11.3 C
Chicago
niedziela, 18 maja, 2025
Strona główna Blog Strona 1999

Ukradli bilon z odkurzacza; podejrzanym grozi do… 10 lat więzienia

0

Policjanci z Byczyny zatrzymali dwóch mężczyzn podejrzanych o dokonanie włamania do odkurzacza na myjni samochodowej. Jak poinformowało w środę biuro prasowe KW Policji w Opolu, za ten czyn grozi im kara do dziesięciu lat pozbawienia wolności.

Do zdarzenia doszło w ubiegłym tygodniu na terenie jednej z myjni samochodowych w Byczynie. Przedmiotem przestępstwa był odkurzacz, z którego w nocy sprawcy wyciągnęli dwie kasety z bilonem.

 

Na podstawie zachowanych śladów oraz zapisu monitoringu szybko ustalono podejrzanych o dokonanie włamania i kradzieży. Jeszcze tego samego dnia zatrzymano dwóch mieszkańców Byczyny w wieku 34 i 40 lat. Funkcjonariuszom udało się odzyskać cały łup zabrany przez włamywaczy z urządzenia. Podejrzani przyznali się do zarzucanego im czynu. Za tego typu przestępstwo grozić im może kara do 10 lat pozbawienia wolności. (PAP)

 

Autor: Marek Szczepanik

 

masz/ robs/

Kto chętny do udziału w pierwszej misji na Księżyc na pokładzie statku kosmicznego SpaceX Starship w 2023 r.?

0

Projekt dearMoon opublikował ogłoszenie wideo informujące o rozpoczęciu przyjmowania zgłoszeń na miejsca dla ośmiu cywilów, którzy dołączą do tygodniowej ekspedycji z przelotem wokół Księżyca w statku kosmicznym SpaceX Starship w 2023 r. Podróż zostanie w całości sfinansowana przez japońskiego przedsiębiorcę Yusaku Maezawę, który przewodzi misji kierowany ciekawością i pragnieniem zobaczenia Ziemi z kosmosu.

 

W materiale wideo, mówiąc o motywacjach stojących za projektem dearMoon, Maezawa stwierdził: „Uznałem, że właściwie każdy człowiek, który robi w życiu coś kreatywnego, jest artystą Dlatego postanowiłem skierować moje zaproszenie do szerszej grupy osób i dać większej liczbie ludzi z całego globu szansę na dołączenie do naszej wyprawy. Jeśli postrzegasz siebie jako artystę, to nim jesteś”.

 

 

Dyrektor techniczny SpaceX, Elon Musk oświadczył: „Misja dearMoon jest tak ważna, bo będzie to pierwszy prywatny lot kosmiczny poza ziemską orbitą. Wiem, że Maezawa szykuje miejsca na statku dla artystów i innych osób, bo chce, by było to coś, co rozpali wyobraźnię całego świata”.

 

Kierując się przekonaniem, że wszyscy są na swój sposób artystami, Yusaku Maezawa zachęca wszystkich, którzy uważają się za artystów do zgłaszania się do misji pod dwoma warunkami:

 

· Kandydaci chcący dołączyć do zespołu dearMoon muszą pokazać, że mają potencjał, który może rozwinąć się dzięki udziałowi w misji i zapewnić, że ich doświadczenie przyniesie wartość światu poprzez stworzenie dzieł dla przyszłych pokoleń;

 

· Kandydaci powinni udzielać wsparcia pozostałym członkom załogi, których łączy potencjał i wizja.

 

Szczegóły

 

Procedura rozpoczyna się dzisiaj i będzie przebiegać następująco:

 

Aby aplikować o miejsce na statku Starship w ramach Projektu dearMoon, przejdź tutaj.

 

KROK 1: Rejestracja wstępna (do 14 marca, 15:59 czasu polskiego)

 

KROK 2: Selekcja wstępna (do 21 marca, 15:59 czasu polskiego)

 

KROK 3: Zadanie

 

KROK 4: Rozmowa online

 

KROK 5: Rozmowa końcowa i badania medyczne (koniec maja 2021 r.)

 

Projekt dearMoon

 

Pierwsza cywilna misja na Księżyc jest planowana nie wcześniej niż w 2023 r. Rakieta Starship opracowana przez SpaceX Elona Muska odbędzie tygodniową podróż na Księżyc i z powrotem. W 2018 r. japoński przedsiębiorca Yusaku Maezawa wykupił wszystkie miejsca w rakiecie. Chcąc dać szansę na odbycie lotu tak wielu utalentowanym ludziom, jak to tylko możliwe, w marcu 2021 ogłosił swoje plany wybrania 8 członków załogi z całego świata. Więcej informacji na stronie: https://dearmoon.earth/.

 

Yusaku Maezawa

Yusaku Maezawa, 45 lat, urodził się w Japonii w 1975 r. Maezawa jest przedsiębiorcą, kolekcjonerem dzieł sztuki, przyszłym pasażerem misji na Księżyc i aktywistą społecznym, który pragnie, by na świecie panował pokój. Po ukończeniu Szkoły Średniej Waseda Jitsugyo i powrocie z wyjazdu do Stanów Zjednoczonych rozpoczął działalność w zakresie importu płyt CD i wysyłki pocztowej nagrań. W 1998 r., kiedy zespół rockowy Maezawy wydał swoją pierwszą dużą płytę, sam założył firmę START TODAY, która stała się później największym internetowym sklepem odzieżowym pod nazwą ZOZOTOWN, który trafił na giełdę w Tokio i został wyceniony na 10 mld dolarów. W 2019 r. Maezawa sprzedał swoją firmę Softbank Group i ustąpił ze stanowiska dyrektora generalnego. Od tamtego czasu pracował nad wieloma projektami, m.in. inwestując w 13 różnych firm i wspomagając ich wejście na giełdę oraz prowadząc projekty rozdawania pieniędzy, na które przekazał już 28 milionów dolarów, w ramach eksperymentu społecznego dotyczącego koncepcji powszechnego dochodu podstawowego (stan na marzec 2021 r.).

 

Źródło: dearMoon Project

 

za: PAP

KO krytykuje plany dot. przekształcenia OFE: To kradzież w biały dzień

0

Posłowie Koalicji Obywatelskiej skrytykowali w środę rządowe plany dot. przekształcenia OFE. „Rząd PiS chce sięgnąć po oszczędności emerytalne Polaków; to jest po prostu kradzież w biały dzień – ocenił rzecznik PO Jan Grabiec.

Rząd przyjął we wtorek projekt w sprawie przeniesienia środków z otwartych funduszy emerytalnych na indywidualne konta emerytalne. Zgodnie z proponowanymi rozwiązaniami Otwarte Fundusze Emerytalne przestaną działać w dotychczasowej formie, a każdy członek OFE będzie miał do wyboru dwa warianty. Opcją domyślną będzie przeniesienie środków z OFE na indywidualne konto emerytalne (IKE), alternatywną – możliwość złożenia deklaracji o przeniesieniu swoich środków w całości do ZUS.

 

Przedstawiciele rządu zapewniają, że projektowane zmiany są korzystne. Wiceminister Funduszy i Polityki Regionalnej Waldemar Buda przekonywał w środę, że środki zgromadzone dotychczas w OFE staną się prywatną własnością Polaków.

 

Innego zdania są posłowie Koalicji Obywatelskiej, którzy skrytykowali w środę rządowy projekt. „Rząd PiS chce sięgnąć po oszczędności emerytalne Polaków; chce położyć łapę na środkach, które Polacy odkładali od wielu lat. To jest po prostu kradzież w biały dzień. To jest zabieranie ludziom ich oszczędności, z których miały być wypłacane przyszłe emerytury, zależne właśnie od wysokości odłożonych środków” – ocenił Grabiec.

 

Dariusz Rosati wyraził pogląd, że postulowane przez rząd nowe regulacje mają dwa cele. „Po pierwsze ściągnięcie kolejnego haraczu z Polaków w postaci opłaty przekształceniowej i po drugie zyskanie jeszcze większej kontroli nad polską gospodarką, w szczególności nad spółkami notowanymi na giełdzie” – powiedział poseł KO.

 

Zwrócił uwagę, że w przypadku przeniesienia środków z OFE do IKE, pobierana będzie jednorazowa opłata przekształceniowa (na rzecz Funduszu Ubezpieczeń Społecznych) w wysokości 15 proc.

 

Zdaniem Rosatiego tego typu opłata nie ma podstawy prawnej. „Jeżeli to ma być podatek od przyszłego dochodu, to nie ma takiej konstrukcji podatkowej, która nakazuje płacić podatki dziś od dochodu, który się otrzyma za 10, 20 lub 30 lat” – zauważył poseł.

 

„Jeżeli natomiast ma być dosłownie rzecz traktując opłata od przekształcenia, to proponujemy premierowi, aby wynajął firmę prywatną, która to zrobi za stukrotnie niższą cenę. Naprawdę nie potrzeba kraść 15 proc. zgromadzonych oszczędności Polaków tylko dlatego, żeby przenieść te oszczędności z jednego rachunku na drugi” – ironizował Rosati.

 

Zauważył jednocześnie, że środków przekazanych z OFE do ZUS (inaczej niż w przypadku tych przekazanych do IKE) nie będzie można dziedziczyć.

 

Rosati skrytykował też projektowane rozwiązanie, które zakłada, że aktywa OFE miałyby zostać przekazane do Funduszu Rezerwy Demograficznej.

 

„Zarządzanie FRD zostanie powierzone Polskiemu Funduszowi Rozwoju, który zapowiada, że będzie aktywnym inwestorem. Co to oznacza? Oznacza to, że w rękach PFR znajdą się akcje spółek giełdowych na kwotę 50, 80, 100 mld złotych. Oznacza to, że Fundusz będzie się wtrącał w zarządzanie poszczególnych spółek i będziemy mieli kolejnych panów +Obajtków+ obsadzanych nie tylko w spółkach skarbu państwa, ale także prywatnych” – przestrzegał Rosati.

 

Polityk ocenił ponadto, że obecna sytuacja ZUS jest „katastrofalna”, a przyczyniło się do tego obniżenie wieku emerytalnego. „To właśnie dlatego w tej chwili emeryci dostają głodowe pensje, a w ZUS brakuje pieniędzy” – zaznaczył poseł Koalicji Obywatelskiej.

 

Szef Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys zapewnił we wtorek, że szykowane przez rząd zmiany pozwolą uporządkować polski system emerytalny.

 

We wtorkowym komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu wyjaśniono, że celem 15-proc. opłaty przekształceniowej jest zapewnienie równowagi w stosunku do środków zgromadzonych w ZUS, które są opodatkowane podatkiem dochodowym PIT według stawki 17 proc. lub 32 proc. Wiceminister Buda pytany o te opłatę, tłumaczył m.in: „My obniżamy opodatkowanie tej kwoty, a przede wszystkim oddajemy te środki Polakom, bo bez względu na to, czy one były opodatkowane czy nie, to Polacy nie mieli żadnego wpływu na to, czy te środki ostatecznie do nich trafią”.

 

Nowe przepisy mają wejść w życie 1 czerwca br. Od tego dnia do 2 sierpnia 2021 r. będzie też czas na składanie deklaracji o przeniesieniu środków z OFE do ZUS. (PAP)

 

autor: Marta Rawicz

 

mkr/ par/

Pół tysiąca martwych ptaków zebrano nad Zatoką Pucką

0

Pół tysiąca martwych ptaków zebrano nad Zatoką Pucką od początku lutego. U padłych zwierząt wykryto wirusa ptasiej grypy.

Jak powiedziała PAP w środę rzeczniczka prasowa Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Gdańsku Agnieszka Arendt, ptasia grypa występuje co roku cyklicznie, ale wcześniej nie padła tak duża ilość ptactwa w przeciągu kilku tygodni. Od początku lutego w rejonie Zatoki Puckiej padło prawie 500 ptaków zakażonych H5N8.

 

„Władze samorządowe organizują oczyszczanie brzegu zatoki i zbieranie padłych ptaków. Martwe ptaki są kierowane do utylizacji w uprawnionych podmiotach pod nadzorem Powiatowego lekarza Weterynarii. Ze znalezionych ptaków padłych są pobierane próbki do badań jeżeli stanowią właściwy materiał do badania. Bardzo duża ilość znalezionych zwłok ptaków to pozostałości często nie nadające się jako materiał do badań laboratoryjnych a znajdowane gatunki to głównie łabędzie” – powiedziała PAP Agnieszka Arendt.

 

Jak informuje Wojewódzki Inspektorat Weterynarii, chorobę potwierdzono u ptaków na terenie powiatów puckiego i wejherowskiego oraz w Gdyni, Sopocie i Gdańsku.

 

Powiatowi Lekarze Weterynarii Pucku, Wejherowie, Gdańsku i Gdyni nawiązali współpracę z Powiatowymi Centrami Zarządzania Kryzysowego w zakresie strategii działań m.in.: bezpiecznego zbierania i zagospodarowania zwłok martwych ptaków przez służby porządkowe samorządów oraz informowania i udostępniania padłych ptaków Inspekcji Weterynaryjnej w celu pobrania materiału do badań laboratoryjnych.

 

W powiatach wejherowskim i puckim wyznaczono obszary zagrożenia, gdzie wprowadzono nakazy i zakazy rozporządzeniami wydanymi przez Powiatowych Lekarzy Weterynarii.

 

Obecnie ze względu na uzyskiwanie wyników pozytywnych grypy ptaków w kolejnych lokalizacjach Zatoki Gdańskiej procedowane jest rozporządzenie Wojewody Pomorskiego wyznaczające obszar zagrożony obejmujący Gdańsk, Gdynie, Sopot oraz część powiatu puckiego w gminach Puck, Kosakowo, Krokowa oraz w miastach Jastarnia, Puck i Władysławowo, oraz w części powiatu wejherowskiego w gminach Luzino, Szemud, Wejherowo oraz w Redzie i Rumi. (PAP)

 

Autor: Krzysztof Wójcik

 

kszy/ robs/

Jeszcze w tym miesiącu Chicago ma rozpocząć etap szczepień 1C

0

Wszystko wskazuje na to, że Chicago wcześniej będzie mogło rozpocząć kolejny etap szczepień przeciw koronawirusowi.

 

„Przejście do etapu 1C przewidujemy już pod koniec marca” – powiedziała we wtorek dyrektor miejskiego departamentu zdrowia, doktor Allison Arwady. Dodała, że w skali całego stanu daty rozpoczęcia kolejnych etapów szczepień nie ulegną zmianie.

„Wprowadzone poprawki to efekt dostarczania większych dostaw szczepionki. Marzec wygląda znacznie lepiej niż się spodziewaliśmy” – zaznaczyła Arwady. Z jej ustaleń wynika, że Chicago może rozpocząć etap 1C już 29 marca.

Bez zmian pozostaje data przystąpienia do drugiego etapu czyli podawania szczepionki wszystkim mieszkańcom Wietrznego Miasta od 16 roku wzwyż. Ma się on rozpocząć 31 maja. Doktor Allison Arwady powiedziała również, że średnio dziennie w Chicago potwierdza się 283 nowe przypadki koronawirusa. Do 2.9 proc. spadł też pozytywny współczynnik testów.

 

BK

Niedzielski: Na tę chwilę nie rekomenduję stosowania chińskiej szczepionki

Nie znam żadnych wyników badań, które dopuszczałyby do obrotu chińską szczepionkę przeciw koronawirusowi, więc na tę chwilę nie rekomenduję jej stosowania – powiedział w środę szef MZ Adam Niedzielski. Dodał, że nie zapadła żadna decyzja w sprawie ewentualnego zakupu przez Polskę chińskich szczepionek.

Niedzielski był pytany na konferencji prasowej o stanowisko ws. ewentualnego zakupu przez Polskę chińskich szczepionek przeciwko koronawirusowi. Kwestię możliwości zakupu szczepionek z Chin poruszył w poniedziałek prezydent Andrzej Duda w rozmowie z przywódcą ChRL Xi Jinpingiem.

 

Szef resortu zdrowia podkreślił, że najwyższą wartością i największym dobrem jest bezpieczeństwo pacjenta.

 

A to bezpieczeństwo – jak mówił szef MZ – jest gwarantowane m.in. przez system oceny europejskiej, którego zwieńczeniem jest działalność Europejskiej Agencji ds. Leków. Tymczasem, jak podkreślił, w przypadku szczepionki z Chin nie rozpoczęła się nawet żadna procedura współpracy.

 

Niedzielski dodał, że Węgrzy, którzy sprowadzili już część dawek tej szczepionki nie przeprowadzili jeszcze „procesu certyfikacji procesu produkcyjnego, żeby była gwarancja jakości”.

 

„Tak naprawdę nie mamy żadnych informacji konkretnych na ten temat, więc z tego punktu widzenia dopóki takie wyniki nie zostaną przeprowadzone wydaje się, że nie ma możliwości nawet, żeby polscy pacjenci byli na jakiejkolwiek ryzyko narażeni” – powiedział szef MZ.

 

Niedzielski dodał, że również w badaniach społeczeństwo wyraża niechęć do zaszczepienia się preparatami pozaunijnymi, które nie są certyfikowane na poziomie europejskim.

 

„Jest też jedna pozytywna wiadomość – pojawiają się już pierwsze informacje nt. deklaracji dostaw w II kwartale, a w zasadzie w kwietniu przez tych największych producentów i one wyglądają bardzo optymistycznie. Więc wydaje się, że nie ma zagrożenia, żeby akcja szczepień w Polsce systematycznie nie rosła” – powiedział Niedzielski.

 

„Więc na tę chwilę nie ma żadnej decyzji, ja również nie znam żadnych wyników badań, które by dopuszczały do obrotu, przeszły przez to sito szczegółowej analizy, więc na tę chwilę nie rekomenduję stosowanie tej szczepionki (chińskiej)” – powiedział Niedzielski.

 

W Chinach opracowano cztery szczepionki przeciwko COVID-19, które w tym kraju zostały już zatwierdzone do użycia. Według chińskiego MSZ zamówiło je też kilkadziesiąt państw świata.

 

Rzecznik prezydenta Błażej Spychalski zapytany w środę, w Radiu Plus, czy poruszenie przez prezydenta Andrzeja Dudę w rozmowie z prezydentem Chin Xi Jinpingiem kwestii zakupu szczepionek było inicjatywą premiera Mateusza Morawieckiego, potwierdził, że to szef rządu zwrócił się do prezydenta z prośbą o podjęcie tego tematu.

 

Zastrzegł, że wszelkie preparaty, które pojawiają się na polskim rynku, muszą posiadać odpowiednie certyfikaty i zezwolenia dopuszczenia do obrotu.

 

Zaznaczył, że kwestia zakupu chińskich szczepionek „z całą pewnością będzie prowadzona dalej przez polski rząd”.

 

W środę Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że badania potwierdziły zakażenie koronawirusem u 15 tys. 698 osób, najwięcej odnotowano ich w woj. mazowieckim – 2750. Na COVID-19 zmarło 61 osób, a z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami – 248 chorych. W sumie to 309 zgonów.

 

Z danych MZ wynika, że tydzień temu w środę potwierdzonych zakażeń było 12 146, a 372 osoby zmarły. Z kolei dwa tygodnie temu – potwierdzono 8 694 zakażenia, a zmarło 279 osób. (PAP)

 

Autor: Karol Kostrzewa

 

kos/ mhr/

Dwóch pilarzy, którzy pracowali w lesie, zaatakowanych przez wilki. Jest wniosek o odstrzał

0

Burmistrz Brzozowa (Podkarpackie) wystąpił do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska z wnioskiem o udzielenie zgody na odstrzał wilków na terenie gminy. W poniedziałek dwóch pilarzy, którzy pracowali w lesie, zostało zaatakowanych przez wilki.

Jak zaznaczył sekretarz gminy Brzozów Waldemar Och, burmistrz swój wniosek uzasadnia zagrożeniem dla życia i zdrowia mieszkańców, osób pracujących na tym terenie. „Atak na pilarzy miał miejsce w pobliżu ścieżki edukacyjnej” – dodał.

 

Przypomniał, że to nie jest pierwszy przypadek w okresie tej zimy, kiedy drapieżniki niepokojąco blisko podchodzą do zabudowań. „Są na to dowody w postaci filmów, zdjęć, zagryzionych psów, czy zwierzyny leśnej. O przetrzebieniu pogłowia zwierzyny mówią także leśnicy” – stwierdził Och.

 

Podkreślił, że burmistrz zwraca się z wnioskiem o odstrzał, a nie alternatywne próby rozwiązania problemu. „To dotyczy terenów uczęszczanych przez mieszkańców” – wyjaśnił.

 

W czwartek – jak poinformował rzecznik Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie Łukasz Lis – pracownicy tej instytucji przeprowadzą oględziny miejsca zdarzenia.

 

W poniedziałek w lesie na pograniczu Brzozowa wilki zaatakowały dwóch pilarzy. Mężczyźni mieli przez kilkanaście minut bronić się piłami spalinowymi przed agresywnymi zwierzętami.

 

Według relacji jednego z nich, dwa wilki zaatakowały go od przodu, a trzeci od tyłu. Na pomoc ruszył mu kolega. Zaatakowani włączyli piły spalinowe i odganiali się nimi od wilków. Całe zajście miało trwać kilkanaście minut. Zwierzęta, jak opowiadał, cały czas warczały.

 

W ostatnich tygodniach pojawiły się sygnały, że w okolicach Brzozowa znajduje się wilki, które nie boją się ludzi. „Na terenie powiatu brzozowskiego może bytować 28-30 wilków” – zauważył Och.

 

Decyzje o ewentualnej eliminacji wilków może podjąć jedynie Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska. Najczęściej zapadają one na wniosek władz samorządowych, bo to ten organ odpowiada za bezpieczeństwo osób na danym terenie.

 

Na Podkarpaciu – według ubiegłorocznych szacunków leśników – żyje ponad 500 wilków. (PAP)

 

Autor: Alfred Kyc

 

kyc/ robs/

Burmistrz Lightfoot nie wyklucza szybkiego powrotu kibiców na trybuny

0

Kibice wkrótce mogą wrócić na trybuny – powiedziała we wtorek burmistrz Chicago, Lori Lightfoot. Deklaracja pojawiła się tuż przed rozpoczęciem sezonu baseballowego.

 

„Nie w tej chwili ale jeszcze w tym sezonie kibice będą mogli obserwować na stadionach Wrigley i Guaranteed Rate zmagania zawodników” – stwierdziła Lightfoot. Chicago Cubs zagrają na swoim stadionie już 1 kwietnia a White Sox pierwszy mecz u siebie rozegrają 8 kwietnia. Kibice w ograniczonej liczbie wrócili już między innymi do Barclays Center w Nowym Jorku. Burmistrz Lori Lightfoot powiedziała, że obecnie prowadzone są rozmowy z chicagowskimi drużynami na temat powrotu kibiców.

Na początku lutego dyrektor miejskiego departamentu zdrowia, doktor Allison Arwady stwierdziła, że do powrotu kibiców pozostały miesiące. Gubernator Illinois, J.B. Pritzker w piątek przyznał, ze wprawdzie dane pandemiczne są optymistyczne ale konkretne decyzje jeszcze nie zapadły. Przyznał, że prowadzone są rozmowy na temat otwarcia dla publiczności stadionów i hal sportowych.

Drużyny Chicago Bulls i Blackhawks rozgrywają obecnie u siebie spotkania w United Center bez obecności kibiców.

 

BK

W czwartek rozpoczną się zapisy na szczepienia w United Center

0

W czwartek rozpocznie się rejestracja do szczepień przeciw koronawirusowi jakie prowadzone będą w chicagowskim United Center. Wstępnie przewidziano rejestrację dla 100 tysięcy osób.

 

Rejestracja dostępna będzie wyłącznie dla mieszkańców Chicago a także Illinois powyżej 65 roku życia. Zapisy rozpoczną się w czwartek o 8:30 rano. Prowadzone będą telefonicznie: (312) 746-4835. Następnie rejestracja prowadzona będzie od poniedziałku do soboty od 8 rano do 8 wieczorem a w niedziele od 8 rano do 4 po południu.

Do szczepienia zapisać się można także na stronie internetowej Zocdoc.com/vacinne. Przy rejestracji zarówno telefonicznej jak i internetowej osoby otrzymają dokładną datę i godzinę szczepienia.

Gubernator Illinois, J.B. Pritkzer powiedział, że w ograniczony wymiarze szczepionka w United Center zostanie już podana pierwszym osobom w najbliższy wtorek, 9 marca a dzień później rozpocznie się szczepienie w pełnym wymiarze.

Szacuje się, że dziennie w United Center będzie podawane 6 tysięcy dawek szczepionki przeciw COVID-19. Firma Uber zaoferowała 20 tysięcy darmowych przejazdów do i z United Center dla osób, które mają tam otrzymać preparat.

 

BK

Gubernator Illinois zapowiada zwiększenie dostaw szczepionki

0

Od połowy marca Illinois ma otrzymywać dziennie 100 tysięcy dawek szczepionki przeciw koronawirusowi – poinformował we wtorek gubernator J.B. Pritzker. Dodał, że rząd federalny zobowiązał się do wysłania większej ilości preparatu do naszego stanu.

 

Możliwe to będzie między innymi dzięki zatwierdzeniu przez FDA (federalną administrację żywności i leków) trzeciej szczepionki przeciw COVID-19, firmy Johnson & Johnson. Jest ona podawana w jednej dawce w przeciwieństwie do szczepionek Pfizera i Moderny, które wymagają dwóch dawek.

„Dzięki zwiększeniu produkcji szczepionek i dołączeniu do programu preparatu Johnson & Johnson jesteśmy coraz bliżej końca pandemii „ – zaznaczył gubernator Pritzker. Biały Dom nie potwierdził informacji o zwiększeniu dostaw do Illinois.

We wtorek prezydent Joe Biden powiedział, że Stany Zjednoczone   będą miały wystarczającą ilość szczepionki by do końca maja zaszczepić wszystkich, dorosłych obywateli.

 

BK

Stadion Wrigley Field może zostać przekształcony w duży punkt szczepień

0

Chicagowskie władze nie wykluczają otwarcia dużego punktu szczepień na Wrigley Field. Stadion ma doskonałą lokalizację i w jego pobliżu znajdują się nie tylko przystanki autobusowe ale także stacje kolejki podmiejskiej CTA.

 

W ubiegłym tygodniu potwierdzono informację o uruchomieniu punktu szczepień przeciw koronawirusowi w United Center. Czynny on będzie od 10 marca. Szacuje się, że dziennie będzie tam podawanych 6 tysięcy dawek preparatu.

Przedstawiciel drużyny Chicago Cubs, do której należy Wrigley Field powiedział, że prowadzone są rozmowy w tej sprawie z biurem burmistrz. Podczas wtorkowej konferencji prasowej, dyrektor miejskiego departamentu zdrowia, doktor Allison Arwady przyznała, że stadion Wrigley jest jednym z wielu miejsc, które może być przystosowane na potrzeby prowadzonych szczepień. Dodała, że wszystko zależy od wielkości dostaw preparatu jakie otrzyma Chicago.

 

BK

Rząd: „Dzięki przekształceniu OFE pieniądze trafią do portfeli Polaków”. To gdzie były wcześniej…?

0

Przekształcenie OFE oznacza, że środki z nich trafią do portfeli Polaków, bo staną się prywatne – ocenił w środę wiceszef Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej Waldemar Buda. We wtorek rząd przyjął projekt ws. przeniesieniem środków z OFE na IKE.

Zgodnie z projektem przeniesienia środków z otwartych funduszy emerytalnych na indywidualne konta emerytalne, przedłożonym przez ministra finansów, funduszy i polityki regionalnej, OFE przestaną działać w dotychczasowej formie, a każdy członek OFE będzie miał do wyboru dwa warianty. Opcją domyślną będzie przeniesienie środków z OFE na indywidualne konto emerytalne (IKE). Alternatywnie – możliwe będzie złożenie deklaracji o przeniesieniu swoich środków w całości do ZUS. Nowe przepisy mają wejść w życie 1 czerwca br. Od tego dnia do 2 sierpnia 2021 r. będzie też czas na składanie deklaracji o przeniesieniu środków z OFE do ZUS.

 

Wiceminister Buda pytany był na antenie radia TokFM o jednorazową opłatę przekształceniową na rzecz Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w łącznej wysokości 15 proc. wartości aktywów OFE pobieraną ze środków OFE. „Do tej pory te środki były opodatkowane według stawki podatku PIT, czyli najmniej 17 proc., a w wielu przypadkach 32 proc. My obniżamy opodatkowanie tej kwoty, a przede wszystkim oddajemy te środki Polakom, bo bez względu na to, czy one były opodatkowane czy nie, to Polacy nie mieli żadnego wpływu na to, czy te środki ostatecznie do nich trafią” – powiedział.

 

Ocenił, że „te środki trafiają do portfeli Polaków, bo one stają się prywatne, i już nikt nie będzie mógł nawet pomyśleć o planie, jaki został zrealizowany w 2014 r., czyli przelanie tych środków bez zgody Polaków do ZUS”.

 

Dopytywany, na czym będzie polegało w praktyce to, że te pieniądze będą prywatne, Buda wskazał, że „OFE było to narzędzie publiczne, tzn. w każdym momencie ustawą można było zdecydować, że te środki zostaną rozdysponowane w dowolny sposób, i tak to się niestety stało w 2014 r.”

 

„Myśmy doszli do wniosku, że trzeba te środki przenieść na narzędzie, na instrument, który jest w ocenie prawników narzędziem prywatnym, do którego państwo nie ma żadnego dostępu. Tak jak OFE nawet w orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego zostało uznane za narzędzie publiczne, tak IKE jest narzędziem całkowicie prywatnym” – powiedział.

 

Wskazał, że w ustawie jest przepis „mówiący wprost, że nie ma odwrotu od tej sytuacji, czyli po przekazaniu 28 stycznia na indywidualne konta Polaków one stają się już własnością”. Zaznaczył, że „de facto trzeba je będzie wykazywać w oświadczeniach majątkowych”.

 

Jak powiedział, w związku z tym, że te środki pochodzą ze składki emerytalnej, jedyny warunek stawiany przy ich wypłacie to osiągnięciu wieku emerytalnego.

 

Pytany, dlaczego opłata pobierana jest na początku tej operacji, a nie np. przy wypłacie środków za kilkadziesiąt lat, powiedział, że nie można było tej sytuacji „zostawić w różnorodności”. „Tzn. jak ktoś zdecyduje się na przekazanie tych środków do ZUS, to płaci podatek normalnie zryczałtowany PIT, a tutaj nie płaciłby w ogóle. Musieliśmy zastosować jakąś stawkę i minimalnie, ile mogliśmy zastosować to jest 15 proc., tak żeby Trybunał Konstytucyjny kiedyś tego nie zakwestionował” – wyjaśniał. Dodał, że środki pobierane są teraz, by „nikt później, kiedykolwiek nie chciał więcej”.

 

„My zapisujemy w ustawie, że ta kwota wypłacana nie podlega już dodatkowemu opodatkowaniu i nie chcielibyśmy, żeby ktoś za jakiś czas doszedł do wniosku, że – zobaczcie, te środki jeszcze nie były opodatkowane, to zaproponujmy 30 albo 35 proc. opodatkowania tej kwoty. My chcemy zabezpieczyć Polaków tu i teraz” – podkreślił. Ocenił, że „fiskalnie nie ma to żadnego zysku”, a chodzi o bezpieczeństwo Polaków, „żeby raz na zawsze przeciąć tę sytuację, żeby byli pewni, że to są ich środki i nikt więcej ich nie będzie opodatkowywał”.

 

Pytany o datę przeliczenia aktywów, powiedział, że kluczową datą będzie data wejścia w życie ustawy. „Ta wycena nie może być mniejsza niż na 1 czerwca” – powiedział.

 

Zaznaczył, że opowiedziałby się za gwarancjami w konstytucji, ale proces jej zmiany jest bardzo trudny.

 

„Wydaje mi się, że zapisy ustawowe są absolutnie precyzyjne. Proszę zwrócić uwagę, zapis, który mówi o tym, że te środki wtórnie nie podlegają zwrotowi do Skarbu Państwa, wtórnemu transferowi, powoduje, że wywłaszczenie z tych środków musiałoby się odbyć na zasadzie konstytucji, tzn. za słusznym odszkodowaniem, czyli wypłaceniem ekwiwalentu równego zabieranym środkom, więc to jest w zasadzie niemożliwe. My wszystko, co na poziomie ustawowym da się wpisać, żeby gwarantować te środki, zrobiliśmy” – podkreślił.

 

Według projektu w związku z przeniesieniem środków z otwartych funduszy emerytalnych na indywidualne konta emerytalne, OFE zostaną przekształcone w specjalistyczne fundusze inwestycyjne otwarte prowadzące IKE. Każdy ubezpieczony będzie miał prawo wyboru – domyślną opcją będzie przeniesienie środków z OFE na IKE, z możliwością jego dalszego dobrowolnego zasilania. Stanie się to bez potrzeby wykonywania jakichkolwiek czynności, czy dostarczania dokumentów przez oszczędzających. Pieniądze zgromadzone w IKE będą prywatne i dziedziczone – w przeciwieństwie do środków w ZUS.

 

W przypadku gdy członek OFE skorzysta z prawa do złożenia deklaracji o przeniesieniu jego pieniędzy do ZUS, wówczas środki te zostaną w całości zapisane na koncie ubezpieczonego prowadzonym w ZUS, a odpowiadające im aktywa trafią do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Wypłata środków z IKE będzie możliwa po osiągnięciu wieku emerytalnego i będzie wolna od jakiegokolwiek podatku.

 

Jak wyjaśniono, ze względu na to, że emerytury z ZUS są opodatkowane podatkiem dochodowym PIT stawką 17 proc. lub 32 proc. – aby zachować równowagę – ze środków OFE zostanie pobrana jednorazowa opłata przekształceniowa na rzecz Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w łącznej wysokości 15 proc. wartości aktywów OFE.

 

Opłata zostanie rozłożona na dwie raty, obie płatne w 2022 r. Płatnikiem będą specjalistyczne fundusze inwestycyjne otwarte powstałe z przekształcenia OFE. W ocenie rządu, dzięki opłacie zapewnione zostanie równe traktowanie uczestników OFE przenoszących aktywa do IKE oraz ubezpieczonych w ZUS.

 

W ramach IKE, środki pochodzące z OFE będą wyodrębnione i będą mogły zostać wycofane po osiągnięciu wieku emerytalnego. Ponadto, aby zapewnić bezpieczeństwo tych środków, w funduszach prowadzących IKE będą wydzielone dwa subfundusze. W okresie pięciu lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego środki będą sukcesywnie przenoszone do subfunduszu, który ma określoną ostrożniejszą politykę inwestycyjną.

 

Ustawa ma wejść w życie 1 czerwca 2021 r. Czas na składanie deklaracji o przeniesieniu środków z OFE do ZUS został wyznaczony od 1 czerwca 2021 r. do 2 sierpnia 2021 r. Przekształcenie OFE w specjalistyczne fundusze inwestycyjne otwarte nastąpi 28 stycznia 2022 r. (PAP)

 

autorka: Małgorzata Werner-Woś

 

mww/ pad/

Tokio: Rząd nie wpuści zagranicznych kibiców na igrzyska?!

0

Japoński rząd planuje nie wpuszczać zagranicznych kibiców, którzy chcieliby na żywo obejrzeć igrzyska w Tokio – poinformował tamtejszy dziennik „Mainichi”. Decyzja ma związek z obawami przed rozprzestrzenianiem się COVID-19.

W tekście zamieszczonym na łamach „Mainichi” cytowanych jest kilka anonimowych źródeł.

 

Jak dodano, ostateczna decyzja w sprawie obecności kibiców na trybunach podczas zaplanowanych na lato igrzysk w stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni ma zapaść jeszcze w marcu. Nastąpi to po rozmowach z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim i innymi organizacjami oraz instytucjami związanymi z tą imprezą.

 

MKOl i organizatorzy igrzysk jak na razie zapowiedzieli tylko, że decyzja dotycząca fanów – zarówno zagranicznych, jak i miejscowych – zostanie podjęta na wiosnę. (PAP)

 

an/ krys/

Partia Orbana Fidesz wystąpi dziś z frakcji Europejskiej Partii Ludowej (EPL) w Parlamencie Europejskim

0

Węgierska partia rządząca Fidesz wystąpi w środę z frakcji Europejskiej Partii Ludowej (EPL) w Parlamencie Europejskim – podał węgierski portal Origo.hu, powołując się na źródła.

„Według naszych informacji dziś przed południem Fidesz ogłosi, że występuje z frakcji Europejskiej Partii Ludowej” – napisało Origo.hu.

 

Portal przypomniał, że w niedzielę premier Viktor Orban napisał w liście do szefa frakcji EPL Manfreda Webera, że jego partia wystąpi z frakcji EPL, jeśli zostaną przyjęte zmiany w jej regulaminie.

 

Orban oznajmił, że zaproponowano „zmianę wewnętrznych przepisów w rekordowym tempie i z takim zamiarem, by ułatwić wykluczenie naszych przedstawicieli albo by – jeśli te dążenia nie uzyskają poparcia niezbędnej większości – stworzyć sklecone naprędce i wątpliwe prawnie warunki wykluczenia z frakcji naszych pochodzących z wyborów przedstawicieli w Parlamencie Europejskim”.

 

Podczas piątkowego posiedzenia za zamkniętymi drzwiami Weber i szefowie delegacji narodowych w EPL uzgodnili, że nowe przepisy umożliwiałyby zawieszanie nie tylko jednego europosła, ale całej partii członkowskiej. Zmiany miałyby zostać przyjęte większością 2/3 głosów na posiedzeniu frakcji w środę. Kilku europosłów powiedziało – według portalu Politico – że jeśli do tego dojdzie, zostanie zawieszona cała frakcja Fideszu.

 

Politico pisał, że zmiany regulaminu zainicjowano po zawieszeniu w grudniu 2020 roku szefa grupy Fideszu w EPL Tamasa Deutscha za porównywanie wypowiedzi Webera do haseł gestapo i węgierskiej tajnej policji komunistycznej.

 

W liście do Webera Orban napisał, że jako prezes Fideszu nie może się zgodzić na ograniczenie praw przedstawicieli partii, niezbędnych do wykonywania ich obowiązków. Ocenił, że „byłoby to głęboko niedemokratyczne”, gdyż przedstawiciele ci zostali wybrani głosami 1,8 mln Węgrów.

 

Członkostwo Fideszu w EPL zostało zawieszone wiosną 2019 roku, europosłowie tej partii nadal zasiadają jednak we frakcji EPL w PE.

 

Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)

 

mw/ akl/

Koronawirus: Wzrost zachorowalności. Efekt przesilenia wiosennego?

Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 15 698 nowych osób zakażonych koronawirusem, co oznacza – wg resortu – powrót do poziomów listopadowych. Najwięcej nowych przypadków stwierdzono w woj. mazowieckim – 2750.

Badania potwierdziły zakażenie koronawirusem u 15 698 osób, najwięcej odnotowano ich w woj. mazowieckim – 2750. W dobowych zakażeniach doszliśmy do poziomów odnotowanych w listopadzie – podało w środę Ministerstwo Zdrowia. Zmarło 309 osób.

Pod koniec listopada dzienne dobowe zakażenia przekraczały 15 tys. Tylko cztery dni listopada pokazały niższe niż 15 tys. wzrosty.

 

23 listopada zdiagnozowano 15 002 nowe przypadki, 25 listopada było ich 15 362, a 28 listopada – 15 178. Natomiast 7 listopada doszliśmy do najwyższego pułapu w pandemii – wykrycia 27 875 nowych chorych.

 

Z danych MZ wynika, że tydzień temu w środę potwierdzonych zakażeń było 12 146, a 372 osoby zmarły. Z kolei dwa tygodnie temu – potwierdzono 8 694 zakażenia, a zmarło 279 osób.

 

MZ poinformowało w środę, że potwierdzone zakażenia pochodzą z województw: mazowieckiego (2750), śląskiego (1989), pomorskiego (1399), małopolskiego (1272), wielkopolskiego (1212), warmińsko-mazurskiego (1132), łódzkiego (960), kujawsko-pomorskiego (949), dolnośląskiego (782), podkarpackiego (687), zachodniopomorskiego (605), lubelskiego (500), podlaskiego (461), lubuskiego (387), świętokrzyskiego (274), opolskiego (208).

 

Jak przekazał resort 131 informacje o zakażeniach nie zawierają adresu. Dane te uzupełni inspekcja sanitarna.

 

Na COVID-19 zmarło 61 osób, a z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami – 248 chorych. W sumie to 309 zgonów.

 

Od początku epidemii, czyli od 4 marca 2020 r., koronawirusa wykryto łącznie u 1 735 406 osób, z których 44 360 zmarło. (PAP)

 

Autorka: Klaudia Torchała

 

 

Przekroczyliśmy pułap 10 mln wykonanych testów od początku epidemii – poinformował w środę na Twitterze minister zdrowia Adam Niedzielski.

„10 mln wykonanych testów! Ogromne podziękowania i wyrazy szacunku dla pracy wykonywanej przez diagnostów laboratoryjnych w dobie pandemii” – napisał resort.

 

MZ poinformowało we wtorek w porannych raportach, że ostatniej doby wykonano 50 212 testów na obecność SARS-CoV-2, w tym 19 307 antygenowych. Podano wtedy też informację, że łącznie przebadano dotąd 9 945 404 próbki pobrane od 9 647 178 osób.

 

Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska w środę w Programie I Polskiego Radia powiedział, że „dzisiaj mamy nowych przypadków potwierdzonych 15 698. To jest prawie dwukrotnie więcej niż w dniu wczorajszym (4728 nowych przypadków – PAP).”

 

Z danych MZ wynika, że tydzień temu w środę potwierdzonych zakażeń było 12 146, a 372 osoby zmarły. Z kolei dwa tygodnie temu – potwierdzono 8 694 zakażenia, a zmarło 279 osób.(PAP)

 

Autorka: Klaudia Torchała

 

MZ: z powodu koronawirusa w szpitalach jest 15,5 tys. osób, o 2,1 tys. więcej niż tydzień temu

Z powodu koronawirusa w szpitalach przebywa 15 591 osób – podało w środę Ministerstwo Zdrowia. To o 2,1 tys. więcej niż tydzień temu i o 3,3 tys. więcej niż dwa tygodnie temu.

Resort podał też w środę, że 1583 zakażonych osób jest pod respiratorem.

 

Tydzień temu, 24 lutego, resort informował, że hospitalizowanych jest 13 477 pacjentów, a ze wsparcia respiratorem korzysta 1321 chorych. Dwa tygodnie temu 17 lutego MZ podawało, że w szpitalach jest 12 225 osób, a 1286 pod respiratorem.

 

Resort poinformował w środę, że dla pacjentów z COVID-19 przygotowano 26 490 łóżek i 1583 respiratory.

 

Na kwarantannie przebywa 194 086 osób.

 

MZ przekazało też, że wyzdrowiało dotąd 1 441 479 zakażonych. (PAP)

 

Autor: Katarzyna Lechowicz-Dyl

 

****

OD REDAKCJI:

W internecie nic nie ginie: w okresie lutowym i marcowym (tzw. przesilenie wiosenne) w poprzednich latach zgłaszano dużą ilość przypadków grypy. Czy można to powiązać z obecnymi danymi na temat koronawirusa? Przykładowe linki wyszukane w sieci:

https://lublin.se.pl/epidemia-grypy-przybiera-na-sile-liczba-chorych-dramatycznie-rosnie-wideo-nowa-tv-24-godziny-aa-8mAn-MXLc-e1XU.html

https://www.rmf24.pl/nauka/news-lodz-atak-grypy-przybiera-na-sile,nId,153994

Grypa w Polsce: 3,5 mln zachorowań od początku sezonu

https://www.medonet.pl/zdrowie,przesilenie-wiosenne—przyczyny–objawy–czas-wystepowania,artykul,1726699.html

KAS zabezpieczyła 65 nielegalnych automatów do gier

0

Funkcjonariusze mazowieckiej Krajowej Administracji Skarbowej zabezpieczyli 65 nielegalnych urządzeń do gier hazardowych – poinformowała PAP rzeczniczka Izby Administracji Skarbowej w Warszawie Justyna Pasieczyńska.

Według informacji przekazanych przez rzeczniczkę Izby Administracji Skarbowej w Warszawie, funkcjonariusze mazowieckiej KAS w styczniu i lutym tego roku przeprowadzili 15 kontroli w Radomiu (Mazowieckie). Podczas nich mazowiecka KAS zabezpieczyła 65 nielegalnych automatów do gier oraz prawie 87 tys. złotych.

 

„Przeprowadzone przez funkcjonariuszy eksperymenty gier oraz zeznania świadków potwierdziły, że w kontrolowanych punktach prowadzone były nielegalne gry hazardowe” – powiedziała Justyna Pasieczyńska.

 

Przypomniała, że za posiadanie nielegalnych automatów grożą kary w wysokości 100 tys. zł od jednego urządzenia. „Za organizowanie gier hazardowych oprócz grzywny, grozi również kara pozbawienia wolności do 3 lat lub obie kary łącznie” – podkreśliła.

 

„KAS regularnie eliminuje z rynku nielegalne automaty do gier, a także bierze udział w działaniach edukacyjnych, których celem jest podniesienie świadomości o zagrożeniach związanych z uzależnieniem od hazardu oraz uczestnictwem w nielegalnych grach hazardowych” – dodała. (PAP)

 

Autor: Bartłomiej Figaj

 

bf/ pad/

Eksperci: Prawdziwą próbą dla polskich firm będzie rok 2021

0

Chociaż ponad połowa przedsiębiorstw zakończyła ubiegły rok spadkiem przychodów, to 63 proc. firm pozytywnie albo neutralnie ocenia swoją obecną sytuację. Próbą może być dla nich 2021 r. – pisze w środę „Rzeczpospolita”.

„Prawdziwą próbą dla polskich firm będzie rok 2021 – przewidują eksperci firmy EY w swoim raporcie +Rok z Covid-19 oczami polskich przedsiębiorców+ (…). Raport jest wynikiem badania, które na zlecenie EY zrealizował w styczniu tego roku IBRiS na próbie 500 przedsiębiorstw z różnych branż” – pisze dziennik.

 

„Większość z nich poradziła sobie z kryzysem wywołanym przez wybuch pandemii Covid-19, który najmocniej dotknął mikrofirmy – ponad połowa z nich jest teraz w złej kondycji. Najtrudniej jest tym działającym w usługach. To w usługach przedsiębiorcy najczęściej (45 proc.) oceniają swoją obecną sytuację jako raczej, albo bardzo, złą w porównaniu ze stanem sprzed pandemii. W branży hotelarskiej i gastronomicznej mówi tak aż 95 proc. badanych” – informuje „Rzeczpospolita”.

 

Według gazety, wśród ogółu firm o pogorszeniu sytuacji mówi 36 proc. badanych. Średnią podwyższają przedsiębiorstwa produkcyjne i budowlane, wśród których niemal czterech na dziesięciu dobrze ocenia swoją kondycję, a tylko co czwarty notuje jej pogorszenie.

 

„Wyniki badań przedsiębiorstw potwierdzają, że o ile niemal wszystkie branże dotkliwie odczuły skutki zamrożenia gospodarki wiosną 2020 r., o tyle w kolejnych miesiącach sytuacja w poszczególnych sektorach wyglądała już bardzo różnie” – komentuje wyniki badania Marek Rozkrut, partner, główny ekonomista i szef Zespołu Analiz Ekonomicznych EY Polska.

 

Jak czytamy, podczas gdy silny spadek przychodów odnotowano w wielu przedsiębiorstwach usługowych, to przemysł odrobił straty i powrócił do dawnego trendu. W dużej mierze dzięki eksportowi. „To właśnie niedoceniany często eksport po raz kolejny okazuje się być głównym motorem wzrostu polskiej gospodarki. W ostatniej dekadzie odpowiadał on za prawie dwie trzecie wzrostu PKB w Polsce” – podkreśla główny ekonomista EY.

 

Ten trend powinien się utrzymać, bo w najbliższym czasie będziemy też korzystać z ożywienia w USA i w Chinach. „Znaczna część naszego eksportu trafia właśnie na te rynki, choć często odbywa się to za pośrednictwem innych krajów, w szczególności Niemiec” – zaznacza Rozkrut. (PAP)

 

Autor: Marcin Musiał

 

mmu/ krap/

Ile polskich domów wymaga termomodernizacji? Liczby powalają

0

Do końca marca br. rząd przyjmie Długoterminową Strategię Renowacji, która zakłada termomodernizację polskich budynków. Wymaga jej co najmniej 160 tys. domów wielorodzinnych i ok. 4 mln jednorodzinnych w Polsce – mówiła PAP wiceszefowa MRPiT Anna Kornecka.

Wiceminister rozwoju, pracy i technologii dodała, że „fala renowacji budynków przyczyni się do zapewnienia nawet 300 tys. nowych miejsc pracy”.

 

Jak wskazała wiceminister Kornecka, długoterminowa strategia renowacji, której przygotowanie przez każde państwo członkowskie jest wymagane przepisami UE, „jest istotnym elementem pozwalającym w sposób długofalowy realizować kierunki wyznaczone w Europejskim Zielonym Ładzie” oraz w nowej strategii UE „Fala Renowacji”. „Długoterminowa Strategia Renowacji (DSR), odnosi się do istniejących już budynków, ale zawiera również plan działań na przyszłe lata” – wyjaśniła Kornecka. Podkreśliła, że budynki w Unii Europejskiej odpowiadają za ok. 40 proc. emisji gazów cieplarnianych.

 

DSR zakłada stopniowe dochodzenie do tzw. głębokiej renowacji zasobów budowlanych w Polsce. „Jesteśmy zobligowani przez UE, by Długoterminową Strategię Renowacji przyjąć, a następnie wdrażać zgodnie z przyjętym planem dla lat 2030, 2040 i 2050 r. To wiąże się zarówno z obniżeniem emisji CO2, poprawą jakości powietrza, jak i zwiększeniem efektywności energetycznej budynków” – powiedziała.

 

Wyjaśniła, że głęboka termomodernizacja polega na „dostosowaniu istniejących budynków do norm, jakie muszą dzisiaj spełniać nowe i nowo projektowane nieruchomości – muszą to być budynki o niemal zerowym zużyciu energii”.

 

Termomodernizacja w Polsce już trwa – zauważyła wiceminister. „Jednorodzinne budynki mieszkaniowe są objęte programem Czyste Powietrze, wzbogaconym o Program Mój Prąd czy ulgę termomodernizacyjną, a domy wielorodzinne – Funduszem Termomodernizacji i Remontów oraz premiami udzielanymi w jego ramach na poprawę efektywności energetycznej” – stwierdziła.

 

Kornecka przewiduje, że fala renowacji budynków przyczyni się do zapewnienia ok. 100 tys. nowych miejsc pracy w sektorze budowlanym i ok. 200 tys. w sektorach powiązanych.

 

„Konsultacje publiczne DSR potrwają do końca lutego, a do końca marca planujemy przyjęcie strategii przez rząd” – wskazała.

 

Strategia zaplanowana jest na najbliższych 30 lat, ale zakłada stopniowe zwiększanie tempa renowacji budynków poprzez połączenie szybkiego wzrostu skali płytkiej termomodernizacji w perspektywie do 2030 r., ze stopniowym upowszechnieniem głębokiej termomodernizacji, tak aby po 2035 r. był to dominujący sposób realizacji tego typu inwestycji – powiedziała wiceminister.

 

„Obecnie tempo renowacji wynosi ok. 1 proc. rocznie, jednak chcemy przejść do średniego rocznego tempa na poziom ok. 3 – 4 proc. oraz stopniowego zwiększania skali głębokiej termomodernizacji do poziomu ok. 3 proc. rocznie w perspektywie kolejnych kilkunastu lat. To pozwoli nam osiągnąć cel zeroemisyjności budynków do 2050 r., a jednocześnie odpowie na pilną potrzebę wymiany najbardziej emisyjnych źródeł ciepła i pozwoli na zbudowanie odpowiednich kompetencji i potencjału wśród dostawców niezbędnych rozwiązań technologicznych” – powiedziała.

 

Kornecka przyznała, że zadanie to wymaga dużych inwestycji w energooszczędność budynków. „Trzeba w tym celu połączyć i zmobilizować zarówno środki publiczne, jak i prywatne. Tworzymy różnego rodzaju zachęty, jak ulga termomodernizacyjna, czy rozszerzanie katalogu premii gwarancyjnych z tytułu likwidacji książeczek mieszkaniowych, by zachęcać Polaków do inwestycji w efektywność energetyczną budynków” – zaznaczyła.

 

Zwróciła uwagę, że w Krajowym Planie Odbudowy 1/4 środków – ok. 8,5 mld euro, przeznaczonych jest na cele klimatyczne, również związane z termomodernizacją. „W najnowszym projekcie Krajowego Planu Odbudowy ok. 3 mld euro przeznaczonych jest na termomodernizację budynków w naszym kraju. Te środki zostaną szybko wykorzystane” – zapewniła.

 

Według niej, aby sukcesywnie i efektywnie przeprowadzić termomodernizację w Polsce potrzebne jest ok. 580 – 700 mld zł w perspektywie lat 2021-2030, a do roku 2050 nakłady te wyniosą ok. 1,8-2,2 bln zł.

 

Kornecka przypomniała, że od 31 grudnia 2020 r., zgodnie z przepisami dot. warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie, wszystkie nowe budynki powinny być budynkami o niemal zerowym zużyciu energii, tj. powinny się cechować odpowiednio wysoką charakterystyką energetyczną. „Teraz naszym zadaniem jest doprowadzenie budynków już istniejących do podobnego poziomu” – wskazała.

 

Wiceminister szacuje, że ok. 70 proc. budynków mieszkalnych wielorodzinnych nie wymaga termomodernizacji, „ponieważ już zostały jej poddane lub są budowane w technologii odpowiadającej współczesnym wymogom”. „Takiej modernizacji wymaga natomiast ok. 160 tys. budynków wielorodzinnych oraz blisko 4 mln budynków jednorodzinnych” – mówi Kornecka.

 

Zgodnie z Długoterminową Strategią Renowacji, scenariusz rekomendowany dla renowacji w Polsce do 2050 r. zakłada, że 66 proc. budynków będzie zmodernizowanych i doprowadzonych do tzw. standardu pasywnego, natomiast 21 proc. do tzw. standardu energooszczędnego. Pozostałe 13 proc. budynków będzie zaliczane do przedziału efektywności 90-150 kWh, „gdyż z przyczyn technicznych lub ekonomicznych nie będzie można poddać ich głębokiej modernizacji”.

 

Skutkiem termomodernizacji ma być oszczędność energii końcowej w budynkach mieszkalnych wynosząca 147 TWh, co odpowiada 75 proc. obecnego poziomu zapotrzebowania na energię końcową. Redukcja emisji CO2 przewidywana jest na poziomie 37 mln ton w skali roku i jest to równowartość 10 proc. całkowitej rocznej emisji gazów cieplarniach w naszym kraju. Emisje pyłów zostaną zmniejszone o 89 tys. ton rocznie (równowartość ok. 25 proc. całkowitej ich emisji w Polsce). (PAP)

 

autor: Magdalena Jarco

 

maja/ amac/

Lekarze blokują ściągnięcie do kraju personelu medycznego ze Wschodu

0

Samorząd lekarski stanął okoniem i nie zamierza bezkrytycznie dopuszczać do zawodu medyków spoza UE. Resort zdrowia kieruje sprawę do Sądu Najwyższego – informuje w środę „Dziennik Gazeta Prawna”.

Jak pisze gazeta, toczący się od kilku tygodni spór w praktyce blokuje możliwość ściągnięcia do kraju personelu medycznego np. z Ukrainy. I to w momencie, kiedy każde lekarskie ręce są na wagę złota. „DGP” przypomina, że aby ułatwić zatrudnianie obcokrajowców, pod koniec 2020 r. przyjęto przepisy, które otwierają dla nich tzw. szybką ścieżkę.

 

Aby lekarz spoza UE mógł zacząć pracę w Polsce, decyzję musi wydać minister zdrowia. Okręgowa rada lekarska ma zaś siedem dni, by na tej podstawie potwierdzić prawo wykonywania zawodu. Jeśli odmówi, informuje o tym ministra, „wskazując przyczyny takiego rozstrzygnięcia”. Tyle że dla samorządu lekarskiego taka procedura to za mało, by wziąć odpowiedzialność za to, kto będzie leczył pacjentów.

 

„Samorząd lekarski nie sprowadza się do roli biernego wykonawcy decyzji MZ. To zbyt poważna sprawa” – mówi mec. Wojciech Idaszak z Naczelnej Izby Lekarskiej (NIL).

 

Dziennik informuje, że w styczniowej uchwale Naczelna Rada Lekarska postawiła kropkę nad i, wprowadzając do procedury przyznawania prawa do wykonywania lekarza nakaz weryfikowania kwalifikacji kandydatów. Jak? Okręgowe rady mogą wzywać chętnych do pracy w Polsce do uzupełnienia braków formalnych – i żądać np. poświadczenia znajomości języka polskiego, zaświadczenia o niekaralności czy dowodu otrzymania specjalizacji. A to znacznie wydłuża procedurę.

 

Według gazety na to nie ma zgody resortu zdrowia. „Samorząd lekarski żąda spełnienia pozaustawowych wymogów, blokując przyjmowanie lekarzy z zagranicy” – usłyszał „DGP” w MZ.

 

Rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz zapowiada zdecydowane kroki. „Każdy lekarz, w przypadku którego minęło 14 dni od złożenia wniosku o przyznanie prawa wykonywania zawodu, zgodnie z ustawą jest uprawniony do wykonywania tego zawodu. Sprawę legalności uchwały Naczelnej Rady Lekarskiej kierujemy do Sądu Najwyższego” – zapowiedział. (PAP)

 

Autor: Marcin Musiał

 

mmu/ krap/

Kryzys w Zjednoczonej Prawicy: Kaczyński zdyscyplinował Ziobrę i Gowina?

0

Wicerzecznik PiS Radosław Fogiel podkreślił, że szczegóły rozmów szefa partii Jarosława Kaczyńskiego z szefami – Solidarnej Polski Zbigniewem Ziobrą i Porozumienia Jarosławem Gowinem pozostają pomiędzy „panami biorącymi udział w rozmowie”. Wyraził też nadzieję, że dojdzie do porozumienia.

We wtorek po południu prezes PiS Jarosław Kaczyński spotkał się z szefem Porozumienia Jarosławem Gowinem. Jak przekazał PAP jeden z polityków Zjednoczonej Prawicy, znający kulisy spotkania, odbyło się ono w dobrej atmosferze. Z kolei w poniedziałek – jak informował wiceminister sprawiedliwości Michał Woś (Solidarna Polska) – odbyła się rozmowa Kaczyńskiego z szefem SP Zbigniewem Ziobrą.

 

Fogiel pytany o rezultaty tych spotkań w środę w Programie Pierwszym Polskiego Radia odparł, że „szczegóły pozostają między panami biorącymi udział w rozmowie”.

 

„Ale jak słyszymy, mówią to źródła zbliżone do zaproszonych gości, rozmowy odbywały się w dobrej atmosferze. Przede wszystkim najważniejsze jest to, że rozmawiamy” – podkreślił.

 

Fogiel nawiązał też do niedawnego wywiadu, którego szef PiS udzielił PAP. Kaczyński powiedział m.in., że Polska stoi dzisiaj przed ogromną szansą, a warunkiem jej wykorzystania jest jedność obozu Zjednoczonej Prawicy. Mówił, że każdy kto rozbija dzisiaj prawicę, „działa przeciw Polsce, przeciw polskiej rodzinie i przeciw polskim wartościom”.

 

Fogiel wyraził nadzieję, że słowa Kaczyńskiego o rozbijaniu Zjednoczonej Prawicy „trafiły na podatny grunt”. „Liczę, że wszystkie ewentualne wątpliwości, niejasności będą wyjaśnione, rozstrzygnięte, problemy rozwiązane i będziemy mogli zająć się sprawami najważniejszymi” – dodał.

 

Dopytywany o zapowiedzi polityków Solidarnej Polski, że ugrupowanie nie zagłosuje za unijnym Funduszem Odbudowy, odparł, że rozmowy na ten temat będą cały czas prowadzone. Zwrócił uwagę, że SP mówiła o tym od zakończenia ubiegłorocznego szczytu UE.

 

„Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia” – powiedział, dodając, że instrument ten uzyska większość w parlamencie. „Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości” – podkreslił.

 

Pytany, czy brak poparcia ze strony SP w tej sprawie oznaczałby koniec koalicji, Fogiel odparł, że takie scenariusze nie leżą na stole. „Najważniejsze jest to, żeby plan odbudowy został przyjęty i skierowany do Komisji Europejskiej” – podkreślił. Jak mówił, pozwoli on nam szybki powrót na ścieżkę rozwoju.

 

„Wierzę, że Zjednoczona Prawica będzie rządzić w sposób niezakłócony do najbliższych wyborów parlamentarnych, co najmniej” – powiedział.

 

Zaznaczył, że w polityce możliwe są jednak różne scenariusze i „gdyby tak się stało, że jakiś będzie należało rozważać, to wybierzemy najlepszy”.

 

Fogiel podkreślał też, że „Zjednoczona Prawica prowadzi politykę nakierowaną na polski interes narodowy”. „Na to, aby przede wszystkim dbać o polskich obywateli i wyniki pokazują, że robimy to dobrze. Wszystkie statystyki pokazują, że mamy wzrostu, albo jesteśmy i tak na czele Europy, kiedy wszyscy odnotowują spadki. Obiektywnie rzecz biorąc nasze działania są korzystne dla Polski” – mówił. (PAP)

 

autor: Rafał Białkowski

 

rbk/ itm/

Rozpoczynające się próbne matury przeprowadzone będą w tzw. „reżimie sanitarnym”

0

W związku z sytuacją epidemiczną rozpoczynające się w środę próbne egzaminy maturalne przeprowadzone będą w reżimie sanitarnym, zgodnie ze specjalnymi wytycznymi Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, Ministerstwa Edukacji Narodowej i Głównego Inspektoratu Sanitarnego.

Wytyczne są zbliżone do tych, które obowiązywały w ubiegłym roku podczas egzaminów maturalnych.

 

Zapisano w nich, że na egzamin może przyjść wyłącznie osoba zdrowa, „bez objawów chorobowych kompatybilnych z objawami COVID-19”. Zasada ta obowiązuje zdających, nauczycieli i innych pracowników szkoły. Na egzamin nie może przyjść nikt, kto przebywa w domu z osobą w izolacji w warunkach domowych, albo kto jest na kwarantannie lub w izolacji w warunkach domowych.

 

Na teren szkoły mogą wejść wyłącznie osoby z zakrytymi maseczką ustami i nosem. Zakrywanie ust i nosa obowiązuje w całej szkole z wyjątkiem sal, gdzie odbywa się egzamin próbny, po zajęciu miejsc przez uczniów.

 

Uczniowie są zobowiązani zakrywać usta i nos do momentu zajęcia miejsca w sali egzaminacyjnej. W trakcie egzaminu uczeń ma obowiązek ponownie zakryć usta i nos, kiedy podchodzi do niego nauczyciel, aby odpowiedzieć na zadane przez niego pytanie, gdy wychodzi do toalety i wtedy, gdy kończy pracę z arkuszem egzaminacyjnym i wychodzi z sali.

 

Nauczyciele i inne osoby uczestniczące w egzaminie próbnym (np. specjaliści z zakresu niepełnosprawności, nauczyciele wspomagający) podczas poruszania się po sali powinni mieć zakryte usta i nos. Mogą je odsłonić, kiedy obserwują przebieg testu, siedząc albo stojąc, przy zachowaniu niezbędnego odstępu.

 

Uczniowie i nauczyciele mogą – jeżeli uznają to za właściwe – mieć zakryte usta i nos w trakcie całego egzaminu.

 

Uczniowie, którzy z powodu całościowych zaburzeń rozwoju, zaburzeń psychicznych, niepełnosprawności intelektualnej, trudności w samodzielnym zakryciu lub odkryciu ust lub nosa nie mogą zakrywać ust i nosa maseczką, mogą przystąpić do egzaminu próbnego w odrębnej sali.

 

Czekając na wejście do szkoły albo sali egzaminacyjnej, uczniowie mają zachować odstęp co najmniej 1,5 m, mieć zakryte usta i nos.

 

Przy wejściu do szkoły powinien być płyn do dezynfekcji rąk (środek na bazie alkoholu, min. 60 proc.) Płyn do dezynfekcji rąk musi być również w każdej sali egzaminacyjnej.

 

Podczas egzaminu w szkole mogą przebywać wyłącznie uczniowie, osoby zaangażowane w jego przeprowadzanie (nauczyciele, specjaliści pracujący z uczniami, którzy korzystają z dostosowania warunków lub formy przeprowadzania egzaminu, osoby wyznaczone do przygotowania i obsługi oraz obsługujące sprzęt i urządzenia wykorzystywane w czasie egzaminu, np. komputery), a także pracownicy szkoły odpowiedzialni za utrzymanie obiektu w czystości, dezynfekcję, obsługę szatni itp.

 

Uczniowie nie powinni wnosić na teren szkoły zbędnych rzeczy.

 

Każdy uczeń ma korzystać z własnych przyborów piśmienniczych, linijki, cyrkla, kalkulatora itd. Uczniowie nie mogą pożyczać przyborów. Jeżeli szkoła zdecyduje o zapewnieniu np. przyborów piśmienniczych albo kalkulatorów rezerwowych dla uczniów, konieczna jest ich dezynfekcja.

 

Cudzoziemcy przystępujący egzaminu próbnego, którym jako sposób dostosowania testu przyznano możliwość korzystania ze słownika dwujęzycznego, są zobowiązani przynieść własne słowniki.

 

Szkoła nie zapewnia wody pitnej. Na test uczniowie mogą przynieść własną butelkę z wodą. W szkole nie ma też możliwości zapewnienia posiłków dla uczniów.

 

Uczniowie, którzy jednego dnia będą przystępować do egzaminów z dwóch różnych przedmiotów, mogą w czasie przerwy opuścić budynek szkoły albo czekać na terenie szkoły na rozpoczęcie kolejnego egzaminu, jeżeli zapewniona jest odpowiednia przestrzeń.

 

Uczniowie nie mogą przebywać w sali podczas przerwy między poszczególnymi egzaminami danego dnia ze względu na konieczność przeprowadzenia dezynfekcji tych miejsc oraz – jeżeli to konieczne – znajdujących się w nich sprzętów.

 

Egzamin próbny może być przeprowadzany w salach lekcyjnych, salach gimnastycznych, na korytarzach szkolnych i w innych miejscach pod warunkiem zachowania odpowiednich odstępów między uczniami i między uczniami a nauczycielami.

 

Ławki w sali należy ustawić w tak, aby między uczniami zachowany był co najmniej półtorametrowy odstęp w każdym kierunku.

 

Nie ma ograniczeń liczby osób w sali (przy zachowaniu odpowiednich odstępów), jednak zaleca się – jeżeli tylko pozwalają na to warunki lokalowe i zasoby ludzkie – przeprowadzanie testu diagnostycznego w salach z możliwie jak najmniejszą liczbą osób w każdej sali.

 

Sale należy wietrzyć przed wpuszczeniem do nich uczniów, mniej więcej co godzinę w trakcie egzaminu (jeżeli pogoda na to pozwala, a na zewnątrz nie panuje zbyt duży hałas) i po teście, dbając o zapewnienie komfortu uczniów i nauczycieli.

 

Każdy uczeń powinien mieć zapewnione miejsce na pozostawienie rzeczy osobistych (plecak, torba, kurtka, telefon itp.). Może to być szafka, jeżeli szkoła je ma, odrębne pomieszczenie, np. szatnia, sala szkolna, w której dla uczniów będą przygotowane np. przezroczyste foliowe worki (aby sprawdzenie ich zawartości nie wymagało otwierania), w których będą mogli zostawić swoje rzeczy osobiste pod nadzorem pracownika albo pod zamknięciem.

 

W wytycznych opisane zostały też szczegółowo procedury m.in. rozdawania arkuszy egzaminacyjnych, zbierania arkuszy wypełnionych przez uczniów, a także przygotowania sali i sprzętu komputerowego, na którym uczniowie zdawać będą egzamin próbny z informatyki.

 

Opisano także procedury postępowania w razie podejrzenia zakażenia u ucznia lub nauczyciela. (PAP)

 

Autorka: Danuta Starzyńska-Rosiecka

 

dsr/ par/

W Polsce wykonano dotąd ponad 3,3 mln szczepień przeciw COVID-19; blisko 1,2 mln drugą dawką

0

W Polsce wykonano dotąd ponad 3,3 mln szczepień przeciw COVID-19, z czego blisko 1,2 mln drugą dawką. Po iniekcjach zgłoszono ponad 3,5 tys. niepożądanych odczynów, w większości łagodnych.

Na rządowych stronach poinformowano we wtorek, że podano dotychczas 3 383 426 dawek szczepionki – 2 190 526 pierwszej i 1 192 900 drugiej.

 

Po iniekcjach zgłoszono do tej pory w sumie 3588 niepożądanych odczynów, w tym większość łagodnych, objawiających się zaczerwienieniem i krótkotrwałym bólem w miejscu wkłucia.

 

Od 27 grudnia ub.r., gdy rozpoczęły się w Polsce szczepienia, zutylizowano w sumie 4913 dawek.

 

Do Polski trafiło już 4 466 360 dawek, w tym 3 698 700 dostarczono do punktów szczepień. Pozostałe zmagazynowano.

 

We wtorek Ministerstwo Edukacji i Nauki poinformowało, że zaszczepionych przeciw COVID-19 jest ponad 265 tys. nauczycieli. Szczepienia wśród tej grupy rozpoczęły się 12 lutego. Nauczyciele szczepieni są preparatem firmy AstraZeneca. Chęć zaszczepienia się mogli zgłosić w lutym wszyscy nauczyciele ze szkół i placówek oraz nauczyciele akademiccy, a także inne osoby prowadzące zajęcia na uczelniach, w wieku do 65 lat. Zarejestrowało się wówczas prawie 545 tys. osób.

 

Ponad 18,5 tys. nauczycieli, w tym 17 633 nauczycieli oświaty i 943 nauczycieli akademickich, zarejestrowało się we wtorek w III turze rejestracji na szczepienia przeciw COVID-19 – poinformowało ministerstwo. Zapisy potrwają do środy, do końca dnia.

 

Do woj. warmińsko-mazurskiego w poniedziałek skierowano dodatkową pulę 10 tys. szczepionek AstryZeneki. Dostawa wiązała się z ogłoszeniem przez rząd regionalnego lockdownu z powodu wysokiego poziomu zakażeń koronawirusem w regionie. Rzecznik wojewody warmińsko-mazurskiego Krzysztof Guzek poinformował PAP, że szczepionki trafiły już do 30 węzłowych szpitali w regionie. Zostaną nimi zaszczepieni pacjenci z grupy zero – medycy i pracownicy domów pomocy społecznej.

 

„Około 8 tys. szczepionek zostanie przeznaczonych do szczepienia medyków, pozostałe dla pracowników DPS-ów” – powiedział Guzek. Zapewnił, że pula dodatkowych szczepionek jest niezależna od tej, którą region otrzymuje w ramach szczepień seniorów i nauczycieli.

 

W woj. łódzkim akcja szczepień w 428 punktach regionu przebiega bez większych problemów. 7 marca rozpoczną się uzupełniające szczepienia kadry medycznej” – przekazała PAP pełnomocniczka wojewody łódzkiego ds. szczepień Jolanta Kowalik-Gęsiak. „15 marca zaczynamy szczepić pacjentów z chorobami przewlekłymi” – zaznaczyła.

 

„Od 22 marca szczepionki zaczną przyjmować przedstawiciele służb mundurowych” – przypomniała.

 

Tego samego dnia ruszają szczepienia kolejnej grupy seniorów. „Bedą to osoby w wieku 60 i 65 plus, chociaż myślę, że tu się zmieni do 69 lat. Dlatego, że mamy zmianę stosowania preparatu AstryZeneki, czyli do 69. roku życia” – powiedziała pełnomocniczka wojewody ds. szczepień.

 

Ponad 194 tys. mieszkańców zaszczepiono dotąd przeciwko COVID-19 z Lubelskiem. Wśród nich blisko 68,5 tys. przyjęło drugą dawkę. Ostatniej doby zaszczepiono blisko 2,7 tys. osób. Dzienna liczba szczepień na 10 tys. mieszkańców wynosi 13,07, co plasuje województwo na piątym miejscu po województwach: dolnośląskim, wielkopolskim, pomorskim i warmińsko-mazurskim.

 

Z wtorkowego raportu resortu zdrowia wynika, że dotychczas w Małopolsce wykonano ponad 281 tys. szczepień, w tym ponad 98 tys. drugą dawką. Minionej doby w województwie zaszczepiono prawie 4,2 tys. osób, w tym 862 drugą dawką. Od grudnia najwięcej preparatów podano w Krakowie – ponad 131,6 tys., w powiecie krakowskim ponad 9,8 tys.; w Tarnowie prawie 12 tys., w powiecie prawie 7 tys.; w Nowym Sączu ponad 6 tys., a w powiecie ponad 9 tys.

 

Zaszczepiono już większość mieszkańców domów pomocy społecznej w Krakowie, gdzie do szczepień zgłosiło się 81 proc. przebywających tam pensjonariuszy. Do wtorku drugie dawki przyjęło 1487 mieszkańców, czyli 88 proc. spośród zgłoszonych.

 

Ostatniego dnia w woj. mazowieckim wykonano 6 541 szczepień przeciwko COVID-19, z czego 1 148 szczepień to szczepienia drugą dawką preparatu – wynika z rządowego raportu z wykonanych szczepień. W Warszawie w poniedziałek przeprowadzono 3 411 szczepień.

 

Zgodnie ze zaktualizowanym we wtorek raportem z wykonanych szczepień, dostępnym na rządowych stronach gov.pl, w województwie mazowieckim do poniedziałku do północy przeprowadzono ogółem 532 573 szczepień, z czego 190 470 to szczepienia drugą dawką szczepionki. Najwięcej szczepień wykonano do tej pory w Warszawie – 256 216, z czego 95 162 to szczepienia drugą dawką. Ostatniego dnia w stolicy kraju wykonano 3 411 szczepień przeciwko COVID-19, z czego 933 to szczepienia drugą dawką.

 

W Wielkopolsce dotychczas przeciw COVID-19 zaszczepiono 290 tys. mieszkańców, z czego niemal 100 tys. otrzymało już drugą dawkę preparatu. W całym regionie szczepienia są prowadzone w ponad 480 punktach.

 

W Podlaskiem wykonano dotąd ponad 110,3 tys. zastrzyków przeciwko COVID-19, z czego 37,2 tys. drugą dawką. Ostatniej doby wykonano 829 szczepień. Ponad 2,8 tys. zastrzyków ma być w bieżącym tygodniu wykonanych w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. To placówka, w której wykonuje się najwięcej szczepień w województwie.

 

Na Dolnym Śląsku wykonano 291 761 szczepień. Drugą dawkę preparatu przeciwko COVID-19 otrzymało dotąd ponad 104 058 pacjentów. Ostatniej doby w regionie wykonano 4544 szczepienia, w tym 723 drugą dawką.(PAP)

 

Autor: Magdalena Gronek

 

mgw/ tor/ hub/ bko/ dka/ kow/ ren/ jwo/ pdo/ dsr/ mhr/

W branży meblarskiej wcale nie jest wesoło

0

W ciągu ostatniego roku zadłużenie producentów mebli wzrosło o 30 proc., a sprzedawców o 19 proc.; w sumie ich długi sięgają prawie 100 mln zł – podał Krajowy Rejestr Długów. Pandemia może spowolnić rozwój firm meblarskich – dodano.

Jak wskazuje KRD, zadłużenie producentów i sprzedawców mebli wyniosło w sumie 97,6 mln zł, a średnia kwota zaległości to 35 tys. zł. Za większość niespłaconych zobowiązań wśród producentów i sprzedawców mebli w Polsce odpowiadają najmniejsze firmy.

 

Długi producentów sięgają 65,1 mln zł, z czego 78 proc. to dług jednoosobowych działalności gospodarczych (JDG). JDG-i jeszcze większy udział mają wśród zadłużonych sprzedawców mebli. To 27 mln zł, czyli 83 proc. całego długu, który wynosi 32,5 mln zł.

 

KRD wskazuje, że w ciągu ostatniego roku, od lutego 2020 r. do lutego 2021 r., zadłużenie producentów mebli wzrosło o 30 proc., a sprzedawców – o 19 proc.

 

Prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej Adam Łącki tłumaczy, że polski biznes meblarski jest zróżnicowany. „Są ogromni gracze, którzy urządzają cały świat, ale też mnóstwo małych firm i zakładów, działających lokalnie. To właśnie te najmniejsze podmioty najczęściej popadają w tarapaty finansowe i nie radzą sobie ze spłatą zobowiązań, bo są bardziej wrażliwe na wahania koniunktury i zatory płatnicze” – wskazuje.

 

Wyjaśnił, że od lutego ubiegłego roku liczba dłużników w branży meblarskiej nie zwiększyła się znacząco, ale kwota średniego zadłużenia wzrosła o blisko 23 proc. „Pandemia pogłębiła wcześniejsze problemy finansowe meblarzy” – dodaje.

 

Firm handlujących meblami w Krajowym Rejestrze Długów jest ok. 900; ich zadłużenie wzrosło o 19 proc. rok do roku, do ponad 32,5 mln zł w lutym br. W KRD notowanych jest też blisko 2000 firm produkujących meble i to główne one mają największe problemy. Tuż przed pojawieniem się koronawirusa w Polsce, w lutym 2020 r. ich dług wynosił ponad 50 mln zł. Po roku wzrósł o 30 proc., do 65,1 mln zł.

 

Jak zaznacza KRD, w latach poprzedzających pandemię wiosna i wczesne lato były okresem, w którym niespłacone zobowiązania producentów mebli głównie malały. To czas, gdy rusza najwięcej remontów i przeprowadzek, dzięki większej liczbie zamówień wiele firm mogło nadrobić zaległości.

 

Eksperci zwrócili uwagę, że w 2020 r., w związku z pandemią, sytuacja na rynku odwróciła się. Jeszcze na początku lutego zadłużenie producentów mebli w ujęciu miesiąc do miesiąca zmalało (o 5 proc.), a w kolejnych miesiącach wzrosło. Największy przyrost (o 8 proc.) niespłaconych zobowiązań na koncie tej branży KRD odnotował w kwietniu. „Zadłużenie rosło też w kolejnych miesiącach, wyhamowując dopiero na początku listopada. W efekcie druga połowa 2020 r. okazała się dla branży lepsza niż pierwsza, odwrotnie niż w latach przed pandemią” – wyjaśnił Łącki.

 

Na przełomie 2020 i 2021 r. „przez chwilę producentom mebli udało się nawet spłacić część zaległości, ale już na początku lutego br. kwota długu znów poszła w górę” – zwraca uwagę Andrzej Kulik, ekspert Rzetelnej Firmy, współpracującej z KRD.

 

Na mapie polskich województw pod względem sumy zadłużenia przypadającego na lokalne firmy wytwarzające meble wyróżniają się Wielkopolska, Śląsk i Mazowsze. Na produkujących tam zakładach ciąży odpowiednio na 11,4 mln zł, 7,6 mln zł i 7,5 mln zł. Rekordzistą jest natomiast JDG z województwa kujawsko-pomorskiego z sumą należności ponad 2,8 mln zł, który musi oddać pieniądze głównie funduszowi sekurytyzacyjnemu.

 

Według KRD Mazowsze i Wielkopolska są też województwami, gdzie największe zobowiązania mają do spłacenia firmy zajmujące się sprzedażą mebli – odpowiednio 4,8 mln zł i 4,7 mln zł, a sprzedawcy z Pomorza – 4,3 mln zł. Spora część tego długu należy do jednoosobowej działalności gospodarczej z powiatu słupskiego, która zalega wobec banku na blisko 1 mln zł.

 

Największe kwoty do odzyskania od meblarzy mają banki komercyjne i spółdzielcze. Łącznie sprzedawcy i producenci mają im do zapłacenia 34,2 mln zł. Następne w kolejce po zwrot pieniędzy są firmy zarządzające wierzytelnościami (27,3 mln zł), w tym głównie fundusze sekurytyzacyjne. W przypadku samych producentów trzecia najwyższa kwota do spłacenia należy się firmom faktoringowym (3,3 mln zł). Dla handlujących meblami jest to ponad 1 mln zł, który muszą zwrócić telekomom. Niezapłacone rachunki u operatorów telekomunikacyjnych mają też wytwórcy (1,9 mln zł), ale jeszcze wyższą kwotę do uregulowania mają wobec firm leasingowych (2,9 mln zł).

 

Jak zwraca uwagę Kulik, w obliczu pandemii przedsiębiorcy musieli z dnia na dzień zmienić swoje plany i dostosować strategię do nowej rzeczywistości. W przypadku producentów było to niemożliwe, ale handlowcy „otworzyli się na kanał sprzedaży online”. To sprawiło, że sprzedawcy mebli ponieśli mniejsze straty niż producenci, którzy nie mogli z dnia na dzień wysłać pracowników do domu ani przenieść fabryki do internetu.

 

Ekspert zauważa, że pandemia wpłynęła na biznes meblarski również w sferze B2B – zakaz zgromadzeń uniemożliwił uczestnictwo w targach i wydarzeniach branżowych, podczas których meblarze zdobywają nowe kontrakty, zlecenia i partnerów. „W dłuższej perspektywie pandemia może spowolnić rozwój firm meblarskich, szczególnie tych o międzynarodowych ambicjach” – ocenił Kulik. (PAP)

 

autor: Magdalena Jarco

 

maja/ pad/

Dr Efraim Zuroff: W Niemczech brakowało woli politycznej, by karać nazistów

0

Nieukaranie nazistowskich zbrodniarzy i kolaborantów to problem światowy. Część krajów miała więcej woli politycznej niż np. Niemcy, żeby ich ścigać i karać – mówi PAP dyrektor biura Centrum im. Szymona Wiesenthala (SWC) w Jerozolimie dr Efraim Zuroff pytany dlaczego procesy niemieckich zbrodniarzy w RFN ciągną się latami.

„Zakres Holokaustu i zbrodni dokonanych przez nazistowskie Niemcy i ich sojuszników był tak ogromny, że nie ma możliwości doprowadzenia do doskonałej sprawiedliwości. Taka jest po prostu rzeczywistość. To prawda nie tylko dotycząca Holokaustu i II wojny światowej, ale również innych tragedii – wymierzenie doskonałej sprawiedliwości jest niemożliwe” – mówi PAP szef biura SWC w Jerozolimie, które ułatwia ściganie zbrodniarzy nazistowskich i kolaborantów.

 

„Ale nie ma wątpliwości, że setki tysięcy osób, które były zaangażowane w zbrodnie przeciwko niewinnym cywilom podczas II wojny światowej, głównie Żydom, ale nie tylko – Polakom, homoseksualistom, komunistom, Świadkom Jehowy, umysłowo chorym, niepełnosprawnym fizycznie, wszystkim ofiarom III Rzeszy – nie zostały ukarane. I to jest problem światowy” – podkreśla historyk Holokaustu.

 

Dodaje, że ludzie, którzy popełnili te zbrodnie, mieszkają „w Europie, część z nich uciekła do Ameryki Południowej, część – na Bliski Wschód, do Syrii i Egiptu, a część, aż trudno uwierzyć, do krajów, które walczyły przeciwko Hitlerowi: USA, Kanady, Australii, Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii i innych”.

 

„Ale najważniejsza kwestia dotyczy woli politycznej” – podkreśla rozmówca PAP. „Czy było wystarczająco dużo woli politycznej w tych krajach, żeby doprowadzić większość nazistów przed oblicze wymiaru sprawiedliwości? Odpowiedź jest inna w każdym kraju, część krajów miała więcej tej woli od innych” – wskazuje historyk, pytany o opieszałość w ściganiu niemieckich zbrodniarzy.

 

Według Zuroffa „w Niemczech przez wiele lat sytuacja była absolutnie straszna”, jeśli chodzi o ściganie zbrodniarzy wojennych. „Było do tego bardzo niewiele woli politycznej” – ocenia. „Pierwszy duży proces w Niemczech to proces Einsatzkommando w Ulm w 1958 r., a następnie proces frankfurcki (drugi proces oświęcimski – postępowanie karne członków załogi obozu Auschwitz-Birkenau, które toczyło się od grudnia 1963 r. do sierpnia 1965 r.). Do roku 1985 było 200 tys. śledztw, przy czym 120 tys. aktów oskarżenia, ale ostatecznie mniej niż 7 tys. osób skazano i ukarano. Więc można stwierdzić, że było niewiele woli politycznej, żeby ścigać zbrodniarzy wojennych. A obecnie Niemcy są w zasadzie jedynym krajem, gdzie procesy się odbywają” – wskazuje dyrektor biura SWC w Jerozolimie.

 

Zuroff, który od ponad 40 lat zajmuje się pomaganiem w ściganiu nazistowskich zbrodniarzy wojennych pisał w zeszłym tygodniu na łamach „The Irish Times”, że „upływ czasu w żaden sposób nie umniejsza winy sprawców. Gdyby ścigano ich natychmiast po popełnieniu zbrodni, byłoby to naturalne, ale fakt, że przez dziesiątki lat (z jakiegokolwiek powodu) wymykali się wymiarowi sprawiedliwości, w żaden sposób nie zmniejsza ich winy – zaznacza. – Starość nie powinna stanowić ochrony dla tych, którzy popełnili tak ohydne zbrodnie”.

 

Międzynarodowy Komitet Oświęcimski skierował pod adresem wymiaru sprawiedliwości RFN zarzut, że od dziesięcioleci nie ściga nazistowskich zbrodniarzy. W zeszłym tygodniu wiceprzewodniczący Komitetu Christoph Heubner powiedział portalowi grupy medialnej Funke, że „świadomość, iż oprawcy z obozów byli w stanie w większości żyć bez problemów i bez konieczności rozliczania się ze swoich zbrodni w niemieckim sądzie, obciążała ocalałych przez całe życie”. Fakt, że sprawców pociąga się do odpowiedzialności dopiero teraz, jest „porażką i zaniedbaniem niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, które trwa od dziesięcioleci” – podkreślił Heubner.

 

Dr Efraim Zuroff doprowadził do ujęcia w Argentynie i postawienia przed wymiarem sprawiedliwości komendanta obozu koncentracyjnego (założonego przez pronazistowskich ustaszów-PAP) w Jasenovacu, Dinko Szakicia. Autor wydanych po polsku książek „Łowca nazistów” i „Nasi”.

 

Jak podkreśla historyk, we wszystkich sprawach, w których pomagał przy ściganiu sprawców, „nie było ani jednego oskarżonego, który z własnej woli wyraziłby żal lub skruchę”.

 

W trakcie II wojny światowej Niemcy zabili 6 mln polskich obywateli, w tym 3 miliony polskich Żydów.

 

Rozmawiała Karolina Cygonek (PAP)

 

cyk/ kgod/

Ekspert: Realne poparcie dla Aleksandra Łukaszenki nie przekracza 30 proc.

0

Realne poparcie dla Aleksandra Łukaszenki nie przekracza 20-30 proc. – mówi PAP ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, Kamil Kłysiński. Według niego oficjalna socjologia na Białorusi „działa jak w polskim filmie, gdzie obywatel Piszczyk pyta szefa OBOP: Jaki procent, Zdzisiu, uznałbyś za zadowalający?”

„Dysponujemy badaniami niezależnych ośrodków, w tym sondażem przeprowadzonym na zlecenie Ośrodka Studiów Wschodnich, na podstawie których można oszacować zbliżone do realnego poparcie dla Alaksandra Łukaszenki – to ok. 20-30 proc.” – mówi ekspert zajmujący się Białorusią.

 

W sondażu, który przeprowadzono na zamówienie OSW Łukaszenka został został oceniony pozytywnie przez 27,2 proc. respondentów, a raczej pozytywnie przez 13,6 proc. (łącznie 40,8 proc.), negatywną ocenę sformułowało 33,4 proc., a raczej negatywną – 12,3 proc. ankietowanych (łącznie 45,7 proc.).

 

Z kolei brytyjski Chatham House w niedawnym badaniu zapytał Białorusinów, na kogo głosowali w wyborach. Do oddania głosu na Łukaszenkę przyznało się 21,2 proc., a na Swiatłanę Cichanouską – 50,4 proc. Na prośbę o wybranie z listy polityka, który „zasługuje na to”, by zostać prezydentem, Łukaszenkę wskazało 23,9 proc. osób, na Cichanouską 11,2 proc., zaś najwięcej głosów – 35,3 proc. otrzymał Wiktar Babaryka, którego nie dopuszczono do udziału w ubiegłorocznych wyborach, i który od czerwca przebywa w areszcie z zarzutami karnymi.

 

„Z jednej strony widzimy, że nie potwierdzają się oceny przeciwników Łukaszenki, że jego poparcie to te symboliczne +3 proc.+ Z drugiej strony, nie ma mowy o wyniku wyborczym na poziomie 80,1 proc. czy choćby zaufaniu do Łukaszenki 66,5 proc. badanych, jakie przyznaje mu ostatni oficjalny sondaż” – mówi Kłysiński.

 

10 lutego białoruskie władze opublikowały wyniki „wielkiego badania opinii publicznej”, w którym zaufanie do Łukaszenki miało zadeklarować 66,5 proc. badanych (a 75 proc. – w badaniu telefonicznym). Wykonał je zbliżony do władz ośrodek Ecoom, który Kłysiński określa jako „typowe gongo” (czyli prorządowa organizacja pozarządowa).

 

„Łukaszenka zadziałał w typowym dla siebie, prostym i pozbawionym finezji oraz wyczucia, stylu. Trzeba przekonać ludzi, że mnie popierają? Pokażmy im sondaż” – mówi Kłysiński. „Oficjalna socjologia na Białorusi działa mniej więcej jak w polskim filmie +Obywatel Piszczyk+. Rzeczony Jan Piszczyk pyta w nim szefa OBOP: Jaki procent, Zdzisiu, uznałbyś za zadowalający? I przynosi taki sondaż, jaki jest potrzebny” – mówi ekspert.

 

„Nie zdziwiłbym się, gdyby ten sondaż w ogóle nie był przeprowadzony. Podobnie możliwe jest, że głosów w wyborach prezydenckich nawet nikt nie policzył” – dodaje Kłysiński.

Na Białorusi zabronione jest przeprowadzanie badań bez zgody władz – sondażownie muszą mieć licencję, a socjologiczna „samowolka” traktowana jest jako wykroczenie, karane grzywną. Mimo to na Białorusi są przeprowadzane niezależne badania, właśnie takie jak te zamówione przez OSW czy Chatham House.

 

„Pamiętajmy jednak, że w tym kraju mamy obecnie nie po prostu autorytaryzm, a +autorytaryzm nadzwyczajny+. A to oznacza, że ludzie się pewnych pytań po prostu boją” – ocenia Kłysiński.

 

„Mamy więc sytuację, w której sondaże, a także wybory, są przeprowadzone dla jednego człowieka. On sam żyje w bańce informacyjnej i to jest ogromne zagrożenie” – uważa ekspert.

Jego zdaniem masowe protesty przeciwko sfałszowaniu wyborów świadczą o „ogromnej przepaści” pomiędzy wyobrażeniem władzy o sytuacji w kraju a rzeczywistością. „To grozi tragicznymi konsekwencjami” – uważa analityk.

 

„W tym systemie każdy próbuje przetrwać, zakładając, że jeśli się nie wychyli, zaspokoi oczekiwania swoich przełożonych, by ci mogli zrobić to samo wobec swoich szefów – to jakoś to będzie. Dlatego też prawdopodobnie nikt nie odważyłby się przynieść na biurko Alaksandra Łukaszenki wyników wyborów, w których dostał mniej głosów niż oczekiwał” – tłumaczy analityk, wskazując przy tym, że system ten jest coraz mniej stabilny, a w administracji narasta kryzys kadrowy.

 

„To, że w +oficjalnym sondażu+ Łukaszenka dostał mniej niż w czasie wyborów było nieudolną próbą załagodzenia sytuacji z wyborów, która przyczyniła się do wybuchu protestów” – mówi ekspert.

Sam Łukaszenka przyznawał, że na wyborach być może któryś z urzędników dodał mu parę procent, ale przecież „nie da się dopisać 80 proc.”

 

Kłysiński wskazuje, że z badania OSW wynika, iż państwowa propaganda, oskarżająca Zachód, a szczególnie Polskę i Litwę, o spisek przeciwko Białorusi nie jest dla respondentów przekonująca.

 

„Nasze badanie było poświęcone przede wszystkim sprawom zagranicznym, sympatiom do innych krajów i narodowości. Pomimo trwającej od sierpnia antypolskiej i antyzachodniej kampanii propagandowej w mediach oficjalnych, pozytywnie i raczej pozytywnie ocenia Polskę – 63,5 proc. badanych, a Polaków – 82,9 proc.” – podkreśla Kłysiński. Polska jest na trzecim miejscu (po Rosji i Niemcach) wśród pozytywnie ocenianych krajów, a na czwartym – wśród narodowości (wyprzedzają nas Rosjanie, Ukraińcy i Niemcy).

 

Z badania wynika, że pomimo wsparcia okazanemu Łukaszence przez Rosję na tle kryzysu politycznego i obietnicy pomocy w ewentualnym tłumieniu protestów, Białorusini wciąż oceniają wschodniego sąsiada bardzo pozytywnie i Rosja stoi na czele rankingu. Kraj ten pozytywnie ocenia 86,7 proc. badanych, a jego mieszkańców – 96,2 proc. Świetne notowania ma również Władimir Putin (60,2 proc.). Za „bezprecedensowo wysoki” eksperci OSW uznali jednak odsetek badanych, którzy widzą ryzyko zagrożenia ze strony Rosji dla białoruskiej integralności terytorialnej (42,8 proc.).

 

„Bardzo ciekawa była odpowiedź na pytanie o to, do jakiego dziedzictwa historycznego powinna się odwoływać Białoruś. Znacznie więcej ludzi uważa, że do tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego (39,7 proc.) niż do Związku Radzieckiego (28 proc.) – wskazuje Kłysiński.

 

Justyna Prus (PAP)

 

just/ jar/