Podczas swojej wizyty na Florydzie Joe Biden obwinił Donalda Trumpa o nadchodzące zaostrzenie prawa aborcyjnego w Słonecznym Stanie i innych regionach USA. Prezydent stwierdził m.in., że Trump wywołał „kryzys opieki zdrowotnej dla kobiet w całym kraju”.
Już przed wizytą Bidena w Słonecznym Stanie wiadomo było, że będzie chciał tam użyć najbardziej emocjonalnej karty w polityce – kwestii aborcji. Tak też się stało. Pojawiając się w Hillsborough Community College w Tampie, prezydent znalazł się w epicentrum ostatecznej rozgrywki, dotyczącej aborcji na Florydzie, która ustali zasady na kolejne, długie lata.
1 maja na Florydzie ma wejść w życie zakaz przerywania ciąży po 6. tygodniu ciąży. Wcześniej aborcja była dozwolona do 15. tygodnia ciąży. Na początku kwietnia stanowy Sąd Najwyższy orzekł, że zarówno 15-tygodniowy, jak i 6-tygodniowy limit, są zgodne z konstytucją. Jednocześnie dopuścił do zorganizowania w listopadzie referendum, w którym mieszkańcy Słonecznego Stanu zadecydują, czy aborcja stanie się prawem gwarantowanym stanową konstytucją.
Biden powiedział w Tampie, że miliony kobiet stoją w obliczu „bólu i okrucieństwa”. „Ale to nie jest nieuniknione. Możemy to powstrzymać. Jeśli zagłosujecie, możemy to powstrzymać” – dodał prezydent USA.
Za zaistniałą rewolucją prawną w kwestii aborcji po obaleniu Roe vs. Wade, Biden obwinił byłego prezydenta – i swojego obecnego kontrkandydata – Donalda Trumpa.
„Jest jedna osoba, która była odpowiedzialna za ten koszmar” – mówił Biden. „Przyznał się do tego i chwali się tym – [to] Donald Trump” – podkreślił.
„Ludzie, złą wiadomością dla Trumpa jest to, że zamierzamy pociągnąć go do odpowiedzialności” – powiedział prezydent. Zwrócił uwagę, że Trump wahał się ostatnio w kwestii własnych poglądów dostępu do aborcji, aż stwierdził, że to decyzja poszczególnych stanów.
Red. JŁ