Choć przeszli covid i nie stwarzają żadnego zagrożenia, placówki są dla nich zamknięte. Ozdrowieńcy przez sześć miesięcy są zwolnieni z kwarantanny, ale nie mogą posłać dziecka do żłobka lub przedszkola podczas lockdownu – pisze we wtorek „Rzeczpospolita”.
„Ozdrowieńcy przez sześć miesięcy są zwolnieni z kwarantanny, ale nie mogą posłać dziecka do żłobka lub przedszkola podczas lockdownu. Nawet jeśli przeszło covid. Taką możliwość mają za to m.in. medycy, mundurowi, niektórzy nauczyciele i pracujący w domach pomocy społecznej, choć ich dzieci mogą przecież przynieść koronawirusa do placówki” – czytamy w najnowszym wydaniu „Rzeczpospolitej”.
„Mam masę pytań o rodziny ozdrowieńców. Nie roznoszą choroby, chcą i mogą pracować, a w obecnej sytuacji nie mogą posłać dzieci do żłobków” – żali się dyrektorka niepublicznej placówki z Krakowa.
Przedstawicielka fundacji Przestrzeń dla Edukacji wskazuje wyjście z patowej sytuacji. „Placówka ma obowiązek przyjąć dziecko na wniosek rodzica, a rodzic nie ma obowiązku udzielać informacji o miejscu pracy. Zgodnie z przepisami o ochronie danych zbieramy tylko te dane, które są nam konieczne do podpisania umowy o świadczenie usługi” – zaznacza Iga Kazimierczyk, cytowana przez gazetę.
„Rz” wskazała, że ani Ministerstwo Edukacji i Nauki, ani Ministerstwo Rodziny, ani Ministerstwo Zdrowia nie odpowiedziały na pytania o sensowność zamykania przedszkoli i żłobków przed małymi ozdrowieńcami.
„Choć osoby, które przeszły covid, nie mają obecnie zbyt wielu przywilejów, przepisy dotyczące ich statusu i tak nie są wolne od sprzeczności. Ozdrowieńcy po kontakcie z osobą zakażoną nie podlegają kwarantannie przez pół roku. Tak wynika z wyjaśnień zamieszczonych na rządowej stronie” – czytamy.
Podkreślono, że w przypadku zwolnienia z kwarantanny w trakcie choroby domownika sześciomiesięczny termin liczy się od daty pozytywnego testu na ozdrowieńca. „Przepisy nie odpowiadają jednak na pytanie, jaki jest status ozdrowieńca, któremu sześciomiesięczny okres minie w trakcie odbywania izolacji przez domownika” – mówi na łamach „Rz” Katarzyna Jarczyk z kancelarii Olesiński i Wspólnicy. (PAP)
pad/ dki/