Każdego dnia na słynną wyspę Capri przybywa trzynaście tysięcy turystów. Jej władze apelują do rządu w Rzymie o większą autonomię, by móc położyć tamę temu zalewowi.
Burmistrz Gianni De Martino nie pierwszy raz prosi władze centralne o zgodę na regulowanie ruchu turystycznego. W sposób najprostszy i drastyczny: kiedy uzna za stosowne wywiesi w porcie tabliczkę, informującą, że na Capri miejsc nie ma. Turyści są już w komplecie.
Burmistrz Capri szuka sojuszników i na pewno ich znajdzie, na przykład w koledze z Wenecji, który także od jakiegoś czasu upomina się o większą swobodę: Wenecja również pęka w szwach i to przez cały rok, a nie tylko w sezonie letnim, jak Capri. Burmistrz ostrzega, że cierpliwość jego i stałych mieszkańców są już na wyczerpaniu. Zdaje on sobie sprawę, że chcąc ograniczyć liczbę turystów, podcina on gałąź, na której siedzi, bo wyspa żyje z turystyki, ale nie widzi innego wyjścia.
Marek Lehnert/Rzym