12.4 C
Chicago
niedziela, 5 maja, 2024
Strona główna Blog Strona 2622

Mężczyzna zginął od paralizatora. Miasto zapłaci 750 tys. dolarów

0

Władze miasta Hollywood na Florydzie poszły na ugodę, w ramach której zapłacą 750 tys. dolarów rodzinie mężczyzny, który zginął po tym, jak został kilkukrotnie porażony paralizatorem przez policję.

Pozew w tej sprawie wniosła matka 30-letniego Daniela Tysona. W październiku 2014 roku właściciel mieszkania, które wynajmował mężczyzna, zawiadomił policję, gdy zobaczył go nagiego na balkonie. Tyson miał ruszyć na interweniującego funkcjonariusza i rzucić w niego zegarem słonecznym. Inny funkcjonariusz wyciągnął paralizator i dziewięć razy poraził nim podejrzanego.

Sekcja zwłok wykazała, że Tyson zmarł na skutek ataku serca lub uduszenia. Na miejscu, w którym zginął, było w sumie sześciu policjantów, ale żaden z nich nie został oskarżony o przestępstwo ani nawet ukarany dyscyplinarnie przez przełożonych.

(łd)

Policjant zabił żonę, córkę i wnuczkę. Potem popełnił samobójstwo

0

Funkcjonariusz ze stanu Floryda zabił swoją żonę, córkę i wnuczkę, po czym popełnił samobójstwo.

Chad Chronister, szeryf hrabstwa Hillsborough, powiedział podczas środowej konferencji prasowej, że Terry Strawn, który pracował jako szkolny ochroniarz, zastrzelił żonę i 6-letnią wnuczkę, po czym udał się do domu swojej córki i zastrzelił także ją. Następnie zawiadomił policję przez radio, że skrzywdził swoją rodzinę, i się zastrzelił w pobliżu szkoły średniej.

58-letni Strawn był policjantem od 1991 roku do czasu emerytury w 2017. W 2018 podjął pracę jako ochroniarz w szkole.

(łd)

Pracownik budowlany zginął po wpadnięciu do szybu windy

0

41-letni pracownik budowlany zginął po tym, jak wpadł do szybu windy w stanie Massachusetts.

Mieszkający w Haverhill mężczyzna pracował na placu budowy w miejscowości znajdującej się na granicy ze stanem New Hampshire. Do wypadku doszło we wtorek rano. 41-latek poniósł śmierć na miejscu.

Nie wiadomo jeszcze, jaka była przyczyna tragedii. Śledztwo w tej sprawie prowadzą stanowa policja oraz Occupational Safety and Health Administration.

(jj)

Burmistrz z Massachusetts dostał 5 dni na podanie się do dymisji

0

Rada miasta Fall River w stanie Massachusetts dała burmistrzowi Jasielowi Correii pięć dni na ustąpienie ze stanowiska.

Jeśli Correia dobrowolnie nie opuści posady, odbędzie się głosowanie, w wyniku którego będą mogli go odwołać wyborcy.

W październiku burmistrzowi postawiono zarzuty oszustwa podatkowego i telekomunikacyjnego. Prokuratura twierdzi, że przywłaszczał sobie inwestycje w firmę, którą założył, i prowadził wystawne życie.

Correia mówił wcześniej, że odejdzie ze stanowiska tylko wtedy, jeśli tak zdecydują wyborcy.

(jj)

Kolejne przypadki tajemniczej choroby w Michigan

0

Na terenie stanu Michigan potwierdzono w tym roku kolejne przypadki tajemniczej, wywołującej paraliż choroby AFM (acute flaccid myelitis).

Centra Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) poinformowały stanowy departament zdrowia, że w hrabstwach Ottawa i Macomb stwierdzono po jednym przypadku choroby u dzieci. Wcześniej chorobę wykryto u dzieci w hrabstwach Oakland i Wayne.

Władze obawiają się, że liczba przypadków choroby w całym kraju będzie w tym roku wyższa niż w 2014 i 2016 roku, kiedy AFM również zaatakowała na większą skalę niż wcześniej.

Choroba powoduje paraliż twarzy, szyi, pleców, rąk lub nóg. Symptomy pojawiają się zwykle w około tydzień po tym, jak u dziecka stwierdzono gorączkę i problemy z oddychaniem. Przyczyny powstawania AFM nie są znane.

(dr)

Szkoły publiczne w Michigan będą otrzymywać oceny od A do F?

0

Legislatura w stanie Michigan niewielką różnicą głosów poparła pomysł, by oceniać publiczne szkoły ocenami A, B, C, D lub F.

Stanowy Senat, w którym większość mają republikanie, opowiedział się za projektem stosunkiem głosów 21-17. Ustawa trafi teraz na biurko gubernatora Ricka Snydera, który prawdopodobnie ją podpisze.

Szkoły nie miałyby otrzymywać jednej ogólnej oceny, tylko oceny w pięciu różnych kategoriach, w tym na przykład za poziom edukacji na tle innych szkół.

Jeśli Snyder złoży podpis pod ustawą, pierwsze oceny zostaną przyznane we wrześniu 2019 roku. Potem będą przyznawane co roku.

(dr)

Protest nauczycieli przybiera na sile. W Gdańsku już 600 osób na L4

0

Trwa ogólnopolska akcja, w ramach której nauczyciele masowo biorą zwolnienia lekarskie. Każdego dnia przyłącza się do niej coraz więcej pedagogów. W Gdańsku jest to już niemal 600 osób. Protestujący domagają się podwyżki w wysokości 1000 zł.

– Z 6500 nauczycieli w Gdańsku na zwolnieniu lekarskim jest dziś 589. W ciągu doby wzrost o 73. W szkołach podstawowych na 3894 osób choruje 438 – informuje Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki społecznej. – W naszej szkole na zwolnieniach lekarskich przebywa obecnie 82 nauczycieli – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” Katarzyna Kędzioł, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 8 im. Przyjaciół Ziemi w Gdańsku. W sumie w tej placówce zatrudnionych jest 121 pedagogów. Klasy będą łączone, a rodzice mogą się dowiedzieć wszystkiego za pośrednictwem e-dziennika.

 

Na szczęście próbny egzamin ósmoklasisty, który potrwa do czwartku 20 grudnia, we wszystkich szkołach przeprowadzany jest planowo. Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewnia, że wspólnie z kuratorami oświaty monitoruje sytuację.

 

– Większość przedszkoli, szkół i placówek oświatowych w całym kraju funkcjonowało bez zakłóceń. Na ponad 39 tys. przedszkoli, szkół, placówek w 58 nauczyciele są na zwolnieniach lekarskich – informuje Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN.

 

– Z powodu nieobecności nauczycieli były prowadzone zajęcia opiekuńcze lub dostosowano plan lekcji do możliwości organizacyjnych szkoły. Z łącznej liczby ok. 702 tys. nauczycieli na zwolnieniach lekarskich (w szkołach, przedszkolach, w których zauważalna była absencja) jest 1466 nauczycieli – dodaje. – We wtorek 18 grudnia akcję poparł Związek Nauczycielstwa Polskiego. Główny postulat to podwyżka w wysokości 1000 zł. – Zachęcamy nauczycieli do dbania o zdrowie – powiedział prezes Sławomir Broniarz.

 

ZNP ogłosił też ogólnopolską akcję protestacyjną pracowników oświaty, jednak szczegóły owiane są tajemnicą. – Do tej pory nasze protestacyjne plany były wszystkim znane. Teraz nie podajemy szczegółowych informacji z uwagi na niektóre działania ministerstwa i kuratorów – tłumaczy prezes ZNP. Związkowcy mówią o zastraszaniu nauczycieli. A ci ostatni są coraz bardziej rozgoryczeni i to nie tylko niskimi zarobkami.

 

Oto fragment listu, który do minister edukacji napisała Marzanna Rymsza-Leociak, nauczycielka i dyrektorka szkoły podstawowej w Warszawie: „Moim zdaniem Pani działania mają charakter przemocowy — wykorzystując siłę, jaką daje Pani urząd i władza, realizuje Pani program, który niszczy to, co z trudem budowano w oświacie polskiej po 1989 roku. Od 1 września 2018 r. pracuję nie przy „wprowadzaniu reformy” — jak to Pani nazywa — ale przy niwelowaniu katastrofalnych skutków Pani działań w oświacie, skutków, które odczuwają przede wszystkim moi uczniowie z klas 8. Z tym pogodzić się najtrudniej”.

 

Katarzyna Gruszczyńska aip

Już niedługo będzie można kupić medyczną marihuanę w aptekach. Kiedy?

0

Medyczna marihuana ma być dostępna w polskich aptekach, jednak na razie nie wiadomo, kiedy będzie można ją zakupić. Początkowo będzie dostępna tylko w trzech miastach: Wrocławiu, Koninie oraz Poznaniu. Z czasem jej dostępność ma być większa. Medyczna marihuana będzie dostępna w formie suszu.

Zmiany w prawie dotyczące możliwości sprzedaży konopi medycznej nastąpiły w zeszłym roku. Wiedza na temat tego środka jest na razie bardzo ograniczona, dlatego firma, która wprowadza susz na rynek zapowiada, że będzie prowadziła szerokie działania edukacyjne.

 

– Niebawem lek powinien być dostępny w aptekach jednego z trzech największych dystrybutorów farmaceutycznych w kraju – mówił „Dziennikowi Gazecie Prawnej” Tomasz Witkowski, menedżer na kraj w firmie Spectrum Cannabis, która wprowadza susz na rynek.

 

Medyczna marihuana ma być dostępna tylko na receptę. W aptece lek ma być dostępny w postaci suszu, czopków, kropli lub olejku. Nie będzie on refundowany. Koszt grama medycznej marihuany sięgnie w Polsce prawdopodobnie 50 – 60 złotych, zaś miesięczna terapia może kosztować 1,5 – 2 tysiące.

 

Ceny są wygórowane, ponieważ medyczną marihuanę trzeba importować, jej hodowla nie będzie legalna w Polsce.

 

Pogrzeb Kazimierza Kutza odbędzie się 28 grudnia w Katowicach. Uroczystości będą miały charakter świecki

0

Pogrzeb Kazimierza Kutza w Katowicach 28 grudnia. Wielkiego reżysera i Ślązaka pożegnamy na cmentarzu przy ul. Sienkiewicza. Kazimierz Kutz zmarł we wtorek, 18 grudnia 2018 r.

 

Pogrzeb Kazimierza Kutza odbędzie się 28 grudnia w Katowicach o godz. 12 na cmentarzu przy ul. Henryka Sienkiewicza. Uroczystości pogrzebowe będą miały charakter świecki. Jednak z naszych informacji wynika, że mowę – pożegnania może wygłosić arcybiskup – senior Damian Zimoń, który cenił twórczość Kazimierza Kutza Przypomnijmy, że Kazimierz Kutz, wybitny Ślązak i reżyser zmarł we wtorek 18 grudnia w jednym z podwarszawskich szpitali po ciężkiej chorobie. Kazimierz Kutz urodził się 16 lutego 1929 roku w katowickiej dzielnicy Szopienice. W 1955 roku ukończył studia na Wydziale Reżyserii łódzkiej „filmówki”. Kończąc szkołę filmową, rozpoczął współpracę z Andrzejem Wajdą.

 

W 1954 r. został jego asystentem przy filmie „Pokolenie”, a w dwa lata później pracował jako drugi reżyser na planie „Kanału”. Do najbardziej znanych filmów Kutza należą m.in. „Paciorki jednego różańca”, „Śmierć jak kromka chleba” i „Sól ziemi czarnej”. Kazimierz Kutz stał się najbardziej bodaj znanym Ślązakiem współczesności. Nie tylko poprzez zaangażowanie polityczne i medialne podkreślanie miejsca urodzenia, ale także dokonania artystyczne. A może w odwrotnej kolejności. Kutz, przyznają to nawet ci, którzy go nie lubią wprost instynktownie, w swoich filmach pokazał Polsce prawdziwy Śląsk. Taki, jakiego nie znała – mitologicznie malowniczy, ale też niepokorny i uparty.

 

Aga aip

Wisła Kraków potwierdza sprzedaż klubu, ale wątpliwości rosną

0

Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków wydało komunikat, w którym potwierdza warunkowe podpisanie umowy z luksembursko-brytyjskim konsorcjum funduszy inwestycyjnych w sprawie przejęcia piłkarskiej spółki „Białej Gwiazdy”. Tak jak informowaliśmy, tym warunkiem przejęcia jest przelew 12 mln złotych. Gdy on wpłynie, transakcja zostanie zrealizowana. Problem w tym, że wokół nowych właścicieli Wisły narasta coraz więcej znaków zapytania i wątpliwości.

 

Przypomnijmy fakty. Wisłę przejmuje konsorcjum funduszy inwestycyjnych, za którym stoją dwie firmy – Alelega oraz Noble Capital Partners Ltd. Pierwsza z nich ma mieć 60 procent udziałów, druga 40. O mniejszościowym udziałowcu było już głośno w Krakowie, bowiem to właśnie ta firma już w lipcu złożyła Wiśle ofertę kupna. Początkowo nie traktowano jej zbyt poważnie. Szukano innych rozwiązań rosnących problemów klubu, ale ponieważ ich nie znaleziono – m.in. z przejęcia klubu zrezygnowali krakowscy biznesmeni – wrócono do tematu angielskiej firmy. Tym bardziej, że miała ona dostarczyć dokumenty, potwierdzające jej wiarygodność. Teraz wiadomo już, że za Alelegą stoi pochodzący z Kambodży, ale mający francuskie obywatelstwo Vanna Ly, a za Noble Capital Partners Ltd. Szwed Mats Hartling. Dużą rolę w całej sprawie odegrali również Dariusz Stachowiak i Adam Pietrowski.

 

Pierwszy jest byłym piłkarzem, drugi agentem piłkarskim, który w tej branży nie odnosił jednak oszałamiających sukcesów. Rozmawialiśmy z jednym z piłkarzy, którego interesy w przeszłości prowadził Pietrowski. Nie wypowiadał się zbyt pochlebnie na temat tego agenta, ale nie chciał też mówić o tym publicznie. To Stachowiak i Pietrowski mieli wpaść na pomysł, żeby przejąć Wisłę. Pietrowski ma teraz zostać dyrektorem sportowym. Próbowaliśmy skontaktować się z mieszkającym w Niemczech menedżerem, ale nie odbierał telefonu, a później go wyłączył. Udało się to natomiast dziennikarzowi „Przeglądu Sportowego” Michałowi Treli, którego Pietrowski zapewnił m.in., że: – Pan Ly to bardzo potężny człowiek, pochodzący z rodziny królewskiej w Kambodży. Nie trzeba się obawiać o przyszłość Wisły Kraków. Jego firma Alelega ma udziały w różnych klubach na świecie, między innymi w Manchesterze City. Działa pod parasolem City Football Group. Pietrowski potwierdził również, że wkrótce na konto Wisły mają wpłynąć, wspomniane wcześniej pieniądze, dzięki którym będzie można wypłacić zaległe pensje piłkarzom oraz spłacić zobowiązania wobec ZUS i Urzędu Skarbowego.

 

Ma to nastąpić nie później niż 28 grudnia. Trudno natomiast zweryfikować słowa Pietrowskiego odnośnie udziałów firmy Alelega w City Football Group, a może inaczej – na czym ten parasol CFG miałby polegać. Ta grupa kapitałowa, która jest właścicielem kilku klubów na całym świecie, ma bowiem jasny podział udziałowców. 87 procent należy do Abu Dhabi United Group, a 13 do China Media Capital. Dlatego rodzą się wątpliwości, co wspólnego z tym wszystkim ma Alelega, o której jest bardzo mało wiadomości w internecie. Wiadomo, że jest zarejestrowana w Luksemburgu, stąd nazwa tego kraju pojawia się w oświadczeniu TS Wisła. Vanna Ly prowadził lub prowadzi jednak interesy w wielu krajach – m.in. we Francji i Szwajcarii. Niewiele jednak na ich temat wiadomo. Potwierdza się natomiast informacja, że był zainteresowany przejęciem FC Genoa, ale do transakcji ostatecznie nie doszło. Wątpliwości dotyczą też osoby Matsa Hartlinga, związanego z Noble Capital Partners Ltd. Zresztą w przypadku Szweda spółek, z którymi jest on lub był powiązany jest znacznie więcej. To co je łączy, to w skrócie – dziwne adresy, niski kapitał i pojawiające się w internecie komentarze o małej wiarygodności. Działalność Hartlinga to głównie skupowanie akcji spółek, pożyczki. Hartling dobrze zna się z Pietrowskim, bo razem prowadzą interesy w Polsce. Od marca działają ich dwie spółki – Capital City Markets Sp. z o.o. i East Assets Sp. z o.o.

 

Obie mają jednak wirtualny, warszawski adres i najniższy dopuszczalny kapitał – 5 tysięcy złotych. Hartling w tych spółkach figuruje jako właściciel, Pietrowski jako prezes zarządu. Przyglądając się zatem tylko pobieżnie nowym właścicielom Wisły, można mieć obawy jak krakowski klub będzie wyglądał pod ich rządami. Łatwiej też zrozumieć teraz dlaczego nie wszyscy członkowie zarządu TS Wisła byli skłonni sprzedać piłkarską spółkę właśnie tym partnerom. Przy ul. Reymonta twierdzą jednak, że po pierwsze bardzo dokładnie wszystko sprawdzono, a po drugie, że zabezpieczeniem interesu klubu mają być odpowiednie zapisy w umowie. Jak będzie, pokaże życie. Ono również zweryfikuje informacje, że nowi właściciele mają włożyć w Wisłę w pierwszym roku swojej działalności od 130 do 150 mln złotych. W świetle tego, co zaczyna pojawiać się na ich temat, można mieć jednak co do tego poważne wątpliwości. Sporo może natomiast wyjaśnić się w najbliższych dniach, jeśli rzeczywiście w piątek przed meczem z Lechem Poznań dojdzie do specjalnej konferencji prasowej, na której mają zostać zaprezentowani nowi właściciele. To wtedy mają przedstawić swój plan na rozwój klubu. Tak przynajmniej zapewnia, cytowany przez „Przegląd Sportowy”, Adam Pietrowski.

 

Zmiana właściciela piłkarskiej spółki to może być natomiast pierwszy krok do innej rewolucji, jaka nastąpi wkrótce w Wiśle Kraków. Już wiadomo, że ze swoich stanowisk ustąpić będzie musiała prezes Marzena Sarapata i wiceprezes Daniel Gołda. Wiele ciekawych rzeczy może jednak wydarzyć się również w Towarzystwie Sportowym, gdzie rośnie opozycja wobec Sarapaty. Ma być ona nakłaniana do złożenia dymisji również w stowarzyszeniu, co miałoby się wiązać, ze zwołaniem walnego zgromadzenia, którego zadaniem byłoby wybranie nowych władz TS Wisła. Główne zarzuty, jakie ma opozycja wobec pani prezes to doprowadzenie na skraj bankructwa piłkarskiej spółki, fatalny wizerunek całej Wisły, ale również problemy finansowe samego stowarzyszenia. Wiele osób w TS Wisła uważa, że po tym, co wydarzyło się wokół klubu w ostatnich miesiącach, Marzena Sarapata nie ma prawa piastować dalej swojej funkcji. Jeśli sama nie poda się do dymisji, wiele wskazuje na to, że o nadzwyczajne walne zgromadzenie wnioskować będą osoby, który pozostają w opozycji do aktualnej prezes.

 

 

aip

Prokuratura: Wkrótce kolejne akty oskarżenia ws. „urodzin Hitlera”

0

Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zakończyła już zasadnicze śledztwo i w najbliższym czasie planuje skierowanie aktu oskarżenia przeciwko kolejnym sześciorgu uczestnikom „urodzin Hitlera”, zarzucając im m.in. publiczne propagowanie ustroju faszystowskiego. W przypadku jednej osoby zapadł już wyrok skazujący.

O swoich działaniach prokuratura poinformowała na wniosek Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Odpowiedź zastępcy Prokuratora Generalnego Bogdana Święczkowskiego centrum opublikowało na swojej stronie internetowej.

Bogdan Święczkowski informuje też, że inna prokuratura – regionalna w Katowicach – zajmuje się wyjaśnianiem wątku „ewentualnego udziału stacji TVN” w wydarzeniach określanych jako „urodziny Hitlera”. Materiał zebrany przez śledczych jest objęty tajemnica postępowania przygotowawczego.

„Obowiązkiem Prokuratury – czytamy w piśmie – jest jednocześnie wszechstronne wyjaśnienie wszystkich istotnych okoliczności bulwersującego opinię publiczną zdarzenia , w tym również opisywanego przez media wątku dotyczącego pracowników TVN, do czego obligują prokuraturę gromadzone w sprawie dowody”.

iar, gaj/as

Sojuz MS-09 powrócił na ziemię

0

Statek Sojuz MS-09 z trzema członkami załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wylądował w Kazachstanie. Na ziemię powrócili: dowódca Siergiej Prokopiew, Niemiec Alexander Gerst oraz Amerykanka Serena Auñón-Chancellor. Statek dostarczył również kontenery z próbkami substancji pobranymi na Stacji Kosmicznej.

Maszyna wystartowała z kosmodromu Bajkonur 6 czerwca. Był to 136. lot kapsuły załogowej Sojuz. Jej powrót był opóźniony z powodu awarii, której uległ w październiku statek Sojuz MS-10 z kolejną załogą. Została ona wówczas zmuszona do awaryjnego lądowania w kapsule ratunkowej. Ostatecznie trzech kosmonautów: Rosjanin, Amerykanin i Kanadyjczyk na pokładzie Sojuza MS-11 dotarli na MSK 3 grudnia.

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/TASS/mt/as

Od 1 stycznia nie wzrosną ceny energii dla gospodarstw domowych. Do końca tygodnia rząd ujawni rozwiązanie dotyczące cen energii

0

Minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz zapowiada, że od 1 stycznia nie wzrosną ceny energii dla gospodarstw domowych.

Premier Mateusz Morawiecki przekazał, że nad rozwiązaniem w sprawie cen energii pracuje kilku ministrów. Szefowie resortów spotkali się wczoraj, by rozmawiać o rozwiązaniach, które mają doprowadzić do porozumienia w kwestii braku podwyżek prądu.

Jadwiga Emilewicz poinformowała dziennikarzy, że na wczorajszym posiedzeniu rząd nie zajmował się tym tematem, ponieważ minister energii Krzysztof Tchórzewski przebywa w Brukseli. Zaznaczyła, że prace w ministerstwie w tej sprawie się kończą. Przypomniała zapowiedź szefa rządu, że podwyżek cen prądu nie będzie. Przypomniała, że dotyczy to trzech grup: gospodarstw domowych, samorządów oraz małych i średnich przedsiębiorstw. „Ten prezent pod choinkę, myślę, dostaną wszyscy Polacy” – powiedziała minister. Jadwiga Emilewicz przypomniała, że Urząd Regulacji Energetyki odmówił zatwierdzenia cenników spółek energetycznych i wezwał je do złożenia wyjaśnień w ciągu dwóch tygodni. Decyzja ta, jak dodała, „sprawia, że od 1 stycznia rachunki są takie same jak w grudniu i w listopadzie”.

Minister energii Krzysztof Tchórzewski poinformował, że jest zabezpieczenie finansowe, by nie było podwyżek cen energii. Podkreślił na briefingu prasowym, że zasadnicza decyzja jest taka: wszystko robimy, by podwyżek nie było i ich nie będzie. Jak dodał, udało się uzyskać od Komisji Europejskiej zgodę na sprzedaż praw do emisji, co daje 5 miliardów złotych na ten cel.
Konkretne rozwiązania dotyczące cen prądu zostaną zaprezentowane do końca tygodnia – zapowiedział zastępca ministra energii, Grzegorz Tobiszowski.

 


 

Rząd utrzymuje, że Polacy nie odczuwają podwyżek cen energii. Jeszcze w tym tygodniu mamy poznać sposób, w jaki rząd zamierza zniwelować wzrost cen. Według resortu energii potencjalnych rozwiązań w tej sprawie jest coraz mniej.

Ceny energii powinny być wyższe, bo droższy jest węgiel i gaz, a to z nich najczęściej wytwarza się prąd. Polska energetyka w coraz mniejszym stopniu będzie też korzystać z darmowych uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Mimo to, podwyżek nie będzie – zapewnia minister energii Krzysztof Tchórzewski. „Ja już podwaliny pod rozwiązanie pobudowałem, ja położyłem na stole 5 miliardów złotych” – powiedział minister. Konkretne rozwiązania poznamy do końca tygodnia – mówi zastępca ministra, Grzegorz Tobiszowski. „Generalnie myślę, że się zawęża do właściwie jednego rozwiązania” – powiedział wiceminister. Resort nie chce jednak ujawnić, czy będą to rekompensaty, czy obniżka akcyzy. Nie wiadomo też, czy wzrost cen prądu będzie dotyczył samorządów i firm.
Wnioski taryfowe do Urzędu Regulacji Energetyki w połowie listopada złożyły Enea, Energa Obrót, PGE Obrót oraz Tauron Sprzedaż. Spółki chciały średnio podnieść cenę prądu o jedną trzecią. Wczoraj szef URE zapowiedział, że nowe stawki na sprzedaż energii elektrycznej nie wejdą w życie od 1 stycznia.

IAR / Karol Tokarczyk/vey/kj

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/wcz./vey/kj

Casey Smagala kandyduje na urząd radnego w 39 okręgu w Chicago

CHICAGO: Casey Smagala, kandydat z polskim rodowodem ubiega się o urząd radnego w 39 okręgu wyborczym

Robert Martwick, pełniący urząd posła stanowego w 19. dystrykcie w stanie Illinois został wybrany na kolejną kadencję w czasie wyborów dniu 6. listopada. Robert jest z zawodu prawnikiem.

Poseł Martwick opowiadał w wywiadzie dla Radia dla Ciebie/Polski FM o swoim zwycięstwie wyborczym na kolejną kadencję, jak również o zorganizowaniu pod kierownictwem jego małżonki — niedawnej debaty 10. kandydatów na urząd burmistrza Chicago. Debata odbyła się w Centrum Kopernikowskim.  W wyborach na burmistrza Chicago startuje 21. kandydatów.

Robert (po prawej) zostanie zaprzysiężony na kolejną kadencję jako poseł stanowy w początkach stycznia 2019 roku.

Poseł Martwick udzielił w czasie wywiadu zdecydowanego poparcia dla Casey Smagala, który jest obecnie Dyrektorem d/s Rozwoju w Centrum Środowiskowym w Albany Park.

Casey ubiega się o urząd radnego w 39. okręgu w Chicago. Pochodzi z Michigan, wygrał stypendium sportowe na studia na Uniwersytecie North Park w Chicago, gdzie ukończył studia urbanistyczne, politologię, grając jednocześnie w drużynie akademickiej futbolu amerykańskiego.  Casey posiada na swoim koncie spore osiągnięcia sportowe, jak również znany jest z działalności społecznej. Są to jego pierwsze wybory o urząd radnego w Chicago.

W ciągu ostatnich kilku tygodni odwiedził kilkanaście tysięcy mieszkańców swojego okręgu. Casey liczy na dalsze poparcie polonijnego środowiska.

Wybory miejskie w Chicago: burmistrza i 50. radnych odbędą się 26 lutego, 2019 roku.

@ Andrzej Mikolajczyk
Zdjęcia @ Gordon Walek i Andrzej Mikolajczyk

Zwłoki nastolatka znaleziono na dachu na Brooklynie

0

Trawa dochodzenie w sprawie tajemniczej zbrodni. Obecnie lekarz sądowy bada przyczynę śmierci nastolatka, którego zwłoki znaleziono na dachu jednego z budynków znajdujących się na Brooklynie. Oficerowie NYPD zaznali, że znaleźli zwłoki 18 letniego Ihuoma Uchanma na dachu Brevoort Houses, przy 326 Bainbridge Street, podczas rutynowego nocnego patrolu. Każdy, kto ma informacje na temat tajemniczej śmierci nastolatka proszony jest o kontakt z nowojroską policja pod numerem telefonu 1-800-577-8477 lub www.nypdcrimestoppers.com.

Mieszkania zarządzane przez New York City Housing Authority znajdują się w opłakanym stanie

0

Jak podaj urzędnicy New York City Housing Authority (NYCHA) jest najgorszym właścicielem mieszkań. Osoby, które tam mieszkają żyją w karygodnych warunkach. Po raz pierwszy publicznie powiedziała o tym prokurator generalna Letitia James, która przez zakończeniem kadencji pojechała do Albany i przedstawiła swój demaskujący niedopuszczalne traktowanie lokatorów przez New York City Housing Authority. Z raportu wynika, że w oferowanych przez miasto mieszkaniach panoszy się na ścianach grzyb z ktm nikt nic nie robi. Okazało się, że jak lokatorzy nawet piszą skargi to nie są ona rozpatrywana a usterki w mieszkaniach nie sa usuwane. W najgorszym stanie są budynki należące do New York City Housing Authority, które znajdują się na Bronksie.

Przekazania Betlejemskiego Światła Pokoju w parafii św. Franciszki de Chantal na Borough Parku.

0

Światełko od Harcerek i Harcerzy odebrał proboszcz ksiądz kanonik Andrzej Kurowski, a przekazywał ćwik Grzegorz Kruzel drużynowy 34 MDH, który jest uczniem Polskiej Szkoły Dokształcającej im. gen. Kazimierza Pułaskiego oraz harcerki z drużyny Trzy Korony, i zuchy z gromady Polskie Maki. Podczas uroczystości obecne były również zuchy z gromady Słoneczniki ze szkoły przy parafii Matki Boskiej Częstochowskiej i św Kazimierza.

zdjecia Beata Kruzel

13-miesięczna dziewczynka z Piotrkowa połknęła „kreta”. Dziecko jest w stanie ciężkim w CZMP w Łodzi 1

0

13-miesięczna Ala z Piotrkowa walczy o życie – dziewczyna połknęła „kreta”, żrący preparat do czyszczenia rur kanalizacyjnych.

 

Do wypadku doszło w czwartek, 13 grudnia. Dziewczynka do szpitala trafiła 1,5 godziny po zdarzeniu. Dziecko przebywa na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi – jest w śpiączce farmakologicznej.

 

– Dziewczynka ma masywne poparzenia języka i przełyku. Stan jest bardzo ciężki – mówi Adam Czerwiński, rzecznik prasowy szpitala.

 

Do wypadku doszło w domu. W związku z leczeniem Ali, znajomi i przyjaciele rodziny, apelują o oddawanie krwi.

 

– Na ten moment ta krew nie jest potrzebna, ale może być. Dziewczynka ma grupę AB-, więc dość rzadką, stąd ten apel – dodaje rzecznik.

 

kw aip

Prawo jazdy z Ukrainy: Za 1000 euro bez egzaminów

0

Można łatwo odzyskać zabrane prawko. Nie trzeba nawet zdawać egzaminu czy jechać po papiery za granicę. Portal brd24.pl ustalił, że podejrzane prawo jazdy z Ukrainy oferują najróżniejsze firmy w internecie. Jak to działa i czy na takim dokumencie można legalnie jeździć w Polsce?

 

– Pierwszy pakiet jest to pakiet za 1000 euro, a dokument jest z 2014 roku. On jest krymski, 100 proc. legalny. Drugi pakiet to dokument za 3000 euro z 2018 roku plus potwierdzenie zakończenia szkoły jazdy – wyjaśnia w rozmowie telefonicznej przedstawicielka firmy. Prawo jazdy można uzyskać w ciągu kilkunastu dni.

 

Firma z Ukrainy chwali się, że pomogła już ponad 3000 Polakom, a wśród klientów ma m.in. przedstawicieli rządu. Zgodnie z przepisami ukraińskie dokumenty można bez problemu zamienić na polskie prawo jazdy.

 

Na wyrobienie lewego dokumentu prawa jazdy decyduje się coraz częściej osoby, które nigdy nie posiadały uprawnień do prowadzenia pojazdów, a chcą pracować w firmach transportowych. – Oni nie wymagają tego, aby pojechać na egzamin na Ukrainę, nie chcą kursów. Po prostu za 1000 czy 3000 euro można odebrać ukraińskie prawo jazdy – tłumaczy Agnieszka Niewińska z portalu brd24.pl.

 

Jak ktoś ma przez sąd zabrane prawo jazdy, to nie może u nas jeździć na żadnym dokumencie. Także tym pseudolegalnym z Ukrainy. Popełnia przestępstwo zagrożone nawet pięcioletnim więzieniem. Kierowca z podejrzanym prawem jazdy, wpada zazwyczaj przy pierwszej policyjnej kontroli. – W przypadku podejrzenia, że dokument może być nielegalny, kontrola jest bardziej wnikliwa – precyzuje nadkom. Radosław Kobryś z Komendy Głównej Policji.

 

Mariusz Michalak / aip

Dolnośląskie: Komendant policji, który stracił posadę w związku ze śmiercią Igora Stachowiaka, został dyrektorem…

0

Krzysztof Niziołek, były zastępca komendanta dolnośląskiej policji, który stracił pracę w związku ze śmiercią Igora Stachowiaka nie narzeka na brak pracy. Od poniedziałku jest dyrektorem Wydziału Komunikacji, Transportu i Dróg Publicznych Starostwa Powiatowego w Świdnicy. 

Jak dowiedzieliśmy się w Starostwie Powiatowym w Świdnicy wygrał ogłoszony na to stanowisko konkurs pokonując trzech kandydatów. Decydujące miało być jego doświadczenie w zarządzaniu ludźmi. Rzeczywiście Niziołek od lat zarządzał. Najpierw przez blisko 10 lat był Komendantem Powiatowym Policji w Świdnicy, a potem awansował na zastępcę komendanta wojewódzkiego. Aż do maja 2017 roku, kiedy to Superwizjer TVN ujawnił wstrząsające nagrania pokazujące jak funkcjonariusze wrocławskiego komisariatu traktują zatrzymanego Igora Stachowiaka.

 

Mężczyzna był m.in. rażony prądem z paralizatora. Sprawa została okrzyknięta skandalem. Zaraz potem w policji poleciały głowy. Zdymisjonowano Komendanta Wojewódzkiego oraz jego zastępcę do spraw prewencji – Krzysztofa Niziołka właśnie. Niziołek miał mieć postępowanie dyscyplinarne w tej sprawie, ale „uciekł” przed nim na emeryturę. Długo się jednak na niej nie nudził, bo już kilka tygodni później został wiceprezesem Zakładu Usług Komunalnych w Strzegomiu (jego rodzinnej miejscowości). Został nim bez konkursu. Teraz „awansował” na dyrektora w starostwie.

 

MM (aip)

Wielkopolska: Zapadł wyrok za śmierć 2-letniej Lilianny z Piły. Rodzice dziewczynki trafią do więzienia

0

Rodzice dwuletniej Lilianny z Piły pójdą do więzienia. Poznański sąd uznał, że przyczynili się do śmierci dziewczynki. Ojciec dwulatki Szymon B. został skazany na ponad 12 lat więzienia, zaś jej matka Angelika B. trafi za kratki na dwa lata. Sędzia Tomasz Borowczak podkreślał, że decyzja sądu nie była jednomyślna. On sam był zwolennikiem surowszej kary dla ojca dziewczynki. Został jednak przegłosowany. 

– Sąd nie miał wątpliwości, że Szymon B. znęcał się psychicznie nad trojgiem małoletnich oraz znęcał się fizycznie nad dwuletnią Lilianną. Kulminacją tego były wydarzenia z marca 2017 roku, kiedy to Szymon B. chwycił i wykręcił rękę swojej córki, popchnął ją, po czym uderzyła głową o futrynę. Skutkiem tego był obrzęk mózgu i występowanie choroby, która zagrażała jej życiu – podkreślał sędzia Tomasz Borowczak, uzasadniając środowy wyrok. Do tragedii doszło w marcu 2017 roku w Pile.

 

Początkowo Szymon B. i jego żona Angelika B. zostali oskarżeni przez prokuraturę o zabójstwo dwuletniej Lilianny. Dziewczynka była córką Angeliki z innego związku. Ponadto kobieta miała jeszcze dwoje starszych dzieci, które również pochodziły z innego związku. Według śledczych Szymon B. miał chwycić Liliannę za rękę a następnie popchnąć. Dziewczynka miała uderzyć głową w futrynę i o podłogę. Następnie para, mimo że zabrała córkę do lekarzy, miała przed nimi ukrywać, że dziewczynka uderzyła się wcześniej w głowę. Prawda o urazie głowy wyszła na jaw dopiero w szpitalu, gdy stan dziewczynki był już bardzo ciężki i zrobiono jej dokładne badanie głowy. Mimo wysiłków lekarzy, 2-latka zmarła. Proces małżeństwa ruszył w maju tego roku.

 

Szymon B. od początku nie przyznawał się do winy. Inaczej wyglądała sytuacja w przypadku jego żony. Angelika B. początkowo przyznała się do winy i dokładnie opisała całe zdarzenie. Jednak na pierwszej rozprawie w sądzie wycofała się z tych wyjaśnień. Przekonywała, że były one „spowodowane dużym szokiem, jak i przeżytą traumą”. Dość szybko, bo już podczas czerwcowej rozprawy sąd poinformował o możliwości zmiany kwalifikacji czynu w stosunku do Angeliki B. na nieudzielenie pomocy zamiast zabójstwa. Wtedy też kobieta opuściła areszt i odpowiadała przed sądem z wolnej stopy. W środę poznański Sąd Okręgowy wydał wyrok. Szymon B. ostatecznie nie został uznany winnym zabójstwa córki. Poznański sąd zdecydował, że mężczyzna jest winny znęcania się nad swoimi dziećmi.

 

Ponadto sąd nie miał wątpliwości, że Szymon B. wykręcił rękę swojej córki, popchnął ją, co spowodowało uderzenie 2-latki głową w futrynę i podłogę oraz jej późniejszy zgon. Mężczyzna został także uznany winnym podania amfetaminy swojej żonie i łącznie skazano go na 12 lat i 2 miesiące więzienia. Z kolei Angelika B. została uznana winna tego, że nieumyślnie przyczyniła się do śmierci swojej córki, za co skazano ją na dwa lata więzienia. Sąd zwracał uwagę, że małżeństwo zataiło przed lekarzami fakt, iż dziewczynka doznała poważnego urazu głowy. Jednocześnie sąd uznał, że w tym przypadku nie można mówić o zabójstwie. – Sąd nie podzielił kwalifikacji prawnej przyjętej przez prokuratora, która mówiła o zbrodni zabójstwa. Kluczową kwestią w tym przypadku jest szeroko rozumiana świadomość oskarżonych – uzasadniał sędzia Tomasz Borowczak. – Żeby zaistniała możliwość przypisania im zamiaru, nawet ewentualnego, zabójstwa, trzeba byłoby udowodnić, że oskarżeni godzili się na śmierć swojej córki.

 

Chociaż oczywiście objawy były takie, że oskarżeni mogli i powinni uznać, iż mogą one doprowadzić do śmierci dwulatki, brakuje dowodów, aby stwierdzić, że się na to godzili. Brak wystarczających dowodów do przypisania im zbrodni zabójstwa spowodował zmianę kwalifikacji prawnej i opisu czynu – dodał. Wymierzając karę sąd wziął pod uwagę kryminalną przeszłość Szymona B. – Jego karta karna, względem jego wieku, wręcz razi obfitością – mówił sędzia Borowczak. Jednocześnie dodawał, że na korzyść Angeliki B. działał fakt, że nie była wcześniej karana. Sędzia Tomasz Borowczak podkreślał także, że decyzja sądu nie była jednomyślna. Jak mówił, w pięcioosobowym składzie sędziowskim, on sam był zwolennikiem surowszej kary dla ojca dziewczynki.

 

Sędzia Tomasz Borowczak podkreślał, że decyzja sądu nie była jednomyślna. On sam był zwolennikiem surowszej kary dla ojca dziewczynki.

 

Przegłosowali go jednak pozostali sędziowie. Na ogłoszeniu wyroku obecny był jedynie Szymon B., którego doprowadzono z poznańskiego aresztu śledczego. Zabrakło za to Angeliki B.

 

Norbert Kowalski (aip)

Kraków. Studenci stworzyli aplikację dla osób chorych na depresję

Młodzi naukowcy wymyślili aplikację mobilną, która ma ułatwić szybki przepływ informacji między pacjentem cierpiącym na depresję, jego terapeutą i opiekunami. 

Twórcą Therapify jest Łukasz Pstrong, absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, który przez ostatnie dwa lata rozwijał projekt wraz z grupą studentów oraz absolwentów: Barbarą Trepkowską z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Janem Pluta z AGH oraz Damianem Markowskim z SWPS w Warszawie. – Liczymy na to, że dzięki naszej pracy uda nam się wzmocnić profilaktykę oraz efektywność leczenia, a także przyczynić się do zwalczenia tabu wokół chorób psychicznych w Polsce i w Europie – mówi o pracy swojej oraz kolegów i koleżanek Łukasz Pstrong. Aplikacja Therapify ma umożliwić i ułatwić szybki przepływ informacji między pacjentem a terapeutą i opiekunami chorego. Monitorując samopoczucie, poziom lęku czy aktywność osoby, uzyskujemy podstawowe dane, które zbiera się, a następnie analizuje w czasie terapii w nurcie behawioralno-poznawczym (CBT).

 

Dodatkowo, jeśli chory przestanie wprowadzać informacje do aplikacji, będzie to wyraźny sygnał dla bliskich, że może dziać się z nim coś złego. Taki przypadek powinien zaalarmować opiekunów, którzy mogą sprawdzić, czy osoba korzystająca z aplikacji nie potrzebuje pomocy. Pacjent używający Therapify będzie określał samopoczucie mierzone w skali od 1 (bardzo źle) do 6 (bardzo dobrze). Podobnie sklasyfikuje poziom swojego lęku. Oferta korzystania z platformy Therapify jest skierowana bezpośrednio do terapeutów, którzy następnie mogą bezpłatnie udostępniać ją swoim pacjentom. Warto zaznaczyć, że przez cały czas projektowania rozwiązania zespół Therapify prowadził konsultacje z kilkoma ośrodkami terapii. – Można więc powiedzieć, że terapeuci otrzymają rozwiązanie szyte na miarę – wyjaśnia Łukasz Pstrong. Na świecie istnieje kilka podobnych, ale dopiero raczkujących rozwiązań. Therapify – w przeciwieństwie do nich – będzie przeznaczone dla profesjonalnych terapeutów, którzy będą zbierać dane o pacjencie w nurcie CBT.

 

– Taki poziom funkcjonalności rozwiązania zamierzamy osiągnąć jeszcze w roku 2019 – zakłada Łukasz Pstrong. W przyszłości pomysłodawcy projektu planują również rozwijać zaawansowany panel analizy danych zebranych w ramach aplikacji mobilnej, a w dalszej kolejności rozszerzyć rozwiązanie o sztuczną inteligencję. Premierę aplikacji zaplanowano na marzec 2019 roku. Będzie ją można pobrać na systemy iOS i Android. – Chcemy ją udostępniać gabinetom specjalistycznym w marcu, na początku w Polsce – rozmawiamy właśnie z dwoma instytutami w Krakowie – a docelowo na całym świecie – opowiada Łukasz Pstrong. Autorzy projektu celują zwłaszcza w USA, Wielką Brytanię, Niemcy Kanadę, Australię i Skandynawię, gdzie Virtual Therapy staje się coraz bardziej popularna.

 

Iwona Krzywda (aip)

Wrze w wymiarze sprawiedliwości. Pracownicy sądowi nie zgadzają się z zawartym z rządem porozumieniem

0

Wrze w wymiarze sprawiedliwości. Urzędnicy z Sądu Rejonowego w Gdyni nie tylko wyszli dziś przed placówkę Temidy. Podkreślili też, że nie zgadzają się z zawartym z rządem porozumieniem. 

– Wobec zawartego w dniu wczorajszym porozumienia z rządem przez tzw. komitet protestacyjny oświadczamy, że nie negocjował on w naszym imieniu i nie ma naszego pełnomocnictwa do tego – wskazują w piśmie. Dodają, że „porozumienie nie realizuje ich postulatów” a z nimi „nikt nie rozmawiał”. – Nie uznajemy poczynionych uzgodnień i wzywamy wszystkie grupy społeczne do przyłączenia się do naszego protestu – wskazali. Przypomnijmy, we wtorek, 18 grudnia, resort sprawiedliwości poinformował, że zawarto tego dnia porozumienie ze związkami zawodowymi „w sprawie podwyżek płac dla pracowników sądów.” – Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia wszyscy pracownicy sądów otrzymają 1000 zł brutto gwarantowanej nagrody, niezależnie od stanowiska i pełnionej funkcji – wskazali urzędnicy MS. Poinformowali, że „po kilku godzinach rozmów umowę z przedstawicielami sześciu organizacji związkowych podpisał Sekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Michał Wójcik”. – Były to dobre rozmowy. Znaleźliśmy pole kompromisu – powiedział cytowany przez ministerialną witrynę wiceminister.

 

Umowa przewiduje, że poza 1000 zł brutto gwarantowanej nagrody, pracownikom sądów może być przyznana – również jeszcze przed świętami – dodatkowo nagroda uznaniowa w wysokości średnio 534 zł brutto. O jej wysokości zdecydują dyrektorzy poszczególnych sądów. Wypłatą nagród mogą być objęci pracownicy, którzy pracują w sądach przynajmniej 6 miesięcy. Kolejny punkt porozumienia gwarantuje, że od 1 stycznia 2019 r. każdy pracownik sądów otrzyma podwyżkę wynagrodzenia w wysokości 200 zł brutto. Resortowi urzędnicy wskazali także m.in., że „Ministerstwo Sprawiedliwości wraz ze wszystkimi związkami zawodowymi reprezentującymi pracowników sądownictwa zobowiązują się do wspólnego działania na rzecz możliwie jak najbardziej satysfakcjonujących podwyżek wynagrodzeń pracowników sądów i powszechnych jednostek prokuratury w 2020 r.”. – Jako pracownicy nie zgadzamy się z porozumieniem i nasz protest będzie trwał nadal – usłyszeliśmy tymczasem od urzędniczki Sądu Rejonowego w Gdyni. Planowo pikiety pod sądami mają odbywać się cyklicznie, do 21 grudnia.

 


 

W środę pracownicy sądów krakowskich ponownie wyszli przed gmach budynku, żeby zamanifestować niezadowolenie z niskich płac. 

Tym razem jednak protestowali również przeciwko porozumieniu jakie zawarły ich związki zawodowe z ministerstwem sprawiedliwości. Według porozumienia pracownicy administracji mają dostać od nowego roku 200 zł podwyżki brutto. – Walczymy o 1000 zł, a nie taką jałmużnę – mówi jeden z pracowników krakowskiego sądu. Protestujący wyszli przed budynek sądy z transparentami i kartkami z hasłami: „Precz z takimi związkami, które murem nie stoją za pracownikami”, „Nie zgadzam się z >>nie<< porozumieniem”, „Dość pracy za grosze”. Manifestacja to element ogólnokrajowego protestu, który rozpoczął się w poniedziałek.

 

Strajkujący masowo chodzą na zwolnienia chorobowe, podobnie jak policjanci w ubiegłym miesiącu. Od 2500 do 3000 zł brutto – tyle maksymalnie zarabiają pracownicy sądów w całej Polsce – protokolanci czy pracownicy biurowi. Większość z nich ma wykształcenie wyższe, a bez ich pracy sądy praktycznie nie mogłyby działać. Podwyżki – o ile je dostawali – wynosiły zaledwie 1,3 procent pensji (w 2017) czy dwa procent (w 2018 roku). Dlatego teraz żądają tysiąca złotych podwyżki i zapowiadają protest – czyli masową akcję „psiej grypy” w sądach, na wzór protestu policjantów. Pracowników samorządowych poparli sędziowie.

 

szym (aip) + Marcin Banasik (aip)

Negocjacje unijne ws. rynku energii. Polska zadowolona mimo ograniczeń dla elektrowni węglowych

0

Polska jest zadowolona z wyniku nocnych negocjacji w Brukseli dotyczących kształtu rynku energii w Unii Europejskiej. Poinformował o tym minister energii Krzysztof Tchórzewski. Będą wprawdzie ograniczenia dla elektrowni węglowych, ale szef resortu podkreśla, że postulaty naszej energetyki zostały zrealizowane.

Dla Polski problematyczna była kwestia limitu emisji dwutlenku węgla – 550 gramów na kilowatogodzinę, co wyklucza elektrownie węglowe ze wsparcia państwa w ramach rynku mocy. Ten limit nie został zmieniony.
Ustalono natomiast, że nowe zasady nie będą dotyczyły wieloletnich kontraktów już zawartych w Polsce w ramach rynku mocy, na który zgodziła się Komisja Europejska. Minister Tchórzewski podkreślił, że dotyczy to także nowych kontraktów, które będą zawarte przed końcem grudnia przyszłego roku.
„To otwiera nam drogę do tego, żeby w sposób bezpieczny rozwijać w Polsce odnawialne źródła energii, ponieważ za oczekiwanie na dostawy energii konwencjonalna energetyka będzie otrzymywała wynagrodzenia” – powiedział minister energii. Krzysztof Tchórzewski przyznał, że Warszawa stawiała wysoko poprzeczkę podczas negocjacji i nie wszystko udało się osiągnąć.
„Mogło być dużo lepiej, ale nigdy nam nie jest w życiu tak, jakbyśmy sobie do końca wymarzyli. Jest dobrze” – dodał minister. Zaostrzone zostały między innymi pierwotne propozycje dotyczące udziału elektrowni węglowych w rynku mocy. Datą graniczną nie jest 2030 rok, lecz lipiec 2025. Po tej dacie elektrownie węglowe nie będą mogły otrzymywać dotacji ze strony państwa. Minister energetyki przekonuje natomiast, że nie jest wcale przegrana sprawa dla będącej w budowie elektrowni w Ostrołęce.
Wprawdzie w dniu wejścia w życie przepisów nie będzie ona operacyjna. Jednak – jak argumentował Krzysztof Tchórzewski – jeżeli do końca przyszłego roku zostanie podpisany z nią kontrakt w ramach rynku mocy na przyszłość, wtedy rygorystyczne wymogi dotyczące emisji CO2 nie będą jej obejmować.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Beata Płomecka/Bruksela/em/kano

Grecja: Ekstradycja rosyjskiego hakera

0

Grecki Sąd Najwyższy zgodził się na ekstradycję do Francji rosyjskiego hakera Aleksandra Winnika. Jest on oskarżany o pranie brudnych pieniędzy za pośrednictwem giełdy kryptowalut. Wcześniej sądy zgodziły się na jego wydanie Stanom Zjednoczonym i Rosji.

39-letni Rosjanin, nazywany Mr. Bitcoin, został zatrzymany w Grecji latem ubiegłego roku na wniosek Stanów Zjednoczonych. Spędzał wtedy wakacje z rodziną na północy Grecji. Stany Zjednoczone zarzucają mu, że za pośrednictwem BTC-e – giełdy kryptowalut bitcoin, brał udział w praniu brudnych pieniędzy na dużą skalę. Chodzi o około cztery miliardy dolarów. Aleksander Winnik nie przyznaje się do winy i sprzeciwia się ekstradycji do Stanów Zjednoczonych, na co zgodził się grecki sąd. Aby ją uniemożliwić, wydania hakera zażądała też Rosja, która oskarżyła go o różne oszustwa. We wrześniu grecki Sąd Najwyższy przychylił się do rosyjskiego wniosku. Dziś zgodził się na ekstradycję Aleksandra Winnika do Francji, która ściga go za cyberprzestępstwa Europejskim Nakazem Aresztowania. Na razie Rosjanin pozostanie w Grecji, póki biegli nie wyjaśnią sprawy sprzecznych decyzji.
Aby doszło do ekstradycji do Stanów Zjednoczonych lub Rosji, potrzebny jest podpis ministra sprawiedliwości. Nie jest to wymagane w przypadku Europejskiego Nakazu Aresztowania, czyli wydania hakera Francji.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Beata Kukiel-Vraila, Ateny/em/kano