W ramach promowania elektryfikacji wśród gospodarstw domowych Kalifornia wprowadzi wkrótce nowy system poboru opłat za energię elektryczną. W skrócie – im odbiorca jest zamożniejszy, tym wyższy rachunek zapłaci. Nawet w przypadku takiego samego poziomu zużycia!
Rachunek za prąd składa się z dwóch elementów – kosztów stałych, takich jak różnego rodzaju opłaty związane z infrastrukturą przesyłową, a także zasadniczych kosztów, związanych z poziomem zużycia energii elektrycznej. W ubiegłym roku legislatura Kalifornii uchwaliła ustawę, która wyznaczyła kalifornijskiej komisji ds. użyteczności publicznej zadanie opracowania progresywnego modelu poboru opłat za energię.
Podobnie, jak w przypadku progresywnego opodatkowania, progresywne rachunki za prąd będą tym wyższe, im wyższe zarobki ma odbiorca energii elektrycznej. Już w 2025 roku mieszkańcy Kalifornii odbiorą pierwsze rachunki za prąd w nowym wariancie – jedni się ucieszą, inni wręcz przeciwnie.
Obecnie zakłada się, że osoby zarabiające poniżej 28 000 dolarów rocznie będą płaciły za energię elektryczną o ok. 300 dolarów mniej, w skali roku. Analogicznie – osoby, zarabiające powyżej 180 000 dolarów dołożą do rachunków ok. 500 dolarów. W ten sposób Kalifornia chce zapewnić „sprawiedliwą transformację” z paliw kopalnych na zieloną energię.
W związku z nowym modelem poboru opłat pojawiają się pierwsze pytania. Szczególnie wściekłe są dobrze zarabiające osoby, które wydały dziesiątki tysięcy dolarów na fotowoltaikę, a i tak będą musiały płacić wyższe rachunki za prąd – systemowo.
„Dlaczego mam płacić za czyjeś rachunki, skoro zapłaciłem tysiące za energię słoneczną?” – napisał jeden z internautów, które wypowiedź przytacza Guardian.
Z pewnością odmienne zdanie będą mieli ci, którzy „łapią się” w pierwszy próg zarobków. Jak podaje Guardian – Kalifornia ma najwyższe stawki za energię elektryczną w całych Stanach Zjednoczonych. Ceny prądu wahają się, w zależności od miejsca, między półtora a dwukrotnością średniej krajowej.
Red. JŁ