Floryda stała się w ostatnich latach hitem migracji wewnętrznej Stanów Zjednoczonych. Na Florydzie zapragnęły zamieszkać na stałe tysiące ex-obywateli Kalifornii czy Nowego Jorku. Wzrost populacji nie idzie jednak w parze ze wzrostem liczby pracowników opieki medycznej, a to sprawia, że liczba osób zdolnych leczyć rzesze nowych mieszkańców de facto kurczy się.
Prognozy przewidują, że populacja Florydy zwiększy się o kolejne 300 tys. osób w ciągu najbliższych pięciu lat. Jest to niewątpliwy sukces Słonecznego Stanu i potencjalny kop dla lokalnej gospodarki. Są jednak bardzo duże minusy.
Ponad jedna trzecia pełnoetatowych lekarzy na Florydzie ma powyżej 60 lat! Nieuniknionym jest, że w najbliższych latach powoli będą oni odchodzić na emeryturę, a za nimi kolejny personel wkroczy w 7. dekadę życia. Szacuje się, że w 2035 roku w Słonecznym Stanie będzie brakowało 18 tys. lekarzy i 37 tys. pielęgniarek.
Dlaczego w tak prestiżowym zawodzie nie występuje nadmiar, a niedobór kadr? Za prestiżem idą oczywiście trudności w pozyskaniu kwalifikacji – nic co wartościowe, nie przychodzi łatwo. Tymczasem edukacja zdalna w czasie pandemii COVID-19 sprawiła, że edukacja młodzieży znacznie podupadła. Coraz mniej pielęgniarek jest w stanie zdać egzaminy licencyjne, w związku z czym podstawowego personelu medycznego nie tylko ubywa, ale też coraz mniej go przybywa.
Nie da się ukryć, że podstawowym problem jest też sama demografia – osób starszych jest coraz więcej, a osób młodych będzie coraz mniej. Jest to bardzo niepokojąca perspektywa z uwagi na to, że niedobory medyków odczuwamy już teraz, a jak będzie wyglądała przyszłość, kiedy większość starzejącego się społeczeństwa będzie wymagać częstej opieki medycznej?
Red. JŁ