W Stanach Zjednoczonych narasta kryzys związany z koronawirusem. W kolejnych stanach zamykane są szkoły, odwoływane imprezy i przedstawienia. Na giełdzie gwałtowne spadki cen akcji. Członek rządowego sztabu antykryzysowego przyznaje, że system testów na obecność koronawirusa jest nieadekwatny. W USA stwierdzono dotychczas 1700 infekcji z czego 40 osób zmarło.
W Stanach Zjednoczonych narasta atmosfera obaw. Burmistrz Nowego Jorku ogłosił stan zagrożenia i zakazał zgromadzeń przekraczających 500 osób. W mieście zamknięto teatry na Broadwayu, muzea i filharmonie. Zawieszono rozgrywki ligowe. W stanach Ohio i Maryland od poniedziałku zamknięte będą szkoły. W Kongresie wstrzymano wycieczki a Kościół Mormonów, podobnie jak wiele innych, odwołał nabożeństwa.
Ze szpitali w różnych częściach Stanów Zjednoczonych dochodzą głosy, że nadal trudno przeprowadzić testy na koronawirusa. Członek rządowego zespołu kryzysowego doktor Anthony Fauci przyznał, że amerykański system testowania potencjalnych chorych zwodzi ponieważ każdy test wymaga skierowania od lekarza. „To jest porażka. Nie mamy systemu, w którym każdy może z łatwością zrobić taki test jak to ma miejsce w innych krajach. Czy powinni mieć taką możliwość? Powinni. Ale my tego nie mamy” – ubolewał Fauci podczas przesłuchań w Kongresie.
Tymczasem Amerykanie gromadzą zapasy coraz intensywniej przygotowują się do zakłóceń normalnego funkcjonowania państwa. Na rynku brakuje żelu do dezynfekcji rąk, wczoraj w wielu sklepach wykupiono papier toaletowy. Atmosferę kryzysu wzmacnia panika na giełdzie. Wczoraj ceny akcji na Wall Street spadły o 10%.
IAR/ Marek Wałkuski / Waszyngton /w kry