Rodzina, która przyjęła Nikolasa Cruza pod swój dach, jest zszokowana tym, co się stało w środę w szkole średniej w Parkland na Florydzie. 19-latek zastrzelił tam siedemnaście osób.
Cruz zamieszkał z rodziną Sneadów po tym, jak w listopadzie 2017 roku zmarła jego matka. 19-latek przyjaźnił się z synem rodziny. Ta zapewniła mu dom, zapisała do szkoły dla dorosłych i pomogła w znalezieniu pracy.
Rodzina podkreśla, że wiedziała, iż Cruz jest samotny, ma depresję i jest nieco inny niż wszyscy. Nie spodziewała się jednak, że może być zdolny do czegoś takiego.
– Mieliśmy pod dachem potwora i nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Nie dostrzegaliśmy tej strony jego charakteru – powiedziała Kimberly Snead w wywiadzie dla gazety „Sun Sentinel”.
W domu Sneadów 19-latka nauczono podstawowych czynności, takich jak gotowanie, robienie prania czy używanie mikrofalówki. – Był bardzo naiwny. Nie był głupi, po prostu naiwny – stwierdził James Snead.
W dniu strzelaniny Cruz oświadczył, że nie potrzebuje podwózki do szkoły. – Są walentynki, a w walentynki, a w walentynki nie chodzę do szkoły – powiedział. Później wysłał wiadomość tekstową synowi Senadów, w której pytał, w jakiej jest klasie. Gdy rozległy się strzały, syn zdołał się schować w pobliskim gimnazjum. Nie doznał żadnych obrażeń.
W strzelaninie w Stoneman Douglas High School życie straciło siedemnaście osób, a piętnaście zostało rannych. Cruza zatrzymano kilkadziesiąt minut później. W rozmowie ze śledczymi 19-latek przyznał się do winy.
(łd)