Poniedziałek był bardzo pracowitym dniem dla Marco Rubio. Na dzień przed prawyborami w swoim rodzinnym stanie Floryda 44-letni senator od rana do wieczora zabiegał o głosy mieszkańców, które mają mu pomóc w odniesieniu zwycięstwa nad faworyzowanym Donaldem Trumpem.
Sondaże nie są dla Rubio przychylne. Według ostatnich pomiędzy nim a Trumpem w „Słonecznym Stanie” jest już ponad dwadzieścia punktów procentowych różnicy. Przegrana na Florydzie byłaby dla senatora olbrzymim ciosem i przyniosłaby jeszcze więcej głosów nawołujących do rezygnacji z wyścigu o nominację Partii Republikańskiej w listopadowych wyborach prezydenckich.
W poniedziałek Rubio podkreślił jednak, że w ogóle nie myśli o tym, aby się wycofać. – Mam zaplanowaną wizytę w Utah. Będę tam w środę rano. A we wtorek planuję wygrać – stwierdził w Melbourne.
Dwa tygodnie temu senator przekonywał, że w razie potrzeby wsiądzie do swojej ciężarówki i będzie jeździć po całym kraju, byle tylko nie doprowadzić do sytuacji, w której na czele partii Lincolna i Reagana stanąłby „kanciarz”. I to właśnie robił w poniedziałek. Rubio odwiedził kilka miast, gdzie z całych sił przekonywał mieszkańców, że jest lepszym kandydatem niż Trump.
– Jak zwykle wszystko sprowadza się do Florydy. Jutro 99 delegatów zostanie przydzielonych jednej osobie, chciałbym to być ja, ale potrzebuję waszej pomocy – mówił.
Senator po raz kolejny bezpośrednio skrytykował Trumpa, któremu od początku kampanii nieustannie towarzyszą kontrowersje. W piątek z powodu protestów i zamieszek w ostatniej chwili trzeba było odwołać wiec miliardera w Chicago.
– Myślę, że nie było w historii amerykańskiej polityki nikogo tak wulgarnego jak Donald Trump – oznajmił 44-latek.
(łd)