Tomasz Czajka, pochodzący ze Stalowej Woli, był w elitarnej ekipie firmy SpaceX z USA, przygotowującej lot rakiety w kierunku Marsa. Odpowiadał za systemu sterowania.
6 lutego 2018 r. Cały świat obserwuje start rakiety Falcon Heavy z przylądka Canaveral na Florydzie w USA. To przełomowy moment, który ma zrewolucjonizować podróże kosmiczne i sprawić, że już w niedalekiej przyszłości możliwe będą loty na Marsa. Przełomowy, bo rakieta jest tak zaprojektowana, aby mogła być wielokrotnie używana, co ma znacznie obniżyć koszty podobnych ekspedycji. Kilka jej elementów ma wylądować z powrotem na Ziemi.
Start rakiety był udany. Tuż po nim Polskę obiegła informacja, że wśród ekipy inżynierów z firmy SpaceX, przygotowującej ten lot, był pochodzący ze Stalowej Woli Tomasz Czajka, zaledwie trzydziestokilkulatek. Odpowiadał za opracowanie systemów sterowania, które były jednymi z najważniejszych elementów tego projektu. Polskie Towarzystwo Informatyczne, gratulując Czajce udanej pracy, nazywa go „najlepszym ambasadorem polskiej informatyki”.
Starman w czerwonej Tesli pędzi ku Marsowi
6 lutego odbył się pokazowy start rakiety. Było to efektowne zamknięcie projektu wartego 90 mln dolarów amerykańskich. Miał się on zakończyć już kilka lat temu, udało się dopiero teraz, ale za to w efektownym stylu. Zwykle w takich lotach pokazowych, jako balast wykorzystywane są stalowe płyty. Falcon Heavy mogła wynieść na orbitę 54 tony ładunku.
Znaczna część to faktycznie był zwykły balast, jednak wypełnienie 1,5 tony, znany z szalonych pomysłów, Elton Musk, zarezerwował na coś ekstra. To jeden z najdroższych na świecie samochodów, czerwony kabriolet Tesla Roadster. Został przymocowany do rakiety, a za jego kierownicą, w prawdziwym kombinezonie kosmonauty, usiadł manekin Starman. Na uszach słuchawki, a w nich przebój Davida Bowie „Life of Mars”. Utworu zapętlonego na ciągle odtwarzanie Starman będzie słuchał przez wiele lat. Otuchy w kosmosie dodaje mu panel z napisem „don’t panic” – bez paniki.
Tylko polski zespół rozwiązał wszystkie zadania
Od kilkunastu lat „Nowiny” śledzą fantastyczną karierę Tomasza Czajki. Wzór godny naśladowania dla młodych mieszkańców Podkarpackiego i całej Polski. Kwiecień 2003 r. Tomasz Czajka, wówczas już absolwent Liceum Ogólnokształcącego im. Komisji Edukacji Narodowej w Stalowej Woli, zostaje akademickim mistrzem świata w programowaniu. Wraz z kolegami z Uniwersytetu Warszawskiego zostawił w tyle reprezentacje najbardziej renomowanych uczelni. Finał Akademickich Mistrzostw Świata w Programowaniu (ICPC) odbył się w Beverly Hills w Kalifornie w USA. Już samo dostanie się do finału jest ogromnym osiągnięciem.
W edycji z 2003 r. wystartowały aż 2 873 zespoły z 68 państw. W finale w Beverly Hills już tylko 68 teamów, po jednym z każdego państwa. Tomasz Czajka startował wówczas z innymi warszawskimi studentami Krzysztofem Onakiem i Andrzejem Gąsienicą-Samkiem z opiekunem prof. Jana Medeyem. – Konkurs polegał na rozwiązaniu w ciągu pięciu godzin jak największej ilości zadań logarytmicznych, z dziesięciu przedstawionych – reporterowi Nowin 15 lat temu relacjonował Tomasz. Aby rozwiązać zadanie trzeba było napisać odpowiedni program komputerowy. Wysyłało się go do komputera sprawdzającego, który odsyłał odpowiedź „tak” lub „nie”. Za każdą „tak”, czyli poprawną, można było wywiesić na swoim stanowisku balon. Organizator przewidział, że w przypadku, gdyby ileś zespołów rozwiązało wszystkie dziesięć zadań, to decydować będzie czas. Ale to nie było potrzebne. Zadania okazały się niesamowicie trudne. Osiem drużyn nie dało rady rozwiązać żadnego z nich. Tylko jeden zespół uporał się ze wszystkim. Polski.
Nagrodą były laptopy i 10 tys. dolarów do podziału. Tomasz Czajka był wówczas studentem trzeciego roku informatyki Uniwersytetu Warszawskiego. To był wówczas najbardziej prestiżowy konkurs dla Tomasza, ale oczywiście nie jedyny. Już w liceum udanie startował w olimpiadach matematycznych. Finały centralne odbywały się w różnych ośrodkach w Polsce, ten z 1997 r. w Zwardoniu w województwie śląskim. Wówczas Tomkowi i trzem innym uczestnikom, którzy czekali w jadalni ośrodka na rozpoczęcie konkursu, ktoś zrobił zdjęcie. Kilkanaście lat później fotografia stała się jedną z najsłynniejszych w polskim Internecie, które prezentowały polskich informatyków.
Sześć lat w Google, teraz w SpaceX
Najsłynniejsza za sprawą memów, które powstawały na bazie tej fotografii. Zdjęcie młodych ludzi sprzed kilkunastu lat, w niemodnych tureckich swetrach we wzroki, wzbudzało śmiech. A dodatkowo „humor” podbijały niezbyt eleganckie dopiski, istota memów. Żartowano ze sposobu bycia informatyków. Jednak gdy memy z tą fotografią pojawiały się w sieci, Tomasz Czajka był już doskonale opłacanym informatykiem w USA. Być może pochłonięty pracą, w ogóle ich nie widział. Jeszcze na studiach Tomasz Czajka wygrywał kolejne prestiżowe konkursy. W 2003, 2004 i 2008 r. wygrywa kolejne edycje TopCode. W 2004 r. Coder Collegiate Challenge. Polacy w konkursie radzą sobie bardzo dobrze, są najlepsi. Uniwesytet Warszawski jest na czwartym miejscu, a w pierwszej dziesiątce najlepszych zawodników z całego świata jest dwóch Polaków. Wśród nich, oczywiście, Tomasz Czajka.
Pan Tomasz kończy matematykę i informatykę na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2004 – 2007 studiuje informatykę na Uniwersytecie Purdue w USA. Na takich fachowców, najlepszych z najlepszych, od wielu lat polują najlepsze firmy informatyczne na świecie. Zazwyczaj są współorganizatorami konkursów, których głównym zadaniem jest właśnie łowienie talentów. Pan Tomasz dostaje propozycję pracy u giganta informatycznego, firmy Google. Przez 6 lat jest tam inżynierem oprogramowania. W 2014 r. trafia do SpaceX Eltona Muska. Pracuje tutaj do dzisiaj. W tej firmie również jest inżynierem oprogramowania. Dlaczego pan Tomasz zamienił Googla na SpaceX? W sieci internetowej nie można znaleźć wywiadów z nim z ostatnich lat. Nasza próba nawiązania kontaktu, przez liczne serwisy social media oraz m.in. biuro prasowe SpaceX, nie przyniosły efektów.
W wywiadzie udzielonym „Nowinom” w 2004 r., gdy był jeszcze studentem UW, stwierdził, że widziałby się w pracy w dziale badań naukowych. Wydaje się, że SpaceX w tym zakresie lepiej od Googla pozwala się spełnić polskiemu geniuszowi.
„W domu był tylko prymitywny komputer”
– Żadne cudowne dziecko – w rozmowie z Nowinami w 2003 r. zastrzegała Bogumiła Czajka, mama pana Tomasza. Opisywała go jako zwykłego chłopaka, z wszystkimi młodzieńczymi cechami. Interesującego się sportem, lubiącego grać w siatkówkę. – Ma po prostu dobrą pamięć i ciekawski charakter. Zawsze zadawał dużo pytań. Lubi dużo dyskutować.
Rodzice pana Tomasza, informatycy, nigdy nie narzucali swojemu synowi kierunku studiów. „Chyba nie miał jeszcze trzech lat, gdy zaczął składać literki” – wspominała pani Bogumiła i dodawała, że w ich domu był tylko dość prymitywny komputer, w którym nie było gier. Tomasz i jego brat Radosław, aby cokolwiek fajnego robić na tym sprzęcie, musieli sami pisać programy. Jednak sam talent nie wystarczy. Pan Tomasz do pozycji, którą dzisiaj zajmuje, doszedł również solidną i ciężką pracą. Dlaczego taki talent nie został wykorzystany w Polsce? Z prozaicznego powodu. Nikt nie był zainteresowany, aby wspierać młodego, dobrze zapowiadającego się informatyka.
Gdy wraz z kolegami wybierał się do USA na mistrzostwa świata w programowaniu, nie znalazła się ani jedna firma zainteresowana zafundowaniem im biletów lotniczych. Nawet po gigantycznym sukcesie na konkursach w USA, żadne z polskich przedsiębiorstw nie powalczyło o ściągnięcie go do siebie. Chociaż może to i dobrze, bo dzisiaj Tomasz Czajka, prawdopdoobnie jako jedyny Polak, przykłada rękę do wyprawy na Marsa.