Co najmniej 28 osób zginęło w czwartkowym nalocie na obóz dla uchodźców w północnej Syrii, obszarze kontrolowanym przez rebeliantów. Za atak, do którego doszło mimo zawieszenia broni, odpowiadają syryjskie lub rosyjskie siły rządowe – głoszą niepotwierdzone jeszcze doniesienia.
Zbombardowany został obóz Kamouna dla wysiedlonych Syryjczyków, 4 km od miasta Sarmada w prowincji Idlib i 10 km od tureckiej granicy. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Wielkiej Brytanii poinformowało, że zginęło co najmniej 28 osób, w tym dzieci, a blisko 50 zostało rannych.
Atak, który przeprowadziły syryjskie siły rządowe lub Kreml, potępił już Biały Dom. – Ci ludzie są w najbardziej rozpaczliwej sytuacji, jaką można sobie wyobrazić i nie ma żadnego usprawiedliwienia dla wymierzonych w nich militarnych działań – powiedział w oświadczeniu rzecznik prezydenta Baracka Obamy Josh Earnest.
Do ataku doszło dzień po ogłoszeniu 48-godzinnego zawieszenia broni między siłami prezydenta Baszara al-Assada a rebeliantami w strategicznym mieście Aleppo, w którym w tym tygodniu miały miejsce najbardziej intensywne walki od ponad roku. W ciągu ostatnich kilkunastu dni w walkach zginęło tam trzysta osób, a tysiące ludzi uciekło z domów, kierując się w stronę tureckiej granicy. ONZ ostrzegło, że jeśli rozejm zostanie złamany, skutki będą „katastrofalne”, a do Turcji będzie próbowało uciec nawet 400 tys. mieszkańców.
Poprzedni rozejm, który ogłoszono pod koniec lutego, nie obejmował Aleppo – największego miasta w Syrii położonego w północno-zachodniej części kraju. Zawieszenie broni nie dotyczy także ekstremistycznych organizacji, takich jak Państwo Islamskie. Krwawa wojna w Syrii trwa już od pięciu lat.
Aleksandra Gersz AIP