24.6 C
Chicago
sobota, 27 kwietnia, 2024

Strzelanina i rekord goli w Dortmundzie. Borussia – Legia 8:4!

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Od 10. do 32. minuty w meczu Borussii z Legią padło aż siedem bramek. Ostatecznie Niemcy wygrali 8:4. Mistrzów Polski, pomimo zakazu wyjazdowego, wspierała w Dortmundzie spora grupa kibiców.

Mimo zakazu wyjazdowego, we wtorek w Dortmundzie można było spotkać wielu Polaków, którzy kupili bilety na mecz z Borussią. Po wyjściu piłkarzy na rozgrzewkę przywitali ich zresztą głośnym dopingiem. Po ogłoszeniu składu wybranego przez Jacka Magierę ci, którzy najmocniej wczuli się w rolę incognito pomyśleli pewnie „Was ist das?”, czyli „co to jest?”. Poza kadrą meczową znalazł się Adam Hlousek, zastąpił go Jakub Rzeźniczak. Na środku obrony obok Michała Pazdana wystąpił Jakub Czerwiński. Nie zagrali Thibault Moulin, Nemanja Nikolić i Arkadiusza Malarz, a szanse dostali Michał Kucharczyk, Aleksandar Prijović i Radosław Cierzniak. Sporo zmian zrobił też pewny awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów Thomas Tuchel. Najważniejsze to brak Pierre’a-Emericka Aubameyanga i Łukasza Piszczka oraz powrót po długiej kontuzji Marco Reusa.

Przed meczem trener oraz zawodnicy Borussii podkreślali, że nie zlekceważą Legii, choć w Warszawie się po nich przejechali. – Legia nie będzie miała wiele wspólnego z drużyną, która w pierwszym meczu przegrała z nami 0:6. Ta drużyna zremisowała z Realem, wygrała też kilka spotkań z rzędu w lidze. Zagra w innym ustawieniu, z nowym trenerem. Spodziewamy się trudniejszej przeprawy – zaznaczał Matthias Ginter. – Nie stawiajmy zbyt wysokich wymagań wobec wyniku, żeby nie było rozczarowania. W Warszawie wszystko nam wychodziło. Szybko rozstrzygnęliśmy mecz na swoją korzyść, wygraliśmy wysoko. Trudno będzie to powtórzyć – wtórował mu Tuchel.

Jakby wychodząc naprzeciw ich oczekiwaniom, w 10. minucie Aleksandar Prijović przyjął w polu karnym piłkę zagraną przez Vadisa Odjidję-Ofoe, nie zastanawiał się długo i huknął „z czuba” prosto do siatki! Lepszego początku kibice Legii, którzy w międzyczasie zaczęli się schodzić z różnych miejsc stadionu w jedno tworząc około trzystuosobowy „sektor”, nie mogli sobie wyobrazić. Borussii, zwłaszcza na własnym stadionie, nigdy nie można jednak skreślać. Dwie minuty wystarczyły Shinjiemu Kagawie na odrobienie strat (w obu przypadkach nie popisali się obrońcy). 120 sekund później było już 1:3. Cierzniak chciał piąstkować, ale w efekcie wbił piłkę do własnej bramki „używając” do tego Nuriego Sahina. Zaczęło pachnieć kolejnym pogromem, lecz Prijović szybko strzelił kolejnego gola. Ba, po chwili miał kapitalną sytuację dzięki świetnemu podaniu Rzeźniczaka, ale jego podcinka zatrzymała się na poprzeczce. Mogło być 3:3, a po kilku momentach na tablicy świetlnej widniał wynik… 5:2. Najpierw Ousmane Dembélé celnie uderzył z dystansu, choć Cierzniak miał piłkę na rękawicach. Później stadion eksplodował, kiedy Reus trafił do siatki w pierwszym meczu po kontuzji, która zabrała mu pół roku kariery. Siedem bramek w 32. minuty? Nawet w b-klasie nie zdarza się to często, a co dopiero w Lidze Mistrzów!

„Mam nadzieję, że w drugiej połowie gra będzie bardziej otwarta” – żartował na Twitterze legendarny angielski napastnik Gary Lineker. Jeszcze większej strzelaniny się nie doczekał, co nie znaczy że w drugiej połowie brakowało emocji. Już kilka minut po jej rozpoczęciu stuprocentową sytuację na 6:2 wykorzystał Reus. Na odpowiedź legionistów nie trzeba było długo czekać. Kapitalne podanie Miro Radovicia wykorzystał Michał Kucharczyk, a kibice zaczęli się zastanawiać nie czy, ale kiedy pęknie granica dziesiątej bramki w tym meczu. Nie na próżno. Dziesięć minut przed końcem spotkania Felix Passlack na raty pokonał Cierzniaka. A po chwili wprowadzony z ławki Nemanja Nikolić strzelił na 7:4! W końcówce wynik na 8:4 ustalił Reus. Gdyby ktoś z 55 tysięcy widzów na trybunach Signal Iduna Park miał na tyle dużo fantazji by postawić u bukmachera na taki wynik, z pewnością zostałby milionerem.

Legia przegrała z niesamowitą Borussią, ale takie porażki w Lidze Mistrzów moglibyśmy oglądać w każdej kolejce. Drużyna Magiery współtworzyła niesamowite widowisko, o którym będzie mówiła cała piłkarska Europa. Potwierdziła też, że nie jest chłopcem do bicia i potrafi postawić się najlepszym. Po pierwszym meczu w tej edycji Ligi Mistrzów trudno było sobie to nawet wyobrazić.

 

Tomasz Dębek, Dortmund (aip)/fot.twitter

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520