10.1 C
Chicago
poniedziałek, 19 maja, 2025
Strona główna Blog Strona 2008

Budżet drogowy na Florydzie nie dopina się. Możliwe opodatkowanie samochodów elektrycznych

0

Wzrasta liczba samochodów elektrycznych na Florydzie. Ten trend ma zarówno dobre, jak i …złe strony. Władze stanowe przygotowują kolejne podatki, aby ratować budżet, przeznaczany na infrastrukturę.

 

Dowodem na wzmożone użycie samochodów elektrycznych są inwestycje, które tworzą nowe miejsca do uzupełniania takich pojazdów w paliwo – czyli energię elektryczną. W centrum Tampy, przy Waterstreet, trzy nowe parkingi będą udostępniały łącznie 144 stacje ładowania „elektryków”. Problem tkwi jak zwykle w tym, czego nie widać. Rosnąca liczba użytkowanych samochodów elektrycznych oznacza większą ulgę dla środowiska naturalnego. Inaczej sprawa wygląda jednak z perspektywy finansów publicznych. Im więcej użytkowników samochodów elektrycznych, tym mniej użytkowników ich spalinowych odpowiedników. Co oznacza spadek przychodów z akcyzy od paliw ropopochodnych.

Republikański przedstawiciel stanowy Jackie Toledo z Tampy ogłosił, że pojazdy elektryczne i spalinowe będą obowiązywały osobne ustawy. Przeciętny użytkownik samochodu spalinowego płaci na Florydzie akcyzę paliwową rzędu $300 rocznie. Podobnie ma być w przypadku elektryków. Gdyby ustawa Toledo została przyjęta, Floryda będzie 27 stanem, który opodatkuje samochody elektryczne. „Akcyza” ma wynosić: $135 w pierwszym roku i wzrosnąć do $150 w kolejnych latach.

Wiele inwestycji infrastrukturalnych stoi na Florydzie pod znakiem zapytania. Wpływy z akcyzy od paliw spadły w ubiegłym roku z powodu pandemii. Niektóre projekty, jak węzeł Westshore, zostały wstrzymane z powodu braku funduszy.

Red. JŁ

Czy rząd nie widzi, że krzywdzi dzieci?

0

Decyzje w sprawie obostrzeń podejmujemy w cyklu dwutygodniowym, ale po tygodniu będzie miała miejsce analiza danych w województwie warmińsko-mazurskim pod kątem powrotu dzieci klas 1-3 do szkół – poinformował w czwartek rzecznik rządu Piotr Müller.

W środę minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował, że obowiązujące do 26 lutego zasady zostają przedłużone o dwa tygodnie z wyjątkiem województwa warmińsko-mazurskiego. W regionie Warmii i Mazur nastąpi na okres dwóch tygodni powrót dzieci z klas 1-3 do nauki zdalnej i zamknięte zostaną galerie, muzea, kina, hotele, korty, baseny i inne miejsca użyteczności publicznej.

 

Rzecznik rządu podkreślił w czwartek w Programie Pierwszym Polskiego Radia, że wszystkie decyzje dotyczące zmian w obostrzeniach podejmowane są w cyklu dwutygodniowym na podstawie aktualnych danych.

 

„Tu jest pewien wyjątek. Co do województwa warmińsko-mazurskiego po tygodniu chcielibyśmy zrobić taką rewizję, analizę danych pod kątem ewentualnego powrotu w klasach 1-3, ale na ten moment jest to zamknięcie, które będzie obowiązywało dwa tygodnie” – poinformował Müller.

 

Rzecznik rządu był również pytany o przedstawiony w środę, a obowiązujący od soboty nakaz zakrywania nosa i ust maseczkami, a nie m.in. szalikami i chustami. Na pytanie, czy zakrywanie nosa i ust np. chustami będzie skutkowało mandatem, odpowiedział, że będzie to wynikać bezpośrednio z rozporządzenia.

 

„Zasłonięcie w taki sposób ust czy nosa nie będzie wypełniało obowiązków wynikających z rozporządzenia, czyli będzie groziła odpowiedzialność pod kątem potencjalnego mandatu, będzie groziła aczkolwiek spodziewam się, że w pierwszych dniach będzie to głównie forma pouczenia” – dodał.

 

Pytany o stan zdrowia szefa KPRM, pełnomocnika rządu ds. programu szczepień Michała Dworczyka, odparł, że jest on w stanie, który pozwala na wykonywanie obowiązków zawodowych. „Kiedy formalnie będzie mógł wrócić do pracy, to trudno powiedzieć, o tym będą decydować lekarze” – podkreślił Müller.

 

Dopytywany o zagrożenie niewypełnienia harmonogramu szczepień w wyniku braków szczepionki, odparł, że plan „realizacji 3 mln szczepień co najmniej do końca marca nie jest zagrożony”.

 

W kontekście regionalizacji obostrzeń Müller zauważył, że w przypadku, gdy średnia dzienna liczba zachorowań będzie na wysokim poziomie w całym kraju, wówczas obostrzenia również będą powszechnie wprowadzane w całej Polsce. (PAP)

 

autor: Mateusz Roszak

 

mro/ par/

Manifest dla polskiej gastronomii

0

W nowym spocie szefowie kuchni, restauratorzy i eksperci zachęcają do wsparcia branży gastronomicznej i podpisania „Manifestu dla polskiej gastronomii”. Zachęcamy do wejścia na stronę www.manifestgastro.pl i poparcia ich postulatów.

 

 

 

 

W sektorze gastronomii w Polsce przed wybuchem pandemii COVID-19 pracowało około miliona osób. Dziś wiele z nich walczy o swój byt i przyszłość, a branża „gastro” – w przeciwieństwie do częściowo odmrożonych turystyki i kultury – wciąż znajduje się na końcu listy biznesów przewidzianych do luzowania sanitarnych obostrzeń.

 

Tekst manifestu skupia się na pozytywnym przesłaniu związanym z gastronomią, jaką znamy sprzed pandemii i do jakiej tęsknimy: miejscem spotkań, pozytywnych emocji, ale także filarem dobrze działającej gospodarki. Manifest popierają wszystkie liczące się organizacje branżowe polskiej gastronomii (ich pełną listę można znaleźć na www.manifestgastro.pl), a także wiodące firmy związane z sektorem HoReCa, wśród nich MAKRO Polska. Ich głos pojawia się także w nowym spocie, w którym pojawiają się osoby związane z gastronomią, wśród nich szef kuchni, kelnerka oraz klienci restauracji.

 

„Manifest dla gastronomii” może wesprzeć każdy, któremu leży na sercu dobro branży gastronomicznej. Wystarczy wejść na www.manifestgastro.pl, przeczytać zamieszczoną tam treść apelu i poprzeć go. Im więcej będzie podpisów, tym mocniejsze wsparcie otrzymają organizacje walczące o przyszłość polskiej gastronomii. Przesłanie Manifestu zostanie bowiem przekazane władzom, wdrażającym kolejne obostrzenia i rozwiązania osłonowe dla gospodarki oraz mediom, szeroko relacjonującym walkę branży gastronomicznej z kryzysową sytuacją.

 

Źródło informacji: MAKRO Cash and Carry Polska S.A

 

UWAGA: Za materiał opublikowany przez redakcję PAP MediaRoom odpowiedzialność ponosi jego nadawca, wskazany każdorazowo jako „źródło informacji”.

Lichocka: Największe media nie do końca czują się lojalne wobec polskiego państwa

0

Składka od reklam nie obejmie małych i średnich firm medialnych, wydawnictw, telewizji i radia; te największe media nie do końca czują się lojalne wobec polskiego państwa – podkreśliła posłanka PiS, wiceszefowa komisji kultury i środków przekazu Joanna Lichocka.

Na początku lutego do wykazu prac legislacyjnych rządu wpisano projekt ustawy, którego konsekwencją będzie wprowadzenie składki z tytułu reklamy internetowej i reklamy konwencjonalnej. Zgodnie z założeniami połowa wpływów ze składek ma trafić m.in. do NFZ, a także na Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków i nowo utworzony Fundusz Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów.

 

Lichocka, która zasiada także w radzie Mediów Narodowych, w czwartek w TV Republika, była pytana o projekt rządowej ustawy. „Ten podatek reklamowy jest odpowiedzią na sytuację i w Europie, i w Polsce, jeżeli chodzi o największe koncerny medialne” – zaznaczyła.

 

„Ta składka od reklam nie obejmie małych i średnich firm medialnych, wydawnictw, telewizji i radia, a w tej części cyfrowej dotyczy tylko największych portali, gigantycznych portali, firm internetowych międzynarodowych” – podkreśliła posłanka.

 

„Uprzedzam regionalne media, lokalne jeszcze raz: nie martwcie się, to nie będzie dotyczyć waszych przedsiębiorstw wydawniczych” – zapewniła Lichocka.

 

W jej ocenie, „te największe media nie do końca czują się lojalne wobec polskiego państwa, niektóre kompletnie to ignorują, że działają na terenie naszego kraju, po prostu nie płacą podatków, a inne tworzą różne optymalizacje podatkowe, żeby nie płacić podatków w najmniejszym stopniu”. (PAP)

 

autor: Grzegorz Bruszewski

 

gb/ par/

Kominiarz oskarżony o spowodowanie śmierci poprzez niedopełnienie obowiązków

0

Za nieumyślne spowodowanie śmierci na skutek niedopełnienia ciążących nad nim obowiązków odpowie przed sądem w Myszkowie (Śląskie) b. kominiarz Krzysztof R. Według prokuratury, w wyniku jego zaniedbań we wrześniu 2019 r. tlenkiem węgla zatruł się palacz z Urzędu Gminy Niegowa.

O skierowaniu przez Prokuraturę Rejonową w Myszkowie aktu oskarżenia w tej sprawie poinformował w czwartek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek.

 

Jerzy M. był zatrudniony w Urzędzie Gminy w Niegowie na stanowisku palacza pieca centralnego ogrzewania. Ukończył stosowny kurs i corocznie odbywał szkolenie. 25 września 2019 r. rano, na polecenie przełożonego, podjął próbę uruchomienia pieca grzewczego. Po wstępnym rozpaleniu pieca skontrolował kaloryfery i odpowietrzył je, a następnie zszedł do kotłowni. Znalazł go tam po południu jeden z pracowników urzędu. M. nie dawał oznak życia.

 

„W wyniku zarządzonej przez prokuratora sekcji zwłok stwierdzono, że przyczyną zgonu pokrzywdzonego było zatrucie tlenkiem węgla, gdyż badanie na obecność karboksyhemoglobiny wykazało 81 proc. (poziom powyżej 70 proc. jest dawką śmiertelną). W organizmie denata stwierdzono też 0,5 promila alkoholu etylowego, jednakże biegły z zakresu medycyny sądowej wykluczył, że takie stężenie alkoholu miało wpływ na zgon Jerzego M.” – opisywał prok. Ozimek.

 

Według opinii biegłego z zakresu pożarnictwa, ostatnia przed tragedią kontrola przewodów kominowych była przeprowadzona w lipcu 2019 r. przez mistrza kominiarskiego Krzysztofa R. Biegły stwierdził, że w protokole tej kontroli R. potwierdził nieprawdę, iż kanały dymowe, spalinowe i wentylacyjne odpowiadają obowiązującym przepisom.

 

„Z przeglądu wykonanego po zdarzeniu wynikało bowiem, że przewód wentylacyjny w pomieszczeniu kotłowni był niedrożny. Doprowadziło to do braku odpowiedniego ciągu wentylacyjnego, powodującego nagromadzenie się w pomieszczeniu tlenku węgla” – podała prokuratura.

 

Krzysztof R. usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci Jerzego M., na skutek niedopełnienia ciążących na nim obowiązków, a także zarzut poświadczenia nieprawdy w protokole kontroli. Podejrzany w śledztwie przyznał się do popełnienia zarzuconych mu przestępstw. Mężczyzna ma 65 lat, nie był w przeszłości karany.

 

Za niemyślne spowodowanie śmierci grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Taką samą karą jest zagrożone przestępstwo poświadczenia nieprawdy w dokumencie.(PAP)

 

autor: Krzysztof Konopka

 

kon/ mark/

W styczniu 2021 r. w dużych firmach posadę straciło już 2 tys. osób

0

W styczniu 2021 r. w dużych firmach posadę straciło już 2 tys. osób. Nadchodzące zmiany mogą oznaczać dalszą redukcję pracowników – informuje czwartkowa „Rzeczpospolita”.

Jak czytamy w gazecie, z danych Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii wynika, że w 2020 r. przedsiębiorcy zgłosili zamiar zwolnienia ponad 73 tys. pracowników.

 

„W 2019 r. takich zgłoszeń było przeszło połowę mniej, bo około 32 tys.” – porównuje „Rz”. Zaznacza też, że na podstawie tych zgłoszeń zwolniono w 2020 r. około 30 tys. osób, a 25 tys. rok wcześniej.

 

„Ministerstwo dodaje jednak, że około 1/4 zapowiadanych zwolnień grupowych w 2020 r. wiązało się ze zmianą warunków pracy lub płacy” – wskazuje dziennik. „W wyniku zgłoszenia mogło więc dojść do obniżenia wynagrodzeń około 20 tys. osób” – dodaje.

 

„Rz” wskazuje także, że z danych za styczeń 2021 r. wynika, że redukcje maleją, bo pracodawcy zgłosili zamiar zwolnienia 2,4 tys. pracowników, czyli o 0,3 tys. mniej niż w analogicznym okresie 2020 r.

 

„Około 1/5 zapowiedzi dotyczyło zmiany warunków pracy lub płacy. Zwolniono grupowo tylko 2 tys. osób, czyli o 1,4 tys. mniej niż przed rokiem” – wylicza gazeta.

 

Podkreśla jednocześnie, że resort rozwoju zaznacza, że sytuacja w 2020 r. wciąż pozostawała znacząco lepsza niż w czasie poprzedniego kryzysu gospodarczego w 2009 r., gdy w skali kraju zgłoszono zamiar zwolnień grupowych niemal 110 tys. osób.

 

„Zdaniem resortu działania rządu mające na celu ochronę miejsc pracy przyczyniły się do ograniczenia skali realizacji zapowiadanych zwolnień grupowych w 2020 r.” – podkreśla dziennik. (PAP)

 

dka/ mhr/

NASA pokazała niespotykane zdjęcie Wenus

0

Amerykańska agencja kosmiczna zaprezentowała nietypowe zdjęcie planety Wenus, uzyskane przez sondę kosmiczną Parker Solar Probe z odległości kilkunastu tysięcy kilometrów. Na zdjęciu widać fragmenty powierzchni planety, choć spodziewano się uchwycić same chmury.

Głównym celem misji Parker Solar Probe są badania Słońca. Jako pierwsza w historii ma ona wykonać pomiary wewnątrz korony słonecznej – zbliży się na niecałe 7 milionów kilometrów od centrum Słońca (około 10 promieni gwiazdy).

 

W tej misji ważną rolę odgrywa również Wenus. Przeloty obok tej planety pomagają bowiem sondzie w odpowiednich zmianach orbity – tak, aby przemieszczać się coraz bliżej Słońca. Łącznie sonda minie Wenus siedmiokrotnie. Takie manewry noszą miano asysty grawitacyjnej.

 

Naukowcy próbują wykorzystywać te przeloty także do badań Wenus i jej okolic. Podczas trzeciego przelotu, który miał miejsce 11 lipca 2020 r., kamera pokładowa sondy uzyskała nietypowe zdjęcie nocnej strony Wenus z bliskiej odległości.

Wenus / fot. NASA

Kamera WISPR jest przeznaczona do wykonywania zdjęć korony słonecznej i wewnętrznej heliosfery w zakresie światła widzialnego, a także fotografii wiatru słonecznego i jego struktur docierających do sondy i ją mijających. W przypadku Wenus na zdjęciach udało się wykryć jasną obwódkę wokół krawędzi planety. Być może jest to poświata nocna – światło emitowane przez atomy tlenu wysoko w atmosferze, które po stronie nocnej łączą ponownie w cząsteczki.

 

Co ciekawe, na zdjęciu widać też fragmenty powierzchni planety – duży ciemny obszar o nazwie Ziemia Afrodyty (największy obszar górski na powierzchni Wenus). Na zdjęciu wydaje się ciemny, gdyż ma temperaturę o około 30 stopni Celsjusza niższą niż otoczenie. Widok ten zaskoczył naukowców, gdyż raczej spodziewali się widzieć tylko chmury.

 

„Kamera WISPR uchwyciła emisję termiczną od powierzchni Wenus. To bardzo podobne zdjęcie do obrazów uzyskiwanych przez sondę Akatsuki w zakresie bliskiej podczerwieni” uważa Brian Wood, astrofizyk z zespołu kamery WISPR.

 

Naukowcy muszą teraz sprawdzić czy – niespodziewanie – kamera faktycznie jest czuła także bliską podczerwień, a nie jedynie na światło widzialne. Drugą możliwością jest, że zdjęcia ujawniły nieznane „okno” w wenusjańskiej atmosferze.

 

Badacze zaplanowali podobne obserwacje przy okazji kolejnego przelotu sondy Parker Solar Probe obok Wenus, co nastąpiło 20 lutego 2021 r. Na wynik analizy danych trzeba będzie jednak trochę poczekać, prawdopodobnie do końca kwietnia. (PAP)

 

cza/ zan/

Prof. Horban: Do tej pory jeszcze tego nie ćwiczyliśmy jako kraj

0

Wprowadzanie obostrzeń i ich przestrzeganie to nie zabawa w ciuciubabkę; stawką jest ludzkie życie – podkreśla główny doradca premiera ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban. Profesor był w czwartek gościem Sygnałów Dnia w radiowej Jedynce.

Odnosząc się do zapowiedzianej regionalizacji obostrzeń ekspert wskazał, że epidemia zmienia się dynamicznie, ale trwa rok i mamy doświadczenia, jak z nią walczyć.

 

Od soboty w całym kraju wprowadzony zostanie obowiązek zakrywania ust i nosa wyłącznie przy użyciu maseczki. Dopuszczone są wszystkie rodzaje maseczek – także materiałowe, ale rekomendowane maseczki chirurgiczne i „wyższe” tzn. posiadające filtry. W woj. warmińsko-mazurskim, gdzie jest największy wzrost zakażeń, nastąpi powrót do nauczania zdalnego w klasach 1-3; zamknięte będą m.in. hotele, galerie handlowe, kina teatry, muzea i baseny.

 

Ekspert pytany, czy gdyby sytuacja dramatycznie się pogorszyła, to rozważane jest – tak, jak działo się to np. we Włoszech – wprowadzenie np. zakazu opuszczania województwa, Horban odparł, że „do tej pory, jeszcze tego nie ćwiczyliśmy, jako kraj”. „Jako lekarze, a jesteśmy doradcami, a nie decydentami, z reguły wierzymy w zdrowy rozsądek ludzi i doradzamy generalnie tak, by człowiek sam się ogarniał na podstawie posiadanej wiedzy” – dodał.

 

Profesor zwracał uwagę, że pomysłowość ludzi w omijaniu obostrzeń jest duża, ale – jak zaznaczył – „nie chodzi o to, by bawić się w ciuciubabkę”.

 

„Celem naszych działań (…) jest uchronienie ludzi przed śmiercią. Jeżeli choroba dotyka osoby powyżej 80 roku życia, to śmiertelność w tej grupie jest 20 proc. jeśli chodzi o osoby w wieku 70-80 lat (…) to śmiertelność wynosi 15 proc.” – wskazał.

 

Nawiązując do obowiązku noszenia maseczek i odejścia od zasłaniania nosa i ust np. kominami, szalikami czy przyłbicami, Horban stwierdził, że „jeśli mamy chronić siebie i innych chronić, to trzeba robić to na poważnie”. (PAP)

 

Autor: Katarzyna Lechowicz-Dyl

 

ktl/ mhr/

UE tupnie nogą i… wezwie do przyspieszenia dostaw szczepionek

0

Utrzymanie rygorystycznych restrykcji przeciwepidemicznych, przyspieszenie dostaw szczepionek przeciw Covid0-19 i ograniczenie podróży, które nie są niezbędne, to niektóre z deklaracji znajdujących się w projekcie konkluzji rozpoczynającego się w czwartek dwudniowego wideoszczytu UE.

Z dokumentu, do którego dotarła PAP, wynika, że przywódcy mają wyrazić determinację, aby kontynuować współpracę i koordynować działania w walce z pandemią.

 

Mają też stwierdzić, że sytuacja epidemiczna pozostaje poważna, a nowe warianty koronawirusa stwarzają dodatkowe wyzwania.

 

„Dlatego musimy utrzymać rygorystyczne ograniczenia, zwiększając jednocześnie wysiłki na rzecz przyspieszenia dostaw szczepionek. Na razie należy ograniczyć podróże, które nie są niezbędne. Z zadowoleniem przyjmujemy przyjęcie dwóch zaleceń Rady w sprawie podróży w obrębie UE i do UE, zgodnie z którymi można wprowadzić ograniczenia zgodnie z zasadami proporcjonalności i niedyskryminacji oraz z uwzględnieniem szczególnej sytuacji społeczności transgranicznych. Należy zapewnić niezakłócony przepływ towarów i usług w ramach jednolitego rynku, w tym poprzez wykorzystanie zielonych pasów” – czytamy w dokumencie.

 

Przywódcy mają też stwierdzić, że UE musi pilnie przyspieszyć autoryzację, produkcję i dystrybucję szczepionek, a także proces szczepień. Projekt zawiera także wezwanie do jak najszybszego identyfikowania nowych wariantów koronawirusa, aby kontrolować ich rozprzestrzenianie się.

 

„Popieramy dodatkowe wysiłki Komisji, aby współpracować z przemysłem i państwami członkowskimi w celu zwiększenia możliwości produkcji szczepionek, a także dostosowania szczepionek do nowych wariantów, jeśli to konieczne. (…) Firmy muszą zapewnić przewidywalność produkcji szczepionek i przestrzegać umownych terminów dostaw” – czytamy w projekcie.

 

Liderzy mają też wezwać do kontynuowania prac nad wspólnym podejściem do tzw. certyfikatów szczepień.

 

W projekcie znajduje się też deklaracja podjęcia działań nad poprawą koordynacji UE, zgodnie z traktatowymi kompetencjami Unii, nad zapewnieniem lepszej gotowości reagowania na przyszłe sytuacje dotyczące zagrożenia zdrowia.

 

Przywódcy mają wezwać też Komisję Europejską do przedstawienia do czerwca raportu na temat dotychczasowych doświadczeń wynikających z pandemii Covid-19. Sprawozdanie powinno również dotyczyć wymiany informacji, koordynacji, komunikacji i wspólnych zamówień publicznych, a także sposobów zapewnienia odpowiednich zdolności produkcyjnych w UE i tworzenia rezerw strategicznych przy jednoczesnym wspieraniu dywersyfikacji i odporności globalnych łańcuchów dostaw leków.

 

W środę premierzy Polski, Hiszpanii, Danii i Belgii oraz prezydent Litwy napisali list do szefa Rady Europejskiej Charles’a Michela, w którym apelują o zwiększenie dostaw szczepionek i przyspieszenie prac nad zwiększeniem mocy produkcyjnych w UE.

 

Liderzy apelują w nim o zwiększenie dostaw szczepionek. „Nadzwyczajny szczyt UE w tym tygodniu odbywa się we właściwym czasie. Terminowy dostęp Europy do wystarczającej liczby szczepionek pozostaje nierozwiązanym wyzwaniem. Pomimo bezprecedensowo szybkiego rozwoju nowych szczepionek o wysokiej jakości, trudności produkcyjne nie ustają i prowadzą do poważnych opóźnień. W połączeniu z pojawieniem się nowych mutacji COVID może to zagrozić naszej drodze do pełnej odbudowy i normalnego życia” – czytamy w liście Mateusza Morawieckiego, Pedro Sancheza, Mette Frederiksen, Alexandra De Croo i Gitanasa Nausedy.

 

Wideoszczyt UE rozpocznie się w czwartek i potrwa do piątku.

 

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

 

luo/ jo/ ap/

Piłkarski sezon w Europie: W wielu ligach nie brakuje niespodzianek

0

Liverpool niżej w tabeli m.in. od West Ham United, Warta Poznań wyżej od Lecha, Paris Saint-Germain i Juventus Turyn poza czołową dwójką w swoich krajach, a mistrz Turcji Istanbul Basaksehir w strefie spadkowej. Trwający sezon piłkarski to nieprzerwany serial niespodzianek.

Z powodu pandemii COVID-19 poprzedni sezon w Europie i na świecie miał nietypowy charakter. Niektóre ligi w ogóle nie zostały dokończone (np. francuska, choć przyznano tytuł), a w wielu innych – po długiej przerwie – mistrzów wyłoniono dopiero w lipcu.

 

W efekcie kluby miały latem niewiele czasu na przygotowania. Ostatecznie wszyscy – mimo trwającej pandemii – wystartowali, choć kibice niektórych piłkarskich potęg być może woleliby, żeby ten sezon w ogóle się nie rozpoczął.

 

W angielskiej ekstraklasie liderem po 25. kolejce jest aktualny wicemistrz Manchester City. To może nie jest niespodzianka, zwłaszcza biorąc pod uwagę potencjał kadrowy „Obywateli”, ale jak określić dopiero szóste miejsce broniącego tytułu Liverpoolu?

 

Na dodatek drużyna trenera Juergena Klopp ma więcej rozegranych meczów od siódmego Evertonu, swojego lokalnego rywala (oba zespoły zgromadziły po 40 pkt), a także od ósmej Aston Villi. Wyżej w tabeli od Liverpoolu plasuje się m.in. czwarty obecnie West Ham United, którego bramkarzem jest Łukasz Fabiański.

 

Do lidera City podopieczni Kloppa tracą już 19 punktów. W miniony weekend „The Reds” ponieśli czwartą z rzędu ligową porażkę. Tym razem 0:2 u siebie z Evertonem, który zwyciężył na Anfield po raz pierwszy od 1999 roku.

 

Liverpool notuje także wstydliwą serię czterech porażek u siebie, co nie zdarzyło mu się w lidze – w domowych spotkaniach – od roku… 1923.

 

„Są cieniem drużyny. Liverpool w ostatnich trzech latach był ekipą, z którą nikt nie chciał grać. Zespołem, który zawsze ruszał do przodu, był niezwykle agresywny. A teraz wszyscy chcą grać przeciwko niemu. Jest łatwym celem i to mnie boli” – powiedział Graeme Souness, były legendarny piłkarz, a później również trener „The Reds”.

 

Pocieszeniem dla fanów Liverpoolu mogą być jedynie występy w Lidze Mistrzów. W pierwszym meczu 1/8 finału jej triumfatorzy z 2019 roku pokonali półfinalistę poprzedniej edycji RB Lipsk 2:0.

 

Bliski awansu do ćwierćfinału LM jest także Paris Saint-Germain, po wygranej 4:1 na wyjeździe z Barceloną, ale we francuskiej ekstraklasie paryżanie nie zachwycają. Pod koniec grudnia rozstano się z niemieckim trenerem Thomasem Tuchelem, którego zastąpił Argentyńczyk Mauricio Pochettino.

 

Obecnie piłkarze PSG – w ostatnich latach absolutni dominatorzy Lique 1 – zajmują trzecie miejsce. W 26 meczach zdobyli 54 punkty, ustępują o cztery liderowi Lille i o jeden Olympique Lyon. Walcząc z trudem o obronę tytułu, muszą jednocześnie uważać, aby nie wypaść poza podium, bowiem czwarty obecnie AS Monaco traci do paryżan tylko dwa punkty.

 

W Bundeslidze liderem jest Bayern Monachium Roberta Lewandowskiego, choć z niewielką przewagą – dwóch punktów po 22. kolejce – nad RB Lipsk. Znacznie gorzej wiedzie się wicemistrzowi kraju – Borussii Dortmund. Mocna kadrowo drużyna, której piłkarzem jest rezerwowy w tym sezonie Łukasz Piszczek (latem odejdzie z klubu), zajmuje szóste miejsce z 13 punktami straty do lidera.

 

Chyba najbardziej zwraca uwagę liczba porażek BVB – aż osiem, czyli więcej m.in. od Unionu Berlin, Freiburga czy VfB Stuttgart.

 

We Włoszech problemy z obroną tytułu może mieć absolutny hegemon ostatniej dekady – Juventus Turyn. W poprzednim sezonie „Stara Dama” wywalczyła dziewiąte mistrzostwo z rzędu (łącznie 36), lecz obecnie Cristiano Ronaldo i koledzy zajmują trzecie miejsce, za duetem z Mediolanu. Interowi ustępują aż o osiem punktów, a Milanowi o cztery. Juventus ma jeszcze mecz zaległy z Napoli.

 

W Hiszpanii Real Madryt i Barcelona oglądają na razie plecy Atletico Madryt. W pewnym momencie przewaga drużyny trenera Diego Simeone nad słynnymi rywalami była bardzo duża, ale ostatnio – po serii gorszych wyników „Los Colchoneros” – nieco stopniała.

 

Szansę obrony tytułu mistrza Szkocji praktycznie stracił Celtic Glasgow, który – podobnie jak Juventus – triumfował na krajowym podwórku w dziewięciu poprzednich sezonach (łącznie 51 razy).

 

Po 30 kolejkach tamtejszej ekstraklasy drużyna traci do odwiecznego rywala – ekipy Rangers – aż 18 punktów. W środę z funkcju trenera Celticu ustąpił Neil Lennon.

 

„Przeżyliśmy trudny sezon z powodu wielu czynników. To bardzo frustrujące i rozczarowujące, że nie byliśmy w stanie odnieść takich sukcesów jak poprzednio” – przyznał Lennon.

 

W lipcu ubiegłego roku Istanbul Basaksehir po raz pierwszy w historii wywalczył mistrzostwo Turcji, zostając dopiero szóstym klubem, który wygrał tamtejszą ligę. Dołączył do zacnego grona: Galatasaray Stambuł, Fenerbahce Stambuł, Besiktasu Stambuł, Trabzonsporu oraz Bursasporu.

 

Obecny sezon to jednak dla kibiców Basaksehir pasmo rozczarowań. W Lidze Mistrzów drużyna przegrała pięć z sześciu meczów fazy grupowej, a w krajowej ekstraklasie zajmuje dopiero 18. miejsce, oznaczające spadek.

 

Trapiony kłopotami kadrowymi mistrz Turcji przegrał pięć ostatnich meczów ligowych, a łącznie nie zwyciężył od ośmiu kolejek.

 

W Polsce od minionej kolejki liderem jest broniąca tytułu Legia Warszawa, co nie znaczy, że nie brakuje niespodzianek. Wicemistrz Lech Poznań, który jeszcze w sierpniu zachwycał w eliminacjach Ligi Europy, uzyskując awans do fazy grupowej, w PKO BP Ekstraklasie zajmuje obecnie 11. miejsce.

 

Wyżej od „Kolejorza” plasuje się m.in. dysponujący znacznie mniejszym budżetem inny poznański klub – Warta (dziewiąte miejsce). I to pomimo faktu, że beniaminek domowe spotkania rozgrywa w Grodzisku Wielkopolskim. Oba zespoły zmierzą się w piątek w meczu derbowym.

 

Humory kibicom Lecha poprawiła nieco ostatnia wygrana 1:0 ze Śląskiem Wrocław, ale i tak trener Dariusz Żuraw przeżywa obecnie najtrudniejsze chwile w blisko dwuletniej pracy z piłkarzami „Kolejorza”.

 

Szkoleniowiec jeszcze przed meczem ze Śląskiem przyznał, że czuje wsparcie ze strony zarządu i chce wyprowadzić zespół z impasu.

 

„Pracuję najlepiej jak potrafię. Nie jestem gorszym trenerem niż kilka miesięcy temu, kiedy to państwo tak zachwycaliście się grą Lecha i awansem do europejskich pucharów. Przyszedł trudny moment, ale nie oznacza to, że mam się teraz poddać. Wręcz przeciwnie, pracujemy nad tym, żeby z tego wyjść i wiem, że prędzej czy później wyjdziemy” – podkreślił Żuraw.

 

Szkoleniowiec Lecha przyczyn słabej postawy swojej drużyny upatrywał m.in. w dość licznych kontuzjach, które dotknęły zwłaszcza pozycji ataku i środka defensywy.

 

Do zakończenia lig w krajach zrzeszonych w Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) pozostało jeszcze sporo czasu, jednak już teraz wiadomo, że obecny sezon – nie tylko z powodu przedłużającej się pandemii – przejdzie do historii futbolu.

 

Autor: Maciej Białek (PAP)

 

bia/ pp/

Włochy: 86-letnia kobieta przeszła 5 kilometrów, by się zaszczepić

0

Pięć kilometrów przeszła 86-letnia mieszkanka południa Włoch, by zaszczepić się przeciwko koronawirusowi. Seniorka, która stała się bohaterką w swoich stronach, wyjaśniła, że ruszyła na piechotę do punktu szczepień, bo uciekł jej autobus.

Kobieta mieszka w miejscowości Calitri w prowincji Avellino w Kampanii. Ośrodek szczepień, do którego dostała skierowanie, znajduje się w miasteczku Bisaccia, oddalonym o około 16 kilometrów.

 

Kiedy wybierała się na szczepienie, nie zdążyła na autobus. Ruszyła więc na piechotę, gotowa pokonać całą tę trasę. Gdy przeszła 5 kilometrów, przy drodze zatrzymał się samochód, a jadące nim kobiety zaoferowały, że ją podwiozą. Tak dotarła do punktu szczepień.

 

„Uciekł mi autobus i postanowiłam iść na piechotę. Co w tym dziwnego?”- powiedziała seniorka o imieniu Livia reporterowi lokalnego portalu Irpinia News, który pogratulował jej wyczynu.

 

Przyznała, że zupełnie nie rozumie zamieszania wokół tego, co zrobiła. (PAP)

 

sw/ zm/

AliExpress w Polsce zdobył już bardzo solidny przyczółek. Teraz ma być szybciej, łatwiej i bezpieczniej. Czy oby na pewno?

0

Przesyłki do Polski będą dużo szybsze, zwroty łatwiejsze, a spory ma już rozstrzygać sąd nie w Hongkongu, lecz w kraju konsumenta. Tym, co ma jednak wyróżnić AliExpress od konkurentów, jest shoppertainment – pisze czwartkowa „Gazeta Wyborcza”.

Dziennik informuje w czwartek, że AliExpress w Polsce zdobył już bardzo solidny przyczółek. „Na koniec 2019 roku serwis miał 3,1 proc. udziału w e-handlu. Dla porównania: polska sieć RTV Euro AGD – 2,5 proc., Zalando – 1,7 proc., a Allegro – 36,2 proc. (to dane firmy OC&C)” – podkreśla „GW”.

 

Jak zaznaczono, chiński serwis ma zamiar rozszerzyć swoje udziały na Starym Kontynencie, bijąc się w Europie głównie z Amazonem, a w Polsce dodatkowo z Allegro. „GW” zauważyła, że dla platformy sprzedażowej nie będzie to łatwe.

 

Gazeta podkreśla, że Allegro, m.in. dzięki współpracy z InPostem, wyznaczyło w Polsce całkiem inny standard rynku. Prawie 80 proc. rzeczy sprzedawanych za pośrednictwem tej platformy ma czas dostawy 1-2 dni.

 

„Owszem, ciągle są klienci, którzy na tanią przesyłkę z tanimi produktami będą mogli czekać 40-50 dni, ale nie o nich teraz toczy się gra. Dlatego AliExpress chce w tym roku mocno zwiększyć liczbę produktów dostępnych w ich serwisie w ciągu trzech dni, wysyłanych z magazynów w Polsce. A od wiosny 70 proc. towaru wysyłanego z Chin ma trafiać do klienta w ciągu 15 dni. Mają się też pojawić zakupy na raty” – przedstawiła plany AliExpress „GW”.

 

Według gazety tym, co ma wyróżnić AliExpress, jest shoppertainment. Coś, co najprościej można określić jako internetową wersję telezakupów Mango. Tyle że dużo bardziej skuteczną.(PAP)

 

mark/ par/

Gdy 10 lat temu ten film wchodził do kin, krytycy mówili, że to za późno…

0

25 lutego 2011 r. na ekrany polskich wszedł w 135 kopiach film „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł” w reżyserii Antoniego Krauzego, opowiadający o krwawym stłumieniu przez władze PRL społecznych protestów w Trójmieście, wywołanych podwyżką cen żywności w grudniu 1970 roku.

„To film znakomity, wierny faktom, a zarazem straszny, mogący wywołać lęk za sprawą realistycznego ukazania dramatycznych scen – ocenił wówczas w rozmowie z PAP prof. Jerzy Eisler, konsultant historyczny filmu. „To chyba pierwszy polski film, w którym twórcy od początku do końca zawierzyli historii. Nic nie poprawiali, nic nie dopisywali, nic nie dramatyzowali i nie włączali żadnych dodatkowych wątków. Każde zdanie, które pada z ekranu, ma swoje uzasadnienie w dokumentach bądź w relacjach” – dodał. Dziś podtrzymał tę opinię, nie kryjąc jednak rozczarowania, że „Czarny czwartek” nie stał się wzorem do naśladowania i niewielu twórców filmowych zajęło w ostatnim dziesięcioleciu historią Polski.

 

„Film Krauzego w ogóle przychodzi późno, bardzo późno. O Janku Wiśniewskim, który padł, wesoło podśpiewywali esbecy w filmie Pasikowskiego kilkanaście lat temu. Wówczas widzowie bywali tą sceną rozbawieni, dlaczego więc dziś mieliby opłakiwać Drywę i robotników?” – pisał krytyk Rafał Marszałek (dwutygodnik.com).

 

„Wzruszyłam się podczas projekcji. Najbardziej przeżyłam te sceny, w których pokazano bicie ludzi i ciała zmarłych, leżące w kostnicy. Wiedzieliśmy o tym wszystkim, ale nadal jest to dla bliskich ofiar bardzo bolesne” – opowiadała PAP Izabela Godlewska – matka Zbyszka Godlewskiego, pierwowzoru bohatera „Ballady o Janku Wiśniewskim”. „Dobrze, że powstał ten film. My z mężem czuliśmy, że jest to historia o naszym synu. Pokazano, jak ludzie nieśli go na drzwiach, jak znosili z kładki nad torami, gdzie zginął, a potem uciekali i zostawili jego ciało. To były dla nas wielkie przeżycia” – wspominała. „Obydwoje jesteśmy już starzy i schorowani. Może dzięki temu filmowi młodzież zobaczy na własne oczy jak naprawdę było. Myślę, że warto przypominać naszą historię sprzed 40 lat. I niech każdy sam to wszystko oceni” – dodała Izabela Godlewska (zmarła 3 czerwca 2019 r.).

 

W niedzielę 13 grudnia 1970 r. – półtora tygodnia przed świętami Bożego Narodzenia – władze partyjne i państwowe PRL ogłosiły podwyżkę cen żywności. W poniedziałek 14 grudnia pracownicy Stoczni Gdańskiej odmówili podjęcia pracy. We wtorek w Stoczni ogłoszono strajk powszechny, robotnicy wyszli na ulicę, doszło do podpalenia Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, w Trójmieście ogłoszono godzinę milicyjną. W środę strajk rozszerzył się na kolejne zakłady produkcyjne Wybrzeża. Wieczorem wicepremier Stanisław Kociołek w wystąpieniu radiowo-telewizyjnym nawoływał do powrotu do pracy. W czwartek rano do pracowników Stoczni Gdyńskiej im. Komuny Paryskiej, idących do pracy na apel Kociołka, wojsko otworzyło ogień – byli zabici i ranni. Stoczniowcy uformowali pochód i niosąc na drzwiach zwłoki jednego z zastrzelonych, udali się w stronę budynku Prezydium Miejskiej Rady Narodowej przy ulicy Świętojańskiej, gdzie ponownie zostali ostrzelani. W trakcie zajść na Wybrzeżu zginęło – według oficjalnych danych – 45 osób, w tym 18 w Gdyni; liczba rannych przekroczyła 1,6 tys. osób. Milicja zatrzymała ponad 3 tys. osób, większość poddano represjom i torturom. Straty po stronie wojska i milicji ocenione zostały na kilku zabitych i kilkudziesięciu rannych, zniszczeniu uległo kilkanaście pojazdów, w tym czołgi. Podpalono 19 gmachów, kilkadziesiąt samochodów, zniszczono 220 sklepów. 22 grudnia ustąpił ze stanowiska I sekretarza KC PZPR Władysław Gomułka, na jego miejsce wybrano Edwarda Gierka. 15 lutego 1971 r. w wyniku strajku łódzkich włókniarek, przywrócono ceny sprzed 13 grudnia.

 

„Ten film to spełnienie mojego zobowiązania, by opowiedzieć o jednym z najważniejszych epizodów w powojennych dziejach Polski” – powiedział dziennikarzom 21 lutego 2011 r. reżyser Antoni Krauze. Przypomniał, że krwawe wydarzenia grudnia 1970 r. nigdy właściwie nie zostały opowiedziane.

 

„Ten film spowoduje pokutne poruszenie w narodzie. To film bardzo dotkliwy” – ocenił kreujący postać członka Biura Politycznego KC PZPR Zenona Kliszki Piotr Fronczewski, który na spotkaniu z dziennikarzami po raz pierwszy zobaczył film.

 

„Chciałbym przede wszystkim złożyć hołd tym, co zginęli, tym co oddali swoje życie, zdrowie oraz rodzinom, które przeżyły śmierć swoich najbliższych. Sprawiedliwość do końca się nie wypełniła, jeśli chodzi o zdarzenia Grudnia roku 70” – mówił premier Donald Tusk podczas uroczystej premiery filmu w Teatrze Polskim w Warszawie. Podkreślił, że ofiary Grudnia są jednak „prawdziwymi zwycięzcami”. „Czuję w sercu, że być może ten ważniejszy wymiar takiej ludzkiej sprawiedliwości jest w tym, że nawet jeśli nie zostali skazani ci, którzy są winni, to czczeni są ci, którzy byli ofiarami” – wyjaśnił. Dodał, że wszyscy Polacy powinni czuć się ich dłużnikami „do końca naszych dni”.

 

23 lutego 2011 r. film miał specjalny pokaz w Sejmie. „Jest świetny zarówno pod względem artystycznym, jak i historycznym. Jestem zaskoczony, że film fabularny tak dobrze pokazał wymiar historyczny” – powiedział wówczas PAP marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. „Byłem bardzo blisko tamtych wydarzeń, dla mnie to kawałek mojego życia. Wielu ludzi pokazanych w filmie znałem osobiście. Podczas tamtych zamieszek zginął także mój kolega. Moim zdaniem należy szukać winnych tamtej tragedii. Niestety nie ma żadnych niezbitych dowodów wskazujących sprawców” – dodał.

 

„Dzisiejsza projekcja pokazała dramat ludzi tamtych czasów. Nieludzko traktowano rodziny ofiar, żałoba była na rozkaz” – powiedział PAP ówczesny wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich (SLD), podkreślając, że historię wydarzeń grudnia 70. powinien znać każdy Polak. „Nie należy jednak pod wpływem tego filmu wpadać w histerię tworzenia podziałów (…). Historia nigdy nie jest jednoznaczna, można spoglądać na nią rozmaitą optyką, ale żal tamtej historii powinien zostać wspólny” – dodał.

 

„Co do młodych Polaków – nie wiadomo, czy +Czarny czwartek+ wyzwoli ich wrażliwość w perspektywie +długiego trwania+. To nie tylko sprawa mielizn edukacyjnych, ale gilotyny czasu” – napisał Rafał Marszałek. „Opowiadać w roku 2011 o wydarzeniach grudnia 1970, a więc po czterdziestu latach, to tak, jakby wracać do powstania styczniowego na progu rewolucji 1905 roku, albo dramatyzować polski wrzesień 1939 w dobie narodzin +Solidarności+. Cezura czasowa bezlitośnie oddala to, czym kiedyś żył cały naród, a co dziś postrzega się jak stertę sepiowych fotografii” – wyjaśnił.

 

W styczniu 1971 r. 30-letni Antoni Krauze – debiutujący reżyser filmów telewizyjnych – przyjechał do Trójmiasta na zaproszenie Klubu Studentów Wybrzeża „Żak”. „Przywitała mnie osmalona fasada dworca, powybijane szyby w hotelu Metropol, spalony Komitet Wojewódzki PZPR. Wszędzie chodziły patrole milicyjne. Zostałem umieszczony w Grand Hotelu w Sopocie. Jak się meldowałem, miałem wrażenie, że jestem jedynym gościem” – napisał w eksplikacji reżyserskiej do „Czarnego czwartku”. „Niedaleko mieszkało małżeństwo moich przyjaciół – państwa Piepków. Po zainstalowaniu się w hotelu pobiegłem natychmiast do nich i otrzymałem bardzo wyczerpującą relację o tym, co się działo w grudniu. Wspominając dzisiaj to spotkanie, pamiętam nie tylko ich łzy, gniew, gorycz, gdy opowiadali o tragedii Trójmiasta, ale mam również w pamięci coś, co wydaje mi się niesłychane: rozmawiali ze mną WOLNI ludzie – podkreślił. „W rozmowie uczestniczył także ich 18-letni syn Mirosław Piepka. 17 grudnia zwolniono młodzież ze szkół i on wybrał się do Gdyni. Widział na własne oczy, co się tam działo. Po blisko 40 latach, w lipcu 2009 zadzwonił do mnie, proponując współpracę przy tym filmie” – opisywał.

 

Mirosław Piepka i Michał Pruski, którzy napisali scenariusz filmu, jako nastoletni chłopcy byli świadkami krwawych wydarzeń w Gdańsku i Gdyni. „Czwartek 17 grudnia 1970 r. w Gdyni był na pewno najczarniejszym dniem w czasach PRL-u. Całe zło i okrucieństwo ówczesnej władzy, jej perfidia i nieliczenie się z obywatelami własnego kraju zogniskowały się w tym jednym dniu, kiedy niczego niespodziewających się ludzi zwabiono w pułapkę, by strzelać do nich jak do tarcz strzelniczych” – ocenił Pruski.

 

„Grudniowy dramat w Gdyni był zbrodnią ludobójstwa w całym złowrogim znaczeniu tego słowa” – podkreślił Piepka. „O ile w Gdańsku i Szczecinie wystąpienia robotników przybierały gwałtowny obrót, płonęły partyjne komitety, o tyle Gdynia była spokojna i wyważona. Władze miasta podpisały porozumienie z komitetem strajkowym, nie wypadła choćby jedna szyba z okna” – wyjaśnił. „Wprawdzie we wtorek i w środę 15 i 16 grudnia Gdynia była miastem, w którym napięcie sięgało zenitu, zwłaszcza po brutalnej pacyfikacji komitetu strajkowego i protestach w obronie aresztowanych, jednak wciąż na ulicach panował spokój. W tej atmosferze, po słynnym apelu Stanisława Kociołka o powrót do pracy, zwyczajni ludzie uwierzyli w słowa partyjnego dygnitarza i pojechali do swoich zakładów pracy. Zamordowano osiemnastu spośród nich, setki odniosły ciężkie rany. Nie było w powojennej historii Polski zbrodni równie cynicznej, w istocie egzekucji przeprowadzonej na zimno, bez cienia skrupułów” – ocenił.

 

„W monografii Grudnia’70 napisałem, że bestialstwo, którego ofiarą padli wówczas ludzie było porównywalne z działaniami gestapo i NKWD. Miały miejsce zachowania sadystyczne, okrutne. To wszystko w filmie pokazano. On ma ogromną +siłę nośną+, pokazuje historię taką, jaką była” – powiedział prof. Eisler. Podkreślił, że scena katowania jednego z bohaterów, Wiesława Kasprzyckiego, jest porównywalna ze sceną torturowania Rudego w „Akcji pod Arsenałem” Jana Łomnickiego i scenami z filmu „Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego.

 

Wiesław Kasprzycki w grudniu 1970 r. miał 17 lat. Schwytany na ulicy, został zaciągnięty do prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni i skatowany. Z rąk znęcającego się nad nim ZOMO został wyrwany przez znajomych lekarzy – jego matka była pielęgniarką – właściwie już umierający. Po tygodniach leczenia stwierdzono u niego utratę 85 proc. zdrowia. „Przed rozpoczęciem zdjęć, jesienią 2009 roku, próbowałem namówić go na relację przed kamerą, nie był w stanie rozmawiać. Dostał załamania nerwowego. To jest tak żywe dla tych ludzi” – wspominał Krauze.

 

„…Chodziły słuchy, że będzie to utwór propagandowy. Obawiali się tego niektórzy orędownicy społecznej pamięci; na podobną ewentualność radośnie się szykowali przeciwnicy +rocznic, jubileuszy, mszy i capstrzyków+. Jedni i drudzy najwidoczniej nie znają Antoniego Krauzego” – pisał Marszałek. „Niezdolny do kompromisów, przeszedł suchą nogą przez rozpadliny i błotka Peerelu. Nie zrobiło go to sławnym, ale uczyniło wolnym. Może dlatego +Czarny czwartek+ jest filmem zrodzonym z wewnętrznej potrzeby. Cały ciężar społecznego tematu wyraża się tu solidarnością z ludźmi Grudnia – tymi znanymi z nazwisk i tymi, po których ślad się zatarł; tymi, którzy potrafili opowiedzieć o swoich losach i tymi, których po dziś dzień obezwładnia i knebluje trauma” – wyjaśnił krytyk.

 

Dramat opowiedziany został m.in. poprzez historię jednej z rodzin ofiar, gdyńskiego stoczniowca 34-letniego Brunona Drywy, który 17 grudnia zginął od strzału w plecy na przystanku Szybkiej Kolei Miejskiej Gdynia-Stocznia. Pozostawił żonę i trójkę dzieci.

 

W głównych rolach wystąpili m.in. Michał Kowalski i debiutująca na ekranie Marta Honzatko. Oboje, w związku z pracą nad filmem, spotkali się z rodziną Drywów. Wojciech Pszoniak wystąpił jako I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka. Jako Zbyszek Godlewski – Michał Ziętek, późniejszy odtwórca postaci Jana Bytnara „Rudego” w „Kamieniach na szaniec” Roberta Glińskiego (2014).

 

Za zdjęcia odpowiadał Jacek Petrycki. Większość z nich realizowano w plenerze, w miejscach autentycznych wydarzeń, m.in. okolicach stacji SKM Gdynia-Stocznia, dworca PKP Gdynia Główna, Kościoła NMP-Kolegiaty Gdyńskiej, Urzędu Miasta Gdyni, Cmentarza Komunalny na Witominie, Szpitala Morskiego, gmachu Dowództwa Marynarki Wojennej, a także wnętrzach byłej siedziby KC PZPR w Warszawie. Montaż – Rafał Listopad.

 

Muzykę skomponował Michał Lorenc. „Balladę o Janku Wiśniewskim” zaśpiewał Kazik Staszewski. W filmie wykorzystano archiwalne nagrania filmowe i dźwiękowe. Produkcja została dofinansowana przez PISF i IPN. Honorowy patronat nad filmem objął prezydent Bronisław Komorowski.

 

„Czarny czwartek” do końca 2011 roku obejrzało 674 tys. 373 widzów – był rozpowszechniany w 135 kopiach.

 

„Film Antoniego Krauzego to z pietyzmem zrealizowany dokument, który przez znaczną część seansu – podczas scen ulicznych pacyfikacji i szpitalnych interwencji – ogląda się z zapartym tchem niczym dynamiczny film akcji. Ale też jak wzruszającą swą prostą i szczerością liryczno-tragiczną historię rodzinną. A chwilami znów jak polityczny thriller, gdy do głosu dochodzą partyjni aparatczycy najwyższego szczebla. Mimo tak dużego zróżnicowania elementów składowych całość zdaje się być spójna i zharmonizowana” – recenzował na łamach „Kina” (2010) Tadeusz Szyma. „Zasadniczą jej częścią jest zrekonstruowana z wyjątkową troską o autentyzm dusznego peerelowskiego klimatu sprzed czterdziestu lat i realizm każdego – scenograficznego, kostiumowego, rekwizytowego czy obyczajowego szczegółu, opowieść o przerwanym nagle i jakby trochę przypadkowo młodym życiu Brunona Drywy” – podkreślił.

 

„Pada Brunon Drywa i jeszcze 17 innych osób. To są mocne sceny, dobrze sfotografowane, odtworzone z dbałością o każdy szczegół. Kiedy ginie mężczyzna, tak to już bywało w polskiej historii, na pierwszy plan wysuwa się kobieta. Owdowiała żona, po licznych przejściach – o których rodziny zabitych jeszcze przez wiele lat musiały milczeć – zostanie nocą wezwana na cmentarz, gdzie będzie obecna przy tajnym pochówku męża. To najbardziej poruszająca sekwencja filmu” – napisał Zdzisław Pietrasik („Polityka”). „Świetne są zdjęcia Jacka Petryckiego, jakby przyczernione, szare, podkreślają mroczny klimat filmu, ale zarazem mają logiczne wytłumaczenie – akcja toczy się w dniach najkrótszych w roku, kiedy jest najmniej światła. Dobrze się stało, że do głównych ról reżyser nie zaangażował znanych i opatrzonych aktorów – Michał Kowalski i Marta Honzatko zagrali bardzo przekonująco. Gorzej z postaciami historycznymi, odtwarzanymi przez renomowanych aktorów. Przykładowo Wojciech Pszoniak bardzo się stara, by pokazać lekko schizofreniczną osobowość Władysława Gomułki, dla którego były to ostatnie dni jego rządów, nic jednak na to nie poradzę, że widzę na ekranie Pszoniaka, nie Gomułkę” – dodał. „W sumie przyzwoita, staranna robota, ale trudno nie zauważyć, że w lokalnym wymiarze, dla nas samych, bez szans na dotarcie do zagranicznej publiczności. Szkoda, że o wielkich sprawach Polaków nie potrafimy robić wielkich filmów” – podsumował Pietrasik.

 

„Obraz Krauzego równie dobrze można potraktować jako dobrą lekcję historii jak i pełnokrwisty dramat o zwyczajnych ludziach zniszczonych przez głupią i brutalną władzę. Uniwersalny wydźwięk +Czarnego czwartku+ sprawia, że powinny go zrozumieć i +poczuć+ nie tylko niezłomne polskie patriotki w moherowych wdziankach” – ocenił Łukasz Muszyński (Filmweb).

 

„Najbardziej drapieżne są sceny zemsty – gdy gmach MRN w Gdyni bezpieka zamieniła w katownię, do której zwożono zatrzymanych. Patrzymy na szpalery zomowców bijących pałkami bezbronnych ludzi, wyrzynanie im tępymi bagnetami płatów skóry z głów czy sadystyczne +zabawy+ w pokojach przesłuchań. Szkoda, że scenarzyści nie pokazali, skąd mogła się wziąć ta furia bezpieki. Zapewne było to odreagowanie lęku sprzed dwu dni, gdy demonstranci spalili gmach KW w Gdańsku. Tamten moment śmiertelnego przerażenia pomszczono w Gdyni” – napisał Piotr Semka w „Rzeczpospolitej”. Zastrzegł na wstępie, że jako pochodzącemu z Trójmiasta trudno mu opisywać film bez emocji.

 

„Jeśli już relacjonuje się postępowanie władzy, to powinno się też pokazać, dlaczego Stanisław Kociołek (nie ma go w filmie) wzywał robotników do powrotu do pracy, by nazajutrz wystawić ich na karabiny wojska. A co z Wojciechem Jaruzelskim, ówczesnym ministrem obrony? Owszem, nie było go w prezydium politbiura, ale to on mógł zdecydować, gdzie i w jakiej skali wojsko ma użyć broni. A co z wojskowym sztabem w Trójmieście? Generałem Grzegorzem Korczyńskim? W filmie też go nie ma” – wyliczył. „Niemniej film wart jest obejrzenia. A już na pewno powinno go obejrzeć pokolenie urodzone po 1989 roku, któremu warto pokazać brutalność i bezwzględność komunistycznej władzy. Dzieło Antoniego Krauzego powinni też zobaczyć ci, którzy głoszą, że marzec 1968 był najstraszniejszym wydarzeniem w historii PRL. Bywały rzeczy równie straszne, a może i straszniejsze. Takie jak gdyński +czarny czwartek+” – podsumował Semka.

 

„Głównym nurtem płyną teraz inne prądy, skądinąd nie zawsze ożywcze. Sławna niegdyś ballada nakłada się pro memoria na końcowe napisy. Jej pogłos towarzyszy ludziom wychodzącym z kina. Utrzyma się tak długo, póki jej obojętność nie zawieje, amnezja nie zasypie” – napisał Rafał Marszałek. (PAP)

 

Paweł Tomczyk

 

mbo/ pż/ nno/ pat/ wj/

Tokio: Mistrz olimpijski Van Niekerk rozstał się z 78-letnią trenerką Ans Bothą

0

Mistrz olimpijski w biegu na 400 m z Rio de Janeiro Wayde Van Niekerk z RPA rozstał się z wieloletnią trenerką 78-letnią Ans Bothą i najważniejszy okres w przygotowaniach do igrzysk w Tokio spędzi na Florydzie pod okiem Lance’a Braumana.

Rekordzista świata na bieżnię powrócił we wrześniu, po trzech latach przerwy spowodowanej poważną kontuzją kolana doznaną jesienią 2017 r. podczas… pokazowego meczu rugby oraz pandemią COVID-19. Był zakażony koronawirusem latem, po treningach na zgrupowaniu w północnych Włoszech.

 

„Przez większą część kariery byłem pod skrzydłami „Tannie” Ans Botha w rodzinnym Bloemfontein i trudno mi wyrazić podziękowanie za wszystko, co dla mnie zrobiła, bym znalazł się w obecnym punkcie kariery. Mam nadzieję, że moje doświadczenia z tej współpracy i to, co będę robił w nowej grupie, trenując z najlepszymi na świecie sprinterami, pomogą mi poprawić rekord świata. Czasowy pobyt na Florydzie będzie najlepszy dla mojej przyszłości” – powiedział Van Niekerk.

 

To właśnie szanse pracy z grupą Braumana, w której są m.in. mistrz świata na 200 m Amerykanin Noah Lyles i złota medalistka igrzysk na 400 m Shaunae Miller-Uibo z Bahamów (jest żoną estońskiego wieloboisty Maicela Uibo), a także kłopoty z normalnymi przedolimpijskimi treningami z Bothą w RPA z powodu pandemii sprawiły, że Van Niekerk zdecydował się na rozstanie z dotychczasowym szkoleniowcem i wybór Florydy.

 

RPA to kraj najbardziej dotkniętym wirusem w Afryce, który wprowadził ostre rygory lockdownu. Mistrz olimpijski nie mógł normalnie trenować także ze względu na wiek 78-letniej trenerki, która przez kilka miesięcy nie mogła opuszczać domu.

 

W igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 roku Van Niekerk triumfował w biegu na 400 m, ustanawiając przy tym w finale rekord globu – 43,03 (poprawił czas słynnego Michaela Johnsona z 1999 r.). Rok później w Londynie został mistrzem świata na dystansie jednego okrążenia, a na 200 m był drugi.(PAP)

 

olga/ sab/

Liga Mistrzów: Manchester City nie do zatrzymania, wygrana Realu

0

Piłkarze Manchesteru City wygrywając w Budapeszcie z Borussią Moenchengladbach 2:0 w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów są blisko awansu do kolejnej rundy i odnieśli 19. z rzędu zwycięstwo. W drugim środowym spotkaniu Atalanta Bergamo uległa Realowi Madryt 0:1.

Borussia i zespół City nie mogły się zmierzyć w Niemczech ze względu na wynikający z pandemii COVID-19 zakaz podróży mieszkańców Wielkiej Brytanii do tego kraju.

 

Gole dla wicemistrza Anglii zdobyli Portugalczyk Bernardo Silva w 29. i Brazylijczyk Gabriel Jesus w 65. minucie.

 

Manchester City potwierdził, że jest w rewelacyjnej dyspozycji. Ostatniej porażki doznał 21 listopada, w wyjazdowym meczu Premier League z Tottenhamem Hotspur (0:2), a punktów nie stracił od 15 grudnia, kiedy zremisował na własnym stadionie z West Bromwich Albion 1:1.

 

Kolejne ponad dwa miesiące przyniosły 13 ligowych zwycięstw, w których w dodatku „The Citizens” stracili tylko trzy gole, trzy wygrane w Pucharze Anglii, dwie w Pucharze Ligi, a teraz przyszła kolej na Ligę Mistrzów. Triumf w tych rozgrywkach to cel, którego nie udało się jeszcze zrealizować trenerowi Josepowi Guardioli w prawie już pięcioletniej kadencji w klubie z Manchesteru. Wcześniej Hiszpan dwukrotnie po Puchar Europy sięgnął jako trener Barcelony (2009, 2011).

 

Środowe spotkanie było już 26. z rzędu, którego City nie przegrało. Ich bilans to 23 zwycięstwa i trzy remisy. Dwóch meczów brakuje do wyrównania najdłuższej takiej serii pod wodzą hiszpańskiego szkoleniowca, datowanej między kwietniem a grudniem 2017.

 

W drugim tego dnia pojedynku Atalanta przegrała z Realem 0:1. Gospodarze już od 17. minuty grali w dziesiątkę. Remo Freuler sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Ferlanda Mendy’ego i niemiecki arbiter Tobias Stieler odesłał Szwajcara do szatni.

 

Real – osłabiony brakiem wielu podstawowych piłkarzy, m.in. Karima Benzemy, Sergio Ramosa, Daniela Carvajala czy Edena Hazarda – mimo optycznej przewagi i kilku dogodnych okazji długo nie mógł zdobyć gola. Cztery minuty przed końcem strzałem z 20 metrów tuż przy słupku bramkarza miejscowych pokonał Mendy. To pierwsze trafienie Francuza w 27. występie w Champions League.

 

Choć mecz ze względów sanitarnych rozgrywany był przy pustych trybunach, to przed pierwszym gwizdkiem w okolicach obiektu w Bergamo zebrało się kilka tysięcy fanów, w tym rodziny z dziećmi. Odbyło się to wbrew m.in. apelom władz klubu, które wzywały sympatyków, by kibicowali gorąco, lecz nie przychodzili pod stadion.

 

Wiosną ubiegłego roku Bergamo stało się epicentrum pandemii COVID-19 we Włoszech, a pierwszy mecz 1/8 finału poprzedniej edycji LM przeciwko Valencii (4:1), rozegrany 19 lutego 2020 w obecności 45 tys. kibiców na stadionie San Siro w Mediolanie, przyczynił się – według ekspertów – do transmisji koronawirusa po całej Lombardii.

 

We wtorek broniący trofeum Bayern Monachium pewnie pokonał w Rzymie Lazio 4:1. Jedną z bramek dla gości zdobył Robert Lewandowski.

 

Był to czwarty gol kapitana reprezentacji Polski w obecnym sezonie Champions League, a 72. od początku kariery. Zajmuje samodzielnie trzecie miejsce w klasyfikacji strzelców wszech czasów. Więcej trafień mają tylko Portugalczyk Cristiano Ronaldo – 134 i Argentyńczyk Lionel Messi – 119.

 

Z kolei na neutralnym terenie w Bukareszcie Atletico w roli gospodarza uległo Chelsea Londyn 0:1. Jedynego gola w 68. minucie efektowną przewrotką uzyskał 34-letni francuski napastnik Olivier Giroud.

 

Cztery mecze 1/8 finału odbyły się już w ubiegłym tygodniu. W najciekawszej parze drużynie Paris Saint-Germain nie dała szans Barcelonie, wygrywając na Camp Nou 4:1. Poza tym Liverpool wygrał z grającym w roli gospodarza w Budapeszcie RB Lipsk 2:0, Borussia Dortmund zwyciężyła na wyjeździe Sevillę 3:2, a FC Porto niespodziewanie pokonało u siebie 2:1 Juventus Turyn Wojciecha Szczęsnego, w jedynej potyczce, w której górą okazali się gospodarze.

 

Rewanże rozegrane zostaną 9-10 i 16-17 marca. Finał zaplanowano na 29 lutego w Stambule.(PAP)

 

pp/ mm/ sab/

Wulkan Etna znów aktywny i wyrzuca z siebie fontanny lawy

Wulkan Etna na Sycylii po raz szósty w ciągu ostatnich ośmiu dni wyrzuca z siebie fontanny lawy. Mają one 500 metrów wysokości, która nadal rośnie. Coraz większa aktywność Etny monitorowana jest przez ekspertów z włoskiego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii.

 

Mieszkańcy okolic miasta Katania oraz oddalonych od niego obszarów po raz kolejny obserwują od środowego wieczoru wyjątkowy spektakl natury na niebie, wywołany przez następną erupcję z południowo-wschodniego krateru wulkanu.

Żółto-czerwonym fontannom lawy towarzyszy emisja dymu i pyłu wulkanicznego.

 

Według specjalistów aktywność ta ma tendencję rosnącą.

 

(PAP)

sw/ zm/

Grodzki: Większość Zjednoczonej Prawicy jest krucha; idei, którą ją spajała, już dawno nie ma

0

Większość Zjednoczonej Prawicy jest krucha; widać, jak mniejsze partie stawiają kolejne warunki PiS i w zasadzie łączą ich tylko interesy, stanowiska, kolesiostwo, a idei, która by ich spajała i łączyła już dawno nie ma – ocenił w środę marszałek Senatu Tomasz Grodzki.

Marszałek Senatu by pytany w TVN24 o to, jak ocenia stabilność koalicji rządzącej i – w tym kontekście – o środową wypowiedź marszałek Sejmu Elżbiety Witek, która pytana, czy jest pewna większości sejmowej odpowiedziała, że „pewnym można być tylko dwóch rzeczy: śmierci i podatków”.

 

Grodzki powiedział, że „podziela zdanie pani Witek”. „Pamiętajmy, że większość Zjednoczonej Prawicy jest krucha, a te walki buldogów spod dywanu, już dawno spod dywanu wyszły i jak widać, jak mniejsze partie Zjednoczonej Prawicy stawiają kolejne warunki PiS i jak w zasadzie łączą ich tylko interesy, stanowiska, nepotyzm, kolesiostwo, a idei, która by ich spajała i łączyła już dawno nie ma” – dodał.

 

Przekonywał, że w tej sytuacji należy się zastanowić, czy stabilność tej koalicji „nie zaczyna przypominać roku 2007” i sytuacji ówczesnej koalicji PiS, LPR i Samoobrony.

 

Marszałek Senatu był pytany w tym kontekście o unijny Fundusz Odbudowy, w ramach którego Polska będzie miała do dyspozycji ponad 57 mld euro. Podstawą do sięgnięcia po te środki będzie Krajowy Plan Odbudowy (KPO), który musi przygotować każde państwo członkowskie. Grodzkiego spytano, jak zagłosuje opozycja w sytuacji gdy Solidarna Polska deklaruje, że tego planu nie poprze oraz, czy partie opozycyjne powinny postawić swoje warunki co do zapisów w KPO.

 

„Z pewnością, na tym polegają rozmowy polityczne” – odpowiedział Grodzki. „My nie będziemy robić na złość ludziom, bo kraj potrzebuje tych środków” – zaznaczył.

 

Odnosząc się do sytuacji z Zjednoczonej Prawicy stwierdził, że „tam się dzieją dziwne rzeczy”. „Partia Porozumienie Jarosława Gowina mówi, że wycofuje poparcie dla ministra i dwóch wiceministrów i nic się z tym nie dzieje, z kolei jest odwoływany wiceminister z ramienia Solidarnej Polski. Napięcia, które tam są, moim zdaniem spajane są tylko interesem, które niektórzy nazywają mafijnym związkiem” – powiedział.

 

Podkreślił, że Polsce środki z Funduszu Odbudowy są bardzo potrzebne. Dopytywany czy trwają jakieś rozmowy opozycji ws. pakietu rozwiązań do tego planu, Grodzki zaznaczył, że „to jest zadanie liderów opozycji w Sejmie”. Poinformował, że według jego wiedzy „takie rozmowy się toczą, takie konsultacje się odbywają”. Zaznaczył, że on w tych rozmowach nie uczestniczy.

 

„W tej materii pałeczka jest po stronie Sejmu i wierzę, że wszyscy liderzy opozycji pokażą, że jeśli działają zgodnie, to potrafią skutecznie osiągać swoje cele i kwestia szczegółów planu odbudowy jest znakomitym przykładem, że można do czegoś takiego doprowadzić” – podsumował Grodzki. (PAP)

 

autorka: Wiktoria Nicałek

 

wni/ mok/

Liga Mistrzów: Kilka tysięcy kibiców zebrało się przed stadionem Atalanty w Bergamo

0

Kilka tysięcy kibiców zebrało się przed stadionem Atalanty w Bergamo, aby dopingować swoją drużynę w meczu z Realem Madryt w 1/8 finału piłkarskiej Ligi Mistrzów. Ze względów sanitarnych spotkanie jest rozgrywane przy pustych trybunach.

Jak poinformowała agencja AFP, fani nie posłuchali apelu swojego klubu, który wzywał ich, aby kibicowali gorąco, lecz nie przychodzili pod stadion i zaczęli gromadzić się ponad godzinę przed pierwszym gwizdkiem. Wśród nich były rodziny z dziećmi. AFP podkreśliła, że kibice założyli maseczki ochronne.

 

Wiosną ubiegłego roku Bergamo stało się epicentrum pandemii COVID-19 we Włoszech, a pierwszy mecz 1/8 finału poprzedniej edycji Ligi Mistrzów przeciwko Valencii (4:1), rozegrany prawie dokładnie rok temu (19 lutego 2020 roku) w obecności 45 tys. kibiców na stadionie San Siro w Mediolanie, przyczynił się – według ekspertów – do transmisji koronawirusa po całej Lombardii.

 

Mecz Atalanty z Realem rozpoczął się o godz. 21. (PAP)

 

af/ sab/

„Bild”: wznowiono śledztwo przeciwko piłkarzowi Bayernu po samobójstwie polskiej modelki

0

Prokuratura w Monachium wznowiła śledztwo przeciwko piłkarzowi Bayernu Jerome’owi Boatengowi podejrzanemu o napaść na swą ówczesną dziewczynę, polską modelkę Kasię Lenhardt – podał w środę dziennik „Bild”. Śledztwo wznowiono po tym, jak Polka popełniła samobójstwo.

Według „Bilda”, piłkarz jest podejrzewany o naderwanie ucha partnerki. Śledztwo w tej sprawie wszczęto w 2019 roku, lecz później je umorzono. Sprawa została ponownie otwarta tuż po tym, jak Lenhardt popełniła samobójstwo 9 lutego w swym mieszkaniu w Berlinie. Według prokuratury, powodem wznowienia dochodzenia było pojawienie się nowych informacji w toku dochodzenia w sprawie śmierci Polki.

 

Przeciwko 32-letniemu reprezentantowi Niemiec toczy się także postępowanie w sprawie napaści na byłą partnerkę, Sherin Senler.

 

Związek Lenhardt z Boatengiem, a także ich późniejszy konflikt prowadzony m.in. za pośrednictwem mediów społecznościowych był żywo relacjonowany przez tabloidy. 2 lutego piłkarz ogłosił zakończenie związku.

 

Polska modelka zasłynęła w 2012 roku udziałem w prowadzonym przez Heidi Klum programie „German’s Next Top Model”. Kasia Lenhardt zajęła wtedy czwarte miejsce. (PAP)

 

osk/ ap/

Polonia walczy na Florydzie o Mistrzostwo Świata w golfie!

0

Wyśmienita pogoda, uśmiechy od ucha do ucha i sportowe zacięcie na twarzach! Polonia walczy na Florydzie o Mistrzostwo Świata w golfie. Pierwszego dnia „Polonia Open by Żywiec”, zawodniczki i zawodnicy rywalizowali w The Fountains Country Club.

FDA: Szczepionka Johnson&Johnson bezpieczna i skuteczna

Badania kliniczne jednodawkowej szczepionki Johnson&Johnson przeciwko Covid-19 wykazały, że jest bezpieczna i skuteczna – oznajmiła w środę amerykańska Agencja Leków i Żywności (FDA). Preparat może zostać dopuszczony do użytku jeszcze w tym tygodniu.

 

W opublikowanych w środę dokumentach, FDA zaprezentowała najnowsze dane z badań nad szczepionką w USA, RPA i Brazylii z udziałem ponad 40 tys. osób. Wynika z nich, że 28 dni po podaniu, szczepionka ma skuteczność 66 proc. w zapobieganiu umiarkowanie ciężkiego i ciężkiego przebiegu Covid-19. Żaden z zaszczepionych uczestników badania, który zachorował po 28 dniach od otrzymania preparatu, nie wymagał hospitalizacji.

 

Dane potwierdziły również skuteczność szczepionki w RPA, gdzie dominował szczep B.1351, który wykazywał większą odporność. Skuteczność wyniosła 64 proc. Badanie wskazuje też, że preparat przyczynia się do znacznego obniżenia transmisji wirusa, chroniąc również przed bezobjawowymi infekcjami.

 

Najczęstsze efekty uboczne szczepionki to ból w miejscu ukłucia (48,6 proc.), ból głowy (39 proc.), zmęczenie (38 proc.) i ból mięśni (33 proc.). Jeden z uczestników badania, który otrzymał preparat, doznał zapalenia osierdzia. W opinii FDA nie można wykluczyć, że choroba miała związek z podaniem szczepionki.

 

Ostateczna decyzja o dopuszczeniu preparatu do użytku spodziewana jest jeszcze w tym tygodniu. W piątek swoją opinię w jej sprawie wyda panel ekspertów. W przypadku szczepionek BioNTech-Pfizer i Moderny, formalna decyzja agencji o aprobacie preparatów zapadła dzień po wydaniu opinii ekspertów.

 

Szczepionka Johnson&Johnson stosowana jest już od ponad tygodnia w RPA, gdzie otrzymują ją medycy. Decyzja Europejskiej Agencji Leków (EMA) w sprawie preparatu spodziewana jest na początku marca.

(PAP)

osk/ mal/

Lubisz jak płacą Ci za to, że śpisz? Możesz spróbować sił w tym fachu. Do zgarnięcia 2000 dolarów

Witryna internetowa, która zajmuje się poradami w dziedzinie jakości snu, chce zaoferować $2000 osobom, jeśli wezmą udział w badaniu.

SleepStandards.com chce przeprowadzić badanie naukowe, które pokaże, jak środowisko, w jakim śpimy, przekłada się na jakość snu. Badanie potrwa 5 dni. W każdym kolejnym dniu/etapie badania, lokalizacja snu badanego będzie zmieniana. Jedną z lokalizacji ma być 5-gwiazdkowy hotel. Każdy z badanych będzie zobowiązany do sporządzania pisemnych sprawozdań na temat ich ostatniej drzemki.

„Sen jest niezbędny dla dobrego zdrowia i jakości życia” – stwierdzili naukowcy. „Jednak nie każdy ma wystarczająco dużo dobrego snu w nocy. O jakości snu danej osoby decyduje wiele czynników, a jednym z nich może być otoczenie”.

2020 rok okazał się najgorszym – pod względem snu (i pewnie nie tylko) – dla Amerykanów rokiem. Około 51% respondentów odpowiedziało, że ich sen w ubiegłym roku nie był najlepszy.

Rejestracji do badania można dokonać tutaj: https://sleepstandards.com/dream-job-2021/

Red. JŁ

Ruszamy! W Wielkiej Brytanii wracają festiwale muzyczne

0

Tegoroczne edycje muzycznych festiwali w Reading i Leeds odbędą się – poinformowali w środę ich organizatorzy. To pierwsze festiwale, które ogłosiły powrót po przedstawieniu w poniedziałek przez premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona planu wyjścia z lockdownu.

 

„Reading i Leeds 2021. Po ostatnim oświadczeniu rządu nie możemy się doczekać powrotu na pola tego lata. RUSZAMY” – napisali na Twitterze organizatorzy obu bliźniaczych festiwali, które odbywają się w ostatni weekend sierpnia. W tym roku wypada on 27-29 sierpnia, a gwiazdami obu imprez będą Liam Gallagher, Queens of the Stone Age, Stormzy, Catfish and the Bottlemen, Post Malone i Disclosure.

 

Na razie organizatorzy nie przedstawili dokładnego planu festiwali ani nie poinformowali, czy będą obowiązywać podczas nich jakieś wymogi dotyczące dystansu społecznego. W 2019 r., podczas poprzedniej edycji, w Reading – starszym i nieco większym z tych dwóch festiwali – odnotowano rekordową liczbę 105 tys. uczestników.

 

W poniedziałek premier Johnson ogłosił czteroetapowy plan wychodzenia z lockdownu w Anglii. W trzecim etapie, nie wcześniej niż 17 maja, może nastąpić powrót koncertów czy imprez sportowych z ograniczonym udziałem publiczności, zaś w czwartym – od 21 czerwca możliwe jest zniesienie wszystkich restrykcji. Szef brytyjskiego rządu zastrzegł jednak, że są to najwcześniejsze możliwe daty i jeśli sytuacja epidemiczna będzie się pogarszać, mogą zostać przesunięte na później.

 

Miesiąc temu organizatorzy Glastonbury, najbardziej znanego w Wielkiej Brytanii i największego w Europie festiwalu muzycznego, poinformowali, że z powodu epidemii zaplanowana wstępnie na 23-27 czerwca impreza po raz drugi z rzędu się nie odbędzie. Na razie decyzji nie ogłosili organizatorzy dwóch festiwali, które według planów powinny się odbyć przed 21 czerwca – na wyspie Wight i w Donnington Park.

 

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

bjn/ mal/

Niedzielski: Trzecia fala epidemii rozpędza się. Obowiązek zakrywania ust i nosa wyłącznie przy użyciu maseczki

Widać wyraźnie, że trzecia fala epidemii w Polsce rozpędza się, najbardziej niepokojąca sytuacja dotyczy województwa warmińsko-mazurskiego. Od soboty wprowadzony zostanie obowiązek zakrywania ust i nosa wyłącznie przy użyciu maseczki; po powrocie z Czech i Słowacji będzie kwarantanna, a w woj. warmińsko-mazurskim, gdzie jest największy wzrost zakażeń, wprowadzone będą „regulacje dyscyplinujące”. – powiedział minister zdrowia Adam Niedzielski.

 

Niedzielski mówił, że największym zagrożeniem są pojawiające się kolejne mutacje koronawirusa. „Trzeba liczyć się z tym, że nowe mutacje będą się pojawiały i tutaj też widzimy niepokojący trend. (…) Widzimy systematyczny (wzrost) udziału mutacji brytyjskiej w ogólnej liczbie próbek, które badamy” – powiedział Niedzielski. Jak dodał, obecnie ten udział mutacji brytyjskiej przekracza 10 proc.

 

„Jak popatrzymy na sytuację w Polsce, widać wyraźnie, że trzecia fala rozpędza się” – przyznał Niedzielski.

Od 27 lutego wprowadzony zostanie obowiązek zakrywania ust i nosa wyłącznie przy użyciu maseczki. Nie będzie można stosować szalików, kominów, chust, bandan i przyłbic.

Przyłbice wciąż mogą być stosowane, ale dodatkowo, oprócz maseczki. „Przyłbice przede wszystkim zabezpieczają oczy, zabezpieczają górną część twarzy i w tym sensie przyłbice są nadal dopuszczone, ale nie jako element zastępujący maseczkę, tylko ewentualnie jako element, który jest dodatkowy” – mówił szef MZ.

Podkreślił, że sytuacja epidemiczna jest zróżnicowana w różnych regionach. „Mamy województwa w północnym pasie Polski, które są zdecydowanie bardziej dotknięte w tej chwili zjawiskiem epidemicznym. Mówię tutaj przede wszystkim o województwie warmińsko-mazurskim, ale również trzeba wymienić województwo pomorskie czy kujawsko-pomorskie” – dodał minister.

 

Natomiast, zaznaczył, na „drugim skraju, biegunie” mniej dotkniętym pandemią jest chociażby województwo dolnośląskie czy łódzkie. Zauważył, że na początku drugiej fali te województwa były jednymi z najbardziej dotkniętych regionów epidemią.

 

„Najbardziej niepokojąca sytuacja dotyczy województwa warmiński-mazurskiego. (…) Mamy tutaj ponad dwukrotne przekroczenie średniej (nowych zakażeń) dla całego kraju, a przecież sytuacja w kraju też się rozwija w kierunku rozpędzenia trzeciej fali” – podkreślił szef MZ.

 

Poinformował, że w przypadku woj. warmińsko-mazurskiego wskaźnik nowych zakażeń wynosi 45 nowych dziennych zakażeń w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Średnia w przeliczeniu na cały kraj wynosi 20 nowych dziennych zakażeń na 100 tys. mieszkańców.

 

Niedzielski dodał, że „trafialność” testów na koronawirusa wynosi w skali kraju 19 proc., a w woj. warmińsko-mazurskim – przekroczyła 34 proc. Dodał, że na 24 próbki zebrane w newralgicznej części tego regionu, 16 wykazało mutację brytyjską wirusa.

 

(PAP) Karol Kostrzewa/ Katarzyna Lechowicz-Dyl

 

kos/ par/

Wypasiony telewizor nie nadaje się do oglądania TVP Info. Sony odrzuciło reklamację klienta

– Tani nie był, ale miał być najlepszy. Tak przynajmniej reklamował go producent. Okazuje się jednak, że wypasiony telewizor marki Sony nie nadaje się do oglądania TVP Info – oburza się pan Tadeusz z Kielc.

 

Czytelnik „Echa Dnia” chciał sprawić sobie przyjemność. I to nie lada jaką. W grudniu 2017 roku zakupił olbrzymi telewizor Sony. Ten luksus kosztował go ponad 10 tysięcy złotych. Po półtora roku użytkowania urządzenie zaczęło szwankować.

– Na panelu pojawiły się zielone pasy, co było strasznie irytujące w trakcie oglądania. Zgłosiłem usterkę w ramach gwarancji. Reklamację uznano. W połowie lipca 2019 roku otrzymałem nowy telewizor o porównywalnych parametrach, ponieważ poprzedni model wycofano z produkcji – opowiada pan Tadeusz.

Radość mężczyzny z nowego odbiornika nie trwała jednak długo. W połowie listopada 2020 roku na ekranie wyświetlacza znów pojawiły się zielone paski.

– Ponownie zgłosiłem usterkę, ale tym razem odmówiono mi naprawy gwarancyjnej. Dlaczego? Bo zdaniem centrum serwisowego użytkowanie telewizora Sony następowało niezgodnie z wytycznymi przedstawionymi w instrukcji obsługi, a diagnoza odbiornika wykazała utrwalenie na ekranie OLED tak zwanego zjawiska retencji w związku z niewłaściwą eksploatacją odbiornika – mówi pan Tadeusz.

Jak wyjaśnia, w przewodniku producenta jest zapis, iż retencja obrazu może wystąpić, jeżeli obrazy są wyświetlane w tym samym miejscu ekranu wielokrotnie lub przez dłuższe okresy czasu. – W książeczce przedstawiono przykłady obrazów, które mogą powodować to zjawisko. Ale to zupełnie typowe sytuacje, takie jakie występują w codziennym użytkowaniu telewizora. I tu dochodzimy do absurdu całej sytuacji. Okazuje się, że aby całkowicie wyeliminować możliwość wystąpienia efektu retencji, należałoby w ogóle nie korzystać z telewizora zgodnie z jego przeznaczeniem, czyli do oglądania programów telewizyjnych w warunkach domowych. Druga sprawa – ta usterka jest identyczna w stosunku do tej na poprzednim telewizorze, która została uznana przez serwis i doprowadziła do wymiany urządzenia – oburza się pan Tadeusz.

Mężczyzna w połowie grudnia 2020 roku wysłał w tej sprawie pismo do oddziału Sony w Polsce. Poprosił o naprawienie telewizora lub wymianę na wolny od wad. Jak podkreśla, odpowiedź spółki na zgłoszenie zszokowała go. Pan Tadeusz cytuje.

– Retencja była spowodowana oglądaniem programów z elementami statycznymi, a dokładnie kanałów informacyjnych ze statycznymi paskami. Tego rodzaju użytkowanie nie jest zgodne z zaleceniami zawartymi w instrukcji obsługi. Co więcej, diagnoza odbiornika wykazała, że był intensywnie użytkowany – ponad 11 godzin dziennie. Wartość ta nie odpowiada tak zwanemu normalnemu użytkowaniu telewizora w domu. Poprzednia wymiana była gestem dobrej woli udzielonym z naszej strony. Kolejne, analogiczne załatwienie sprawy nie jest możliwe – czyta pan Tadeusz.

Czytelnik jest oburzony postawą producenta. – Zainwestowałem w drogi telewizor, ponoć najlepszy na rynku, by mieć komfort oglądania sportu oraz programów informacyjnych. Okazuje się jednak, że wypasiony telewizor marki Sony nie nadaje się do oglądania TVP Info. To ile według Sony mogę dziennie oglądać TVP Info? Czy może mam w ogóle nie oglądać i być odciętym od informacji? – zastanawia się pan Tadeusz z Kielc.

Zwróciliśmy się do polskiego oddziału Sony, czy firma podtrzymuje stanowisko w tej sprawie. Oto odpowiedź.

Paulina Makuch z Biura Prasowego Sony:
„Przyjrzeliśmy się sprawie. Klient zakupił TV OLED w roku 2017. W 2019 zgłosił się w związku z retencją w jego odbiorniku, która spowodowana została długotrwałym wyświetlaniem elementów statycznych (w tym przypadku pasków programów informacyjnych). Instrukcja obsługi telewizorów OLED jasno informuje o tym, że, aby zmniejszyć ryzyko wystąpienia tego zjawiska, należy unikać eksploatowania odbiornika w tak jednostajny i intensywny sposób. Jednak, w ramach gestu dobrej woli, zdecydowaliśmy się wymienić Klientowi odbiornik. Po 18 miesiącach (co istotne: czas pracy telewizora wyniósł 5500 godzin, co przekłada się na 11 godzin dziennie) Klient ponownie zgłosił się do serwisu z dokładnie tym samym problemem. Ze względu na to, że już raz wymieniliśmy odbiornik i również ten użytkowany był niezgodnie z zaleceniami instrukcji obsługi, uznaliśmy roszczenia Klienta za niezasadne.

Zjawisko retencji nie jest spowodowane wadą telewizorów. Występuje we wszystkich produktach wykonanych w technologii OLED. Intensywne wyświetlanie przez długi czas statycznych obrazów, np. takich jak paski czy logo stacji, przyspiesza pojawianie się tego efektu. Telewizory Sony posiadają wiele algorytmów, które mają redukować możliwość występowania tego zjawiska. Jednak nie są one w stanie uchronić w stu procentach telewizor, który zmuszany jest do pracy w nieoptymalnych dla siebie warunkach i intensywnie eksploatowany w tak szczególny sposób.”

Red. Paweł Więcek PolskaPress AIP