Kobieta miała 25 lat. Mężczyzna był o 5 lat od niej starszy. Ich ciała odkryto w poniedziałek około godz. 18 w garażu na osiedlu Smoczka w Mielcu.
Znalezienie miejsca tragedii nie jest łatwe. Pierwszy spotkany mężczyzna na początku rozmowy zaznacza, że z prasą nie będzie rozmawiał. Jednak po chwili udaje się zamienić z nim kilka słów na temat poniedziałkowego tragicznego zdarzenia. – Znałem ich obydwoje. Ją lepiej niż jego. Straszna tragedia – opowiada młody mielczanin. – Ona przecież miała małe dzieci, dwoje lub troje. Nie wiem dokładnie. Z tego, co wiem nie była mężatką. On chyba był kawalerem. Pewnie potajemnie się spotykali – dodaje. Informacje, jakie przekazywały mi kolejne napotkane osoby opierały się już na plotkach. Ktoś coś widział, ktoś coś słyszał, ale nie wiadomo co. Powstawały coraz to nowe historie. – Głupia śmierć, tacy młodzi byli – mówi mężczyzna w sile wieku.
Dziś od rana wszyscy mówią o tej tragedii i co rusz jakiś dziennikarz tu przyjeżdża – dodaje. Nie wiadomo, kto dokładnie i kiedy znalazł ofiary. Jedni mówią, że rodzina, inni dopisują już własny scenariusz zdarzeń. Policja nie chce zdradzać szczegółów śledztwa. – Sprawa jest w toku – mówi Urszula Chmura, oficer prasowy mieleckiej policji. – O tym, że kobieta i mężczyzna nie wrócili do domu policję zawiadomili zaniepokojeni członkowie rodziny. Przybyli na miejsce zdarzenia policyjni technicy dokonali oględzin i sporządzili dokumentację fotograficzną. Zebrany materiał dowodowy w prowadzonym postępowaniu wyjaśni okoliczności śmierci – dodaje Urszula Chmura. Wstępnie ustalono, że prawdopodobną przyczyną śmierci 25-latki i 30-latka było zaczadzenie.
Iwona Żyła (aip)