo do tego, by z małym wyjechać – tłumaczy dyrektor ośrodka w Wąchocku. Pracownicy próbowali kontaktować się z kobietą telefonicznie, ale nie odbierała telefonu. W końcu ktoś napisał do nich SMS-a, z innego numeru. – Dajcie mi spokój, ja sobie sama ułożę życie w innym miejscu, wszystko jest w porządku, jestem cała i zdrowa – tak mniej więcej brzmiał SMS, którego odebrał dyrektor Michalski. Później na jaw wyszło, że Marlena L. poznała młodszego o kilka lat od siebie mężczyznę, z którym się związała. Pracownicy ponownie udali się na policję, a ich upór sprawił, że rozpoczęto poszukiwania. Te na początku szybko zakończyły się sukcesem: policjanci nakazali kobiecie stawienie się na posterunku, ale tylko po to, by potwierdzić, że dziecko jest całe i zdrowe.

 

Marlena L. i jej partner nigdy się tam nie pojawili. – Znów zaczęły się telefony, które długo pozostawały bez odzewu. Potem odebrał ten 21-latek, namówiliśmy ich, by pojawili się w ośrodku, bo chcieliśmy zobaczyć Dominika – mówi dyrektor. Zgodzili się. Marlena L. i mężczyzna przyjechali, by negocjować z pracownikami. Przyznali im się, że chcą rozpocząć nowe życie w innym miejscu, w Katowicach. Mieli tam mieszkać u babci 21-latka, która zaangażowałaby się w opiekę nad Dominikiem. Ale pracownicy chcieli, by najpierw załatwili sprawy formalne, a chłopca tymczasowo zostawili w Wąchocku. Marlena L. i jej nowy partner nie chcieli się na to zgodzić. – Pani Marlena uznała, że się wtrącamy, a ona ma prawo do swojego życia – mówi Michalski.

 

Wtedy kobieta zadeklarowała na piśmie, że rezygnuje ze wszystkich świadczeń ośrodka i zamierza zostać w Katowicach. – Byłem w stanie klęknąć przed nią, żeby jednak została, ale była nieubłagana – podkreśla dyrektor. Michalski wspomina, że 21-latek miał dobry kontakt z chłopcem. A to może dziwić z uwagi na chorobę dziecka i jego nieufność wobec obcych. – W tym przypadku jednak Dominik siedział na kolanach tego mężczyzny, widać było, że mu ufa – dodaje Jarosław Michalski. Partner Marleny L. przekonywał pracowników, że ma dobrą pracę przy wykańczaniu wnętrz, a także rentę rodzinną, więc zapewni chłopcu byt.

 

O ojcu biologicznym Dominika wiadomo natomiast niewiele. W ośrodku podkreślają, że to był chwilowy związek, a mężczyzna nigdy nie interesował się losem chłopca. Obecnie 3-latek przebywa w jednej z placówek opiekuńczych w Katowicach. Ośrodek w Wąchocku jest z nimi w stałym kontakcie. Aktualnie Dominik ma się już dobrze, emocje padły, zaaklimatyzował się do nowego otoczenia. – Normalnie je, racjonalnie się zachowuje, nie wpada w ataki paniki – mówi dyrektor Michalski.