Krzysztof Kowalewski był aktorem, który potrafi łączyć w rolach komediowych takie środki, które budzą śmiech na widowni, radość z elementami dramatu – powiedziała o zmarłym artyście Krzysztofie Kowalewskim prof. Barbara Osterloff, wykładowca Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza.
„Był aktorem wybitnym i pozostawił po sobie wybitny dorobek twórczy w bardzo wielu dziedzinach aktorstwa; chcę podkreślić słowo twórczy” – zaznaczyła w rozmowie z PAP prof. Barbara Osterloff. „W naszej pamięci pozostanie jako aktor, który nas wielokrotnie zaskakiwał. Myślę przede wszystkim o jego rolach teatralnych, które bardzo ceniłam” – powiedziała.
„Mój zachwyt nad wieloma rolami Krzysztofa Kowalewskiego łączy się z jego twórczością w Teatrze Współczesnym, w którym zaczął grać w połowie lat siedemdziesiątych, dokładnie w 1977 r. Powstało wtedy wiele wspaniałych ról” – mówiła prof. Akademii Teatralnej.
Według Osterloff, okazało się, że komediowość Kowalewskiego jest bardzo szczególnego rodzaju, że jest on aktorem, który potrafi łączyć w rolach komediowych takie środki, które budzą śmiech na widowni, radość z elementami dramatu. W jego najwspanialszych rolach w Teatrze Współczesnym następowało połączenie komediowości bardzo wysokiej próby, nigdy błazenady, nigdy bufonady. To była komediowość, która niosła w sobie różne tony aktorskie. Tym ten aktor fascynował” – zaznaczyła. I dodała, że to było wiele ról, w Teatrze Współczesnym zagranych jeszcze pod okiem Erwina Axera, a później Macieja Englerta.
Okazywało się – zauważyła – że aktor gra postaci, które śmieszą, bawią, ale z drugiej strony bywają też często odrażające, a może nawet groźne.
„Według mnie – zaznaczyła prof. Barbara Osterloff – olśniewającą rolą była kreacja w +Mieszczaninie szlachcicem+ Moliera w reżyserii Maciej Englerta. To jak zagrał Pana Jourdain było propozycją interpretacyjną nową, bardzo oryginalną. Tę opowieść o nuworyszu, który chce stać się kimś lepszym, o burżuju z aspiracjami Kowalewski zagrał brawurowo i finezyjnie zarazem. Okazało się, że jest bardzo dużo tonów w postaci komicznej. Tę rolę chowam w pamięci jako jedną z największych, najwybitniejszych Krzysztofa Kowalewskiego”.
(PAP) autorka: Anna Bernat
Malajkat o śmierci Kowalewskiego: odszedł ktoś, kogo kochaliśmy
Krzysztof Kowalewski był wspaniałym artystą i człowiekiem; zawsze się spalał w tym, co robił i dlatego dziś jest tak smutno, bo odszedł ktoś, kogo kochaliśmy – powiedział PAP Wojciech Malajkat, aktor, reżyser, rektor Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie.
„Trudno znaleźć słowa, bo odszedł człowiek, które był Człowiekiem właśnie; wspaniałym artystą, ale przez to, że był Człowiekiem, był wspaniały. Nie gonił za niczym, tylko chciał dawać siebie ludziom. Dlatego tak ciężko pogodzić się z jego śmiercią” – powiedział PAP Krzysztof Malajkat.
„Miałam zaszczyt i grać z nim w filmie i reżyserować wielkiego, wspaniałego Krzysztofa Kowalewskiego, więc tak – skrzyżowały się nasze ścieżki również pracy. To był artysta, który nie pracował nigdy na pół gwizdka czy robił coś lewą ręką. Zawsze się spalał w tym, co robił i z tego powodu dziś jest tak smutno, bo odszedł ktoś, kogo kochaliśmy” – dodał.
Marzena Kozłowska (PAP)
Żebrowski o Krzysztofie Kowalewskim: zmarł wielki aktorski mistrz
Zmarł wielki aktorski mistrz, wielki człowiek, przyjaciel, kolega, w towarzystwie którego zawsze chciałoby się być lepszym niż jest się w rzeczywistości – powiedział w rozmowie z PAP aktor Michał Żebrowski, który wspólnie z Krzysztofem Kowalewskim zagrał w „Ogniem i mieczem”.
„Kultura osobista Krzysztofa Kowalewskiego, jego pozycja zawodowa i to jak do końca pracował, jakim był człowiekiem, jak się odnosił do młodzieży, do wszystkich wokół, jakim był przykładem – to sprawia, że wszyscy czujemy dzisiaj olbrzymi żal i smutek z powodu straty przyjaciela. Człowieka, na widok którego zawsze się uśmiechaliśmy i chyba nie było osoby, która by źle Krzysztofowi życzyła” – powiedział.
Wspominając Kowalewskiego Żebrowski zaznaczył, że aktor był osobą dobrą, ciepłą i dowcipną. „Pamiętam, kiedy jako młody Skrzetuski, siedząc w garderobie z Krzysztofem Kowalewskim, który grał Zagłobę zawołano nas na plan. Zerwałem się w pośpiechu chcąc biec, czekam na Krzysztofa, który zakładał kostium i mówię: panie Krzysztofie szybko, szybko – wołają nas. Krzysztof na mnie spojrzał i odpowiedział: chłopcze, nie traćmy godności” – wspominał Żebrowski.
Dodał, że aktor był człowiekiem wielkiej prawości. Lojalnym zarówno wobec kolegów jak i swojego Teatru Współczesnego. „Był bardzo wierny Teatrowi Współczesnemu, zawsze wypowiadał się o tej scenie z miłością i oddaniem. Teatr Współczesny na pewno byłby inny bez Krzysztofa Kowalewskiego. Na pewno inna byłaby jego historia. Nie byłoby „Martwych dusz”, nie byłoby takiego „Wieczoru Trzech Króli”, nie byłoby takiego grabarza w „Hamlecie” z Borysem Szycem. To są takie rzeczy, którymi można się chwalić na całym świecie, pod każdą szerokością geograficzną” – ocenił Michał Żebrowski.
Krzysztof Kowalewski urodził się 20 marca 1937 roku. Był absolwentem warszawskiej PWST. Był synem znanej przedwojennej aktorki Elżbiety Kowalewskiej. Zagrał około 100 ról filmowych w polskich filmach i serialach.
Na dużym ekranie zadebiutował w 1960 r. niewielką rolą w „Krzyżakach” w reżyserii Aleksandra Forda. Aktor zdobył również uznanie publiczności za rolę Zagłoby w ekranizacji „Ogniem i mieczem” w reżyserii Jerzego Hoffmana (1999).
Największą popularność przyniosły mu jednak postacie komediowe. Wystąpił m.in. w filmach: „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” (1978), „Miś” (1980), „Rodzina Leśniewskich” (1980), „Wyjście awaryjne”(1982), „C.K. Dezerterzy” (1985), „Nowy Jork – czwarta rano”(1988), „Rozmowy kontrolowane”(1991), „Nic śmiesznego”(1995), a ostatnio – w filmie „Ryś” Stanisława Tyma (2007) i „Sercu na dłoni” (2008, reż. Krzysztof Zanussi).
Kowalewski jest również znany słuchaczom radiowym jako Pan Sułek w satyrycznym słuchowisku radiowym autorstwa Jacka Janczarskiego pt. „Kocham Pana, Panie Sułku”.
Artysta, pytany w jednym z wywiadów, o najważniejszą cechę w zawodzie aktora odparł: „talent to jest coś, z czym się człowiek rodzi, albo nie. Załóżmy, że mówimy o aktorze utalentowanym. Wtedy niewątpliwie równolegle z talentem idzie pracowitość. Jeśli nie ma pracowitości, precyzji, to na dłuższą metę niewiele można osiągnąć”.
autor: Marcin Chomiuk (PAP)