22 C
Chicago
piątek, 30 maja, 2025
Strona główna Blog Strona 422

Tatrzański Park Narodowy rozpoczyna testy kilkunastoosobowego busa elektrycznego na trasie do Morskiego Oka

0

Tatrzański Park Narodowy (TPN) rozpoczyna testy kilkunastoosobowego busa elektrycznego na trasie do Morskiego Oka. To jeden z punktów zawartego porozumienia pomiędzy wozakami, a obrońcami praw zwierząt.

Bus elektryczny będzie do dyspozycji TPN przez najbliższe dwa tygodnie, ale jak zapowiadają władze parku, nie jest to jeszcze docelowy pojazd, który mógłby zastąpić zaprzęgi konne na tej trasie. Dwutygodniowe testy mają dać odpowiedź, czy pojazd poradzi sobie na górskiej trasie, jak długo będą ładowane baterie i na ile kursów wystarczą. „Elektryk” ma pokonać trasę z Polany Palenicy do Włosienicy przed Morskim Okiem.

„Jeżeli sprawdzi się na trasie do Morskiego Oka, to TPN będzie musiał ogłosić przetarg unijny. Następnie trzeba będzie zapewnić finansowanie, bo koszt takiego pojazdu może wynieść ponad milion zł. Finalnie cała procedura wraz z zakupem pojazdu może potrwać kilka miesięcy” – powiedziała PAP Magdalena Zwijacz-Kozica z TPN.
W miniony piątek w siedzibie TPN przy „okrągłym stole” zasiedli przedstawiciele wozaków, prozwierzęcy aktywiści, władze TPN i samorządowcy wraz z minister klimatu i środowiska Pauliną Hennig-Kloską.
Wypracowano 12-punktowe porozumienie, które oprócz testowania elektrycznego busa przewiduje, że obciążenia dla koni pracujących na trasie zostaną ponownie przeliczone. TPN ma także wstrzymać czasowo wydawanie kolejnych licencji dla fiakrów. Wozacy zobowiązali się także do wydłużenia do 60-minut odpoczynku koni na górnym przystanku, czyli na Włosienicy.
TPN ponadto ma zainstalować czujniki badające korelację między temperaturą i wilgotnością na przystanku początkowym na Polanie Palenicy oraz na końcu trasy – na Włosienicy. Urządzenia te mają informować o przekroczeniu parametrów, które mogą być groźne dla zdrowia koni. Ponadto komisja weterynaryjna ma wyznaczyć nowe warunki, bezpieczne dla pracy koni na trasie w powiązaniu z zainstalowanymi czujnikami.
Ustalono także, że do okresowych badań koni zostanie przyjęta piąta osoba – kolejny lekarz weterynarii. Komisja weterynaryjna będzie badała konie nie tylko przed sezonem, ale dodatkowo wyda rekomendacje po letnim sezonie. Komisja weterynaryjna ma też wydawać rekomendacje dotyczące podkuwania koni.
TPN ponadto zobowiązał się do zorganizowania spotkania w sprawie możliwości rekreacyjnego wykorzystania koni w innych miejscach parku, np. w Dolinie Kościeliskiej. Takie spotkanie ma zostać wyznaczone w ciągu miesiąca.
Kolejny punkt dotyczy obniżenia limitu osób na wozie – do tej pory mogło jechać 12 osób dorosłych i dwoje dzieci. Teraz będzie to 10 osób. Po ponownym przeliczeniu obciążeń dla koni może zapaść decyzja o ewentualnych dalszych rekomendacjach w tej sprawie.
Transport konny na trasie do Morskiego Oka określa regulamin Tatrzańskiego Parku Narodowego, który zawiera restrykcyjne przepisy dla zapewnienia dobrostanu koni. Zwierzęta m.in. przechodzą szczegółowe badania, które są cyklicznie prowadzone przed każdym letnim sezonem turystycznym. (PAP)

autor: Szymon Bafia

 

szb/ mick/

Ameryka wspomina zmarłego we wtorek wybitnego polskiego kompozytora Jana Andrzeja Pawła Kaczmarka

0

Muzyka Jana A.P. Kaczmarka do filmu „Marzyciel” w reżyserii Marca Forstera trafiła do serc milionów widzów na całym świecie, podkreśla NBS News. O śmierci polskiego kompozytora poinformowały we wtorek wiodące amerykańskie media.

NBS News w obszernym artykule zauważa, że wśród ponad 50 utworów dla filmów i telewizji autorstwa Jana A.P. Kaczmarka, głównie z lat 90. i 2000., znajdują się takie tytuły jak „Unfaithful”,”Bliss”, „Aimee and Jaguar”, „The Visitor” oraz „Get Low”. Stworzył też muzykę do czteroczęściowego francusko-włoskiego miniserialu „Wojna i pokój” z 2007 roku. „Urodził się w Koninie w 1953 roku, uzyskał wykształcenie prawnicze. Jednak porzucił planowaną karierę dyplomaty, aby komponować muzykę dla eksperymentalnej grupy teatralnej, którą kierował awangardowy reżyser Jerzy Grotowski w Poznaniu w latach 70-tych” – przypomina NBC News.

 

Jan A.P. Kaczmarek założył własny zespół, Orkiestrę Ósmego Dnia, która w latach 70. i 80. koncertowała w Europie, wydając w 1982 roku płytę „Music for the End”. Grał na pianinie, syntezatorach, perkusji oraz instrumentach podobnych do cytry, pięciokrotnie wygrał plebiscyt magazynu „Jazz Forum”. W nawiązaniu do osiedlenia się kompozytora w roku 1989 roku w Ameryce, NBC News podkreśla, że Polak pisał muzykę dla Goodman Theatre w Chicago oraz Mark Taper Forum w Los Angeles. Za muzykę do off-broadwayowskiej inscenizacji „Tis Pity She’s a Whore” z Valem Kilmerem i Jeanne Tripplehorn na festiwalu szekspirowskim w Nowym Jorku w 1992 roku zdobył nagrodę Drama Desk. NBC News przypomina też o rozpoczętej w roku 1995 długotrwałej współpracy Kaczmarka z Agnieszką Holland, która zaowocowała muzyką do filmów „Całkowite zaćmienie”, „The Third Miracle”, a dla telewizji „Shot in the Heart” oraz „A Girl Like Me: The Gwen Araujo Story”.

 

„Podobał mi się jej styl pracy. w ogóle nie martwiła się o komercyjność. Nie szukała łatwych dźwięków ani konwencjonalnych ścieżek dźwiękowych” – cytuje amerykańska stacja jeden z wywiadów z polskim kompozytorem. Akcentuje, że muzyka do biograficznego filmu o J.M. Barrie „Marzyciel” w reżyserii Marca Forstera trafiła do serc milionów widzów. „Niewinność jest kluczem do tego filmu, a moja muzyka jest dostarczana w zupełnie inny sposób niż w innych przypadkach. (…) Było to jak introspekcja w świat dzieci. Chciałem, aby niewinność była duszą samej ścieżki dźwiękowej” – cytuje NBC News Kaczmarka. Za muzykę do „Marzyciela” Polak zdobył w 2005 roku Nagrodę Oscara, był nominowany do BAFTY i Złotego Globu.
NBC News przytacza też uwagi kompozytora dotyczące jego podejścia do filmu: „Natychmiastowa reakcja na obraz jest niezbędna. Kiedy widzę film, reaguję, i to jest najważniejszy moment. Potem oczywiście pracujesz nad strukturą i dokonujesz poprawek, ale istota znalezienia dobrego tematu lub charakteru muzyki zazwyczaj dzieje się w tym pierwszym momencie kontaktu”.

 

Według NBC News zainspirowany Sundance Institute Kaczmarek założył na początku lat 2000. Instytut Rozbitek, który miał na celu rozwijanie nowych idei w dziedzinach filmu, teatru, muzyki i nowych mediów. Później założył i pełnił funkcję dyrektora kreatywnego na międzynarodowym festiwalu filmu i muzyki Transatlantyk w Poznaniu w latach 2011 i 2012.
Jan Andrzej Paweł Kaczmarek – autor muzyki do ponad 70 filmów długometrażowych i dokumentalnych oraz polskich i amerykańskich spektakli teatralnych, zmarł 21 maja 2024 roku w wieku 71 lat.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

 

ad/ san/

Na pokładzie Boeinga 777 doszło do gwałtownych turbulencji. Jedna osoba zmarła, a ponad 70 odniosło obrażenia

0

Jedna osoba zmarła a ponad 70 odniosło obrażenia w wyniku gwałtownych turbulencji podczas lotu z Londynu do Singapuru. Na pokładzie Boeinga 777-300ER znajdowało się 211 pasażerów i 18 członków załogi – poinformowały w środę światowe agencje.

Ponad 140 pasażerów i członków załogi samolotu Boeing 777-300ER Singapore Airlines, który podczas z lotu z Londynu do Singapuru znalazł się w strefie silnych turbulencji, dotarło do Singapuru w środę rano po awaryjnym lądowaniu w Bangkoku. Wśród pasażerów dominowali Australijczycy, Brytyjczycy i Singapurczycy.

W wyniku incydentu 73-letni brytyjski pasażer zmarł na zawał serca. 71 rannych pasażerów, w tym sześcioro w stanie ciężkim, trafiło do szpitala. „W imieniu Singapore Airlines chciałbym złożyć najgłębsze kondolencje rodzinie i bliskim zmarłego” – oświadczył dyrektor generalny Goh Choon Phong.
Linie lotnicze poinformowały, że samolot znalazł się w strefie ekstremalnych turbulencji, gdy przelatywał nad dorzeczem Irrawadi w Birmie. Pilot zgłosił nagły wypadek medyczny – samolot został skierowany do Bangkoku. Według amerykańskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) wypadki lotnicze związane z turbulencjami są najczęstszym rodzajem niebezpiecznych zdarzeń z udziałem statków powietrznych.
Agencja Reuters zauważa, że Singapore Airline są powszechnie uznawane za jedną z wiodących linii lotniczych na świecie i nie odnotowały w ostatnich latach żadnych poważnych zdarzeń. Incydent bada Singapurskie Biuro Śledcze ds. Bezpieczeństwa Transportu (TSIB) przy udziale amerykańskich ekspertów. (PAP)

san/

Niemiecka pisarka laureatką Międzynarodowej Nagrody Bookera 2024

0

Powieść niemieckiej pisarki Jenny Erpenbeck „Kairos” w tłumaczeniu Michaela Hofmanna otrzymała we wtorek wieczorem Międzynarodową Nagrodę Bookera w dziedzinie literatury pięknej, jedną z najważniejszych brytyjskich nagród literackich.

Wydana w języku niemieckim w 2021 roku powieść „Kairos” to historia skomplikowanego romansu między młodą studentką a starszym pisarzem, rozgrywająca się w schyłkowym okresie istnienia Niemieckiej Republiki Demokratycznej, gdzie 57-letnia Erpenbeck się urodziła. Jak powiedziała w uzasadnieniu przewodnicząca jury, kanadyjska pisarka Eleonor Wachtel, powieść jest „bogato teksturowaną ewokacją udręczonego romansu, splątania osobistych i narodowych przemian”. „Podobnie jak NRD, (książka) zaczyna się optymizmem i zaufaniem, a potem tak bardzo się rozpada” – dodała.

Na stronie internetowej Nagrody Bookera napisano, że „Kairos” to „intymna i druzgocąca opowieść o drodze dwojga kochanków przez ruiny związku, rozgrywająca się na tle sejsmicznych przemian w historii Europy”.
Do tegorocznej Międzynarodowej Nagrody Bookera zgłoszono 149 książek, z których wybrano najpierw liczącą 13 pozycji długą listę nominowanych, a z niej – sześciu finalistów. Na długiej liście znalazł się zbiór opowiadań polskiej poetki i prozaiczki Urszuli Honek zatytułowany „Białe noce”, w przekładzie Kate Webster.
Międzynarodowa Nagroda Bookera przyznawana jest od 2005 r. dla powieści napisanych w innych językach niż angielski, przetłumaczonych na angielski i wydanych w Wielkiej Brytanii lub Irlandii. Nagrodzie towarzyszy premia pieniężna w wysokości 50 tys. funtów, która jest w równych częściach dzielona między autora i tłumacza wyróżnionej powieści. Międzynarodowa Nagroda Bookera uzupełnia przyznawaną od 1969 r. Nagrodę Bookera, która obecnie jest przyznawana dowolnej powieści napisanej po angielsku i wydanej w Wielkiej Brytanii, bądź w Irlandii.

 

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Kurtka z grzybów…? Materiał z grzybów zamiast ekoskóry

0

Naukowcy opracowali sprawniejszy sposób na hodowlę grzybów, z których można wytwarzać sztuczną skórę. Uważają, że to doskonały materiał na ubrania; niedługo ma być łatwiej dostępny.

Podczas gdy projektanci mody poszukują cały czas nowych rodzajów imitacji skóry, jednym z takich materiałów może być grzybnia wytwarzana przez niektóre gatunki. Można ją uzyskiwać niskim kosztem, nie szkodzi środowisku i jej produkcja nie wiąże się z dylematami etycznymi, jak ma to miejsce w przypadku skóry zwierzęcej.

Do tego, jako pożywkę dla jej hodowli można wykorzystywać różnego rodzaju odpady. Pod tym kątem bada się ją już od dłuższego czasu, ale brakowało dotąd sprawnego sposobu na jej wytwarzanie – zwracają uwagę naukowcy z University of Colorado (USA).
Teraz ma to się zmienić dzięki nowemu rodzajowi podłoża do hodowli grzybów dwóch gatunków – znanego z właściwości leczniczych Ganoderma lucidum (lakownica żółtawa) i Pleurotus djamor (boczniak różowy).
Jak wyjaśniają badacze, grzyby w postaci tzw. maty hoduje się zwykle na ciekłym lub stałym podłożu. Stałe podłoże pozwala na lepszy wzrost, ale ciekła pożywka umożliwia łatwiejsze zbieranie materiału. Istnieje jeszcze metoda tzw. ciekłej fermentacji, która szczególnie ułatwia wzrost grzyba, ale uzyskiwany produkt musi być poddawany specjalnej obróbce, aby uzyskać z niego matę.
W odpowiedzi na te wyzwania naukowcy opracowali specjalną pastę, która łączy zalety różnych wcześniejszych metod – doskonale wspiera wzrost grzyba i ułatwia jego zbieranie.
„Podczas gdy świat szuka sprzyjających środowisku alternatyw dla tradycyjnych materiałów, coraz więcej uwagi poświęca się wykorzystaniu żywych organizmów wytwarzających biodegradowalne materiały z niewielkim wpływem na naturę. Jednym z nich jest ekologiczna skóra z grzybów” – mówi prof. Assia Crawford, autorka pracy opublikowanej w piśmie „Research Directions Biotechnology Design” (https://www.cambridge.org/core/journals/research-directions-biotechnology-design/article/growing-mycelium-leather-a-paste-substrate-approach-with-posttreatments/8B0BAD4C1481BDE26583408B4FAA9D13).
„Biologiczne metody takie jak ta, którą sprawdziliśmy w naszym badaniu, przyczyniają się do rozwoju wysokiej jakości, alternatywnych materiałów. To z kolei może pomóc w poradzeniu sobie z wyzwaniami związanymi ze środowiskiem naturalnym i wysokim zapotrzebowaniem na tekstylia. Giętka struktura grzybni sprawia, że ma ona potencjał, aby zastąpić inne niż tkaniny materiały, takie jak naturalna czy sztuczna oparta na pochodnych ropy skóra. Jako naukowcy mamy obowiązek pracować nad nowymi, lepszymi materiałami, które pomogą ludzkości w poradzeniu sobie z kryzysem klimatycznym. To właśnie chcemy osiągnąć w naszych badaniach” – dodaje.(PAP)

Marek Matacz

 

mat/ bar/

Chatboty mówią nam to, co chcemy usłyszeć

0

Chatboty podają ograniczone informacje i wzmacniają postawy ideologiczne osób zadających pytania; mogą przez to prowadzić do bardziej spolaryzowanego myślenia w kontrowersyjnych kwestiach – wykazali naukowcy z Johns Hopkins University.

Nowe badanie podważa przekonanie, że chatboty są bezstronne i dostarcza wglądu w to, w jaki sposób korzystanie z systemów wyszukiwania konwersacyjnego może zwiększać podziały społeczne w kluczowych kwestiach oraz narażać ludzi na manipulację.

„Kiedy ludzie czytają treść wygenerowaną przez sztuczną inteligencję, myślą, że otrzymują bezstronne, oparte na faktach informacje – mówi główny autor badania dr Ziang Xiao. – Ale nawet jeśli chatbot nie jest zaprojektowany tak, aby był stronniczy, jego odpowiedzi odzwierciedlają uprzedzenia lub skłonności osoby zadającej pytania. Tak naprawdę ludzie otrzymują odpowiedzi, które chcą usłyszeć”.
Xiao i jego zespół podzielili się swoimi odkryciami podczas konferencji Association of Computing Machinery 2024, która odbyła się w Honolulu.
Na potrzeby badania naukowcy porównali sposób, w jaki ludzie wchodzą w interakcję z różnymi systemami wyszukiwania w obliczu kilku kontrowersyjnych kwestii. Zbadali respondentów przed użyciem wyszukiwarek (standardowych i opartych na AI) oraz po ich użyciu.
Poprosili 272 uczestników, aby zapisali swoje przemyślenia na takie tematy, jak opieka zdrowotna, kredyty studenckie czy tzw. miasta-sanktuaria (w USA miasta, w których ograniczona jest współpraca z federalnymi organami egzekwującymi prawo imigracyjne), a następnie wyszukali w internecie więcej informacji na wymienione tematy temat za pomocą chatbota lub tradycyjnej wyszukiwarki. Po zapoznaniu się z wynikami uczestnicy zapisali swoje odpowiedzi ponownie. Badacze poprosili ich także o przeczytanie dwóch przeciwstawnych artykułów na dany temat, po czym pytali, na ile ufają tym informacjom i czy uważają te punkty widzenia za skrajne.
Okazało się, że ponieważ chatboty oferowały węższy zakres informacji niż tradycyjne wyszukiwarki internetowe i dostarczały odpowiedzi odzwierciedlające wcześniejsze postawy uczestników, osoby, które z nich korzystały, jeszcze bardziej umacniały się w swoich poglądach i silniej reagowały na informacje, które te poglądy podważały.
„Ludzie mają tendencję do szukania informacji zgodnych z ich punktem widzenia, a takie zachowanie często więzi ich w +bańce+ podobnych osób i opinii” – uważa dr Xiao. Jak wyjaśnia dochodzi więc do efektu „komory echa” (echo chamber), czyli zjawiska, w którym użytkownicy mediów powtarzają to, co powiedzieli inni, ponieważ są otoczeni przez jednostronne myśli i poglądy.
„Odkryliśmy, że efekt komory echa jest dużo silniejszy w przypadku chatbotów niż w przypadku tradycyjnych wyszukiwarek internetowych” – podkreśla Xiao.
Według naukowca w przypadku kontaktów z chatbotami efekt komory echa wynika – przyjemniej częściowo – ze sposobu, w jaki użytkownicy wchodzą z nimi w interakcję. Zamiast wpisywać słowa kluczowe, jak to robią w przypadku tradycyjnych wyszukiwarek, najczęściej zadają im pełne pytania, np.: „Jakie są korzyści z powszechnej opieki zdrowotnej?” lub „Jakie są koszty powszechnej opieki zdrowotnej?”. Chatbot w takiej sytuacji odpowiada podsumowaniem zawierającym wyłącznie wspomniane w pytaniu korzyści lub koszty.
„Dzięki chatbotom ludzie są bardziej ekspresyjni i formułują pytania w bardziej konwersacyjny sposób. Jest to funkcją tego, jak mówimy w życiu – tłumaczy Xiao. – Ale tutaj nasz język może zostać użyty przeciwko nam”.
Autorzy badania chcieli sprawdzić, czy na poglądy użytkowników wpłynie to, czy chatbot będzie zgadzał się z ich poglądami, czy też je kwestionował. Najpierw zaprojektowali więc takiego, który na podstawie określonych wskazówek identyfikował poglądy ludzi i zgadzał się z nimi. W tym przypadku efekt komory echa okazał się jeszcze silniejszy.
Następnie przeszkolili innego chatbota, aby udzielał odpowiedzi, które nie zgadzały się z uczestnikami. Tym razem pierwotne opinie ludzi się nie zmieniły: ani nie pogłębiły, ani nie osłabły. W kolejnym kroku zaprogramowano chatbota tak, aby łączyłby swoje odpowiedzi z informacjami źródłowymi, co miało zachęcić użytkowników do sprawdzenia faktów. Jednak tylko ułamek uczestników badania zdecydował się skorzystać z tej opcji.
„Biorąc pod uwagę, że systemy oparte na sztucznej inteligencji są coraz łatwiejsze do zbudowania, złośliwe podmioty będą miały możliwość wykorzystania AI do tworzenia coraz większych polaryzacji w społeczeństwie” – podsumowuje dr Xiao.(PAP)
Katarzyna Czechowicz
kap/ bar/

Psycholog: Zabierzmy dzieciom cyfrowy smoczek [wywiad]

0

Problem zaczyna się, kiedy dziecko dostaje „cyfrowy smoczek” w postaci smartfonu, tabletu czy nieograniczonej dostępności do komputera: to jest początek końca utraty relacji rodzica z dzieckiem – powiedział PAP Daniel Dziewit, psychoterapeuta i psycholog.

PAP: Często mówi się o przemocy rodziców wobec dzieci, ale jest też druga strona tego medalu. Jak często w swojej pracy spotyka się pan z przemocą dzieci wobec rodziców?

Daniel Dziewit: To spory problem, często przewija się w rozmowach z rodzicami. Zauważam bardzo roszczeniowe podejście młodych do życia, ich dużą, moim zdaniem rosnącą agresję, która przybiera formy nie tylko werbalne. Ostatnia rozmowa dotyczyła 17-latka, który skopał matkę za to, że budziła go rano do szkoły, a on skończył swoje funkcjonowanie ok. czwartej nad ranem. Chłopak 80 proc. swojego życia spędza w grze online, trwającej 24 godziny na dobę. Mama nastolatka nie zgłosiła napaści na policję, co jest zresztą normą wśród rodziców – starają się chronić dzieci przed konsekwencjami.
Kolejna historia kilkunastolatka: pobił matkę i ojca za to, że wyłączyli prąd w domu, chcąc odciąć syna od utonięcia w sieci. To częsty wyraz rodzicielskiej desperacji – wykręcenie korków – żeby przywołać potomstwo do rzeczywistości, gdyż wszelkie prośby, próby perswazji, kończą się dzikimi awanturami. A ci młodzi ludzie, siedząc przed monitorami, naprawdę toną, zawalają nie tylko szkołę, ale całe swoje życie.
PAP: I destabilizują życie rodzinne.
D.D.: Tak się dzieje, zwłaszcza, jeśli w domu jest młodsze rodzeństwo – okazuje się, że nie matka czy ojciec mają decydujący głos, ale to starszy brat czy siostra rządzą. Przyszedł do mnie po pomoc starszy pan, ojciec rodziny, który chciał się poradzić, czy spisując kontrakt z synem dotyczący zasad korzystania z internetu, czasem nie naruszy jego praw, jako człowieka. A ten młody człowiek urządził piekło rodzinie – był agresywny, obrażał matkę najplugawszymi słowami, trzaskał drzwiami, szantażował rodziców mówiąc, że jeśli mu nie ulegną, zrobi sobie krzywdę. Kiedy próbowałem o tym z chłopakiem porozmawiać, oznajmił: „to wy macie problem, a nie ja”. Zero refleksji.
PAP: Pobicia, o których pan mówił, były dotkliwe?
D.D.: Nie na tyle, żeby można je było ująć w klauzulę mówiącą o uszkodzeniach ciała o skutkach trwających powyżej siedmiu dni. Natomiast pozostawiły ślady na ciałach i duszy rodziców. Moim zdaniem te działania miały na celu ich zastraszenie, co zresztą przyniosło skutek, gdyż ci ludzie obawiają się podjąć radykalne kroki. Boją się, że całkiem stracą kontakt z dziećmi, że prawo może je skrzywdzić, wreszcie obawiają się tego, że ich sprzeciw sprawi, iż sytuacja zacznie eskalować. Przykładem może być dziesięciolatek grożący matce, która wyłączyła mu komputer, że poderżnie sobie gardło. Mówiąc to trzymał nóż do filetowania ryb przy swojej szyi. Innym razem usiadł na parapecie okna i zagroził, że wyskoczy. Ustąpiła, jak zwykle.
PAP: Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie tylko te dzieci są zaburzone, ale także ich rodzice.
D.D.: Staram się nie oceniać tych matek i ojców, staram się ich rozumieć, tak po ludzku. Natomiast czasem moja percepcja wysiada. Jak w przypadku szesnastolatki, uzależnionej od technologii cyfrowych, samookaleczającej się, która trafiła na prywatną, sześciotygodniową terapię. Na detoks cyfrowy, za grube pieniądze. Psychoterapeuci pracowali z nią, wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, do momentu, kiedy mama przywiozła jej elektroniczny zegarek z dostępem do internetu. Wówczas proces naprawy legł w gruzach. Kiedy pytaliśmy matkę, dlaczego to zrobiła, odpowiedziała, że chciała mieć kontakt z córką, która obiecała, że nie będzie wchodzić na społecznościówki. Jedna i druga kłamała.
PAP: Ludzie dziś nie wyobrażają sobie, że można funkcjonować bez „bycia w kontakcie”.
D.D.: To wiara, jak w dogmat, że nie da się funkcjonować podczas procesu terapeutycznego bez telefonu. Ale przecież telefon nie jest naszym hipokampem ani naszą piątą kończyną – o czym jest przekonanych wiele osób. Tak dzieciaki uzależnione od mediów społecznościowych, jak i ich rodzice, obawiają się, że osoba, która w ramach detoksu funkcjonuje offline, straci znajomych, znajdzie się na bocznicy i już nie wróci do towarzystwa. To bzdura.
PAP: Może rodzice – sami uzależnieni od sieci – chcą racjonalizować swoje błędy, przysparzając tym samym cierpień dzieciom. Widziałam na ulicy obrazek, który mnie zdołował: w spacerówce siedział może dwuletni chłopczyk, w łapkach miał smartfon. Jego mama, pchając wózek, gapiła się w ekran swojego telefonu.
D.D.: To się samo komentuje… Na szczęście są rodzice w wieku 40+, którzy się otrząsają, otwierają oczy i zauważają: „okej, mówiliście nam o nie stawianiu granic, o tym, że wszystko wolno, że bezstresowe wychowanie jest najlepszą drogą do rozwoju młodego człowieka, ale zrobiliście nas po prostu w konia”. Mają rację – jeżeli nie ma granic, lubimy robić to, co nam się podoba i trudno nam się wpisywać w jakiekolwiek ramy.
PAP: Rodzice tych przemocowych nastolatków nie szukają pomocy na policji, ale szukają pomocy u psychologów. Co mówią te dzieciaki, jak się tłumaczą?
D.D.: Przepraszają, że to było tylko chwilowe, że to wcale nie jest problem. Bagatelizują, minimalizują, w ogóle nie chcą o tym rozmawiać. Wypierają.
PAP: Kiedy ten problem się zaczyna, jakie jest jego podłoże?
D.D.: W momencie, kiedy dziecko dostaje „cyfrowy smoczek” w postaci smartfonu, tabletu czy nieograniczonej dostępności do komputera – to początek końca utraty relacji z dzieckiem. Nierzadko bezpowrotne, w pewnym momencie dzieciak wchodzi w fazę krytyczną, gdzie nie ma już miejsca na psychoterapię, tylko pozostaje pole działania dla psychiatry. Wiele, wieleset godzin spędzonych przed monitorem, nie pozostaje bez wpływu na neurony i neuroprzekaźniki w mózgu. Stąd wiele trudności w zapamiętywaniu, w przyswajaniu treści, w nauce pisania, mówienia, czytania. Zauważyli to Szwedzi i rezygnują z technologii cyfrowej stosowanej w edukacji na rzecz zeszytów i książek. Świat cyfrowy, ciekawszy, bardziej kolorowy, nieoceniający, niewymagający, wciąga. Jeśli w nim jest tak dobrze, to dlaczego młody człowiek ma się męczyć w świecie analogowym, nudniejszym i jeszcze żądającym od niego wysiłku?
PAP: Dorośli odsuwają od siebie odpowiedzialność, tłumacząc się m.in. tym, że nie rozumieją tamtego świata.
D.D.: Nawet w tym analogowym świecie dzieci mają mnóstwo praw. W przeciwieństwie do dorosłych, którzy mają same obowiązki – muszą zapewnić byt rodzinie. Nie biorą pod uwagę tego, że powinni wychować dzieci w ten sposób, żeby i one mogły kiedyś realizować swoje obowiązki. A jak coś złego z dzieciakiem się dzieje, to nie szukają winy w sobie, tylko krążą po gabinetach psychoterapeutów, przy czym kolejni są odrzucani przez dziecko, bo „nie ma tego flow”. To jest błędne koło, uzależnione dzieci manipulują swoimi, także uzależnionymi, rodzicami.
Nawiązując do tego dwulatka ze smartfonem: za kilka lat, gdy to dziecko będzie już całkiem uzależnione, jego matka będzie starała się oderwać synka od tego narzędzia. A on nie będzie rozumiał, dlaczego jego mamusia, która do tej pory na wszystko się zgadzała, nagle chce go wyrwać z jego ukochanego świata. Bo ten chłopczyk, proszę mi wybaczyć przenośnię, nie jest już człowiekiem, on stał się „smartfonem”, nie może bez niego żyć.
PAP: Ma pan pomysł, w jaki sposób rozwiązać ten problem?
D.D.: Warto ograniczyć korzystanie z technologii cyfrowych dla dzieci. Np. w Wielkiej Brytanii te ograniczenia wejdą w życie jesienią. Badania NASK robią dobrą robotę, bo pokazują, w jaki sposób te „przegięcia” cyfrowe wpływają na całe społeczeństwo. Zaburzenia, problemy psychiczne – to nie tylko koszt dziś dla NFZ-u, ale także dla przyszłości naszej gospodarki. Nie wiem, czy to dobrze zabrzmi, ale Chińczycy, którzy tworzą najwięcej problematycznych treści w infosferze, zauważyli, że uzależnienie od sieci jest problem społecznym numer jeden i „stają na uszach”, żeby detoksykować od tego zagrożenia swoją młodzież.(PAP)

Rozmawiała: Mira Suchodolska

 

Autorka: Mira Suchodolska

 

mir/ jann/ mow/

Raport: Kupujemy mniej samochodów elektrycznych niż rok temu

0

W marcu br. zarejestrowano w Polsce 1700 samochodów w pełni elektrycznych, co oznacza spadek o 10,9 proc. rok do roku. Najatrakcyjniejsze cenowo są pojazdy chińskich marek, ale polscy nabywcy najczęściej wybierają Teslę – wynika z danych przedstawionych w raporcie firmy Rankomat.pl.

W marcu 2024 r. zarejestrowano w Polsce 1 700 samochodów w pełni elektrycznych (BEV). W porównaniu do lutego br. to więcej o 300 sztuk. Jednak już w ujęciu rok do roku, liczba rejestracji tego typu pojazdów spadła o 10,9 proc. – wynika z raportu firmy Rankomat.pl powołującej się na najnowsze dane Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA).

W raporcie wskazano, że zmniejszył się również udział elektryków w ogólnej puli rejestrowanych pojazdów. W marcu 2023 r. samochody BEV stanowiły 3,9 proc. wszystkich rejestrowanych w naszym kraju aut. W analogicznym okresie tego roku odsetek ten wyniósł 3,4 proc. Według autorów raportu wskazuje to na spadek zainteresowania Polaków samochodami elektrycznymi. Jednym z czynników, który powstrzymuje potencjalnych nabywców przed zakupem auta z napędem elektrycznym są wciąż wysokie koszty zakupu. Może to prowadzić do wzrostu zainteresowania markami chińskimi, które oferują samochody elektryczne w niższych cenach niż koncerny europejskie i amerykańskie.
Jak podaje Rankomat.pl, przytaczając szacunki Europejskiej Federacji Transportu i Środowiska, w 2024 r. chińskie marki mogą zdobyć 11 proc. rynku nowych samochodów elektrycznych w Unii Europejskiej. W 2027 r. udział ten może zwiększyć się nawet do 20 proc. Według danych IBRM Samar w okresie luty-marzec 2024 r. w naszym kraju zarejestrowano 533 samochody chińskich producentów, co oznacza czterokrotny wzrost rok do roku. Najpopularniejszą marką jest MG – dokonano 411 rejestracji tych samochodów. MG4 klasy C można kupić już za 121 200 zł i jest to jedno z najtańszych aut elektrycznych na polskim rynku.
Jeśli dodatkowo zakup takiego samochodu zostanie sfinansowany z pomocą państwowych dopłat, jego ostateczny koszt może okazać się nawet niższy niż cena nowego samochodu spalinowego podobnej klasy – wskazali specjaliści z firmy Rankomat.pl. Dla porównania, ceny Opla Astra z silnikiem benzynowym zaczynają się od kwoty ok. 110 000 zł. Atrakcyjne cenowo są również chińskie elektryki wyższej klasy. Np. T90 EV kosztuje ok. 170 000 zł, a Euniq6 SUV ponad 180 000 zł. Dla porównania, za najtańszy model Tesli trzeba zapłacić około 200 000 zł. Z kolei samochód z silnikiem Diesla podobnej klasy co Euniq6 SUV, np. model Kia Sorento, kosztuje ponad 241 000 zł.
Z przedstawionych w raporcie danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że na razie polscy nabywcy ufają głównie Tesli. W I kw. 2024 r. zarejestrowano w Polsce 1264 pojazdy tego producenta. Najczęściej rejestrowanym elektrykiem w tym okresie była Tesla Model Y, a zaraz za nią uplasowała się Tesla Model 3. Trzecie miejsce na podium zajęło Volvo EX30.
Na rynku używanych samochodów elektrycznych preferencje kształtują się nieco inaczej – zaznaczono w raporcie. Według portalu gramwzielone.pl, najwięcej ogłoszeń o sprzedaży elektryków z drugiej ręki w serwisie Otomoto dotyczyło takich modeli jak Nissan Leaf, BMW i3 i Tesla Model S.
W raporcie przypomniano, że zainteresowani kupnem nowego pojazdu z napędem całkowicie elektrycznym mogą skorzystać z ogólnokrajowego programu „Mój Elektryk”. W przypadku osób niemających Karty Dużej Rodziny, przysługuje bezzwrotna dopłata do 18 750 zł, a maksymalna cena pojazdu nie może przekroczyć 225 000 zł. Osoby z Kartą Dużej Rodziny mogą natomiast uzyskać dopłatę w kwocie 27 000 zł i nie obowiązuje ich limit ceny samochodu. W przyjętej pod koniec kwietnia Rewizji Krajowego Planu Odbudowy również przewidziano dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych. Co więcej, wsparcie to ma obejmować także zakup używanego elektryka, wzięcie nowego pojazdu w leasing czy wynajem długoterminowy.
„Oprócz programów rządowych, wsparciem w zakupie samochodu elektrycznego mogą być także specjalne ekokredyty oferowane obecnie w kilku bankach. Zwykle mają nieco korzystniejsze oprocentowanie niż inne formy finansowania takie jak np. kredyt gotówkowy czy samochodowy. Co ciekawe, środki z takiego kredytu można przeznaczyć także na inne projekty ekologiczne np. zakup i montaż odnawialnych źródeł energii” – poinformowała Katarzyna Gaweł z rankomat.pl.
Jak wskazali autorzy raportu, ekspansja chińskich marek na rynku samochodów elektrycznych może być zastopowana. Komisja Europejska prowadzi bowiem dochodzenie w stosunku do producentów chińskich pojazdów elektrycznych, aby ustalić, czy nie korzystają oni z subwencji rządowych. Aktualna stawka cła wynosi 10 proc., ale ewentualna podwyżka wprowadzona w celu ochrony europejskiego rynku przed niedozwolonymi praktykami konkurencyjnymi może zwiększyć opłaty celne do 20, a nawet 25 proc. Jak zauważono w raporcie, cła mogą być jeszcze wyższe, jeśli Unia Europejska pójdzie w ślady USA. Prezydent Joe Biden zapowiedział bowiem, że cło na samochody elektryczne z Chin w Stanach Zjednoczonych zostanie zwiększone do 100 proc.
Rankomat.pl to platforma internetowa, która oferuje możliwość porównania ofert ponad 30 marek ubezpieczeniowych i 25 bankowych. Użytkownik serwisu może wybrać dopasowany do swoich potrzeb produkt samodzielnie lub z telefonicznym wsparciem doradcy. (PAP)

gkc/ mmu/

Wyschnięta rzeka pomogła w budowie słynnych egipskich piramid

0

Piramidy w Gizie zostały zbudowane wzdłuż wyschniętej odnogi Nilu – twierdzą archeolodzy. Znalezienie kolejnych, dawnych rzek może pomóc w odkrywaniu nieznanych jeszcze tajemnic Egiptu – sugerują.

Zespół z University of North Carolina Wilmington, na łamach pisma „Communications Earth & Environment” (https://www.nature.com/articles/s43247-024-01379-7) opisał odkrycie, które może tłumaczyć, dlaczego piramidy w Gizie układają się w przybliżeniu w linię prostą.

Zdaniem badaczy piramidy te, postawione na niegościnnym pasmie Sahary, powstały wzdłuż wyschniętego odnóża Nilu.
„Wielu z nas, którzy interesujemy się starożytnym Egiptem, zdaje sobie sprawę z tego, że Egipcjanie musieli wykorzystywać cieki wodne do stawiania swoich monumentalnych budowli, takich jak piramidy czy świątynie. Nikt jednak nie był pewien lokalizacji, kształtu, wielkości czy odległości tych dużych cieków od miejsca postawienia piramid” – zaznacza kierująca pracami prof. Eman Ghoneim. – „Nasze badanie dostarcza pierwszej wykonanej w takiej skali mapy jednej z głównych dawnych odnóg Nilu i łączy ją z największym polem piramid w Egipcie”.
Opisywane piramidy zbudowano w ciągu ok. tysiąca lat, a prace rozpoczęły się 4,7 tys. lat temu.
Obecnie leżą na brzegu wyjątkowo nieprzyjaznej Zachodniej Pustyni na Sacharze. Jednak pozostałości sedymentacyjne wskazują, że Nil połączony był z kilkoma nieobecnymi dzisiaj odnogami.
Już wcześniej spekulowano, że jedna z nich mogła biec wzdłuż piramid Gizy. Teorię tę prof. Ghoneim i jej zespół potwierdzili dzięki analizie zdjęć satelitarnych, badań geofizycznych i analiz próbek osadów.
Nieznaną wcześniej odnogę badacze chcą nazwać Ahramat, co po arabsku znaczy „piramidy”.
Analizy wskazują, że ok. 4,2 tys. lat temu coraz większe ilości niesionego przez wiatr piasku, towarzyszące suszy, spowodowały przesunięcie cieku na wschód i jego ostateczne wyschnięcie.
Archeolodzy zwracają uwagę, że wiele piramid połączonych jest z groblami, które biegną do brzegów dawnej rzeki. Pozwala to sądzić, że najprawdopodobniej wykorzystano ją do transportu materiału potrzebnego do budowy.
Przyszłe badania mogą natomiast pozwolić na odkrycie innych, wyschniętych koryt rzecznych, wokół których będą mogły skoncentrować się prace wykopaliskowe – uważają naukowcy. (PAP)

Marek Matacz

 

mat/ zan/

Kredyt „Na start” zagrożony. Bez niego rynek… ustabilizuje się, a ceny mieszkań spadną!

0

Flagowy program mieszkaniowy rządu stoi pod znakiem zapytania. Prace utykają, ostro krytykuje go Lewica. Jeśli programu „Na start” nie będzie, rynek się ustabilizuje, a ceny mieszkań spadną – informuje w środowym wydaniu „Rzeczpospolita”.

Końca prac nad programem „Na start” nie widać. Konsultacje zostały przedłużone do końca maja. Nieoficjalnie można usłyszeć, że nowy minister rozwoju Krzysztof Paszyk z PSL, który stanął na czele resortu w ramach niedawnej rekonstrukcji rządu, „ostateczne decyzje co do losów całego projektu podejmie później”. W tej chwili żaden wariant projektu nie jest przesądzony. Nadal nieobsadzone pozostaje stanowisko wiceministra rozwoju ds. budownictwa, zwolnione przez Krzysztofa Kukuckiego z Lewicy, który został prezydentem Włocławka – informuje środowa „Rzeczpospolita”.

„Szum informacyjny, niepewność. Sytuacja jest dziwna, nikomu nie służy. Deweloperzy nie wiedzą, co, kiedy, komu i na jakich warunkach mogą zaoferować. Nie wiedzą, na jak długo mogą rezerwować mieszkania. Jeśli programu nie będzie, jakaś liczba umów się +wykolei+” – tak sytuację związaną z programem „Na start” opisuje cytowany przez dziennik ekspert Jan Dziekoński, założyciel portalu FLTR.pl.
Dziekoński ostro krytykuje projekt programu, twierdząc, że to „populistyczne i polityczne protezy, które nie rozwiązują problemów mieszkaniowych mniej zamożnych Polaków”. Jego zdaniem, zamiast dosypywać pieniądze na rynek, trzeba przede wszystkim opracować systemowy program zrównoważenia popytu i podaży. Wyjaśnia, że można to zrobić, zwiększając nie tylko ofertę mieszkań do zakupu, ale i na wynajem – informuje gazeta.(PAP)

gkc/ wus/

Ilu dokładnie Polaków rodzi się i umiera? GUS nie wie…

0

Bez kompletnych danych obliczenia wskaźników niezbędnych do ustalania wysokości emerytur czy subwencji wypłacanych samorządom będą obarczone błędem – donosi w środowym wydaniu „Dziennik Gazeta Prawna”.

Jak wskazuje gazeta, jest to „efekt zamieszania z obowiązującymi od stycznia wzorami kart urodzeń oraz zgonów i nowymi zasadami przesyłania danych między placówkami medycznymi, urzędami stanu cywilnego i Głównym Urzędem Statystycznym”.

GUS alarmuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji o trudnościach w pozyskiwaniu niezbędnych informacji. „Badania urodzeń i zgonów przestaną być badaniami pełnymi, co rzutować będzie na wiarygodność przetwarzanych w nich informacji i uniemożliwi ich wykorzystywanie przez odbiorców zewnętrznych” – czytamy w piśmie, które wojewodowie rozesłali do kierowników USC w całej Polsce.
„Kierownicy USC uważają jednak, że wywiązują się ze swoich obowiązków, a MSWiA i GUS wymagają od nich przesyłania papierowych dokumentów, których jednak nie mogą udostępniać. Wszystko przez to, że część placówek medycznych nie dostosowała się do nowych obowiązków i ma problemy z elektroniczną wysyłką informacji do GUS” – czytamy w „DGP”. (PAP)

 

akr/ jra/

Amerykański komentator Tucker Carlson z własnym programem w państwowej rosyjskiej telewizji Russia 24

0

Amerykański komentator Tucker Carlson rozpoczął prowadzenie własnego programu w objętej zakazem nadawania na terytorium UE państwowej rosyjskiej telewizji Russia 24. Carlson pracował wcześniej w stacji Fox News. Jest znany z prorosyjskich i proputinowskich wypowiedzi oraz rozsiewania teorii spiskowych.

Pierwszy odcinek programu pt. „Tucker” wyemitowano w poniedziałek wieczorem i było to powtórzenie materiału dostępnego wcześniej w mediach społecznościowych Carlsona. Opowiadał o kleszczach i boreliozie, łącząc tę chorobę z badaniami amerykańskiego rządu nad bronią biologiczną.

Słynący z kontrowersji Carlson był gospodarzem najpopularniejszego programu publicystycznego amerykańskiej stacji Fox News. Rozstał się z nią blisko rok temu, po tym gdy stacja musiała zapłacić blisko 800 mln dolarów producentowi maszyn do głosowania za kłamstwa o rzekomych fałszerstwach wyborczych w USA głoszone m.in. w audycji Carlsona.
Podczas pracy w Fox News Carlson dał się poznać jako zagorzały krytyk amerykańskiej pomocy dla Ukrainy. Przed inwazją sugerował, że Ameryka powinna stać po stronie Rosji, zaś już po agresji wielokrotnie opowiadał się przeciwko pomaganiu Kijowowi.
Po odejściu z Fox News prowadzi własny program, który można oglądać w sieciach społecznościowych.
W lutym 2024 r. przeprowadził wywiad z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Była to pierwsza rozmowa Putina z zachodnim publicystą od napaści Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. Wizytę Carlsona w Moskwie obszernie relacjonowały rosyjskie media państwowe, a rozmowa z rosyjskim dyktatorem została wykorzystana przez kremlowską propagandę.
Wywiad z Putinem został powszechnie skrytykowany na Zachodzie jako pełen kłamstw i manipulacji. Rosyjski dyktator mówił w nim m.in. o tym, że inwazja na Ukrainę była spowodowana rozszerzeniem NATO. Oskarżył też Polskę o współpracę z Hitlerem i odpowiedzialność za wybuch II wojny światowej, co spotkało się z reakcją polskiego MSZ i ministra Radosława Sikorskiego.
Na początku czerwca 2022 r. Rada Unii Europejskiej wpisała stację Rossija 24/Russia 24 na listę kanałów objętych zakazem emisji na terenie Wspólnoty.(PAP)
adj/ mms/

Komisja Europejska łaskawa dla Tuska? Jourova zdradza pewien fakt

0

Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Viera Jourova przyznała we wtorek, że procedura z art. 7 wobec Polski jest zamykana w momencie, gdy nie wszystkie akty ustawodawcze zostały przyjęte. Jak powiedziała, sędziowie w Polsce przestali być jednak prześladowani.

Po posiedzeniu ministrów ds. europejskich z krajów członkowskich, którzy zajęli się procedurą z art. 7 przeciwko Polsce, Jourova zapowiedziała, że zakończenie tej procedury nastąpi w nadchodzących dniach.

Wiceszefowa KE mierzyła się z pytaniami dziennikarzy, którzy pytali, czy w tego typu procedurach KE bierze się jednak pod uwagę wyłącznie prawa już przyjętego, podczas gdy w Polsce wszystkie reformy są dopiero planowane lub w toku.
„Przyznaję, że obecnie finalizujemy art. 7 w sytuacji, gdy wszystkie akty ustawodawcze nie zostały w pełni przyjęte. Jesteśmy tego świadomi” – mówiła Jourova. „Ale dla mnie ważne jest, abyśmy mogli z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że nie widzimy już w Polsce poważnych naruszeń praworządności, bo sędziowie nie są celem nieuczciwych postępowań dyscyplinarnych. Sędziowie nie są pouczani, jakie decyzje mogą podejmować, ani nie są prześladowani za swoje wyroki” – broniła decyzji KE Jourova.
„W Polsce już tak nie jest. Są to więc w naszej ocenie zmiany bardzo pozytywne, które doprowadziły do przekonania, że możemy jednocześnie wstrzymać art. 7, aby kontynuować monitorowanie (Polski – PAP) w ramach raportu na temat praworządności, który stosuje tę samą metodologię we wszystkich państwach członkowskich. I jest to w pełni zgodne z naszą umową z polskimi władzami, że rozumieją one, że nadal będą przedmiotem oceny” – powiedziała Jourova.
Podczas posiedzenia we wtorek wątpliwości jako jedyne państwo zgłosiły Węgry. Węgierski minister ds. europejskich Janos Boka napisał w serwisie X, że nie otrzymał kluczowych odpowiedzi na pytania do KE dotyczące wycofania procedury wobec Polski. „To jest drugi prezent wyborczy Komisji Europejskiej dla nowego rządu na jeszcze większą chwałę rządów prawa” – podkreślił.
Rząd w Budapeszcie wysłał wcześniej list do KE, w którym pytał m.in. o wypłatę Polsce środków z Krajowego Planu Odbudowy.
Z Brukseli Magdalena Cedro (PAP)

mce/ kar/ wus/

Próbują ukryć okrucieństwo? Izraealczycy zarekwirowali kamerę Associated Press, która przekazywała na żywo obraz północy Strefy Gazy

0

USA nieoficjalnymi kanałami wezwały władze Izraela do zwrotu sprzętu agencji AP i cofnięcia zakazu transmiji na żywo obrazu ze Strefy Gazy – poinformowała we wtorek AP, powołując się na wyższego urzędnika administracji. Zaniepokojenie decyzją Izraela wyraziła także ONZ i Komitet Obrony Dziennikarzy (CPJ).

Funkcjonariusze izraelskiego ministerstwa komunikacji zarekwirowali we wtorek na południu kraju kamerę Associated Press, która od dłuższego czasu przekazywała na żywo obraz północy Strefy Gazy. Agencję oskarżono o naruszanie izraelskiego prawa poprzez udostępnianie obrazu katarskiej stacji Al-Dżazira, której zakazano działalności w kraju.

Al-Dżazira jest jednym z tysięcy klientów AP, którzy otrzymują obraz z ustawionej na stałe kamery – tłumaczyła agencja.
Wcześniej we wtorek rzeczniczka Białego Domu Karine Jean-Pierre powiedziała, że USA „badają” tę sprawę i podkreśliła, że dziennikarze muszą mieć warunki, by wykonywać swoją pracę, ale nie potępiła działań Izraela.
Według izraelskiego portalu Ynet o działaniach kierowanego przez Szlomo Kariego ministerstwa komunikacji nie uprzedzono wcześniej premiera Benjamina Netanjahu.
To, że Izrael wymusił przerwanie prowadzonej na żywo transmisji, jest „dość szokujące”, AP powinna mieć możliwość swobodnego wykonywania swojej pracy – powiedział Stephane Dujarric, rzecznik sekretarza generalnego ONZ Antonio Guterresa.
Izrael musi zwrócić AP skonfiskowany sprzęt i przestać nękać i cenzurować dziennikarzy relacjonujących wojnę – napisano w komunikacie CPJ.
Wiosną w Izraelu przyjęto nową ustawę o zagranicznych mediach, nazywaną potocznie „ustawą o Al-Dżazirze”. Na jej podstawie rząd może tymczasowo zakazać działalności tym z nich, które – według służb – zagrażają bezpieczeństwu narodowemu. Rząd wykorzystał to prawo na początku maja, zawieszając działalność Al-Dżaziry w Izraelu. Biura stacji zostały zamknięte, a sprzęt skonfiskowany.
Izraelski rząd od dawna oskarżał Al-Dżazirę o stronniczość w relacjonowaniu wojny w Strefie Gazy. Premier Benjamin Netanjahu nazywał stację „terrorystyczną”. Al-Dżazira jest jedną z niewielu stacji, która cały czas nadaje informacje ze Strefy Gazy.(PAP)

adj/ kar/

Reksio, Bolek i Lolek… Otwarcie Centrum Bajki i Animacji

0

Interaktywne Centrum Bajki i Animacji OKO przy bielskim Studio Filmów Rysunkowych zostanie otwarte w piątek. Twórcy centrum postawili sobie za cel opowiedzieć w ciekawy sposób historię miejsca, w którym powstały seriale o Reksiu czy Bolku i Lolku.

„Celem, który przyświecał nam podczas tworzenia Centrum, było podtrzymanie tradycji, a zarazem opowiedzenie w ciekawy, nowoczesny sposób kilkudziesięcioletniej historii bielskiego Studia Filmów Rysunkowych. Chcieliśmy zaciekawić najmłodszych gości, którzy być może dopiero u nas po raz pierwszy zetkną się z takimi bohaterami, jak Reksio, Bolek i Lolek, Baltazar Gąbka czy Smok Wawelski, a u ich rodziców czy dziadków obudzić najmilsze wspomnienia z dzieciństwa” – powiedziała wicedyrektor Studia Karolina Lorenc.

Jak podkreśliła, Centrum jest rodzajem „edukacyjnej platformy międzypokoleniowej”, gdzie goście wykorzystując najnowocześniejsze techniki multimedialne będą mieli możliwość uczyć się przez zabawę.
„To największa tego typu inwestycja nie tylko w Polsce, ale również w tej części Europy” – podkreśliła Lorenc.
Główną atrakcją Centrum jest multimedialna i interaktywna wystawa stała, zlokalizowana na dwóch kondygnacjach. Opowiada historię Studia oraz przybliża proces tworzenia animacji. Zwiedzający zobaczą, jak powstaje film rysunkowy: od pierwszej postawionej kreski, przez stworzenie postaci, tła, aż po ożywienie i udźwiękowienie obrazu. Zwiedzający mogą wcielić się w rolę reżysera i samodzielnie stworzyć własną animację. Częścią centrum jest sala kinowa i amfiteatr.
Oficjalne otwarcie nastąpi w piątek po południu. W weekend będzie można odwiedzić OKO, zaplanowano szereg atrakcji. W amfiteatrze odbędzie się oficjalna premiera książki „Kocia Szajka i zaginione bajki” i spotkanie autorskie z Agatą Romaniuk, twórczynią serii o czworonożnych detektywach. Akcja opowieści toczy się w bielskim Centrum. W sali kinowej pokazany zostanie premierowo pilotażowy odcinek serialu „Bystre Oczka”, nowej produkcji Studia. Odbędą się także warsztaty filmowe, gry terenowe oraz koncerty.
Budowa Centrum trwała od lutego 2022 roku. Pierwszym krokiem był demontaż budynku, w którym mieściła się między innymi sala kinowa. Później wzniesiony został w tym miejscu nowy gmach, który z zabytkową siedzibą Studia połączyła przewiązka. Koszt całkowity – łącznie z remontem siedziby wytwórni – wyniósł około 41 mln zł. Na budżet inwestycji złożyły się pozyskane przez Studio fundusze norweskie, pieniądze z resortu kultury, a także samorządu Bielsko-Biała. Gmina pod budowę przekazała działkę.
Studio Filmów Rysunkowych powstało w 1947 roku. W bielskiej wytwórni powstawały przede wszystkim seriale dla najmłodszej widowni o przygodach Reksia, Bolka i Lolka, Baltazara Gąbki czy Pampaliniego. Z instytucją współpracowali między innymi Zbigniew Lengren, Jan Szancer, Józef Szajna, Jan Brzechwa, Ludwik Jerzy Kern, Stefan Kisielewski, Krzysztof Komeda i Krzysztof Penderecki. (PAP)

Autor: Marek Szafrański

 

szf/ aszw/

Katecheci przeciwko zmianom zasad organizacji religii w szkołach

0

Nauczyciele ze Stowarzyszenia Katechetów Świeckich krytykują propozycję MEN zmian w zasadach organizacji lekcji religii w szkołach. Według nich spowodują one utratę pracy przez część katechetów. Opowiadają się za natomiast za wprowadzeniem obowiązkowych dla uczniów lekcji religii lub etyki.

Pod koniec kwietnia do konsultacji publicznych trafił projekt nowelizacji rozporządzenia ministra edukacji w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach. Zaproponowano w nim uelastycznienie możliwość organizacji nauki religii i etyki. Łatwiej niż dotychczas będzie można tworzyć grupy dzieci z różnych roczników i oddziałów klasowych.

We wtorek na konferencji prasowej przed Sejmem odnieśli się do tego projektu nauczyciele religii ze Stowarzyszenia Katechetów Świeckich (SKŚ).
Przewodniczący Stowarzyszenia Piotr Janowicz podkreślił, że tworzenie grup międzyklasowych jest niekorzystne dla uczniów. „Oznacza, że w jednej grupie na lekcje religii, bądź etyki, będą uczęszczać uczniowie klas IV z VII lub VIII albo I z III. Takie rozwiązanie zaproponowane przez ministerstwo ignoruje całkowicie poziom rozwoju emocjonalnego i intelektualnego uczniów oraz ich realne potrzeby w tym zakresie, a także zdobytą przez nich do tej pory wiedzę” – powiedział.
Według Janowicza połączeni w takie grupy uczniowie zostaną pozbawieni równych szans edukacyjnych, a co więcej – jak zaznaczył – to rozwiązanie spowoduje dyskomfort u uczniów młodszych, którzy będą czuli, że odstają wiedzą od uczniów starszych, z kolei starsi uczniowie nie będą uczyć się rzeczy nowych, tylko pozostaną na dotychczasowym poziomie.
Przewodniczący Stowarzyszenia ocenił także, że wprowadzenia w życie proponowanych zmian spowoduje utratę pracy przez część nauczycieli. Zapytany, jak szacuje skalę zwolnień, odpowiedział, że nie potrafi podać konkretnej liczby, ale może powiedzieć, jak to będzie mogło wyglądać w szkole podstawowej, w której sam uczy. Podał, że obecnie jest tam dwóch katechetów, po wejściu w życie zmian jeden z nich na pewno straci pracę, a nie wiadomo jeszcze, czy ten drugi będzie miał pełny etat. „Możemy powiedzieć, że z dwóch etatów może zrobić się pół etatu” – odpowiedział.
Obecny na konferencji przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” Waldemar Jakubowski ocenił, że „może to być narastający proces”. „Jeśli będą utrudnienia w organizacji lekcji religii, to na pewno część rodziców będzie z nich rezygnowała, bo jeśli dziecko będzie miało czekać dwie, trzy godziny na połączoną lekcję religii z różnych oddziałów klasowych, to nie zaczeka, tylko pójdzie do domu” – wyjaśnił.
Dariusz Kwiecień z zarządu SKŚ poinformował, że Stowarzyszenie wystosowało list otwarty do prezydenta Andrzeja Dudy, marszałka Sejmu Szymona Hołowni i minister edukacji Barbary Nowackiej. Zaproponowało w nim jak najszybsze zawarcie „porozumienia w kwestii moralnego i etycznego kształcenia dzieci i młodzieży”, polegającego na nadaniu lekcjom religii oraz etyki statusu zajęć obligatoryjnych jako wymiennych przedmiotów szkolnych.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami zajęcia z religii lub etyki organizowane są w szkole lub przedszkolu na wniosek rodziców. Uczestniczenie w nich nie jest obowiązkowe. Uczeń może chodzić na religię albo na etykę, może także chodzić na oba przedmioty, lub na żaden z nich.
Przedszkole i szkoła są obowiązane zorganizować lekcje religii w danym oddziale lub danej klasie szkoły, jeżeli na lekcje religii zgłosi się nie mniej niż siedmiu uczniów danego oddziału lub danej klasy. Analogicznie jest w przedszkolach, jeżeli zgłoszonych zostanie nie mniej niż siedmioro dzieci danego oddziału, to przedszkole jest zobowiązane zorganizować lekcje dla tego oddziału. W przypadku gdy na naukę religii zgłosi się mniejsza liczba uczniów danego oddziału lub danej klasy, przedszkole lub szkoła mają obowiązek zorganizować lekcje religii w grupie międzyoddziałowej lub międzyklasowej. Te same zasady organizacji zajęć dotyczą lekcji etyki.
Projektowana nowelizacja rozporządzenia ma na celu umożliwienie organizowania lekcji religii w grupie międzyoddziałowej lub międzyklasowej obejmującej uczniów oddziałów lub klas, także wtedy, gdy w oddziale lub w klasie na lekcję religii zgłosiło się siedmiu lub więcej uczniów. To samo ma dotyczyć lekcji etyki. Ta zasada ma obowiązywać także w przedszkolach.
Jednocześnie wprowadzona ma być wprowadzony przepis, zgodnie z którym w klasach IV-VIII szkoły podstawowej i w szkołach ponadpodstawowych w zorganizowanej w ten sposób grupie międzyoddziałowej (uczniowie z różnych oddziałów klasowych) lub międzyklasowej (uczniowie z różnych roczników) maksymalnie może być 30 uczniów, a w przedszkolach i klasach I-III szkół podstawowych maksymalnie może być 25 dzieci. Dodatkowo w szkole podstawowej możliwe będzie tworzenie grup międzyklasowych wyłącznie w ramach danego etapu edukacyjnego, czyli dla klas I–III albo klas IV–VIII.
Projektowana nowelizacja rozporządzenia ma wejść w życie z dniem 1 września 2024 r. (PAP)

 

Autorka: Danuta Starzyńska-Rosiecka

Tusk protestujących w Sejmie rolników nazywa polityczno-związkowymi działaczami i życzy „dobrej kondycji”

0

Życzę wszystkim dobrej kondycji; uważam, że nie warto narażać dla manifestacji politycznych własnego zdrowia – powiedział we wtorek premier Donald Tusk pytany o głodujących w Sejmie rolników.

Premier Tusk oświadczył, że minister rolnictwa Czesław Siekierski proponował rolnikom spotkanie. Jego zdaniem „tak naprawdę działaczom związkowym tej grupy, która okupuje jedno z pomieszczeń sejmowych, nie chodzi o (…) załatwienie jakiegoś problemu”.

W związku z tym – jak dodał – „życzy wszystkim dobrej kondycji” – powiedział. „Uważam, że nie warto narażać dla manifestacji politycznych własnego zdrowia” – dodał Tusk.
Podkreślił, że ma nadzieję, iż „ci, którzy zdecydowali się na tę akcję zrozumieją, że wszystko jest do załatwienia w normalnym trybie”. Takim normalnym trybem jest, zdaniem Tuska, spotkanie z ministrem rolnictwa u niego w resorcie albo w Centrum Dialogu.
Donald Tusk zwrócił uwagę, że na co dzień zajmuje się sprawami rolnictwa, teraz jest do rozwiązania problem ewentualnych konsekwencji przymrozków i gradobicia: „szukamy sposobów jak pomagać tym, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji” – zaznaczył.
„Ta polityczna manifestacja w Sejmie to nie jest obrona interesów rolników, tylko polityka. I trudno mi wziąć odpowiedzialność za działania moich politycznych oponentów. Niech oni biorą za siebie odpowiedzialność, tak jak ja biorę za siebie” – zakończył premier.
9 maja grupa 11 rolników rozpoczęła w Sejmie protest, domagając się rozmowy z premierem Donaldem Tuskiem o unijnym Zielonym Ładzie. W poniedziałek Mariusz Borowiak z „Orki” ogłosił rozpoczęcie przez protestujących strajku głodowego. Zapowiedział, że protest będzie kontynuowany do czasu, aż Tusk spotka się z nimi.
W sobotę dwóch protestujących musiało przerwać głodówkę. Jak powiedział PAP Mariusz Borowiak ze Związku Rolniczego Orka, rolnicy, którzy trafili do szpitala, zostali nawodnieni i podano im lekarstwa. „Zaproponowano im dalszą hospitalizację, ale poczuli się na tyle dobrze, że chcieli wrócić do Sejmu, jednak Straż Marszałkowska ich nie wpuściła” – dodał Borowiak. Obecnie protest kontynuuje czterech rolników. (PAP)

 

mir/ par/

Ceny nieruchomości w Kalifornii biją historyczne rekordy. Przoduje San Francisco

0

Ceny domów w Kalifornii biją historyczne rekordy wyceny w dolarach amerykańskich. Mediana wolnostojącego domu w Złotym Stanie po raz pierwszy w historii przekroczyła w kwietniu 900 tys. dolarów. Zgodnie California Association of Realtors – to rekord stanu.

Średnia cena domu w Kalifornii wzrosła w kwietniu o 11,4 proc., skacząc do poziomu 904 210 dolarów.

Choć w warunkach wysokich stóp procentowych ceny nieruchomości powinny spadać (z uwagi na wysokie koszty kredytów i spadek popytu) zapasy mieszkaniowe są w Kalifornii ograniczone, co pozwala utrzymać ceny na wysokim poziomie, a nawet wytyczenie nowych poziomów. Stopy kredytów hipotecznych oscylują dziś wokół 7 proc.

Co więcej, rekordy cenowe odnotowały nawet te części stanu, które były dotąd uważane za „przystępne cenowo” – np. San Francisco. Pomimo spekulacji o exodusie ludności z San Francisco-Bay Area i kolapsu cen na tamtejszym rynku mieszkaniowym, region ten odnotował w kwietniu największy wzrost rok do roku – 15,5 proc.

W każdym innym regionie Złotego Stanu również odnotowano wzrost cen – za wyjątkiem Dalekiej Północy, gdzie ceny spadły o 5,2 proc.

Red. JŁ

Cztery osoby nie żyją, ponad 140 tys. domów i firm bez prądu. Teksas nawiedziły gwałtowne burze

0

Zgodnie z danymi PowerOutage.us – ponad 146 tys. gospodarstw domowych i firm w Teksasie pozostaje we wtorek bez prądu. Jest to skutek gwałtownych burz, które nawiedziły region pod koniec  ubiegłego tygodnia oraz w weekend.

Nocą z poniedziałku na wtorek prądu nie miało 150 tys. teksańskich domów i firm. Od rana stanowe agencje energetyczne pracują nad przywróceniem dostępu do sieci elektrycznej jak najwięcej z nich. Nadal jednak bez prądu pozostaje 146 tys. odbiorców.

To jednak wciąż znacznie mniej, niż w piątek, kiedy nad regionem szalały gwałtowne burze. Wówczas w Teksasie, Luizjanie i Mississippi prąd nie dotarł do prawie miliona domów i firm.

Gros awarii w Teksasie dotyczy obszaru metropolitalnego Houston, gdzie – jak raportuje teksańska firma energetyczna CenterPoint Energy – brakuje prądu u największej liczby klientów.

CenterPoint przywrócił w międzyczasie dostawy prądu do ponad 770 tys. domów i firm. Naprawy mają zakończyć się w środę wieczorem.

W wyniku gwałtownych burz w Teksasie zginęły co najmniej cztery osoby.

W ciągu ostatnich 24 godzin huraganowe burze wystąpiły także w Tennessee (31 tys. odciętych od prądu) i Nebrasce (12 tys. odciętych od prądu).

Red. JŁ

Dwa miesiące ukrywał się przed policją. Znaleźli go… w bębnie suszarki do ubrań

0

Zbieg z Florydy został schwytany przez policjantów po ponad dwóch miesiącach obławy. W ubiegły piątek policjanci odnaleźli poszukiwanego, który ukrywał się… w bębnie suszarki do ubrań.

31-letni David Jerome Jackson był poszukiwany pod zarzutem strzelania z broni palnej w stronę zamieszkałego lokalu, napaści ze skutkiem śmiertelnym, uszkodzenia mienia i posiadania broni palnej przez skazanego przestępcę.

W piątek policjanci otrzymali wskazówkę, że Jackson może ukrywać się przy Edgewater Drive w Pensacoli. Po uzyskaniu nakazu aresztowania funkcjonariusze udali się na miejsce.

W całym domu po Jacksonie nie było ani śladu. Policjanci natrafili na niego dopiero po wejściu do pralni. Zobaczyli tam Jacksona… w pozycji embrionalnej wewnątrz „niezwykle małego bębna suszarki”,

„Został wyciągnięty z suszarki po jednej kończynie” – przekazało biuro szeryfa.

Red. JŁ

Nowy Jork zakaże zbiórek funduszy na Izrael? Ustawa „Not On Our Dime! Act” wraca do legislatury

0

Prawodawcy z Nowego Jorku, kongresmenka Alexandra Ocasio-Cortez oraz grupy aktywistów pracują nad wznowieniem prac nad ustawą „Not On Our Dime! Act”. Ustawa ma na celu zakończenie dotowania organizacji charytatywnych, które finansują izraelskie nadużycia w Palestynie.

Koalicja aktywistów, stanowych prawodawców z Nowego Jorku a nawet ogólnokrajowych polityków przywraca projekt ustawy „Not On Our Dime! Act” pod obrady.

Jeśli ustawa zostanie przyjęta, nowojorski prokurator generalny będzie mógł nałożyć grzywnę lub odebrać status organizacji charytatywnej każdej organizacji, która naruszy nowe przepisy, a także umożliwi Palestyńczykom składanie pozwów sądowych w celu pociągnięcia do odpowiedzialności m.in. izraelskich fundacji.

Ustawa po raz pierwszy pojawiła się w stanowej legislaturze z inicjatywy członka Zgromadzenia  Zohrana Mamdaniego i senatora stanowego Jabari Brisporta.

Zwolennicy ustawy chcą dodatkowo rozszerzyć jej zapisy o zakaz zbierania funduszy na wsparcie izraelskiej armii, prowadzącej w Gazie regularną wojnę.

Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że trwająca ofensywa Izraela w Strefie Gazy – w której zginęło do tej pory ponad 35 000 Palestyńczyków, głównie cywilów – może być uznana za ludobójstwo.

Red. JŁ

 

Nie żyje Jan A.P. Kaczmarek – kompozytor, laureat Oscara

0

Nie żyje Jan A.P. Kaczmarek, kompozytor muzyki filmowej, laureat Oscara za muzykę do „Marzyciela”, twórca festiwalu Transatlantyk. Miał 71 lat. Informację podała Polska Fundacja Muzyczna.

„Po długiej i ciężkiej chorobie zmarł mój mąż Jan A.P. Kaczmarek. Do końca był wojownikiem ufającym, że wyzdrowieje i będzie dzielił się swoją twórczością z nami… Czuwałam przy nim do końca. Zmarł otoczony miłością. Wartością, w którą wierzył najmocniej” – napisała Aleksandra Twardowska-Kaczmarek cytowana przez Polską Fundację Muzyczną w mediach społecznościowych.

Jan A.P. Kaczmarek urodził się 29 kwietnia 1953 roku w Koninie. Pochodził z muzycznej rodziny. Jego dziadek był skrzypkiem, wykonywał m.in. muzykę na żywo do filmów w kinie. Jako dziecko Kaczmarek uczył się gry na fortepianie. Pierwszy sukces odniósł w liceum w Koninie, dla którego skomponował hymn szkolny, tworzył też muzykę do szkolnych przedstawień teatralnych. Marząc o karierze dyplomaty, rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Karierę muzyczną rozpoczął od skomponowania piosenki kabaretowej dla licealnego teatrzyku „Ósemki” w Koninie. „Dano mi tekst. Usiadłem przy fortepianie i zacząłem komponować. Obok mnie stał nauczyciel, który był naszym teatralnym opiekunem. Kiedy utwór był już gotowy, nauczyciel, ku mojemu zdziwieniu, stwierdził, że to on go skomponował. Uparłem się, że to jednak ja jestem autorem. On był tak miły, że dalej nie oponował. To była pierwsza lekcja, jak chronić prawa autora” – śmiał się w rozmowie z PAP Life Jan A.P. Kaczmarek. Jego kolejną kompozycją był hymn szkolny. „Wygrałem konkurs razem z kolegą, którego namówiłem do napisania tekstu. Hymn był grany przez 23 lata przy każdej uroczystości. Zrezygnowano z niego, co jest zabawne, kilka miesięcy przed tym, jak zdobyłem Oscara. Gdy przyjeżdżam do I LO w Koninie, uczniowie śpiewają go dla mnie. Dyrekcja stwarza mi iluzję, że mój hymn ciągle żyje” – wspominał muzyk.
„W młodości marzył o karierze dyplomatycznej i jako pierwszy kierunek studiów wybrał prawo. Kończył je ze świadomością pomyłki, wiedząc już, że dyplomacja w PRL-u nie miała wiele wspólnego z romantycznymi wzorami z młodzieńczych lektur” – podaje portal culture.pl.
Podobno zdanie co do swojej kariery zmienił po odbyciu stażu w Teatrze Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Innym awangardowym teatrem, z którym współpracował w latach 70., był Teatr Ósmego Dnia. Tam stworzył kameralną Orkiestrę Ósmego Dnia. Podczas trasy koncertowej po USA nagrali w 1982 roku płytę długogrającą „Music for the End” dla chicagowskiej, niezależnej wytwórni Flying Fish Records.
W 1989 roku Kaczmarek wyjechał do Los Angeles. „Emigracja to jest duża część mojego życia. Od 27 lat mieszkam i pracuję w Ameryce. Wystarczy się na chwilę zatrzymać i spojrzeć w przeszłość, żeby przypomnieć sobie, że wiąże się z tym mnóstwo emocji. (…) Dzisiaj ludzie też emigrują w wielkiej skali, i to w dramatycznych okolicznościach. Dramat oznacza emocje. Bardzo złożone, czasem ostateczne. Dla muzyki nie ma lepszego paliwa, muzyka komunikuje się głównie emocjami” – mówił Kaczmarek w 2017 roku w wywiadzie udzielonym PAP z okazji skomponowania muzyki dla Muzeum Emigracji w Gdyni do widowiska „EMIGRA – Symfonia bez końca”.
W 2004 r. Kaczmarek powołał Instytut Rozbitek – miejsce robocze spotkań artystów filmu, muzyki i teatru. Kompozytor sam nadzorował budowę Instytutu. Placówka położona jest we wsi Rozbitek, 60 km na zachód od Poznania (woj. wielkopolskie).
W 2005 r. dostał Oscara za muzykę do filmu „Marzyciel” Marca Forstera. O otrzymaniu nagrody w rozmowie z PAP mówił, że „to oczywiście ogromne emocje i duże wzruszenie, bo kiedy się wchodzi na scenę, ma się tę statuetkę w ręku, a z drugiej strony siedzą najznakomitsi ludzie z filmu, to dopada człowieka świadomość, że coś się jednak wydarzyło”. „Potem zaczął się wir wydarzeń, zdjęcia z Johnem Travoltą, tańczyliśmy razem, potem ja tańczyłem sam, a potem zaczęły się przyjęcia i mnóstwo ludzi życzyło mi wszystkiego dobrego i tak cieszyliśmy się aż do rana” – opowiadał Kaczmarek.
Był też autorem muzyki do takich filmów, jak m.in.: „Całkowite zaćmienie” i „Plac Waszyngtona” Agnieszki Holland, „Hania” Janusza Kamińskiego, „Horsemen – jeźdźcy Apokalipsy” Jonasa Akerlunda, „Aż po grób” Aarona Schneidera oraz „Dzieci Ireny Sendlerowej” Johna Kenta Harrisona. Według kompozytora zaproponowano mu pracę przy tym filmie, ponieważ jest Polakiem. „Myślę, że dlatego zwrócono się do mnie z propozycją skomponowania muzyki, ponieważ pochodzę stąd, pochodzę z Polski i silne więzi emocjonalne wiążą mnie z tą ziemią. Dlatego mogłem komponować muzykę, będąc w Los Angeles i sięgając do swego serca i pamięci” – powiedział w jednym z wywiadów PAP.
„Jeśli chodzi o muzykę i mój emocjonalny wkład do filmu, to bardzo chciałem uniknąć sentymentalizmu. W żadnej mierze nie szukałem rozwiązań sentymentalnych”. „Najważniejsze było dla mnie światło wewnętrzne, spokój tej postaci, jej duchowa siła, dzięki której mogła ona dokonać tych niezwykłych rzeczy” – mówił.
Był twórcą festiwalu Transatlantyk, którego pierwsza edycja odbyła się w Poznaniu latem 2011 roku. „Transatlantyk jest festiwalem idei, chcemy mówić o ważnych sprawach społecznych, używając języka filmu i muzyki. Oba te języki budzą wiele emocji, a te najlepiej definiują właściwie każdą sprawę. Również kwestie społeczne” – mówił twórca festiwalu.
W ostatnich latach skomponował muzykę m.in. do „Doliny Bogów” Lecha Majewskiego (2019), „Magnezji” Macieja Bochniaka (2020), „Śmierci Zygielbojma” Ryszarda Brylskiego (2021) oraz „Van Gogha” Daniela Fridella.(PAP)

Autor: Olga Łozińska

 

Niespełniające norm emisji samochody dotarły na Ukrainę

0

Na Ukrainę trafiła już ponad połowa z ok. 100 samochodów przekazanych przez mieszkańców Londynu w związku z tym, że nie spełniają norm emisji spalin pozwalających na jazdę po mieście bez dodatkowych opłat – poinformowała organizacja charytatywna British-Ukrainian Aid.

Organizacja, która załatwia formalności związane z transportem samochodów na Ukrainę w ramach prowadzonej akcji, przekazała w poniedziałek, że w miniony weekend do tego kraju dotarł konwój kolejnych 20 samochodów, a do końca tego tygodnia spodziewanych jest 13 kolejnych.

„Pozostajemy niezmiernie wdzięczni za wsparcie udzielone nam przez burmistrza Londynu i (mera) Kijowa, a także przez naszych licznych partnerów, sympatyków i darczyńców. Pojazdy, które trafiłyby na złom, na Ukrainie ratują życie i wiemy, że każdy z nich jest cenny i wartościowy. Wspaniale jest widzieć ludzi pokazujących ducha Dunkierki, o którym mówił Churchill podczas II wojny światowej, udostępniających transport osobom zagrożonym przez bezwzględnego wroga” – oświadczyła Natalia Rawliuk z British-Ukrainian Aid.
Z prośbą o przekazywanie takich samochodów, zwłaszcza mających napęd na cztery koła SUV-ów i pick-upów, zwrócił się we wrześniu zeszłego roku mer Kijowa Witalij Kliczko, mówiąc, że na Ukrainie byłyby one przydatne do ratowania życia podczas wojny z Rosją. Inicjatywę tę początkowo zablokował burmistrz Londynu Sadiq Khan, ale gdy w połowie grudnia sprawę nagłośniły media, zmienił decyzję i wyraził zgodę.
Program wystartował w połowie marca. Osoby, które chcą się pozbyć samochodów niespełniających norm emisji, mogą zaznaczyć, że auto ma trafić na Ukrainę, i będzie im przysługiwać taka sama rekompensata w wysokości 2000 funtów, jak za zezłomowanie pojazdu.
Pod koniec sierpnia zeszłego roku obejmująca dotychczas centrum Londynu strefa ultraniskiej emisji (ULEZ) została rozszerzona na całe miasto. Kierowcy, których samochody nie spełniają norm emisji, mogą je zezłomować i wystąpić o otrzymanie z tego tytułu zwrotu w wysokości 2000 funtów, lub jeździć nimi dalej, ale płacąc 12,5 funta dziennie. Chodzi przeważnie o samochody z silnikiem Diesla zarejestrowane przed wrześniem 2015 r. i samochody benzynowe zarejestrowane przed styczniem 2006 r. Według szacunków z marca zeszłego roku w Londynie było ok. 700 tys. takich samochodów.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

bjn/ akl/

To już dziewiąty dzień strajku głodowego rolników w Sejmie. Tusk nie znalazł dla nich czasu

0

Prowadzący w Sejmie protest głodowy rolnicy poinformowali we wtorek, że liczą, iż w środę spotkają się w niższej izbie parlamentu z premierem Donaldem Tuskiem. Protestujący wskazali, że są osłabieni, jest ich już tylko trzech, ale nadal czekają na szefa rządu.

Wtorek, to dziewiąty dzień strajku głodowego w Sejmie rolników ze Związku Rolniczego „Orka”.

Rolnicy poinformowali we wtorek podczas konferencji prasowej, że już tylko trzech z nich prowadzi protest.
„Kolega ostatni wczoraj wieczorem został zabrany (Mariusz Borowiak – PAP). Wcześniej dwóch w sobotę rano zabrało pogotowie. Po badaniach i po kroplówkach Mariusz (Mariusz Borowiak – PAP) się wypisał na własne życzenie. Jego stan był ciężki. Pozwolił mi zdradzić swoja chorobę – miał zapalenie otrzewnej” – powiedział Hubert Kraft.
Rolnicy podczas konferencji zwrócili się z apelem do premiera Donalda Tuska, aby się z nimi spotkał. „Nadal na niego czekamy i liczymy że jutro się z nami spotka. (…) Jesteśmy dziewiąty dzień na głodówce, a 13 dzień w Sejmie” – przypomniał Jarosław Zaremba dodając, że protestujący są już osłabieni.
„Jeszcze raz apeluję do pana premiera, że to nie są przelewki, my chcemy przeżyć ten strajk, ale dlaczego nas zmusza do tego poświęcenia w imię czego – dla jego ego?” – pytał Kraft.
Stwierdził, że spróbuje zaapelować do premiera Tuska inaczej „skoro nie umie z nami, nie rozumie nas tylko rozumie język pani Urszuli (Ursula von der Leyen – PAP)”, po czym zwrócił się do premiera po niemiecku.
„Jest taka ostatnia szansa w środę żeby spotkać się z premierem. Z tego co wiemy w czwartek ma być Sejm zamknięty dla dziennikarzy, a później nie ma obradować, więc liczymy że jutro się spotkamy z panem premierem” – zaznaczył Zaremba. Dodał, że jeśli tak się nie stanie rolnicy zastanowią się co dalej mają robić.
Protestujący w Sejmie podkreślili, że uważają się z reprezentatywną grupę rolników, by prowadzić rozmowy z premierem Tuskiem. „Uważam, że jest to zamiatanie sprawy pod dywan bo tak naprawdę premier też twierdzi, że nas nie zna, a to on wszystkich rolników w całym kraju zna, prawdziwych rolników, którzy pracują na wsi. Ja uważam, że powinien się z nami spotkać” – ocenił Zaremba.
Rolnicy podkreślili, że mają w Sejmie mają zapewnioną opiekę medyczną. Dodali, że także Straż Marszałkowska deklaruje im pomoc w związku z tym, że wszyscy są po odpowiednich szkoleniach z pierwszej pomocy.
9 maja grupa 11 rolników rozpoczęła protest w Sejmie domagając się rozmowy z premierem Donaldem Tuskiem o unijnym Zielonym Ładzie. Do Sejmu weszli na przepustki zgłoszone przez Konfederacje i PiS. Tydzień temu rozpoczęli strajk głodowy.
W sobotę dwóch protestujących musiało przerwać głodówkę. Jak powiedział w poniedziałek PAP Mariusz Borowiak ze Związku Rolniczego Orka, rolnicy, którzy trafili do szpitala, zostali nawodnieni i podano im lekarstwa. „Zaproponowano im dalszą hospitalizację, ale poczuli się na tyle dobrze, że chcieli wrócić do Sejmu, jednak Straż Marszałkowska ich nie wpuściła” – dodał wtedy Borowiak. (PAP)

 

autor: Karolina Mózgowiec, Anna Bytniewska

 

kmz/ ab/ mick/

Auto uderzyło w słup z bocianim gniazdem, wypadło pisklę

W bocianiej wiosce Żywkowo podczas cofania autem kobieta uderzyła w słup, na którym było bocianie gniazdo. Siła uderzenia była tak duża, że wypadło z niego pisklę. Nieopierzonego malca z powrotem do gniazda włożyli strażacy. Na razie rodzice się nim opiekują.

„Podpatrujemy zachowanie bocianów w tym gnieździe, na razie wszystko jest w porządku. Widziałem, że dorosłe karmiły małe, wystają z gniazda małe łepki, mam nadzieję, że dalej tak będzie, że wypadek nie sprawi, że pisklak zostanie odrzucony, wyrzucony z gniazda” – powiedział opiekun bocianiego gospodarstwa z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków (PTOP) w Żywkowie Jarosław Iwicki.

Gniazdo, z którego wypadł mały bocian, jest na platformie zamocowanej na betonowym słupie energetycznym. Słup jest obrośnięty bluszczem, więc wykonująca manewr cofania kobieta nie sądziła, że za jej autem stoi solidna betonowa przeszkoda.
„Podczas uderzenia słup się zachwiał, widocznie pisklę siedziało na skraju gniazda i wypadło” – powiedział Iwicki.
Pisklę, które wykluło się zaledwie kilka dni wcześniej, przebywało poza gniazdem około godziny. Iwicki powiedział, że zestresowany maluch cicho klekotał.
„Nigdy nie słyszałem klekotu tak małego bociana. To było niezwykłe” – przyznał.
Do gniazda malca włożyli strażacy. Przy okazji sprawdzili, że są tam trzy pisklęta. Z obserwacji Iwickiego wynika, że w tym roku w większości bocianich gniazd w Żywkowie są po 2-3 jaja. W niektórych gniazdach wykluwają się już młode.
„Jeśli bociany będą miały czym wykarmić młode, to te 2-3 pisklęta powinny wychować. Niestety, nie pada u nas od dłuższego czasu” – przyznał Iwicki.
Przy braku dostatecznej ilości pokarmu dorosłe bociany wyrzucają z gniazd najsłabsze pisklęta, a opiekują się najsilniejszymi.
Żywkowo leży przy granicy z obwodem królewieckim. Od wielu lat w tej wsi i w okolicy prowadzonych jest wiele działań poprawiających bocianom warunki bytowania, m.in. zakładane są oczka wodne, hodowane są tradycyjne rasy bydła, które wygryzają trawę na łąkach, a trawę na siano kosi się tak, by nie zabijać małych gryzoni. (PAP)

 

Autorka: Joanna Kiewisz-Wojciechowska