8.3 C
Chicago
piątek, 10 maja, 2024
Strona główna Blog Strona 1167

Stan wojenny ostatecznie zakończył się klęską komunistów, ale nie został rozliczony

0

Stan wojenny ostatecznie zakończył się klęską komunistów, ale też w żadnym wymiarze nie został rozliczony. Cel wprowadzenia stanu wojennego nie został osiągnięty, socjalizmu nie obroniono – powiedział PAP pierwszy przewodniczący łódzkiej Solidarności Andrzej Słowik.

Zdaniem jednego z liderów polskiej opozycji niepodległościowej z lat 80. ubiegłego wieku, żadnego z celów wprowadzenia przez komunistów stanu wojennego nie osiągnięto. „Nie obroniono socjalizmu, nie uratowano gospodarki, władzom partyjnym i wojskowym nie udało się też zniszczyć Solidarności, która dała początek zorganizowanej podziemnej opozycji” – przypomniał Słowik.

 

„Stan wojenny ostatecznie zakończył się klęską komunistów, ale też w żadnym wymiarze nie został rozliczony” – podkreślił. „Skutki 13 grudnia 1981 roku nadal są odczuwalne. To przecież sędziowie, którzy 40 lat temu obserwowali, jak łamane jest prawo, dziś też próbują łamać prawo, nie szanować przepisów, omijać je” – zaznaczył.

 

Słowik mówił o swoistym odwróceniu ról. Jego zdaniem komuniści, którzy 40 lat temu przyklaskiwali bezprawiu stanu wojennego, „udają teraz demokratów”. „No cóż, takie zachowania można zaobserwować też w szpitalach zajmujących się leczeniem ludzi psychicznie chorych. Ważniejsze jest tutaj nie to, co komuniści, czy postkomuniści mówią. Ważne jest, co robią. Są wolni i nadal próbują odgrywać istotne role w życiu społecznym. Mimo, że nie zostali rozliczeni za ewidentne przestępstwa, których się dopuścili” – tłumaczył.

 

„Komuniści znaleźli sobie grupkę zdrajców, którzy pomogli im uniknąć odpowiedzialności i przejść do innego ustroju politycznego. To pozwala im ciągle czuć się bezkarnie” – wskazał pierwszy szef łódzkiej Solidarności. „Przedstawiciele najwyższych władz PRL nie ponieśli kary za nielegalnie wprowadzony stan wojenny. Musieli przecież wiedzieć, że nie mają do tego prawa” – podkreślił. „Wszystkich winnych obejmuje bezkarność, kolejni odchodzą z tego świata nierozliczeni, a konsekwencje odczuwa całe społeczeństwo” – ocenił działacz opozycji wobec PRL.

 

Andrzej Słowik powiedział, że nie ma odpowiednich słów, którymi można skomentować pokazywany ostatnio przez TVP archiwalny film, gdzie prześladowany w PRL przez komunistów, jeden z liderów opozycji Adam Michnik, podczas wizyty w domu Wojciecha Jaruzelskiego, wdzięczy się do architekta stanu wojennego prawiąc generałowi liczne komplementy.

 

„Były wcześniej relacje z Magdalenki, z przygotowań od Okrągłego Stołu, były informacje o wizycie Andrzeja Wajdy i Adama Michnika w Moskwie, były informacje o buszowaniu w archiwach osób do tego nieuprawnionych. Mamy więc tutaj do czynienia z osobami, które nie robią sobie nic z prawa. Czego jeszcze się dowiemy i co może powodować jakiś wstrząs?” – pytał Słowik.

 

„PRL była tworem sztucznym, jego komunistyczni włodarze złamali ewidentne prawo, które sami wprowadzali. A dzisiaj – można powiedzieć – ich uczniowie opowiadają nam o Konstytucji łamiąc i ustawę zasadniczą i zasady państwa demokratycznego” – powiedział. Dodał, że nie można ocenić postępowania Michnika w sposób cywilizowany. „Nie mogę użyć takich słów, nie ma takich słów. Nie ma miary, aby to ocenić – podsumował.

 

Andrzej Słowik urodził się 30 sierpnia 1949 r. w Łodzi. Skończył zawodową szkołę piekarniczą, pracował w zakładach odzieżowych. Był kierowcą autobusu w MPK. Do 1981 roku należał do PZPR. Słowik został liderem strajku w łódzkim MPK, był pierwszym przewodniczącym łódzkiej Solidarności. Podczas I zjazdu związku wybrany do prezydium Komisji Krajowej.

 

Po wprowadzeniu stanu wojennego skazany na 6 lat więzienia z Grzegorzem Palką, Jerzym Kropiwnickim. Po wyjściu z więzienia kierowali podziemnymi strukturami Solidarności w Łodzi i regionie. Od 1992 r. do 1993 r. roku był wiceministrem pracy. Potem stworzył zakład przewozu osób niepełnosprawnych w łódzkim MPK. Pracował w Australii i Kanadzie.

 

W 1990 r. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski odznaczył Andrzeja Słowika prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, a w 2006 r. prezydent RP Lech Kaczyński uhonorował pierwszego szefa łódzkiej Solidarności Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. (PAP)

 

Autor: Hubert Bekrycht

 

hub/ mmu/

Leczenie respiratorem pacjenta chorego na COVID-19 jak… pilotowanie boeinga

Skuteczne leczenie respiratorowe w COVID-19 jest bardzo trudne do przeprowadzenia – powiedział PAP prof. Wojciech Dąbrowski. Dodał, że przeciętnemu lekarzowi trudno jest bezpiecznie leczyć z użyciem respiratora, gdyż „nie każdy pilot awionetki, który siądzie za sterami boeinga, wystartuje i wyląduje bezpiecznie”.

Prof. Wojciech Dąbrowski jest kierownikiem Katedry I Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.

 

PAP: Powiedzmy praktycznie pacjentom, co mogą zrobić po zakażeniu SARS-CoV-2, aby uniknąć takiego pogorszenia stanu zdrowia, które później wymaga zaawansowanych metod leczenia.

 

Wojciech Dąbrowski: Musi przede wszystkim zachować rozsądek. Lekarz jest w stanie pomóc pacjentowi, gdy pacjent chce tej pomocy. Każdy człowiek powinien być odpowiedzialny za siebie i drugiego człowieka. Nie jest wstydem chorować na COVID, ale wstydem jest wyparcie się choroby i udawanie, że nie ma problemu.

 

W momencie, gdy się źle poczujemy, idźmy na test i powiedzmy lekarzowi: tak, jestem chory na COVID. Ten lekarz powinien wdrożyć leczenie, ewentualnie obserwację pacjenta, wiedzieć, że ktoś taki jest i należy poświęcić mu wiele atencji.

 

PAP: Wiele z tych osób może być skutecznie leczonych w domu?

 

W.D.: Oczywiście. Są już leki, które podane w bardzo wczesnej fazie znacznie zwiększają szansę na to, że taki pacjent przejdzie chorobę w sposób bardzo łagodny.

 

PAP: Zakażony wirusem SARS-CoV-2 ma położyć się i czekać w łóżku na ustąpienie objawów, czy ma się aktywizować, w takim zakresie, w jakim to tylko możliwe?

 

W.D.: Wczesna mobilizacja przynosi bardzo dobre wyniki już we wczesnej fazie choroby. Nie można położyć się do łóżka i czekać na rozwój choroby. Należy pamiętać, że rekomendowane przez Krajową Izbę Fizjoterapeutów odpowiednio wykonywane ćwiczenia oddechowe, regularne spożywanie posiłków, regularny sen korzystnie wpływają na przebieg choroby. Warto także podkreślić korzyści wynikające z przyjmowania witaminy D, której auto-produkcja w okresie jesienno-zimowym, a więc największego nasilenia zachorowań, jest znacząco zmniejszona. Tymi czynnikami możemy wyeliminować wiele niekorzystnych efektów związanych z chorobą zasadniczą. Warto w tym miejscu również zaznaczyć, że predysponowani do ciężkiego przebiegu COVID-19 są m.in. ludzie mający nieregularny tryb życia, źle odżywiający się, zestresowani, bagatelizujący jakiekolwiek objawy.

 

PAP: Prof. Piotr Kuna wskazał w wywiadzie dla PAP, że zanim złapiemy tego wirusa, a najpewniej złapie większość…

 

W.D.: Każdy go złapie.

 

PAP: … powinniśmy zrobić trzy rzeczy: zaszczepić się, dbać o swoją naturalną odporność i odpowiednio zaopiekować swoje choroby współistniejące. Pan to potwierdza?

 

W.D.: W stu procentach. W tej chorobie, jak w każdej innej, ważne jest wczesne rozpoznanie. Jeżeli wcześnie rozpozna pan nowotwór, to też ma pan większe szanse na wyleczenie.

 

PAP: Jest grupa lekarzy, którzy mówią o skuteczności w pierwszej fazie zakażenia kortykosteroidów wziewnych?

 

W.D.: Nie mogę jednoznacznie potwierdzić tej tezy, gdyż zastosowanie kortykosteroidów zależy przede wszystkim od stanu klinicznego oraz objawów. Chciałem jednak zaznaczyć, że COVID-19 nie jest czystą chorobą płuc, ale śródbłonków naczyń, gdyż atakuje wszystkie naczynia, płuca zaś są narządem, którego uszkodzenie występuje najczęściej. Płuca są największym filtrem organizmu, bo 100 procent krwi przepływa przez płuca, ale obraz kliniczny COVID nie odpowiada czystej chorobie płuc. A zatem, czy leki z grupy steroidów działają? Tak, ale to zależy od stopnia zaawansowania choroby. Niektórzy stosują niewielkie dawki, a inni lekarze zdecydowanie większe. Warto jednak zaznaczyć, że podobnie jak w innych chorobach o charakterze zapalnym steroidy znajdują swoje zastosowanie, zmniejszając odczyn zapalny.

 

PAP: U części pacjentów — z różnych względów — stan się jednak pogorszy. Jakie posiadamy metody leczenia niewydolności oddechowej u pacjentów z COVID-19?

 

W.D.: Leczenie ostrej niewydolności oddechowej w każdej chorobie zaczyna się przede wszystkim od stwierdzenia jej przyczyn. Terapię można prowadzić za pomocą zwykłych wąsów tlenowych, koncentratora tlenu, czy też maseczek tlenowych. Tu muszę zaznaczyć, że jestem ogromnym przeciwnikiem prowadzenia terapii tlenowej przez osoby, które nie mają pojęcia o medycynie. Tlen nie jest gazem obojętnym dla organizmu. To, że my się poczujemy przez chwilę lepiej — stosując przykładowo tlen w warunkach domowych z użyciem koncentratora, nie oznacza, iż nam to pomoże. Może się okazać, że przeskoczymy przez pewne etapy leczenia i wówczas w przypadkach pogorszenia wydolności oddechowej nie zostanie nam nic innego oprócz respiratora.

 

PAP: Przejdźmy dalej. Jeżeli te metody dostarczenia tlenu do organizmu nie działają, to co możemy zrobić dalej?

 

W.D.: Możemy rozważyć stosowanie tzw. masek z rezerwuarem, które zapewniają dużo większe stężenie tlenu w mieszaninie oddechowej. Jeżeli taka maska nie jest skuteczna — możemy stosować tzw. wysokoprzepływową terapię tlenem. Ona zapewnia nam nie tylko duże dostarczenie tlenu, ale także zmienia nam ciśnienie w drogach oddechowych. Ułatwia dostarczenie tlenu do pęcherzyków płucnych. Wszystkie te terapie zachowują fizjologiczne ciśnienia w rytmie oddechowych. Jeżeli to nie jest skuteczne, mamy możliwość zastosowania nieinwazyjnej terapii w postaci specjalnych masek czy hełmów. Ten rodzaj wentylacji już ingeruje nam w pewien sposób w cykl oddechowy. Jeżeli ona jest mało skuteczna, możemy zastosować respirator. Respirator jest jedną z najbardziej zaawansowanych form leczenia tlenem. W przypadkach nieskuteczności leczenia pod respiratorem pozostaje tylko pozaustrojowe natlenianie krwi, czyli terapia ECMO.

 

PAP: Zatrzymajmy się przy tym respiratorze. To łatwe urządzenie do obsługi?

 

W.D.: Posłużę się porównaniem. Można teoretycznie posadzić za sterami boeinga kogoś, kto nigdy nie prowadził samolotu a tylko awionetkę. Tylko czy, jak już wspomniałem, taki „pilot” wystartuje i wyląduje? Podłączenie pod respirator jest jednym z etapów leczenia chorych na COVID-19. To jedna z najbardziej zaawansowanych metod i wymaga dużej wiedzy oraz doświadczenia.

 

PAP: Ta terapia powinna być stosowana jak najszybciej w tej chorobie, czy raczej powinno się ją traktować, jako rodzaj ostateczności?

 

W.D.: Wiele zależy od stanu klinicznego pacjenta. Jest wielu pacjentów, u których należy najpierw spróbować wszystkich pośrednich metod, aby do tego — jednego z najbardziej zaawansowanych — etapów leczenia w ogóle nie doszło. Są jednak i tacy pacjenci, u których już po wstępnym badaniu widzimy, że respirator będzie konieczny i wówczas należy go użyć.

 

PAP: Gdy mówi pan o zaawansowaniu metody polegającej na leczeniu respiratorem, to od razu przychodzi do głowy myśl, że nie jest to łatwe?

 

W.D.: Powiem więcej: skuteczne leczenie respiratorowe jest bardzo trudne do przeprowadzenia. Respirator może być bardzo dobrą bronią przeciwko tej chorobie w rękach bardzo doświadczonego i dobrze wyszkolonego lekarza. Zwykły lekarz, który się tym na co dzień nie zajmuje, niewiele wie o sztucznej wentylacji płuc. A co za tym idzie, nie zna wszystkich możliwości leczenia respiratorem. Skutkiem tego może być nieumiejętne użycie respiratora, co nie tylko nie pomoże pacjentowi, lecz także może pogorszyć jego wymianę gazową.

 

PAP: Dane dotyczące skuteczności leczenia respiratorem w terapii COVID-19 są jednak w Polsce zatrważające. Nie można powiedzieć inaczej, jeżeli umiera 8-9 na 10 pacjentów podłączanych do tego urządzenia. Z czego wynika aż tak wysoki współczynnik śmiertelności?

 

W.D.: To bardzo trudne pytanie i nie ma na nie prostej odpowiedzi. Respirator jest jednym z czynników leczenia. To nie jest też tak, że jeżeli mamy bardzo dobry respirator i bardzo doświadczonego doktora, który go obsługuje, to mamy pewność, że uratujemy pacjenta. W naszej klinice śmiertelność waha się w granicach około 35 procent. Do naszego leczenia dołączyliśmy także tzw. wczesną mobilizację pacjentów. W pierwszej fazie leczenia większość pacjentów leczonych respiratorem jest układanych w pozycji na brzuchu i stosujemy tak zwaną wentylację w PRONE POSITION. Chciałem przy tym zaznaczyć, że jednym z kryteriów przyjęcia do naszej intensywnej terapii są zmiany w badaniu CT obejmujące ponad 80 proc. płuc. Wentylacja „na brzuchu” jest rekomendowana w przypadku pacjentów we wczesnej fazie ciężkiego przebiegu COVID-19. Ułożenie nieprzytomnego pacjenta w tej pozycji nie jest jednak proste. Proszę sobie wyobrazić nieprzytomnego pacjenta ważącego 180 kg, którego należy ułożyć w tej pozycji. Do tego leczenia nie wystarcza więc lekarz, a potrzeba cały ogrom personelu, gdyż lekarz sam nie ułoży pacjenta. Jeśli nie mamy personelu, to możemy mieć super respirator, olbrzymie umiejętności i doświadczenie lekarza i tak nic nie zrobimy, bo ułożenie pacjenta do wentylacji w pozycji PRONE jest po prostu niewykonalne. Respirator jest tylko i wyłączenie maszyną, dzięki której uratowano i można uratować wielu pacjentów.

 

PAP: Ile osób musi więc opiekować się pacjentem podłączonym do takiego urządzenia, aby było to leczenie efektywne?

 

W.D.: U nas w klinice standard jest taki, że jeden lekarz zajmuje się maksymalnie 4-5 pacjentami. Do tego na każdych dwóch pacjentów mamy co najmniej jedną pielęgniarkę i jedną — dwie panie salowe przyporządkowane do utrzymania czystości na 10 łóżkach. A zatem do leczenia 10 pacjentów wentylowanych mechanicznie potrzeba 2 lekarzy, 4 pielęgniarek, 2 salowe, a także fizjoterapeutę, który wdraża program wczesnej mobilizacji u każdego pacjenta, u którego można zastosować już wentylację bez potrzeby układania na brzuchu i można uzyskać z nim kontakt.

 

PAP: Czyli zespół potrzebny do efektywnego leczenia 10 pacjentów, to ok. prawie 10 osób.

 

W.D.: Tak wychodzi, w tych granicach.

 

(PAP)

 

Rozmawiał Tomasz Więcławski

 

Autor: Tomasz Więcławski

 

twi/ mmu/

30 lat „Rozmów kontrolowanych” Sylwestra Chęcińskiego

0

30 lat temu, 13 grudnia 1991 r., odbyła się premiera filmu „Rozmowy kontrolowane” w reż. Sylwestra Chęcińskiego. „Beton komunistyczny grał antykomunista. Była to rola bardzo przewrotna, tym bardziej to zadanie mnie śmieszyło” – powiedział PAP Marian Opania, wcielający się w filmie w rolę generała SB Zenona Zambika.

W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. wprowadzono w Polsce stan wojenny. 10 lat później, 13 grudnia 1991 – oczywiście nieprzypadkowo – w warszawskim kinie Luna odbyła się premiera filmu „Rozmowy kontrolowane”. Była to kontunuacja przygód Ryszarda Ochódzkiego, głównego bohatera filmu „Miś” (1981) w reż. Stanisława Barei. Kontynuacji słynnego dzieła nieżyjącego kolegi (Bareja zmarł w 1987) podjął się Sylwester Chęciński, kojarzony przede wszystkim z kultową trylogią o losach Kargula i Pawlaka – „Sami swoi” (1967), „Nie ma mocnych” (1974) i „Kochaj albo rzuć” (1977).

 

„W stylistyce wezwania sprzed dziesięciu lat utrzymane były zaproszenia: +Wzywa się ob. … do obowiązkowego stawienia się 13 grudnia 1991, godzina 20.00 na Rozmowy kontrolowane […]. Stawiennictwo osobiste. Należy zabrać ze sobą szczoteczkę do zębów, dowód osobisty i obowiązkowo strój wieczorowy+” – donosił w dniu premiery dziennikarz PAP.

 

Chęcińskiemu udało się skompletować doborową obsadę. Prócz Stanisława Tyma (Ryszard Ochódzki) zagrali m.in. Irena Kwiatkowska (ciotka Lusia), Alina Janowska (Halina Należyty), Krzysztof Kowalewski (Zygmunt Molibden – pułownik SB), Marian Opania (Zenon Zambik – generał SB), Jerzy Bończak (Morwa), Jerzy Turek (Wacław Jarząbek vel Jerzy Lebioda) i Leon Niemczyk (towarzysz sekretarz).

 

„+Rozmowy kontrolowane+ są próbą spojrzenia na stan wojenny z dystansu, potraktowania tego tematu w lżejszy sposób, bowiem poważnych filmów powstało już kilka. Film ma konwencję komedii kryminalnej” – powiedział PAP po premierze filmu Chęciński.

 

Tytuł „Rozmowy kontrolowane” nawiązuje do komunikatu, który słychać było w słuchawkach podczas rozmów telefonicznych w czasie stanu wojennego. Pisania scenariusza obrazu podjął się sam odwtórca głównej roli. Tym był również, razem z Bareją, współautorem scenariusza do „Misia”. Dramatyczne wydarzenia stanu wojennego były wówczas dla Polaków wciąż żywą, niezagojoną raną, przez co stanowiły pewne społeczne tabu.

 

„Czasem trzeba naruszyć świętości, żeby można było spokojnie rozmawiać. Tego wymaga sztuka. Zacietrzewienie do niczego nie prowadzi” – wyznał w jednym z wywiadów reżyser filmu.

 

Autorzy postanowili nakręcić odważny film w konwencji komediowej. Dość krytyczny i jednocześnie zrywający z martyrologicznymi stereotypami. Spojrzeli satyrycznie zarówno na władzę, jak i opozycję. „Rozmowy kontrolowane” – to historia o dalszych losach Ryszarda Ochódzkiego zwanego Misiem. W grudniu 1981 r. otrzymuje on od Zygmunta Molibdena – znajomego pułkownika SB – zadanie przeniknięcia do struktur „Solidarności” w Suwałkach. Esbecka propozycja stawia Ochódzkiego w patowej sytuacji, z dwóch powodów nie może odmówić.

Jest bowiem związany z Molibdenem różnymi nie do końca legalnymi interesami. Na domiar złego pułkownik nakrył Ochódzkiego w dość dwuznaczej sytuacji ze swoją żoną (w tej roli Małgorzata Ostrowska-Królikowska). Ochódzki wyrusza więc w teren, a jego „oręż” stanowią legitymacja „Solidarności” i zdjęcie z Lechem Wałęsą. Odtąd rozpoczyna się ciąg niekiedy absurdalnych wydarzeń, podczas których główny bohater zupełnie niechcący paląc radziecki czołg, staje się bohaterem podziemia i najbardziej poszukiwaną w Polsce osobą.

 

„W +Rozmowach kontrolowanych+ zagrałem generała, który organizuje obławę na Ochódzkiego, nawiasem mówiąc świetna rola Tyma, od którego zresztą dostałem propozycję zagrania generała SB Zenona Zambika – była to rola bardzo przewrotna. Beton komunistyczny zagrał antykomunista, tym bardziej to zadanie mnie śmieszyło” – powiedział w rozmowie z PAP Marian Opania.

 

„Byłem zażartym antykomunistą. Razem ze śp. Molibdenem, czyli Krzysiem Kowalewskim, działaliśmy w podziemiu. Zbieraliśmy pieniądze na więzionych, internowanych w stanie wojennym. Bez przerwy wzywano mnie na SB i Rakowiecką pytając – dlaczego występuję w kościołach a nie w telewizji. Odpowiadałem, że jeżeli do ludzi się strzela i bije pałkami, to ja nie będę siedział w jednej ławce z panem Racławickim [Andrzej Racławicki – przyp. PAP.] w mundurze” – wyznał aktor, opowiadając jednocześnie o atakach, jakie dzisiaj go spotykają i zarzutach: „w hejtach, które dość często otrzymuję, zarzuca mi się, że śmiałem zagrać generała Służby Bezpieczeństwa”.

 

Dziwiąc się niezrozumieniu różnicy pomiędzy rzeczywistością a kreacją aktorską, Opania podkreśla, że takie zarzuty są dla niego bolesne, jak bowiem wyznaje: „Jestem związany z tradycją AK-owską. Mój ojciec Julian Opania [ps. Zych – porucznik, dowódca kompanii O1 i O2 pułku „Baszta”, kawaler Orderu Virtuti Militari i dwóch Krzyżów Walecznych – przyp. PAP], zginął na Mokotowie. W latach powojennych jego rodzinie odmówiono renty, uzasadniając: „Jadwidze Opania oraz jej dwóm nieletnim synom odmawia się renty po oficerze Wojska Polskiego, ponieważ służył w formacjach wrogich ustrojowi socjalistycznemu”.

 

Tymczasem Kowalewski w jednym z wywiadów opowiadając o swojej roli w filmie, kreślił graną przez siebie postać słowami: „Molibden będzie po pierwsze cwany, cwany jak Hochwander z +Misia+, jak niestety wielu ludzi w Polsce. Zmieniał pochodzenie, zmieniał poglądy, zmieniał nazwiska, ale zawsze spadał na cztery łapy. Wszystko w jego życiu oparte jest na zbieżnościach i rozbieżnościach, a przede wszystkim na zależnościach. Tak jak znajomość z Ochódzkim, bo trudno to nazwać przyjaźnią, nawet taką szorstką, męską. To spotkanie dwóch podobnych pod wieloma względami do siebie ludzi, których łączy podobny stosunek do świata objawiający się głębokim cynizmem”.

 

Opania wspominał, że będący konsultantem na planie Tym trochę go krępował. „Tym był stałym konsultantem na planie. Nieco mi to przeszkadzało, ponieważ w sensie aktorskim nie lubię, kiedy ktoś mi doradza, wydaje komendy. Niektóre sceny mogłem zagrać lepiej, jednakże na skutek tych doradztw czułem się nieco zagubiony w swoich poczynaniach aktorskich” – przyznał w rozmowie z PAP. Aktor zdradził również, że filmowe robienie na drutach – dość specyficzna pasja dla generała SB – była jego pomysłem. „Mam zdolności manualne, plastyczne. Potrafię wyrzeźbić różne rzeczy. Od dziecka potrafiłem również robić na drutach, czego nauczyła mnie siostra mojej matki” – podkreślił.

 

Filmoznawca prof. Piotr Zwierzchowski oceniając „Rozmowy kontrolowane”, recenzował, że „był to jeden z najwcześniejszych filmów o stanie wojennym. Dostało się w nim obu stronom – +Solidarności+ i bezpiece. Sylwester Chęciński i Stanisław Tym skomplikowali fabułę, bo chodziło im o ukazanie różnych postaw. Ryszard Ochódzki wydaje się nieco bardziej sympatyczny niż w +Misiu+ Stanisława Barei, gdzie widzimy go jako cwaniaka i kombinatora”.

 

Zwierzchowski uważa Chęcińskiego za reżysera „niedocenionego”, dodaje ponadto, że „w komediach Chęcińskiego gagi są podporządkowane sytuacji, fabuła jest prowadzona precyzyjnie. Dużą rolę przykładał do konstruowania postaci”.

 

Zdjęcia do filmu odbywały się głównie w Warszawie (Pałac Kultury i Nauki, plac Trzech Krzyży, ul. Rakowiecka, Areszt Śledczy przy ul. Rakowieckiej, stacja PKP Warszawa Powiśle). Część scen nagrano jednak w Zakopanem (hotel „Kasprowy”).

 

Obraz został w 1992 r. nagrodzony m.in. Złotymi Lwami Gdańskimi za scenariusz na FPFF. Pisano wówczas, że „+Rozmowy kontrolowane+ to wciąż +aktualne studium polskości rozumianej jako zbiór gestów+ „. Wiele dialogów z filmu zyskało status kultowych.

 

Przed kilkoma dniami, 8 grudnia 2021 r., tuż przed opisywaną rocznicą, zmarł Sylwester Chęciński. (PAP)

 

autor: Mateusz Wyderka

 

mwd/ skp /

Zawodnicy Legii zaatakowani przez kibiców

0

Piłkarze Legii mieli zostać zaatakowani, według informacji mediów, przez kibiców zdenerwowanych słabymi wynikami drużyny. Po niedzielnej porażce w Płocku z Wisłą 0:1 w 18. kolejce ekstraklasy warszawski zespół zajmuje ostatnie miejsce w tabeli.

Jak podaje Interia, wściekli fani Legii wdarli się do autokaru wiozącego piłkarzy z meczu z Wisłą Płock. Miało dojść do konfrontacji z zawodnikami, a kilku z nich „dostało po głowie”.

 

Portal Sport.pl napisał, że kibice czekali z zasadzką. Jedna grupa na nadjeżdżający autobus na trasie, a druga – przy Legia Training Center w Książenicach.

 

„W centrum treningowym była też policja, ale do ataku miało dojść wcześniej. Kibice mieli wybiec z lasu i dostać się do autobusu, gdzie krzyczeli, przeklinali i domagali się większego zaangażowania” – dodano.

 

Na oficjalnym profilu Komendy Stołecznej Policji na Twitterze pojawił się w niedzielny wieczór komunikat w tej sprawie. Jak podano, nie ma w tym momencie informacji wskazujących na użycie siły wobec piłkarzy.

 

„O godz. 19.45 w Książenicach pod ośrodkiem Legii zebrała się grupa kilkudziesięciu osób, które uniemożliwiły wjazd na teren ośrodka autokaru z piłkarzami. Na widok policjantów KSP osoby się rozbiegły. Na tę chwilę brak jest informacji wskazujących na użycie siły wobec piłkarzy” – napisano.

 

Wcześniej media, m.in. portal legia.net, podały wiadomość, że trener Marek Gołębiewski po porażce w Płocku złożył dymisję. Klub na razie nie odniósł się do tych informacji.

 

PAP nie udało się uzyskać komentarza do niedzielnych wydarzeń od biura prasowego Legii.

 

Broniąca tytułu warszawska drużyna doznała już 12 porażek w tym sezonie ekstraklasy (ma dwa mecze zaległe), a w czwartek – po porażce 0:1 u siebie ze Spartakiem Moskwa – odpadła z rywalizacji w europejskich pucharach. (PAP)

 

bia/ cegl/

Gov. Newsom: Kalifornia zrobi z bronią to samo, co Teksas z aborcją

0

Gubernatora Kalifornii – Gavina Newsoma – ogarnęła wściekłość, kiedy dowiedział się, że Sąd Najwyższy utrzymał w mocy teksańskie prawo aborcyjne, zakazujące aborcji po wykrycia bicia serca dziecka. Newsom zapowiedział, że tym samym sposobem „obejdzie” konstytucję w aspekcie prawa do broni.

Kalifornia od dekad zakazywała produkcji i sprzedaży wielu rodzajów broni szturmowej/automatycznej. Sąd Federalny uchylił ten zakaz w czerwcu, powołując się na niezgodność z konstytucją. Rozwścieczyło to demokratycznych prawodawców. Tym bardziej, że w uzasadnieniu sędzia porównał karabinek szturmowy AR-15 do szwajcarskiego scyzoryka – „dobry zarówno w domu, jak i w bitwie”.

Gubernator Kalifornii zarzuca Teksasowi, że ich nowe prawo aborcyjne obchodzi konstytucję poprzez nieegzekwowanie częściowego zakazu aborcji przez stan – nie ścigania aborcji z urzędu. Zamiast tego, możliwość cywilnego pozywania kobiet dokonujących aborcji (oraz klinik i pomocników) oddano w ręce obywateli, którzy sami mogą wytoczyć proces.

Newsom zapowiedział… że tak samo zrobi w Kalifornii – z bronią. Gubernator polecił swoim współpracownikom pracę – razem z demokratycznymi prawodawcami i prokuratorem generalnym – nad sporządzeniem oraz uchwaleniem prawa, które pozwoli Kalifornijczykom pozywać każdego, kto „dystrybuuje, produkuje lub sprzedaje broń szturmową” na terenie Kalifornii.

Red. JŁ

Szef Amazon w ogniu krytyki. Nie przejął się tornadem w Illinois?

0

Założyciel Amazon – Jeff Bezos – wydał późnym, sobotnim wieczorem oświadczenie, w którym odniósł się do tragedii w Illinois, gdzie w wyniku uderzenia tornada zawaliło się jedno z centrów logistycznych giganta. Bezos został do tego popchnięty niejako przez media, gdyż w tym czasie był zajęty czymś innym.

Co najmniej sześć osób zginęło w zawaleniu się magazynu Amazona. Do kataklizmu doszło w piątek wieczorem. Przez ok. dobę właściciel Amazona milczał na temat straszliwej tragedii, jaka spadła na jeden z jego mega-magazynów w Illinois, gdzie pracowały setki ludzi. Nic dziwnego, że multi-miliarder został ostrzelany przez użytkowników mediów społecznościowych. Nie spodobało im się milczenia właściciela firmy. W końcu jednak Bezos dał głos.

„Wiadomości z Edwardsville są tragiczne” – napisał Bezos na Twitterze po godzinie 21:00. ET. „Jesteśmy załamani stratą naszych kolegów z drużyny, a nasze myśli i modlitwy są z ich rodzinami i bliskimi.”

W momencie, kiedy przeszukiwano gruzy zawalonej hali, Bezos był zajęty czym innym. W międzyczasie udanie odbyła się misja kosmiczna innej firmy multi-miliardera – Blue Origin. Lot NS-19 Blue Origin wyniósł w kosmos 6 astronautów, w tym córkę Alana Sheparda – astronauty z misji Apollo 14.

Red. JŁ

Kobieta wypadła za burtę wycieczkowca. Trwają poszukiwania

0

US Coast Guard zawiesiła w niedzielę poszukiwania kobiety, która wypadła za burtę statku wycieczkowego Carnival. Do zdarzenia doszło niedaleko Ensenady w Meksyku.

„Po ponad 31 godzinach poszukiwań siły #USCG przestają działać w oczekiwaniu na dodatkowe informacje” – napisała na Twitterze Straż Przybrzeżna o 10:36 w niedzielę. „USCG przeprowadziło dziś rano pierwsze lekkie poszukiwania u wybrzeży Ensenada w Meksyku z negatywnymi wynikami. Jednostki USCG wracają na wody USA”.

Pasażerka, która miała około 20 lat, podobno wypadła za burtę z balkonu swojej kabiny na pokładzie Carnival Miracle około 3:30 w sobotę, według informacji podanych przez podoficera Straży Przybrzeżnej, Adama Stantona.

„Dziś rano poinformowaliśmy gości Carnival Miracle o incydencie z udziałem jednego z naszych gości na balkonie kajuty” – wyjawił Carnival w sobotnim oświadczeniu. „Po zwróceniu się o pomoc w poszukiwaniach do Straży Przybrzeżnej USA, statek został zwolniony i płynie do Ensenady, a następnie wróci do Long Beach zgodnie z planem w niedzielę rano.”

Red. JŁ

Teksas: Zaginiona 10-latka odnaleziona w innym kraju

0

Według informacji przekazanych przez organy ścigania, zaginiona 10-latka z Teksasu odnalazła się w obcym kraju. Dziewczynka została porwana przez swojego ojca na początku tego roku. Teraz czeka na powrót do swojej rodziny w Stanach Zjednoczonych.

Sophie Long przebywa obecnie w areszcie ochronnym – podało biuro szeryfa hrabstwa Collin. Michael Long – ojciec 10-latki – przebywa natomiast areszcie policyjnym na podstawie nakazu aresztowania. W sierpniu Long powiedział Daily Mail, że „jest gotowy pójść do więzienia, aby chronić córkę”.

„Wiele miesięcy zdeterminowanej pracy moich zastępców, FBI i U.S. Marshalls odpłaciło się dziś rano. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Sophie jest bezpieczna” – powiedział szeryf hrabstwa Collin Jim Skinner.

Red. JŁ

Kolejne pieniądze od Volkswagena. Władze Illinois podpisały nową ugodę w sprawie spalin

0

Władze stanu Illinois zgodziły się na ugodę w wysokości 3,6 mln dolarów w procesie przeciwko Volkswagen Group of America za manipulowanie kontrolą emisji spalin w pojazdach.

 

Porozumienie osiągnięte pod koniec zeszłego tygodnia wymaga od Volkswagena zapłaty 300 dolarów za każdy z prawie 12.000 pojazdów, w których doszło do manipulacji.

To dodatkowe pieniądze, które mają trafić do naszego stanu. Pierwotnie, w ramach ugody z Departamentem Sprawiedliwości Volkswagen zgodził się przekazać do Illinois 108 milionów dolarów. Kolejne, prawie 4 miliony to efekt pozwu stanowego prokuratora generalnego, w którym korporacja została oskarżona o wprowadzenie na nasze drogi pojazdów, które zostały wcześniej, na skutek afery, wycofane.

Samochody, których dotyczyły afery, mają 2,0- lub 3,0-litrowe silniki Volkswagena lub Audi.

Będzie można sprawdzić, czy wykonawca płaci uczciwie swoim pracownikom

0

Od przyszłego miesiąca podatnicy będą mogli upewnić się, że wykonawcy robót publicznych płacą zgodne z prawem wynagrodzenia.

 

Departament Pracy Illinois 1 stycznia 2022 roku zamierza upublicznić bazę danych, w której będzie można wyszukać wykonawców zatrudnionych na stanowych kontraktach. Użytkownicy będą mogli wyszukiwać według nazwy wykonawcy lub projektu, hrabstwa, w którym wykonywana jest praca oraz instytucji publicznej zlecającej jej wykonanie.

„Jest to krok w kierunku przejrzystości w wydatkach publicznych, który pomoże utrzymać odpowiedzialność pracodawców” – powiedział dyrektor Departamentu Pracy Michael Kleinik. „Pozwoli to również instytucjom publicznym na monitorowanie płac wypłacanych w projektach przez nie zleconym”.

W 2020 roku Departament Pracy zaczął wymagać dostępności list płac przy niektórych projektach. Agencja ma aktualizować dane z poprzednich miesięcy do 16 dnia każdego miesiąca.

Uprowadzenie autobusu CTA. Są zarzuty dla sprawcy za napaść z bronią w ręku

0

Zarzuty napadu z bronią w ręku i porwania autobusu CTA usłyszał oskarżony po swoim „wyczynie” w środową (08. grudnia) noc w West Englewood.

 

Oskarżony, Maurice Lowry, miał wsiąść do autobusu CTA z bronią i zażądać od kierowcy, aby zboczył z trasy i zabrał go w inne miejsce. Kierowca, 64-letnia kobieta, spełniła żądania. Ujechali kilka przecznic, po czym napastnik kazał się zatrzymać i wysiadł z pojazdu.

Został aresztowany około 20 minut później przy West Marquette Road.

Szef lokalnej policji domaga się przeprosin od dyrektora szkoły

0

Szef lokalnej policji na przedmieściach jest oburzony wypowiedziami przedstawicieli dystryktu szkolnego, które mogły sugerować, że brutalny ochroniarz w jednej ze szkół był również lokalnym policjantem.

O tym incydencie pisaliśmy w sobotę (11. grudnia). Ochroniarz wszedł do klasy w czasie lekcji. Wdał się w sprzeczkę z uczniem, a następnie doprowadził do fizycznej konfrontacji. W wyniku tego zajścia został aresztowany.

Po tym wydarzeniu dr James Henderson z Proviso Township High School District 209 powiedział że zaistniała sytuacja, jest charakterystyczna dla ostatnich czasów, kiedy Czarni i Brązowi stają się celami policjantów.

Szef policji w Hillside Joseph Lukaszek powiedział, że ochroniarz nie jest policjantem. Przypomniał, że dystrykt szkolny zatrudnia go od wielu lat i do tej pory nie przeprowadził weryfikacji w kontekście odpowiednich uprawnień.

Lukaszek zwrócił także uwagę na brak logiki w wypowiedzi szefa dystryktu szkolnego. Przypomniał, że pracownik ochrony jest Afroamerykaninem, co nijak ma się do przypisywaniu zaistniałej sytuacji podłoża rasistowskiego.

Napad na salon Lamborghini. Łupem złodziei padły bardzo drogie zegarki

0

Kolejny zuchwały napad na firmę w Near North Side. Tym razem celem stała się ekskluzywna Gold Coast Auto Gallery.

W sobotę (11. grudnia) po południu, dwóch ludzi obrabowało salon Lamborghini i Bentleyów. Jeden stał przy drzwiach z bronią, drugi rozbił gablotę i zabrał zegarki warte milion dolarów. W tym czasie salon nie był pusty. Przebywało w nim dziesięcioro klientów, w tym dzieci.

Łupem złodziei padło osiem luksusowych zegarków. Straty oszacowano wstępnie na 1 milion dolarów.

W odpowiedzi na napad właściciele salonu zadecydowali, że w godzinach pracy jego drzwi będą zamknięte na klucz. Aby obejrzeć samochody, czy umówić się na wizytę w serwisie, będzie trzeba dokonać wcześniej rezerwacji telefonicznej.

W sprawie napadu trwa dochodzenie policji.

Tuż po demonstracji pracowników CTA w sprawie przemocy doszło do napadu na kierowcę

0

Kolejna napaść na kierowcę CTA. Tym razem doszło do niej w sobotę (11. grudnia) wieczorem na I-57.

Oprócz kierowcy nikogo nie było na pokładzie autobusu. Jak poinformowała policja stanowa, w wyniku ostrzału nie mężczyzna nie odniósł obrażeń.

Do incydentu doszło zaledwie kilka godzin po tym, jak pracownicy CTA zablokowali Michigan Avenue w Chicago, próbując zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa, na jakie narażeni są w pracy. Przedstawiciele związku poinformowali, że w tym roku doszło już do ataków na 400 pracowników firmy.

W Opolu kolędy znów nie będzie. Jaka sytuacja w innych miejscach w kraju?

0

Ze względu na zagrożenie epidemiczne w diecezji opolskiej tegoroczne odwiedziny kolędowe nie odbędą się. Dekret w tej sprawie wydał biskup opolski Andrzej Czaja.

Na stronie internetowej diecezji opublikowano dekret biskupa Andrzeja Czai dotyczący „odwiedzin duszpasterskich w czasie pandemii w roku 2022”. Podobnie jak rok wcześniej, na terenie diecezji nie będzie tradycyjnego kolędowania po domach wiernych.

 

„W trosce o dobro duchowe Wiernych diecezji opolskiej, w imię odpowiedzialności za ich doczesne życie i zdrowie, w obliczu trwającego stanu pandemii SARS-CoV-2, postanawiam, aby tegoroczne duszpasterskie odwiedziny kolędowe zostały zastąpione formami wypracowanymi w roku poprzednim” – napisał biskup Czaja.

 

Zgodnie z zapisami dekretu, duszpasterze powinni zaprosić wiernych do kościoła w mniejszych grupach na mszę, która winna być sprawowana w ich intencji. Terminy mszy należy tak rozłożyć, aby możliwe było zachowanie reżimu sanitarnego, obowiązującego w tym czasie w świątyniach. Można także w jej trakcie poświęcić wodę, którą wierni przyniosą do kościoła we własnych naczyniach, a po poświęceniu zabiorą do domów. Jak zaleca biskup, po liturgii, jeśli warunki na to pozwalają, można poprowadzić wspólne kolędowanie.(PAP)

 

autor: Marek Szczepanik

 

masz/ ozk/

Pobito aptekarza, który zwrócił klientowi uwagę na brak maseczki

Dwaj mężczyźni podejrzani o pobicie aptekarza w Zgorzelcu, naruszenie miru oraz zniszczenie mienia zostali zatrzymani przez policję. Wcześniej aptekarz wyprosił jednego z mężczyzn z apteki, ponieważ ten nie chciał założyć maseczki.

Do zdarzenia doszło w piątek w jednej z aptek w Zgorzelcu (Dolnośląskie). 20-letni mężczyzna, który chciał zrealizować receptę został poproszony przez aptekarza o założenie maseczki zasłaniającej nos i usta.

 

„Mężczyzna odmówił, zasłaniając się zaświadczeniem lekarskim. W związku z tym został wyproszony z apteki. Wówczas nie czekając na przyjazd policji, wrócił razem ze swoim bratem, aby +wyjaśnić+ sytuację z pracownikiem apteki” – poinformował w niedzielę rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Zgorzelcu kom. Agnieszka Goguł.

 

20 i 30-latek weszli na zaplecze apteki; pobili aptekarza i zniszczyli wyposażenie lokalu. Agresorzy zostali zatrzymani przez policję. Grozi im do pięciu lat więzienia. (PAP)

 

autor: Piotr Doczekalski

 

pdo/ mmu/

Piotr Żyła 14. w Klingenthal, triumf Kobayashiego

0

Piotr Żyła zajął 14. miejsce w konkursie Pucharu Świata w skokach narciarskich w niemieckim Klingenthal. Triumfował Japończyk Ryoyu Kobayashi, a kolejnych pięć pozycji zajęli Norwegowie. Drugi był Daniel Andre Tande, a trzeci Marius Lindvik.

Żyła 14. miejsce zajmował już po pierwszej serii, w której skoczył 124 m. W drugiej poprawił się o pięć metrów, ale na zmianę lokaty to nie wpłynęło. 14. pozycja to najlepszy wynik blisko 35-letniego zawodnika w tym sezonie.

 

Żyła był jedynym Polakiem w drugiej serii. Nie wystartował Kamil Stoch, który zmaga się z zapaleniem zatok. Aleksander Zniszczoł zajął 42. miejsce, a Paweł Wąsek został zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon.

 

Poprzedni konkurs PŚ, w którym tylko jeden Polak awansował do serii finałowej odbył się blisko pięć lat temu w Ałmatach. Wówczas 30. miejsce zajął Dawid Kubacki.

 

Do Klingenthal pojechało tylko czterech biało-czerwonych. Będący w słabszej formie mistrz świata z 2019 i zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni z 2020 roku Kubacki, a także Jakub Wolny, Andrzej Stękała i Klemens Murańka trenowali w austriackim Ramsau.

 

Kobayashi został pierwszym skoczkiem, który w tym sezonie odniósł dwa zwycięstwa. Japończyk nie uzyskiwał najlepszych odległości (129,5 i 139 m), ale świetnie radził sobie z gorszymi warunkami wietrznymi. To jego 21. pucharowy triumf w karierze.

 

Kilku faworytów z niesprzyjającą aurą przegrało. Już po pierwszej serii odpadł Niemiec Markus Eisenbichler. Dopiero 22. był jego rodak, prowadzący w klasyfikacji generalnej PŚ Karl Geiger, a 26. triumfator z soboty Austriak Stefan Kraft.

 

Tande (130,5 i 141,5 m) przegrał z Kobayashim o 2,6 pkt. Dla Norwega powrót na podium to chwila wyjątkowa, bo w marcu w Planicy doznał poważnych obrażeń po upadku. Strata Lindvika (126 i 141 m) do zwycięzcy wyniosła 6,2 pkt.

 

Kolejne miejsca zajęli: Robert Johansson, broniący Kryształowej Kuli Halvor Egner Granerud i Johann Andre Forfang. Co ciekawe Norwegowie w niedzielę musieli sobie radzić bez swojego trenera Alexandra Stoeckla, który miał niejednoznacznie pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa i pozostał w hotelu.

 

W „generalce” Geiger utrzymał prowadzenie, ale jego przewaga nad drugim Kobayashim stopniała do 98 punktów. Trzeci jest Kraft – 103 pkt straty do lidera. Z Polaków najwyżej – na 12. miejscu – sklasyfikowany jest Stoch.

 

W Pucharze Narodów natomiast nadal prowadzą Niemcy, przed Austrią i Norwegią. Polska jest szósta.

 

W kolejnych weekend pucharowe zawody zaplanowano w szwajcarskim Engelbergu.

 

Wyniki:

 1. Ryoyu Kobayashi (Japonia)        262,8 pkt (129,5 m/139,0 m)
 2. Daniel-Andre Tande (Norwegia)    260,2 (130,5/141,5)
 3. Marius Lindvik (Norwegia)        256,6 (126,0/141,0)
 4. Robert Johansson (Norwegia)      255,8 (128,0/139,5)
 5. Halvor Egner Granerud (Norwegia) 254,9 (128,0/138,0)
 6. Johann Andre Forfang (Norwegia)  247,5 (123,0/138,5)
 7. Cene Prevc (Słowenia)            243,8 (123,0/136,5)
 8. Constantin Schmid (Niemcy)       241,2 (127,5/134,0)
 9. Junshiro Kobayashi (Japonia)     240,7 (128,5/135,0)
10. Philipp Aschenwald (Austria)     233,2 (128,0/128,5) 
...
14. Piotr Żyła (Polska)              226,7 (124,0/129,0)
42. Aleksander Zniszczoł (Polska)     82,1 (110,5)
  . Paweł Wąsek (Polska)             dyskwalifikacja

Klasyfikacja generalna PŚ (po 7 z 28 zawodów):

 1. Karl Geiger (Niemcy)              414 pkt
 2. Ryoyu Kobayashi (Japonia)         316
 3. Stefan Kraft (Austria)            311
 4. Anze Lanisek (Słowenia)           291
 5. Markus Eisenbichler (Niemcy)      287
 6. Halvor Egner Granerud (Norwegia)  285
 7. Marius  Lindvik (Norwegia)        251
 8. Cene Prevc (Słowenia)             218
 9. Killian Peier (Szwajcaria)        190
10. Robert Johansson (Norwegia)       183
...
12. Kamil Stoch (Polska)              161
26. Piotr Żyła (Polska)                65 
38. Dawid Kubacki (Polska)             20 
43. Jakub Wolny (Polska)                8 
47. Aleksander Zniszczoł (Polska)       5 
48. Andrzej Stękała (Polska)            1
  . Paweł Wąsek (Polska)                1

Puchar Narodów:

 1. Niemcy       1469 pkt
 2. Austria      1215
 3. Norwegia     1136
 4. Słowenia     1068
 5. Japonia       864
 6. Polska        511

(PAP)

 

wkp/ sab/

Ziobro stawia sprawę jasno: Polska powinna zawiesić płatności do UE, jeśli nie dostanie funduszy

0

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro powiedział w opublikowanym w niedzielę wywiadzie dla „Financial Times”, że Polska powinna zawiesić płatności do budżetu UE i wetować polityki unijne, jeśli Bruksela zaostrzy spór i obetnie fundusze dla Warszawy.

Ziobro ocenił, że Komisja Europejska będzie działać „bezprawnie”, jeśli użyje nowych uprawnień, by wstrzymać fundusze dla Polski w związku ze sporem o praworządność.

 

Jak przypomina „FT”, z powodu sporu KE opóźniła już zatwierdzenie wypłaty 36 mld euro dla Polski z funduszu odbudowy po pandemii, ale Parlament Europejski naciska na KE, by wykorzystała tzw. mechanizm warunkowości do podjęcia dalszych działań. Warszawa i Bruksela toczą spór o zmiany w polskim systemie sądownictwa, które zdaniem Komisji zagrażają niezależności sądów. Polski rząd podkreśla, że zmiany są konieczne, by naprawić niewydolny system sądownictwa.

 

Ziobro powiedział „FT”, że spodziewa się, iż UE się wycofa. Ale dodał, że jeśli mechanizm warunkowości – który Polska i Węgry zaskarżyły do sądu – zostanie użyty przeciwko Warszawie, będzie domagał się odwetu.

 

„Polska powinna odpowiedzieć na szantaż UE wetem we wszystkich sprawach, które wymagają jednomyślności w UE. Polska powinna też zrewidować swoje zaangażowanie w unijną politykę klimatyczno-energetyczną, która skutkuje drastycznymi podwyżkami cen energii” – powiedział.

 

„Jeśli ten spór będzie eskalował, będę domagał się od Polski zawieszenia wpłat do UE. Byłoby to uzasadnione, ponieważ UE bezprawnie odmawia nam środków ze wspólnego budżetu, do którego również się dokładamy” – dodał.

 

Jak wyjaśnia „FT”, w ramach reformy sądownictwa Polska utworzyła Izbę Dyscyplinarną dla sędziów, która została uznana za nielegalną przez Trybunał Sprawiedliwości UE. Według niego, Polska powinna zlikwidować izbę, zmienić zasady dyscyplinarne i przywrócić zwolnionych sędziów do pracy, co ma być warunkiem zatwierdzenia wniosku Warszawy o środki na walkę z pandemią.

 

Ziobro powiedział, że może „dopuścić możliwość” rozwiązania Izby Dyscyplinarnej w ramach reformy Sądu Najwyższego „i całego systemu sądownictwa, który przygotowaliśmy”. Ale unieważnienie wcześniejszych decyzji Izby Dyscyplinarnej lub pozwolenie sędziom na kwestionowanie statusu sędziów mianowanych od czasu, gdy rząd rozpoczął reformę sądownictwa, byłoby „nie do przyjęcia”.

 

Wyjaśnił, że niektórzy wykluczeni sędziowie popełnili przestępstwa kryminalne, a pozwolenie sędziom na wzajemne kwestionowanie swojego statusu doprowadziłoby do „anarchii”.

 

„Komisja Europejska stawia niemożliwe warunki, ponieważ jej prawdziwym celem nie jest osiągnięcie rzekomych rządów prawa, ale zmiana rządu w Polsce. Wysyła Polakom komunikat: jeśli poprzecie ten rząd, nie dostaniecie pieniędzy z UE. To nie jest ich troska o praworządność, ale odwrotność – dyktat polityczny wymuszony szantażem i próba podważenia demokratycznej decyzji milionów Polaków” – wyjaśnił.

 

„UE prowadzi agresywną politykę i nie dba o praworządność. To jest tylko pretekst. Brutalny szantaż ekonomiczny ma zmusić Polskę do zgody na przekształcenie UE w państwo federalne oficjalnie zarządzane z Brukseli, ale w praktyce – z Berlina. Wcześniej ma zapewnić upadek demokratycznie utworzonego polskiego rządu, który sprzeciwia się temu kierunkowi zmian w Europie” – przekonywał.

 

Ziobro, który powiedział w sierpniu, że Polska nie powinna pozostać w UE „za wszelką cenę”, zapytany o przyszłe relacje z UE, odparł, że miejsce Polski jest w „Unii, do której przystąpiła: opartej na partnerstwie suwerennych narodów i państw, a nie na rządach najsilniejszych i brukselskiej biurokracji, której brakuje demokratycznej kontroli”.

 

Podkreślił, że jego partia nie zgodzi się na żadne ustępstwa wobec Brukseli, które skutkowałyby ograniczeniem polskiej suwerenności. „Nigdy nie zgodzimy się na to, by Polska miała status kolonii” – powiedział.

 

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

bjn/ mars/ ozk/

Prezydent nie jest zwolennikiem wprowadzania obowiązku szczepień

0

Prezydent mówił o tym, że nie jest zwolennikiem takiego podejścia, żeby wprowadzać obowiązek szczepień, dlatego że to może spowodować pewne problemy społeczne i emocjonalne – powiedział w niedzielę w TVN24 doradca prezydenta RP Paweł Sałek.

Zapytany o to, czy prezydent Andrzej Duda podpisze ustawę o obowiązku szczepień dla trzech grup zawodowych: medyków, nauczycieli i służb mundurowych, Paweł Sałek zaznaczył, że „prezydent będzie podejmował decyzję jak już ustawa znajdzie się na jego biurku”.

 

„Pan prezydent generalnie apeluje o odpowiedzialność, jeśli chodzi o szczepienia i zachęca do tych szczepień. W niedługim czasie będzie przyjmował trzecią dawkę szczepionki – to będzie w ciągu najbliższych dni, może najbliższych tygodni” – poinformował.

 

„Natomiast pan prezydent sygnalizował tę sprawę i mówił o tym, że nie jest zwolennikiem takiego podejścia, żeby wprowadzać obowiązek szczepień, dlatego że to może spowodować pewne problemy społeczne i emocjonalne” – dodał.

 

Według Sałka, kiedy w Polsce pojawiły się szczepionki przeciw COVID-19 na początku wyszczepialność była duża, później proces szczepień zwolnił. „Mamy sytuację taką, że jednak liczba osób zaszczepionych i dawkami przypominającymi i nowych osób (wzrasta – PAP). Ta sprawa posuwa się do przodu” – ocenił.

 

Zapytany, czy prezydent jest zwolennikiem obowiązku szczepień dla wybranych grup zawodowych, odpowiedział że „na tę chwilę nie odpowie”.

 

„Należy rozważyć, czy dane grupy społeczne miałyby obowiązek taki, że muszą być wyszczepiane w porównaniu do innych grup. Dlaczego pani, która pracuje w supermarkecie ma nie być w tej grupie?” – pytał Sałek. Dodał, że nie można mówić tylko o tych trzech grupach, ponieważ za chwilę pojawią się inne grupy, które też trzeba będzie objąć obowiązkiem szczepień.

 

Sałek podkreślił, że karta szczepień obowiązkowych dla dzieci, która obecnie obowiązuje, kształtowała się przez dziesięciolecia. „Proszę zauważyć, że w tym przypadku (szczepionki przeciw COVID-19 – PAP) nie mamy do końca pełnej wiedzy definitywnej, która jest weryfikowalna” – ocenił.

 

Poseł Bolesław Piecha (PiS) zaznaczył, że przygotowywane jest rozwiązanie wprowadzające możliwość wglądu w dane wrażliwe zawarte w certyfikatach covidowych oraz obowiązek szczepień przeciw COVID-19 dla medyków, nauczycieli i służb mundurowych.

 

„Na razie (ustawa – PAP) podlega ogromnej dyskusji. Ja uważam, że tego rodzaju rozwiązania powinny być określone w ustawie. To jest jakieś tam ograniczenie naszych swobód obywatelskich ale w imię wyższego celu. A tym wyższym celem jest życie i zdrowie Polaków” – stwierdził.

 

Dodał, że to, które grupy zawodowe zostaną objęte obowiązkiem szczepień, można też „wywieść z ogólnego przepisu w rozporządzeniu”.

 

Poseł Cezary Tomczyk (PO) zastrzegł, że jego partia poparłaby ustawę wprowadzająca obowiązek szczepień dla medyków, nauczycieli i służb mundurowych. „Obowiązek szczepienia dla kolejnych grup właśnie dla ochrony zdrowia to jest coś absolutnie naturalnego” – ocenił.

 

Dodał, że z tą sprawą nie ma co czekać, bo tego typu zmiany powinny być wprowadzone jak najszybciej rozporządzeniem.

 

Poseł Piotr Zgorzelski zapowiedział, że PSL poprze ustawę wprowadzająca obowiązek szczepień dla medyków, nauczycieli i służb mundurowych. „Pamiętajmy, że w ostatnim tygodniu umarło blisko 28 tys. ludzi. To mniej więcej tyle, co na moim ukochanym Mazowszu liczy Sierpc czy Gostynin” – podkreślił. Zaznaczył, że medycy, nauczyciele i służby mundurowe „są na pierwszej linii frontu”, dlatego powinny być objęte tym obowiązkiem.

 

Posłanka Magdalena Biejat (Lewica) dodała, że do grupy objętych obowiązkiem szczepień dołączyłaby osoby pracujące w domach pomocy społecznej. „To są ludzie, którzy pracują w DPS-ach z osobami starszymi, które nawet, jeśli same są zaszczepione, to przez choroby współistniejące są bardziej narażone na powikłania” – zastrzegła.

 

Jej zdaniem, rząd myśli nad ustawą w sytuacji, gdy coś powinno być wprowadzone rozporządzeniem, ponieważ „jest zakładnikiem” posłanki PiS Anny Siarkowskiej, która napisała na Twitterze, że „jeśli dziś się zgodzimy na przymus dla lekarzy, nauczycieli i żołnierzy, to jutro ten przymus będzie dotyczył każdego z nas”. „Czy u was w Ministerstwie Zdrowia rządzi pani Siarkowska i jej akolici?” – pytała.

 

Zdaniem posła Konfederacji Artura Dziambora „koalicja sanitarnego zamordyzmu trzyma się razem mocno”. „Jeżeli mamy wiedzę o tym, że Polska jest krajem, w którym jest najmniej lekarzy na 100 tys. mieszkańców, to próba wypchnięcia (niezaszczepionych – PAP) z zawodu, jest skandalem” – ocenił. (PAP)

 

Autor: Iwona Żurek

 

iżu/ dki/

Stoch nie wystartuje w niedzielnym konkursie w Klingenthal. „Z przyczyn zdrowotnych”

0

Kamil Stoch z przyczyn zdrowotnych nie wystartuje w niedzielnym konkursie Pucharu Świata w skokach w Klingenthal – poinformował na Twitterze Polski Związek Narciarski. W sobotę na tej samej skoczni Polak zajął trzecie miejsce.

„Z przykrością musimy poinformować, że z przyczyn zdrowotnych Kamil Stoch nie wystartuje w dzisiejszych zawodach PŚ w Klingenthal. Zawodnik ma silne zapalenie zatok i po konsultacji z lekarzem sztab szkoleniowy podjął decyzję o wycofaniu Kamila ze startu” – napisał PZN.

 

CZYTAJ TEŻ: Polscy skoczkowie narciarscy z kadry A zaszczepieni tak zwaną „dawką przypominającą”

 

W sobotę triumfował Austriak Stefan Kraft przed Halvorem Egnerem Granerudem i Stochem, który stracił do Norwega 0,1 pkt. Polak cieszył się z 80. w karierze miejsca na podium.

 

Niedzielny konkurs poprzedzą kwalifikacje, które rozpoczną się o godz. 14. Wystartują w nich: Paweł Wąsek, Aleksander Zniszczoł i Piotr Żyła. Pierwsza seria zawodów jest zaplanowana na 16.(PAP)

 

mm/ krys/

Australian Open: Niezaszczepiony Francuz Herbert rezygnuje z występu

0

Francuski tenisista Pierre-Hugues Herbert, ósmy w światowym rankingu deblistów, zrezygnował z występu w styczniowym Australian Open, ponieważ odmawia zaszczepienia się przeciwko COVID-19 – poinformował dziennik „Les Dernieres Nouvelles d’Alsace”.

„Nie jestem zaszczepiony i nie planuję podróży do Australii” – oświadczył Herbert, który jest pierwszym zawodnikiem oficjalnie rezygnującym ze startu w Melbourne z tego powodu.

 

„To jest mój osobisty wybór: nie szczepić się” – dodał Herbert, zwycięzca razem z Nicolasem Mahutem, niedawnego turnieju ATP Finals w Turynie.

 

Pod koniec listopada dyrektor Australian Open Craig Tiley potwierdził, że wszyscy uczestnicy turnieju będą musieli być zaszczepieni przeciwko COVID-19.

 

Australian Open odbędzie się od 17 do 30 stycznia w Melbourne. Niedawno stolica stanu Victoria otworzyła się po szóstym z kolei lockdownie, który trwał w tym mieście łącznie przez 260 dni.(PAP)

 

af/ pp/

Biden: Wysłanie wojsk USA na Ukrainę nigdy nie było na stole, ale konsekwencje inwazji dla Rosji będą „druzgocące”

0

Prezydent USA Joe Biden stwierdził w sobotę, że wysłanie wojsk USA na Ukrainę, by zatrzymać agresję Rosji „nigdy nie było na stole”. Dodał jednak, że jeśli Moskwa zdecyduje się na ponowną inwazję, skutki gospodarcze będą dla niej druzgocące.

Biden odpowiedział w ten sposób na pytanie dziennikarki o to, dlaczego wykluczył użycie wojsk USA w Ukrainie w razie rosyjskiej inwazji.

 

„To nigdy nie było na stole. A czy jest pani gotowa wysłać amerykańskich żołnierzy na wojnę na Ukrainie, by walczyć z Rosjanami na polu bitwy?” – odparł Biden.

 

Podkreślił jednocześnie, że we wtorkowej rozmowie z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem jasno wyłożył mu konsekwencje ewentualnej ponownej agresji zbrojnej przeciwko Ukrainie.

 

„Powiedziałem mu, że jeśli ruszy przeciwko Ukrainie, ekonomiczne konsekwencje dla jego gospodarki będą druzgocące. Druzgocące. To jedna rzecz. Druga, to potrzebne będzie wysłanie większej liczby amerykańskich i NATO-wskich żołnierzy na wschodnią flankę, do krajów B9 [Bukaresztańskiej Dziewiątki- przyp. PAP], wobec których mamy święte zobowiązanie do obrony ich przed jakimkolwiek atakiem Rosji” – powiedział prezydent USA.

 

Zaznaczył, że Kreml zapłaci też „straszną” cenę, jeśli chodzi o reputację Rosji, a USA wyśle dodatkową broń dla Ukraińców. (PAP)

 

osk/wr/

40 lat temu wprowadzono stan wojenny. Co wiedział, a czego nie widział Jaruzelski?

0

40 lat temu, w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r., wprowadzono stan wojenny. Władzę w Polsce przejęła junta wojskowa pod przywództwem gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Celem reżimu komunistycznego było zniszczenie wielomilionowego ruchu „Solidarności”. Wojskowy zamach stanu kosztował życie co najmniej kilkudziesięciu Polaków.

Powstanie NSZZ „Solidarność” stanowiło wyłom w systemie komunistycznym. Przez wielu zachodnich komentatorów zostało uznane za bezkrwawą rewolucję. Na Kremlu utworzenie „Solidarności” uznano za klęskę „polskich towarzyszy”, która miała zostać naprawiona wszelkimi dostępnymi środkami. Już 3 września 1980 r. władze sowieckie przygotowały wskazówki dla nowego kierownictwa PZPR. Zalecano „przygotowanie kontrataku”, którego celem miał być „powrót na utracone pozycje w klasie robotniczej”. Założeniem ZSRS było zniszczenie ruchu „Solidarności” siłami polskich komunistów.

 

Przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego nadzorowali naczelny dowódca wojsk Układu Warszawskiego marszałek ZSRS Wiktor Kulikow oraz oficerowie jego sztabu. Od początku prace toczyły się jednak w Sztabie Generalnym WP. Już 22 października 1980 r., a więc jeszcze przed formalną rejestracją NSZZ „Solidarność”, Biuro Polityczne KC PZPR zwróciło się do Sztabu Generalnego z wnioskiem o powołanie zespołu, który przygotowałby plany na wypadek strajku generalnego zorganizowanego przez „S”. Jeszcze tego samego dnia na naradzie sztabowej zdecydowano się na opracowanie założeń „wprowadzenia stanu wojennego ze względu na bezpieczeństwo państwa”. Jednocześnie na Kremlu przygotowywano scenariusz bezpośredniej interwencji państw Układu Warszawskiego. Wstępem do jej przeprowadzenia miały być przewidziane na grudzień 1980 r. wielkie manewry „Sojusz-80”. Ostatecznie, w wyniku nacisków dyplomatycznych USA oraz zapewnień ze strony władz PRL, że „same dadzą sobie radę”, Leonid Breżniew zdecydował o ich odwołaniu.

 

Na potrzeby stanu wojennego sporządzono projekty różnych aktów prawnych, wydrukowano w Związku Sowieckim 100 tys. egzemplarzy obwieszczenia o wprowadzeniu stanu wojennego, ustalono listy komisarzy wojskowych mających przejąć kontrolę nad administracją państwową i większymi zakładami pracy, a także wybrano instytucje i przedsiębiorstwa, które miały zostać zmilitaryzowane.

 

Od połowy października z obszarem przyszłych działań zapoznawało się ponad tysiąc Wojskowych Terenowych Grup Operacyjnych. Intensywne ćwiczenia w walkach z tłumem przechodziły oddziały ZOMO. W więzieniach przygotowano miejsca dla blisko 5 tys. działaczy „Solidarności” i opozycji, którzy mieli zostać internowani na podstawie list sporządzanych od początku 1981 r.

 

Elementem przygotowań do stanu wojennego były również zmiany na szczytach reżimu PRL. 18 października 1981 r. na nowego I sekretarza KC PZPR wybrano gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Tym samym skupił on w swoich rękach kontrolę nad rządem, partią i wojskiem. Sprzyjało mu coraz większe zmęczenie społeczeństwa spowodowane permanentnym kryzysem i spadające poparcie dla „Solidarności”. Historyk prof. Andrzej Paczkowski we wznowionej właśnie książce „Wojna polsko-jaruzelska” ocenia, że „S”, opozycja i Kościół nie były przygotowane na wprowadzenie stanu wojennego. „Od lata 1980 r. panował w Polsce właściwie permanentny stan niepokoju, wzmagany przez pogłębiające się trudności życia codziennego. […] Często powtarzające się okresy mobilizacji i wzrostu poczucia zagrożenia w pewnym sensie uczyniły ludzi obojętnymi na sygnały o planowanych działaniach władz” – pisze.

 

W kierownictwie „Solidarności” na początku grudnia 1981 r. zdawano sobie sprawę z gwałtownego wzrostu napięcia, liczono jednak, że do konfrontacji z władzami komunistycznymi dojdzie dopiero po przyjęciu przez Sejm rządowej ustawy „O nadzwyczajnych środkach działania w interesie ochrony obywateli i państwa”. Wielu czołowych działaczy „S”, przekonanych o swojej sile i poparciu społecznym, wygłaszało nadmiernie optymistyczne prognozy polityczne. Jacek Kuroń uważał, że gen. Jaruzelski w ostatniej chwili „swoim zwyczajem cofnie rękę”. Niektórzy, m.in. Janusz Pałubicki, sądzili, że siły milicji nie wystąpią przeciwko robotnikom i być może przejdą na ich stronę. Tylko niewielka część działaczy, głównie lokalnych, zdecydowała się na zabezpieczenie środków finansowych oraz maszyn poligraficznych. Po 13 grudnia okazały się one bezcenne dla podziemnych struktur.

 

Decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego zaakceptowana została 5 grudnia 1981 r. przez Biuro Polityczne KC PZPR. Jaruzelski otrzymał od towarzyszy partyjnych swobodę wyboru konkretnej daty rozpoczęcia operacji. W nocy z 8 na 9 grudnia 1981 r., w trakcie spotkania z przebywającym w Warszawie marszałkiem Kulikowem, gen. Jaruzelski poinformował go o planowanych działaniach, nie podając jednak konkretnej daty ich rozpoczęcia.

 

Przebieg tego spotkania znany jest z notatki adiutanta marszałka Kulikowa, gen. Wiktora Anoszkina. Wynika z niej, że Jaruzelski prosił Sowietów o udzielenie wsparcia militarnego po wprowadzeniu stanu wojennego, jeśli opór społeczny byłby masowy. „Strajki są dla nas najlepszym wariantem. Robotnicy pozostaną na miejscu. Będzie gorzej, jeśli wyjdą z zakładów pracy i zaczną dewastować komitety partyjne, organizować demonstracje uliczne itd. Gdyby to miało ogarnąć cały kraj, to wy będziecie nam musieli pomóc. Sami nie damy sobie rady” – argumentował przywódca PRL.

 

Marszałek Kulikow odpowiedział: „Jeżeli nie starczy waszych sił, to pewnie trzeba będzie wykorzystać Tarczę-81 [za tym kryptonimem krył się przypuszczalnie plan operacji Układu Warszawskiego w Polsce]”. I dodał: „Zapewne Wojsko Polskie samo poradzi sobie z tą garstką rewolucjonistów”. Jaruzelski zauważył wtedy, że „np. Katowice liczą ok. 4 mln mieszkańców. To taka Finlandia, a wojska – jeśli nie liczyć dywizji obrony przeciwlotniczej – nie ma. Dlatego bez pomocy nie damy rady”. Kulikow uniknął jednoznacznej odpowiedzi. Powiedział, że „najpierw należy wykorzystać własne możliwości”, i zapytał, czy może zameldować swojemu zwierzchnikowi, że „podjęliście decyzję o przystąpieniu do realizacji planu”. W odpowiedzi Jaruzelski odparł: „Tak, pod warunkiem że udzielicie nam pomocy”. Kulikow na te słowa nie zareagował. O wyznaczonym terminie wprowadzenia stanu wojennego przywódcy sowieccy zostali poinformowani 11 grudnia.

 

Wojskowy zamach stanu rozpoczął się wieczorem 12 grudnia 1981 r. Jeszcze przed północą jednostki MSW, składające się z grup specjalnych, oddziałów ZOMO, jednostek antyterrorystycznych, funkcjonariuszy SB, oddziałów Jednostek Nadwiślańskich przy wsparciu wojska rozpoczęły działania.

 

W ramach operacji „Azalia” siły MSW i WP zajęły obiekty Polskiego Radia i Telewizji oraz zablokowały w centrach telekomunikacyjnych połączenia krajowe i zagraniczne. Grupy milicjantów i funkcjonariuszy SB przystąpiły w ramach operacji o kryptonimie Jodła do internowania działaczy „Solidarności” i przywódców opozycji politycznej.

 

Oddziały ZOMO zajęły lokale zarządów regionalnych „Solidarności”, zatrzymując przebywające tam osoby i zabezpieczając znalezione urządzenia łącznościowe i poligraficzne. Do miast skierowano oddziały pancerne i zmechanizowane, które umieszczono przy najważniejszych węzłach komunikacyjnych, urzędach i innych obiektach strategicznych. Przeprowadzono aresztowania wśród niezależnych intelektualistów, w tym wśród organizatorów i uczestników obradującego w Warszawie Kongresu Kultury Polskiej.

 

Główne uderzenie nastąpiło w Gdańsku, gdzie w sobotę zebrała się Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność” i gdzie w związku z tym przebywało wielu działaczy i doradców związkowych. W ciągu nocy zatrzymano w Gdańsku ok. 30 członków Komisji Krajowej i kilku doradców. Tylko kilku udało się uniknąć aresztowania.

 

O godzinie pierwszej w nocy w Belwederze zebrali się członkowie Rady Państwa, formalnie najwyższego organu władzy. Większość z nich nie wiedziała jednak, jaki był cel tej nocnej narady. Po półtoragodzinnych obradach członkowie Rady Państwa przyjęli przedstawiony im dekret o wprowadzeniu stanu wojennego oraz towarzyszące mu dokumenty, przeciwko głosował jedynie przewodniczący PAX, Ryszard Reiff. Wszystkie przyjęte dokumenty były antydatowane i nosiły datę 12 grudnia 1981 r. Dekret o wprowadzeniu stanu wojennego był niezgodny z obowiązującym wówczas prawem, ponieważ Rada Państwa mogła wydawać dekrety jedynie między sesjami Sejmu. Tymczasem sesja taka trwała, a najbliższe posiedzenie izby było wyznaczone na 15 i 16 grudnia.

 

Większość Polaków o wprowadzeniu stanu wojennego dowiedziała się dopiero o poranku. Tuż po 6:00 Polskie Radio po raz pierwszy nadało przemówienie Wojciecha Jaruzelskiego. Kilka godzin później zostało wyemitowane także na antenie obu programów telewizyjnych.

 

W specjalny sposób potraktowany został przez autorów stanu wojennego przewodniczący „Solidarności” Lech Wałęsa. Władze liczyły bowiem, że uda się im wykorzystać go politycznie. Około godziny drugiej w nocy w jego mieszkaniu pojawili się wojewoda gdański Jerzy Kołodziejski i I sekretarz gdańskiego KW PZPR Tadeusz Fiszbach, członek Biura Politycznego. Poinformowali oni Wałęsę o wprowadzeniu stanu wojennego, stwierdzając, że powinien natychmiast udać się do Warszawy na rozmowy z przedstawicielami władz. Ostatecznie Wałęsa oświadczył, iż pod przymusem zgadza się jechać do Warszawy. Przewodniczący „S” odrzucił przedstawiane mu propozycje współpracy. Został internowany i odizolowany od innych działaczy „Solidarności”. Po pobycie w Chylicach i Otwocku umieszczono go ostatecznie w ośrodku rządowym w Arłamowie.

 

Nieliczni przywódcy „Solidarności”, którzy uniknęli zatrzymań, m.in. Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Bogdan Borusewicz, Aleksander Hall, Tadeusz Jedynak, Bogdan Lis czy Eugeniusz Szumiejko, rozpoczęli w wyjątkowo trudnych warunkach tworzenie struktur podziemnych.

 

W sumie w pierwszych dniach stanu wojennego internowano ok. 5 tys. osób, które przetrzymywano w 49 ośrodkach odosobnienia na terenie całego kraju. Łącznie w czasie stanu wojennego liczba internowanych sięgnęła 10 tys., w więzieniach znalazła się znaczna część krajowych i regionalnych przywódców „Solidarności”, doradców, członków komisji zakładowych dużych fabryk, działaczy opozycji demokratycznej oraz intelektualistów związanych z „S”. W celach propagandowych zatrzymano również kilkadziesiąt osób z poprzedniej ekipy sprawującej władzę, m.in. Edwarda Gierka, Piotra Jaroszewicza i Edwarda Babiucha.

 

Na podstawie dekretu o stanie wojennym zawieszono podstawowe prawa i wolności obywatelskie, wprowadzono tryb doraźny w sądach, zakazano strajków, demonstracji, milicja i wojsko mogły każdego legitymować i przeszukiwać obywateli. Wprowadzono godzinę milicyjną od godz. 22 do 6 rano, a na wyjazdy poza miejsce zamieszkania potrzebna była przepustka. Korespondencja podlegała oficjalnej cenzurze, wyłączono telefony, uniemożliwiając m.in. wzywanie pogotowia ratunkowego i straży pożarnej. Większość najważniejszych instytucji i zakładów pracy została zmilitaryzowana i była kierowana przez ponad 8 tys. komisarzy wojskowych. Zawieszono wydawanie prasy poza „Trybuną Ludu” i „Żołnierzem Wolności”. Zawieszono działalność wszystkich organizacji społecznych i kulturalnych, a także zajęcia w szkołach i na wyższych uczelniach.

 

Formalnym „architektem” stanu wojennego była dwudziestojednoosobowa Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego z gen. Jaruzelskim na czele. W praktyce była ona jednak ciałem fasadowym, ale bez jakichkolwiek podstaw prawnych, uzurpującym sobie prawo do zwierzchności nad pozostałymi organami władzy. Najważniejsze decyzje w okresie stanu wojennego podejmowała nieformalna grupa wojskowych oraz członków partii nazywana dyrektoriatem. W jej skład obok Jaruzelskiego wchodzili: gen. Florian Siwicki (wiceminister obrony narodowej), gen. Czesław Kiszczak (minister spraw wewnętrznych), gen. MO Mirosław Milewski (sekretarz KC), Mieczysław F. Rakowski (wicepremier), Kazimierz Barcikowski (sekretarz KC) i Stefan Olszowski (sekretarz KC).

 

14 grudnia rozpoczęły się niezależnie od siebie strajki okupacyjne w wielu dużych zakładach przemysłowych. Protestowały huty, w tym największa w kraju „Katowice” oraz im. Lenina, większość kopalń, porty, stocznie w Trójmieście i Szczecinie, największe fabryki, takie jak: WSK w Świdniku, Dolmel i Pafawag we Wrocławiu, warszawski Ursus czy Zakłady Przemysłu Odzieżowego im. Marchlewskiego w Łodzi. Strajkowano w sumie w 199 zakładach (w 50 utworzono komitety strajkowe), na blisko 7 tys. istniejących wtedy w Polsce przedsiębiorstw. Władze uznały skalę sprzeciwu społecznego za stosunkowo niewielką i możliwą do opanowania dostępnymi środkami.

 

W kilkudziesięciu zakładach doszło do brutalnych pacyfikacji strajków z pomocą oddziałów ZOMO i wojska wyposażonego w ciężki sprzęt. Szczególnie dramatyczny przebieg miały strajki w kopalniach na Górnym Śląsku, gdzie górnicy stawili czynny opór. 16 grudnia 1981 r. w Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek” w trakcie kilkugodzinnych walk milicjanci użyli broni palnej, zabijając dziewięciu górników. 23 grudnia przy wsparciu czołgów i desantu ze śmigłowców udało się stłumić strajk w Hucie „Katowice”. Najdłużej trwały protesty w kopalniach „Ziemowit” (do 24 grudnia) i „Piast” (do 28 grudnia), w których zdecydowano się prowadzić strajk pod ziemią.

 

Wprowadzając stan wojenny, władze komunistyczne nie zdecydowały się zaatakować bezpośrednio Kościoła. Prymas Józef Glemp od początku apelował o spokój i zażegnanie bratobójczych walk, domagając się jednocześnie uwolnienia internowanych i aresztowanych oraz powrotu do dialogu z „Solidarnością”. 13 grudnia w kazaniu wygłoszonym w warszawskim Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej apelował o uniknięcie rozlewu krwi: „Będę wzywał o rozsądek nawet za cenę narażenia się na zniewagi i będę prosił, nawet gdybym miał boso iść i na klęczkach błagać: nie podejmujcie walk Polak przeciw Polakowi”.

 

Przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego wystąpiły Stany Zjednoczone i inne kraje zachodnie. 23 grudnia 1981 r. prezydent USA Ronald Reagan ogłosił sankcje gospodarcze wobec PRL, a kilka dni później podał do wiadomości, iż obejmą one również Związek Sowiecki, który jego zdaniem ponosił „poważną i bezpośrednią odpowiedzialność za represje”. W ciągu następnych tygodni do sankcji przeciwko Polsce przyłączyły się inne kraje zachodnie, choć rządy niektórych uznały wprowadzenie stanu wojennego za „mniejsze zło” i uniknięcie ryzyka destabilizacji sytuacji w PRL.

 

31 grudnia 1982 stan wojenny został zawieszony, a 22 lipca 1983 r. odwołany przy zachowaniu części represyjnego ustawodawstwa. Dokładna liczba osób, które w wyniku wprowadzenia stanu wojennego poniosły śmierć, nie jest znana. Przedstawiane listy ofiar liczą od kilkudziesięciu do ponad stu nazwisk. Nieznana pozostaje także liczba osób, które straciły w tym okresie zdrowie na skutek prześladowań, bicia w trakcie śledztw czy podczas demonstracji ulicznych, czy też w efekcie braku możliwości wezwania pomocy z powodu zablokowania połączeń telefonicznych. (PAP)

 

https://dzieje.pl/

 

Autor: Michał Szukała

 

Kalendarium stanu wojennego 1981–1983

Wprowadzenie przez reżim stanu wojennego zakończyło trwający od kilkunastu miesięcy karnawał „Solidarności”. Na zduszenie „kontrrewolucji” naciskał ZSRS, który dążył do rozwiązania tego problemu siłami polskich komunistów. Stan wojenny oznaczał nie tylko kres społecznych nadziei na zmiany, lecz i długotrwałe pogrążenie Polski w marazmie.

1981

 

Marzec

Zakończyły się trwające od października 1980 r. prace nad podstawowym planem wprowadzenia stanu wojennego.

 

19 marca

Funkcjonariusze MO siłą usunęli z sali obrad Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy delegację NSZZ „Solidarność”. Był to najpoważniejszy kryzys w stosunkach między władzami PRL a „S”, nazwany później „kryzysem bydgoskim”.

 

Połowa października

Działalność rozpoczęły Wojskowe Terenowe Grupy Operacyjne, których faktycznym celem było rozpoznanie przed wprowadzeniem stanu wojennego. W więzieniach trwały przygotowania do przyjęcia aresztowanych działaczy „Solidarności”.

 

18 października

Gen. Wojciech Jaruzelski został wybrany na I sekretarza KC PZPR.

 

28 października

Rząd skierował do Sejmu projekt ustawy o nadzwyczajnych pełnomocnictwach w interesie ochrony obywateli i państwa. W odpowiedzi „Solidarność” zorganizowała jednogodzinny strajk ostrzegawczy. Wzięła w nim udział niewielka liczba związkowców.

 

7 listopada

Ewakuacja płk. Ryszarda Kuklińskiego i jego rodziny.

 

24 listopada

Studenci Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej w Warszawie ogłosili strajk okupacyjny w proteście przeciwko planom militaryzacji uczelni. Strajki wybuchły również w innych ośrodkach akademickich. Protest w WOSP został spacyfikowany 2 grudnia.

 

3 grudnia

W Radomiu obradowało Prezydium Komisji Krajowej „Solidarności” i przewodniczących wszystkich zarządów regionalnych. W czasie obrad formułowano bardzo radykalne wnioski z konfliktu z władzami.

 

5 grudnia

Biuro Polityczne KC PZPR zaakceptowało decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego. Rozpoczęła się kampania propagandowa atakująca władze „Solidarności” za radykalizm postulatów formułowanych w Radomiu i dążenie do „obalenia władz”.

 

6 grudnia

W liście do władz prymas Józef Glemp ostrzegł przed wprowadzeniem ustawy o nadzwyczajnych pełnomocnictwach dla rządu, która jego zdaniem miała doprowadzić do pogłębienia kryzysu. Dwa dni później w liście do przewodniczącego „Solidarności” ostrzegł przed dążeniem do konfrontacji.

 

8/9 grudnia

Gen. Jaruzelski w trakcie tajnego spotkania z przebywającym w Warszawie marszałkiem ZSRS Wiktorem Kulikowem poinformował go o planowanych działaniach, nie podając jednak konkretnej daty wprowadzenia stanu wojennego. Zaznaczył, że w przypadku niemożności opanowania sytuacji zwróci się do Moskwy o „pomoc”, czyli interwencję wojskową armii sowieckiej.

 

11 grudnia

Komitet Centralny PZPR podjął uchwały o poparciu dotychczasowych władz partii oraz o dążeniu do „zgody społecznej”. Wieczorem w gmachu Sejmu odbyło się spotkanie przedstawicieli rządu, episkopatu i „Solidarności”. Po jego zakończeniu rządowym samolotem z Gdańska przybył Lech Wałęsa. W siedzibie episkopatu zdecydowano, że należy przyjąć składane przez władze propozycje rozmów.

 

W kraju krążyły pogłoski o ruchach wojsk sowieckich i przygotowaniach do obrony podjętych przez część oddziałów WP. W wielu fabrykach trwały przygotowania do ewentualnej obrony.

 

W Warszawie rozpoczął się Kongres Kultury Polskiej, nieoficjalnie zwany również „niezależnym” lub „solidarnościowym”, jedno z największych forów nieskrępowanej dyskusji w okresie karnawału Solidarności. Po dwóch dniach jego obrady zostały przerwane przez władze stanu wojennego.

 

11–12 grudnia

W Gdańsku obradowała Komisja Krajowa „Solidarności”. Jej członkowie debatowali na temat porozumienia z władzami i ewentualnej reakcji na zaostrzenie polityki. Większość uczestników obrad została internowana w nocy z 12 na 13 grudnia.

 

12 grudnia

Na posiedzeniu Sztabu Generalnego LWP powstała tzw. Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, której przewodniczącym został gen. Jaruzelski. O godz. 23 przerwano połączenia telefoniczne w całym kraju; przestały nadawać radio i telewizja. Zaczęły się pierwsze internowania w ramach rozpoczętej o północy akcji „Jodła”. W operacji wprowadzenia stanu wojennego wzięło udział ok. 80 tys. żołnierzy Wojska Polskiego, 30 tys. funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa, 1750 czołgów, 1400 pojazdów opancerzonych, 500 wozów bojowych piechoty oraz ponad 9 tys. samochodów.

 

13 grudnia

W nocy Rada Państwa uchwaliła dekret o wprowadzeniu stanu wojennego. Jedynym jej członkiem, który odmówił jego podpisania, był Ryszard Reiff. W ramach operacji „Azalia” wojsko zajęło gmachy radia i telewizji. Od godz. 6:00 media transmitowały przemówienie gen. Jaruzelskiego, I sekretarza KC PZPR, szefa rządu i MON. „Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią” – mówił, uzasadniając stan wojenny. Nastąpiło internowanie tysięcy działaczy „Solidarności”, w tym przewodniczącego Wałęsy.

 

O godz. 9:00 prymas Glemp w homilii na Jasnej Górze powiedział, że sytuacja wymaga spokoju, aby uniknąć „przelewu krwi”. Wieczorem w warszawskim Sanktuarium Matki Boskiej Łaskawej wezwał do uwolnienia aresztowanych i mówił, że z bólem przyjął wejście władz „na drogę przemocy”. Oficjalne media wyemitowały tylko fragmenty homilii na Jasnej Górze.

 

14 grudnia

W blisko 250 zakładach pracy na terenie całej Polski wybuchły strajki. Protesty zorganizowano m.in. w KWK „Wujek” w Katowicach, KWK „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu Zdroju, Stoczni Gdańskiej im. Lenina, Hucie im. Lenina w Nowej Hucie, Porcie Gdańskim, Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego, Zakładach Mechanicznych Ursus w Warszawie. 40 z nich zdławiono siłą.

 

14 grudnia

Z inicjatywy prymasa Glempa w Warszawie powstał Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom.

 

15 grudnia

Pacyfikacja kopalni „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu Zdroju, 4 górników zostało postrzelonych przez MO. W Warszawie powstał podziemny Komitet Oporu Społecznego.

 

16 grudnia

W czasie ataku ZOMO na kopalnię „Wujek” zastrzelonych zostało 9 górników, 21 było rannych. Nastąpiły pacyfikacje Stoczni Gdańskiej, Huty im. Lenina, Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu. Trwały walki uliczne w Trójmieście.

 

17 grudnia

Podczas walk z ZOMO w Gdańsku została zastrzelona jedna osoba, dwie inne były ranne. W wielu miastach w Polsce oddziały milicyjne rozpędziły manifestacje.

 

18 grudnia

Jan Paweł II w liście do gen. Jaruzelskiego zaapelował o przerwanie stanu wojennego: „z usilną prośbą i zarazem gorącym wezwaniem o zaprzestanie działań, które przynoszą ze sobą rozlew krwi polskiej […]. Ogólnoludzkie pragnienie pokoju przemawia za tym, ażeby nie był kontynuowany stan wojenny w Polsce” – stwierdził papież.

 

20 grudnia

Do Warszawy przybył z Watykanu abp Luigi Poggi.

 

21 grudnia

Ambasador PRL w USA Romuald Spasowski poprosił o azyl polityczny. W wystąpieniu telewizyjnym skrytykował decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego, uznając ją za pogwałcenie praw człowieka. Z apelem o ich poszanowanie wystąpił również sekretarz generalny ONZ Kurt Waldheim.

 

22 grudnia

Kraje Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej uznały wypadki w Polsce za złamanie Aktu Końcowego helsińskiej Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie z 1975 r.

 

23 grudnia

W reakcji na wprowadzenie stanu wojennego prezydent USA Ronald Reagan ogłosił sankcje gospodarcze wobec PRL. Podobne kroki wobec reżimu komunistycznego w następnych tygodniach podjęły inne kraje zachodnie.

 

24 grudnia

Zniesiono na jedną noc godzinę milicyjną z okazji Wigilii Bożego Narodzenia i odbywających się o północy pasterek.

 

27 grudnia

Lech Wałęsa został wybrany „Człowiekiem Roku 1981” przez amerykański magazyn „Time”.

 

28 grudnia

W kopalni „Piast” zakończył się ostatni strajk okupacyjny w proteście przeciw stanowi wojennemu.

 

28 grudnia

Ambasador PRL w Japonii Zdzisław Rurarz wystąpił o azyl polityczny, w wyniku czego sąd wojskowy PRL skazał go zaocznie na karę śmierci.

 

30 grudnia

Decyzją WRON wprowadzono obowiązek pracy dla mężczyzn w wieku 18–45 lat.

 

31 grudnia

Zawieszono na jedną dobę godzinę milicyjną.

 

1982

 

5 stycznia

Milicja i SB rozpoczęły we Wrocławiu śledztwo w sprawie 80 mln zł, które przed wprowadzeniem stanu wojennego podjął z konta NSZZ „Solidarność” skarbnik Regionu Dolny Śląsk, Józef Pinior.

 

6 stycznia

Władze zdecydowały o zlikwidowaniu Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

 

9 stycznia

Prymas Glemp spotkał się z gen. Jaruzelskim.

 

9 stycznia

W całym kraju reżim powołał Obywatelskie Komitety Ocalenia Narodowego (OKON).

 

10 stycznia

Przywrócono połączenia telefoniczne w miastach. Rozmowy były oficjalnie podsłuchiwane, po wykręceniu numeru słychać było w słuchawce komunikat „Rozmowa kontrolowana”.

 

13 stycznia

Aktorzy rozpoczęli bojkot Polskiego Radia i Telewizji; nie występowali w mediach, ale grali w teatrach i salach parafialnych. Najważniejszym ośrodkiem podziemnego aktorstwa był Teatr Domowy powołany przez Ewę Dałkowską, Emiliana Kamińskiego, Andrzeja Piszczatowskiego i Macieja Szarego. Artyści współpracujący z reżimem byli poddani ostracyzmowi środowiskowemu i wyklaskiwani przez publiczność.

 

17 stycznia

Ksiądz Jerzy Popiełuszko odprawił pierwszą w okresie stanu wojennego mszę za ojczyznę.

 

25 stycznia

Sejm uchwalił ustawę „o szczególnej regulacji prawnej w okresie stanu wojennego” i formalnie zatwierdził dekret o stanie wojennym. Przeciw głosował tylko jeden poseł – Romuald Bukowski z Gdańska.

 

5 lutego

W Świdniku na wezwanie władz „Solidarności” rozpoczęły się masowe spacery w porze nadawania „Dziennika Telewizyjnego” o godz. 19.30. Z czasem do podobnej akcji przystąpili mieszkańcy innych miejscowości.

 

8 lutego

Wznowiono zawieszone po wprowadzeniu stanu wojennego zajęcia na wyższych uczelniach.

 

9 lutego

Jan Paweł II przyjął delegację członków „Solidarności”, złożoną z działaczy przebywających na Zachodzie. Podczas audiencji papież powiedział m.in.: „Wolny i Niezależny Związek +Solidarność+ jest organizacją legalną, którą oficjalnie uznały władze polskie”.

 

11 lutego

Aby ukrócić protestacyjne spacery w Świdniku, organizowane w porze „Dziennika”, władze wprowadziły godzinę milicyjną od godz. 19.30.

 

18 lutego

W Warszawie członkowie organizacji Siły Zbrojne Polski Podziemnej, Robert Chechłacz i Tomasz Łupanow, dokonali w tramwaju próby rozbrojenia funkcjonariusza MO, sierż. Zdzisława Karosa. W wyniku szamotaniny milicjant został postrzelony, a po pięciu dniach zmarł.

 

1 marca

Szef MSW gen. Czesław Kiszczak podał, że od 13 grudnia 1981 do 26 lutego 1982 r. internowano 6,6 tys. osób.

 

19 marca

Władze zlikwidowały Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i rozpoczęły weryfikację dziennikarzy.

 

29 marca

Przywrócono międzymiastową łączność telefoniczną, zawieszoną po wprowadzeniu stanu wojennego.

 

12 kwietnia

W Warszawie po raz pierwszy swoją audycję nadało podziemne Radio „Solidarność”.

 

22 kwietnia

Powstała podziemna Tymczasowa Komisja Koordynacyjna „Solidarność” w składzie: Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Władysław Hardek i Bogdan Lis.

 

1 i 3 maja

W Gdańsku, Warszawie, Elblągu, Szczecinie, Krakowie i Toruniu i wielu innych miastach odbyły się liczne manifestacje antyreżimowe, które były brutalnie rozbijane przez milicję i ZOMO.

 

26 maja

SB zatrzymała ukrywającego się działacza „Solidarności” Jana Narożniaka, który w czasie próby ucieczki został postrzelony.

 

5 czerwca

Z Wisły w Warszawie wyłowiono ciało zaginionego dwa dni wcześniej Emila Barchańskiego ps. Janek, ucznia LO im. Mikołaja Reja, twórcy konspiracyjnej Konfederacji Młodzieży Polskiej „Piłsudczycy”, dwa miesiące wcześniej skazanego na dwa lata więzienia za podpalenie pomnika sowieckiego zbrodniarza Feliksa Dzierżyńskiego. Okoliczności jego śmierci nie zostały do dziś wyjaśnione.

 

7 czerwca

Ranny Narożniak został „wykradziony” ze szpitala przez podziemie. Władze ogłosiły, że uciekł „szczególnie niebezpieczny przestępca”.

 

21 lipca

W przededniu święta PRL zostaje zwolnionych z internowania ok. tysiąca osób, w tym wszystkie kobiety.

 

31 sierpnia

W rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych doszło do licznych demonstracji. W Lubinie MO zabiła z broni palnej trzy osoby, 11 zostało rannych. Jedna osoba na skutek pobicia zmarła we Wrocławiu. W Gdańsku od uderzenia petardą zginał jeden z demonstrantów.

 

8 października

Sejm uchwalił ustawę o związkach zawodowych – nastąpiło rozwiązanie wszystkich związków zawodowych działających do stanu wojennego. Oznaczało to formalną likwidację prawną NSZZ „Solidarność”.

 

9 października

Rząd USA zawiesił wobec PRL klauzulę najwyższego uprzywilejowania w handlu.

 

13 października

Podczas zamieszek w Nowej Hucie oficer SB zabił demonstranta, dwudziestoletniego Bogdana Włosika.

 

Listopad

Prymas Józef Glemp zaapelował do artystów o zakończenie bojkotu radia, telewizji, filmów i teatrów. Aktorzy w pełni powrócili do uczestnictwa w oficjalnym życiu kulturalnym we wrześniu 1983 r.

 

10 listopada

Lech Wałęsa został zwolniony z internowania.

 

18 grudnia

Sejm przyjął ustawę o „szczególnej regulacji prawnej w okresie zawieszenia stanu wojennego”, która utrzymała represyjne ustawodawstwo stanu wojennego.

 

19 grudnia

Rada Państwa uchwaliła zawieszenie stanu wojennego od 31 grudnia 1982 r.

 

1983

 

14 maja

W komisariacie na stołecznym Starym Mieście milicjanci bestialsko pobili maturzystę Grzegorza Przemyka, syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej. Ofiara zmarła w szpitalu. W sfingowanym procesie władze oskarżyły o pobicie załogę karetki pogotowia.

 

19 maja

Pogrzeb Grzegorza Przemyka na Powązkach przerodził się w wielką demonstrację sprzeciwu wobec władz.

 

16–23 czerwca

Odbyła się druga pielgrzymka papieża Jana Pawła II do Polski.

 

22 lipca

Formalnie zniesiono stan wojenny, rozwiązano WRON i ogłoszono amnestię dla niemal wszystkich więźniów politycznych.(PAP)

 

https://dzieje.pl/

 

Autor: Michał Szukała

 

Prof. A. Dudek: Jaruzelski wprowadził stan wojenny bez gwarancji pomocy ze strony ZSRS

Jaruzelski uznał, że społeczeństwo jest dostatecznie zmęczone, i możliwe jest przeprowadzenie operacji, którą uznawał za niewykonalną w sierpniu 1980 r. Stosunkowo niewielka skala protestów przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego potwierdziła jego założenia – mówi PAP prof. Antoni Dudek, historyk z UKSW.

Polska Agencja Prasowa: Czy już w czasie strajków latem 1980 r. oraz tuż po podpisaniu porozumień między rządem a strajkującymi istniało ryzyko wprowadzenia jakiegoś rodzaju stanu wyjątkowego i siłowego rozprawienia z rodzącym się ruchem „Solidarności”?

 

Prof. Antoni Dudek: Tak, istniały plany takiego rozwiązania, przygotowywane w ramach operacji MSW „Lato-80”. Jej celem miało być nie tyle wprowadzenie stanu wojennego, ile raczej zduszenie głównych ognisk strajkowych, czyli Gdańska i Szczecina. Przygotowywano plany desantu na stocznie. Ten scenariusz był preparowany i brany pod uwagę jako plan B niemal do końca sierpnia 1980 r.

 

W ostatnich dniach sierpnia na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR jeden z przedstawicieli „frakcji twardogłowych”, Władysław Kruczek, powiedział, że przyszedł czas na bronienie władzy, i zażądał wprowadzenia stanu wyjątkowego. Szef MON gen. Wojciech Jaruzelski odpowiedział, że konstytucja nie przewiduje możliwości wprowadzenia stanu wyjątkowego, ale tylko stanu wojennego. Dodał, że taki scenariusz jest nierealny, ponieważ strajk rozlał się już na niemal cały kraj, w tym największe ośrodki przemysłowe na Górnym Śląsku. Stwierdził, że ta skala strajków wyklucza użycie siły, bo władze nie posiadają dostatecznych sił. Użył znamiennych słów: „Nic nie kompromituje władzy bardziej niż wprowadzanie zarządzeń, których nie jest w stanie wyegzekwować”.

 

Pamiętajmy, że wówczas Jaruzelski nie dysponował jeszcze tak wielkimi wpływami jak kilka miesięcy później, ale był już jedną z najważniejszych postaci systemu władzy. Skoro uznawał, że nie ma możliwości siłowego stłumienia strajku, to nie mijał się z prawdą. Wskazuje na to liczba strajkujących zakładów. Na Pomorzu Gdańskim protestowały załogi kilkuset przedsiębiorstw. Skala protestu była gigantyczna i czas na jego zduszenie minął po pierwszych kilku dniach strajków. Atak na Stocznię Gdańską był możliwy przed 20 sierpnia, czyli zaraz po przekształceniu strajku z lokalnego w regionalny. Później było za późno.

 

PAP: W ciągu kolejnych miesięcy władze komunistyczne wykorzystywały kryzysy w stosunkach z „Solidarnością”, takie jak wydarzenia w Bydgoszczy w marcu 1981 r., do działań propagandowych, np. oskarżeń o „pogrążanie kraju w chaosie przez solidarnościową ekstremę”. Stosowana taktyka „zmęczenia społeczeństwa” miała na celu doprowadzenie do stanu, w którym wprowadzony stan wojenny zostanie przyjęty z ulgą, jako nadzieja na minimalną stabilizację?

 

Prof. Antoni Dudek: W MSW działania te nazywano „strategią odcinkowych konfrontacji”. Jako historyk przyjąłem określenie „doktryna Kani”, czyli ówczesnego I sekretarza KC PZPR. Jego celem nie było przygotowanie gruntu pod operację wprowadzenia stanu wojennego. Częścią jego działań była „propaganda klęski”, która w przeciwieństwie do Gierkowskiej propagandy sukcesu miała na celu przekonanie społeczeństwa, że Polskę czeka zapaść cywilizacyjna spowodowana „anarchizacją życia” przez „Solidarność”. Dużą rolę miała odegrać także agentura SB (ok. 1800 współpracowników, wspieranych przez mniejszą grupę agentury wojskowej), umieszczona w szeregach Związku, której bieżącym zadaniem było informowanie o sytuacji wewnątrz jego struktur, ale także podsycanie i wywoływanie konfliktów.

 

Według „doktryny Kani” miało to doprowadzić do odwrócenia się części społeczeństwa od „Solidarności” oraz jej rozpadu na co najmniej dwie części. Władze zakładały, że jedną z nich, określaną jako „zdrowa, robotnicza”, uda się kontrolować, a pozostałą, „ekstremalną” będzie można zdelegalizować lub zupełnie rozbić. „Doktryna Kani” miała więc zapobiec wprowadzeniu stanu wojennego, choć oczywiście intensywnie się do niego przygotowywano. W marcu 1981 r. Kania podpisał dokument nazywany „myślą przewodnią do wprowadzenia stanu wojennego”, ale wciąż uważał, że nie jest to właściwe rozwiązanie.

 

Założenia „doktryny Kani” przestały obowiązywać w październiku 1981 r., gdy od Kani odwrócił się jego dotychczasowy sojusznik, wówczas już premier, Wojciech Jaruzelski. W ślad za Jaruzelskim poszła „centrowa” grupa w kierownictwie PZPR. Od początku z I sekretarzem KC PZPR walczyli „twardogłowi”. Skrzydło „liberalne” było za słabe, aby go wesprzeć. Mimo że większość członków KC PZPR zagłosowała przeciwko wotum nieufności wobec Kani, to I sekretarzem KC PZPR został Jaruzelski. Tym samym przywódcą partii został Wojciech Jaruzelski, który zdecydował się na własną strategię. Głównym założeniem „doktryny Jaruzelskiego” było masowe uderzenie w „Solidarność” poprzez stan wojenny. Bez wątpienia „doktryna Kani” przygotowała grunt pod to rozwiązanie. W dziennikach Mieczysława Rakowskiego dostrzegamy, że już latem 1981 r. Jaruzelski uznawał „doktrynę Kani” za zupełnie nieskuteczną.

 

Jesienią 1981 r. społeczeństwo było już nieprawdopodobnie zmęczone fatalną sytuacją gospodarczą i ciągłymi konfliktami władz i „Solidarności”. Socjologowie współpracujący z „Solidarnością” dostrzegali spadek poparcia dla działań związku. Jaruzelski uznał, że moment do wprowadzenia stanu wojennego musi wybrać bardzo rozważnie. Jego zdaniem nastroje społeczne musiały osiągnąć najniższy poziom. Zakładał też, że stan wojenny należy wprowadzić zimą, bo ta pora roku zniechęca do protestowania na ulicach i strajków okupacyjnych, ale nie był do końca pewny przyjętych przez siebie założeń.

 

W słynnej rozmowie z marszałkiem Wiktorem Kuligowem raportował, że przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego zostały zakończone, ale ostrzegał, że jeśli na Górnym Śląsku dojdzie do masowego buntu społecznego, to jedyna znajdująca się tam dywizja obrony przeciwlotniczej nie opanuje sytuacji. Zapytał, czy może liczyć na sowiecką „pomoc po linii wojskowej”. Kuligow jednoznacznie odpowiedział, że Związek Sowiecki udzieli pomocy gospodarczej i politycznej, ale nie dokona interwencji wojskowej. Mimo to Jaruzelski zdecydował się zaryzykować i wprowadzić stan wojenny bez gwarancji pomocy ze strony ZSRS. Uznał, że społeczeństwo jest dostatecznie zmęczone, i możliwe jest przeprowadzenie operacji, którą uznawał za niewykonalną w sierpniu 1980 r. Stosunkowo niewielka skala protestów przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego potwierdziła jego założenia. Jaruzelski przewidział to m.in. za sprawą dostarczanych mu badań socjologicznych. Był pierwszym przywódcą komunistycznym, który zwracał na nie tak wielką uwagę i uznawał je za istotne narzędzie sprawowania władzy.

 

PAP: Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego członek władz „Solidarności” Karol Modzelewski powiedział, ze jeśli władze zdecydują się na wprowadzenie stanu wojennego, to „będzie to bój ich ostatni”. W tym kontekście pojawiały się później oskarżenia, że „Solidarność” była nadmiernie przekonana o własnej sile lub zlekceważyła możliwość rozwiązania siłowego i nie zdecydowała się na przygotowanie struktur do działań podziemnych. Czy kierownictwo „S” wykazało się naiwnością lub krótkowzrocznością?

 

Prof. Antoni Dudek: Myślę, że o postawie kierownictwa „Solidarności” zadecydowały oba te czynniki. Część działaczy była przekonana, że Związek jest zbyt potężny, aby władze mogły go łatwo zdmuchnąć. Naiwność polegała również na przekonaniu, że rozwiązanie siłowe będzie możliwe jedynie przy udziale Związku Sowieckiego. Uznawano, że władze PRL nie są zdolne do przeprowadzenia tak wielkiej i skomplikowanej operacji. Konsekwencją tych założeń była niechęć do czynienia przygotowań na wypadek ataku ze strony władz. Możemy sobie tylko wyobrażać, jak silna byłaby podziemna „Solidarność”, jeśli w ślad za działaczami z Dolnego Śląska również inni wypłaciliby i ukryli środki pieniężne. Tam wypłacono słynne 80 milionów, mimo że nie mieli pewności, że stan wojenny zostanie wprowadzony. Opierali się tylko na plotkach, które pojawiały się już od kilku tygodni, gdy działalność rozpoczęły wojskowe Terenowe Grupy Operacyjne.

 

Można też było ukryć sprzęt poligraficzny znajdujący się w siedzibach lokalnych władz „Solidarności”. Takie działania podjęto dopiero w nocy z 12 na 13 grudnia i już po wprowadzeniu stanu wojennego. W wielu miejscach milicja zajmowała siedziby „S”, demolowała je i wychodziła. Wówczas pojawiali się tam najodważniejsi działacze i próbowali wynosić sprzęt, który nie został zniszczony. Były to działania spontaniczne i oddolne. Jedyną zorganizowaną formą przygotowania do kryzysu był wybór „zapasowych” komisji zakładowych. Funkcjonowały już w czasie kryzysu bydgoskiego, gdy założono, że przywódcy „pierwszego szeregu” zostaną aresztowani w momencie ogłoszenia strajku generalnego. W warunkach stanu wojennego działanie to nie było zbyt skuteczne i okazało się, że trzeba budować wszystkie struktury niemal od zera. Niewątpliwie więc przywódcy „Solidarności” byli nastawieni zbyt optymistycznie, a jednocześnie narastające wśród nich podziały uniemożliwiały przyjęcie spójnej strategii przygotowania do stanu wojennego.

 

PAP: Zaplanowany przez Jaruzelskiego i jego otoczenie zamach stanu został przeprowadzony bardzo sprawnie, ale czy junta wojskowa miała „plan na dzień po”?

 

Prof. Antoni Dudek: Nie zgadzam się z określaniem wprowadzenia stanu wojennego mianem zamachu stanu, ponieważ tak określa się gwałtowny przewrót wymierzony w aktualnie rządzących. Tymczasem 13 grudnia rządzący zaatakowali tych, którzy stanowili alternatywę wobec ich rządów. Była to operacja policyjno-wojskowa, zmierzająca do zdławienia wielkiego ruchu społecznego. Po jej przeprowadzeniu Jaruzelski stanął przed problemem, co dalej. Był zaskoczony skalą sankcji wymierzonych w PRL. Prezydent Ronald Reagan zareagował w sposób niezwykle ostry i do podobnych działań skłonił przywódców europejskich. Mimo że Związek Sowiecki nie dokonał interwencji zbrojnej, to Reagan uznał stan wojenny za pretekst do wprowadzenia sankcji także przeciwko „imperium zła”. Sankcje nałożone na PRL były potężnym uderzeniem, ponieważ polska gospodarka była faktycznym bankrutem. Stan ten pogłębił się po 13 grudnia, bo już nikt nie chciał udzielić PRL jakichkolwiek kredytów ratunkowych.

 

Pomysłem Jaruzelskiego było wprowadzenie reform, ale na jednym z posiedzeń Biura Politycznego przyznał, że nie wie, w jaki sposób je wprowadzić, bo polegałyby na liberalizacji gospodarki w warunkach ograniczenia swobód, wynikającej ze stanu wojennego. Inni członkowie Biura Politycznego również nie znali wyjścia z tej sytuacji. W efekcie zachowano istniejący dotychczas system, ale w jego ramach zaczęła zwiększać się rola wojskowych i funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa kosztem cywilnego aparatu partyjnego. Była to jedyna realna zmiana w ramach systemu komunistycznego. Wbrew woli Jaruzelskiego rozpoczął się rozwój prywatnego sektora gospodarki. Poza spółkami polonijnymi, które były świadomą inicjatywą władz, przedsiębiorstwa prywatne rozwijały się głównie za sprawą stwierdzenia przez władze, że nie mają już sił na ich zwalczanie. Zauważano też, że ich działalność łagodzi nastroje społeczne, bo wypełniają braki rynkowe, których gospodarka centralnie planowana nie mogła zaspokoić. Co jakiś czas Jaruzelski grzmiał, że należy walczyć z nieuzasadnionymi dochodami. Docierały do niego donosy o budowie okazałych willi i nakazywał karanie ich właścicieli. Były to działania równie nieskuteczne i rytualne jak słynna Inspekcja Robotniczo-Chłopska, która miała walczyć ze „spekulacją” i z „nadużyciami”. Porażka tych działań sprawiła, że po sześciu latach, gdy do okrągłego stołu zaproszono Lecha Wałęsę, władze przyznały się do porażki i bankructwa polityki rzekomych reform.(PAP)

 

https://dzieje.pl/

 

Rozmawiał: Michał Szukała

 

Autor: Michał Szukała

 

szuk / skp /

Członek Rady Medycznej o swoich powiązaniach z firmami farmaceutycznymi

0

Mamy wątpliwości, czy ktoś nas w rządzie słucha – przyznał w rozmowie z PAP członek Rady Medycznej przy premierze prof. dr hab. Jacek Wysocki. Ocenił, że wniosek Konfederacji o sprawdzenie przez ABW powiazań tego gremium z firmami farmaceutycznymi ma podważyć opinie rady.

W piątek posłowie Konfederacji Janusz Korwin-Mikke i Grzegorz Braun poinformowali, że złożyli wniosek do ABW o sprawdzenie powiązań członków Rady Medycznej przy premierze z firmami farmaceutycznymi. „Skoro minister zdrowia przez półtora roku nie jest w stanie się dowiedzieć, czy ludzie, którzy mu doradzają, są w takim konflikcie, czy nie, czy są rzecznikami interesów, lobbystami, akwizytorami pracującymi na korzyść koncernów farmaceutycznych, skoro prokuratura w tej sprawie pozostaje bierna, skoro administracja wojewódzka i centralna nie działają, to czas na działanie ABW” – ocenił Braun.

 

CZYTAJ TEŻ: Czy członkowie Rady Medycznej przy premierze mają powiązania z firmami farmaceutycznymi?

 

Członek Rady Medycznej przy premierze, kierownik Katedry i Zakładu Profilaktyki Zdrowotnej Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu prof. dr hab. Jacek Wysocki podkreślił w rozmowie z PAP, że obecnie należy się skupić na sposobach opanowania pandemii, a wniosek posłów Konfederacji określił jako niezrozumiały.

 

„Moim zdaniem są to ruchy służące osłabieniu jakichkolwiek rekomendacji Rady Medycznej, notabene słabo przestrzeganych. Chodzi o podważenie opinii tego ciała, to jest chyba jedyny cel” – ocenił.

 

Zaznaczył, że istotny konflikt interesów wystąpiłby, gdyby Rada Medyczna np. decydowała o zakupie szczepionek, czy wyborze konkretnych preparatów. „Ale nigdy tego typu decyzje nie opierały się na opinii Rady Medycznej. Jej członkowie zastanawiają się nad zupełnie innymi rzeczami, takimi jak sprawy opanowania pandemii” – podkreślił.

 

Prof. Wysocki zaznaczył, że do momentu wprowadzenia w Polsce szczepionek przeciw COVID-19 nie prowadzono dyskusji, czy je kupić, czy nie. „Opiniowaliśmy kolejność szczepień, a to nie miało żadnego wpływu na liczbę kupionych dawek, rodzaj kupionych szczepionek, więc -moim zdaniem – to podejrzenie o konflikcie interesów jest zupełnie nietrafione” – ocenił ekspert.

 

„Pracując naukowo nad szczepieniami trudno być zupełnie odciętym od firm farmaceutycznych, bo w tej sferze przeprowadza się wiele badań klinicznych, ocen, ekspertyz, których nie robi się dla jednego czy dwóch przedsiębiorstw, tylko dla wielu firm” – wskazał.

 

Dodał, że ze względów etycznych taka współpraca jest ujawniana np. przez autorów artykułów medycznych czy prelegentów konferencji naukowych. „To nie jest tajemnica” – podkreślił.

 

Pytany o to, dlaczego razem z 11. innymi doradcami z Rady Medycznej poparł wystosowany do prezydenta i rządu list otwarty członków Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych postulujący m.in. ograniczenie dostępu osób niemających certyfikatu covidowego do miejsc publicznych w zamkniętych przestrzeniach prof. Wysocki podkreślił, że był to wynik swoistej bezsilności. „Mamy wątpliwości, czy ktoś nas w rządzie słucha” – przyznał.

 

„Z jednej strony zarzuca się nam kontakty z firmami farmaceutycznymi, a z drugiej strony w środowisku lekarskim słyszymy opinie, że jesteśmy – jako Rada Medyczna – nieskuteczni. Nasze opinie, które są publikowane na rządowej stronie, pewnie mało kto czyta. W podpisaniu się pod tym apelem chodziło o pokazanie naszego stanowiska sprowadzonego do czterech głównych punktów. Oczekiwaliśmy podjęcia takich działań, które pozwolą cokolwiek osiągnąć w walce z pandemią” – wyjaśnił naukowiec.

 

Według lekarza dyskusje na temat limitów dostępności miejsc np. w kinach na poziomie 30 czy 50 proc. niewiele wnoszą, bo nikt nie sprawdza stosowania się do tego typu obostrzeń. „Te zalecenia są +niewykonywalne+. Dlatego m.in. powstał ten protest” – zaznaczył.

 

„Zestawienie naszego protestu i informacji, jakie później pojawiły się na konferencji prasowej ministra zdrowia Adama Niedzielskiego dotyczącej nowych obostrzeń jasno pokazuje, że te decyzje nie wynikały z rekomendacji Rady Medycznej. Czego innego oczekiwała grupa doradców, a co innego zrobiono” – podkreślił prof. Wysocki.

 

Naukowiec przypomniał, że lockdown z wiosny 2020 r. spowodowany był nieprzygotowaniem służby zdrowia do przyjęcia dużej liczby chorych oraz brakiem dostępnych szczepionek przeciw COVID-19. „Teraz mamy inną sytuację, bo szczepienia wykazały generalnie swoją skuteczność, więc jest moment, w którym nie trzeba stosować dużego lockdownu, ale trzeba podnieść odporność populacji m.in. poprzez szczepienia” – zaznaczył.

 

„Przy tak wysokiej zaraźliwości, jaką ma wariant Delta wiemy, że poziom zaszczepienia społeczeństwa przekraczający nieco ponad 50 proc. nie wystarczy do zatrzymania pandemii” – podkreślił.

 

Lekarz zaznaczył, że według niego wprowadzenie obowiązkowych szczepień poza wskazanymi przez ministerstwo zdrowia grupami zawodowymi – nauczycielami, medykami i służbami mundurowymi – byłoby trudne do wyegzekwowania. „Jakie sankcje można by wyciągnąć wobec 50-latka pracującego w domu? Oczywiście, może być grzywna, ale w Polsce nie możemy wprowadzić nawet sprawdzenia przez pracodawców stanu zaszczepienia pracowników” – powiedział.

 

Ocenił, że oficjalne dane dotyczące liczby dziennych zakażeń na poziomie 27-28 tys. mogą być zaniżone przez przypadki osób, które mają lekkie objawy choroby, ale np. z obawy przed izolacją domową nie poddają się testom na obecność koronawirusa. „Natomiast stopień wypełniania szpitali, liczba zajętych respiratorów czy zgonów, to są liczby, z którymi trudno dyskutować” – zaznaczył.

 

„Czwarta fala zakażeń jest inna, niż poprzednie. Teraz, ponieważ połowa populacji jest zaszczepiona, ta fala jest trochę spłaszczona. Ale jeżeli przy połowie zaszczepionych mamy, jeśli dane nie odbiegają od rzeczywistości, dzienne liczby zakażonych rzędu 26-28 tys., to sytuacja naprawdę jest niedobra, a co naprawdę nas przeraża, to liczby zgonów” – podkreślił.

 

Ekspert zwrócił też uwagę na przeciążenie systemu ochrony zdrowia i konieczność przekształcania kolejnych oddziałów szpitalnych w covidowe. „Pacjenci covidowi dostają miejsce do leczenia, ale inni pacjenci je tracą” – powiedział. Ocenił, że w Polsce ciągle zmagamy się ze zjawiskiem małej dyscypliny społecznej. „Ludzie nie zachowują dystansu społecznego, maseczki w miejscach publicznych nosi tylko część osób, a część nosi je nieprawidłowo” – powiedział lekarz.

 

Ocenił, że nakazywanie pracownikom regularnego testowania się na obecność SARS-CoV-2 mogłoby wpłynąć na wzrost zaszczepienia populacji. „To jest jakiś krok do przodu. Ale my się ciągle zmagamy z bardziej ogólnym problemem. Jeżeli dotyka nas takie nieszczęście, jak pandemia, to albo społeczeństwo będzie bardzo solidarne i będzie walczyć wspólnie z pokonaniem epidemii, albo będziemy mieli samowolę, dominację domniemanej wolności ludzi i będziemy się zmagać z koronawirusem nie wiadomo jak długo, by na końcu policzyć, ile tysięcy osób zmarło. To jest kwestia wyboru” – podsumował.(PAP)

 

Autor: Szymon Kiepel

 

szk/ mir/

Baby boom w Teksasie. Szpital odnotował rekordową liczbę urodzeń

0

Texas Health Southwest – szpital z Fort Worth w Teksasie – ustanowił nowy rekord po tym, jak w listopadzie urodziło się tam ponad 300 dzieci. To prawdziwy baby-boom, jeśli chodzi o tą placówkę.

 

309 dzieci urodziło się w zeszłym miesiącu w szpitali Texas Health Southwest. To największa, zarejestrowana liczba urodzeń w ujęciu miesięcznym, z jaką miał do czynienia szpital – w całej swojej historii!

Z okazji narodzin 3-setnego dziecka, szpital opublikował na swoim profilu facebookowym post ze zdjęciami rodziców oraz zespołu medyków, którzy uczestniczyli w odbieraniu porodu.

Red. JŁ