15.1 C
Chicago
wtorek, 7 maja, 2024

Rajd Dakar: Chwila oddechu zmęczonych bohaterów

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Rajd Dakar to jedna z najbardziej wyczerpujących imprez sportowych na świecie. Przez dwa tygodnie kierowcy jeżdżą od rana do wieczora po bezdrożach, z jednym dniem przerwy, który w obecnej edycji wypada właśnie w sobotę.

Stara dakarowa prawda mówi, że wszyscy cieszą się tu dwa razy – gdy rajd się rozpoczyna i gdy się kończy. Wszystko pomiędzy jest okupione wielkim zmęczeniem na granicy wytrzymałości ludzi i sprzętu. Dlatego tak wyczekiwany jest „rest day”, podczas którego można złapać trochę oddechu.

 

Przed rozpoczęciem Dakaru panuje nieskrywany entuzjazm. Wszyscy z niecierpliwością czekają na start, do którego przygotowywali się przez rok, albo przez całe życie. Twarze są uśmiechnięte, pojazdy błyszczące. To się jednak szybko zmienia.

 

Każdego dnia zawodnicy mają do pokonania po kilkaset kilometrów, z czego więcej niż połowę stanowi odcinek specjalny. Przez kilka godzin muszą utrzymać maksymalną koncentrację jadąc z wielką prędkością po szutrach, kamieniach i wydmach. Każdy błąd może zakończyć ich udział w rajdzie.

 

Wyjeżdżają na trasę przed wschodem słońca, gdy temperatura nie przekracza kilku stopni. Później rywalizują w upale, a jeśli przydarzy im się jakaś przykra niespodzianka, to docierają na biwak po północy. Po kilku godzinach muszą być ponownie gotowi do jazdy.

 

Obecny Rajd Dakar dzieli organizacyjna przepaść od pierwowzoru z lat 70. ubiegłego wieku. Wówczas grupa entuzjastów jeździła po afrykańskich bezdrożach w imprezie mającej posmak awanturniczej przygody. Po etapach wszyscy się spotykali na biwaku przy ognisku, spano w namiotach.

 

Teraz jest to wielkie wydarzenie nie tylko sportowe, ale także komercyjne. Zespół Audi, który zainwestował bardzo dużo w wystawienie trzech nowatorskich samochodów z napędem elektrycznym, zatrudnia na miejscu kilkadziesiąt osób, a jego obozowisko zajmuje kilkaset metrów kwadratowych. Podobnie profesjonalnie postępują rosyjski Kamaz i firmy obsługujące Mini czy Toyoty.

 

Trudy Dakaru najlepiej znoszą zawodowcy, którzy na co dzień biorą udział w rajdach i są przyzwyczajeni do takich warunków. Mają też na ogół zaplecze wieloosobowego zespołu, który zdejmuje z nich większość problemów. Gdy docierają na biwak, przekazują uwagi mechanikom, a sami udają się na czekający na nich posiłek. Śpią w kamperach i rano przed startem odbierają gotowy sprzęt. A i tak po kilku dniach nawet ci doświadczeni zawodnicy są zmęczeni i przyznają, że czekają na dzień odpoczynku.

 

Większość uczestników Dakaru nie ma takiego zaplecza. Na ogół w rajdzie towarzyszy im samochód z serwisem technicznym. To niezbędne, ponieważ często po etapie w samochodzie trzeba wymienić pół zawieszenia. Cześć zawodników korzysta z usług zajmujących się tym zespołów obsługujących kilka, czy nawet kilkanaście maszyn tej samej marki. Tak postępują bracia Marek i Michał Goczałowie, którzy po każdym etapie swoje Mavericki oddają w ręce mechaników zespołu Can-Am. Serwisowaniem Mini Jakuba Przygońskiego zajmuje się X-Raid, natomiast motocykliście Maciejowi Giemzie i jadącemu quadem Kamilowi Wiśniewskiemu towarzyszy ciężarówka serwisowa Orlen Teamu.

 

Jest grupa zawodników wzbudzająca największy podziw. To ludzie, którzy często oszczędzali przez lata, by zrealizować swoje wielkie marzenie. Są tutaj sami, na ogół motocykliści. Po etapie, który kończą długo za najlepszymi, muszą jeszcze przejrzeć sprzęt. Jeśli startują w kategorii Original by Motul, przez cały rajd mają do dyspozycji tylko niewielką skrzynkę narzędziowa i przy naprawach nie mogą korzystać z niczyjej pomocy. Z każdym dniem ich pokryte zarostem twarze coraz bardziej szarzeją.

 

Wszyscy wiedzą, że w każdym momencie mogą to przerwać i wrócić do domu. Nikt tego jednak nie robi, jeśli naprawdę nie musi. Nawet gdy z powodu awarii przez wiele godzin stoją sami pośrodku pustyni, wolą dotrzeć na biwak w nocy na holu, niż zostać ewakuowani przez organizatorów. Jeszcze niedawno wezwanie helikoptera kończyło się automatyczną dyskwalifikacją. Teraz można jechać dalej, z wielogodzinną karą.

 

Ale zmęczenie odczuwają wszyscy, nie tylko zawodnicy. W tym roku rajdowa karawana przez dwa tygodnie pokona ponad osiem tysięcy kilometrów. To w sumie 3,5 tys. osób, które niemal codziennie muszą się przemieszczać po kilkaset kilometrów. To obsługa serwisowa uczestników, organizatorzy, sędziowie, służby medyczne, dziennikarze. Część z nich lata dwoma wyczarterowanymi na czas rajdu samolotami, reszta przejeżdża samochodami lub autobusami. Większość śpi w swoich namiotach.

 

Najtrudniej mają mechanicy. Do późnej nocy przeglądają i naprawiają pojazdy, po czym rano wyruszają w podróż na kolejny biwak. Gdy do niego dotrą, w pośpiechu przygotowują stanowiska serwisowe, aby zdążyć przed przyjazdem zawodników. Dlatego dla nich cztery noce spędzone w tym roku w Rijadzie są zbawienne. Z kolei ich akurat raczej nie cieszy „rest day”. Wtedy właśnie mają najwięcej pracy. Dokonują drobiazgowych przeglądów pojazdów, na co w poprzednich dniach nie było czasu.

 

Po dniu odpoczynku zawodnicy ruszą na drugą połowę trasy. Do Dżuddy, gdzie wszystko się w tym roku zaczyna i kończy, dotrą 14 stycznia.

 

Na mecie powracają uśmiechy, a przejazd przez finałową rampę jest największą nagrodą za dwa tygodnie „udręki”. Cześć zawodników podkreśla, że to był na pewno ich ostatni raz i że nie chcą już tego pamiętać. Większość zmienia zdanie już po paru tygodniach i przystępuje do przygotowań do kolejnego Dakaru, o którym będą chcieli zapomnieć.

 

Z Rijadu – Kryspin Dworak (PAP)

 

krys/ cegl/

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520