Służby przeprowadziły zmasowaną akcję ratunkową po zgłoszeniu postrzelenia dwójki dzieci przez ich własną matkę. Czas reakcji był na wagę złota, więc użyto wszelkich możliwych środków, w tym śmigłowców pogotowia ratunkowego. Udało się odratować jedno dziecko, jednak jest w stanie krytycznym.
Do zdarzenia doszło 29 września w Phoenix, w Arizonie. Policjanci przyjęli zgłoszenie od ojca dzieci o godzinie 11:45. Na miejscu znaleźli 6-letniego chłopca i 2-letnią dziewczynkę z ranami postrzałowymi. Oboje zostali przewiezieni do szpitala, gdzie stwierdzono zgon dziewczynki, zidentyfikowanej, jako Esperanza Isidro. Chłopiec nadal żyje, jednak jest w stanie krytycznym i walczy o życie.
Policja aresztowała matkę dzieci – 24-letnią Esther Callejas. Kobieta – według zeznań jej męża – miała cierpieć na depresję. Zażywała leki. Jak zeznała, pewnego dnia ukryła pistolet – który zakupiła lata wcześniej – w komodzie, w pokoju swoich dzieci. 29 września weszła do pomieszczenia, gdzie przebywała dziewczynka i chłopiec. Początkowo chciała zastrzelić jedno z dzieci, ale przypadkowo postrzeliła się w rękę. 6-letni chłopiec przytomnie próbował uciec, jednak kiedy otwierał drzwi został trafiony przez kolejny strzał matki. Następnie kobieta postrzeliła swoją 2-letnią córkę.
Jak zeznała później – chciała potem strzelić sobie w głowę, jednak nie potrafiła przeładować broni. Być może doszło do zacięcia. Następnie chciała odebrać sobie życie przedawkowując leki na depresję, które zażywała, jednak i to nie odniosło skutku. W międzyczasie zadzwoniła do swojego męża, mówiąc mu, że zabiła ich dzieci. Zaraz potem mężczyzna wraz z innymi członkami rodziny zaalarmowali policję i służby ratunkowe. Matka nie zadzwoniła pod numer alarmowy, mimo iż jej 6-letni syn wciąż żył i płakał – jak można wyczytać w dokumentach sądowych.
Matka tłumaczyła potem policjantom, że zabiła swoje dzieci, „bo chciała, żeby poszły do nieba”.
Red. JŁ