Amerykański prezydent-elekt Donald Trump dał do zrozumienia, że chciałby, aby przyszłym ambasadorem brytyjskim w Waszyngtonie został jego przyjaciel, Nigel Farage. Trump zasugerował na Twitterze, że w opinii wielu osób Farage dałby sobie świetnie radę w tej roli. Spotkało się to z negatywną reakcją w Londynie.
Rzecznik Downing Street stwierdził, że posada ambasadora w Waszyngtonie jest już obsadzona i obecny dyplomata, sir Kim Darroch doskonale reprezentuje interesy brytyjskie. Ale londyńskie media ujawniły już tydzień temu jego raport po wyborze Trumpa, w którym przyznał, iż ambasada całkowicie zaniedbała nawiązanie zawczasu kontaktów z obozem zwycięzcy.
Nigel Farage skarży się amerykańskim mediom, że po referendum brytyjski rząd konserwatywny czuje do niego i do UKIP tak głęboką niechęć, iż jest nawet gotów poświęcić dobro kraju, byle nie musieć korzystać z jego pomocy. Farage, który jako pierwszy brytyjski polityk spotkał się z Trumpem po ogłoszeniu wyniku wyborów, napisał na amerykańskiej stronie internetowej Breitbart, że zna się od lat z niektórymi członkami ekipy Trumpa i jest w stanie pomóc swemu krajowi. „W brytyjskim rządzie panuje jednak nadal stare myślenie” – pisze lider UKIP.
„Świat się zmienił i czas również na zmiany na Downing Street”. Obserwatorzy polityczni dziwią się jednak tak obcesowej interwencji Trumpa, a szef brytyjskiej dyplomacji Boris Johnson powiedział jednak w Izbie Gmin: „Słyszymy jego sugestię, ale grzecznie, lecz stanowczo ją odrzucamy.”
Grzegorz Drymer/ Londyn, Fot. Twitter.com