9.3 C
Chicago
środa, 7 maja, 2025
Strona główna Blog Strona 1019

Włosi już dostali odszkodowania za II wojnę światową w ramach KPO

0

Poprzedni włoski rząd Mario Draghiego stworzył w ramach KPO fundusz w wysokości 55 mln euro z przeznaczeniem na odszkodowania dla byłych więźniów niemieckich obozów i ich rodzin. Wykluczono z niego ofiary holokaustu, którym już wcześniej wypłacono zadośćuczynienie. Od lat odszkodowań od Niemiec za ich zbrodnie domagały się we Włoszech rodziny ofiar niemieckich egzekucji z czasów II wojny światowej. KPO Włochom zaczęto wypłacać w 2022 roku.

 

Ostatnio z takim wnioskiem wystąpiły między innymi rodziny 43 Włochów, wywiezionych do Niemiec żądając odszkodowań za uwięzienie i roboty w Trzeciej Rzeszy.

 

Włoskie media przypomniały w tym kontekście, że w 1961 roku Niemcy otrzymały gwarancję immunitetu w przypadku roszczeń za straty wyrządzone we Włoszech podczas II wojny światowej. Zawarte wówczas porozumienie działało przez dekady, do roku 2020, kiedy Trybunał Konstytucyjny w Rzymie orzekł, że immunitet jest ważny w relacjach między dwoma państwami, ale nie można odmówić obywatelowi prawa do przedstawienia swoich roszczeń innemu krajowi.

 

Dziennik „Corriere della Sera” podkreśla, że to orzeczenie nie spodobało się w Berlinie, więc niemiecki rząd sam wystąpił do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości przeciwko Włochom, przywołując porozumienie z 1961 r.

 

Włosi chcą uniknąć eskalacji w tym dyplomatycznym sporze. Dlatego poprzedni rząd Mario Draghiego stworzył w ramach KPO fundusz w wysokości 55 mln euro z przeznaczeniem na odszkodowania dla byłych więźniów niemieckich obozów i ich rodzin. Wykluczono z niego ofiary holokaustu, którym już wcześniej wypłacono zadośćuczynienie.

 

Zadośćuczynienie to akt sprawiedliwości. Niemcy nie zapłacą, to prawda. Ale także na Włoszech spoczywa wielka odpowiedzialność za to, co się stało – podkreślił adwokat Francesco Lanaro, który reprezentuje pokrzywdzone rodziny 43 wywiezionych Włochów.

 

(PAP)

Polska 2050 domaga się informacji premiera o polityce cenowej PKN Orlen

0

Polska 2050 domaga się przedstawienia przez premiera Mateusza Morawieckiego na najbliższym posiedzeniu Sejmu informacji na temat polityki cenowej PKN Orlen – poinformowali politycy ugrupowania. Wniosek o uzupełnienie porządku obrad koło Polski 2050 zamierza złożyć jeszcze w poniedziałek.

Przewodnicząca koła Polski2050 Hanna Gill-Piątek oraz senator Jacek Bury oświadczyli, że na najbliższym posiedzeniu Sejmu, które rozpoczyna się w środę, ugrupowanie chce usłyszeć od premiera informacje wyjaśniające, dlaczego ceny paliwa na stacjach PKN Orlen były zawyżane.

 

„Pan premier był niejako wspólnikiem w tej zbójeckiej spółce” – powiedziała Gill-Piątek. Według niej w tej chwili spółka PKN Orlen pozbawiona jest kontroli, a prezes Daniel Obajtek „uważa się za wyjętego spod prawa”. Dodała, że prezes PKN Orlen nie chce dopuścić kontrolerów NIK do przeprowadzenia kontroli wyjaśniającej politykę cenową spółki, ponieważ „zasłania się” czterema opiniami prawnymi.

 

Posłanka zaznaczyła, że Polska 2050 wystąpiła o udostępnienie tych opinii i wyraził nadzieję, że prezes PKN Orlen je pokaże. „Nie może być tak, że spółka, która (…) jest monopolistą jeżeli chodzi o hurtowy rynek paliw, a więc ma kluczowy wpływ na kształtowanie cen na stacjach benzynowych, że taka spółka w tej chwili jest pozbawiona kontroli, jest państwem w państwie i nie można wyjaśnić w sposób legalny w jaki sposób dochodziło do zawyżania cen” – powiedziała.

 

Senator Bury stwierdził, że „Orlen do spółki z PiS okradali” Polaków przez kilka ostatnich miesięcy ubiegłego roku. Pokazał również dane obrazujące ceny oleju napędowego Europie w tym czasie i powiedział, że Polska „miała jedne z najwyższych cen hurtowych oleju napędowego w całej Europie”.

 

Jego zdaniem, to nie przypadek tylko świadoma polityka Orlenu i PiS. Podkreślił, że ceny paliwa na stacjach Orlen były zawyżane o złotówkę, albo nawet więcej na litrze, a pieniądze zamiast zostać w portfelach Polaków, trafiły do kieszeni Orlenu. Dodał, że z działań Orlenu trzeba wyciągnąć konsekwencje, ponieważ doprowadziły do wzrostu inflacji, a także do „zubożenia polskiego społeczeństwa” oraz „ograbienia polskich przedsiębiorców i samorządów”.

 

Od 1 stycznia wzrosła akcyza i opłata paliwowa (odpowiednio o ok. 14 gr/l benzyny i o 10 gr/l diesla), a stawka podatku VAT powróciła do poziomu sprzed tarczy antyinflacyjnej – 23 proc. z 8 proc. 30 grudnia 2022 r. PKN Orlen obniżył hurtowe ceny paliw o ok. 12 proc. Tego samego dnia obniżki podobnej skali dokonał przejęty przez Saudi Aramco dział hurtowej sprzedaży paliw Lotosu z rafinerii w Gdańsku. Według polityków opozycji, wcześniej PKN Orlen zawyżał ceny paliw, tak by po Nowym Roku przy wyższej stawce VAT obniżyć ceny hurtowe paliw i w efekcie ceny na stacjach nie wzrosły.

 

Według posłanki Gill-Piątek, rząd „zasłania się, że koniec tarczy antyinflacyjnej spowodowany był jakoby orzeczeniem UE”. „Nieprawda. Dostaliśmy pismo, na które można było odpisać, to nie był żaden nakaz. To, że tarcza antyinflacyjna się skończyła jest tylko i wyłącznie decyzją PiS-u” – dodała.

 

Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wszczął w ubiegłym tygodniu postępowanie wyjaśniające ws. cen rynkowych paliw. Urząd wystąpił o informacje do PKN Orlen, jako „podmiotu posiadającego największy udział w rynku”, w kolejnych tygodniach będzie występować o to samo do podmiotów mniejszych. Tryb postępowania daje dostęp do bardziej wiarygodnych informacji, postępowanie, które toczy się w sprawie, a nie przeciwko – potrwa prawdopodobnie kilkanaście tygodni, wtedy UOKiK będzie decydować o dalszych krokach – poinformował prezes Urzędu Tomasz Chróstny.

 

Prezes spółki Daniel Obajtek podkreślił w ubiegłym tygodniu, że PKN Orlen to koncern multienergetyczny, który stabilizuje ceny paliw w kraju. Jak zaznaczył, gdyby koncern nie komunikował, że postara się utrzymać ceny przy podwyżce VAT, na rynku mogłaby wybuchnąć panika. „Zbudowaliśmy koncern, który może stabilizować ceny. (…) Koncern prowadzi odpowiedzialną politykę dla dobra Polaków” – powiedział szef Orlenu.

 

Jak przekazał PAP PKN Orlen, spółka współpracuje ze wszystkimi organami, w tym UOKiK, w ramach właściwych kompetencji takich organów oraz obowiązujących przepisów prawa. Koncern zadeklarował, że będzie współpracować z Prezesem UOKiK i udzieli w wymaganym zakresie wszelkich niezbędnych informacji oraz wyjaśnień. Spółka oświadczyła, że w swoich decyzjach i działaniach zawsze kieruje się obowiązującymi regulacjami prawnymi, a także dbałością o interes klientów i stabilność rynku paliw.(PAP)

 

Autor: Daria Kania

Klich: Byliście okłamywani przez rząd i szefostwo Orlenu, że paliwa w Polsce są najtańsze. Są jednymi z najdroższych w Unii Europejskiej

0

Paliwa w Polsce są jednymi z najdroższych w Unii Europejskiej – przekonywał w poniedziałek w Krakowie senator KO Bogdan Klich. Poinformował, że parlamentarzyści PO domagają się odwołania Daniela Obajtka z funkcji prezesa PKN Orlen.

 

„Byliście okłamywani przez rząd i szefostwo Orlenu, że paliwa w Polsce są najtańsze. Paliwa w Polsce są jednymi z najdroższych w skali całej Unii Europejskiej” – mówił Klich na konferencji prasowej parlamentarzystów tego ugrupowania, zorganizowanej w poniedziałek w Krakowie.

 

Dodał, że Polska „jest na piątym miejscu w UE, jeżeli chodzi o siłę nabywczą naszych portfeli przeznaczaną na paliwa”. „Jeżeli chodzi o siłę nabywczą polskiej złotówki, to paliwa w Polsce są piąte pod względem ceny w skali całej UE” – powiedział senator.

Jak poinformował, parlamentarzyści PO domagają się odwołania Daniela Obajtka z funkcji prezesa Orlenu oraz odwołania przez premiera Mateusza Morawieckiego ze stanowisk osób, które są odpowiedzialne za nadzór Orlenu. Politycy opozycji czekają też na wyniki działań ze strony Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów – prezes UOKiK wszczął 4 stycznia postępowanie wyjaśniające ws. cen rynkowych paliw.

 

Zdaniem Klicha rządzący mieliby na uwadze dobro obywateli, a nie interes partyjny, wtedy, kiedy obniżyliby ceny paliw w momencie, gdy te ceny spadały na rynkach międzynarodowych.

 

Poseł Aleksander Miszalski (KO) odniósł się do konferencji polityków PiS, zorganizowanych 4 stycznia w całym kraju. Według niego przedstawiciele PiS podawali wówczas nieprawdziwe informacje. „Powiedzieli, że Orlen jako państwowa spółka działa w interesie obywateli, stabilizuje ceny, żeby nie było szoku cenowego; że ceny paliw są najniższe w Europie (…). Prawdzie zdanie wypowiedział chyba pan poseł Sławomir Skwarek – powiedział, że +Orlen nie jest instytucją charytatywną+” – mówił Miszalski.

 

Stwierdził, że w ubiegłym roku obniżenie VAT-u powinno spowodować spadek cen. Jego zdaniem szczególnie ucierpieli wówczas przedsiębiorcy, którzy nie mogli odliczyć sobie tego VAT-u. „Jak widzimy po ostatnich działaniach cena nie spadła, ponieważ powinna była spaść dużo wcześniej” – mówił poseł. „Ceny hurtowe były w Polsce w listopadzie i grudniu za ropę najwyższe, oprócz Szwecji” – dodał.

 

Miszalski przywołał także wyliczenia posła Michała Krawczyka (KO) według których przeciętnie Polak, który posiada samochód, miesięcznie przejeżdża ok. 1 tys. km, czyli spala ok. 80 litrów paliwa. „Przy tej cenie, którą Orlen zawyżał przez ostatnie 11 miesięcy, jakieś 80 groszy na litrze benzyny, w kieszeni każdego Polaka, który jeździ samochodem, pozostałoby 700 zł. To jest tak skala rozboju, którą Orlen dokonał na kieszeni Polaków w dobie inflacji, drożyzny” – powiedział Miszalski.

 

Poseł Marek Sowa (KO) mówił, że na ubiegłorocznych cenach paliwa szczególnie ucierpieli przedsiębiorcy, zwłaszcza w firmach logistycznych i transportowych, oraz samorządy organizujące transport zbiorowy. „Marże Orlenu w 2022 r. były nieporównywalne z marżami na żadnych rynkach światowych” – ocenił Sowa.

 

3 stycznia rzecznik PO Jan Grabiec poinformował, że KO będzie domagać się wyjaśnienia zawyżania cen paliw przez PKN Orlen przed 1 stycznia, by po Nowym Roku ceny te nie wzrosły. Jak mówił Grabiec, między 31 grudnia a 1 stycznia – pomimo podwyższenia od 2023 r. z 8 do 23 proc. stawki podatku VAT na paliwa – cena nie uległa zmianie, a nawet gdzieniegdzie spadła. „To oznacza, że wcześniej płaciliśmy kilkanaście procent więcej niż musieliśmy płacić” – ocenił rzecznik PO.

 

W odpowiedzi na to politycy PiS 4 stycznia zorganizowali serię konferencji prasowych w całym kraju. Jak przekonywali, ceny paliw w Polsce są wśród najniższych w Europie, natomiast za czasów rządów PO prowadzona była bardzo niebezpieczna polityka w zakresie energetyki. Rzecznik PiS Rafał Bochenek zaapelował na konferencji w Krakowie do polityków PO, aby „kibicowali Polakom, a nie drożyźnie”. Radny tego miasta i rzecznik partii w Małopolsce Michał Drewnicki podkreślał zaś, że prawdę o sytuacji pokazują statystyki, według których w 2012 r. za najniższą krajową można było kupić 263 litry benzyny, a dzisiaj za najniższą krajową można kupić 460 litrów, czyli niemal dwukrotnie więcej. Jak zaznaczał Drewnicki, Orlenowi, polskiemu rządowi udało się zapewnić ciągłość dostępności paliwa, a to, że ceny nie zmieniły się po powrocie do stawki VAT, to „dobra informacja”.

 

Od 1 stycznia wzrosła akcyza i opłata paliwowa (odpowiednio o ok. 14 gr/l benzyny i o 10 gr/l diesla), a stawka podatku VAT powróciła do poziomu sprzed tarczy antyinflacyjnej – 23 proc. z 8 proc. 30 grudnia 2022 r. PKN Orlen obniżył hurtowe ceny paliw o ok. 12 proc. Tego samego dnia obniżki podobnej skali dokonał przejęty przez Saudi Aramco dział hurtowej sprzedaży paliw Lotosu z rafinerii w Gdańsku. Według polityków opozycji, wcześniej PKN Orlen zawyżał ceny paliw, tak by po Nowym Roku przy wyższej stawce VAT obniżyć ceny hurtowe paliw i w efekcie ceny na stacjach nie wzrosły.

 

Daniel Obajtek oświadczył 3 stycznia, że PKN Orlen to koncern multienergetyczny, który stabilizuje ceny paliw w kraju. Jak zaznaczył, gdyby koncern nie komunikował, że postara się utrzymać ceny mimo podwyżki VAT od 1 stycznia, na rynku mogłaby wybuchnąć panika. Podkreślił też, że regulowanie cen paliw doprowadziłoby do ich braku, np. z tego powodu, że ustałby import.

 

Jak przekazał PAP PKN Orlen, spółka współpracuje ze wszystkimi organami, w tym z UOKiK, w ramach właściwych kompetencji takich organów oraz obowiązujących przepisów prawa. Koncern oświadczył również również, że w swoich decyzjach i działaniach zawsze kieruje się obowiązującymi regulacjami prawnymi, a także dbałością o interes klientów i stabilność rynku paliw.(PAP)

 

autor: Beata Kołodziej

 

Posłowie KO ws. PKN Orlen: Państwo bezkrytycznie zgodziło się na zbudowanie monopolu

Państwo bezkrytycznie zgodziło się na zbudowanie monopolu, mówi się o multienergetycznym koncernie, ale przed nami raczej multinaciąganie konsumentów w wielu różnych obszarach; PKN Orlen udaje, że jest spółką niezależną od rządu – ocenili posłowie KO Tadeusz Aziewicz i Agnieszka Pomaska.

Na zorganizowanej w poniedziałek w Gdańsku konferencji prasowej, poseł Aziewicz stwierdził, że ostatnie doświadczenia w kwestii zachowania PKN Orlen pokazują, że można rozmawiać w Polsce o sytuacji, w której ceny paliw ustala monopolista, nie licząc się z konkurencyjnym rynkiem.

 

„Orlen sam potwierdził, że świadomie utrzymywał wysokie ceny, chociaż koszty surowców na światowych rynkach spadały. Drenując polskiego konsumenta, tłumaczy się celami innymi niż cele gospodarcze, które powinny przyświecać spółce prawa handlowego. Jeżeli Orlen może takie rzeczy robić, nie bojąc się konkurencyjnego rynku, oznacza to, że mamy w Polsce poziom zmonopolizowania, który powoduje potężny niepokój, jeżeli chodzi o ochronę konsumenta” – mówił.

 

„Mam wrażenie, że państwo bezkrytycznie zgodziło się na zbudowanie monopolu. Mówi się o multienergetycznym koncernie, natomiast mam wrażenie, że przed nami multinaciąganie konsumentów w wielu różnych obszarach” – dodał Aziewicz.

 

Posłowie zaprezentowali także stronę internetową aferaorlenu.pl. „To jest strona, na której można wyliczyć orientacyjne straty wynikające z tego, że PKN Orlen zawyżał marże na paliwa w Polsce i to PKN Orlen sprawił, że Polacy płacili na polskich stacjach benzynowych więcej niż powinni” – mówiła posłanka Pomaska.

 

Dodała, że hurtowe ceny paliwa w listopadzie i w grudniu w Polsce były jednymi z najwyższych w Europie. „Wyższe ceny hurtowe paliwa miała tylko Szwecja, a przykładowe Czechy miały to paliwo dużo, dużo tańsze. Zresztą ktoś, kto był w jednym z krajów unijnych wie, że rzeczywiście tak było, nie mówiąc już o tym ile tego paliwa można było za przeciętną pensję kupić w Polsce, a ile tego paliwa można było kupić w innych krajach” – powiedziała.

 

Posłanka Pomaska wskazała, że wszystkie decyzje zapadają na szczeblu politycznym. „Mimo, że Orlen udaje, że jest spółką niezależną od rządu, to przecież wszyscy wiemy i zresztą w swoich wypowiedziach sam prezes Jarosław Kaczyński to udowadnia, że spółka PKN Orlen jest mocno politycznie zależna. Nie mamy dzisiaj wątpliwości, że te pieniądze, które Orlen zarabia na Polkach i Polakach na końcu w takiej czy innej formie trafiają do przedstawicieli partii rządzącej” – dodała.

 

Od 1 stycznia wzrosła akcyza i opłata paliwowa (odpowiednio o ok. 14 gr/l benzyny i o 10 gr/l diesla), a stawka podatku VAT powróciła do poziomu sprzed tarczy antyinflacyjnej – 23 proc. z 8 proc. 30 grudnia 2022 r. PKN Orlen obniżył hurtowe ceny paliw o ok. 12 proc. Tego samego dnia obniżki podobnej skali dokonał przejęty przez Saudi Aramco dział hurtowej sprzedaży paliw Lotosu z rafinerii w Gdańsku. Według polityków opozycji, wcześniej PKN Orlen zawyżał ceny paliw, tak by po Nowym Roku przy wyższej stawce VAT obniżyć ceny hurtowe paliw i w efekcie ceny na stacjach nie wzrosły.

 

Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wszczął w ubiegłym tygodniu postępowanie wyjaśniające ws. cen rynkowych paliw. Urząd wystąpił o informacje do PKN Orlen, jako „podmiotu posiadającego największy udział w rynku”, w kolejnych tygodniach będzie występować o to samo do podmiotów mniejszych. Tryb postępowania daje dostęp do bardziej wiarygodnych informacji, postępowanie, które toczy się w sprawie, a nie przeciwko – potrwa prawdopodobnie kilkanaście tygodni, wtedy UOKiK będzie decydować o dalszych krokach – poinformował prezes Urzędu Tomasz Chróstny.

 

Prezes spółki Daniel Obajtek podkreślił w ubiegłym tygodniu, że PKN Orlen to koncern multienergetyczny, który stabilizuje ceny paliw w kraju. Jak zaznaczył, gdyby koncern nie komunikował, że postara się utrzymać ceny przy podwyżce VAT, na rynku mogłaby wybuchnąć panika. „Zbudowaliśmy koncern, który może stabilizować ceny. (…) Koncern prowadzi odpowiedzialną politykę dla dobra Polaków” – powiedział szef Orlenu.

 

Jak przekazał PAP PKN Orlen, spółka współpracuje ze wszystkimi organami, w tym UOKiK, w ramach właściwych kompetencji takich organów oraz obowiązujących przepisów prawa. Koncern zadeklarował, że będzie współpracować z Prezesem UOKiK i udzieli w wymaganym zakresie wszelkich niezbędnych informacji oraz wyjaśnień. Spółka oświadczyła, że w swoich decyzjach i działaniach zawsze kieruje się obowiązującymi regulacjami prawnymi, a także dbałością o interes klientów i stabilność rynku paliw. (PAP)

 

autor: Dariusz Sokolnik

 

dsok/ mok/

Przejechał na czerwonych światłach i wysłał 5 osób do szpitala. Policja ukarała go tylko mandatem

0

Pięć osób zostało rannych po tym jak mężczyzna przejechał na czerwonych światłach w chicagowskiej dzielnicy Rogers Park. Do wypadku doszło w niedzielę około 6:20 wieczorem przy 1900 West Touhy Avenue.

 

Z informacji podanych przez policję wynika, że 28-latek jadący na wschód West Touhy Avenue, zajechał drogę Volvo, a następnie przejechał na czerwonym świetle i uderzył w Volkswagena jadącego na południe ulicą Clark.

Do szpitali zabrano pięć osób. Stan dwóch lekarze określili jako krytyczny. Kierowca, który doprowadził do wypadku został ukarany mandatem za niezatrzymanie się na czerwonym świetle. W sprawie prowadzone jest postępowanie wyjaśniające.

 

BK

W 2022 roku w Illinois zanotowano rekordową sprzedaż marihuany

0

W 2022 roku w Illinois sprzedano rekordową ilość marihuany. W sumie nabyto ją na kwotę 1.5 miliarda dolarów.

 

W porównaniu do 2021 roku sprzedaż marihuany w naszym stanie wzrosła o 12 procent i aż o 131 procent do 2020 roku. W Illinois działa obecnie 113 placówek sprzedaży marihuany tzw. dispensaries. 

Przypomnijmy, że 1 stycznia 2020 w Illinois zalegalizowano sprzedaż i posiadanie marihuany rekreacyjnej. Wcześniej wprowadzono program zgodnie z którym marihuana dostępna była wyłącznie do celów medycznych.

 

BK

Od przyszłego roku mogą wzrosnąć rachunki klientów People Gas

0

W 2024 roku mogą wzrosnąć rachunki za gaz klientów Peoples Gas w Chicago. Podwyżka musi jeszcze zostać zatwierdzona przez organy regulacyjne Illinois.

 

Dostawca energii poinformował w piątek, że złożył wniosek o podwyżkę stawek w Illinois Commerce Commission – jest to pierwszy wniosek o podwyżkę stawek od 2014 roku, ale również największy w historii People’s Gas. Organizacja Illinois PIRG twierdzi, że podwyżka o 402 mln dol. podniosłaby rachunek przeciętnego klienta o około 12 dol. miesięcznie.

Jednak People’s Gas utrzymuje, że rachunki klientów pozostaną w dużej mierze bez zmian, twierdząc, że ceny gazu ziemnego będą spadać zarówno w 2023, jak i 2024 roku. Firma twierdzi również, że zmiana jest konieczna, ponieważ obecne przepisy regulacyjne stosowane w Illinois dotyczące nadzoru nad przedsiębiorstwami użyteczności publicznej wygasają z końcem 2023 roku.

Obrońcy praw konsumenta z Illinois PIRG winią za zapowiadaną podwyżkę nieudany programem wymiany rur Peoples Gas. Zwrócili uwagę, że odkąd w 2018 roku zaczęto składać raporty na temat tego programu budżet na jego realizację zwiększono z 2 do 11 miliardów dolarów.

 

BK

Kolejki do ładowarek będą coraz dłuższe

0

Na jeden ogólnodostępny punkt ładowania przypada w Polsce już 11,8 auta z wtyczką i mimo rozwoju sieci sytuacja szybko się pogarsza. Unia wyznaczyła ambitne cele, których nie osiągniemy bez zmiany prawa – pisze w poniedziałek „Puls Biznesu”.

Jak podaje „PB”, pod koniec listopada 2022 r. w Polsce funkcjonowało 2527 ogólnodostępnych stacji ładowania pojazdów elektrycznych (4913 punktów). 29 proc. stanowiły szybkie stacje ładowania prądem stałym (DC), a 71 proc. – wolne ładowarki prądu przemiennego (AC) o mocy mniejszej lub równej 22 kW.

 

„Miedzy styczniem a końcem listopada przybyło 595 ogólnodostępnych stacji (w całym 2022 r. prawdopodobnie ponad 600). Tempo jest imponujące, przybyło jednak tylko 141 szybkich ładowarek DC – niewiele więcej niż w 2021 r. (135) i sporo mniej niż w 2020 r. (164)” – czytamy.

 

„Puls Biznesu” zauważa, że rozwój sieci szybkich stacji nie nabiera tempa mimo funkcjonowania systemu dofinansowania i coraz większego zaangażowania dużych operatorów. „Flota elektryków powiększa się znacznie szybciej” – pisze „PB”. (PAP)

 

mchom/ mark/

Bortniczuk: Szykuje się rekordowy budżet dla polskiego sportu (wywiad)

0

„Projekt budżetu 2023 spięliśmy kwotą ponad dwa razy większą niż w roku 2022 – 3,5 mld zł. Nie wiem, czy w historii III RP jakikolwiek resort osiągnął tak znaczący, w ujęciu procentowym, wzrost swojego budżetu” – powiedział PAP minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk.

PAP: Którzy polscy sportowcy zasługują na wymienienie ich w pierwszej kolejności za osiągnięte sukcesy w roku 2022?

 

Kamil Bortniczuk: Rakieta numer 1 światowego tenisa Iga Świątek, wicemistrzowie świata w siatkówce, po bardzo dobrym turnieju, a dodałbym też czwarte miejsce koszykarzy na Eurobaskecie. Długo można wymieniać tę listę. Dlatego warto podać tych, którzy nie zawodzą. Do nich zaliczam polskich kajakarzy, wioślarzy, pływaków. W podnoszeniu ciężarów, zapasach też mieliśmy sukcesy, zarówno w grupach seniorskich, jak i młodzieżowych. To był dobry rok dla polskiego sportu.

 

PAP: Organizowaliśmy też wiele imprez rangi mistrzowskiej…

 

K.B.: To był rekordowy pod tym względem rok w historii polskiego sportu. Zorganizowaliśmy ponad 70 imprez. W każdym miesiącu 2022 roku odbywało się co najmniej sześć imprez rangi mistrzostw świata, mistrzostw Europy czy Pucharu Świata. To jest dowód na to, że jako kraj jesteśmy postrzegani jako absolutnie wiarygodny i sprawdzony partner w realizacji tego typu wydarzeń. Przed nami mistrzostwa świata piłkarzy ręcznych, które organizujemy razem ze Szwecją. W połowie roku czeka nas największa impreza świata 2023, czyli Igrzyska Europejskie. Jestem przekonany, że wyniesiemy ją na zupełnie inny poziom, zarówno sportowy, jak i organizacyjny. To pierwsze gwarantuje ranga zawodów, które w różnych dyscyplinach będą albo mistrzostwami Europy, albo będą mieć status kwalifikacji olimpijskich.

 

PAP: Z osobistych dokonań z czego jest pan szczególnie dumny?

 

K.B.: W kategoriach sukcesów należy mówić o budżecie, który udało się nam zbudować. Przejmowałem ministerstwo w październiku 2021 już z projektem budżetu na rok 2022 w wysokości 1,7 mld zł. Dzięki działaniom, które podjęliśmy, dzięki współpracy z premierem Mateuszem Morawieckim, dzięki skutecznemu sięganiu do rezerwy budżetowej, udało się nam rok zamknąć wynikiem o 700 mln zł większym. Projekt budżetu 2023 dla sportu spięliśmy kwotą jeszcze większą, ponad dwa razy większą niż w roku 2022 – 3,5 mld zł. Nie wiem, czy w historii III RP jakikolwiek resort osiągnął tak znaczący, w ujęciu procentowym, wzrost swojego budżetu.

 

– Do tego dodałbym też kwestie dyplomacji sportowej. Po pierwsze wynika to z refleksu i zrozumienia złożoności sytuacji oraz charakteru Federacji Rosyjskiej z naszej polskiej perspektywy i z naszych doświadczeń historycznych. To pozwoliło nam na bardzo skuteczne objęcie tego kraju sankcjami sportowymi. Obok Wielkiej Brytanii byliśmy jednym z dwóch liderów w tej sprawie.

 

PAP: Czy związki sportowe w sportach nieolimpijskich, które nierzadko wysyłają swoich zawodników za własne pieniądze, mogą liczyć na większe wsparcie przy tym rekordowym budżecie?

 

K.B.: Na pewno będą mogły liczyć na wzrost dotacji. Nie będę jednak ukrywał, że dla nas priorytetem z perspektywy interesu publicznego jest wspieranie sportów olimpijskich. Igrzyska olimpijskie są tymi zawodami, które rozbudzają największe emocje wśród kibiców.

 

PAP: Sprawa premii dla polskich piłkarzy występujących na mundialu wzbudziła duże emocje. Może trzeba usystematyzować tę kwestię?

 

K.B.: W ministerstwie sportu i turystyki jest to usystematyzowane. Z przepisów prawa wynika regulamin przyznawania nagród za osiągane wyniki na arenie międzynarodowej. One należą się za miejsca na podium albo miejsca punktowane 1-8. Nie ma tam mowy o miejscach 1-16. To leży w gestii premiera RP, który dysponuje swoją rezerwą budżetową. To zostało wykorzystane w przypadku siatkarzy, który jednak wywalczyli wicemistrzostwo świata. Dodam, żeby było jasne, występ w Katarze należy uznać za sukces, biorąc pod uwagę starty reprezentacji Polski w poprzednich 36 latach na mundialach.

 

PAP: Kilka dni temu minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba zaprosił do zbombardowanego lodowiska w Donbasie tych polityków, którzy chcą znieść zakaz startów rosyjskich i białoruskich sportowców. To dobry pomysł?

 

K.B.: Myślę, że ten argument zaproponowany przez ukraińskiego ministra w kontekście tego, że postrzeganie wojny jest inne w różnych krajach, zwłaszcza tych znacznie oddalonych od linii frontu, jest dobry. Być może pierwsze emocje wywołane obrazkami z rosyjskimi czołgami wjeżdżającymi na teren Ukrainy, pierwszymi ofiarami wojny, zaczynają już przemijać. Każdy pomysł, aby to zmienić jest dobry.

 

Rozmawiał: Marek Skorupski (PAP)

 

mask/ pp/

Książę Harry: Relacje z tabloidami jak chodzenie do łózka z diabłem

0

Brytyjski książę Harry w wyemitowanym w niedzielę wieczorem wywiadzie zarzucił niektórym członkom rodziny królewskiej, że ich relacje z prasą tabloidową są jak „pójście do łóżka z diabłem”. Przyznał też, że jego żona Meghan od początku nie dogadywała się z jego bratem Williamem i jego żoną Kate.

Obszerny wywiad udzielony stacji ITV był związany z zapowiedzianą na wtorek publikacją pamiętników Harry’ego, zatytułowanych „Spare” (zapasowy). Choć jak wynika z przecieków, w książce ponownie stawia on szereg zarzutów pozostałym członkom rodziny królewskiej, w tym zwłaszcza starszemu bratu, w wywiadzie książę Harry zapewniał, że nie miał żadnego zamiaru zaszkodzić swojemu ojcu, Karolowi III i bratu, ani też ich zranić.

 

„Kocham mojego ojca. Kocham mojego brata. Kocham moją rodzinę. Nic z tego, co zrobiłem w tej książce lub w inny sposób, nigdy nie było z jakąkolwiek intencją, aby ich skrzywdzić lub zranić” – powiedział Harry.

 

Twierdził, że chce pojednania z rodziną, ale „musi istnieć jakaś odpowiedzialność”. „Myślę, że jest prawdopodobnie wiele osób, które po obejrzeniu dokumentu (chodzi o zaprezentowany w grudniu sześcioodcinkowy serial Netflixa – PAP) i przeczytaniu książki, powiedzą: +Jak mógłbyś kiedykolwiek wybaczyć swojej rodzinie to, co zrobili?+ Ludzie już mi to mówili. Powiedziałem, że przebaczenie jest w 100 proc. możliwe, ponieważ chciałbym odzyskać mojego ojca. Chciałbym mieć z powrotem mojego brata” – mówił młodszy syn Karola III.

 

Dodał jednak: „W tej chwili nie poznaję ich, tak samo jak oni prawdopodobnie nie poznają mnie”.

 

Harry wyjaśniał, że książka jest odpowiedzią na „wiele, wiele lat kłamstw opowiadanych o mnie i mojej rodzinie”. Przewijającym się przez cały wywiad wątkiem była rola brytyjskich tabloidów. Zarzucił niektórym członkom rodziny królewskiej – nie wskazując jednak, o kogo mu chodzi – że weszli w zbyt bliskie relacje z tabloidami.

 

„Ci niektórzy członkowie postanowili pójść do łóżka z diabłem, prawda? – aby zrehabilitować swój wizerunek. Jeśli musisz to zrobić, albo chcesz to zrobić, wybierasz to – cóż, to jest wybór. To zależy od ciebie. Ale moment, w którym ta rehabilitacja odbywa się ze szkodą dla innych – mnie, innych członków mojej rodziny – wtedy to jest miejsce, w którym wyznaczam linię” – wyjaśnił.

 

W wywiadzie powtórzył swoje wcześniejsze twierdzenia, że rezygnacja jego i Meghan z pełnienia obowiązków w rodzinie królewskiej i ich przeprowadzka z Wielkiej Brytanii do USA była związana z obawami o ich życie, w szczególności, że może nastąpić tragedia podobna do śmierci matki Williama i Harry’ego, księżnej Diany, która zginęła w wypadku, gdy za jej samochodem jechali paparazzi.

 

Odnosząc się do relacji Meghan z Williamem i Kate, Harry przyznał, że wrażenie, iż niemal pod początku nie dogadywali się, jest słuszne. „Zawsze miałem nadzieję, że nasza czwórka będzie się dogadywać. Ale bardzo szybko stało się to: Meghan kontra Kate. I kiedy to rozgrywa się tak publicznie, nie można przed tym uciec” – wyjaśniał.

 

Przekonywał, że nieprzychylne Meghan tabloidy – podkreślające zwłaszcza to, że jest ona amerykańską aktorką – powodowały powstanie bariery, która nie pozwoliła Williamowi i Kate przyjąć jej w rodzinie.

 

Zapewnił, że jego brat nigdy nie próbował go odwieść od małżeństwa z Meghan, ale bardzo wcześnie zasygnalizował pewne obawy. Jak ujawnił, William powiedział: „To będzie dla ciebie naprawdę trudne”. „Ja do dziś nie rozumiem w pełni, o czym on mówił. Może przewidywał, jaka będzie reakcja brytyjskiej prasy” – wskazał Harry.

 

Wywiad w ITV był pierwszym z czterech udzielonych przez Harry’ego w ramach promocji „Spare”. Jeszcze w niedzielę wieczorem amerykańskiego czasu wyemitowany zostanie wywiad, którego udzielił programowi „60 Minutes” w stacji CBS News. W poniedziałek pojawi się on w programie „Good Morning America” w stacji ABC, a we wtorek w „Late Show” w CBS. Chociaż książka „Spare” w sprzedaży będzie od wtorku, niektóre z ujawnionych tam historii są już znane, gdyż w minionym tygodniu część księgarni w Hiszpanii zaczęła ją omyłkowo sprzedawać przed premierą.

 

 

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

 

bjn/ jm/

Prof. Henryk Domański: Mamy do czynienia z inflacją wyższego wykształcenia, przestaje być ono wyznacznikiem wysokiego statusu społecznego

0

W czasach PRL-u odsetek ludzi z wyższym wykształceniem, którzy obsadzali najwyższe pozycje zawodowe, wynosił 75 proc., dziś ten odsetek nie przekracza 35 proc. Mamy więc do czynienia z inflacją wyższego wykształcenia, przestaje być ono wyznacznikiem wysokiego statusu społecznego – powiedział PAP prof. Henryk Domański, socjolog z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk.

PAP: W kierunku jakiego modelu zmierza społeczeństwo polskie?

 

H.D.: Takiego, jaki występuje w większości krajów zachodnich, trochę anglosaskiego, w stronę utrzymywania się hierarchii społecznej, związanej z poziomem dochodów, zamożnością, tego, ile się samochodów posiada, jaką marką się jeździ. Zmierzamy w kierunku społeczeństwa, w którym podziały społeczne coraz bardziej uzewnętrzniają się w stylu życia: w jaki sposób spędza się wolny czas, jakiego typu rekreację się uprawia, jaki sposób aktywności sportowej się stosuje. Występują tu są wyraźne dystanse kulturowe między specjalistami, właścicielami firm a kategoriami społecznymi lokującymi na niższych szczeblach drabiny stratyfikacyjnej. Omówiliśmy to, tzn. ja, Dariusz Przybysz, Katarzyna Wyrzykowska i Kinga Zawadzka, w książce z 2021 r. pt. „Dystynkcje muzyczne. Stratyfikacja społeczna i gusty muzyczne Polaków”, relacjonując wyniki naszych badań.

 

PAP: Żeby zostać zaliczona do tej wyższej średniej warstwy społecznej, jaki sport powinnam uprawiać, czym się zajmować w wolnym czasie?

 

H.D.: Pływaniem żaglówką albo jazdą konną, grą w golfa, szermierką – wszystkimi tymi przyjemnościami, które są wymagają nakładów finansowych, a więc są trudno dostępne, trzeba mieć wystarczające środki, aby móc sobie na nie pozwolić.

 

PAP: Moje hobby – chodzenie z psami po lesie – już się w to nie wpisuje?

 

H.D.: Nie, teraz każdy kto chce może mieć psa i chodzić z nim sobie po lesie czy parku. Z badań, które przeprowadziliśmy na reprezentacyjnej próbie ogólnopolskiej wynika, że takie formy aktywności nie stratyfikują społeczeństwa polskiego. Interesujące, że, nadal czynnikiem różnicującym jest tenis, mimo jego popularności, tzn. osoby deklarujące granie w tenisa lokują się w hierarchii społecznej stosunkowo wysoko. Dobrze widziane, w sensie ponoszenia statusu, jest deklarowanie w rozmowach ze znajomymi, że się chodzi do restauracji na kolację czy obiad, że je się luksusowe potrawy, jeździ na wczasy za zagranicę – w miejsca egzotyczne, drogie i trudno dostępne. Natomiast bieganie mało kogo nobilituje, ale też nie dyskredytuje.

 

PAP: W jaki sposób różni warstwy społeczne korzystanie z szeroko rozumianej kultury?

 

H.D.: Ma pani na myśli słuchanie muzyki, chodzenie do teatru, czytanie książek?

 

PAP: Tak.

 

H.D.: Pyta pani o różnice związane z kształtowaniem się dystansów społecznych wynikających z pozycji klasowej. Zachowania związane z muzyką są elementem procesu odtwarzania się tych nierówności, podobnie jak kształtuje je czytelnictwo książek, chodzenie do muzeów, rekreacja sportowa, oglądanie filmów, wzory żywieniowe i inne aspekty kultury. Z naszych analiz wynika, że pozycja klasowa w dalszym ciągu różnicuje gusty muzyczne. Kierownicy wyższego szczebla i specjaliści częściej chodzą na koncerty i preferują muzykę poważną, podczas gdy robotnicy i rolnicy gustują raczej w disco polo i charakteryzują się mniejszą aktywnością na polu kultury. Usytuowanie w hierarchii klasowej stosunkowo najsilniej różnicuje praktykowanie „wyższej” kultury, związanej np. z chodzeniem do opery i filharmonii lub zwiedzaniem muzeów. Aktywności te koncentrują się w kategoriach o wyższym statusie, stosunkowo najrzadziej zaś uczestniczą w nich reprezentanci klasy robotniczej i rolnicy. Prawidłowością jest, że hierarchia klasowa najsilniej rysuje się w dziedzinie preferencji dla muzyki poważnej, przy czym niewiele ustępuje im upodobanie do jazzu i rocka. Również i w tym przypadku największymi zwolennikami tych gatunków muzyki są osoby o wyższym statusie społecznym, a najmniejszymi robotnicy i chłopi. Odwrotnie kształtują się preferencje dla disco polo, gatunku cieszącego się największym uznaniem osób zajmujących niższe pozycje społeczne. Z kolei poza stratyfikacją klasową lokują się preferencje dla muzyki popularnej i rapu.

 

PAP: Jest jakaś dziedzina w naszym życiu, która nie jest polityką?

 

H.D.: Wszystkie sfery życia są ze sobą jakoś związane, więc angażowanie się w spory polityczne nie jest wyjątkiem. Obfitują w nie nawet spotkania rodzinne. W systemie demokratycznym polityka stała się trwałym ogniwem stosunków społecznych, jest to efekt komercjalizacji i społeczeństwa masowego, tak być chyba musi. Jednym z elementów tego procesu było pojawienie się kategorii celebrytów. Tak nazywani są ludzie zapraszani do telewizji, radia i portali internetowych, widoczni na okładkach kolorowych czasopism i na scenie publicznej, znani i wypowiadający się na różne tematy. Są to głównie reprezentanci szeroko rozumianej kultury: znani aktorzy, piosenkarze, plastycy, sportowcy, dziennikarze, literaci, filmowcy, prezenterzy TV, niektórzy z nich wykonują kilka tych ról naraz. Na obrzeżach tego segmentu sytuują się niektórzy politycy, czasami naukowcy i ludzie biznesu. Przyczynkiem wkładu celebryckości do polityki jest to, że demokratyzuje ona w jakimś stopniu – w sensie metaforycznym rzecz jasna – szanse na pozytywną samoocenę jednostki. Zaistnienie na scenie publicznej, nawet gdyby było ono chwilowe, poprawia samopoczucie, poszerza możliwości samo-ekspresji, odegrania roli bohatera, eksperta. Celebryci cieszą się dużą popularnością, wykreowali nowe wzory zachowań, a wypowiadanie się ich na różne tematy skłania część społeczeństwa do ich naśladowania. Niemniej baza rekrutacyjna do tego segmentu struktury społecznej jest bardzo szeroka, co utrudnia jej konsolidację i powoduje brak spójności wewnętrznej sytuując ją poza strukturą klasową. Z tego punktu widzenia celebryci są w znacznym stopniu efemerydami, wykreowanymi przez media.

 

PAP: Sporo się mówi, ale także robi, w celu wyeliminowania różnic w poziomie życia pomiędzy Polskami A,B,C – etc. Jest także nacisk na odbudowę szkolnictwa zawodowego. Jeśli się oba przedsięwzięcia powiodą, w jaki sposób zmieni to krajobraz społeczny?

 

H.D.: Ukończenie szkół zawodowych lokuje ich absolwentów na poziomie dawnej klasy robotniczej, pracowników fizycznych, co oznacza lokowanie się na niższych szczeblach drabiny społecznej. Z badań prowadzonych nad nierównościami edukacyjnymi we wszystkich krajach, w tym również i w Polsce, jednoznacznie wynika, że szkolnictwo zawodowe pogłębia nierówności społeczne, radykalnie zmniejsza bowiem szanse przechodzenia na wyższe szczeble systemu edukacyjnego, zamykając tym samym możliwości awansu. Podejrzewam, że politycy, którzy przekonują o konieczności rozwoju szkolnictwa zawodowego – zgodnie z rosnącym zapotrzebowaniem na hydraulików, mechaników, elektryków, itd. – nie zdają sobie sprawy, że chociaż może to mieć pozytywne efekty dla gospodarki i potrzeb ludności, to jeszcze bardziej wzmocni podziały klasowe. Było tak w PRL i nie uległo zmianie do dzisiaj.

 

PAP: Z drugiej strony, „produkowanie” w kiepskiej jakości szkołach wielkich ilości magistrów, którzy tak naprawdę niczego nie potrafią, wydaje się mało produktywne dla społeczeństwa.

 

H.D.: Dla społeczeństwa jest to o tyle korzystne, że posiadanie dyplomu magistra związane jest z większym kapitałem kulturowymi, chociażby w postaci przyrostu wiedzy, lepszego rozumienia mechanizmów społecznych, prawidłowości rządzących gospodarką i sprawowaniem władzy. Poprawia to również pozycję Polski w międzynarodowych rankingach, ponieważ jest to jedno z najczęściej stosowanych kryteriów modernizacji i wzrostu gospodarczego. Natomiast z punktu widzenia magistrów negatywnym aspektem jest to, że nadprodukcja wyższego wykształcenia utrudnia skonsumowanie inwestycji finansowych i innych, jakie się na jego uzyskanie ponosi. Prawidłowością występującą w we wszystkich krajach, w tym również i w Polsce jest to, że przyrost kapitału edukacyjnego przewyższa przyrost wysokich pozycji zawodowych, do których aspirują osoby z dyplomem magistra. O ile odsetek osób z wyższym wykształceniem stale się zwiększa, to liczba etatów wymagających wyższego wykształcenia jest ograniczona. Sprzyja to wywoływaniu frustracji i stresów. Wyższe wykształcenie ma więc niższą wartość rynkową, ale system edukacyjny kreuje coraz to nowe wyznaczniki awansu np. w postaci tytułu doktora, ukończenia dodatkowych kursów kwalifikacyjnych czy określonej specjalizacji.

 

PAP: Osoby z dyplomem magistra muszą się z tym pogodzić?

 

H.D.: Raczej tak, bo jeśli mamy dziś ok. 23 proc. ludzi z wyższym wykształceniem, a w młodszych rocznikach jeszcze więcej, to liczba pozycji do obsadzenia w kategorii specjalistów, czy wyższej klasy średniej, oscyluje wokół 12-13 proc. A zatem, luka między poziomem wykształcenia a możnością zajęcia wysokiej pozycji jest spora. O ile w czasach PRL-u odsetek ludzi z wyższym wykształceniem, którzy obsadzali najwyższe pozycje zawodowe, będące odpowiednikiem obecnych specjalistów, wynosił 75 proc. – w 1988 r., jak wynikało to badań, w których uczestniczyłem – to dziś ten odsetek nie przekracza 35 proc. W większości społeczeństw mamy więc do czynienia z inflacją wyższego wykształcenia, co powoduje, że przestaje być ono wyznacznikiem wysokiego statusu społecznego.

 

PAP: No właśnie, czy my w Polsce mamy jeszcze inteligencję? Ostatnio w dyskursie społecznym pojawiła się teza, że nie mamy.

 

H.D.: W takim znaczeniu, jakie inteligencji przypisywano przed wojną, czy jeszcze wcześniej, kiedy się ona rodziła, to oczywiście nie mamy. Była to wtedy kategoria społeczno-zawodowa charakteryzująca się szczególnym stylem życia, aktywnością i postawami, takimi jak: patriotyzm, obrona polskości, edukacja koncentrująca się zwłaszcza na klasach niższych, oraz propagowanie wzorów kultury. Zadaniem inteligencji miało być rozpowszechnianie tych wartości, jako wzoru do naśladowania i do interpretacji rzeczywistości tak, jak rozumieli ją reprezentanci tej klasy społecznej. Od początku lat 1990. próbujemy ustalić, czy inteligencja przekształca się w wyższą klasę średnią. Moja teza jest następująca: dokonuje się przekształcanie „inteligencji” w specjalistów, czyli kategorii nastawionej na podporządkowanie swych strategii życiowych profesjonalizmowi i wymaganiom rynkowym. Mniej prawdopodobne jest przekształcenie się jej w klasę średnią, ponieważ wymagałoby to zasadniczych zmian w funkcjonowaniu systemu społecznego i mentalności Polaków. Zastępowanie etosu inteligencji etosem dostosowanym do racjonalności rynkowej nie jest świadectwem kryzysu, ale modernizacji struktury społecznej. Nie ma też tak bardzo czego żałować, bo tradycyjna inteligencja była grupą społeczną o dużej ekskluzywności i dystansowania się wobec kategorii o niższym statusie, co kontrastuje z otwartymi zasadami rekrutacji do kategorii specjalistów.

 

Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)

 

Autorka: Mira Suchodolska

Mija pół wieku od premiery „Wesela” – filmu Andrzeja Wajdy

0

50 lat temu, 9 stycznia 1973 r. w warszawskim kinie „Moskwa” obyła się uroczysta premiera filmu „Wesele” w reż. Andrzeja Wajdy. „Film pokazał wszystko to, czego nie mógł pokazać teatr” – mówił operator Witold Sobociński.

Dramat napisany przez Stanisława Wyspiańskiego od lat fascynuje polskich reżyserów. Jeszcze przed odzyskaniem niepodległości, na teatralne deski „Wesele” przenosili m.in. Aleksander Zelwerowicz i Juliusz Osterwa, a w międzywojniu Ludwik Solski. Po 1945 r. reżyserowany przez Jana Świderskiego dramat wystawiono z okazji otwarcia Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie (1955). „Wesele” w Teatrze Powszechnym reżyserował Adam Hanuszkiewicz.

 

Jeden z najważniejszych i najbardziej znanych polskich dramatów od lat fascynował również Andrzeja Wajdę. Pierwszy raz wystawił go w 1963 r. na deskach krakowskiego Starego Teatru. Nie był jednak zadowolony z rezultatu. Krytycy zarzucali Wajdzie, że usunął z tekstu całą magię. Nic z wielkiej, półgrafomańskiej, urzekającej poezji „Wesela”. „Nic z magii tekstu. To jest cena, jaką Wajda płaci za radykalność i odkrywczość swojej interpretacji” – pisał krytyk Jan Paweł Gawlik.

 

Wajda po niezbyt udanym spektaklu zaczął myśleć o przeniesieniu akcji dramatu z teatralnych desek na ekran filmowy. Do tego bez wątpienia trudnego zadania zaangażował Andrzeja Kijowskiego, który podjął się pracy nad scenariuszem.

 

„Przed Wajdą, jak przed każdym reżyserem adaptującym dramat sceniczny na ekran, stanąć musiało pytanie: jak, nie naruszając +Wesela+, przełamać w nim jednak teatr, teatralne jedności, teatralne podziały na akty i sceny, teatralną umowność, której film nie znosi? Zadanie to przy +Weselu+ o tyle jest trudniejsze, że bohaterowie mówią tu wierszem i gdyby tak nie mówili, byłaby to obraza wszystkiego, co z tego dramatu wryło się w pamięć współczesnych” – napisał na łamach „Miesięcznika Literackiego” Krzysztof Teodor Toeplitz.

 

Wajda uważał, że kluczem do sukcesu będzie wierność oryginałowi, pomimo to zdecydował się na pewien zabieg – przeniósł mianowicie akcję do izby tanecznej, by toczyła się wśród tłumu tańczących gości. Jak wiadomo, Wyspiański ulokował akcję w pomieszczeniu obok miejsca, w którym toczyło się wesele. Zabieg reżysera nadał akcji więcej dynamizmu.

 

Reżyser zaprosił do współpracy czołówkę polskich aktorów, m.in. Andrzeja Łapickiego (Poeta), Wojciecha Pszoniaka (Dziennikarz, Stańczyk), Franciszka Pieczkę (Błażej Czepiec), Maję Komorowską (Rachela), Marka Walczewskiego (Gospodarz), Marka Perepeczkę (Jasiek), Olgierda Łukaszewicza (Widmo), Emilię Krakowską (Marysia), Mieczysława Voita (Żyd) , Hannę Skarżankę (Klimina), Mieczysława Stoora (Wojtek) i Mieczysława Czechowicza (Ksiądz). Chochołem został Czesław Niemen. W rolach państwa młodych – Daniel Olbrychski i Ewa Ziętek.

 

„Byłem jednym z największych przeciwników pomysłu ekranizacji +Wesela+. Mówiłem Andrzejowi: Jak chcesz, to rób, jak chcesz, to ci zagram, ale to jest błąd. Wiersz w kinie. Przecież to jest napisane dla teatru. Potkniesz się, a my razem z tobą” – powiedział Daniel Olbrychski, cytowany w książce „Wajda. Kronika wypadków filmowych” Bartosza Michalaka.

 

Olbrychski wcielał się wówczas w postać Kmicica w „Potopie” Jerzego Hoffmana. Był mocno zapracowany, co skutkowało brakiem snu. „Gdy tylko przyjeżdżałem na plan +Wesela+, kładli mnie do łóżka, bym przespał chociaż trzy kwadranse. Pewnego razu budzę się raptem i widzę, że leży koło mnie wspaniała dziewczyna – w wieńcach i koralach. Domyśliłem się, że to moja filmowa żona. Obudziliśmy się tak, patrząc na siebie. Wówczas Andrzej Wajda zwrócił się do nas: „O, takie właśnie zdumienie, że jesteśmy razem w łóżku, nieoczekiwanie, mi zagrajcie!” – opowiadał aktor.

 

Filmowa panna młoda, studentka warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, miała niespełna dziewiętnaście lat i dopiero stawiała pierwsze kroki przed kamerą. „Pamiętam, że pomyślałam, jak niezwykłe jest życie. Pół roku wcześniej kochałam się w Danielu Olbrychskim. I nagle, po pół roku, leżałam z nim w łóżku. Co prawda w łóżku filmowym, ale zawsze” – wspomniała Ewa Ziętek w wypowiedzi cytowanej przez Encyklopedię Teatru Polskiego.

 

Do pracy operatorskiej reżyser zaangażował Witolda Sobocińskiego, z którym miał już okazję współpracować przy filmie „Wszystko jest na sprzedaż” (1969). Wajda wiedział, że Sobociński potrafi w wysublimowany sposób malować swoje kadry. Malarstwo było tu słowem kluczem i nawiązaniem do obrazów Wyspiańskiego. Sam Wajda także był malarzem i czerpał z niego inspiracje.

 

„Bardzo długo przygotowywałem się do tego filmu. (…) Zrezygnowaliśmy z osadzenia filmu w podkrakowskiej wsi. Wybraliśmy pejzaż mazowiecki, bardziej secesyjny, nadający filmowi bardziej uniwersalną wymowę” – powiedział Sobociński w książce Michalaka. „O +Weselu+ można mówić bardzo wiele. O filmie +Wesele+, bo +Wesele+ Andrzeja Wajdy jest filmem, a nie sztuką teatralną. Film pokazał wszystko to, czego nie mógł pokazać teatr” – dodał. Zdaniem wielu krytyków, „Wesele” jest szczytowym osiągnięciem operatorskim Sobocińskiego.

 

„To była niezwykła praca. Twórczość zaczynała się już na etapie charakteryzacji, na fotelu przed lustrem. Szukaliśmy twarzy, sprawdzaliśmy, co ta twarz +wytrzyma+, co jeszcze można z nią zrobić” – wspominała Maja Komorowska w rozmowie z Barbarą Osterloff.

 

Premiera odbyła się 9 stycznia 1973 r. w warszawskim kinie „Moskwa”. Goście dostali zaproszenia, wzorowane na prawdziwych zaproszeniach, jakie młodzi wysyłają gościom weselnym. Co ciekawe, dzień wcześniej przeniesiony na ekrany dramat Wyspiańskiego, miał prapremierę w krakowskim Teatrze Słowackiego – tym samym, w którym 72 lata temu miała miejsce teatralna premiera „Wesela”.

 

Tym razem, w odróżnieniu od przedstawienia z 1963 r., praca Wajdy spotkała się z przychylną oceną recenzentów. „Myślę, że klucz do filmowego sukcesu +Wesela+ leży tu: Wajda, ewokując całą jego +arcypolskość+, z wielką siłą uwydatnił rygory tej sztuki, konkretność i bogactwo postaci, precyzję dramaturgicznych szwów, wspaniały rytm rozwijających się sytuacji. Słowem, wydobył z Wyspiańskiego doskonałą konstrukcję dzieła; tylko tą drogą wykreować mógł na ekranie ową autonomiczną rzeczywistość +Wesela+ i jej głębsze znaczenia, a nie tylko nastroje i mgły snujące się po rozśpiewanej chacie” – recenzował na łamach „Kina” krytyk Bolesław Michałek.

 

Wśród nielicznych sceptycznych głosów, znalazła się opublikowana w „Tygodniku Powszechnym” recenzja autorstwa Antoniego Słonimskiego, zdaniem którego: „w krwawym filmie Andrzeja Wajdy dwa są grzechy główne; dwa popełniono tu przestępstwa. Prawdę historyczną zlekceważono, poezję zmasakrowano”. „Sen Wyspiańskiego o Polsce wolnej, żal do współczesnych, ból, sarkazm. Ten porachunek poetycki z własnym pokoleniem Wajda przetłumaczył na język filmu, a raczej na wrzask i bełkot” – pisał Słonimski.

 

„Chochoł śpiewany przez Czesława Niemena. Pomysł świetny! Nie tak dawno jeszcze Niemen lekceważony był jako młodzieżowy idol; Wajda rozpoznał w nim awangardowego muzyka dużej klasy” – zauważył Andrzej Kołodyński w „Filmie”.

 

Bożena Janicka określiła film, jako „halucynogenny”, jej zdaniem „narastająca ekspresja i tempo tego co widzimy na ekranie wciąga widza w krąg swoistego zaczarowania, tego samego, jakiemu ulegają bohaterowie”.

 

Obraz Wajdy doceniła także prasa zagraniczna. „Wspaniały obraz nienasyconego geniusza” – donosił „Le Point”, „utwór, który ściśle odpowiada określeniu arcydzieło” – pisano z kolei na łamach „Positif”. „Jestem przekonany, że tym cudownym filmem Wajda osiągnął szczyt, na który wskazywały drogę jego ostatnie trzy czy cztery filmy. Jesteśmy zaskoczeni i równocześnie szczęśliwi, że przy swoich 47 latach Wajda pozostaje najwybitniejszym polskim reżyserem” – recenzował krytyk Marcel Martin.

 

Na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastian w 1973 r. „Wesele” nagrodzono Srebrną Muszlą. Martin Scorsese (reż. m.in. „Ulic Nędzy”, „Taksówkarza”) uznał film za jedno z arcydzieł polskiej kinematografii.

 

„Wesele jest jednym z nielicznych filmów rzeczywiście kultowych. W czym tkwi jego siła. W obrazie, w przejmującej malarskiej wizji, wykreowanej przez duet Wajda-Sobociński” – ocenił z kolei Wojciech Pszoniak, czyli filmowy Stańczyk i Dziennikarz.

 

„Po wielu latach od premiery filmu spotkałem w Paryżu mistrza amerykańskiego kina, Elię Kazana. Kiedy powiedziałem swoje nazwisko, zapytał mnie: +Czy to pan zrobił film, który dzieje się w ciągu jednej nocy?+ pomyślałem natychmiast, że chodzi o +Popiół i diament+. Okazało się, że miał na myśli +Wesele+: +Kto panu napisał taki dobry scenariusz?+. Byłem szczęśliwy i dumny z tego, że umiałem nadać sztuce teatralnej tak dalece filmowy kształt i że Elia Kazan poznał się tak dobrze na genialności dramaturgii Stanisława Wyspiańskiego” – mówił reżyser.

 

13 grudnia 2010 r. w warszawskim kinie „Kultura” odbył się uroczysty pokaz zrekonstruowanej cyfrowo wersji filmu. „Jestem szczęśliwy, że możemy się spotkać tutaj razem. (…) Przeszliśmy do nieśmiertelności, czy macie tego świadomość?” – powiedział wówczas Wajda. (PAP)

 

autor: Mateusz Wyderka

 

mwd/ pat/

„Atak na demokrację” w Brazylii

0

Prezydent USA Joe Biden skrytykował w niedzielę na Twitterze „atak na demokrację i pokojowe przekazanie władzy w Brazylii” i dodał, że oczekuje na współpracę z nowym prezydentem tego kraju Luizem Inacio Lulą da Silvą.

„Potępiam atak na demokrację i na pokojowe przekazanie władzy w Brazylii. Brazylijskie instytucje demokratyczne mają nasze pełne poparcie a wola narodu brazylijskiego nie może być kwestionowana” – napisał Biden na Twitterze.

 

Wcześniej Biden określił sytuację w Brazylii jako „odrażającą”.

 

Prezydent USA udaje się do stolicy Meksyku, gdzie weźmie udział w rozpoczynającym się w poniedziałek szczycie państw Ameryki Północnej. (PAP)

 

Brazylia/ Policja przejęła kontrolę nad siedzibą Kongresu Narodowego

Funkcjonariusze służb policyjnych przejęli w niedzielę wieczorem kontrolę nad siedzibą dwuizbowego Kongresu Narodowego Brazylii, do którego wdarli się kilka godzin wcześniej radykalni zwolennicy byłego prezydenta kraju Jaira Bolsonaro.

Według informacji przekazanych mediom przez sekretariat Kongresu Narodowego, w niedzielę wieczorem policji udało się usunąć intruzów z jego pomieszczeń.

 

Służby policyjne podały, że zatrzymano 30 osób, które wdarły się na salę posiedzeń Senatu, wyższej izby brazylijskiego parlamentu.

 

Z informacji służb porządkowych wynika, że ujęci w budynku Kongresu Narodowego odpowiedzą m.in. za próbę zamachu stanu, bezprawne wkroczenie na teren instytucji publicznej, a także niszczenie mienia publicznego.

 

Reprezentujący administrację Senatu Alessandro Morales ogłosił, że władze tej instytucji będą współdziałać w ukaraniu osób, które w niedzielne popołudnie wdarły się do budynku.

 

“Ustalimy wszystkie okoliczności zdarzenia. Nasz system monitoringu pozwoli prześledzić co każda z tych osób robiła podczas ataku” – dodał Morales. (PAP)

 

 

Prezydent Duda: Lula da Silva wygrał i ma poparcie demokratyczego świata, w tym Polski

Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva wygrał i ma poparcie demokratycznego świata, w tym Polski – napisał w nocy z niedzieli na poniedziałek na Twitterze prezydent Andrzej Duda. Dodał, że demokracja nie jest doskonała, ale nic lepszego nie wymyślono, żeby zapewnić ludziom pomyślność.

„Demokracja nie jest doskonała. Bywa, że tylko 50 proc. +1 wyborców jest zadowolonych. Ale nic lepszego nie wymyślono by zapewnić ludziom pomyślność. Stąd instytucje demokratyczne, w tym wybory to świętość. Prezydent @LulaOficial wygrał i ma poparcie demokratycznego świata, w tym Polski!” – napisał w nocy na Twitterze prezydent Andrzej Duda.

 

Wcześniej szturm zwolenników Bolsonaro na budynki publiczne w Brasilii potępił prezydent USA Joe Biden i czołowi przedstawiciele jego administracji. Prezydent Biden określił sytuację w Brazylii jako „odrażającą” a jego doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan oświadczył, że Stany Zjednoczone potępiają „wszelkie próby podminowania demokracji w Brazylii”.

 

W niedzielne popołudnie zwolennicy byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro wdarli się do budynków głównych urzędów państwowych w Brasilii. Wśród obiektów zaatakowanych przez radykalnych zwolenników Bolsonaro jest m.in. parlament, Sąd Najwyższy oraz pałac prezydencki. Podczas szturmu na siedzibę głowy państwa Lula był nieobecny, gdyż przebywa w stanie Sao Paulo.

 

Po tych wydarzeniach prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva ogłosił dekret umożliwiający przejęcie władzy przez administrację federalną w dystrykcie obejmującym stolicę kraju Brasilię. Zdaniem szefa państwa ma to na celu przywrócenie ładu w mieście po inwazji na budynki państwowe sympatyków byłego prezydenta Jaira Bolsonaro.

 

Dekret, jak wynika z wydanego przez Lulę oświadczenia, będzie obowiązywać do 31 stycznia.(PAP)

 

Autor: Marcin Chomiuk

 

Brazylia/ Zwolennik Bolsonaro ciężko ranny podczas protestów w Sao Paulo

Radykalny zwolennik byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro został ciężko ranny podczas jednej z pikiet w mieście Sao Paulo, na południowym wschodzie kraju. W stanie Sao Paulo organizowanych jest kilka blokad dróg oraz demonstracji przez zwolenników Bolsonaro.

Z relacji świadków tragicznego zdarzenia, relacjonowanego przez dziennik “Folha de S. Paulo” wynika, że poszkodowany odniósł obrażenia podczas zatrzymania w czasie blokady jednego z samochodów w rejonie wiaduktów Cebolao.

 

Kierowca auta poinformował gazetę, że blokujący drogę agresor próbował nożem przebić jedno z kół wozu, po czym doszło do eksplozji opony. Mężczyzna doznał obrażeń w rezultacie wybuchu.

 

W niedzielę w stanie Sao Paulo organizowanych jest kilka blokad dróg oraz demonstracji przez zwolenników byłego prezydenta Jaira Bolsonaro, który w październiku ub.r. przegrał w wyborach prezydenckich nieznacznie z kandydatem lewicy Luizem Inacio Lulą da Silva.

 

Zaprzysiężony 1 stycznia na urząd szefa państwa Lula przerwał w niedzielę swoją wizytę w stanie Sao Paulo, aby powrócić do Brasilii, stolicy kraju, z powodu ataku tysięcy radykalnych zwolenników Bolsonaro na budynki głównych urzędów państwowych, w tym m.in. na pałac prezydencki oraz parlament.

 

Według policji funkcjonariuszom udało się w niedzielę wieczorem wyprzeć intruzów z zaatakowanych obiektów oraz zatrzymać około 170 autorów szturmu.

 

3 listopada Bolsonaro uznał swoją porażkę w wyborach prezydenckich, a także wezwał swoich zwolenników do zaniechania masowych blokad na drogach w całym kraju. Część zwolenników prawicowego polityka w dalszym ciągu jednak organizuje protesty, twierdząc, że wygrana Luli niewielką przewagą to efekt oszustwa popełnionego podczas październikowych wyborów.

 

Marcin Zatyka (PAP)

 

Brazylia/ Były prezydent Bolsonaro skrytykował niedzielny szturm swoich zwolenników na urzędy państwowe

Były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro skrytykował niedzielny atak kilku tysięcy swoich zwolenników, którzy wkroczyli na teren obiektów najwyższych organów władz państwowych przedzierając się przez policyjne kordony i demolując m.in. siedzibę Sądu Najwyższego. Uznał je za niedemokratyczne.

W opublikowanych na Twitterze postach Bolsonaro stwierdził, że nie popiera tego rodzaju działań, gdyż są one niewłaściwe w warunkach demokracji.

 

“Pokojowe manifestacje, w formie zgodnej z prawem, stanowią część demokracji. Jednak wtargnięcia do budynków publicznych, jakie miały miejsce dzisiaj, a także były praktykowane przez lewicę w 2013 r. i 2017 r., wymykają się tej regule” – napisał Bolsonaro.

 

Były szef państwa napisał też, że odrzuca “oskarżenia bez dowodów”, jakie w niedzielę wysunął prezydent Lula, zarzucając mu, że przyczynił się do inwazji na urzędy państwowe w Brasilii.

 

“Przez cały okres mojej kadencji zawsze przestrzegałem Konstytucji, szanując i broniąc praw, demokracji, przejrzystości i naszej świętej wolności” – podkreślił Bolsonaro.

 

Były prezydent nie wziął udziału w zaprzysiężeniu swojego konkurenta w październikowych wyborach Luiza Inacio Luli da Silva, który objął urząd 1 stycznia br. Prawicowy polityk od 30 grudnia przebywa w USA, dokąd udał się wraz z żoną i ze swoimi najbliższymi współpracownikami. Zadeklarował, że “niebawem wróci do kraju”.

 

Część brazylijskich komentatorów twierdzi, że dyskrecja z jaką Bolsonaro zaplanował swój wyjazd z kraju może świadczyć o tym, że obawia się, iż po objęciu władzy przez administrację Luli stanie się celem prześladowań środowiska nowego, lewicowego prezydenta Brazylii.

 

3 listopada Bolsonaro uznał swoją porażkę w wyborach prezydenckich, a także wezwał swoich zwolenników do zaniechania masowych blokad na drogach w całym kraju. Część zwolenników prawicowego polityka jednak w dalszym ciągu organizuje protesty, twierdząc, że wygrana Luli niewielką przewagą to efekt oszustwa popełnionego podczas wyborów.

 

 

Marcin Zatyka (PAP)

Ma 55 lat i ciągle zawodowo gra w piłkę

0

55-letni Japończyk Kazuyoshi Miura, uważany za najstarszego zawodowego piłkarza świata, będzie kontynuował karierę. Miał uzgodnić warunki kontraktu w Portugalii i zagra w drugoligowym klubie Oliveirense – podała agencja Kyodo.

Miura był ostatnio wypożyczony z Yokohama FC do czwartoligowego zespołu Suzuka Point Getters, który zakończył rywalizację jesienią.

 

Klub Oliveirense Japończyk odwiedził na początku grudnia. Portugalska drużyna, do której – jak poinformowano – ma dołączyć za kilka tygodni ma być jego piątą zagraniczną ekipą w karierze. Wcześniej grał w Brazylii, Włoszech, Chorwacji i Australii.

 

Brat Yasutoshi, który jest jego menadżerem, powiedział, że 55-latek otrzymał oferty także z drugiej i trzeciej ligi japońskiej. Miura ma za sobą 38 lat zawodowej kariery na piłkarskich boiskach.

 

Rozpoczynał ją w Santosie, debiutując w 1986 r. Występy „Kazo” w lidze brazylijskiej pozwoliły mu na wypromowanie nazwiska i osiągnięcie statusu gwiazdy japońskiego futbolu. W Kraju Kwitnącej Wiśni spędził następnie większą część kariery. Trzy dekady temu krótko występował we włoskiej Genoi i Dinamie Zagrzeb. W roku 2005 pojawił się w australijskim zespole Sydney FC.

 

Miura jako pierwszy 50-latek strzelił gola w lidze japońskiej. Do historii przeszedł w 2017 r., gdy zdobył bramkę dla Yokohoma FC w wygranym 1:0 spotkaniu z Thespa Kusatsu w J-League Division 2. Miał wówczas 50 lat i 14 dni, czym poprawił wcześniejszy swój rekord.

 

W latach 1990–2000 rozegrał 89 meczów w reprezentacji Japonii zdobywając 55 goli.(PAP)

 

olga/ pp/

„Dziennik Gazeta Prawna”: Do opanowania drożyzny wciąż daleko

0

Według analityków inflacja bazowa mogła być w grudniu nawet wyższa niż w listopadzie, a w następnych miesiącach będzie jeszcze gorzej – pisze w poniedziałek „Dziennik Gazeta Prawna”.

 

„Wstępne dane o inflacji, jakie przedstawił pod koniec ubiegłego tygodnia Główny Urząd Statystyczny, zaskoczyły analityków. Okazało się, że ceny płacone przez konsumentów były tylko o 16,6 proc. wyższe niż rok wcześniej. +Tylko+, bo ekonomiści oczekiwali wzrostu przekraczającego 17 proc. W listopadzie wskaźnik podskoczył o 17,5 proc.” – czytamy w „DGP”.

 

Gazeta zaznacza, że główne źródło pozytywnej inflacyjnej niespodzianki to nośniki energii, które w grudniu potaniały o 3,3 proc. W skali roku wzrost cen w tej kategorii spowolnił do 31,2 proc.

 

„Przypuszczamy, że do spadku przyczyniły się przede wszystkim ceny węgla, gdyż zima jak dotąd jest łagodna, a popyt ze strony gospodarstw domowych mógł zostać zaspokojony wcześniej” – ocenili ekonomiści Banku Millennium.

 

„Inni analitycy wskazywali, że do spadku cen węgla przyczyniła się rządowa akcja z dostarczaniem taniego opału na składy. Polska nie była jedynym krajem, w którym w grudniu doszło do wyhamowania inflacji. Nie oznacza to jednak, że presja na wzrost cen maleje” – zaznacza „DGP”.(PAP)

Kaczyński o Patriotach na Ukrainie: To rozsądne rozwiązanie, pokazujemy czym jest skuteczność; opozycja postępuje wbrew logice (wywiad)

0

Przekazanie baterii Patriot Ukrainie, to najbardziej optymalne i rozsądne rozwiązanie; działania rządu PiS pokazują czym jest skuteczność i wiarygodność – mówił PAP prezes PiS Jarosław Kaczyński. Opozycja postępuje wbrew rozsądkowi, wiedzy, logice i zdecydowanie jej nie idzie – ocenił.

 

PAP: Panie prezesie, przez kilka ostatnich tygodni trochę się wydarzyło, m.in. najświeższa informacja, że Amerykanie oraz Niemcy przekażą Ukrainie baterie Patriot. Jak Pan skomentuje zmianę zdania Niemców?

 

Jarosław Kaczyński: Przede wszystkim to jest bardzo dobra decyzja. Myślę, że pamięta pan, że już zdecydowanie wcześniej wskazywaliśmy, że rozwiązanie polegające na wysłaniu niemieckich rakiet Patriot na Ukrainę jest najbardziej optymalnym i rozsądnym rozwiązaniem. Z zadowoleniem przyjąłem wiadomość, że nasi partnerzy z NATO – USA oraz Niemcy, również podzielają to zdanie. To jest ważna decyzja, dająca szanse Ukrainie na jeszcze bardziej skuteczną obronę przeciwlotniczą. Rakiety strącane nad Ukrainą, to również większa gwarancja bezpieczeństwa dla nas i całej wschodniej flanki NATO.

 

PAP: To pan jako pierwszy przedstawił koncepcję, jeszcze w listopadzie w wywiadzie dla PAP, przekazania niemieckich Patriotów, które były oferowane Polsce, Ukrainie. Wtedy opozycja nie szczędziła słów krytyki.

 

J.K.: Niestety polska opozycja dziś to realizacja popularnego przysłowia: na złość mamie odmrożę sobie uszy. Postępują wbrew rozsądkowi, wiedzy i logice. Zawsze są przeciw polskiemu rządowi. Nawet w tak oczywistych sprawach. Jednak, szczególnie teraz w tak trudnym czasie, taka postawa smuci i powinna być elementem poważnej refleksji nad kondycją opozycji.

 

Takie zacietrzewienie, krótkowzroczność, brak elementarnej wiedzy w sprawach obronności jest nie tylko kompromitujące ale i niebezpieczne. Strach pomyśleć, że to oni mogliby decydować o kwestiach bezpieczeństwa.

 

Dlatego całe szczęście, że dziś nie rządzą Polską. W tym czasie nie ma miejsca na takie pomyłki. Bezpieczeństwo Polski, to zbyt ważna sprawa, aby się aż tak mylić. Niestety zdarza się to im nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz.

 

PAP: Opozycja również twierdziła, że w okresie zimowym zabraknie węgla. Tak się jednak nie stało i z jego dostępnością nie było problemu.

 

J.K.: Zdawaliśmy sobie sprawę, jak ważna to sprawa, aby każdy polski dom i każde mieszkanie było tej zimy ogrzane i ciepłe. Nasz rząd, pomimo wielu trudności na światowych rynkach energetycznych, to zadanie wypełnił. To zapowiadaliśmy i to wykonaliśmy. Takie działania pokazują to, czym jest skuteczność oraz to, czym jest wiarygodność.

 

PAP: Od nowego roku na PKN Orlen sypią się gromy, że pod koniec roku koncern zawyżał marże, by w Sylwestra je obniżyć, tak by od 1 stycznia, mimo wzrostu VAT na paliwa, ceny na stacjach nie wzrosły. Jak pan skomentuje te zarzuty?

 

J.K.: Opozycja miała nadzieję, że po wzroście stawek VAT ceny paliw na stacjach wzrosną i będą mogli atakować rząd. Tak się jednak nie stało. Ceny paliw dla Polaków nie wzrosły i cały plan opozycji runął w gruzach. Stąd, jak mniemam, ta wściekłość i ataki na państwowy Orlen. Myślę, że polska opozycja, jest pierwszą na świecie, która atakuje rząd, że nie rosną ceny. Nie wyszło im z węglem, nie wyszło z paliwami i jeszcze Patrioty jadą na Ukrainę. Niekończące się pasmo pomyłek. Mówi się: Jak nie idzie, to nie idzie. Opozycji zdecydowanie nie idzie. (PAP)

 

autor: Rafał Białkowski

 

rbk/ mrr/

Floryda może wkrótce stanąć w obliczu kryzysu opieki nad osobami starszymi. Ale na mapie USA, jest więcej miejsc z podobnymi problemami.

0

Floryda może wkrótce stanąć w obliczu kryzysu opieki nad osobami starszymi. Ale na mapie USA, jest więcej miejsc z podobnymi problemami.

Zaprzysiężenie nowych władz stanu Illinois – przygotowania do Inauguracji

0

Chicago/Springfield: Na poniedziałek, 9 stycznia zaplanowane jest zaprzysiężenie nowych władz stanu Illinois. Inauguracja nowych władz odbędzie się w Springfield, stolicy stanu Illinois.

Gubernatorem stanu Illinois został wybrany na kolejną 4. letnią kadencję JB Prizker. Juliana Straton została wybrana na urząd wicegubernatora Illinois.

Wyborcy obdarzyli ponownie zaufaniem Skarbnika stanu Michaela Frerichsa, stanowego rewidenta -Susanę Mendoza; Kwame Raula-prokuratora stanowego.

Zmiana nastąpi na stanowisku Sekretarza Stanu Illinois. Listopadowe wybory wygrał Alexi Giannoulias. Zastąpi on Jesse White’a, który pełnił ten urząd przez 24 lata. Alexi był w przeszłości skarbnikiem stanu Illinois.

W niedzielę odbędzie się szereg spotkań przywódców stanu Illinoois z wyborcami w Springfield.

Zostaliśmy zaproszeni na Inaugurację władz stanowych Illinois. Miałem przywilej uczestniczyc w kilku poprzednich inauguracjach. To doniosłe wydarzenie dla mieszkańców stanu Illinois, wskazujące na kierunek działań władz stanowych.

Tekst @ Andrzej Mikołajczyk

Zdjęcia archiwalne z Inauguracji władz Illinois z 15 stycznia, 2019 roku

Rozpad Rosji na mniejsze organizmy państwowe? „Najwyższy czas, by potraktować ten scenariusz poważnie”

0

Porażka Kremla w wojnie z Ukrainą staje się coraz bardziej prawdopodobna, dlatego po prawie roku konfliktu zdumiewa niemal całkowity brak dyskusji na temat skutków rozpadu Rosji na mniejsze organizmy państwowe; najwyższy czas, by potraktować ten scenariusz poważnie – ocenił w sobotę amerykański politolog Alexander Motyl na łamach magazynu „Foreign Policy”.

Jak podkreślił, ignorowanie takiej możliwości oraz konsekwencji implozji rosyjskiego państwa dla regionalnego i globalnego bezpieczeństwa świadczy o „niebezpiecznym braku wyobraźni” polityków, analityków i dziennikarzy.

 

„Połączenie (skutków) nieudanej wojny za granicą i kruchego, napiętego systemu w Rosji z każdym dniem zwiększa prawdopodobieństwo jakiegoś wybuchu. Niezależnie od tego, czy będzie to dobre, czy złe dla Zachodu, decydenci powinni się na to przygotować” – napisał Motyl.

 

„Najbardziej możliwe jest odejście z urzędu prezydenta Władimira Putina. Później nastąpi zaciekła walka o władzę pomiędzy skrajnie prawicowymi nacjonalistami, pragnącymi kontynuować działania wojenne i zniszczyć istniejącą hierarchię polityczną, autorytarnymi konserwatystami, mającymi interes w (przetrwaniu dotychczasowego) systemu oraz odradzającym się ruchem półdemokratycznym, który dąży do zakończenia wojny i zreformowania Rosji” – prognozuje profesor Rutgers University w amerykańskim Newark.

 

W ocenie eksperta nie można obecnie przewidzieć, kto wyjdzie zwycięsko z konfrontacji o władzę na Kremlu. Można za to „śmiało oceniać”, że te procesy doprowadzą do znacznego osłabienia Rosji. W konsekwencji kraj albo rozpadnie się na mniejsze państwa, takie jak np. Tatarstan, Baszkiria, Czeczenia, Dagestan i Jakucja, albo – jeśli zachowa dotychczasowe granice – stanie się „słabym satelitą Chin”.

 

Motyl porównał Federację Rosyjską do innych państw o charakterze imperialnym, takich jak Francja czasów Napoleona, Austro-Węgry czy Związek Radziecki, które nie przetrwały próby czasu ze względu na zbyt duże konflikty interesów zamieszkujących je narodowości. W ocenie politologa podobny los może czekać również kraj Putina.

 

„Rosja cierpi z powodu szeregu wzajemnie wzmacniających się napięć, sprawiających, że to państwo jest o wiele bardziej kruche, niż wynikałoby to z przechwałek (Kremla). (Problemy) obejmują militarną, moralną i ekonomiczną porażkę w wojnie na Ukrainie, ale także: kruchość i nieskuteczność bardzo scentralizowanego systemu politycznego Putina; upadek kultu osobowości macho (prezydenta) w obliczu porażki, choroby i postępującego wieku; rażąco błędne zarządzanie gospodarką opartą na surowcach; nieokiełznaną korupcję, która przenika wszystkie poziomy społeczeństwa, a także rozległe etniczne i regionalne rozłamy w ostatnim na świecie imperium” – zauważył Motyl.

 

Jak dodał, „w dzisiejszych warunkach może wystarczyć jeden bodziec, który popchnie (rosyjski) system w kierunku upadku”. Dlatego Zachód nie może powtórzyć błędów z przeszłości, takich jak próba doprowadzenia do przetrwania umierającego Związku Radzieckiego i przedkładanie potrzeb Rosji nad potrzeby jej sąsiadów. Najlepszą strategią byłaby kontynuacja silnego wsparcia dla Ukrainy oraz innych kluczowych sąsiadów Rosji, np. Kazachstanu i Białorusi po zmianie władz w Mińsku na demokratyczne – ocenił politolog. (PAP)

 

szm/

Bale, dancingi i rauty, czyli jak bawiono się w karnawale w przedwojennej Warszawie

0

W międzywojennej Warszawie w karnawale bawiono się hucznie. Ten czas można było spędzić na balach, rautach czy dancingach – mówi PAP historyk i varsavianista Adrian Sobieszczański.

W Warszawie okresu dwudziestolecia międzywojennego kontynuowano tradycyjny sposób spędzana karnawału, który zaczynał się balem sylwestrowym, a kończył przed Środą Popielcową. „W II Rzeczypospolitej – tak samo jak w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej – w karnawale bawiono się hucznie oraz starano się maksymalnie wykorzystywać ten czas” – zaznaczył w rozmowie z PAP Adrian Sobieszczański.

 

Zabawy karnawałowe były zazwyczaj organizowane w soboty lub wigilie świąt, które w tym czasie wypadały. Natomiast bawić się można było w różny sposób. „Można było uczestniczyć w balach, różnego rodzaju rutach, a od lat trzydziestych w dancingach” – powiedział varsavianista.

 

Odbywające się w karnawale bale miały jednak różną rangę. „Najbardziej wyrafinowane były te organizowane na Zamku Królewskim za czasów prezydentury Ignacego Mościckiego, czyli w latach 1926-1939. Stałym punktem życia dyplomatycznego, towarzyskiego, a także politycznego było odbywające się w styczniu Przyjęcie Noworoczne” – zaznaczył Sobieszczański. Goście byli witani przez parę prezydencką, a następnie przechodzili do Sali Wielkiej Asamblowej, gdzie odbywało się przyjęcie.

 

Wysokiej rangi bale odbywały się również w ministerstwach, m.in. w Ministerstwie Spraw Zagranicznych czy Ministerstwie Rolnictwa. Organizowano też bale wojskowe, które swoją obecnością zaszczycały osoby ze świata nie tylko wojskowego, ale i polityki oraz dyplomacji. Swoje bale organizowali także arystokraci.

 

Jak zaznaczył w rozmowie z PAP Adrian Sobieszczański, „w okresie dwudziestolecia międzywojennego popularne były też spotkania organizowane przez różne towarzystwa, których nie brakowało”. Bale chętnie organizowało m.in. Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie, Warszawskie Towarzystwo Cyklistów czy Automobil Klub. Historyk zwrócił uwagę na bale dobroczynne, które były organizowane przez różne stowarzyszenia o charakterze pomocowym.

 

Zabawy karnawałowe odbywały się także w Akademii Sztuk Pięknych. „Piękne, artystyczne zaproszenia na te bale wykonywali studenci i pracownicy ASP” – powiedział rozmówca PAP. Bale organizowano też na Politechnice Warszawskiej, w Teatrze Wielkim, a także w warszawskim Ratuszu. „Słynny był również bal medyków” – powiedział Sobieszczański. Historyk podkreślił, że „w organizowaniu różnego rodzaju zabaw karnawałowych prześcigały się ponadto dwa, rywalizujące hotele – Bristol i Europejski”.

 

Bale, które rozpoczynały się wieczorami, miały swój stały przebieg. „Zdarzało się, że na początku gospodarz wraz z wodzirejem przedstawiali pannom kawalerów, co stanowiło element zapoznawczy” – przypomniał varsavianista. Początek zabawy nie stanowiły jednak tańce, ale rozmowa i raczenie się bufetem. „W Warszawie mieliśmy do czynienia najczęściej z dwoma rodzajami bufetu. Na bufet angielski składały się praktycznie tylko zimne przekąski. Z kolei bufet rosyjski stanowiły zarówno przekąski ciepłe, jak i zimne” – zaznaczył Sobieszczański.

 

W bufetach królowały kanapki, grzanki z serem, a także mięsiwa i wędliny. Bardzo popularne były również ryby. „Na balach można było zjeść szczupaki, sandacze, turboty, łososie i jesiotry, a ryby były często przyrządzane według XVII-wiecznych przepisów. Słynny szczupak miał smażoną głowę, gotowany tyłów i pieczony ogon. Musiało to robić niesamowite wrażenie” – ocenił historyk.

 

„Pojawiały się trufle duszone w maśle i winie. Bardzo popularny był również kawior, homar i raki. Na balach organizowanych na Zamku Królewskim czy MSZ starano się prezentować kuchnię polską, ale to nie oznacza, że królowały tam wyłącznie bigosy i flaki – potrafiła się także pojawić zupa z żółwia” – mówił varsavianista.

 

Z myślą o paniach przygotowywano bufet słodki. „Zalecano, aby w przypadku, kiedy na spotkaniu karnawałowym będzie więcej pań, było więcej słodkich przekąsek. Natomiast, jeśli miało być więcej mężczyzn, to z kolei miało być więcej dań mięsnych” – powiedział rozmówca PAP. Na balu nie mogło zabraknąć także napojów, również tych alkoholowych.

 

Znakiem rozpoczęcia właściwej zabawy było zaproszenie do tańca. „Tańce rozpoczynał walc. Następnie tańczono mazury i polonezy. Około północy dawano hasło do kolacji, która trwała mniej więcej do godziny drugiej. Po kolacji powracano do tańców, które trwały już do świtu. Wówczas tańczono kujawiaki i oberki, a także błękitnego mazura, gdzie do tańca to panie prosiły panów. Bal kończył z kolei tzw. biały mazur” – powiedział historyk.

 

W czasie balu w złym tonie było unikanie tańczenia. Adrian Sobieszczański wskazał, że „jeśli ktoś nie tańczył, to uważano, że przyszedł zasadniczo tylko po to, aby się najeść”. W zabawie karnawałowej nie chodziło bowiem tylko o bufet.

 

Na balach trzeba było się jednak odpowiednio zaprezentować. Mężczyźni najczęściej byli ubrani w smokingi. „Z kolei panie robiły wszystko, co mogły, aby olśniewać swoimi sukniami, biżuterią czy dodatkami z futra czy eleganckimi butami. To wszystko robiło ogromne wrażenie” – powiedział varsavianista.

 

Na bale z prawdziwego zdarzenia nie mogli sobie pozwolić wszyscy. „Uczestniczyła w nich tylko warstwa uprzywilejowana, która według szacunków wynosiła ok. 10 proc. ówczesnego społeczeństwa. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że przed wojną w Warszawie mieszkało ponad milion osób, to te 10 proc. z miliona daje jednak całkiem sporą liczbę” – zaznaczył rozmówca PAP.

 

Bale nie były jedyną formą zabaw karnawałowych. W larach trzydziestych dużą popularnością cieszyły się dancingi, które były organizowane w różnych lokalach warszawskich, m.in. Arizonie czy słynnej Adrii. Organizowano również rauty. Ludzie kultury organizowali ponadto tzw. five o’clock. „We wspomnieniach czytamy, że często tego rodzaju podwieczorki organizowali Zofia Nałkowska czy Tadeusz Boy-Żeleński” – wyjaśnił Sobieszczański.

 

Na imprezach karnawałowych bywał przekrój warszawskiej socjety. „Na zabawach można było spotkać aktorów, literatów, osoby ze świata teatru czy filmu” – wskazał historyk, wymieniając m.in. Jadwigę Smosarską, Inę Benitę, Eugeniusza Bodo, Adolfa Dymszę, Jana Lechonia, Józefa Węgrzyna, Jana Kiepurę, a także Mariana Hemara, Kazimierza Wierzyńskiego oraz Zulę Pogorzelską, Hankę Ordonównę i Juliusza Osterwę. „Oczywiście na różnych spotkaniach bywała także Aleksandra Piłsudska, żona Marszałka” – dodał.

 

Stałym bywalcem karnawałowych zabaw był również Jarosław Iwaszkiewicz. „Iwaszkiewicz zawsze dość ciekawie charakteryzował te spotkania. Często mawiał, że nie było na nich niczego ciekawego, poza jego żoną Anną” – zwrócił uwagę Adrian Sobieszczański.

 

Chociaż opisane zabawy karnawałowe były domeną ludzi zamożnych, nie oznacza to, że niższe warstwy społeczne nie mogły świętować tego czasu w roku. „Organizowano różnego rodzaju spotkania czy składkowe imprezy porównywane z dzisiejszymi domówkami” – wytłumaczył varsavianista. W szwach pękały także tancbudy czy lokale o nie najlepszej opinii. „Każda warstwa społeczna mogła bawić się w karnawale na swój sposób” – podkreślił Adrian Sobieszczański.(PAP)

 

Autorka: Anna Kruszyńska

 

akr/ skp/

Prezes PZPN: Robię wszystko, by dopiąć temat nowego selekcjonera. Są już wyselekcjonowani kandydaci

0

Prezes PZPN Cezary Kulesza przyznał, że są już wyselekcjonowani kandydaci na stanowisko selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski. „Robię wszystko, żeby dopiąć temat trenera” – zapewnił w rozmowie z Polsatem Sport przy okazji Gali Mistrzów Sportu w Warszawie.

Biało-czerwoni pozostają bez selekcjonera od 1 stycznia. Dzień wcześniej skończyła się umowa z dotychczasowym trenerem kadry Czesławem Michniewiczem, a nowa nie zostanie z nim podpisana.

 

Prezes Kulesza zapewnił przy okazji sobotniej Gali Mistrzów Sportu, że robi wszystko, aby kadra miała jak najszybciej nowego selekcjonera.

 

„Każdy ma swój styl szukania trenera, podobnie było z moimi poprzednikami na tym stanowisku. Tak samo jak każdy szkoleniowiec ma własny styl, jeśli chodzi o grę drużyny. Musimy się uzbroić w chwilę cierpliwości. Robię wszystko, by dopiąć temat trenera. Wiem, że obecnie to bardzo ważny temat, jeśli chodzi o nasz futbol” – powiedział szef piłkarskiej federacji.

 

Przy okazji potwierdził, że są już wyselekcjonowane kandydatury.

 

„Tak jest. Chciałbym tylko przypomnieć, że każdy trener ma menedżera i po dwóch prawników. Umowa, która idzie do weryfikacji, do trenera i prawników, jest tam weryfikowana trzy, cztery, pięć dni. Oni odsyłają z poprawkami, my nanosimy swoje, więc jest to dłuższy proces. Mamy dograne swoje tematy, jeśli chodzi o wynagrodzenie, ale zapisy, które są bardzo istotne, okazują się później bardzo ważne” – dodał Kulesza na polsatsport.pl. (PAP)

 

bia/

„Oświeceni” kontra „ciemnogród”. O polityczno-klasowych podziałach z prof. Henrykiem Domańskim [WYWIAD]

0

Przykładem może być tu słownictwo stosowane przez zwolenników partii opozycyjnych w demonstracjach ulicznych: rząd jest zły, trzeba go za wszelką cenę obalić, wszelkie środki prowadzące do tego są dobre – ocenił prof. Henryk Domański, socjolog z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk.

PAP: Panie profesorze, za nami bardzo trudne lata – pandemia i wojna na Ukrainie stały się doświadczeniem ponadpokoleniowym Polaków. Czy w jakiś sposób nas to zmieniło, jako społeczeństwo? Pytam, gdyż sama odnoszę wrażenie, że zamiast się skonsolidować, staliśmy się jeszcze bardziej podzieleni.

 

Prof. Henryk Domański: Nic nie wskazuje na pogłębianie się podziałów związanych z położeniem materialnym, dostępem do wykształcenia, poziomem dochodów, uczestniczeniem w tzw. kulturze czy stylem życia. Podobnie jest z orientacjami politycznymi, są one raczej stabilne. Jednak to, że jesteśmy w okresie wyborczym i politycy wszystkich partii starają się przekonać wyborców, żeby głosowali właśnie na nie, wzmacnia poczucie konfliktowości. Całkiem inną kwestią są zmiany, które dokonały się w postrzeganiu i ocenie zagrożeń. Tym, co nas w tej chwili zajmuje najbardziej są wzrost cen, wojna na Ukrainie i bezpieczeństwo zdrowotne – tak wynikałoby z badań prowadzonych przez CBOS, w których respondenci pytani są o to, co ich zdaniem, jest największym zagrożeniem dla Polski i dla nich samych. Dopiero na dalszym planie jest wskazywanie na konflikty polityczne, które sprzyjają pogłębianiu się podziałów społecznych. Koncentrują się one głównie wokół oceny relacji między Unią Europejską a rządem i reformy sądownictwa, jednak to właśnie kryzys ekonomiczny i sprawy związane z agresją Rosji są najważniejsze.

 

PAP: Czy zgodziłby się pan z opinią, że następuje coraz większe radykalizowanie się uczestników życia publicznego, zarówno polityków, jak dyskutantów na platformach społecznościowych, co wyraża się m.in. postępującą brutalizacją języka? Przykład idzie od polityków?

 

H.D.: Od polityków, ale i od mediów, ponieważ to one kształtują w znacznym stopniu opinie o rzeczywistości i sposób opisywania jej w języku potocznym. Ludzie zawsze używali mocnych, obraźliwych słów, ale nowe jest to, że dziś się to robi publicznie, prawie nikt się tego nie wstydzi, ludzie zaakceptowali posługiwanie się wulgarnym językiem, traktują to jako niezbędny element walki politycznej. Przykładem może być tu słownictwo stosowane przez zwolenników partii opozycyjnych w demonstracjach ulicznych: rząd jest zły, trzeba go za wszelką cenę obalić, wszelkie środki prowadzące do tego są dobre, nie ma więc powodów do wstydu. W przekonaniu liderów tej aktywności jest to skuteczna metoda rozchybotania emocji. Efekt jest taki, że druga strona, która nie chce nadstawiać drugiego policzka, reaguje tak samo. Jednak wydaje się – gdyż badań międzynarodowych na ten temat nie było – że brutalizacja stosunków społecznych występuje we wszystkich krajach zaliczanych do demokratycznych, a nie tylko w Polsce. Jej oznaki obserwujemy chociażby od lat na ulicach tak „kulturalnego” miasta jakim jest Paryż.

 

PAP: Cóż, można odnieść wrażenie, że „kryteria uliczne” to już stara, francuska tradycja. My jeszcze nie doszliśmy do tego etapu, na razie ograniczamy się do słów – ostatnio szef KO Donald Tusk mówił o durniach z PiS-u.

 

H.D.: To tylko drobny przykład, wcześniej padały też słowa o złodziejach, o wyprowadzaniu z gabinetów prezesów NBP i TK, można zatem powiedzieć, że brutalny język stał się stałym elementem wypowiedzi publicznych lidera PO. Jego celem jest wzmacnianie przekonania, że mamy do czynienia ze złem, które należy za wszelką cenę usunąć. Pan premier Tusk robi to z upodobaniem, odwołując się przy tym do konotacji moralnych, wartościujących w opisywaniu drugiej strony. Najłagodniejsze z nich to odwoływanie się do podziału na ludzi „dobrych” i „złych” i przenoszenie tej symboliki na dobre partie opozycyjne i zły obóz rządzący, ale bywają i bardziej dosadne opisy sceny wyborczej.

 

PAP: Czy jest jakaś granica, której nie powinno się przekroczyć, bo dokąd zmierzamy – do „kryteriów ulicznych”, jak we Francji?

 

H.D.: Jeżeli ludzie są przekonywani, że zło musi pokonane bezwzględnie, to nie istnieje „granica” moralna. Poza tym, wyrażanie swoich poglądów jest częścią kultury, ludzie dostosowują się do tego słownictwa, i rzeczy, które były obraźliwe jeszcze kilkadziesiąt lat temu, stają się normą. Uruchamiane są kolejne pokłady wulgaryzacji, „awansując” tym samym do repertuaru pojęć stosowanych w obronie systemu demokratycznego. Tak argumentują ci, którzy je wprowadzają do języka politycznego i nawołują do ich naśladowania. Można to traktować, jako jeden z przejawów ogólniejszego procesu, jakim jest kryzys demokracji. Polega on m.in. na nadużywaniu prawa do tzw. „wolności jednostki” bez zobowiązań, co prowadzi do rozluźnienia więzi społecznych, naruszania prawa, czasami do chaosu. Przez odwoływanie się do takich haseł jak otwartość, tolerancja i równość, które należy koniecznie realizować, usprawiedliwia się nasilanie coraz bardziej radykalnych form walki w postaci obrzucania się przez polityków inwektywami, opluwania policji, wywracania samochodów, atakowania straży granicznej.

 

PAP: Ludzie potrzebują czasem mocnych, „brzydkich” słów, żeby wyrazić czy podkreślić swoje emocje. Jeżeli wszelkie wulgaryzmy stają się dopuszczalnymi słowami, to jak później będą to robić?

 

H.D.: Emocje dają o sobie m. in. znać w postaci oceniania siebie i innych w kategoriach lepszy-gorszy, uczciwy-nieuczciwy, sprawiedliwy-niesprawiedliwy. Jest to ten aspekt emocji, które nazwałem konotacjami moralnymi. Otóż nowych przekleństw nie trzeba wymyślać, te, które są, wystarczą do ich wykorzystywania w debatach parlamentarnych i w demonstracjach ulicznych, są one narzędziami zachęcającymi do walki z przeciwnikami. Natomiast należałoby, dla równowagi, podkreślić, że stosunkowo rzadziej posługujemy się wulgarnym językiem w życiu rodzinnym czy w pracy zawodowej. Zwłaszcza w miejscu pracy wydaje to niemożliwe, bo jesteśmy tam oceniani za coś zupełnie innego i dobrze wiemy, że należy unikać nadużywania nowego słownictwa „debaty publicznej”.

 

PAP: Robił pan niedawno badania na temat struktury klasowej polskiego społeczeństwa, czy można by je przełożyć na podziały polityczne, jakie w nim występują?

 

H.D.: Jeśli chodzi o podstawowe podziały polityczne w Polsce, czyli między obozem Zjednoczonej Prawicy a częścią opozycji, w której dominującą rolę odgrywa Platforma Obywatelska, to elektorat PO od początku, tj. od 2001 r., plasuje się na wyższych piętrach drabiny społecznej. Kategoria ta bywa nazywana inteligencją, lub raczej „nową” inteligencją, w socjologii nazywamy ich raczej „specjalistami i kadrą kierowniczą wyższego szczebla”. Elektorat PO jest także nadreprezentowany wśród właścicieli firm poza rolnictwem. To kategoria dość rozległa, jak na społeczeństwa europejskie, liczy od ośmiu do 10 proc. Specjaliści, lub inaczej ujmując, wyższa klasa średnia, dają w sumie – w połączeniu z właścicielami – dwadzieścia-parę procent osób lokujących się na wyższych szczeblach drabiny społecznej. Natomiast, jeśli chodzi o obóz Zjednoczonej Prawicy, to rekrutuje się on głównie z rolników, tu nadreprezentacja głosujących na PiS jest największa (deklaruje ją ok. 40-50 proc. rolników), a także z kategorii określanej mianem klasy robotniczej, czyli pracowników fizycznych, w znacznym stopniu osób z wykształceniem zasadniczym zawodowym. PiS jest również mocno zasilany przez kategorie usytuowane poza hierarchią klasową, czyli niemające określonej pozycji rynkowej: emerytów, rencistów i bezrobotnych.

 

PAP: Stąd wynika poczucie wyższości tzw. „elit” wobec, jak to wyraził Adam Michnik, „zbieraniny pisowskiej”?

 

H.D.: Jest to polska odmiana zjawiska określanego mianem symbolicznych dystansów klasowych. Polegają one na postrzeganiu i ocenianiu ludzi według „wyższości” i „niższości” społecznej. Albowiem oprócz „obiektywnych” wymiarów nierówności, takich jak poziom wykształcenia, zamożność lub posiadanie luksusowego mieszkania, wskaźnikami przynależności klasowej są różne „kapitały symboliczne”, o ile są one przedmiotem rywalizacji, ze względu na swą rzadkość – są one trudno dostępne – i legitymizowane jako oznaka wyższego statusu przez większość. Symboliczne dystanse klasowe są więc rodzajem „dystynkcji” pojęciowych stosowanych w celu kategoryzowania ludzi, ich aktywności, codziennych zachowań i „smaków”. Jednym z atrybutów „dystynkcji” jest podkreślanie przewagi przedstawicieli obrońców demokracji w Polsce – są nimi reprezentanci „wysokiej kultury”, kształtującej się wyższej klasy średniej, specjalistów – nad wspomnianą przez panią „zbieraniną pisowską”.Jak wiadomo, ta druga rekrutuje się w dużym stopniu z „klas niższych”, a więc w przypływie złego nastroju można więc sobie pozwolić na nazywanie ich zaściankowością, skansenem, pospólstwem, które nie rozumie, co jest dobre dla Polski. Z prowadzonych przeze mnie badań wynika, że zjawisko to rysuje się o wiele słabiej w Polsce, niż np. w Anglii czy krajach skandynawskich. Na ogół występuje w postaci nieintencjonalnych zachowań i gestów, bo oczywiście nie wypada manifestacyjnie podkreślać swej dominacji klasowej, wiedzy, mądrości. Jednak niełatwo je kontrolować i trudno się czasami od tego powstrzymać, czego świadectwem są wystąpienia Adama Michnika i innych przedstawicieli mainstreamu. Czasami wymknie się np. coś niepoprawnego panu Jerzemu Stuhrowi, pani Krystynie Jandzie, albo pani Holland. Poczucie hegemonii kulturowo-intelektualnej elit wobec ludu, i że należy go odpowiednio „oświecać” było zawsze obecne, dziś jest ono dodatkowo wzmacniane przez preferencje wyborcze związane z konfliktem klasowym. Kategorie społeczne lokujące się na niższych piętrach drabiny statusu mają o wiele słabsze możliwości zneutralizowania kultury „inteligenckiej” przez kontr-kulturę klas niższych. Trudno udowadniać, że jest się lepszym, jeśli, obiektywnie, jest się gorszym pod względem zamożności, kompetencji czy umiejętności dyskutowania i talentu do wystąpień publicznych. W związku z tym utrzymuje się pewna przewaga argumentacji stosowanej przez osoby zaliczane do elit, takie jak Michnik i środowisko mediów opozycyjnych. Stanowi to jeden z argumentów w przekonywaniu ogółu, że, w gruncie rzeczy, rządy Zjednoczonej Prawicy nie zasłużyły, żeby mieć władzę, bo popierają ich ludzie nie dość, że źle wykształceni i głupi, ale jeszcze nie znający się na czym polega demokracja, którzy nie dorośli do tego, żeby uczestniczyć w wyborach.

 

PAP: Oprócz wykształcenia i statusu społecznego, czym jeszcze różnią się między sobą te kategorie społeczne?

 

H.D.: O usytuowaniu w hierarchii społecznej decyduje pozycja zawodowa: to, co robimy na co dzień, z czego się utrzymujemy, jakie mamy obowiązki i jakie kompetencje musimy mieć, żeby być odpowiednio wynagradzanymi – nie tylko w postaci odpowiednich zarobków, ale także estymy społecznej, prestiżu, stylu życia. Kategorie, które określiłem mianem specjalistów, to głównie lekarze, prawnicy, inżynierowie, nauczyciele akademiccy, dziennikarze, nauczyciele w szkołach średnich, doradcy finansowi, maklerzy giełdowi, eksperci, specjaliści od wizerunku i public relations, konsultanci, wizażyści, badacze rynku, styliści i spin-doktorzy. Wzrost zapotrzebowania na te zawody jest rezultatem tworzenia się nowych instytucji związanych z rozwojem usług i sfery publicznej.

 

PAP: Czy stąd biorą się różnice w badaniach opinii społecznej, czy różnice w exit poolach vs. faktyczne wyniki wyborów – ludzie wstydzą się deklarowania swoich faktycznych sympatii politycznych, żeby nie zostać zaliczonymi do tych „gorszych”?

 

H.D.: Nie można wykluczyć, że taka obawa istnieje. Przyznanie się ankieterowi, że głosowałem na PiS byłoby potwierdzeniem bycia w grupie niewyedukowanych, tych opowiadających się za stronnictwem, którego nie wypada popierać. Aczkolwiek wiele wskazuje, że związane z tym poczucie wstydu do deklarowania, że się głosuje na tych, którym faktycznie się ufa, zmniejszyło się w porównaniu z 2005 rokiem. Wynika to, jak sądzę, stąd, że w świadomości społecznej PiS nie ustępuje, a nawet przewyższa PO pod względem skuteczności w modernizacji gospodarki i zapewnieniu wzrostu ekonomicznego. W przełamywaniu tego stereotypu ważne jest połączenie kompetencji z realizacją modelu państwa opiekuńczego: utrzymywanie się wyjątkowo niskiego bezrobocia i programy socjalne. Jeśli od 2015 r. społeczeństwo polskie jest coraz bliższe średniej unijnej pod względem PKB na osobę, a pod względem stopy życiowej wyprzedziliśmy Portugalię i Grecję, to widocznie ci, którzy rządzą Polską, znają się na tym, są w polityce ekspertami i głosowanie na nich nie jest w złym tonie.

 

PAP: Jak, pana zdaniem, wyglądają nastroje wśród młodego pokolenia. Na przełomie 2014 i 2015 roku większość młodzieży wchodzącej w świat dorosłości, która mogła oddać po raz pierwszy swój głos w wyborach, była bardzo konserwatywna i prawicowa. Tak sobie myślę, że wpływ na to mogły mieć m.in. antykibicowskie akcje typu „Widelec”. A jak jest dziś?

 

H.D.: Myślę, że „Widelec” miał ograniczony zasięg oddziaływania, przecież nie każdy w tej kategorii wiekowej chodził na mecze piłkarskie. Należy jednak oddzielić chęć aktywności w życiu publicznym od udziału w wyborach. Odsetek osób głosujących wśród młodzieży jest niski, ponieważ – jak wynikałoby z badań – mają oni znacznie bardziej sceptyczny stosunek do tej formy uczestniczenia w demokracji, niż osoby w średnim wieku i starsze. Bardziej odpowiadają im alternatywne formy uczestnictwa politycznego, np. protesty (na ulicy i online), udział w aktywnościach organizacji społecznych, wolontariat czy bojkot konsumencki. Do udziału w wyborach mobilizują ich niekonwencjonalne oferty o nachyleniu radykalnym w rodzaju formacji Kukiza. Natomiast, jeśli chodzi o sympatii polityczne, to wśród młodych rozkładają się one mniej więcej po równo, chociaż w świetle ostatniego sondażu CBOS z grudnia 2022 byli wyraźnie nadreprezentowani w elektoracie Konfederacji.

 

PAP: Nową ofertą dla młodych miał być Szymon Hołownia, choć chyba nie do końca to się udało?

 

H.D.: W ogóle się nie udało. Hołownia musi się teraz bronić, chociażby przed zarzutami nietransparentnego rozliczania finansów, co nie może być zachęcające nie tylko dla młodszych grup wieku. Doświadczenia płynące z obserwacji dowodzą, że Szymon Hołownia nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego co mówi, nie nadaje się na polityka, wciąż pozostaje showmanem. Zastanawiające jest to, skąd się bierze te 8-10 proc. poparcia, które wciąż jest deklarowane dla jego ugrupowania. Prawdopodobnie jest to były elektorat Platformy, który w dalszym ciągu, zwłaszcza po powrocie Donalda Tuska, nie chce na nią głosować, ale nie ma wyboru i woli deklarować poparcie dla Polski 2050.

 

PAP: Przyznam, że niechęć do Donalda Tuska wśród elektoratu opozycji mnie zdumiała.

 

H.D.: Jest to zaskakujące, myślę, że jako lider opozycji ma on ciężki orzech do zgryzienia – co robić?

 

PAP: Jak pan sądzi – czy jest możliwe, że w najbliższym czasie powstanie jakaś nowa siła, która zastąpi nieudane projekty i będzie w stanie dodać wigoru naszemu życiu politycznemu?

 

H.D.: Nie sądzę, żeby taki wigor był w ogóle potrzebny. Ten, który teraz mamy, nie jest aż taki zły w sensie funkcjonowania systemu politycznego. Główna oś podziału, na Platformę Obywatelską vs Prawo i Sprawiedliwość jest funkcjonalna z tego względu, że ułatwia identyfikacje wyborcze ze ścierającymi się ze sobą siłami politycznymi. Zostały one częściowo wymuszone przez interesy różnych grup społecznych (częściowo klasowych), co z kolei wymusiło w miarę jasne zdefiniowanie swoich stanowisk na PiS i PO. W przypadku PiS polega ono na realizacji wspomnianego już modelu państwa opiekuńczego, natomiast PO nie oferuje niczego, poza negacją polityki powadzonej przez obóz rządzący. Wiadomo więc, za kim się opowiedzieć, dla systemu demokratycznego jest to sytuacja korzystna. W dodatku nie występują u nas konflikty narodowo-etniczne, jak we Francji, czy dążenia do separacji państwowej, jak w Hiszpanii czy Zjednoczonym Królestwie. Wracając do wigoru, to byłby on bardziej wskazany Platformie Obywatelskiej – rzecz dotyczy przywództwa. Ratunkiem dla PO jest zmiana pokoleniowa. Gdyby Tusk oddał władzę Rafałowi Trzaskowskiemu, to jak wynikałoby z badań, Platforma miała by znacznie większe szanse na wygranie wyborów. I nie musiałaby nawet, jak sądzę, pokazywać żadnego programu. Walorem Trzaskowskiego jest to, że nie wywołuje tak negatywnych skojarzeń z rządami PO-PSL, zmotywowałoby to część elektoratu „ze środka”, który nie ma skrystalizowanych preferencji wyborczych. Byłby to podobny efekt, jak zastąpienie przez Trzaskowskiego Kidawy-Błońskiej w wyborach na prezydenta RP – ale oczywiście Tusk nie ustąpi!

 

PAP: Proszę mi wytłumaczyć fenomen Rafała Trzaskowskiego: ani nie taki młody, ani nie taki świeży, Warszawą rządzi już dość długo i te rządy trudno zaliczyć do sukcesu.

 

H.D.: W odniesieniu do PO może to wynikać z zapotrzebowania na zmianę lidera. Natomiast jego kandydatura w kolejnych wyborach prezydenckich wydaje się o tyle konkurencyjna, w porównaniu z kandydaturą kogoś z Prawa i Sprawiedliwości, że PiS rządzi już przez dwie kadencje, co również jest pewnym argumentem przemawiającym za zmianą, oczywiście w takim przypadku największe szanse ma reprezentant największej partii opozycyjnej. A co do wieku, to Trzaskowski nie ustępuje obecnemu prezydentowi, ani premierowi Mateuszowi Morawieckiemu – w odróżnieniu od Tuska, który jest kimś „starym”, politykiem posługującym się zużytymi schematami. Został w tyle i nie potrafi odpowiedzieć na obecne wyzwania, więc należałoby go zastąpić kimś nowym, niosącym powiew świeżości.

 

PAP: W przypadku partii politycznych, oprócz programów, ważne są także hasła. To, mówiące o walce o klimat za wszelką cenę nieco straciło na atrakcyjności ze względu na kryzys energetyczny. Co więc zostaje? Aborcja i LGBT?

 

H.D.: Najbardziej atrakcyjnymi hasłami pozostają niezmiennie bezpieczeństwo pracy i warunki ekonomiczne związane z kosztami utrzymania i poziomem wynagrodzeń. Stosunek do aborcji i LGBT sytuują się w na drugim planie w rankingu tych haseł, niemniej odsetek zwolenników aborcji systematycznie się zwiększa. To samo dotyczy przekonania, że homoseksualizm jest sprawą normalną Odsetek respondentów, którzy tak twierdzą, zwiększył się w latach 2001-2021, wg danych CBOS-u, z 5 do 23 proc., a przekonanie, że pary gejów i lesbijek powinny mieć prawo do publicznego pokazywania swego sposobu życia wzrosło z 16 do 34 proc.. Tak więc, coraz większa część społeczeństwa opowiada się za hasłami tolerancji i otwartości, tego wszystkiego, co jest kojarzone z nową lewicą. Podobnie jest z hasła ekologicznymi. Zyskują one na popularności, czego wymiernym wskaźnikiem jest deklarowana w badaniach CBOS-u „rezygnacja z jeżdżenia samochodem” na rzecz jeżdżenia autobusami lub na rowerach – od 2008 do 2020 r. odsetek respondentów twierdzących, że to robili zwiększył si e z 34 do 47. Tendencje te przemawiają na korzyść Lewicy, Rafała Trzaskowskiego i Szymona Hołowni – przy jego wszystkich ograniczeniach, o których już była tu mowa.

 

PAP: Te podziały polityczne i klasowe będą wyznaczały tempo naszego życia w ciągu kolejnych lat?

 

H.D.: Podobnie jak było do tej pory. Tym bardziej, że nie odbiega to od wzorów uprawiania polityki w innych krajach europejskich, chociaż np. w społeczeństwach śródziemnomorskich jedną z głównych linii podziału politycznego jest stosunek do imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Nasza scena polityczna upodabnia się do tradycyjnego modelu lewica – konserwatywna prawica, który od początku mobilizował silnie wyborców. Prawo i Sprawiedliwość staje się odpowiednikiem chrześcijańskiej demokracji a z kolei lokująca się na drugim biegunie Platforma Obywatelska ewoluuje w kierunku lewicowości.

 

PAP: Nie wiem, czy pan się ze mną zgodzi, ale wydaje mi się, że ta nowa inteligencja i specjaliści, ludzie, którzy jako pierwsze pokolenie w rodzinie pokończyli studia, przenieśli się do dużych ośrodków miejskich i awansowali, są dużo bardziej wyraziści i zaangażowani politycznie, niż…

 

H.D.: Jest to klasyczny, i stale badany, problem dotyczący wpływu ruchliwości międzypokoleniowej na preferencje wyborcze. Jeżeli chodzi o Polskę, to jak wynikałoby z badań, efekt neofityzmu, na który pani wskazuje, neutralizowany jest przez wpływ pochodzenia społecznego. Tzn. część specjalistów i nowej inteligencji pochodzącej z klas niższych nie różni się pod względem aktywizacji politycznej od reprezentantów tej klasy społecznej „dziedziczącej” pozycję rodziców, podczas gdy wyrazistość polityczna pozostałych jest słabsza, tzn. zbliżona do zaangażowania się w politykę ich ojców i matek. Nie widzę w tym szczególnie ważnego problemu, w który warto by wnikać, bo zjawisko to zawsze występowało, a przepływy z klasy robotniczej i rolników do inteligencji są raczej stabilne.

 

PAP: Konkludując: za pięć lat będziemy jeszcze bardziej podzieleni, otumanieni?

 

H.D.: Może nie jeszcze bardziej, ale na pewno nie słabiej. Jeśli chodzi o nierówności, to przewidywałbym, że hierarchia prestiżu i dystanse kulturowe będą się utrzymywały na obecnym poziomie, natomiast wzrosną nierówności dochodów. Nadchodzi recesja, która na ogół pogłębia podziały ekonomiczne związane z zasobami materialnymi.

 

Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)

 

Autorka: Mira Suchodolska

 

mir/

Poszukiwania Any Walshe. Policja przeszukała basen przy domu zaginionej

0

W Massachusetts trwają desperackie poszukiwania matki trójki dzieci, która bez śladu zaginęła w pierwszy dzień 2023 roku. 1 stycznia ok. godz. 4 rano Ana Walshe wyszła z domu i udała się w niewiadomym kierunku. Nie dotarła również do miejsca pracy w Waszyngtonie. Ostatnim posunięciem śledczych było przeczesanie przydomowego basenu – podaje Daily Mail.

Po Anie Walshe nadal nie ma śladu. 4 stycznia jej zaginięcie zgłosił mąż oraz pracodawca z Waszyngtonu D.C. Śledczy na chwilę obecną nie mają pojęcia, gdzie może znajdować się zaginiona. Jak donosi Daily Mail – w sobotę policjanci postanowili jeszcze raz dokładnie przyjrzeć się posesji, należącej do Walshe i jej męża.

Rozpoczęto przeczesywanie przydomowego basenu, zanieczyszczonego gruzem, z użyciem ciężkiego sprzętu. Kobiety nie znaleziono.

Według dotychczasowych ustaleń Walshe wyszła z domu ok. godz. 4:00 1 stycznia 2023 roku. Niektóre informacje wskazują, że następnie wypożyczyła samochód i miała się udać na Logan International Airport w Bostonie, a następnie samolotem do Waszyngtonu, gdzie pracuje. Walshe nie wsiadła jednak do samolotu do stolicy kraju.

W piątek 6 stycznia doszło do tajemniczego incydentu, który zdaniem śledczych może mieć związek ze sprawą. W tym dniu spłonął dom, który Walshe wraz ze swoim mężem i dziećmi jeszcze niedawno zamieszkiwała. Kilka miesięcy temu rodzina przeprowadziła się do obecnego miejsca zamieszkania.

Red. JŁ

CFO Florydy wzywa mieszkańców do odbierania zagubionego majątku

0

Najwyższej rangi stanowy urzędnik ds. finansów (CFO) Florydy – Jimmy Patronis – ogłosił utworzenie Florida Treasure Hunt. Inicjatywa ma pozwolić mieszkańcom stanu na odebranie ich zaginionej własności, np. w postaci niezrealizowanych czeków i różnego rodzaju depozytów. „Znajdziecie tutaj niewiarygodny skarb” – powiedział.

Według strony internetowej Florida Treasure Hunt, mieszkańcy Florydy „zgubili” setki milionów dolarów. Tylko w 2021 roku zwrócono im ponad 388 mln dolarów „utraconych środków”. CFO Florydy Jimmy Patronis przypomniał mieszkańcom o odbieraniu swoich należności w programie „Just the News, No Noise”.

„Jeden na pięciu mieszkańców Florydy ma tam coś. To depozyty za usługi komunalne, depozyty za kablówkę, niezrealizowane czeki. To jest w naszym skarbcu i po prostu bardzo chcielibyśmy, aby wasze utracone pieniądze do was wróciły” – powiedział Patronis.

W programie CFO Florydy mówił także o staraniach ograniczenia marnotrawienia stanowych pieniędzy.

„Odkąd objąłem urząd CFO w 2017 roku, uczyniłem to moją misją, aby być dobrym szafarzem dolarów podatników i utrzymać dom fiskalny Florydy w formie” – mówił Patronis. „Nasz stan utrzymał doskonały rating obligacji AAA przez ostatnie cztery lata i spłaciliśmy ponad 9,8 miliarda dolarów długu stanowego od 2011 roku. Pochwaliłem gubernatora DeSantisa za zawetowanie wydatków, opiewających na 4,5 miliarda dolarów z budżetu stanowego w ciągu ostatnich dwóch lat, co jest rozważnym działaniem, ponieważ nasz naród stoi w obliczu zbliżającego się spowolnienia gospodarczego, spowodowanego rosnącą inflacją i wysokimi stopami procentowymi”.

Red. JŁ

Gen. Gwardii Narodowej Kalifornii odwołany. Miał rozkazać rozpędzenie demonstracji myśliwcem

0

Generał brygady Gwardii Narodowej Kalifornii zostanie „mimowolnie przeniesiony” do rezerwy Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, co oznacza defacto dymisję ze stanowiska jednego z dowódców kalifornijskiej Gwardii. Oficer miał nie dopełniać swoich obowiązków oraz wykorzystywać podwładnych niezgodnie z ich zadaniami – podaje Los Angeles Times.

Gen. bryg. Jeffrey Magram utraci w przyszłym tygodniu stanowisko dowódcy Gwardii Narodowej Kalifornii i zostanie przeniesiony do rezerwy Sił Powietrznych USA. Jest to jednoznaczne ze zwolnieniem lub dymisją – poinformował ppłk Brandon Hill, rzecznik kalifornijskiej Gwardii Narodowej.

Jak donosi LA Times – Magram to już piąty generał, który zrezygnował lub został wyrzucony ze stanowiska dowódcy Gwardii Narodowej tylko w ciągu ostatnich 4 lat. Zwolnienia i dymisje są każdorazowo następstwem skandali z udziałem dowódców.

Większość zarzutów wobec Magrama została po raz pierwszy ujawniona w raporcie Timesa w czerwcu.

Generał ma na swoim koncie całą listę grzechów. W 2021 roku został przeniesiony na inne stanowisko w ramach Gwardii Narodowej z powodu kontrowersji, wywołanymi jego rozkazem – o czym donosił wówczas „Times”. Magram miał polecić przygotowanie samolotu F-15C do misji, w której… maszyna miała przelatywać nisko nad ulicznymi demonstrantami, aby ich przestraszyć i rozproszyć.

Kolejny skandal z udziałem Magrama wyszedł na jaw latem ubiegłego roku. Okazało się, że generał kazał podwładny wozić go na prywatne wizyty dentystyczne do Travis Air Force Base – 120 mil w obie strony. O procederze doniósł jeden z żołnierzy Gwardii Narodowej, który powiedział dziennikarzom, że „jego pracą jest opieka nad lotnikami w stanie Kalifornia, a nie bycie szoferem generała”.

To jednak nie wszystko. Żołnierze mieli obwozić nie tylko samego generała, ale też jego matkę – jeden z nich zawiózł ją na zakupy. „Zajęło jej dużo czasu, aby zdecydować, co chce, dużo porównywania produktów” – relacjonował anonimowy wojskowy dla „LA Times”.

Magram potwierdził relacje podwładnych, jednak stwierdził, że jego zdaniem wykorzystywanie żołnierzy w takich sprawach mieściło się w „koncepcją wingman” Sił Powietrznych, „według której gwardziści dbają o siebie nawzajem”.

Red. JŁ

Teksas. Zmiana płci może stać się nielegalna. Nawet 20 lat więzienia

0

We wtorek w Teksasie rusza 88. sesja legislacyjna. Według doniesień mediów w czasie nadchodzącego sezonu obrad rozpatrywane będą ustawy, które mogą penalizować operacje korekty płci u dzieci na terenie stanu.

Steve Toth, Reprezentant Stanu Teksas z Houston, przedstawił i złożył w listopadzie projekt ustawy House Bill 122. Jeśli ustawa zostanie przeprocedowana i uchwalona, działalność związana z zabiegami korekty płci staną się w Teksasie przestępstwem drugiego stopnia. Karą byliby zagrożeni lekarze, dokonujący na dzieciach terapii hormonalnych lub zabiegów chirurgicznych, związanych z korektą płci. Każdy zarzut może skutkować karą do 20 lat pozbawienia wolności – donosi KVUE.

Dodatkowo Toth przedstawił także kolejną ustawę, bezpośrednio powiązaną z HB 122. Ustawa House Bill 41 – jeśli uchwalona – spowodowałaby unieważnienie ubezpieczeń od odpowiedzialności zawodowej dostawców usług medycznych, jeśli ci nie przestrzegają przepisów. Toth był sponsorem podobnej ustawy w 2021 roku – środek nigdy nie wyszedł poza komisję.

Inni teksańscy prawodawcy – tacy jak rep. Cole Hefner – dążą do zrównania wszelkich procedur, związanych z korektą płci u nieletnich, ze znęcaniem się nad dziećmi. Wówczas karani byliby także rodzice. Byłoby to zgodne z opinią prokuratora generalnego Kena Paxtona, wydaną w lutym ub.r.

Oprócz tego, House Bill 672 Hefnera proponuje kryminalizację stosowania środków hamujących dojrzewanie i blokerów hormonalnych w „celu zmiany płci”.

Red. JŁ