Chłopiec z Teksasu zmarł po kilkutygodniowej walce o życie w szpitalu. W zeszłym miesiącu w 6-latka i jego ojca uderzył piorun. Mężczyzna zmarł na miejscu, natomiast chłopca przetransportowano do szpitala, gdzie podjęto próbę ratowania jego życia.
Grayson Boggs był drugą w Teksasie ofiarą uderzenia pioruna w tym roku – pierwszą był jego ojciec, Matthew Boggs. Do tragicznego zdarzenia doszło 15 maja w małym miasteczku Valley Mills w środkowym Teksasie.
Matthew Boggs wyszedł na podjazd, aby odebrać Graysona i jego 11-letniego brata Elijaha ze szkolnego autobusu. Wkrótce cała trójka weszła na podjazd w kształcie serca – Elijah poszedł samotnie w lewo, podczas gdy jego ojciec wraz z Graysonem szli prawą stroną.
„Właśnie skończył mówić Graysonowi: ‘Kocham cię, kolego’ i wtedy uderzył piorun” – powiedziała Angeli Boggs, babcia Graysona.
W jednej chwili oboje wylądowali na chodniku. Siła uderzenia pioruna wyrwała buty z ich stóp. Członkowie rodziny zaczęli udzielać Graysonowi pierwszej pomocy, podczas gdy sąsiad prowadził resuscytację jego ojca – mężczyzna był już wówczas siny, zmarł na miejscu.
Grayson spędził najbliższe tygodnie w Baylor Scott & White McLane Children’s Medical Center, gdzie próbowano ratować jego życie. Przez cały ten czas przebywał w śpiączce. W miniony wtorek lekarze przekazali rodzinie wiadomość, że nie ma nadziei na poprawę stanu zdrowia chłopca. Zapadła decyzja o odłączeniu go od aparatury podtrzymującej życie.
Według National Lightning Safety Council od uderzeń piorunów ginęło średnio 5 osób rocznie w ciągu ostatnich 10 lat.
Red. JŁ