14.4 C
Chicago
niedziela, 18 maja, 2025
Strona główna Blog Strona 1998

IBRiS dla „Rzeczpospolitej”: Wg 40 proc. badanych rząd podatkiem od reklam chciał uciszyć nieprzychylne mu media

0

40 proc. badanych uważa, że rząd Zjednoczonej Prawicy za pomocą podatku od reklam chciał uciszyć nieprzychylne mu media; 24 proc. – że powodem była chęć zmuszenia wielkich koncernów zagranicznych, które nie płacą u nas podatków, do tego, by je płaciły – wynika z sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej”.

IBRiS, realizując badanie na zlecenie „Rzeczpospolitej” zapytał respondentów, jaki cel chciał osiągnąć rząd, wprowadzając nowy podatek od mediów. Zapowiedź ta spowodowała m.in. protest części dziennikarzy oskarżających rządzących o próbę wprowadzenia cenzury.

 

„Wygląda na to, że argumenty mediów o kontekście politycznym, ale i o podwójnym opodatkowaniu i niesprawiedliwym zróżnicowaniu daniny, trafiły do największej grupy odbiorców. 40 proc. badanych wskazało na chęć ograniczenia medialnej krytyki jako na główny motyw działania władzy. Drugą co do wielkości grupą byli ci, którzy podzielają zdanie polityków PiS, że powodem ogłoszenia takiego projektu była +chęć zmuszenia wielkich koncernów zagranicznych (Google, FB), które nie płacą u nas podatków, do tego, by je płaciły+, uważa tak 24 proc. respondentów” – czytamy w gazecie.

 

Z sondażu wynika, że najmniejsza grupa badanych to ci, którzy podzielają oficjalny argument rządu, czyli deklarację, że powodem wprowadzenia medialnego podatku miała być „chęć zwiększenia wpływów do budżetu państwa” – 22 proc. respondentów. „Rzeczpospolita” wskazała, że ten argument politycy PiS podkreślali najmocniej, dowodząc, że w czasach pandemii potrzebna jest szczególna solidarność i media „też się muszą dołożyć”, choćby do NFZ. „Jednak nawet wyborcy popierający obóz rządzący, którzy nie wierzą w chęć wprowadzenia cenzury politycznej, nie bardzo wierzą w taką motywację. Prawie 70 proc. zwolenników rządu PiS uważa, że powodem była chęć opodatkowania koncernów, a tylko 21 proc – że dobro budżetu” – pisze dziennik.

 

„Wyborcy opozycji są przekonani, że za tą propozycją kryją się motywy czysto polityczne: o zakusy niszczenia krytyki posądza władzę 71 proc. badanych z tej grupy. Myślą tak także osoby z wykształceniem wyższym – 57 proc., czytelnicy gazet i tygodników, widzowie TVN 24. A patrząc przez pryzmat elektoratów partyjnych z poprzednich wyborów, w motywację ograniczenia krytycznych mediów wierzą wyborcy KO (88 proc.), Lewicy (87 proc.) oraz Konfederacji (92 proc.). Wśród wyborców PSL–Koalicji Polskiej to tylko 19 proc.” – podaje „Rzeczpospolita”.(PAP)

 

wni/ mark/

Nowy film Xaviera Beauvois „Albatros” jednym z pretendentów do Złotego Niedźwiedzia podczas 71. Berlinale [WYWIAD]

0

„Albatros” to opowieść o potrzebie wyrażania na głos tego, czego doświadczamy – powiedział PAP Jérémie Renier. Nowy film Xaviera Beauvois, w którym zagrał główną rolę, jest jednym z pretendentów do Złotego Niedźwiedzia podczas 71. Berlinale.

„Albatros” to opowieść o mieszkającym w Étretat w Normanii Laurencie, który pracuje jako policjant w miejscowym komisariacie. Mężczyzna jest wieloletnim partnerem Marie, której właśnie się oświadczył, a także szczęśliwym ojcem małej Poulette. Choć zawsze konsekwentnie oddzielał życie prywatne od zawodowego, w pewnym momencie natłok spraw staje się dla niego zbyt dużym obciążeniem. Kiedy zaprzyjaźniony rolnik z sąsiedztwa popada w konflikt z prawem i znika razem z bronią, stanowiąc tym samym zagrożenie dla społeczności, Laurent wraz z patrolem rozpoczynają poszukiwania. Akcja kończy się tragedią, która może złamać policjantowi karierę i życie rodzinne.

 

PAP: Rozmawiamy w nietypowych okolicznościach. Z powodu pandemii Berlinale odbywa się online, a jego jedynymi uczestnikami są dziennikarze i przedstawiciele branży filmowej. Ostatni rok był dla ciebie specyficzny?

 

Jérémie Renier: To prawda. Gdyby nie pandemia, bylibyśmy teraz w Berlinie i pilibyśmy piwo. A tak – pozostaje Zoom. Mam poczucie – pewnie jak większość z nas – że COVID-19 w pewnym sensie „zainfekował” moje życie. Choć i tak miałem dużo szczęścia. Pracowałem właściwie przez cały czas i nadal gram. Staram się to doceniać, dostrzegać także pozytywy. Nie zmienia to jednak faktu, że pięć ukończonych filmów z moim udziałem wciąż nie trafiło do dystrybucji. Taki sam los spotkał wiele innych produkcji. Twórcy czekają na zielone światło, ale nie wiadomo, kiedy nadejdzie ten moment. A przecież do zeszłego roku branża filmowa wydawała się kompletnie niezależna. Jestem przekonany, że pandemia trwale zmieni cały system naszej pracy.

 

PAP: Obejrzałam wczoraj „Albatrosa”, a niedawno widziałam także „Slalom” Charlene Favier z twoim udziałem. Tutaj jesteś z natury dobrym policjantem, który przypadkowo zabija człowieka. Tam – zasadniczym, wręcz przemocowym trenerem. Obaj w pewnym momencie przewartościowują swoje życie. Lubisz tak wymagające role?

 

J.R.: Rzeczywiście, obie te postacie los stawia w sytuacji, w której muszą zadać sobie pewne pytania. Różnica polega na tym, że mój bohater ze „Slalomu” popełnia okropne czyny intencjonalnie, a Laurentowi zdarza się to przypadkowo. Uważam się za szczęściarza, że mogłem zagrać już tak wiele diametralnie różnych ról. Choć ostatnio dostaję bardziej skomplikowanych bohaterów. Zapewniam jednak, że nie wszystkie propozycje, które otrzymuję, są tak interesujące. Zdarza mi się odmawiać.

 

PAP: Przygotowania do roli Laurenta potraktowałeś jak każde poprzednie wyzwanie czy były w jakiejś mierze wyjątkowym doświadczeniem?

 

J.R.: Zawsze wygląda to nieco inaczej – w zależności od filmu i scenariusza. Jestem uczniem braci Dardenne, którzy zazwyczaj dawali mi około półtora miesiąca, abym mógł całkowicie zanurzyć się w filmową rzeczywistość. Do tej pory lubię pracować w taki sposób. W przypadku współpracy z Xavierem miałem to szczęście. Spędziłem cały miesiąc w towarzystwie policjanta, którego oglądamy na ekranie. W „Albatrosie” wystąpiło zresztą także kilkoro innych naturszczyków, którzy na co dzień pracują w policji. Byłem świadkiem ich codziennego życia zarówno zawodowego, jak i prywatnego. To bardzo pomogło mi uświadomić sobie, co czują, naśladować ich styl życia. Chłonąłem ich doświadczenia, a później próbowałem przenieść je na postać.

 

PAP: Inspirowałeś się też starym kinem policyjnym? Ten gatunek ma we Francji bardzo silną tradycję.

 

J.R.: Nigdy nie byłem wielkim fanem filmów o policjantach. Nie wydaje mi się też, by Xavier Beauvois chciał nawiązywać do tego gatunku. Jego interesuje po prostu człowiek i jego emocje, pogrążony w kryzysie bohater, pojęcia odpowiedzialności i utraty kontroli. To wszystko wykracza poza ramy wspomnianego gatunku.

 

PAP: Pasją Laurenta jest żeglarstwo. Sceny, które nakręciliście na morzu, są tak realistyczne, że zapierają dech. Żeglowałeś już wcześniej czy musiałeś nauczyć się tego na potrzeby roli?

 

J.R.: Nie. Przez miesiąc pobierałem lekcje żeglowania. To było niesamowite odkrycie na poziomie ludzkim, ponieważ po raz pierwszy doceniłem potęgę żywiołu, jakim jest morze. Każdą scenę na otwartym morzu, którą widać w filmie, zagrałem sam. Także tę w trakcie sztormu. Podczas pracy miałem wypadek. Straciłem przytomność i musieliśmy przerwać zdjęcia na jakiś czas. Ale wróciliśmy do tych sekwencji, bo Xavierowi zależało, by zdjęcia były bardzo realistyczne. Staraliśmy się zachować ten realizm również w scenach żeglarskich. Kiedy Laurent wypływa na głębokie wody na pokładzie małej łódki odnosi się wrażenie, że zaraz odbierze sobie życie. Żeglowanie było wyzwaniem, ale dzięki niemu mogłem zagłębić się w postać.

 

PAP: Zrozumienie człowieka, którego grasz, jest kluczowe?

 

J.R.: Tak. Umożliwiła mi to też scena strzału, która stanowiła jedną, długą sekwencję. Kręciliśmy wszystko chronologicznie w czasie rzeczywistym, czyli w tym przypadku – w nocy. Oczywiście, było kilka dubli, ale sam fakt, że było to płynne ujęcie, bardzo mi pomógł. Warto również podkreślić, że istnieją policjanci, którzy przepracowali w zawodzie wiele lat i nigdy nie użyli broni palnej. Taka sytuacja ma miejsce zwłaszcza w małych miejscowościach. Policjanci odbywają coroczne obowiązkowe szkolenia ze strzelania, żeby nie wyjść z wprawy, ale wielu z nich na tym poprzestaje. Dlatego Laurent jest tak zszokowany, gdy wyjmuje pistolet. To coś, czego się nie spodziewał. Ten szok powoduje, że traci kontrolę nad sobą i naciska spust.

 

PAP: To ciekawy zbieg okoliczności, że oddaliście film publiczności akurat w momencie, gdy we Francji odbywają się protesty przeciwko procedowanej przez parlament ustawie o globalnym bezpieczeństwie, która zakazuje rozpowszechniania wizerunku policjantów uczestniczących w interwencji. I niespełna rok po śmierci George’a Floyda.

 

J.R.: Rzeczywiście, film wpisał się w tę dyskusję. Chyba wszyscy podzielamy uczucie rozgoryczenia i wściekłości z powodu aktów przemocy, do jakich dochodzi ze strony policji. To oburzające, że osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo i porządek, dopuszczają się tak brutalnych interwencji. Jednak skłonność do przemocy nie jest charakterystyczna wyłącznie dla przedstawicieli tej grupy zawodowej. Ona zdarza się wszędzie, stanowi ciemną część ludzkiej natury. Mój bohater Laurent jest dobrym człowiekiem i zaangażowanym pracownikiem. Zdaje sobie sprawę, że nie powinien był stracić kontroli nad sobą, ale – niestety – stało się inaczej. To może się przytrafić każdemu w różnych sytuacjach życiowych. Sądzę, że najważniejsze jest to, abyśmy potrafili kwestionować własne zachowania, zadawać sobie trudne pytania i rozmawiać o swoich problemach. Także policjanci powinni to robić. „Albatros” to opowieść o potrzebie znajdowania właściwych słów i wyrażania na głos tego, czego doświadczamy.

 

PAP: W tym roku mija 25 lat od premiery „Obietnicy” Jeana-Pierre’a i Luca Dardenne, od której zaczęła się twoja aktorska przygoda. Wystąpiłeś w niej, mając zaledwie 15 lat. Wyobrażasz sobie czasami, jak potoczyłoby się twoje życie, gdyby nie tamto spotkanie?

 

J.R.: Na pewno nie byłoby mnie dziś tu gdzie jestem. A tak poważnie, nie wiem, jak wyglądałoby moje życie. To było dla mnie tak cenne doświadczenie, że nie potrafię sobie wyobrazić innych scenariuszy. Kiedy wracam myślami do tamtego czasu, wydaje mi się, że to było totalne szaleństwo. „Obietnica” okazała się bardzo ważnym filmem dla braci Dardenne. To był punkt zwrotny w ich karierze. W moim życiu także. Dzięki współpracy z nimi zyskałem pewność, że chcę być w przyszłości zawodowym aktorem i wytyczyłem sobie drogę do tego celu.

 

PAP: Czy Jérémie Renier ma wciąż jakieś marzenia?

 

J.R.: Mam ich wiele i na szczęście sporo się spełnia. Obecnie reżyseruję kolejny film, który będę jednocześnie koprodukował. Jestem spragniony nowych doświadczeń. Bardzo chętnie odkrywam kolejne aspekty robienia filmów i pracy zarówno przed, jak i za kamerą. Mam nadzieję, że dzięki całemu zebranemu doświadczeniu mój film będzie bogatszy.

 

Rozmawiała Daria Porycka (PAP)

 

autorka: Daria Porycka

 

dap/ wj/

Osiemdziesiąt lat temu urodził się Hubert Jerzy Wagner, legendarny „Kat”

0

W czwartek przypada 80. rocznica urodzin Huberta Jerzego Wagnera, legendarnego trenera reprezentacji Polski siatkarzy. Biało-czerwoni pod wodzą słynnego „Kata” zdobyli w 1974 roku mistrzostwo świata, a dwa lata później sięgnęli po olimpijskie złoto.

„Możemy działać na zasadach demokratycznych, ale rację będę miał zawsze ja” i „Liczy się tylko złoto, bo tylko wtedy będą cię pamiętać” – to dwie słynne wypowiedzi Wagnera, które oddają jego osobowość i podejście do pracy. Słynął z uporu, twardego charakteru, ambicji i zamiłowania do ciężkiej pracy. Za sprawą tej ostatniej zyskał wspomniany przydomek „Kat”.

 

Wagner urodził się 4 marca 1941 roku w Poznaniu. W pamięci kibiców zapisał się jako Hubert Jerzy, tym drugim imieniem zwracali się do niego rodzina i znajomi, choć w jego dowodzie widniało „Hubert Aleksander”. Sam przyznał, że nie wie, jak to się stało, że został „Jurkiem”.

 

Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie. Jako zawodnik był rozgrywającym i bronił barw AZS AWF Warszawa oraz Skry Warszawa. Z pierwszym z tych klubów zdobył cztery tytuły mistrza Polski (1963-68). W reprezentacji kraju występował w latach 1963-71 i w jej barwach wystąpił w blisko 200 meczach. Wraz z drużyną narodową w 1967 roku wywalczył brąz mistrzostw Europy. Był też członkiem drużyny, która na igrzyskach w Meksyku w 1968 roku zajęła piąte miejsce.

 

Sam trenerem reprezentacji został po turnieju olimpijskim w Monachium w 1972 roku, w którym biało-czerwoni uplasowali się na dziewiątej pozycji. Młody i niedoświadczony trener postawił na katorżniczą pracę i rządy twardą ręką. Za sprawą tego został wspomnianym „Katem”. W 1976 roku powstał film właśnie tak zatytułowany, który stanowił zapis przygotowań polskich siatkarzy do igrzysk w Montrealu. Taki tytuł nosiła też napisana po latach biografia słynnego szkoleniowca.

 

„Ten tytuł nie był adekwatny do tego, co robił. Przede wszystkim dużo wymagał od siebie i innych. Jak nikt potrafił zaszczepić wiarę w zwycięstwo” – mówił później rozgrywający Stanisław Gościniak.

 

Wagner nie czekał długo ze spełnieniem obietnic o złocie. Jego podopieczni, wśród których nie brakowało jego niedawnych kolegów z boiska, wywalczyli mistrzostwo świata w Meksyku (1974), a dwa lata później zostali w Montrealu mistrzami olimpijskimi. W polskiej siatkówce nikt nie powtórzył ich olimpijskiego sukcesu. W 1975 roku biało-czerwoni zostali wicemistrzami Europy.

 

Z męską reprezentacją pożegnał się w 1976 roku, a dwa lata później zaczął pracę z kobiecą. Kontynuował ją do 1979 roku, ale z siatkarkami nie odniósł większych sukcesów. Cztery lata później wrócił do prowadzenia męskiej kadry, z którą w tym samym roku wywalczył ponownie srebro ME. Po raz trzeci i ostatni był jej trenerem w latach 1996-1998.

 

Próbował swoich sił także za granicą. Był szkoleniowcem męskiej reprezentacji Tunezji i tureckiego klubu Halkbank Ankara. W kraju prowadził zaś zawodników Legii Warszawa, z którymi sięgnął po mistrzostw Polski, Stilonu Gorzów i Morza Szczecin. Pracował również z siatkarkami Skry Warszawa.

 

Komentował potem mecze w telewizji, a pod koniec życia był sekretarzem generalnym Polskiego Związku Piłki Siatkowej.

 

Zmarł w Warszawie 13 marca 2002 roku, gdy prowadząc samochód doznał rozległego zawału.

 

„Skończyła się dziś pewna epoka w historii polskiej siatkówki. Nasze sukcesy były zawsze dla wszystkich związane z jego nazwiskiem. Moje wspomnienia z tamtych czasów są wspaniałe. Jakie zresztą mogą być? Przecież zdobywaliśmy złote medale olimpijskie i mistrzostw świata. Czyż można chcieć więcej? Dla kibiców może był i katem. Dla nas, zawodników – przyjacielem. Owszem, trenowaliśmy ciężko, po trzy razy dziennie. Ale przecież widzieliśmy sens i wspaniałe efekty tej pracy” – zaznaczył 19 lat temu Zbigniew Zarzycki.

 

Od 2003 roku rozgrywany jest Memoriał Huberta Jerzego Wagnera. W 2010 roku zaś słynny trener został przyjęty do Siatkarskiej Galerii Sław.

 

Agnieszka Niedziałek (PAP)

 

an/ krys/

Google podnosi ceny reklam; winny tzw. podatek cyfrowy

0

Gigant technologiczny Google podjął decyzję o podniesieniu w Hiszpanii o 2 proc. cen reklam – wynika z ustaleń dziennika „El Mundo”. Firma chce w ten sposób odzyskać środki, jakie w ramach tzw. podatku cyfrowego nałożył nań od stycznia rząd Pedro Sancheza.

Według ustaleń wydawanej w Madrycie gazety już 1 maja koszt reklam u firmy Google będzie większy o 2 proc. Dziennik wskazał, że podwyżka jest bezpośrednią konsekwencją nowego podatku, co potwierdzili ze swej strony przedstawiciele amerykańskiego koncernu.

 

„El Mundo” odnotowuje też w środę, że zwolennikami obciążenia koncernu Google i podobnych mu firm podatkiem od określonych usług cyfrowych, powszechnie nazywanym „taksą Google” lub „podatkiem cyfrowym”, były – oprócz socjalistów – lewicowe oraz skrajnie lewicowe ugrupowania w hiszpańskim parlamencie.

 

W trakcie debaty parlamentarnej część posłów ugrupowań opozycji: centroprawicowej Partii Ludowej (PP), konserwatywnego Vox i liberalnej Partii Obywatele (Cs), wskazywała, że duże spółki zajmujące się działalnością reklamową płacą już w Hiszpanii podatki VAT oraz CIT. Deputowani z tych ugrupowań przestrzegali przed widmem podniesienia wartości reklam przez gigantów internetowych, takich jak Google.

 

Taksa Google zaczęła obowiązywać w Hiszpanii od 1 stycznia 2021 r. Podatek ten stanowi 3 proc. od wartości wpływów osiąganych w ciągu roku z reklam, doradztwa online lub podmiotów sprzedających bazy danych.

 

Nowym podatkiem objęte są firmy, które w Hiszpanii generują roczny obrót na poziomie 3 mln euro lub – gdy, ich wpływy na świecie sięgają 750 mln euro.

 

Centrolewicowy rząd Pedra Sancheza, z którego inicjatywy w październiku 2020 r. zatwierdzono nowy podatek, szacuje, że w ciągu roku państwo zyska dzięki niemu ponad 1 mld euro. (PAP)

 

zat/ mars/

Odejście posła Tomasza Zimocha z KO. „Ten człowiek dla każdego ugrupowania będzie problemem”

0

Ulga – takim słowem politycy Koalicji Obywatelskiej komentują odejście posła Tomasza Zimocha. „Ten człowiek dla każdego ugrupowania będzie problemem” – ocenia jeden z nich. A inny trawestuje znane przysłowie: „Zimoch z wozu, koniom lżej”.

Poseł Tomasz Zimoch w przeszłości znany komentator sportowy związany z Polskim Radiem, złożył we wtorek rezygnację z członkostwa w klubie Koalicji Obywatelskiej.

 

Później we wpisie na Facebooku podkreślił, że zawsze cenił zasadę „fair play” w sporcie. „Chcę cenić to i w polityce. Dlatego, by być fair wobec wyborców, podjąłem dzisiaj decyzję o opuszczeniu klubu parlamentarnego – Koalicja Obywatelska” – wyjaśnił. Dodał, że Koalicję Obywatelską uważał „za świetny politycznie pomysł”. „Od pewnego czasu odnosiłem wrażenie, że koalicja staje się partyjnym ramieniem w Sejmie. Dlatego zdecydowałem się na opuszczenie klubu. Platforma Obywatelska zapewne słusznie chce walczyć głównie o swój, od lat niezmienny elektorat. Ale by wygrać konieczne jest… +coś więcej+” – stwierdził poseł.

 

Politycy, z którymi rozmawiała PAP oceniają, że Zimoch od jakiegoś czasu szuka sobie nowego miejsca: to próbował tańczyć w „Tańcu z gwiazdami”, to próbuje zostać politykiem. „W obu przypadkach z tak samo marnym skutkiem” – komentuje polityk KO.

 

Szef klubu KO Cezary Tomczyk, pytany o odejście Zimocha powiedział jedynie, że od dłuższego czasu sygnalizował on zamiar odejścia. „Wybrał własną drogę, życzymy mu jak najlepiej” – zaznaczył.

 

Ze spokojem do odejścia Zimocha podchodzi rzecznik PO Jan Grabiec. „W każdej kadencji Sejmu zdarza się, że pojedynczy posłowie odchodzą – mimo że zostali wybrani z określonych list, określonej formacji politycznej – do innych formacji albo stają się posłami niezależnymi. Nie chcę komentować decyzji pana posła Zimocha, to jego osobista decyzja, której szerzej nie wyjaśniał koleżankom i kolegom z klubu” – powiedział Grabiec. Wyraził jedynie nadzieję, że Zimoch nie będzie wspierał obecnego obozu rządzącego.

 

Podobnie wypowiedział się sekretarz generalny PO Marcin Kierwiński. „Nigdy jak poseł odchodzi z Koalicji Obywatelskiej to nie jest nic dobrego ale liczyliśmy się z tym. Od dłuższego czasu pan poseł Zimoch zachowywał się tak, jakby był poza klubem. Jakby tę decyzję podjął ale z jakiś powodów jeszcze jej nie zakomunikował” – powiedział PAP Kierwiński.

 

Zwrócił zarazem uwagę: „Polityka parlamentarna jest przede wszystkim grą zespołową. Nie mam wrażenia, że pan Tomasz Zimoch to rozumie”.

 

Również wiceprzewodnicząca klubu KO Katarzyna Lubnauer przyznaje, że odejścia jednych osób bardziej się żałuje, innych mniej, a Zimoch należał do tych drugich.

 

„Wyraźnie nie odnalazł się w zespole, co jest dziwne, bo jak na człowieka, który tyle lat zajmował się sportem powinien rozumieć, że w polityce, tak jak w sporcie, ważna jest gra zespołowa. On z tą grą zespołową miał kłopot. Często był też konfliktogenny” – powiedziała Lubnauer PAP.

 

Od polityków KO można usłyszeć, że współpraca z Zimochem od dawna nie układała się dobrze, więc wielu polityków KO powitało jego odejście z ulgą. Jego byli już koledzy klubowi mają mu m.in. za złe ciągłą krytykę pod adresem Koalicji Obywatelskiej i niewielką aktywność poselską. „Tomek do tej pory nie otworzył żadnego biura w Łodzi” – mówi PAP jeden z parlamentarzystów z tego regionu.

 

Przypomina niedawne kontrowersje i ogólnopolski protest mediów przeciwko szykowanemu przez rząd podatkowi od wpływów z reklam. „Tomek jako wybitny dziennikarz mógł zabrać głos w tej sprawie, ale jakoś się nie zdecydował” – zaznacza rozmówca PAP. „Nie można w kółko krytykować na Twittrze wszystkiego co robimy, nie dając nic od siebie. Rozumiem, jeśli mu się różne rzeczy nie podobały, mógł wyjść z jakąś inicjatywą, jakimś projektem” – dodaje poseł KO.

 

Inni wypowiadają się jeszcze ostrzej. „Zimoch to był kłótliwy indywidualista, który nie tworzył żadnej wartości dodanej, a o wszystko miał pretensje. Będzie obciążeniem dla każdego ugrupowania, gra głównie na siebie” – mówi jeden z polityków KO.

 

Inny zwraca uwagę, że Zimoch wchodząc do polityki liczył, iż będzie w niej gwiazdą, tak jak w dziennikarstwie sportowym. Tymczasem – stwierdził rozmówca PAP – okazało się, że nie potrafił znaleźć dla siebie odpowiedniej niszy, nie był też zapraszany do programów telewizyjnych, bo nie był reprezentatywny dla KO, w której ton nadaje Platforma Obywatelska, a jak zaczął się ostro publicznie wypowiadać, żeby zwrócić na siebie uwagę, jeszcze pogorszył sprawę.

 

„Polityka jest dziś światem partyjnych przekazów i kto się z tego wyłamuje, jest przede wszystkim obciążeniem” – mówi PAP polityk KO.

 

Polityk zaliczany do opozycji wewnętrznej w PO przypomina bardzo ostrą reakcję Zimocha po ubiegłorocznym głosowaniu w Sejmie nad ustawą dotycząca podwyżek dla najważniejszych osób w państwie, w tym parlamentarzystów. Poseł zażądał wówczas dymisji Borysa Budki z funkcji szefa klubu. „Tomek się bardzo mocno zbuntował, może już wtedy jego drogi i klubu zaczęły się rozchodzić, może to był taki moment krytyczny” – zastanawia się rozmówca PAP.

 

Na to samo zwraca uwagę inny polityk KO. „Postawa Zimocha pokazała, że nie rozumie on, że polityka to gra zespołowa. Skoro były ustalenia z PiS w sprawie podwyżek, to trzeba było ich dotrzymać. Ale przez takich ludzi jak Zimoch czy senator Jacek Bury – obaj są już poza KO – Budka musiał się z tego wycofać” – powiedział PAP poseł Koalicji.

 

Kontrowersje towarzyszyły Zimochowi od początku – do konfliktu doszło przy umieszczeniu go na liście wyborczej KO – dostał „jedynkę” w Łodzi, co wywołało protest liderki łódzkich struktur PO i prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej, która na znak protestu wycofała się ze sztabu wyborczego.

 

W Platformie za promotora Zimocha uchodził ówczesny przewodniczący partii Grzegorz Schetyna. Dziś Schetyna nie chce komentować dla PAP jego odejścia. „To nie ja go umieściłem na listach, tylko zarząd krajowy” – zastrzega jedynie.

 

Obecny sekretarz generalny PO Marcin Kierwiński, kojarzony z frakcją krytyczną wobec Schetyny, też nie chce odpowiadać na pytanie, czy zaproszenie Zimocha na listy KO było błędem. „Nie będę tego teraz roztrząsał, stało się, pan Zimoch odszedł z Koalicji Obywatelskiej, sprawa jest zamknięta, my idziemy swoją drogą” – mówi.

 

Z kolei bliski współpracownik Schetyny Mariusz Witczak zwraca uwagę, że „Tomasz Zimoch to bardzo sympatyczny człowiek”. „Zawsze jest mi przykro, gdy ktoś opuszcza Platformę Obywatelską czy Koalicję Obywatelską. Ale na końcu to indywidualna decyzja dorosłego człowieka” – powiedział.

 

Niektórzy rozmówcy PAP zwracają uwagę wyniki sondażowe Koalicji Obywatelskiej. „Jak sondaże są słabe, spada poparcie, to zaczynają się problemy i jako pierwsi nie wytrzymują ci, którzy są najsłabiej związani z jakąś formacją. Być może Tomek uznał, że jego przyszłość jest gdzie indziej” – mówi polityk KO.

 

Od jakiegoś czasu w mediach pojawiały się spekulacje, że Zimoch będzie kolejnym nabytkiem Polski 2050 Szymona Hołowni. Jednak dziś politycy KO wątpią, czy Zimoch przejdzie ostatecznie do Polski 2050. „Hołownia zdaje się już też się poznał na nim” – ironizuje w rozmowie z PAP poseł KO.

 

„Zawsze mówiłam, że Tomek będzie mile widziany, jeśli postanowi do nas dołączyć, ale postanowił być posłem niezrzeszonym. Jeśli będzie zdecydowany, to podejmiemy z nim rozmowy” – powiedziała PAP szefowa koła Polski 2050 Hanna Gill-Piątek.

 

W sejmowych kuluarach krążą spekulacje, że Zimochowi zależy na starcie z pierwszego miejsca na listach Polski 2050 z Podkarpacia, gdzie ostatnio mieszka. Niektórzy spekulują też, że jest już dogadany z Hołownią, tylko ten ostatni chce zdjąć z siebie odium „politycznego myśliwego”, stąd między odejściem Zimocha z KO a przejściem do Polski 2050 musi upłynąć jakiś czas.

 

Sam Zimoch w rozmowie z PAP przekonuje, że poza tym co napisał na Facebooku niewiele ma do dodania. Powtarza, że będzie posłem niezrzeszonym. Dopytywany, czy planuje przejść do Polski 2050 odpowiada żartem: „a dlaczego nie do Solidarnej Polski? a może do Porozumienia Gowina?”. Zaznaczył, że od wtorku jest posłem niezrzeszonym. „Nie wiem, co pokaże czas” – dodaje.

 

Zaprzecza też zarzutom polityków KO, że nie grał zespołowo. „Zawsze w mediach wypowiadałem się pod nazwiskiem, nigdy nie mówiłem anonimowo. Jak mnie o coś pytano, to wypowiadałem się tylko w swoim imieniu. Ale nie pamiętam, bym np. w sprawach projektów w Sejmie wypowiadał się inaczej niż klub” – podkreśla. Zaprzecza też, że to on był głównym krytykiem władz klubu przy sprawie podwyżek. „Chyba chodzi o inną osobę, a nie o mnie” – stwierdził.

 

Wśród polityków KO można usłyszeć, że następni w kolejce do odejścia z klubu są Franciszek Sterczewski i Klaudia Jachira. Sterczewski jednak tym pogłoskom zaprzecza. „Dobrze mi tu gdzie jestem, odpowiada mi rola niezależnego posła, członka klubu Koalicji Obywatelskiej, nigdzie się nie wybieram” – powiedział Sterczewski PAP.

 

Według Jana Grabca nie można mówić o „lawinie” odejść parlamentarzystów z KO. Rzecznik PO przypomniał, że w ubiegłej kadencji Sejmu ówczesny klub PO opuściło kilkoro posłów, a finalnie po połączeniu z Nowoczesną klub wzbogacił się o kilkadziesiąt osób. „Tak się też może stać w tej kadencji, że mimo tych perturbacji i poszczególnych indywidualnych odejść, siła Koalicji Obywatelskiej będzie rosła. Taki jest polityczny plan, by w kolejnych wyborach opozycją była Zjednoczona Prawica” – powiedział Grabiec.(PAP)

 

autorzy: Piotr Śmiłowicz, Marta Rawicz

 

pś/ mkr/ mok/

Uruchomiono nowe miejsce masowych szczepień w Des Plaines

0

CHICAGO (In. wł.) – W środę uruchomiono nowe centrum masowych szczepień w miasteczku Des Plaines, w północno-zachodniej części aglomeracji chicagowskiej.

W zwiedzaniu centrum szczepień uczestniczyła Toni Preckwinkle, Prezes Rady Powiatu Cook, Matthew Bogusz, burmistrz Des Plaines, radni Andrew Goczkowski, Artur Zadrozny,  inni przedstawiciele władz lokalnych i federalnych.

W obsłudze centrum szczepień w Des Plaines będą pomagać żołnierze Gwardiii Narodowej stanu Illinois.

Zostanie tutaj wykorzystana nowa szczepionka firmy Johnson & Johnson. Władze powiatu Cook spodziewają się od władz federalnych już w czwartek 18 000 dawek szczepionki J&J. Celem jest szczepienie do 3500 osób dziennie.

„Ponieważ Johnson & Johnson jest szczepionką jednodawkową, pacjenci nie muszą martwić się o umówienie drugiej wizyty” – powiedział Israel Rocha, Jr., dyrektor generalny Cook County Health. Dzięki jednorazowaej szczepionce możliwe będzie zaszczepienie większej ilości osób.

Będziemy nadal zachęcać do cierpliwości w procesie szczepień. Jak wiemy, podaż szczepionek jest ograniczona i chociaż poprawia się, nadal nie możemy zaspokoić popytu” – powiedziała Preckwinkle.

Centrum szczepień w Des Plaines jest czwartym dużym ośrodkiem szczepień w na przedmieściach powiatu Cook, oprócz obiektów w Tinley Park, River Grove i South Holland. Wszystkie te centra szczepień są obsługiwane przez żłnierzy Gwardiii Narodowej.

Już od czwartku, 4 marca rozpoczyna się masowa resjestracja do szczepień w tym centrum, mieszczącym się  pod adresem: Des Plaines at 1155 E. Oakton St.

Szczepionki są obecnie dostępne w Illinois dla seniorów i osób, które kwalifikują się do szczepienia w ramach grupy fazy 1B +. Te osoby mogą rozpocząć rejestrację.

Rejestracji można dokonać na stronie https://vaccine.cookcountyil.gov lub telefonicznie pod numerem (833-308-1988) od poniedziałku do piątku od 7am-7pm CT.

Największym ośrodkiem szczepień w Chicago będzie centrum na parkingu przy United Center. Organizatorzy spodziewają się tam stworzyć możliwość zaszczepienia dla ok. 110,000 osób już od 10 marca.

Tekst opr. @ Andrzej Mikołajczyk

Zdjęcia @ Artur Zadrozny wykorzystano za pozwoleniem

Oskarżany o molestowanie seksualne Cuomo nie ustąpi ze stanowiska

0

Gubernator Nowego Jorku Andrew Cuomo, któremu kilka kobiet zarzuca zachowanie nielicujące z urzędem, w tym – molestowanie seksualne, jakie miał się dopuścić, zadeklarował, że nie ustąpi ze stanowiska. Nikogo nie dotykałem w niestosowny sposób – oświadczył.

 

W środę Cuomo powrócił do oskarżeń w publicznym wystąpieniu po raz pierwszy od ponad tygodnia. Przeprosił kobiety, które twierdziły, że molestował je seksualnie, ale podkreślił zarazem, „nigdy nikogo nie dotykał w niewłaściwy sposób”.

 

W nawiązaniu do jego fotografii z Anną Ruch, obwiniającą go o ujęcie w dłonie jej twarzy i pocałowanie w policzek bez pozwolenia, którą rozpropagowały szeroko media, Cuomo powiedział, że jest to dla niego „zwyczajowy” sposób witania się z ludźmi.

 

„Możecie znaleźć setki zdjęć, na których witam się z z setkami ludzi, kobietami, mężczyznami, dziećmi (…) Istnieją setki zdjęć, na których całuję ludzi. To mój normalny i zwyczajowy sposób powitania” – argumentował gubernator.

 

O molestowanie seksualne oskarżyły Cuomo oprócz Anny Ruch dwie inne kobiety, które były jego współpracowniczkami. 25-letnia Charlotte Bennett zarzuciła gubernatorowi, że pozwolił sobie na szereg niestosownych uwag. Wyznała, że odebrała wrażenie, iż gubernator „chce się z nią przespać”. Z kolei Lindsey Boylan, rozszerzyła zarzuty przedstawione po raz pierwszy w grudniu 2020 roku. Kobieta utrzymuje, że Cuomo bez zgody pocałował ją w usta.

 

Związany z Partią Demokratyczną gubernator przyznał, że jest „zawstydzony” zarzutami. Po raz kolejny zaapelował do nowojorczyków, by powstrzymali się z wyciąganiem wniosków do czasu zakończenie dochodzenia prowadzonego pod nadzorem prokuratora generalnego stanu Nowy Jork Letitii James.

 

W trakcie środowej konferencji prasowej Cuomo odniósł się także do wezwań płynących ze strony Demokratów, by ustąpił z stanowiska.

 

„Nie zamierzam rezygnować. Pracuję dla ludzi stanu Nowy Jork. To oni mnie wybrali” – powiedział. „Mam zamiar wykonywać obowiązki, do wypełnienia których powołali mnie mieszkańcy stanu” – dodał.

 

Gubernator zapewnił, że jest gotowy współpracować z prowadzącymi dochodzenie. Stwierdził, że popiera w pełni prawo kobiet do zgłaszania zarzutów. „Teraz rozumiem, że zachowywałem się w sposób niewłaściwy, sprawiając, że te osoby czuły się nieswojo. To było jednak niezamierzone i szczerze za to przepraszam. Czuję się z tym okropnie i wstydzę się tego. Nie jest to łatwo wyznać, ale taka jest prawda” – powiedział.

 

Gubernator podkreślił pod koniec konferencji, że zdecydował się na swój w niej udział wbrew opinii adwokatów, którzy doradzali, by nie wygłaszał żadnych publicznych oświadczeń. „Chciałem, by „nowojorczycy usłyszeli o sprawie bezpośrednio od ode mnie” – zaznaczył.

 

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

 

ad/ mars/

Ceny mieszkań w Arizonie rosną prawie 6 razy szybciej niż zarobki w tym stanie

0

Mieszkańcy Arizony nie nadążają zarabiać na rosnące koszty mieszkań. Żeby wynająć mieszkanie z dwom pokojami muszą zarabiać przynajmniej 21,10 USD na godzinę. W niektórych hrabstwach ta kwota jest jeszcze wyższa.

National Low Income Housing Coalition (NLIHC) opublikowało raport, w którym wyliczono, że przeciętny miekszaniec Arizony musi zarabiać 21,10 USD za godzinę pracy, aby pozwolić sobie na wynajem M2. Jest to jednak tylko średnia. Na przykład w hrabstwie Maricopa, godzinowa stawka musi wynosić już 22,56 USD – dla zaspokojenia takich samych potrzeb.

Raport mieszkaniowy Phoenix wskazuje, że w latach 2010-2018 mediana cen mieszkań w mieście sięgnęła 57%. Ceny wynajmu wzrosły w tym samym czasie o 28%, a zarobki tylko o 10%. Sheree Bouche – menadżer Phoenix Affordable Housing Program – zaznacza, że mieszkańcy miasta wydają na swoje domy więcej, niż mogą sobie pozwolić. 57% najemców wydaje na mieszkanie więcej niż 30% swojego dochodu. Z kolei 20% szczęśliwców, którzy teoretycznie posiadają swoje domy na własność, jest obciążonych kredytem.

„Jeśli zdarzy się nagły wypadek, choroba lub stracisz pracę, naprawdę ciężko jest pokryć koszty mieszkania” – powiedział Bouchee.

Red. JŁ

„Nadszedł czas, by otworzyć się w 100 procentach”. Mississippi i Teksas znoszą koronarestrykcje

Wskazując na spadek liczby hospitalizacji i infekcji koronawirusem, gubernatorzy Teksasu i Mississippi ogłosili zniesienie restrykcji w ich stanach. Wywołało to zaniepokojenie Białego Domu, który – mimo przyspieszającej akcji szczepień – wzywa, by nie tracić czujności.

 

We wtorek prezydent USA Joe Biden przedstawił w Białym Domu optymistyczną wizję najbliższych miesięcy zmagań z epidemią. Jak zapowiedział, do końca maja będzie wystarczająco szczepionek dla każdego dorosłego Amerykanina. Mówiąc o „światełku na końcu tunelu”, apelował równocześnie, by nie tracić czujności, gdyż „zwycięstwo nie jest przesądzone”.

 

Tego samego dnia gubernatorzy Teksasu i Missisipi, Greg Abbot i Tate Reeves, zapowiedzieli zniesienie większości restrykcji w swoich stanach i koniec z obowiązkiem noszenia maseczek w miejscach publicznych. Pierwszy z nich dokona tego 10 marca, a drugi już w środę.

 

Gubernatorzy przyznają, że Covid-19 nie został całkowicie wypleniony, ale uważają, że władze nie powinny już więcej nakazywać obywatelom jak mają się zachować. Wskazują też na konieczność pomocy gospodarce i przedsiębiorcom mocno dotkniętym trwającą od wielu miesięcy epidemią oraz ograniczeniami.

 

„Nadszedł czas, by otworzyć Teksas w 100 procentach” – oświadczył Abbott, wskazując na spadki liczby infekcji i hospitalizacji oraz postępujący proces szczepień. Taktyka zwalczania epidemii w Teksasie opierać się ma na odpowiedzialności mieszkańców, a nie zarządzeniach władz. „Rozporządzeniem wykonawczym stanowimy, że wszystkie biznesy i rodziny w Teksasie są wolne w decydowaniu o swoim losie” – ogłosił gubernator.

 

Podobną decyzję podjął Reeves, kolega Abbota z Partii Republikańskiej. „Liczba naszych hospitalizacji i przypadków (koronawirusa) gwałtownie spadła, a szczepionka jest szybko rozprowadzana. Nadszedł czas!” – napisał na Twitterze gubernator Mississippi.

 

Decyzje gubernatorów spowodowały frustrację w Białym Domu, który wzywa, by władze stanowe nie decydowały się na znoszenie ograniczeń. „Uważamy, że błędem jest zbyt wczesne znoszenie obostrzeń. Maseczki ratują wiele istnień ludzkich. Naprawdę mam nadzieję, że przedsiębiorstwa i mieszkańcy, burmistrzowie oraz hrabstwa w Teksasie to jeszcze raz przemyślą. Mam nadzieję, że gubernator to przemyśli” – oznajmił doradca prezydenta Andy Slavitt.

 

Doktor Rochelle Walensky, dyrektor amerykańskich Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC), ostrzegła, że wraz z rozprzestrzenianiem się nowych, bardziej zakaźnych wariantów koronawirusa „możemy całkowicie stracić ciężko wypracowany postęp”. „Naprawdę jestem zaniepokojona doniesieniami, że więcej stanów wycofuje środki ochrony zdrowia publicznego, które zaleciliśmy, by chronić ludzi przed Covid-19” – wyznała.

 

Pytany w środę w Białym Domu o decyzje gubernatorów, prezydent Biden w ostrych słowach wyraził wzburzenie, uznając je za „duży błąd”. „To neandertalskie myślenie” – powiedział.

 

Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)

 

mobr/ mal/

Zakup chińskich szczepionek przez Polskę i Europę to tylko kwestia czasu

0

Polskie władze rozważają zakup chińskiej szczepionki przeciwko Covid-19; rozmowy z Pekinem zainaugurował prezydent Andrzej Duda. Nie zapadła jednak jeszcze żadna decyzja w tej sprawie. Minister zdrowia zwraca uwagę, że nie ma badań, które dopuszczałyby do obrotu szczepionkę z Chin.

W Chinach opracowano cztery szczepionki przeciwko Covid-19, które zostały już zatwierdzone do użycia w tym kraju. W grudniu chińskie władze zatwierdziły do powszechnego użycia w Chinach kontynentalnych szczepionkę, opracowaną przez pekińską filię państwowej grupy farmaceutycznej Sinopharm, a później także preparat koncernu Sinovac. W lutym zielone światło od chińskich władz otrzymała również druga szczepionka Sinopharmu, opracowana przez wuhańską filię tej grupy, oraz specyfik stworzony wspólnie przez firmę CanSino Biologics i Akademię Wojskowych Nauk Medycznych.

 

W obecnych wytycznych chińskie władze nie zalecają jednak podawania w Chinach szczepionek osobom poniżej 18. i powyżej 59. roku życia z powodu niedostatecznych danych klinicznych dotyczących tych grup wiekowych.

 

Media ChRL podkreślają zainteresowanie krajowymi preparatami na świecie. W ubiegłym tygodniu chińskie MSZ podało, że Chiny przekazały szczepionki w ramach pomocy co najmniej 53 państwom rozwijającym się oraz uzgodniły ich sprzedaż do 27 krajów. Według państwowej prasy preparat Sinovacu trafił już m.in. do Turcji, Meksyku, Tajlandii, Malezji i na Filipiny, a specyfik pekińskiej jednostki Sinopharmu – na Węgry, do Serbii, Peru, Indonezji i Zimbabwe.

 

Węgierski rząd zawarł umowę z Chinami na dostawę chińskiej szczepionki w liczbie wystarczającej dla 2,5 mln osób (czyli 5 mln dawek). W minionym tygodniu preparatem chińskiej firmy Sinopharm zaszczepiony został premier Węgier Viktor Orban.

 

Kwestię możliwości zakupu szczepionek z Chin poruszył w poniedziałek – na wniosek premiera Mateusza Morawieckiego – prezydent Andrzej Duda w rozmowie z przywódcą ChRL Xi Jinpingiem.

 

Jak informował prezydencki minister Krzysztof Szczerski kwestia ewentualnego zakupu chińskiej szczepionki będzie przedmiotem dalszych ustaleń na poziomie międzyrządowym.

 

Z kolei chińska agencja Xinhua podała, że Xi zaznaczył, że Chiny są skłonne dostarczyć Polsce szczepionki na Covid-19 w granicach swoich możliwości i w zależności od zapotrzebowania ze strony polskiej.

 

Rzecznik rządu Piotr Müller oświadczył w poniedziałek, że polski rząd nie podjął jeszcze decyzji ws. sprowadzania szczepionki chińskiej. „Analizujemy, jak wygląda sytuacja w innych krajach, które zdecydowały się na tego typu krok” – dodał.

 

Pytany o tę kwestię minister zdrowia Adam Niedzielski podkreślał w środę, że nie zna żadnych wyników badań, które dopuszczałyby do obrotu chińską szczepionkę przeciw koronawirusowi. „Więc na tę chwilę nie rekomenduję jej stosowania” – powiedział Niedzielski, dodając, że nie zapadła żadna decyzja w sprawie ewentualnego zakupu przez Polskę chińskich szczepionek.

 

Szef resortu zdrowia podkreślił, że najwyższą wartością i największym dobrem jest bezpieczeństwo pacjenta. A to bezpieczeństwo – jak mówił szef MZ – jest gwarantowane m.in. przez system oceny europejskiej, którego zwieńczeniem jest działalność Europejskiej Agencji ds. Leków. Tymczasem, jak podkreślił, w przypadku szczepionki z Chin nie rozpoczęła się nawet żadna procedura współpracy.

 

Niedzielski dodał, że Węgrzy, którzy sprowadzili już część dawek tej szczepionki nie przeprowadzili jeszcze „procesu certyfikacji procesu produkcyjnego, żeby była gwarancja jakości”.

 

„Tak naprawdę nie mamy żadnych informacji konkretnych na ten temat, więc z tego punktu widzenia dopóki takie wyniki nie zostaną przeprowadzone wydaje się, że nie ma możliwości nawet, żeby polscy pacjenci byli na jakiejkolwiek ryzyko narażeni” – powiedział szef MZ.

 

Także główny doradca premiera ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban wyraził opinię, że chińska szczepionka być może jest „niezła”, ale nie zostały udostępnione żadne dane, dokumentacja i wyniki badań klinicznych.

 

Negatywnie o możliwości szczepień chińskim preparatem wypowiadał się w rozmowie z PAP prezes Polskiej Akademii Nauk prof. Jerzy Duszyński. Jego zdaniem nie powinniśmy jeszcze w Polsce szczepić chińską szczepionką – po pierwsze, bo nie jest ona jeszcze dopuszczona przez Europejską Agencję Leków, a po drugie, nie należy łamać solidarności krajów UE.

 

„Mówimy o produkcie, który będzie dawany olbrzymiej liczbie osób. Ważna jest nie tylko jego efektywność, ale i to, jakie jest jego bezpieczeństwo. Choćby to, czy nie ma powikłań po podaniu szczepionki, czy jest ona czysta, z ilu składników jest produkowana, jakie konserwanty są tam użyte. To wszystko powinno być prześwietlane przez najlepszych specjalistów. Dane podawane przez producenta – np. z badań klinicznych – powinny być dokładnie przeanalizowane I dopiero wtedy produkt może wejść na rynek. To wszystko sprawdza Europejska Agencja Leków, która dopuszcza produkty na rynek UE. Mam wielkie zaufanie do tej agencji” – mówi prezes PAN.

 

Prof. Duszyński sam nie ma większych obaw co do bezpieczeństwa chińskiej szczepionki. „Jeśli chodzi o produkcję, jestem przekonany, że to jest dobrze robione. Ale to tylko moja intuicja. A to zdecydowanie za mało, by rozpocząć program szczepienia milionów, a może nawet i miliardów ludzi. Tu trzeba być bardzo ostrożnym. Tu nie może liczyć się intuicja, ale badania naukowe, kliniczne, protokoły, oceny najwyższych ekspertów. Stąd tak ważna jest ocena Europejskiej Agencji Leków” – komentuje naukowiec.

 

Innego zdania jest wirusolog prof. Włodzimierz Gut. „Może jestem czasami radykalny w swoich sądach, ale poszedłbym drogą Słowacji i Węgier. Na co mamy się oglądać? Przecież dopuszczone już w UE szczepionki do nas nie docierają w potrzebnej liczbie. Trwa jakaś wojna koncernów, która ma wymusić na klientach system aukcyjny. Można kupić szczepionkę z Chin i u nas szybko przeprowadzić badania na ochotnikach, jeżeli mamy jakieś wątpliwości. Potem udostępnić te wyniki – tak jak zrobił Izrael w przypadku Pfizera. Jeszcze za to nas Chińczycy będą po rękach całować, bo uwiarygodnimy ich produkt. Te wszystkie szczepionki oparte są na tym samym białku. Nie wierzę osobiście w to, że któraś jest zdecydowanie mniej skuteczna. Wszystkie są w mojej ocenie dobre i bezpieczne” – powiedział PAP prof. Gut.

 

Szef MON Mariusz Błaszczak informował, że kwestia zakupu chińskiej szczepionki miała być omawiana w środę na posiedzeniu rządowego zespołu zarządzania kryzysowego.

 

Należący do Sinopharmu Pekiński Instytut Produktów Biologicznych (BBPI) ogłosił w grudniu, że jego szczepionka zapobiega Covid-19 ze skutecznością 79 proc. Drugi specyfik Sinopharmu ma według producenta 72,5 proc. skuteczności.

 

Brazylijski instytut Butantan, który prowadził próby kliniczne specyfiku Sinovac, informował o 50-procentowej skuteczności w zapobieganiu objawowym przypadkom Covid-19 i 78-procentowej skuteczności w zapobieganiu przypadkom „od łagodnych do ciężkich”.

 

Firma CanSino ogłosiła natomiast, że 28 dni po podaniu pojedynczej dawki szczepionka Ad5-nCoV chroni przed Covid-19 ze skutecznością 65 proc. oraz zapobiega ciężkiemu przebiegowi choroby w 90 proc.

 

Na razie Europejska Agencja Leków (European Medicines Agency – EMA) zatwierdziła stosowanie trzech szczepionek przeciw COVID-19. To szczepionki produkowane przez: AstraZeneca/Oxford, BioNtech/Pfizer (Comirnaty) oraz Modernę. Procedurze oceny poddawane są jeszcze kolejne trzy szczepionki: amerykańskie Novavax, a także Johnson & Johnson (Jannsen) oraz niemiecka Curevax. Na razie więc żadna chińska szczepionka nie została poddana ocenie EMA i nie jest przez nią zatwierdzona.(PAP)

 

autorka: Aleksandra Rebelińska

 

reb/ mok/

Śnieg stopniał, ale problemy pozostały – firmy ubezpieczeniowe wydadzą krocie na odszkodowania po teksańskiej zimie

0

Naprawienie szkód, spowodowanych przez zimę, w Teksasie będzie kosztowało krocie. Śnieg się stopił. ale problemy pozostały.

Skutki zamieci w Teksasie będą odczuwalne jeszcze przez długi czas. Szacuje się, że firmy ubezpieczeniowe będą musiały wypłacić łącznie 20 miliardów USD w formie odszkodowań. Ponadto, na pomoc publiczną – pochodzącą od rządu federalnego – wydano już co najmniej 120 milionów USD.

Przypomnijmy, że mroźna zima w Teksasie spowodowała przerwy w dostawie prądu, które miały kolosalne skutki dla mieszkańców. Przerwy w dostawie energii dotknęły też lokalnych przedsiębiorców, a nawet rafinerie. Spowodowało to krótkotrwały skok cen benzyny w USA.

Red. JŁ

Fidesz będzie na razie działać w PE samodzielnie? „To Berlin musi zdecydować, jakich relacji chce z Fideszem”

0

Węgierski Fidesz, który wystąpił w środę z frakcji Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim, będzie na razie działać w PE samodzielnie, a dalszy rozwój sytuacji zależy od wyborów w Niemczech i na Węgrzech – powiedział PAP ekspert ośrodka Szazadveg David Szabo.

„Spodziewam się krótkiego okresu przejściowego, kiedy europosłowie Fideszu będą funkcjonować samodzielnie, bo ani pod względem prawnym, ani praktycznym nie można z minuty na minutę stworzyć frakcji albo się do jakiejś przyłączyć” – zauważył Szabo. Jego zdaniem ten okres przejściowy potrwa kilka tygodni lub miesięcy.

 

Według niego najbardziej prawdopodobne jest, że europosłowie Fideszu, ewentualnie zasileni kilkoma innymi osobami – np. węgierskimi europosłami z krajów ościennych Węgier, np. Rumunii – utworzą w PE nową frakcję o charakterze chrześcijańsko-demokratycznym i wejdą w sojusz z jakąś większą rodziną partyjną.

 

„Znając Viktora Orbana, można przypuszczać, że pierwszą grupą, ku której się skieruje, będzie EPL.(…) Europosłowie Fideszu mają powody, by utworzyć nową frakcję, ale nie sądzę, żeby ich potencjalni sojusznicy z EPL wystąpili teraz z tej grupy” – ocenił.

 

Szabo podkreślił, że w dłuższej perspektywie w interesie Fideszu na pewno leży wyklarowanie jego sytuacji w Europejskiej Partii Ludowej, do której nadal należy, choć jego członkostwo zostało zawieszone.

 

„Jest nieunikniona ściślejsza współpraca między Fideszem i PiS także na poziomie rodziny partyjnej (w PE), ale w tej chwili premier (Viktor Orban) i Fidesz nie spalili jeszcze mostów z EPL.(…) Wciąż nie doszliśmy do tego punktu, żeby Orban sam chciał wystąpić z EPL i dlatego teraz przystąpienie Fideszu do innej dużej rodziny partyjnej jest raczej nierealne” – powiedział.

 

Ważnymi punktami zwrotnymi będą według Szabo jesienne wybory do Bundestagu i wybory parlamentarne na Węgrzech na wiosnę 2022 r. Wcześniej w jego opinii Fideszowi nie opłaca się angażować w nową rodzinę partyjną.

 

„Po wyborach dwie rzeczy będą istotne. Po pierwsze, Niemcy będą miały nowego kanclerza i to będzie najważniejszy czynnik mający wpływ na przyszłość Fideszu w EPL. Albo będzie to ktoś prowadzący politykę podobną do (Angeli) Merkel, pragmatyczną i unikającą konfliktów – w stosunku do Węgier ta polityka całkiem dobrze zdawała egzamin, choć niekoniecznie była zbieżna ideologicznie – albo polityk bardziej zbliżony do Manfreda Webera, wymagający od Węgrów wierności za wszelką cenę, chcący, by Fidesz prowadził politykę liberalną, taką jak obecny mainstream w EPL” – powiedział Szabo.

 

Według eksperta, jeśli nowemu kanclerzowi będzie zależało na osiągnieciu w EPL większej jedności, choćby w węższym gronie, to przed Fideszem „droga stanie otworem”. Zaznaczył jednak, że dla Orbana bardzo ważne jest nie tylko gospodarcza, ale też polityczna współpraca z Berlinem.

 

Wybory na Węgrzech są natomiast – w jego opinii – istotne dla Fideszu dlatego, że póki do nich nie dojdzie, każda decyzja tej partii na scenie międzynarodowej „ma też stawkę wewnątrzkrajową”. Jeśli zaś Fidesz wygra wybory po raz czwarty pod rząd, będzie miał większe pole manewru.

 

„Na pewno sytuacja Fideszu w EPL nie wyjaśni się przed niemieckimi wyborami.(…) Viktor Orban otwarcie mówił, że to Berlin musi zdecydować, jakich relacji chce z Fideszem w EPL. Niemcy mają tu decydującą rolę” – powiedział ekspert.

 

Dodał, że kiedyś EPL obejmowała partie chrześcijańsko-demokratyczne, konserwatywne i centrowe i można było do niej zaprosić każde ugrupowanie, które nie było wyraźnie socjalistyczne czy liberalne, ale „to już przeszłość”.

 

„Widzimy, że europejski mainstream polityczny skłania się coraz bardziej ku lewicy, zapewne w Niemczech też jest teraz lewicowa większość i tylko dzięki geniuszowi Merkel udaje się utrzymać kierowniczą rolę CDU w rządzie. W bardzo niewielu krajach jest prawicowa większość.(…) W EPL to CDU decydowała o kierunku politycznymi, ale teraz nie jest ona w stanie stanąć na drodze do +ulewicowienia+ grupy”.

 

Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)

 

mw/ mal/

Tragiczny wpadek w Dziwnowie. Nurek: Samochód leżał na dnie zalewu na dachu około 30 metrów od nabrzeża

Samochód leżał na dnie na dachu około 30 metrów od nabrzeża – powiedział PAP nurek Zbigniew Jeszka, który brał udział w akcji ratowniczej w Dziwnowie (Zachodniopomorskie), po tym jak auto wpadło tam do wody.

Auto osobowe wpadło do Zalewu Kamieńskiego w Dziwnowie w niedzielę. Samochodem jechała rodzina. Wszystkie cztery osoby, które przebywały w aucie zginęły. To dwie osoby dorosłe i dwójka dzieci. W samochodzie był także pies.

 

„Około godz. 12.30 było oficjalne zgłoszenie od komendy policji i straży pożarnej, że jest wypadek przy urzędzie gminy w Dziwnowie; potrzebny jest natychmiastowo nurek, który obsługuje te zdarzenia” – powiedział w środę PAP Zbigniew Jeszka, nurek, który brał udział w wyciąganiu auta.

 

„Zgłosiłem się i powiedziałem, że już jadę” – kontynuował Jeszka. „Pobiegłem do garażu, wsiadłem do samochodu i ubrany w skafander gotowy do skoku do wody przyjechałem na miejsce w 10 – 15 minut” – powiedział. Jak dodał, informacja była taka, że w aucie mogą być osoby żywe, dlatego służby prosiły o pośpiech.

 

Świadkowie twierdzili, że samochód utonął blisko przy nabrzeżu, a okazało się on był już w nurcie – powiedział Jeszka. Z jego informacji wynika, że samochód leżał na dachu, ponad 30 metrów od nabrzeża.

 

Według relacji nurka, ciała pasażerów zlokalizowane były w przedniej części pojazdu. Po wyciągnięciu samochodu z wody były w nim uchylone szyby.

 

Pytany, co mogłoby być przyczyną wypadku, Jeszka odpowiedział, że wszystkie warianty są obecnie rozpatrywane.

 

Z przypuszczeń nurka wynika, że auto z automatyczną skrzynią biegów mogło wpaść do wody, bo kierowca pomylił pedał hamulca z pedałem gazu.

 

Według jego relacji, żeby auto wpadło w tamtym miejscu do wody, trzeba było wykonać skręt w prawo o 90 stopni. Jak dodał, od krawędzi pasa ruchu (to Nabrzeże Kościuszkowskie – PAP) do krawędzi nabrzeża są dwie długości samochodu.

 

W sprawie niedzielnego wypadku śledztwo prowadzi prokuratura. Dotyczy ono nieumyślnego spowodowania wypadku, na skutek którego śmierć poniosły wszystkie podróżujące autem osoby. Wyłowiony pojazd został zabezpieczony do dalszych badań technicznych, zabezpieczono również nagranie z monitoringu z firmy, której budynek stoi na nabrzeżu. Przesłuchano także świadków wypadku. Jak przekazała prokurator, „zabezpieczono ciała wszystkich podróżujących pojazdem osób celem przeprowadzenia sekcji sądowo-lekarskiej”. (PAP)

 

res/ robs/

Zakupowe szaleństwo za covidową pożyczkę od rządu. Kobiecie z Karoliny Płn. grozi 30 lat więzienia

0

Kobieta z Karoliny Północnej postanowiła zrobić zakupy na koszt podatników. Za covidową pożyczkę dla małych firm kupiła sobie dużo ładnych rzeczy. Teraz grozi jej 30 lat więzienia i grzywna.

24-letnia Jasmine Johnnae Clifton miała oszukać SBA (Small Business Administration) na kwotę ponad 150 000 USD – na podstawie fałszywych informacji o kondycji jej firmy. A kondycji w ogóle nie było. Clifton zamknęła firmę kilka miesięcy przed datą złożenia wniosku o pożyczkę – 24 lipca 2020 r. Była to mała działalność – internetowy sklep z odzieżą. Kobieta otrzymała 149 900 USD pomocy dla jej firmy. Jako że przedsiębiorstwo już nie istniało, to Clifton musiała jakoś wydać te pieniądze. Na jej liście znalazły się takie sklepy, jak Nordstrom, Ikea, Neiman Marcus, Rooms To Go, Louis Vuitton i wiele innych. Miała też odwiedzić kilku jubilerów, w celu nabycia drogiej biżuterii.

„Za oszustwo bankowe, w związku z zasiłkiem, w przypadku katastrofy grozi kara więzienia do 30 lat i grzywna w wysokości 1 000 000 USD. Maksymalna kara za oszustwo w związku z poważną katastrofą lub zasiłkami w nagłych wypadkach to 30 lat więzienia i 250 000 USD grzywny” – stwierdził Departament Sprawiedliwości USA.

W kwietniu 2020 roku amerykański Kongres uchwalił 300 mld USD pomocy, w formie pożyczek, dla przedsiębiorstw dotkniętych pandemią. Z powodu dużej ilości podmiotów, SBA musiało zwiększyć wydajność kosztem dokładności prześwietlania wnioskodawców.

Red. JŁ

Coraz więcej młodych Polek ma poglądy lewicowe

0

Poglądy młodych Polaków spolaryzowały się, spadły odsetki centrystów oraz niezdecydowanych; za rekordową liczbę deklaracji lewicowych odpowiadają przede wszystkim młode Polki: z lewicą utożsamia się aż 40 proc. z nich, wobec 22 proc. wśród młodych mężczyzn – wynika z komunikatu CBOS.

Na początku lutego CBOS informował, że w 2020 roku odsetek młodych Polaków (18–24 lata) o poglądach lewicowych wzrósł niemal dwukrotnie w stosunku do poprzedniego roku, osiągając najwyższy poziom w historii badań (30 proc.) i po raz pierwszy od blisko dwóch dekad był wyższy od odsetka młodzieży o poglądach prawicowych.

 

W najnowszym komunikacie CBOS pokazuje ewolucję różnic światopoglądowych w zależności od płci oraz wielkości miejsca zamieszkania badanych.

 

Sondażownia przypomina, że w roku 2015, kiedy to odsetek identyfikacji prawicowych wśród młodzieży plasował się na rekordowo wysokim poziomie, za wynik ten odpowiadali głównie młodzi mężczyźni – poglądy prawicowe deklarowało aż 40 proc. spośród nich (najwyższy wynik w historii pomiarów) wobec 20 proc. wśród kobiet.

 

Z kolei w 2020 roku sytuacja odwróciła się – za rekordową liczbę deklaracji lewicowych odpowiadają przede wszystkim młode Polki. Z lewicą utożsamia się aż 40 proc. z nich (najwyższy wynik w historii badań i skok o ponad 20 punktów procentowych w stosunku do poprzedniego roku), wobec 22 proc. wśród młodych mężczyzn.

 

Z badań wynika, że tak jak sympatie prawicowe przeważały wśród młodych mężczyzn nad sympatiami lewicowymi w 2015 roku (czterokrotnie), tak przeważają i dziś, choć mniej wyraźnie (36 proc. wobec 22 proc.). W przypadku młodych kobiet w 2015 roku również obserwowaliśmy przewagę identyfikacji prawicowych nad lewicowymi (dwukrotną), jednak już w kolejnym roku spadła ona do zaledwie kilku punktów procentowych. W 2019 roku sympatie lewicowe po raz pierwszy przeważyły w tej grupie nad prawicowymi (19 proc. wobec 14 proc.), a w 2020 roku ich odsetek wzrósł jeszcze dwukrotnie, osiągając pułap 40 proc. (wobec 17 proc. deklaracji poglądów prawicowych).

 

CBOS zwraca uwagę, że poglądy młodych Polaków spolaryzowały się. W 2020 roku wzrosły – choć nierównomiernie – zarówno odsetki badanych o poglądach lewicowych, jak i prawicowych, a spadły odsetki centrystów oraz niezdecydowanych. Szczególnie wyraźnie widać tę zmianę w grupie młodych kobiet. Jeszcze w 2019 roku z poglądami lewicowymi lub prawicowymi utożsamiało się zaledwie 33 proc. spośród nich (wobec 46 proc. wśród młodych mężczyzn) – w 2020 roku odsetek ten wzrósł już do 57 proc. (wobec 58 proc. wśród młodych mężczyzn).

 

Jeśli chodzi o zróżnicowanie poglądów młodych Polaków w zależności od wielkości ich miejsca zamieszkania, to najwyższy odsetek autoidentyfikacji lewicowych obserwujemy w największych miastach (43 proc.), a najniższy – na wsi (25 proc.).

 

Jednak – jak wskazuje CBOS – ogólny wzrost deklaracji poglądów lewicowych wśród młodych Polaków zaznaczył się wszędzie i nie ominął również mniejszych miejscowości. „W istocie najsilniejsze, około dwukrotne wzrosty odnotowaliśmy w małych miastach liczących do 20 tys. mieszkańców (z 12 proc. do 30 proc.), w miastach od 100 do 500 tys. mieszkańców (z 19 proc. do 36 proc.), a także na wsi (z 12 proc. do 25 proc.)” – wskazano.

 

Zgodnie z ogólnym trendem polaryzacyjnym, wszędzie wzrosły również odsetki deklaracji prawicowych wśród najmłodszych badanych. Najwyższy wzrost miał miejsce w największych miastach (z 18 proc. do 33 proc.). O 11 punktów procentowych wzrósł też odsetek autoidentyfikacji prawicowych w najmniejszych miastach (z 16 proc. do 27 proc.), w pozostałych kategoriach miejscowości wzrosty utrzymywały się na poziomie 1–2 punktów.

 

Zaobserwowana na poziomie całego kraju przewaga sympatii lewicowych wśród młodych Polaków znajduje odzwierciedlenie w małych miastach do 20 tys. mieszkańców, a także w miastach powyżej 100 tys. Nie obserwujemy tej przewagi na wsi oraz w miastach od 20 do 100 tys. mieszkańców – również tutaj nie mamy jednak do czynienia z przewagą identyfikacji prawicowych, ale z równowagą pomiędzy dwiema orientacjami (po 25 proc. deklaracji prawicowych i lewicowych na wsi oraz odpowiednio po 28 proc. w miastach od 20 do 100 tys. mieszkańców). Największą przewagę sympatii lewicowych nad prawicowymi odnotowaliśmy w największych miastach (43 proc. wobec 33 proc.).

 

Biorąc pod uwagę zarówno płeć jak i wielkość miasta zamieszkania, w 2020 roku zarówno na wsi, jak i w miastach odsetki autoidentyfikacji lewicowych były wśród młodych kobiet znacząco wyższe – co najmniej o kilkanaście punktów procentowych – niż wśród młodych mężczyzn. Najbardziej uderzająca różnica widoczna jest w dużych miastach liczących ponad 100 tys. mieszkańców – aż 54 proc. mieszkających w nich młodych kobiet deklaruje poglądy lewicowe, wobec 25 proc. młodych mężczyzn. Wśród tych ostatnich przeważają wyraźnie poglądy prawicowe (44 proc.).

 

W stosunku do 2015 r. odsetek młodych kobiet deklarujących poglądy lewicowe wzrósł o 24 punkty procentowe na wsi (z 8 proc. do 32 proc.), o 32 punkty w miastach liczących mniej niż 100 tys. mieszkańców (z 7 proc. do 39 proc.) i aż o 41 punktów w dużych miastach – powyżej 100 tys. mieszkańców (z 13 proc. do 54 proc.). Wzrosty obserwowane wśród młodych mężczyzn są znacząco niższe niż wśród kobiet, w przypadku wsi ponad trzykrotnie (7-punktowy wzrost wobec 24-punktowego wśród kobiet).

 

Komunikat CBOS bazuje na rocznych zestawieniach powstałych w wyniku agregacji zbiorów z dwunastu comiesięcznych badań zrealizowanych w danym roku kalendarzowym i obejmuje okres od roku 1990 do 2020.(PAP)

 

autorka: Aleksandra Rebelińska

 

reb/ mok/

Australia kontra Chiny: Pochodzenie koronawirusa, Huawei oraz rosnące wpływy ChRL

0

Pandemia koronawirusa i narastające napięcia polityczne w relacjach Chin z Australią przyczyniają się do rasistowskich ataków na Australijczyków pochodzenia chińskiego, osłabiają handel i inwestycje – wynika z najnowszych sondaży i szacunków gospodarczych.

Tarcia w dwustronnych relacjach dotyczą m.in. apeli australijskiego rządu o niezależne śledztwo w sprawie pochodzenia koronawirusa, wykluczenia chińskiego koncernu Huawei z budowy sieci 5G w Australii oraz podnoszonych przez Canberrę obaw o wzrost wpływów ChRL w regionie i infiltrację przez ten kraj polityki i edukacji w Australii.

 

W niedawnym badaniu australijskiego Lowy Institute jeden na pięciu Australijczyków pochodzenia chińskiego poskarżył się na ataki fizyczne lub groźby związane z pandemią i napięciami dyplomatycznymi – podała w środę agencja Reutera.

 

„Chińscy Australijczycy zawsze będą ściskani przez geopolityczne napięcia (z Chinami)” – skomentował te wyniki przewodniczący Forum Chińskich Australijczyków Jason Li, wzywając rząd w Canberze do podjęcia działań przeciwko rasizmowi.

 

Chińskie władze ostrzegały w ubiegłym roku swoich obywateli przed „dyskryminacją rasową i przemocą wobec Azjatów” w Australii. Resort edukacji przestrzegał natomiast Chińczyków planujących studia w Australii, że powinni „starannie rozważyć ryzyko” przed udaniem się do tego kraju.

 

Tymczasem wartość chińskich inwestycji w Australii spadła w 2020 r. o 61 proc., do 783 mln USD, czyli najniższego poziomu od sześciu lat – wynika z opublikowanych w ubiegłym tygodniu szacunków Australijskiego Uniwersytetu Narodowego.

 

„To odzwierciedla wpływ Covidu, ale też zwiększoną kontrolę zagranicznych inwestycji przez australijski rząd, szczególnie tych z Chin” – powiedział dyrektor Biura Badań Gospodarczych Wschodniej Azji na tej uczelni Shiro Armstrong.

 

Spadek inwestycji zbiega się w czasie ze znacznym pogorszeniem dwustronnych relacji. „Australia płaci za swoje uprzedzenia” – ocenił dane inwestycyjne państwowy chiński dziennik „China Daily”.

 

Chińska ambasada w Australii opublikowała w tym tygodniu przemówienie zastępcy kierownika placówki Wang Xininga, który zaatakował Australijczyków krytykujących Pekin. „Szumowiny, które celowo oczerniają Chiny, podważają przyjaźń chińsko-australijską i szkodzą dobrobytowi obu narodów, zostaną zepchnięte na margines, a ich potomkowie będą się wstydzić ich negatywnej roli w historii” – powiedział Wang.

 

W ubiegłym roku chiński ambasador w Australii Cheng Jingye ostrzegał, że apele australijskiego rządu o niezależne śledztwo w sprawie koronawirusa mogą doprowadzić w Chinach do bojkotu australijskich towarów. Później Pekin wstrzymał import drewna, wołowiny i jęczmienia od części australijskich eksporterów oraz nałożył wysokie cła antydumpingowe na to zboże.

 

Chińskie MSZ przedstawiło pod koniec ubiegłego roku długą listę zarzutów pod adresem władz Australii. Znalazły się na niej rzekome „błędy w sprawach dotyczących kluczowych interesów Chin, takich jak Hongkong, Sinciang czy Tajwan”, w tym działania podejmowane w Radzie Praw Człowieka ONZ i wsparcie dla idei członkostwa Tajwanu w Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).

 

W odpowiedzi na te zarzuty premier Australii Scott Morrison podkreślił, że jego kraj posiada wolne media, wybranych demokratycznie posłów i zabiera głos na temat praw człowieka na forum międzynarodowym. „Jeśli to jest przyczyną napięć w tych relacjach (z Chinami), to wydaje się, że te napięcia wynikają po prostu z tego, że Australia jest Australią” – powiedział.(PAP)

 

anb/ kib/

Mistrzostwa Europy 2021: Może nie być meczów w Bilbao, Dublinie i Glasgow

0

Bilbao, Dublin i Glasgow mogą stracić status miast-gospodarzy piłkarskich mistrzostw Europy – donosi agencja Associated Press, powołując się na anonimowe źródła „mające wiedzę o turnieju”. W Hiszpanii i Irlandii mają grać biało-czerwoni.

ME planowane są w terminie 11 czerwca – 11 lipca w 12 miastach w 12 krajach. Turniej miał odbyć się w ubiegłym roku, jednak zdecydowano o jego przełożeniu z powodu pandemii COVID-19. Liczba zakażeń jest wciąż na tyle duża, że także przy nowym terminie widnieje wiele znaków zapytania.

 

Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) zależy na tym, aby trybuny stadionów organizujących mecze zapełniły się przynajmniej w połowie, a władze Irlandii, Szkocji i Kraju Basków dotychczas nie dały gwarancji, że wyrażą na to zgodę – informuje AP.

 

„UEFA jest skłonna odebrać mecze miastom, które nie mogą zagwarantować dużej liczby kibiców mimo spodziewanego przed czerwcem rozluźnienia obostrzeń związanych z pandemią” – napisano.

 

COVID-19 najbardziej dotkliwie atakuje ostatnio Wielką Brytanię, jednak sprawny i intensywny program szczepień pozwala wierzyć, że sytuację uda się w miarę szybko opanować. Dlatego – według źródeł AP – nie ma mowy o wykluczeniu Londynu z roli gospodarza. W stolicy ma się odbyć siedem spotkań, w tym półfinały i finał.

 

Szkocja podchodzi jednak do wszelkich prognoz ostrożniej.

 

„Jeszcze zobaczymy, czy będzie w ogóle możliwa obecność kibiców na meczach mistrzostw Europy” – powiedziała w środę szkocka sekretarz ds. zdrowia Jeane Freeman.

 

Na Hampden Park planowane są trzy mecze fazy grupowej oraz jedno spotkanie 1/8 finału. Gdyby UEFA zdecydowała się je przenieść, rolę gospodarza przejęłoby prawdopodobnie któreś z angielskich miast – Londyn (stosunkowo nowy stadion Tottenhamu

Hotspur), Liverpool lub Manchester.

 

Jeden z tych obiektów mógłby także „przejąć” mecze, które mają zostać rozegrane w Dublinie, w tym spotkania Polski ze Słowacją (14.06) i Szwecją (23.06) w grupie E.

 

„Jest zbyt wcześnie na określenie, kiedy i w jaki sposób te restrykcje (zakaz wstępu kibiców na mecze – PAP) mogą zostać rozluźnione w obecnej niepewnej sytuacji. Na życzenie UEFA analizowane są scenariusze rozgrywania meczów ME w Dublinie w tej covidowej rzeczywistości” – napisano w oświadczeniu irlandzkiego rządu przesłanym agencji AP.

 

Wątpliwości dotyczą również Bilbao, gdzie biało-czerwoni mają 19 czerwca zmierzyć się z Hiszpanią. Zaplanowane tam mecze mogą zostać przeniesione do innego regionu w Hiszpanii.

 

„Na trzy miesiące przed ME musimy być ostrożni. Ale będziemy w dalszym ciągu współpracować z UEFA, by ustalić, czy spotkania ME mogą odbyć się z udziałem publiczności, jak licznej i w jakich warunkach” – napisał rząd Kraju Basków w odpowiedzi na pytanie AP.

 

UEFA w kwietniu ma opublikować oficjalną informację o przebiegu turnieju z punktu widzenia kibiców.

 

Obecnie w większości krajów Europy mecze rozgrywane są bez kibiców lub z trybunami zapełnionymi w niewielkim stopniu.

 

Mecz otwarcia ME ma się odbyć w Rzymie, a gospodarzami mają być ponadto: Baku, Kopenhaga, Monachium, Budapeszt, Amsterdam, Bukareszt i Sankt Petersburg.(PAP)

Jedyne takie na świecie – tramwaje wracają na tory w San Francisco

Słynne tramwaje z San Francisco nie działają od początku pandemii Covid-19, kiedy władze wprowadziły lockdown. Okazuje się jednak, że wizytówka miasta ma wkrótce powrócić na tory.

„Ludzie pytają, czy kolejki linowe będą mogły wrócić, gdy wyjdziemy z COVID-19. Kolejki linowe są częścią San Francisco. Przyciągają turystów, pomagają naszej gospodarce i nie pozwolę im tak po prostu zniknąć. Kolejki powrócą w tym roku” – powiedział burmistrz San Francisco – London Breed.

Na wtorkowej konferencji prasowej burmistrz powiedział, że bez tramwajów linowych nie jest to już San Francisco. Taka atrakcja występuje już tylko tam. Po konferencji burmistrza Organizacja Transportu Publicznego wydała oświadczenie, w którym zapowiada powrót zabytkowych tramwajów w maju tego roku – na dwóch liniach.

Dziennikarze The Examiner są zdania, że należy zreformować funkcjonowanie kolejki. W 2019 roku tramwaje nie wypracowały żadnego zysku, ale deficyt. Z kasy transportu publicznego San Francisco ubyło wtedy 46 mln USD, potrzebnych do utrzymania atrakcji turystycznej. Ich zdaniem problem tkwi właśnie w tym, że tramwaje nie są środkiem komunikacji miejskiej, tylko atrakcją turystyczną.

Red. JŁ

Wyznawcy QAnon wierzą, że jutro Trump zostanie zaprzysiężony na prezydenta USA

W czwartek w Waszyngtonie służby bezpieczeństwa zostaną postawione w stan gotowości. Niektórzy zwolennicy teorii spiskowej QAnon uważają, że tego dnia Donald Trump po raz drugi zostanie zaprzysiężony na prezydenta USA.

 

Mimo wzmożonej aktywności służb, eksperci uspokajają, że mało prawdopodobna jest powtórka scen chaosu i przemocy, które 6 stycznia miały miejsce na waszyngtońskim Wzgórzu Kapitolińskim. W stolicy USA nie są planowane żadne większe protesty, nie ma doniesień, by członkowie ruchu QAnon zamierzali przyjechać w ten dzień tłumnie do Dystryktu Kolumbii.

 

Mimo tego Trump International Hotel, położony między Kapitolem a Białym Domem, zadecydował się podnieść ceny dla gości kupujących noclegi w okolicy 4 marca. Podobną strategię cenową obrano tam na początku stycznia.

 

Po objęciu 20 stycznia urzędu prezydenta USA przez Joe Bidena niektórzy wyznawcy QAnon wierzą, że w czwartek, 4 marca, Trump ponownie zostanie zaprzysiężony i wprowadzi się do Białego Domu. To dzień, który do 1933 roku był w Stanach Zjednoczonych częstą datą prezydenckich inauguracji.

 

Zwolennicy QAnon nie są jednomyślni w kwestii 4 marca. Niektóre wpływowe postaci w ruchu utrzymują, że w tym dniu nic się nie wydarzy. Część obawia się, że służby prowokują do organizowania zgromadzeń członków ruchu, by później ich aresztować. I dlatego sami wzywają, by nie pojawiać się na ulicach.

 

Notatka służb zajmujących się bezpieczeństwem Kongresu informuje, że znaczenie 4 marca „w ostatnich dniach spadło” wśród wyznawców teorii spiskowych. Służby wywiadowcze potwierdzają jednak, że w sieci toczą się budzące niepokój debaty. W czwartek straż Kapitolu przekazała, że wywiad ma informacje świadczące o „możliwym spisku”, by wtargnąć do Kongresu.

 

O to byłoby jednak wyjątkowo ciężko. Kapitol ogrodzony jest płotem i na stałe obsadzony oddziałami Gwardii Narodowej z długą bronią. W czwartek wokół parlamentu rozmieszczone zostaną dodatkowe jednostki straży Kapitolu.

 

Od czasu wyborów prezydenckich 3 listopada zwolennicy QAnon kilkakrotnie wyznaczali już daty, w których miałoby dojść do odwrócenia wyborczego rezultatu. Wiązali nadzieję m.in. z certyfikowaniem wyników wyborów przez stany, głosowaniem Kolegium Elektorów czy zatwierdzaniem wyborów przez Kongres. Portal Hill spekuluje, że „kolejna nieudana prognoza” może spowodować, że ruch straci na znaczeniu.

 

Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)

 

mobr/ fit/ mal/

Podróże LOTem dla zaszczepionych? Kiedy LOT wznowi połączenia do Miami? A może będzie można latać bezpośrednio do Tampy?

0

Podróże LOTem dla zaszczepionych? Kiedy LOT wznowi połączenia do Miami? A może będzie można latać bezpośrednio do Tampy? O aktualnej sytuacji polskiego przewoźnika w rozmowie z rzecznikiem @lot polish airlaines Krzysztofem Moczulskim.

Main Library w St. Petersburgu zmieni nazwę w hołdzie Barrackowi Obamie

0

Nazwa jednej z bibliotek na Florydzie zostanie przemianowana na cześć byłego prezydenta USA.

 

Main Library w St. Petersburgu otrzyma nową nazwę. Od tej pory będzie się nazywała – Barrack Obama Main Library („Biblioteka Główna im. Barracka Obamy”). Uhonorowanie miało oficjalną uroczystość w piątek. Czas nie jest przypadkowy, bowiem oficjalne przemianowanie odbyło się w trakcie „Miesiąca Czarnej Historii”. Jest to być hołd złożony pierwszemu czarnemu prezydentowi USA.

Nie skończy się jedynie na nazwie. Administracja biblioteki planuje także fizyczną rekonfigurację – remont oraz zmianę wystroju wnętrza.

Red. JŁ

Uczniowie szkół publicznych w Illinois otrzymają karty żywnościowe

0

Uczniowie szkół publicznych w Illinois otrzymają karty debetowe. Przeznaczone one będą na zakup żywności.

 

Illinois otrzymało pieniądze z funduszu federalnego. Wystarczy ich na karty dla miliona dzieci. „W związku z pandemią wiele osób straciło pracę i rodziny nie są w stanie zapewnić wystarczającej ilości żywności swoim dzieciom. Dlatego pomoc władz jest tak istotna w tym ciężkim czasie” – powiedziała Claudia Rodriguez z chicagowskiego banku żywności.

Uczniowie z 200 dystryktów szkolnych otrzymają karty debetowe z tzw. Pandemic Electronic Benefit Transfer ( P-EBT). Karty wysłane będą pocztą. Przeznaczone są do zakupu produktów żywnościowych w sklepach spożywczych uczestniczących w programie dożywiania. Wysyłka pierwszych kart rozpocznie się w przyszłym tygodniu.

Dwie trzecie hospitalizacji na COVID-19 ma związek z czterema chorobami

Dwie trzecie hospitalizacji na COVID-19 występuje u pacjentów cierpiących na co najmniej jedną z czterech chorób przewlekłych: otyłość, nadciśnienie, cukrzycę lub niewydolność serca – informują naukowcy z USA na łamach pisma “Journal of the American Heart Association” (JAHA).

 

Naukowcy z Tufts University w Medford (Massachusetts, USA) wyliczyli, że wśród niemal 907 tysięcy pacjentów hospitalizowanych z powodu COVID-19 w USA do 18 listopada 2020 r. 30 proc. stanowiły osoby z otyłością, 26 proc. z nadciśnieniem, 21 proc. – z cukrzycą, a 12 proc. z niewydolnością serca.

 

Jak oszacowali badacze, ogółem aż 64 proc. (czyli około dwóch trzecich) hospitalizacji z powodu COVID-19 było powiązanych z tymi schorzeniami. Naukowcy podkreślają, że można by ich było uniknąć, gdyby Amerykanie nie cierpieli na te przewlekłe choroby. Innymi słowy, osoby zakażone koronawirusem, ale nie mające żadnej z czterech chorób mogłyby mieć na tyle łagodny przebieg COVID-19, że nie wymagałyby pobytu w szpitalu.

 

Zastosowany model matematyczny wykazał, że gdyby w USA zmniejszyć rozpowszechnienie każdej z czterech chorób o 10 proc. to można by uniknąć 11 proc. wszystkich hospitalizacji z powodu COVID-19.

 

Jak przypominają autorzy pracy, każda z przeanalizowanych przez nich chorób została wcześniej powiązana z wyższym ryzykiem cięższego przebiegu COVID-19 i hospitalizacji z jego powodu.

 

„Choć ostatnio zatwierdzone szczepionki na COVID-19 ostatecznie zredukują liczbę zakażeń, jeszcze długa droga przed nami do osiągnięcia tego celu” – skomentował kierujący badaniem Dariush Mozaffarian. Jego zdaniem konieczne jest zbadanie, czy poprawa zdrowia kardiometabolicznego ograniczy liczbę hospitalizacji i zachorowań na COVID-19.

 

„Wiemy, że same zmiany w jakości diety, nawet bez utraty na wadze, szybko poprawiają zdrowie metaboliczne w ciągu 6-8 tygodni. Kluczowe jest sprawdzenie, czy takie podejście zredukuje liczbę ciężkich przypadków COVID-19” – podkreślił badacz.

 

Zdaniem głównej autorki pracy Meghan O’Hearn pracownicy służby zdrowia powinni edukować pacjentów zagrożonych ciężkim przebiegiem COVID-19 na temat zachowań profilaktycznych, takich jak aktywność fizyczna i lepsza jakość diety, które mogą wpłynąć na poprawę zdrowia metabolicznego.

 

Mozaffarian ocenił, że praca jego zespołu wskazuje też na potrzebę priorytetowego szczepienia osób z chorobami kardiometabolicznymi.

 

Naukowcy wyliczyli ponadto, że na ryzyko hospitalizacji w związku z analizowanymi chorobami wpływały istotnie: wiek oraz przynależność rasowa. Na przykład, u dorosłych poniżej 50. roku życia 8 proc. hospitalizacji miało związek z cukrzycą, podczas gdy w grupie osób w wieku 65 lat i starszych odsetek ten wyniósł 29 proc.

 

Co ciekawe, otyłość miała jednakowo silny wpływ na ryzyko hospitalizacji z powodu COVID-19 we wszystkich grupach wiekowych.

 

Ryzyko pobytu w szpitalu z powodu COVID-19 w powiązaniu z czterema schorzeniami było wyższe – niezależnie od wieku – wśród osób rasy czarnej niż osób rasy białej. W przypadku cukrzycy było ono wyższe również w grupie Latynosów. (PAP)

 

jjj/ ekr/

Zagadkowa śmierć Polaka w Meksyku. Tamtejsza prokuratura dementuje doniesienia polskich mediów

Meksykańska prokuratura zareagowała na doniesienia z Polski o tym, że młody mieszkaniec podtarnowskiej wsi mógł paść ofiarą zabójstwa i wycięto mu narządy wewnętrzne. Tamtejsi śledczy dementują te informacje. Ich zdaniem 20-latek zmarł wskutek zatrucia tlenkiem węgla. Prokuratura Okręgowa w Krakowie, która równolegle prowadzi polskie śledztwo, na razie milczy.

 

Śmierci 20-latka z podtarnowskich Marcinkowic od kilku dni towarzyszy wiele spekulacji i niedomówień. Pojawiają się informację, że młody mężczyzna mógł zostać zamordowany, a nawet, że stał się ofiarą handlarzy ludzkimi organami. Teraz głos w sprawie zabrali śledczy z Meksyku. Po doniesieniach medialnych z Polski, a także informacji przekazanej przez Ministra Sprawiedliwości, że 20-letni Polak został zamordowany w Meksyku, Biuro Prokuratora Generalnego Stanu Meksyk wydało oświadczenie w tej sprawie.

Meksykanie wykluczają śmierć w wyniku aktu przemocy

Według relacji meksykańskich służb, ciało 20-letniego mieszkańca Marcinkowic znaleziono w mieszkaniu znajdującym się w mieście Metepec na zachód od stolicy Meksyku.

– „Na podstawie śledztwa wykluczono, iż młody człowiek stracił życie w wyniku aktów przemocy, ponadto na ciele nie było obrażeń zewnętrznych” – czytamy w komunikacie meksykańskich śledczych.

Według informacji tamtejszego wymiaru sprawiedliwości, 20-latek z Polski zmarł w wyniku zatrucia tlenkiem węgla. W pomieszczeniu znajdował się z nim również drugi Polak, u którego również stwierdzono wczesne zatrucie czadem. Mężczyzna trafił do szpitala i według służb z Meksyku jego stan zdrowia poprawia się.

Prokuratura ze Stanu Meksyk dementuje również doniesienia, aby mężczyźni mieli wycięte organy wewnętrzne.

„Wyklucza się, że śmierć mężczyzny jest związana z handlem narządami, co zostało rozpowszechnione w polskich mediach” – podkreślają meksykańskie służby.

Tragiczny wjazd na delegację do Meksyku

Do śmierci 20-latka z Marcinkowic doszło z 13 na 14 lutego. Mężczyzna razem z innymi osobami przyjechał do Meksyku 13 lutego. Został tam wysłany w delegację przez firmę z Bochni, w której był zatrudniony. Wykonywała ona zlecenia na całym świecie zajmując się głównie montażem linii rozlewniczych w miejscowych przedsiębiorstwach.

Portal Onet podał w ubiegłym tygodniu, że obaj poszkodowani mężczyźni mieli mieć wycięte narządy wewnętrzne. Jednak według nieoficjalnych informacji, wyniki sekcji zwłok, które wykonano jeszcze w Meksyku nie potwierdziły tych doniesień.

Sprawą śmierci Polaka zainteresowali się również śledczy z Polski. Początkowo sprawę prowadziła Prokuratura Rejonowa w Bochni. Minister Sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro postanowił jednak przekazać sprawę do Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Na Twitterze szef resortu napisał jakoby miało dojść do zabójstwa 20-latka i usiłowania zabójstwa jego kolegi.

Rodzinna wieś pod Tarnowem wciąż opłakuje 20-latka

Śledczy z Krakowa w poniedziałek (1 marca) nie ujawnili żadnych szczegółów swojego postępowania. Od kilku dni wiadomo jedynie, iż sprawa prowadzona jest w kierunku narażenie życia albo zdrowia pracownika i nieumyślnego spowodowania śmierci.

– Ale nie wyklucza to przyjęcie innej kwalifikacji prawnej czynu, będącej wynikiem ustalanego przebiegu zdarzeń – informował prok. Janusz Hnatko, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

W Marcinkowicach skąd pochodził zmarły 20-latek wciąż odbywają się modlitwy mieszkańców w intencji młodego mężczyzny i jego rodziny. Początkowo mieszkańcy spotykali się pod miejscową figurką Matki Boskiej codziennie. Od obecnego tygodnia odmawianie Koronki do Miłosierdzia Bożego odbywać się będzie w każdy piątek.

Red. Robert Gąsiorek PolskaPress AIP

Minister zdrowia zdecydowanie przecina spekulacje

0

Żadna decyzja odnośnie obostrzeń nie została podjęta; informuję, by przeciąć spekulacje na ten temat – powiedział w środę minister zdrowia Adam Niedzielski. Mówił również m.in. o tym, że widać już efekty szczepień na Covid-19 m.in. w grupie lekarzy i pielęgniarek.

Podczas środowej konferencji prasowej minister zdrowia pytany był, czy w najbliższym czasie możliwe jest m.in. wprowadzanie takich obostrzeń, jakie obowiązują w woj. warmińsko-mazurskim, także w woj. pomorskim.

 

„Jeżeli chodzi o obostrzenia, to w tej chwili żadna decyzja jeszcze nie została podjęta. Informuję, żeby przecinać spekulacje, bo takie spekulacje się rzeczywiście pojawiają” – odpowiedział szef MZ Adam Niedzielski.

 

Jak wskazywał, gdy patrzy się na sytuację w poszczególnych województwach, najwięcej przypadków na 100 tys. mieszkańców odnotowywanych jest cały czas w woj. warmińsko-mazurskim. „Tu mamy ten poziom zachorowań średni na 100 tys. w ciągu dnia powyżej 50” – powiedział minister zdrowia. Dodał jednocześnie, że woj. pomorskie przekroczyło barierę 40 przypadków na 100 tys. „Pozostałe województwa, w których też jest niepokojąca sytuacja, czyli mazowieckie, kujawsko-pomorskie, o ile pamiętam, lubuskie również, są powyżej tego pułapu 30” – zaznaczył.

 

„Ja wielokrotnie informowałem, że w ramach wprowadzania polityki obostrzeń rząd w tej chwili prezentuje pewnego rodzaju większą tolerancję na ryzyko” – powiedział. Jak dodał, wynika to ze świadomości, że część osób ma już przeciwciała, przechorowało Covid-19, postępuje również akcja szczepień.

 

Jak mówił, ta „tolerancja na ryzyko zachorowania jest po prostu w tej polityce zarządzania restrykcjami większa, bo też spodziewamy się, że porównując z drugą falą przy tej samej liczbie zachorowań, będziemy mieli mniejszą liczbę hospitalizacji”. „I oczywiście, to co najważniejsze, mamy nadzieję mniejszą liczbę zgonów” – zaznaczył Niedzielski.

 

Do 14 marca obowiązują na Warmii i Mazurach obowiązują zaostrzone rygory sanitarne. Ma to związek z utrzymującą się do dwóch tygodni wysoką liczbą zakażeń COVID-19. W związku z lockdownem najmłodsi muszą powrócić do nauki zdalnej, zamknięte są galerie handlowe i hotele oraz kina i teatry. Nie można korzystać z basenów, kortów, zawody i mecze sportowe odbywają się bez udziału publiczności.

 

Niedzielski pytany był również w środę, czy widać już efekty szczepień w poszczególnych szczepionych grupach m.in. wśród medyków i seniorów. „Jeśli chodzi o kwestię wpływu akcji szczepień, to widać już ją ewidentnie na poziomie lekarzy, widać też (…) na poziomie zawodu pielęgniarek i innych zawodów związanych z sektorem medycznym, natomiast na poziomie seniorów jeszcze ten efekt nie jest zauważalny, to są po prostu zupełnie inne populacyjnie grupy” – powiedział szef resortu zdrowia.(PAP)

 

Autorka: Sylwia Dąbkowska-Pożyczka

 

sdd/ mhr/