10.1 C
Chicago
poniedziałek, 19 maja, 2025
Strona główna Blog Strona 2009

FDA: Szczepionka Johnson&Johnson bezpieczna i skuteczna

Badania kliniczne jednodawkowej szczepionki Johnson&Johnson przeciwko Covid-19 wykazały, że jest bezpieczna i skuteczna – oznajmiła w środę amerykańska Agencja Leków i Żywności (FDA). Preparat może zostać dopuszczony do użytku jeszcze w tym tygodniu.

 

W opublikowanych w środę dokumentach, FDA zaprezentowała najnowsze dane z badań nad szczepionką w USA, RPA i Brazylii z udziałem ponad 40 tys. osób. Wynika z nich, że 28 dni po podaniu, szczepionka ma skuteczność 66 proc. w zapobieganiu umiarkowanie ciężkiego i ciężkiego przebiegu Covid-19. Żaden z zaszczepionych uczestników badania, który zachorował po 28 dniach od otrzymania preparatu, nie wymagał hospitalizacji.

 

Dane potwierdziły również skuteczność szczepionki w RPA, gdzie dominował szczep B.1351, który wykazywał większą odporność. Skuteczność wyniosła 64 proc. Badanie wskazuje też, że preparat przyczynia się do znacznego obniżenia transmisji wirusa, chroniąc również przed bezobjawowymi infekcjami.

 

Najczęstsze efekty uboczne szczepionki to ból w miejscu ukłucia (48,6 proc.), ból głowy (39 proc.), zmęczenie (38 proc.) i ból mięśni (33 proc.). Jeden z uczestników badania, który otrzymał preparat, doznał zapalenia osierdzia. W opinii FDA nie można wykluczyć, że choroba miała związek z podaniem szczepionki.

 

Ostateczna decyzja o dopuszczeniu preparatu do użytku spodziewana jest jeszcze w tym tygodniu. W piątek swoją opinię w jej sprawie wyda panel ekspertów. W przypadku szczepionek BioNTech-Pfizer i Moderny, formalna decyzja agencji o aprobacie preparatów zapadła dzień po wydaniu opinii ekspertów.

 

Szczepionka Johnson&Johnson stosowana jest już od ponad tygodnia w RPA, gdzie otrzymują ją medycy. Decyzja Europejskiej Agencji Leków (EMA) w sprawie preparatu spodziewana jest na początku marca.

(PAP)

osk/ mal/

Lubisz jak płacą Ci za to, że śpisz? Możesz spróbować sił w tym fachu. Do zgarnięcia 2000 dolarów

Witryna internetowa, która zajmuje się poradami w dziedzinie jakości snu, chce zaoferować $2000 osobom, jeśli wezmą udział w badaniu.

SleepStandards.com chce przeprowadzić badanie naukowe, które pokaże, jak środowisko, w jakim śpimy, przekłada się na jakość snu. Badanie potrwa 5 dni. W każdym kolejnym dniu/etapie badania, lokalizacja snu badanego będzie zmieniana. Jedną z lokalizacji ma być 5-gwiazdkowy hotel. Każdy z badanych będzie zobowiązany do sporządzania pisemnych sprawozdań na temat ich ostatniej drzemki.

„Sen jest niezbędny dla dobrego zdrowia i jakości życia” – stwierdzili naukowcy. „Jednak nie każdy ma wystarczająco dużo dobrego snu w nocy. O jakości snu danej osoby decyduje wiele czynników, a jednym z nich może być otoczenie”.

2020 rok okazał się najgorszym – pod względem snu (i pewnie nie tylko) – dla Amerykanów rokiem. Około 51% respondentów odpowiedziało, że ich sen w ubiegłym roku nie był najlepszy.

Rejestracji do badania można dokonać tutaj: https://sleepstandards.com/dream-job-2021/

Red. JŁ

Ruszamy! W Wielkiej Brytanii wracają festiwale muzyczne

0

Tegoroczne edycje muzycznych festiwali w Reading i Leeds odbędą się – poinformowali w środę ich organizatorzy. To pierwsze festiwale, które ogłosiły powrót po przedstawieniu w poniedziałek przez premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona planu wyjścia z lockdownu.

 

„Reading i Leeds 2021. Po ostatnim oświadczeniu rządu nie możemy się doczekać powrotu na pola tego lata. RUSZAMY” – napisali na Twitterze organizatorzy obu bliźniaczych festiwali, które odbywają się w ostatni weekend sierpnia. W tym roku wypada on 27-29 sierpnia, a gwiazdami obu imprez będą Liam Gallagher, Queens of the Stone Age, Stormzy, Catfish and the Bottlemen, Post Malone i Disclosure.

 

Na razie organizatorzy nie przedstawili dokładnego planu festiwali ani nie poinformowali, czy będą obowiązywać podczas nich jakieś wymogi dotyczące dystansu społecznego. W 2019 r., podczas poprzedniej edycji, w Reading – starszym i nieco większym z tych dwóch festiwali – odnotowano rekordową liczbę 105 tys. uczestników.

 

W poniedziałek premier Johnson ogłosił czteroetapowy plan wychodzenia z lockdownu w Anglii. W trzecim etapie, nie wcześniej niż 17 maja, może nastąpić powrót koncertów czy imprez sportowych z ograniczonym udziałem publiczności, zaś w czwartym – od 21 czerwca możliwe jest zniesienie wszystkich restrykcji. Szef brytyjskiego rządu zastrzegł jednak, że są to najwcześniejsze możliwe daty i jeśli sytuacja epidemiczna będzie się pogarszać, mogą zostać przesunięte na później.

 

Miesiąc temu organizatorzy Glastonbury, najbardziej znanego w Wielkiej Brytanii i największego w Europie festiwalu muzycznego, poinformowali, że z powodu epidemii zaplanowana wstępnie na 23-27 czerwca impreza po raz drugi z rzędu się nie odbędzie. Na razie decyzji nie ogłosili organizatorzy dwóch festiwali, które według planów powinny się odbyć przed 21 czerwca – na wyspie Wight i w Donnington Park.

 

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

bjn/ mal/

Niedzielski: Trzecia fala epidemii rozpędza się. Obowiązek zakrywania ust i nosa wyłącznie przy użyciu maseczki

Widać wyraźnie, że trzecia fala epidemii w Polsce rozpędza się, najbardziej niepokojąca sytuacja dotyczy województwa warmińsko-mazurskiego. Od soboty wprowadzony zostanie obowiązek zakrywania ust i nosa wyłącznie przy użyciu maseczki; po powrocie z Czech i Słowacji będzie kwarantanna, a w woj. warmińsko-mazurskim, gdzie jest największy wzrost zakażeń, wprowadzone będą „regulacje dyscyplinujące”. – powiedział minister zdrowia Adam Niedzielski.

 

Niedzielski mówił, że największym zagrożeniem są pojawiające się kolejne mutacje koronawirusa. „Trzeba liczyć się z tym, że nowe mutacje będą się pojawiały i tutaj też widzimy niepokojący trend. (…) Widzimy systematyczny (wzrost) udziału mutacji brytyjskiej w ogólnej liczbie próbek, które badamy” – powiedział Niedzielski. Jak dodał, obecnie ten udział mutacji brytyjskiej przekracza 10 proc.

 

„Jak popatrzymy na sytuację w Polsce, widać wyraźnie, że trzecia fala rozpędza się” – przyznał Niedzielski.

Od 27 lutego wprowadzony zostanie obowiązek zakrywania ust i nosa wyłącznie przy użyciu maseczki. Nie będzie można stosować szalików, kominów, chust, bandan i przyłbic.

Przyłbice wciąż mogą być stosowane, ale dodatkowo, oprócz maseczki. „Przyłbice przede wszystkim zabezpieczają oczy, zabezpieczają górną część twarzy i w tym sensie przyłbice są nadal dopuszczone, ale nie jako element zastępujący maseczkę, tylko ewentualnie jako element, który jest dodatkowy” – mówił szef MZ.

Podkreślił, że sytuacja epidemiczna jest zróżnicowana w różnych regionach. „Mamy województwa w północnym pasie Polski, które są zdecydowanie bardziej dotknięte w tej chwili zjawiskiem epidemicznym. Mówię tutaj przede wszystkim o województwie warmińsko-mazurskim, ale również trzeba wymienić województwo pomorskie czy kujawsko-pomorskie” – dodał minister.

 

Natomiast, zaznaczył, na „drugim skraju, biegunie” mniej dotkniętym pandemią jest chociażby województwo dolnośląskie czy łódzkie. Zauważył, że na początku drugiej fali te województwa były jednymi z najbardziej dotkniętych regionów epidemią.

 

„Najbardziej niepokojąca sytuacja dotyczy województwa warmiński-mazurskiego. (…) Mamy tutaj ponad dwukrotne przekroczenie średniej (nowych zakażeń) dla całego kraju, a przecież sytuacja w kraju też się rozwija w kierunku rozpędzenia trzeciej fali” – podkreślił szef MZ.

 

Poinformował, że w przypadku woj. warmińsko-mazurskiego wskaźnik nowych zakażeń wynosi 45 nowych dziennych zakażeń w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Średnia w przeliczeniu na cały kraj wynosi 20 nowych dziennych zakażeń na 100 tys. mieszkańców.

 

Niedzielski dodał, że „trafialność” testów na koronawirusa wynosi w skali kraju 19 proc., a w woj. warmińsko-mazurskim – przekroczyła 34 proc. Dodał, że na 24 próbki zebrane w newralgicznej części tego regionu, 16 wykazało mutację brytyjską wirusa.

 

(PAP) Karol Kostrzewa/ Katarzyna Lechowicz-Dyl

 

kos/ par/

Wypasiony telewizor nie nadaje się do oglądania TVP Info. Sony odrzuciło reklamację klienta

– Tani nie był, ale miał być najlepszy. Tak przynajmniej reklamował go producent. Okazuje się jednak, że wypasiony telewizor marki Sony nie nadaje się do oglądania TVP Info – oburza się pan Tadeusz z Kielc.

 

Czytelnik „Echa Dnia” chciał sprawić sobie przyjemność. I to nie lada jaką. W grudniu 2017 roku zakupił olbrzymi telewizor Sony. Ten luksus kosztował go ponad 10 tysięcy złotych. Po półtora roku użytkowania urządzenie zaczęło szwankować.

– Na panelu pojawiły się zielone pasy, co było strasznie irytujące w trakcie oglądania. Zgłosiłem usterkę w ramach gwarancji. Reklamację uznano. W połowie lipca 2019 roku otrzymałem nowy telewizor o porównywalnych parametrach, ponieważ poprzedni model wycofano z produkcji – opowiada pan Tadeusz.

Radość mężczyzny z nowego odbiornika nie trwała jednak długo. W połowie listopada 2020 roku na ekranie wyświetlacza znów pojawiły się zielone paski.

– Ponownie zgłosiłem usterkę, ale tym razem odmówiono mi naprawy gwarancyjnej. Dlaczego? Bo zdaniem centrum serwisowego użytkowanie telewizora Sony następowało niezgodnie z wytycznymi przedstawionymi w instrukcji obsługi, a diagnoza odbiornika wykazała utrwalenie na ekranie OLED tak zwanego zjawiska retencji w związku z niewłaściwą eksploatacją odbiornika – mówi pan Tadeusz.

Jak wyjaśnia, w przewodniku producenta jest zapis, iż retencja obrazu może wystąpić, jeżeli obrazy są wyświetlane w tym samym miejscu ekranu wielokrotnie lub przez dłuższe okresy czasu. – W książeczce przedstawiono przykłady obrazów, które mogą powodować to zjawisko. Ale to zupełnie typowe sytuacje, takie jakie występują w codziennym użytkowaniu telewizora. I tu dochodzimy do absurdu całej sytuacji. Okazuje się, że aby całkowicie wyeliminować możliwość wystąpienia efektu retencji, należałoby w ogóle nie korzystać z telewizora zgodnie z jego przeznaczeniem, czyli do oglądania programów telewizyjnych w warunkach domowych. Druga sprawa – ta usterka jest identyczna w stosunku do tej na poprzednim telewizorze, która została uznana przez serwis i doprowadziła do wymiany urządzenia – oburza się pan Tadeusz.

Mężczyzna w połowie grudnia 2020 roku wysłał w tej sprawie pismo do oddziału Sony w Polsce. Poprosił o naprawienie telewizora lub wymianę na wolny od wad. Jak podkreśla, odpowiedź spółki na zgłoszenie zszokowała go. Pan Tadeusz cytuje.

– Retencja była spowodowana oglądaniem programów z elementami statycznymi, a dokładnie kanałów informacyjnych ze statycznymi paskami. Tego rodzaju użytkowanie nie jest zgodne z zaleceniami zawartymi w instrukcji obsługi. Co więcej, diagnoza odbiornika wykazała, że był intensywnie użytkowany – ponad 11 godzin dziennie. Wartość ta nie odpowiada tak zwanemu normalnemu użytkowaniu telewizora w domu. Poprzednia wymiana była gestem dobrej woli udzielonym z naszej strony. Kolejne, analogiczne załatwienie sprawy nie jest możliwe – czyta pan Tadeusz.

Czytelnik jest oburzony postawą producenta. – Zainwestowałem w drogi telewizor, ponoć najlepszy na rynku, by mieć komfort oglądania sportu oraz programów informacyjnych. Okazuje się jednak, że wypasiony telewizor marki Sony nie nadaje się do oglądania TVP Info. To ile według Sony mogę dziennie oglądać TVP Info? Czy może mam w ogóle nie oglądać i być odciętym od informacji? – zastanawia się pan Tadeusz z Kielc.

Zwróciliśmy się do polskiego oddziału Sony, czy firma podtrzymuje stanowisko w tej sprawie. Oto odpowiedź.

Paulina Makuch z Biura Prasowego Sony:
„Przyjrzeliśmy się sprawie. Klient zakupił TV OLED w roku 2017. W 2019 zgłosił się w związku z retencją w jego odbiorniku, która spowodowana została długotrwałym wyświetlaniem elementów statycznych (w tym przypadku pasków programów informacyjnych). Instrukcja obsługi telewizorów OLED jasno informuje o tym, że, aby zmniejszyć ryzyko wystąpienia tego zjawiska, należy unikać eksploatowania odbiornika w tak jednostajny i intensywny sposób. Jednak, w ramach gestu dobrej woli, zdecydowaliśmy się wymienić Klientowi odbiornik. Po 18 miesiącach (co istotne: czas pracy telewizora wyniósł 5500 godzin, co przekłada się na 11 godzin dziennie) Klient ponownie zgłosił się do serwisu z dokładnie tym samym problemem. Ze względu na to, że już raz wymieniliśmy odbiornik i również ten użytkowany był niezgodnie z zaleceniami instrukcji obsługi, uznaliśmy roszczenia Klienta za niezasadne.

Zjawisko retencji nie jest spowodowane wadą telewizorów. Występuje we wszystkich produktach wykonanych w technologii OLED. Intensywne wyświetlanie przez długi czas statycznych obrazów, np. takich jak paski czy logo stacji, przyspiesza pojawianie się tego efektu. Telewizory Sony posiadają wiele algorytmów, które mają redukować możliwość występowania tego zjawiska. Jednak nie są one w stanie uchronić w stu procentach telewizor, który zmuszany jest do pracy w nieoptymalnych dla siebie warunkach i intensywnie eksploatowany w tak szczególny sposób.”

Red. Paweł Więcek PolskaPress AIP

Pozew przeciw sanitariuszom za zdjęcie umierającego mężczyzny

0

Rodzina przypadkowo postrzelonego mężczyzny podczas czerwcowych grabieży w Cicero złożyła pozew przeciw sanitariuszom. Zrobili oni zdjęcie umierającego, postrzelonego w głowę 27-latka.

 

Na Facebooku opublikował je emerytowany strażak. Pod fotografią dodał następujący wpis: „Przyjdź do Cicero by się włamać i ograbić. Dostaniesz darmowy worek na zwłoki. Ładny strzał w głowę!!”.

W złożonym we wtorek pozwie w sądzie federalnym, rodzina Victora Cazaresa Jr. zaznaczyła, że nie brał on udziału w grabieży. 1 czerwca, nieuzbrojony 27-latek wraz z paroma sąsiadami ochraniał sklep spożywczy Super Espiga Grocery przy 4920 West 14 ulicy. Nagle podszedł do niego nieznany osobnik i postrzelił go w głowę. Kiedy na miejsce przybyli sanitariusze, Justin Zheng i Gene Lazcano, 27-latek wciąż oddychał. Zamiast natychmiast zabrać go do szpitala robili zdjęcia rannego mężczyzny – napisano w pozwie.

Parę minut później jedno z nich na portalu społecznościowym umieścił emerytowany strażak, Frank R. Rand  z mylnym opisem, że mężczyzna był jednym z plądrujących sklepy. W pozwie złożonym przez rodzinę zaznaczono, że zarówno sanitariusze jak i strażak a także władze Cicero naruszyły prywatność Cazaresa i zniesławiły jego imię.

Rzecznik prasowy miasta Cicero zaznaczył, że sanitariusze są pracownikami Metro Paramedics. Policja w dalszym ciągu prowadzi dochodzenie w sprawie opisanego zajścia.

 

BK

Chicago zaleca kwarantannę po przyjeździe z 31 stanów

0

Chicago zaktualizowało we wtorek listę stanów z zalecaną kwarantanną. Na pandemicznej mapie 31 stanów oznaczonych jest kolorem pomarańczowym.

 

Po przyjeździe z nich zalecana jest 10-dniowa kwarantanna lub negatywny test na koronawirusa przed przyjazdem do Chicago. Z tego obowiązku zwolnione są osoby, które przyjęły dwie dawki szczepionki przeciw COVID-19.

Do oznaczonych na żółto stanów, czyli tych z których po przyjeździe nie jest wymagana kwarantanna ani negatywny test dołączyły w tym tygodniu Wisconsin oraz Indiana. Wśród pozostałych rejonów są także stolica USA czyli Waszyngton a także Minnesota, Mississippi, Teksas, Idaho, Luizjana, Nebraska, Maryland, Nevada, Arkansas, stan Waszyngton, Michigan, Maine, Missouri, Oregon, Hawaje, Dakota Północna i Portoryko.

 

BK

Chicago otwiera ścieżki rekreacyjne i place zabaw

0

We wtorek otwarto wszystkie ścieżki spacerowe i rowerowe nad jeziorem Michigan. Władze Chicago zgodziły się także na otwarcie placów zabaw.

 

Po wybuchu pandemii burmistrz Lori Lightfoot zdecydowała się na zamknięcie popularnych ścieżek rekreacyjnych. Ustawiono na nich policyjne bariery, które we wtorek po prawie roku w końcu usunięto. W ciągu najbliższych tygodni dystrykt parków miejskich przygotuje ponad 500 placów zabaw.

Otwarte zostaną również baseny należące do dystryktu. Rejestracja rozpocznie się 8 marca. W dalszym ciągu obowiązywać będą na nich restrykcje sanitarne a liczba osób korzystających z basenów zostanie ograniczona.

 

BK

Schiller Park: Kobieta przygnieciona śniegiem. 10 godzin czekała na pomoc

0

Mieszkanka Schiller Park przez 10 godzin znajdowała się pod ciężkim śniegiem. We wtorek około południa kobieta wyszła by odśnieżyć werandę za domem.

 

Nagle zadaszenie zawaliło się i przygniotło około 50-letnią kobietę. Przez 10 godzin wzywała pomocy ale żaden z sąsiadów jej nie słyszał ponieważ ciężki śnieg i lód tłumił odgłos. Wreszcie jeden z członków rodziny po powrocie do domu około 10:15 wieczorem znalazł ją i wezwał pomoc.

Na miejsce przybyła straż pożarna. W ciągu 10 minut ratownikom udało się ją wydobyć. Kobieta była przytomna a jej stan sanitariusze określili jako stabilny. Poszkodowaną zabrano do szpitala.

Szef departamentu straży pożarnej w Schiller Park, Michael Cesaretti przyznał, że kobieta miała dużo szczęścia. Przypomniał, że śnieg zalegający wciąż na dachach jest bardzo niebezpieczny i zaapelował o ostrożność.

BK

Michael Madigan chce by jego następca już zrezygnował z mandatu kongresmana

0

Michael Madigan zwrócił się z apelem o złożenie rezygnacji do swojego następcy na stanowisku kongresmana z 22. Dystryktu.   26-letni Edward Guerra Kodatt został wybrany w niedzielę i tego samego dnia zaprzysiężony.

 

We wtorek Madigan i chicagowski radny Marty Quinn wydali oświadczenie w którym czytamy: „Po uzyskaniu informacji o wątpliwym postępowaniu pana Kodatta zasugerowaliśmy, by zrezygnował on z funkcji przedstawiciela stanowego z 22. Dystryktu. Opowiadamy się za polityką zero tolerancji w pracy”. Madigan i Quinn nie ujawnili o jakie zachowanie dokładnie chodzi. Kodatt na razie nie odniósł się do apelu polityków.

Po tym jak Michael Madigan zrezygnował z efektem natychmiastowym z mandatu kongresmana Illinois rozpoczęły się poszukiwania jego następcy. Wcześniej Madigan reprezentujący 22. Dystrykt przez prawie 50 lat w Springfield zrezygnował też z funkcji przewodniczącego Izby Reprezentantów a w miniony poniedziałek ze stanowiska przewodniczącego partii demokratycznej na stan Illinois.

Kodatt od 2017 roku pracował przy różnych projektach zarówno w biurze Madigana jak i Quinna.

 

BK

Policjantka przyłapana na kradzieży sklepowej

0

Policjantka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi została przyłapana na kradzieży sklepowej w Galerii Łódzkiej. Wobec funkcjonariuszki, która od kilku miesięcy nie pełniła już służby, została wszczęta procedura wydalenia.

Do próby kradzieży kilku cennych artykułów doszło w poniedziałek w jednym ze sklepów w Galerii Łódzkiej. Na gorącym uczynku zatrzymali ją pracownicy centrum handlowego, którzy wezwali na miejsce policję. Podczas czynności patrolu okazało się, że domniemaną złodziejką jest funkcjonariuszka KWP w Łodzi.

 

Policjantka jednego z wydziałów łódzkiej komendy w momencie kradzieży przebywała na zwolnieniu lekarskim. „Funkcjonariuszka od kilku miesięcy nie pełniła już służby. Wobec niej została wszczęta procedura wydalenia” – przekazała rzeczniczka łódzkiej policji mł. insp. Joanna Kącka.

 

Policja nie ujawnia wartości kradzieży sklepowych artykułów. Jeśli była ona mniejsza niż 500 zł, będzie to traktowane jako wykroczenie, za które grozi grzywna lub areszt. Natomiast kradzież powyżej tej kwoty, to przestępstwo zagrożone karą od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.

 

O sprawie pierwsza poinformowała łódzka Gazeta Wyborcza. (PAP)

 

autor: Bartłomiej Pawlak

Macierewicz: Zrobimy wszystko, by przed rocznicą „zbrodni smoleńskiej” upublicznić maksymalną wiedzę na ten temat

0

Zrobimy wszystko, żeby przed rocznicą „zbrodni smoleńskiej” nie tylko raport filmowy podkomisji, ale maksymalna wiedza została udostępniona opinii publicznej, zarówno polskiej, jak i międzynarodowej, co jest szczególnie ważne – oświadczył przewodniczący podkomisji Antoni Macierewicz.

Tygodnik „Sieci” w najnowszym wydaniu opublikował tekst autorstwa byłego członka podkomisji smoleńskiej Glenna Joergensena zatytułowany „Badanie tragedii smoleńskiej – co się dzieje?”. Artykuł jest krytyczny wobec szefa podkomisji, byłego ministra obrony Antoniego Macierewicza. Autor zarzuca mu m.in. niewykazanie „rzeczywistego, efektywnego wysiłku organizacyjnego, aby zidentyfikować wszystkie bezpośrednie i podstawowe przyczyny systemowe oraz czynniki przyczyniające się do katastrofy” z 10 kwietnia 2010 r. Zdaniem Joergensena były szef MON wprowadza też chaos i konflikty.

 

Macierewicz, pytany o tę publikację przez dziennikarzy w Sejmie, zwrócił uwagę, że jej autorem jest „były członek” podkomisji, który „musiał odejść ze względu na to, że nie otrzymał gwarancji ze strony Służby Kontrwywiadu Wojskowego, no i nie mając dostępu do informacji niejawnej musiał odejść z komisji”. „Co widać w tych jego wypowiedziach bardzo jasno, bo to jest przecież stek bzdur, kłamstw i fałszerstw. (…) Absurdalność tego, co tam pisze pan Joergensen, jest zupełnie oczywista i myślę, że diagnoza Służby Kontrwywiadu Wojskowego jest trafna” – ocenił.

 

Pytany był też, kiedy poznamy raport podkomisji ws. katastrofy lotniczej w Smoleńsku. „To jest problem, o który trzeba spytać lekarzy, bo wchodzimy w trzecią falę Covidu. Myślałem, że będą mogli przyjechać koledzy z Australii i innych krajów, a obawiam się, że to jest ciągle niemożliwe. Ale znajdziemy jakiś sposób, żeby przed rocznicą (10 kwietnia – PAP) mogli państwo nie tylko zobaczyć raport filmowy”.

 

Dopytywany, czy poznamy jakieś fragmenty raportu, zadeklarował: „Znajdziemy sposób, żeby ten problem rozwiązać. Nie chcę go precyzować, dlatego że państwo się później – że tak powiem – szczegółowo do różnych rozwiązań przyzwyczajacie, a one mogą ulec zmianie. Ale zrobimy wszystko, żeby przed tą rocznicą maksymalna wiedza na ten temat została udostępniona opinii publicznej. Dlatego, bo zbrodnia smoleńska jest czymś takim, czego szczegóły muszą być dostępne dla całej opinii, zarówno polskiej, jak i międzynarodowej, co jest szczególnie ważne” – oświadczył.

 

Pytany, czy bez badania wraku samolotu Tu-154M, jest możliwa publikacja ostatecznego raportu, były szef MON przyznał, że „wszystko wskazuje na to, że główne tezy raportu są możliwe do przekazania opinii publicznej, także (wtedy), jeżeli nie będziemy mieli dostępu do wraku”.

 

„Z punktu widzenia sądowego to jest niezbędne (zbadanie wraku). Z punktu widzenia badania, to można bez tego to opublikować, dlatego że dysponujemy pobranymi fragmentami (wraku) i próbkami, na których znaleziono, zarówno w polskich, jak i zagranicznych laboratoriach, ślady materiałów wybuchowych. Więc one są materiałem dowodowym, który z punktu widzenia wiedzy jest wystarczający” – ocenił.

 

Proszony o podanie głównych tez raportu, powiedział, że „ta kwestia będzie w odpowiednim czasie przedstawiona”. „Główna teza jest taka – nie teza, a prawda – jest taka, że samolot został zniszczony w eksplozji” – oświadczył. Dopytywany, co spowodowało eksplozję, odparł, że „materiał wybuchowy znaleziony na szczątkach samolotu”, a to przez kogo został tam umieszczony, to – jak mówił – „już jest kwestia, na którą musi odpowiedzieć prokuratura, bo komisja nie ma uprawnień śledczych”. Wyraził przekonanie, że „wśród osób odpowiedzialnych za poszczególne czynności, które są wymienione w raporcie, zapewne są osoby, którymi się prokuratura zainteresuje”.

 

10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154, wiozącego polską delegację na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria, najwyżsi dowódcy wojska i ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.

 

Tzw. podkomisja smoleńska to podlegająca MON Podkomisja do Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego z 10 kwietnia 2010 r., powołana w 2016 r. (PAP)

 

Autor: Mieczysław Rudy

 

rud/ itm/

Chicagowska policja nie będzie mogła współpracować z ICE

0

Chicago wprowadziło rozporządzenie „Przyjazne Miasto”. We wtorek dokument podpisała burmistrz Lori Lightfoot.

 

Dotyczy on współpracy miejskiego departamentu policji ze służbami imigracyjnymi i ds. celnych. Wcześniej chicagowska policja udostępniała im bazy swoich danych   jeśli poszukiwana osoba znajdowała się w rejestrze członków gangów albo funkcjonariusze służb imigracyjnych mieli ważny nakaz karny z powodu popełnienia przez daną osobę przestępstwa.

Dokument “Welcoming City Ordinance” znosi te wyjątki umożliwiające policji współpracę ze służbami imigracyjnymi. W ten sposób Lori Lightfoot spełniła swoją obietnicę wyborczą. Podczas kampanii na burmistrza Chicago stanowczo sprzeciwiła się współpracy policji ze służbami imigracyjnymi.

Zarządzenie zabrania również miejskim agencjom lub funkcjonariuszom brania udziału w egzekwowaniu federalnego prawa imigracyjnego. Ponadto policjanci nie będą mogli dokonywać zatrzymań, kierując się podejrzeniem, że dana osoba przebywa w USA nielegalnie. Funkcjonariusze nie mogą również udzielać policji imigracyjnej (ICE) dostępu do takich osób, w przypadku gdy zostaną zatrzymane.

Z wszystkich formularzy czy aplikacji miejskich mają zniknąć pytania na temat statusu imigracyjnego. Ponadto słowo „obywatel” zostanie w nich zastąpione określeniem „rezydent”, „osoba” lub „osoba fizyczna”. W ten sposób władze chcą uniknąć określenia statusu imigracyjnego.

Dodajmy, że powyższe rozporządzenie zostało zatwierdzone w styczniu przez Radę Miasta Chicago. Za jego wprowadzeniem głosowało 41 radnych a przeciw było 8.

 

BK

Turniej WTA w Adelajdzie: Świątek awansowała do ćwierćfinału

0

Rozstawiona z numerem piątym Iga Świątek awansowała do ćwierćfinału turnieju WTA w Adelajdzie w Australii. W środę polska tenisistka pokonała reprezentantkę gospodarzy Maddison Inglis 6:1, 6:3.

23-letnia Inglis zajmuje obecnie 136. miejsce w światowym rankingu, a najwyżej w karierze była na 112. pozycji (w marcu 2020 roku). Do zmagań w Adelajdzie musiała przebijać się przez kwalifikacje.

 

Świątek, która w najnowszym notowaniu listy WTA spadła z 17. na 18. miejsce, bardzo dobrze rozpoczęła mecz. Pierwszego seta wygrała gładko 6:1 w nieco ponad pół godziny.

 

Druga partia toczyła się punkt za punkt do stanu 3:3. W siódmym gemie Świątek wreszcie przełamała serwis rywalki. Następnie błyskawicznie wygrała swoje podanie, a potem znów popisała się przełamaniem, które dało jest zwycięstwo w secie 6:3 oraz w całym meczu.

 

To był pierwszy pojedynek 19-letniej Polki z Inglis.

 

W czwartek następną rywalką Świątek będzie Danielle Collins. Amerykanka niespodziewanie pokonała rozstawioną z numerem pierwszym Australijkę Ashleigh Barty 6:3, 6:4. 27-letnia Collins w światowym rankingu zajmuje 37. miejsce. Polka wcześniej z nią nie grała.

 

Wynik meczu 2. rundy turnieju w Adelajdzie:

 

Iga Świątek (Polska, 5) – Maddison Inglis (Australia) 6:1, 6:3.(PAP)

 

wkp/ krys/

Kanadyjskie media pytają, dlaczego masło jest twardsze niż kiedyś

0

Po kilku dniach dyskusji w mediach społecznościowych, do mainstreamowych mediów w Kanadzie trafił problem twardości masła. Winę ponosić mają niektórzy hodowcy, którzy karmią krowy paszą zawierającą olej palmowy.

Dziennik „Le Journal de Montreal” opisał sygnalizowany ostatnio często problem Kanadyjczyków, którzy w czasach pandemii częściej pieką i gotują w domu: masło, które mimo wyjęcia z lodówki i pozostawienia na blacie kuchennym pozostaje twarde.

 

„Wielu mieszkańców prowincji atlantyckich zauważyło, że masło jest twardsze niż zwykle” – mówił w mediach dyrektor laboratorium żywności na Uniwersytecie Dalhousie Sylvain Charlebois.

 

Zaś jak pisał na blogu „The Universal Wolf” Leonard Eichel, często poruszający kwestie związane z produkcją żywności, problem zauważono też w kawiarniach. W związku z tym, że z niektórych rodzajów mleka nie da się zrobić pianki do capuccino, kawiarnie przestawiają się na mleko z ekologicznych hodowli krów.

 

„Le Journal de Montreal” twierdzi, że ok. 20-25 proc. hodowców krów w Quebecu podaje zwierzętom paszę zawierającą olej palmowy, czyli olej używany w przemyśle m.in. w margarynach, do wypieku ciastek, jako dodatek do kosmetyków. Stąd zaś tłuszcz palmitynowy trafia do mleka.

 

Jak pisał Charlebois w swoim artykule, nawet jeśli w uzupełnionej olejem palmowym paszy dla krów nie ma nic nielegalnego, to sytuacja stała się nieprzyjemna. „Podczas gdy producenci starają się uspokoić sprawę, to branża przetwórcza żąda, by producenci coś zrobili. Plotka głosi, że branża przetwórcza w Quebecu zażąda zakazu karmienia krów olejem palmowym. Większość zauważyła, że jakość i charakterystyka niektórych rodzajów masła, mleka i nawet serów zmieniła się w ciągu minionych sześciu miesięcy” – napisał Charlebois.

 

Autor blogu „The Universal Wolf” wskazywał, że praktyka dodawania oleju palmowego do paszy dla krów bazuje m.in. na badaniach prowadzonych 20 lat temu w Albercie. Krowy i tak wytwarzają w organizmie tłuszcz palmitynowy, obecny w oleju palmowym, a dodanie oleju palmowego do ich paszy zwiększa zawartość tłuszczu palmitynowego, który jest nasyconym kwasem tłuszczowym, w mleku. Kanadyjskich krów nie można karmić byle czym, ale wśród dopuszczalnych składników karmy są tłuszcze roślinne. W efekcie, jak twierdzą niektórzy, wytwarzane z takiego mleka masło ma wyższą temperaturę topnienia, czyli jest twardsze. Cytowany przez telewizję CTV szef organizacji farmerów mlecznych w Nowym Brunszwiku Paul Gance mówił, że nie ma dowodów, iż używanie oleju palmowego w krowiej paszy sprawia, że masło jest twardsze, ale Dairy Farmers of Canada, kanadyjska organizacja farmerów mlecznych, prowadzi badania w sprawie. Z kolei cytowany w telewizji Global News Charlebois mówił o próbie, którą przeprowadził w domu z masłem ekologicznym i masłem zwykłym. Na gorącym toście masło ekologiczne rozsmarowywało się lepiej.

 

Media i blogerzy, którzy zajęli się sprawą, wskazują przy tym, że nie jest to tylko ciekawostkowe „buttergate”. Produkcja mleka w Kanadzie podlega ścisłym regulacjom, w tym kwotom produkcji. Nowy i niezamożny farmer w praktyce nie ma możliwości zakupu kwot. W zamian za reglamentację konkurencji wymagana jest wysoka jakość mleka, którą często kanadyjscy farmerzy przeciwstawiają jakości produktu amerykańskiego, gdzie stosowanie hormonów wzrostu i antybiotyków jest dozwolone. Zaś żeby masło mogło nazywać się masłem, musi składać się minimum w 80 proc. z tłuszczu pochodzącego z mleka.

 

„Od lat umowa społeczna między mieszkańcami Kanady a przemysłem mleczarskim usprawiedliwia wyższe ceny w detalu” – podkreślał w swoim artykule Charlebois, pytając, dlaczego w takim razie ponad 20 proc. farmerów mlecznych w Quebecu, jak wynika z ujawnionych danych, używa paszy dla krów z olejem palmowym, co robią pozostali i dlaczego opinia publiczna dowiaduje się o tym dopiero teraz.

 

W miastach, gdzie istnieją polskie sklepy, np. w Toronto i Mississauga, niezadowoleni z kanadyjskiego masła mogą kupić masło importowane z Polski.

 

Z Toronto Anna Lach(PAP)

 

lach/ kib/

Węgry. Orban nie ustępuje i stwierdza, że na razie nie będzie łagodzenia restrykcji

0

Na razie nie można mówić o łagodzeniu restrykcji epidemicznych na Węgrzech, ale niewykluczone, że władze rozważą zgodę na odwiedzanie domów opieki dla osób starszych – powiedział w środę premier Węgier Viktor Orban w nagraniu na Facebooku.

„Na razie nie można mówić o łagodzeniu przepisów” – podkreślił premier Orban, apelując do rodaków, by zgłaszali się na szczepienie przeciw Covid-19, bo Węgrom zagraża trzecia fala zakażeń koronawirusem.

 

Zaznaczył jednak: „Rozważymy jedną rzecz: mieszkańcy domów opieki dla starszych, których w 80 proc. już zaszczepiliśmy, bardzo cierpią z tego powodu, że nie można ich odwiedzać i sami też nie mogą wychodzić. Chcielibyśmy znaleźć jakieś rozwiązanie możliwe do przyjęcia z ludzkiego punktu widzenia”.

 

Dodał, że środa jest ważnym dniem, bo na Węgrzech rozpoczyna się szczepienie preparatem chińskiej firmy Sinopharm. „Mnie też napełnia nadzieją fakt, że być może w przyszłym tygodniu nadejdzie kolej (na szczepienie) tych, którzy kierują ochroną (przed epidemią)” – powiedział Orban.

 

Na Węgrzech zaszczepiono dotąd co najmniej jedną dawką ponad 471 tys. osób (na niecałe 10 mln mieszkańców). Stosowane są cztery preparaty: Pfizer, Moderna, AstraZeneca i rosyjski Sputnik V.

 

Od kilku tygodni ponownie rośnie na Węgrzech liczba dziennych zakażeń i zgonów na Covid-19. W ciągu ostatniej doby stwierdzono 2855 nowych infekcji koronawirusem, zmarło 102 chorych na Covid-19. Znów rośnie także liczba osób wymagających pomocy respiratora przy oddychaniu – jest ich obecnie ponad 400.

 

Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)

 

mw/ tebe/

Sondaż: Jedna trzecia Niemców nie chce ograniczania swoich praw oraz obowiązku szczepień

0

33 proc. Niemców sprzeciwia się ograniczaniu ich swobód w ramach walki z pandemią, a 34 proc. nie chce zaszczepić się przeciw koronawirusowi – wynika z sondażu opublikowanego w środę przez Fundację Bertelsmanna. W Niemczech wykryto dotąd ponad 2,4 mln zakażeń, a blisko 69 tys. osób zmarło w związku z Covid-19.

Reprezentatywne badanie przeprowadził na zlecenie Fudacji ośrodek Norstat Institut w ostatnim tygodniu listopada 2020 r. z udziałem ponad 1000 respondentów.

 

Tygodnik „Der Spiegel” zauważa jednak, że nie są to wyniki kategoryczne, bo stosunek Niemców do szczepień na koronawirusa stale się zmienia, na co mają wpływ bieżące wydarzenia w nauce i polityce. Gazeta wskazuje, że w jej najnowszej ankiecie 74 proc. osób opowiedziało się za szczepieniami, co „oznacza najwyższy wynik w historii”. Inna ankieta „Spiegla” ujawniła, że największą aprobatą cieszy się szczepionka firmy BioNTech/Pfizer.

 

Ponadto w badaniu Fundacji Bertelsmanna ok. 45 proc. respondentów oceniło, że obecny kryzys związany z pandemią może mieć pozytywne efekty w kontekście ochrony klimatu oraz stosunków społecznych. 82 proc. ankietowanych uważa, że pandemia ukazała potrzebę wprowadzenia gruntownych zmian w społeczeństwie.

 

Instytut im. Roberta Kocha, który nadzoruje w Niemczech walkę z koronawirusem, odnotowuje stagnację w liczbie nowych zakażeń. Według jego danych w ciągu ostatniej doby w kraju odnotowano 8007 nowych przypadków zakażenia koronawirusem oraz 422 zgony z powodu Covid-19. Tydzień wcześniej wykryto 7556 nowych zakażeń oraz 560 zgonów w ciągu jednej doby. (PAP)

 

skib/ akl/

PO upomina się o Krajowy Plan Odbudowy po pandemii COVID-19

0

Lider PO Borys Budka i europoseł Radosław Sikorski upomnieli się w środę o to, by rząd zaprezentował Krajowy Planu Odbudowy po pandemii COVID-19, który jest warunkiem, by Polska mogła otrzymać środki z unijnego funduszu odbudowy. To niezbędny tlen dla polskiej gospodarki – przekonywali.

Budka (a wcześniej także marszałek Sejmu Elżbieta Witek) poinformował, że Sejm wysłucha w czwartek, na wniosek klubu Koalicji Obywatelskiej, informacji na temat Krajowego Planu Odbudowy.

 

Lider Platformy zwrócił uwagę na środowej konferencji prasowej, że Polska ma otrzymać z unijnego funduszu odbudowy blisko 250 mld złotych. „To niezbędny tlen, nie tylko dla polskiej gospodarki, ale również polskiej służby zdrowia, pracowników i samorządów” – podkreślił szef Platformy.

 

Przypomniał, że klub KO złożył w Sejmie projekt uchwały, która miałaby zobowiązać premiera Mateusza Morawieckiego do zaprezentowanie Krajowego Planu Odbudowy. „Niestety ten projekt nie znalazł się w porządku obrad dzisiejszego posiedzenia. Na szczęście jutro, na wniosek Koalicji Obywatelskiej, będzie specjalna informacja bieżąca, na której będziemy domagać się, by rząd przedstawił rozwiązania, które później zostaną wysłane do Brukseli” – zaznaczył Budka.

 

Były szef MSZ Radosław Sikorski zauważył, że na fundusz odbudowy czeka cała Europa. „Sukcesem opozycji jest to, że zmusiła premiera Morawieckiego do zawarcia porozumienia – z własnego obozu miał naciski, aby je wetować” – dodał europoseł PO.

 

Przypomniał też procedurę uruchomienia środków z funduszu. „Wtedy, gdy fundusz będzie ratyfikowany we wszystkich krajach członkowskich, Komisja Europejska wypuści obligacje. Te obligacje trafią do wielkich funduszy emerytalnych i innych instytucji finansowych; dopiero wtedy te pieniądze będzie można przekazać państwom członkowskim w formie pożyczek i grantów” – powiedział Sikorski.

 

Jak zaznaczył, w polskim interesie jest to, żeby spłata tego funduszu pochodziła z ogólnoeuropejskich podatków, np. podatku od plastiku, czy podatku od transakcji finansowych. „Rację mają więc ci w koalicji rządzącej i poza nią, którzy mówią, że to jest nie federalizacja, ale krok ku niej. I zapamiętajmy ten moment, że rząd PiS jest za dokonaniem tego kroku, żeby potem nikt nie mówił, że nie wiedzieli, co czynią” – dodał b. szef MSZ.

 

Zwrócił ponadto uwagę, że wypłata środków z funduszu odbudowy uzależniona jest od przestrzegania zasad praworządności. „Polski rząd, poza ratyfikacją, ma jeszcze jedną ważną decyzję do dokonania. Czy naprawdę łamiąc praworządność, łamiąc traktaty europejskie, chce wystawić na ryzyko te 250 mld złotych, które się należą Polakom i polskiej gospodarce?” – zastanawiał się Sikorski.

 

Ironizował też: „ja się tak prywatnie zastanawiam, co oni z tego mają, że sobie podporządkowali trybunał pani magister Przyłębskiej po to, żeby na telefon z Nowogrodzkiej mógł zaostrzać aborcję?”. „A w zamian za to ryzykują możliwość wydawania 250 mld złotych. Czy to naprawdę jest tego warte?” – pytał europoseł. Zaapelował do rządu „o refleksję”.

 

Dziennikarze pytali polityków PO o wypowiedź byłego wiceministra aktywów państwowych Janusza Kowalskiego z Solidarnej Polski, który w wywiadzie dla „DGP” skrytykował rządowy program gospodarczy „Nowy Ład”. Według niego niektóre z jego punktów wyglądają „jak przepisane z programu PO z 2011 r.”.

 

„To chyba wielki komplement dla premiera Morawieckiego ze strony pana posła Kowalskiego, bowiem to oznacza, że pan premier Morawiecki nie zapomniał dobrej szkoły Donalda Tuska (Kowalski w przeszłości należał do PO – PAP); szkoda, że tylko w niektórych elementach o niej pamięta” – ironizował Budka.

 

Jego zdaniem to dzięki programowi gospodarczemu Platformy Polska „suchą nogą” przeszła poprzedni kryzys gospodarczy. „Byliśmy najlepszym krajem w UE i dobrze, że premier Morawiecki, jak mówi pan Kowalski, chce czerpać z tego gospodarczego dorobku. Niestety robi to w sposób wybiórczy” – zaznaczył lider PO.

 

Wyraził przy tym obawę, że „Nowy Ład” będzie planem scentralizowania gospodarki, pomocy dla „państwowych molochów zarządzanych przez PiS-iewiczów”, ograniczeniem roli samorządów, a jego celem będzie utrzymanie władzy PiS, a nie rozwój Polski”.

 

Sikorski również wyraził zadowolenie, że Janusz Kowalski „coś zapamiętał z czasów, gdy był w PO”. „Ale dzisiaj byśmy go do organizacji chyba nie przyjęli, bo eurofobów nie bierzemy” – dodał.

 

Rzecznik rządu Piotr Müller poinformował w środę, że jeszcze w tym tygodniu – w czwartek lub w piątek – Krajowy Plan Odbudowy trafi do konsultacji krajowych, które potrwają 30 dni.

 

W ramach unijnego Funduszu Odbudowy Polska będzie miała do dyspozycji ponad 57 mld euro. Podstawą do sięgnięcia po te środki będzie Krajowy Plan Odbudowy (KPO), który musi przygotować każde państwo członkowskie. (PAP)

 

autor: Marta Rawicz

 

mkr/ par/

Tatry: Oblegane szlaki turystyczne; tłumy nad Morskim Okiem

Od momentu zluzowania obostrzeń i otwarcia hoteli obserwowany jest duży ruch na tatrzańskich szlakach. Szczególnym powodzeniem cieszy się Morskie Oko, gdzie dociera nawet kilka tysięcy turystów dziennie. Wyjątkowo duży ruch na tym szlaku panuje w weekendy – powiedział PAP Jan Krzeptowski Sabała z Tatrzańskiego Parku Narodowego.

„W minionym tygodniu na szlakach turystycznych w Tatrach było bardzo wielu turystów, co jest efektem otwarcia hoteli, ale także dobrej pogody, bo w Tatrach panuje słońce. Największą popularnością wśród turystów cieszy się tradycyjnie Morskie Oko” – powiedział Krzeptowski Sabała.

 

Dodał on, że nad słynnym tatrzańskim jeziorem zdarzają się sytuacje, kiedy turyści wychodzą na zamarzniętą taflę, jednak takie sytuacje są niebezpieczne z kilku powodów. „Po pierwsze możemy znaleźć się w zasięgu lawiny, ponieważ bezpośrednio do Morskiego Oka schodzi potężny żleb, który w historii zasłynął wieloma niebezpiecznymi lawinami” – podkreślił.

 

„Te lawiny w przeszłości często powodowały, że tafla jeziora pękała, bo jest to olbrzymi ciężar śniegu i trzeba sobie zdawać sprawę, że schodząc nad brzeg jeziora już jesteśmy w terenie zagrożonym lawinami” – wyjaśnił przyrodnik.

 

Zwyczajowo w zimie, przy grubej pokrywie lodu, przez środek Morskiego Oka jest przed deptana ścieżka, alternatywna do szlaku prowadzącego brzegiem jeziora nad Czarny Staw pod Rysami i dalej na Rysy.

 

„Wchodząc na wydeptaną ścieżkę trzeba mieć świadomość, że wchodzenie na taflę to mimo wszystko ryzyko, bo nigdy nie jesteśmy pewni, jaka jest grubość lodu na Morskim Oku. Jest ona bowiem zróżnicowana. Inna jest bliżej brzegu, a inna na środku jeziora. Z Morskiego Oka wypływa też strumień, co powoduje ruch wody, więc tam też pokrywa lodu jest cieńsza” – wyjaśnił Krzeptowski Sabała.

 

Przyrodnik przekonuje, że jeżeli nie wybieramy się nad Czarny Staw i nie musimy korzystać z zimowego wariantu szlaku, to lepiej pozostać na brzegu i podziwiać panoramę Mięguszowieckich Szczytów. Przy większym zagrożeniu lawinowym w ogóle nie powinniśmy schodzić nad brzeg jeziora. Informują o tym liczne tablice ustawione już przy drodze do Morskiego Oka oraz przy samy brzegu jeziora. Często są tam także pracownicy TPN, którzy upominają turystów. Niestety, zdarzają się niebezpieczne sytuacje. Pod koniec ubiegłego roku lód załamał się pod grupą turystów z Ukrainy. Na szczęście było to blisko brzegu i skończyło się na zmoczeniu odzieży.

 

Mimo pięknej, zimowej aury w Tatrach, na szlakach w wielu miejscach jest niebezpiecznie. W Tatrach obowiązuje drugi, umiarkowany stopień zagrożenia lawinowego. Wcześniej występowały tu intensywne opady śniegu i wiał silny wiatr, który utworzył depozyty śniegu i tak zwane nawisy śnieżne na graniach. W ostatnich dniach w Tatarach obserwowane były liczne lawiny, który wyzwalały się samoistnie.(PAP)

 

autor: Szymon Bafia

 

szb/ jann/

Deloitte: Polacy w europejskiej czołówce pod względem gromadzenia zapasów

0

Polacy są nadal w europejskiej czołówce, jeśli chodzi o gromadzenie zapasów – wynika z badania firmy doradczej Deloitte. Prawie połowa z nas, czyli najwięcej w Europie, poluje na okazje. Zmniejsza się też zainteresowanie dużymi markami na korzyść tzw. marek sklepowych.

Z badania „Global State of the Consumer Tracker” przeprowadzonego w Polsce po raz 12. przez firmę doradczą Deloitte wynika, że pandemia nadal budzi niepokój polskich konsumentów, ale „nastroje zdają się uspokajać z każdym miesiącem”, co znajduje odzwierciedlenie m.in. w zwyczajach zakupowych Polaków.

 

„Choć nadal jesteśmy w europejskiej czołówce, jeśli chodzi o gromadzenie zapasów, to konsumentów, którzy się do tego przyznają ubyło w ciągu miesiąca o 5 p.p. Natomiast prawie połowa z nas, a więc najwięcej w Europie, poluje na okazje” – wskazano w środowej informacji poświęconej badaniu.

 

Dodano, że w ciągu miesiąca spadła też liczba tych, którzy obawiają się o własne zdrowie (-1 p.p.), a także o zdrowie bliskich, oszczędności i utratę pracy (po -3 p.p.). „Największy spadek, o 5 p.p., dotyczy obaw o spłaty zadłużenia kredytowego. Rośnie również nasze poczucie bezpieczeństwa w takich miejscach jak sklepy, hotele, a także podczas lotów, udziału w wydarzeniach masowych i korzystania z usług wymagających bezpośredniego kontaktu” – komentuje, cytowany w komunikacie, Michał Tokarski, partner w Deloitte.

 

Zgodnie z badaniem, od trzech miesięcy spada opracowany przez Deloitte tzw. indeks niepokoju (różnica netto między osobami, które zgodziły się ze zdaniem „Jestem bardziej zaniepokojony niż tydzień temu” oraz tymi, które temu zaprzeczyły). W najnowszej, przeprowadzonej na przełomie stycznia i lutego edycji wynosi 0.

 

„To mniej o 2 p.p. niż miesiąc wcześniej i aż o 34 p.p. niż w listopadzie, kiedy też osiągnął rekordowy dla Polski wynik” – zaznaczono. Teraz, razem z Francją, gdzie indeks niepokoju również wynosi 0, jesteśmy na 9. miejscu.

 

W badaniu wskazano na zainteresowanie Polaków dużymi markami. „O ile w poprzedniej fali ankiet eksperci Deloitte odnotowali spadek zainteresowania, tzw. store brands na korzyść znanych i dużych marek, w tym miesiącu można zaobserwować całkowite odwrócenie tego trendu” – czytamy.

 

Jak wyjaśniła Natalia Załęcka z Deloitte, produkty ze znaną i rozpoznawalną metką (tzw. name brands) wciąż cieszą się większym zainteresowaniem niż marki własne sieci handlowych (tzw. private labels), ale od ostatniego badania zauważalnie ono stopniało. O 5 p.p. ubyło konsumentów, którzy decydują się na ich zakup wybierając rzeczy do domu – to dziś 70 proc. konsumentów. Natomiast o 7 p.p. zmalała grupa tych Polaków, którzy kupują napoje znanych marek. Decyduje się na to tylko nieco połowa ankietowanych.

 

Odpowiednio zwiększyło się tym samym zainteresowanie markami sklepowymi (tzw. store brands). Jedna trzecia z nas sięga po nie podczas zakupów żywności, a od ostatniego badania takich odpowiedzi przybyło o 2 p.p. O 3 p.p. więcej niż miesiąc temu jest natomiast tych, którzy wybierają marki własne sklepów kupując środki higieny osobistej (29 proc.) i napoje (27 proc.), a o 4 p.p. przybyło konsumentów, którzy decydują się na to podczas zakupów rzeczy do domu.

 

Z badania wynika, że najczęściej wybieramy duże marki, bo bardziej im ufamy (35 proc.) oraz uważamy, że są to produkty lepszej jakości (34 proc.). O kupnie private labels w przypadku jednej trzeciej polskich konsumentów decyduje przekonanie, że ich jakość jest taka sama lub zbliżona do produktów znanych marek. Prawie jedna czwarta badanych odpowiedziała natomiast, że nie stać ich na zakup marek znanych, a więc często droższych – więcej o 5 p.p. niż miesiąc temu.

 

We wszystkich dotychczasowych edycjach badania polscy konsumenci są w czołówce, jeżeli chodzi o robienie zapasów. Jednak w ciągu miesiąca o 5 p.p. spadła w Polsce liczba konsumentów, którzy przyznają, że kupują więcej niż są w stanie zużyć na bieżąco.

 

„To znaczna zmiana w porównaniu ze styczniową edycją, kiedy pobiliśmy własny rekord. 41 proc. to nadal najwyższy wynik w Europie, ale dzielimy go z Brytyjczykami i Holendrami” – wskazano. Na świecie najwięcej osób robi zapasy w Indiach – 65 proc. O 3 p.p. przybyło natomiast od stycznia konsumentów, którzy polują na okazje. Odpowiedziała tak prawie połowa zapytanych, to najwyższy wynik w Europie. Globalnie najwięcej podobnych odpowiedzi było w Chinach – 59 proc.

 

Badanie reakcji i obaw konsumentów związanych z pandemią, „Global State of the Consumer Tracker”, przeprowadzono na przełomie stycznia i lutego. Ankiety wypełniło po tysiąc konsumentów z 18 krajów. PAP)

 

autor: Magdalena Jarco

 

maja/ mmu/

Na dachu Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego powstanie pasieka

Składająca się z pięciu uli pasieka powstanie wiosną na dachu Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego. Inicjatywa nosząca nazwę Beeblioteka UniLodz realizowana jest w ramach obchodzonego w ubiegłym roku 75-lecia uczelni oraz dobrych eko praktyk.

„Uniwersytet Łódzki staje się coraz bardziej +zielony+. To jeden z naszych priorytetów. Kampus to nie tylko miejsce nauki i pracy, ale również część terenu miejskiego, który powinien jak najlepiej współpracować z naturą, również dla naszego dobra. Już teraz zapraszam na otwarcie naszej pierwszej uniwersyteckiej pasieki” – zapowiedziała rektor uczelni prof. Elżbieta Żądzińska.

 

Pasieka powstanie na dachu popularnej BUŁ-y, czyli biblioteki uczelni. W lutym uniwersytet podpisał umowę ze Stowarzyszeniem Pszczelarzy Ziemi Łódzkiej. W jej ramach na początku kwietnia na dachu zostanie zainstalowanych pięć uli. Montaż pszczelich domów poprzedzą gruntowne porządki oraz specjalne zaadaptowanie przestrzeni.

 

Ule zasiedlone zostaną z kolei na przełomie kwietnia i maja, gdy na dworze zrobi się dostatecznie ciepło. Od tamtego momentu – jak zaznaczyła uczelnia – będą pod ścisłą opieką profesjonalnych pszczelarzy. Latem, w jednym ulu, pszczela rodzina może rozrosnąć się nawet do 80 tys. owadów.

 

„Jak przekonują pszczelarze, pszczoły nie są agresywne. Aby chciały nas zaatakować, same muszą czuć się zagrożone, więc dopóki nie przeszkadzamy im w ich pracy, możemy czuć się spokojni” – wyjaśniła Beata Gamrowska z Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego.

 

Miejskie ule mają się przyczynić do popularyzowania wiedzy na temat pszczół i pszczelarstwa wśród społeczności akademickiej i mieszkańców Łodzi. Za sprawą Beeblioteki możliwe będzie też uświadamianie, jak ogromne znaczenie mają te owady dla człowieka. Wskazano, że pszczoły zapylają miejskie rośliny, co umożliwia wydawanie nasion i owoców, które z kolei pozwalają na podtrzymywanie populacji pszczół.

 

„Zielone okolice biblioteki to idealne miejsce dla uli – szczególnie istotne jest w tym przypadku sąsiedztwo Parku im. Jana Matejki oraz okolicznych skwerów kampusu uniwersyteckiego” – zaznaczono.

 

Dodatkową korzyścią z hodowli mają być z miodobrania, które będą konfekcjonowane w zależności od potrzeb. Miejski miód, ze względu na bardzo różnorodne rośliny, ma wyjątkowy smak i kolor.

 

Pasieka UŁ powstanie w ramach dobrych eko praktyk oraz obchodzonego w ubiegłym roku 75-lecia uczelni. Wówczas nie udało się zrealizować tej inicjatywy ze względu na sytuację epidemiczną. (PAP)

 

autor: Bartłomiej Pawlak

 

bap/ agt/

W Katarze zmarło ponad 6,5 tys. robotników z Azji Płd. budujących stadiony na mundial

0

Ponad 6,5 tys. robotników z Azji Południowej, zatrudnionych przy budowie infrastruktury na mistrzostwa świata w piłce nożnej w Katarze, straciło życie od 2010 r., kiedy kraj otrzymał prawo do zorganizowania tej imprezy – wynika ze śledztwa dziennika „The Guardian”. Robotnicy pracują w złych warunkach i bez zabezpieczeń.

Mundial ma się odbyć w Katarze w 2022 roku.

 

Od grudnia 2010 r. co tydzień w Katarze umiera średnio 12 robotników z Indii, Nepalu, Pakistanu, Bangladeszu i Sri Lanki – wyliczyła brytyjska gazeta, opierając się na oficjalnych danych. W rzeczywistości liczba zmarłych podczas budowy stadionów i katarskiej infrastruktury może być znaczne wyższa.

 

Wśród ofiar śmiertelnych jest 1641 Nepalczyków. „Warunki pracy są bardzo ciężkie. Nie mamy odpowiednich zabezpieczeń na budowach, zwłaszcza pracując na wysokościach. Ludzie mdleją z gorąca” – tłumaczy PAP Sushil Shrestha, robotnik budowlany, który pracował w Katarze przez trzy lata.

 

Jego relację potwierdza m.in. śledztwo niemieckiej telewizji WDR z czerwca 2019 r. Dziennikarz stacji nagrał ukrytą kamerą warunki, w jakich mieszkali pracownicy firmy Design Maintenance, podwykonawcy przy budowie stadionu Al Thumama na 40 tysięcy widzów.

 

Nepalscy robotnicy gnieździli się w małych pokojach, a z jednej ubikacji korzystało 200 osób. Pracodawca zabrał im paszporty i przestał płacić. „Nie mogę już tego znieść. Chciałbym już tylko wrócić do domu. Nawet nie mogę zadzwonić do rodziny w Nepalu. Gdyby tylko firma zapłaciłaby nam należne pieniądze” – mówił Dil Prasad w nagraniu wideo.

 

Nagendra Yadav opowiadał jak siedmiu robotników zostało pobitych w biurze firmy Tawasol związanej z budową stadionu Al Bayt. „Kiedy chorowaliśmy, nie mogliśmy zostać w łóżku. Karano nas, przetrzymując na zewnątrz w upale” – opowiada.

 

„Pracownicy opowiadali nam o warunkach pracy przy stadionie Al Bayt bez zapłaty, wstrzymywanej miesiącami. To pokazuje, jak łatwo jest wykorzystywać robotników budujących jeden z +klejnotów koronnych+ mistrzostw świata” – cytuje tygodnik „Nepali Times” wypowiedź dyrektora sekcji sprawiedliwości ekonomicznej i społecznej Steve’a Cockburna z raportu organizacji Amnesty International. Raport opisuje przypadki zalegania z wypłatą sięgające 7 miesięcy.

 

Sushil Shrestha tłumaczy PAP, że katarscy pracodawcy mogli nie płacić swoim pracownikom przez tzw. system kafala. „Nie można było zmienić pracodawcy, bo jest się do niego przywiązanym pozwoleniem na pracę. Wtedy może zrobić ci wszystko” – zaznacza.

 

Sahiba Gill, amerykańska badaczka zajmująca się m.in. nepalskimi robotnikami migracyjnymi, w rozmowie z PAP podkreśla, że system kafala stawia pracowników w asymetrycznej relacji w stosunku do pracodawcy. „Żeby wyjechać do takiej pracy, robotnicy i tak płacą po kilka tysięcy dolarów pośrednikom” – dodaje.

 

Pośrednik z Katmandu, z którym rozmawiał PAP, przyznał, że stawka wynosi ok. 2-4 tys. USD. Według dziennika „The Kathmandu Post” za pracę w policji katarskiej należy zapłacić agencji 6 tys. USD. W ostatniej dekadzie do Kataru wyjeżdżało 20-120 tys. Nepalczyków rocznie. Aż 25 proc. PKB Nepalu pochodzi z przekazów pieniężnych przesyłanych do kraju przez robotników migracyjnych.

 

System pozwoleń kafala zniesiono dopiero pod koniec sierpnia 2020 r. Podwyższono minimalną pensję do 1 tys. rialów (ok. 1 tys. zł), a pracownik na tym samym pozwoleniu o pracę już może zmienić pracodawcę.

 

„Gdyby przez ostatnie 10 lat FIFA (Międzynarodowa Federacja Piłkarska) wykorzystała swoje wpływy i popchnęła Katar w stronę reform, nie słyszelibyśmy takich opowieści robotników ciepiących 2,5 roku przed rozpoczęciem mistrzostw” – uważa Cockburn z Amnesty.

 

Eksperci przypominają, że reforma systemu kafala nie oznacza automatycznie poprawy warunków na budowach. „Dwóch pracowników zmarło na stadionie na moich oczach. Byliśmy w szoku. Odmówiliśmy pracy, ale przełożony nas do niej zmusił” – opowiadał Nagendra Yadav telewizji WDR.

 

Sahiba Gill zwraca uwagę, że takie przypadki traktowane są przez władze Kataru jako zgony z przyczyn naturalnych. „The Guardian” wyliczył, że 69 proc. zgonów Indusów, Banglijczyków i Nepalczyków klasyfikuje się jako właśnie takie, tylko wśród Indusów – aż 80 proc. Władze Kataru nie przeprowadzają autopsji, a jako przyczynę śmierci wskazuje się zazwyczaj niewydolność oddechową lub atak serca.

 

„The Kathmandu Post” wyliczył, że przed pandemią na lotnisku w Katmandu codziennie lądowały trzy trumny z ciałami robotników migracyjnych z Zatoki Perskiej. „Jedziemy do pracy, ale tak jakby na wojnę” – mówi PAP Biju Gurung, który na początku pandemii wrócił z Kataru.

 

W połowie marca 2020 r. katarskie władze spędziły tysiące robotników do izolowanych obozów pod pretekstem przeprowadzania testów na koronawirusa. Amnesty International określiło warunki panujące w tych obozach jako „nieludzkie” – ludzie stłoczeni na małych przestrzeniach dostawali po kawałku chleba i trochę wody na cały dzień.

 

„Wysłano nas do Nepalu. Nie mogliśmy się spakować, nikt nie zapłacił nam zaległych pensji” – opowiada Gurung. „Czy wrócę? A jaką mam alternatywę w Nepalu? – mówi dodając jednak, że na razie nie ma na to pieniędzy.

 

Z Katmandu Paweł Skawiński (PAP)

 

pas/ akl/

Ekseprt: Mówienie o pierwszej, drugiej czy trzeciej fali pandemii bez sensu

0

„Nie ma sensu mówienie o pierwszej, drugiej czy trzeciej fali pandemii. Wirus nigdy nie przestał krążyć” – uważa wirusolog, szef włoskiej Agencji Leków Giorgio Palu. Jego zdaniem sytuacja we Włoszech jest stabilna.

„Teraz na pewnych obszarach krzywa zakażeń faktycznie wzrasta, ale na poziomie krajowym jest ona spłaszczona” – powiedział Palu w opublikowanym w środę wywiadzie dla dziennika „Corriere della Sera”. Tak skomentował doniesienia o początku trzeciej fali pandemii, napływające z okolic Brescii w Lombardii.

 

Przyznał zarazem, że krążące obecnie warianty koronawirusa reprodukują się o 40-50 procent szybciej niż pierwsza odmiana, wykryta w Wuhan w Chinach.

 

Nie jest natomiast pewne, że nowe warianty wywołują cięższy przebieg Covid-19 – wskazał ekspert.

 

„Moi koledzy na oddziałach nie sygnalizują obecnie pogorszenia się stanu klinicznego pacjentów” – dodał.

 

„Musimy przyzwyczaić się do myślenia o tym, że im bardziej SARS-CoV-2 krąży, tym bardziej mutuje, bo jego celem jest jak najwięcej się rozmnażać” – oświadczył rozmówca włoskiej gazety. Dlatego, jego zdaniem, wraz ze wzrostem liczby zakażeń zwiększa się ryzyko wystąpienia cięższych przypadków.

 

Szef Agencji Leków ocenił, że istnieje pewność co do skuteczności szczepionki w przypadku brytyjskiego wariantu.

 

„Jeśli chodzi o wariant brazylijski i południowoafrykański, wydaje się, że ochrona może być mniejsza, ale utrzymuje się skuteczność przeciwko wystąpieniu cięższych objawów” choroby – dodał.

 

Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)

 

sw/ akl/

Australia: Lekarz przedawkował dwóm osobom szczepionki na Covid-19

0

Australijski lekarz, który podał dwóm osobom w zaawansowanym wieku cztery razy za duże dawki szczepionki na Covid-19 firmy Pfizer, nie przeszedł odpowiedniego szkolenia – potwierdziły w środę władze Australii. U pacjentów nie stwierdzono niepokojących reakcji.

Dawki czterokrotnie większe od zalecanych otrzymali we wtorek 94-letnia kobieta i 88-letni mężczyzna, pensjonariusze domu opieki nad seniorami w mieście Brisbane, stolicy australijskiego stanu Queensland.

 

„Zasadniczo lekarz podał dwojgu pacjentów błędną dawkę (…) Ważne, żebyśmy byli szczerzy” – powiedział na konferencji prasowej minister zdrowia Australii Greg Hunt. Później potwierdził, że lekarz nie przeszedł wymaganego szkolenia w zakresie programu szczepień na Covid-19.

 

Minister Hunt zaznaczył, że nie odnotowano negatywnego wpływu zbyt dużych dawek na pacjentów. „Mają się dobrze (…) Nie było skutków niepożądanych. Pacjenci są pod nadzorem i nie wykazują żadnych oznak reakcji niepożądanej” – zapewnił.

 

88-latek spędził ostatnią noc w szpitalu, a 94-latka pozostała w domu opieki, ale również ona zostanie przewieziona do szpitala w celu monitorowania ewentualnych skutków ubocznych.

 

Byli to pierwsi pensjonariusze ośrodka, którzy mieli zostać zaszczepieni we wtorek rano. Przedawkowanie szczepionki zauważyła i zgłosiła pielęgniarka. Według dziennika „The Australian” po ujawnieniu błędu lekarz opuścił placówkę, nie komentując sytuacji i nie sprawdzając stanu zdrowia zaszczepionych.

 

Premier stanu Queensland Annastacia Palaszczuk uznała incydent za „bardzo niepokojący”. Oceniła, że całkowitą odpowiedzialność za program szczepień ponosi rząd Australii, który zatrudnił do podawania szczepionek prywatnych podwykonawców.

 

Lekarz i pielęgniarka, którzy szczepili mieszkańców ośrodka, są zatrudnieni przez firmę Healthcare Australia, której rząd zlecił podawanie szczepionek mieszkańcom domów opieki nad seniorami w całym kraju – podał „The Australian”.

 

Andrzej Borowiak (PAP)

 

anb/ tebe/

„Profesjonalny” komunikat ministra zdrowia: Nowe obostrzenia – od soboty, a może… nawet wcześniej

0

Sytuacja nie wygląda dobrze w tej chwili – przekroczyliśmy barierę 10 tys. zachorowań dziennie – według porannych danych mamy 12 146 nowych potwierdzonych zakażeń koronawirusem – powiedział w środę Minister Zdrowia Adam Niedzielski.

Niedzielski pytany był w środę w TOK FM m.in. o najnowsze dane dotyczące potwierdzonych zakażeń koronawirusem.

 

„Niestety nie wygląda dobrze sytuacja w tej chwili. Te poranne dane, które dotyczą dzisiejszego dnia pokazują, że przekroczyliśmy tę barierę 10 tys. i to nie tak nieśmiało tylko ten dokładny wynik to jest 12 146 nowych zachorowań” – powiedział.

 

Niedzielski dodał, że dzisiejsze dane należy odnosić przede wszystkim do wyniku, który był tydzień temu. „A tydzień temu to było 8,7 tys., czyli mamy bardzo dynamiczny wzrost też i z dnia na dzień i właśnie w stosunku do poprzedniego tygodnia, bo to jest prawie 3,5 tys. przypadków więcej niż tydzień temu”.(PAP)

 

 

Niedzielski: Nowe obostrzenia – od soboty, a może nawet wcześniej

Minister zdrowia Adam Niedzielski przekazał w środę, że od najbliższej soboty, a być może nawet wcześniej możemy spodziewać się wprowadzenia nowych obostrzeń lub ich zróżnicowania ze względu na poszczególne regiony kraju.

Niedzielski powiedział w radiu TOK FM, że na pewno wariant brytyjski koronawirusa jest obecny w Polsce; zwracał szczególną uwagę pod tym względem na województwo warmińsko-mazurskie.

 

Dopytywany był, od kiedy możemy spodziewać się wprowadzenia nowych obostrzeń choćby na Warmii i Mazurach lub zróżnicowania obostrzeń ze względu na regiony kraju.

 

„Od soboty, tutaj nie ma co czekać, być może nawet wcześniej, ale będziemy podejmowali tę decyzję dosłownie w ciągu najbliższych dwóch godzin, bo zarys mamy, ale ostatecznie chcemy też uwzględnić wyniki (liczby nowych zakażeń ) dzisiejsze” – powiedział Niedzielski.

 

Potwierdził, że te „te najbardziej radykalne obostrzenia” mają dotyczyć na razie jednego województwa.

 

„Cały czas jednak reprezentujemy takie podejście, że trzeba brać na siebie pewne ryzyko, mamy już jakąś cześć populacji, która już przechorowała koronawirusa, akcja szczepień idzie nam naprawdę dobrze na tle Europy, więc mamy coraz więcej elementów, które przemawiają za tym, że decyzje dotyczące luzowania obostrzeń powinny być coraz bardziej odważne i one były odważne” – mówił Niedzielski.

 

Dodał, że teraz, gdy sytuacja epidemiczne się odwraca, to oczywiście trzeba podejmować inne decyzje. (PAP)

 

autor: Karol Kostrzewa

 

Niedzielski: będziemy podejmować odważne decyzje, aby dzieci jak najszybciej wróciły do szkół

Jak tylko będą warunki, by odważniej otworzyć szkoły, to będziemy robili wszystko i podejmowali odważne decyzje, żeby dzieci jak najszybciej wróciły do szkół i nauka była w jak największym zakresie stacjonarna – powiedział w środę minister zdrowia Adam Niedzielski.

Niedzielski był pytany w radiu TOK FM o doniesienia, że firma AstraZeneca zmniejszy prognozowaną pulę dostaw szczepionki na drugi kwartał roku dla państw UE.

 

„To niestety nie oznacza, że AstraZeneca będzie miała problem, tylko my będziemy przede wszystkim mieli problem i to jest kolejna informacja, które niestety dotyczy firmy AstraZeneca, która nie dotrzymuje zobowiązań” – mówił Niedzielski.

 

Przypomniał, że wstępna deklaracja jeszcze w 2020 r. mówiła, że pierwsze dostawy szczepionek to będzie 5 mln dawek, a w pierwszym półroczu mieliśmy otrzymać 16 mln dawek.

 

„To oznacza, że nie będziemy mogli realizować takiego szybkiego tempa, które by nas satysfakcjonowało, ale niemniej jednak deklarując te ponad 3 mln (szczepień) minister Michał Dworczyk tak kalkulował (…) to my tę liczbę oczywiście osiągniemy i to osiągniemy wcześniej. Natomiast nie będziemy mogli zdecydowanie przyśpieszyć, a AstraZeneca dawała taką możliwość zdecydowanego przyśpieszenia akcji szczepień” – zapewnił szef MZ.

 

Niedzielski mówił też, że rząd „absolutnie będzie robił wszystko i podejmował odważne decyzje, aby dzieci jak najszybciej wróciły do szkoły”. Wskazywał, że brak normalnego chodzenia przez dzieci do szkoły skutkuje pogorszeniem ich stanu zdrowia psychicznego.

 

Nie wykluczył scenariusza, że jeszcze przed końcem roku szkolnego dzieci wrócą do nauki stacjonarnej. „Jak tylko będą warunki takie, że będzie można te szkoły odważniej otworzyć, to będziemy bardzo szybko wracali do tego, żeby nauka była w jak największym zakresie stacjonarna” – powiedział Niedzielski.

 

Pytany, kiedy szczepiona będzie grupa osób między 65. a 70. rokiem życia odparł, że na tę chwilę jedyną szczepionką, którą można „bardziej dowolnie dysponować”, tzn. jej dostawy nie zostały rozpisane na punkty szczepień to jest szczepionka firmy AstraZeneca.

 

„AstraZeneca ma dopuszczenie do 65. roku życia, ale trwa debata w Radzie Medycznej, żeby zwiększyć to dopuszczenie(…) podwyższyć tę granicę wieku do 70. roku życia. Wtedy jak tylko ta decyzje będzie podjęta, to będziemy tę grupę 65-70 szczepili” – podkreślił.

 

Dodał, że jeśli będzie pozytywna opinia ekspertów i naukowców, to grupa 65-70 może zostać nawet przesunięta przed grupę służb mundurowych. Niedzielski dodał, że służby mundurowe miały być szczepione od 20 marca i w to miejsce weszłaby grupa seniorów. Decyzja powinna być znana w ciągu tygodnia.(PAP)

 

Autor: Karol Kostrzewa