24.4 C
Chicago
piątek, 24 maja, 2024

200 lat temu urodził się Cyprian Kamil Norwid. „Był zawsze bardzo wyobcowany. Ta jego osobność przekładała się na ideę jego twórczości”

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Cyprian Kamil Norwid, poeta, dramatopisarz, malarz, myśliciel, uznawany za najwybitniejszego spadkobiercę romantyzmu, ale i jego namiętnego krytyka, przyszedł na świat 200 lat temu, 24 września 1821 r. Decyzją Sejmu RP obchodzimy właśnie Rok Norwida.

Urodził się 24 września 1821 r. w mazowieckiej wiosce Laskowo-Głuchy pod Radzyminem. Drugie imię – Kamil – przybrał podczas bierzmowania w Rzymie w 1845 r. Ojciec Cypriana, Jan, pochodził z rodziny szlacheckiej, herbu Topór. Przyszły poeta był dumny ze swoich korzeni, w twórczości podkreślał szczególnie powiązania rodziny matki z Sobieskimi oraz budował legendę o normandzkich przodkach ojca. Miał trójkę starszego rodzeństwa; po śmierci rodziców dziećmi opiekowała się dalsza rodzina. Naukę w warszawskim gimnazjum Norwid przerwał, nie ukończywszy piątej klasy, by wstąpić do prywatnej szkoły malarskiej. Malarstwo studiował też w Krakowie, we Włoszech i w Belgii.

 

We Włoszech zakochał się w Marii Kalergis – jednej z najpiękniejszych i najbardziej adorowanych kobiet ówczesnej Europy. Mimo braku środków podróżował za nią po całej Europie. Piękna Maria, po krótkim romansie, zerwała z poetą, co ten przeżył bardzo ciężko. W Berlinie trafił na kilka tygodni do więzienia za kontakty z emisariuszami polskiego ruchu niepodległościowego. Podczas kolejnej podróży do Włoch poznał Adama Mickiewicza i Zygmunta Krasińskiego, w Paryżu – Juliusza Słowackiego i Fryderyka Chopina, obu już bardzo chorych. Opis ich ostatnich dni Norwid zamieścił w „Czarnych kwiatach”. W trakcie pobytu w Paryżu poeta publikował w „Gońcu Polskim”. Żył w biedzie, postępowała u niego utrata słuchu, zaczął też mieć kłopoty ze wzrokiem. Bezkompromisowy w poglądach, ostry w słowach, szybko znalazł się na marginesie życia emigracji.

 

Zniechęcony i wyczerpany biedą poeta postanowił wyemigrować do USA. W lutym 1853 r. dotarł do Nowego Jorku, wiosną zatrudnił się w pracowni graficznej Karola Emila Doeplera, a za pieniądze tam zarobione zwiedził tereny zamieszkane przez Indian. Postanowił jednak wrócić do Europy, co stało się w czerwcu 1854 r. W Paryżu Norwid utrzymywał się głównie z prac plastycznych, ale też udało mu się opublikować kilka utworów literackich. W stolicy Francji odnowił również znajomości z dawnymi przyjaciółmi. Mocno przeżył śmierć Mickiewicza, uczestniczył w jego pogrzebie. Wiosną 1860 r. poeta odniósł pewien sukces, wygłaszając cykl wykładów o Juliuszu Słowackim w Czytelni Polskiej. Cierpiącemu wciąż na problemy finansowe Norwidowi przyszedł z pomocą kuzyn Michał Kleczkowski, który ustanowił mu niewielką, miesięczną rentę pieniężną.

 

W 1863 r. wybuchło powstanie styczniowe. Norwid, choć sam, ze względu na stan zdrowia, nie mógł wziąć w nim udziału, ale w dziesiątkach listów i memoriałów zgłaszał różne projekty polityczne, które jednak nie znajdowały odzewu i aprobaty.

 

W tym czasie rozpoczął pracę nad swym najobszerniejszym poematem „Quidam”. W 1866 r. ukończył pracę nad „Vade-mecum”, chociaż tomu mimo prób i protekcji nie udało się wydać. W następnych latach powstał m.in. cykl impresji „Czarne kwiaty”, łączący cechy eseju i pamiętnika, i jedyny publikowany za jego życia wybór twórczości pt. „Poezje”. Nie znalazły one jednak uznania publiczności i krytyków. „Żaden jego poemat dłuższy nie tworzy całości, a najkrótszy i najpiękniejszy wierszyk niejest wolen od jakiegoś wybraku, co go kazi. Pod tym względem szkice jego daleko są piękniejsze od poezji, lecz jak skoro da się w kompozycję historyczną, religijną, mistyczną, zdradza zupełną nieudolność artystyczną. Pomysł będzie znakomity, wykonanie niedołężne” – tak pisał o twórczości Norwida Józef Ignacy Kraszewski. Nie był jednym czytelnikiem, który miał problem z recepcją tej twórczości. Poeta nie ukrywał swej niechęci do liryki lekkiej i przyjemnej i traktował czytelnika jak równoprawnego partnera, który sam musi dotrzeć do sensu dzieła, stając się jakby jego współtwórcą. W szkicu „Sztuka w obliczu dziejów” stwierdził: „Zadaniem moim (…) jest sprawić, ażeby czytelnik książkę zamykając sam się uczuł artystą – o ile nim winien być i może”.

 

Norwid stworzył własny sposób poetyckiego obrazowania: unikał jednoznaczności, często stosował parabolę, ironię, elipsę, aluzje, ważną rolę przypisywał niedopowiedzeniom, przemilczeniom. Na swój własny, nowatorski sposób wykorzystywał system interpunkcyjny – stosował liczne pauzy i wielokropki, wykrzykniki, znaki zapytania, rozbijał wyrazy na człony, wydobywając z nich nowe znaczenia. To siła wierszy Norwida, ale też wyzwanie dla czytelnika. Nawet Szymborska użyła frazy „ciężkie Norwidy”. Literaturoznawca Stanisław Falkowski w wydanej w 2018 r. książce „Gladiator prawdy. Norwid – poeta naszych czasów” przekonuje zmęczonych czytelników, że wytrwałość się opłaca i przy 37. czytaniu tego samego wiersza poety zrozumienie jego wizji na pewno się pojawi.

 

Za życia pewną popularność Norwid zdobył jedynie jako mówca i deklamator, a także twórca szkiców i akwarel, których sprzedaż stanowiła główne źródło utrzymania artysty. W 1868 r. w paryskim czasopiśmie „L’Artiste” ukazały się dwie akwaforty Norwida opatrzone przychylnym komentarzem. Uznanie Francuzów zaowocowało przyjęciem do Société des Artistes.

 

Sytuacja materialna twórcy w następnych latach znowu się pogorszyła. Norwid cierpiał nędzę, chorował na gruźlicę. W 1877 r. przeżył wielkie rozczarowanie i osobistą tragedię z powodu nieudanej podróży do Florencji. Z tym wyjazdem wiązał nadzieję na poprawę stanu zdrowia, wysłał tam już swój dobytek, ale książę Władysław Czartoryski nie udzielił poecie obiecanej pożyczki. Kuzyn Norwida, Michał Kleczkowski, umieścił go w Domu św. Kazimierza na przedmieściu Ivry na peryferiach Paryża. Regulamin przytułku ograniczał swobodę poety i utrudniał jego kontakty z Paryżem, co spotęgowało samotność, izolację i zgorzknienie. Norwid pracował twórczo do samej śmierci. W ostatnich latach życia powstał m.in. dramat „Miłość czysta u kąpieli morskich”, nowele „Stygmat”, „Ad leones!”, „Tajemnica lorda Singelworth”. Stale też rysował i malował.

Norwid w 1861 r.

Niewątpliwie ostatnie lata życia spędził w niedostatku. „Jednak odium, jakie otacza w polskiej literaturze Dom św. Kazimierza, to motyw, który miał świadczyć o winie polskiego środowiska, które nie doceniało swoich pereł, m.in. Norwida. Literatura utrwaliła taki obraz. Dom św. Kazimierza to na pewno nie był luksusowy pensjonat, ale też do noclegowni dla bezdomnych było mu daleko. To było przytulisko dla polskich emigrantów, które stało się rozwiązaniem wybieranym przez wiele samotnych osób: artystów i kombatantów z paryskiego środowiska oraz ochronka dla polskich sierot. Oczywiście odczuwamy jako dysonans, że jeden z największych poetów umierał w przytułku, ale on sam pozostawił niejednoznaczny obraz miejsca: krytyczny w korespondencyjnych wzmiankach, ale ujęty w piękny literacki obraz miejsca w liście poetyckim +Do Bronisława Z+” – mówiła w rozmowie z PAP dyrektor Instytutu Literatury Polskiej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, członek Komitetu Redakcyjnego „Dzieł wszystkich” Norwida, prof. Grażyna Halkiewicz-Sojak.

 

W historii literatury powtarzana jest opowieść o tym, jak prowadzące Dom św. Kazimierza szarytki spaliły zawartość kuferka z dziełami Norwida po jego śmierci, co bywa określane jako symbol niepowetowanych strat polskiej kultury. Prof. Halkiewicz-Sojak uważa jednak, że ten epizod biograficznej legendy Norwida rzuca niezasłużony cień na zakonnice. „Pokoik Norwida, dosyć zabałaganiony, został przez siostry uporządkowany, jak każdy inny pokój po śmierci pensjonariusza. Być może jakieś pojedyncze skrawki odrzucone przez Norwida siostry rzeczywiście spaliły, ale resztę skrzętnie zgromadziły właśnie w kuferku i przekazały najbliższej rodzinie poety – Józefowi i Annie Dybowskim. Józef był przyrodnim bratem matki Norwida. Kolejny spadkobierca Aleksander Dybowski poprosił o pomoc w porządkowaniu i ocenie Wacława Gasztowtta, który był znajomym Norwida. I [Wiktor – przyp. red.] Gomulicki, i Gasztowtt w miarę potrzeb edytorskich, udostępniali Miriamowi [Zenonowi Przesmyckiemu – przyp. red.] rękopisy. Szarytki pewnie nie przyglądały się bliżej twórczości Norwida, ale starały się z pietyzmem traktować pozostawione ślady twórczości. Świadczy o tym nie tylko przykład Norwida, ale także jego przyjaciela z Ivry – zmarłego w 1879 poety i dramaturga Tomasza Augusta Olizarowskiego. Szarytki są tutaj bez zarzutu – trudno się spodziewać, że spaliły jakieś ważne dzieła, skoro z pietyzmem zachowały nawet brulionowe notatki na skrawkach papieru” – mówiła Halkiewicz-Sojak.

 

Norwid zmarł 23 maja 1883 r. Pochowany został na cmentarzu w Ivry, po pięciu latach jego prochy zostały przeniesione do polskiego grobu zbiorowego na cmentarzu w Montmorency; następnie – po wygaśnięciu piętnastoletniej koncesji – do zbiorowego grobu domowników Hotelu Lambert. Dopiero w 2001 r. odbył się symboliczny pochówek Norwida na Wawelu w Krypcie Wieszczów. W swym ostatnim liście poeta napisał: „Cyprian Norwid zasłużył na dwie rzeczy od Społeczeństwa Polskiego: to jest aby oneż społeczeństwo nie było dlań obce i nieprzyjazne”.

Cyprian Kamil Norwid – Kartka z „Pamiętnika podróżnego”

Po latach spełniła się wizja poety, który pisał w „Klaskaniem mając obrzękłe prawice”: „Syn minie pismo, lecz ty spomnisz, wnuku (…)”. Po latach Norwid uważany jest za czwartego wieszcza polskiego romantyzmu, wykraczającego poza swoją generację pokoleniową; nadano mu przydomek „poety myśli”. W jego programie filozoficzno-poetyckim na czoło wysuwają się trzy pojęcia: prawda, dobro, piękno. Ojczyznę definiował jako „społeczny obowiązek”, a siebie jako tego, który ma na pieczy „prosty, spójny, interes pospolitej… rzeczy”.

 

„Każda epoka ma swoje wiersze Norwida. Powojenne pokolenie znało często na pamięć +W pamiętniku+ z frazą +Coraz to z ciebie jako z drzazgi smolnej wokoło lecą szmaty zapalone+, zwłaszcza po +Popiele i diamencie+ Wajdy. Pokolenie następne śpiewało z Niemenem +Bema pamięci żałobny rapsod+. Norwid jest takim poetą, którego twórczość okazuje się ważna w trudnych czasach. To widać było w XX wieku – poeci okupacyjnej Warszawy nawiązywali do niego bardzo często ponad głowami swoich poprzedników, bo szukali wymiaru serio. Ostatnia fala pozaakademickiego zainteresowania Norwidem przypada na lata 80. Poeta był ważny dla pokolenia „Solidarności”. Wierszem, który funkcjonował wtedy w odpisach, czasami bez wskazania autora, był +Początek broszury politycznej+ z ostrzeżeniem +Nie trzeba siebie, wciąż siebie mieć środkiem/ By mimowolnie się nie stać wyrodkiem+ i z zaleceniem +Nie trzeba kłaniać się Okolicznościom/ A prawdom kazać, by za drzwiami stały+. Żywy był odbiór fragmentów +Rzeczy o wolności słowa+, czytanej wspólnie na domowych spotkaniach. Obecnie nie czuję, żeby poezja Norwida miała bardzo żywy odzew u czytelników, ale czasy się zmieniają… Bardzo by się nam przydało jego myślenie o Prawdzie i rozróżnienie +wolności mówienia+ od +wolności słowa+. Może samotnik z Ivry miał rację, patrząc na kierunek zmian w +wieku kupieckim i przemysłowym+ i zapisując takie profetyczne przeczucie: +Zniknie i przepełznie obfitość rozmaita/ Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą/ Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie/ Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic…+” – podsumowała Halkiewicz-Sojak. (PAP)

 

autor: Agata Szwedowicz

Grób Norwida na cmentarzu Les Champeaux w Montmorency

Prof. A. Fabianowski: Norwid był zawsze wyobcowany

Cyprian Kamil Norwid był zawsze bardzo wyobcowany. Ta jego osobność przekładała się także na ideę jego twórczości. Jest bowiem poetą trudnych prawd – mówi PAP prof. Andrzej Fabianowski, literaturoznawca z UW i autor książki „Sonata Norwidowska”.

Polska Agencja Prasowa: Cyprian Norwid należy do panteonu polskich wieszczów. Można jednak odnieść wrażenie, że jego popularność jest jednak inna niż Mickiewicza i Słowackiego.

 

Prof. Andrzej Fabianowski: Norwid był zawsze twórcą, poetą, artystą i myślicielem, który był osobny. To się zaczęło jeszcze w czasie jego młodości. Pochodził z zubożałej rodziny szlacheckiej od pokoleń osiadłej na Mazowszu. Co prawda urodził się w Laskowie-Głuchach, ale dzieciństwo i młodość spędził już w Warszawie, gdzie związał się z grupą przyjaciół – trochę włóczęgów, trochę poetów i trochę konspiratorów – których potem nazwano Cyganerią Warszawską. W tej grupie panowała moda na abnegację, czyli należało chodzić w poszarpanych ubraniach, być niedomytym. To oczywiście byli ludzie ubodzy i ta moda bardzo łatwo im przychodziła. Jednak już w tej grupie Norwid wyróżniał się tym, że nie chciał być abnegatem. Jego przyjaciele nawet pogardliwie nazywali go Anglikiem, ponieważ starał się mieć zawsze czyste rękawiczki oraz nie wydmuchiwał nosa w palce, tylko używał do tego chusteczki. Zatem już w tym najwcześniejszym okresie widać tę jego osobność.

Rękopis wiersza „Do Nikodema Biernackiego”

PAP: A jak było później?

 

Prof. Andrzej Fabianowski: Kiedy Norwid udał się na emigrację, w 1842 r., zamieszkał w Rzymie. Wynajmował atelier i starał się utrzymać z kościelnych zamówień na różne dzieła artystyczne o treści sakralnej. W tym czasie zaprzyjaźnił się z hrabią Zygmuntem Krasińskim, który był przedstawicielem konserwatywnego skrzydła polskiego romantyzmu.

 

Ta przyjaźń trwała do Wiosny Ludów, ponieważ pod koniec 1848 r. Norwid wyjechał do Paryża. Spotkał tam nową falę emigracji z Polski – jego rówieśników, którzy byli demokratami. Odnowił przyjaźnie, stał się demokratą. Te wieści doszły do Krasińskiego, który uznał go za zdrajcę, ale z kolei przyjaciele-demokraci dowiedzieli się, że w Rzymie Norwid był w bliskich stosunkach z Krasińskim i księżmi zmartwychwstańcami, więc uznali go za szpiega konserwatystów.

 

W tym momencie wszyscy się od niego odwrócili. Norwid, który był człowiekiem głęboko wierzącym i przeżywającym prawdy i zasady chrześcijańskie, postanowił wobec tego wstąpić do zakonu zmartwychwstańców. Napisał nawet prośbę o przyjęcie do zakonu, jednak spotkał się z odmową.

 

PAP: Wiemy dlaczego?

 

Prof. Andrzej Fabianowski: Nie, choć domyślam tego powodu. Pamiętajmy, że w zakonach bardzo ważna jest cnota posłuszeństwa. Norwid był natomiast indywidualistą i zakonnicy chyba zrozumieli, że z takiego nowego kolegi zakonnika mieliby więcej kłopotów niż pożytku.

 

Wtedy Norwid obraził się na Europę i postanowił wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Przypłynął do Nowego Jorku, w którym trwały przygotowania do światowej wystawy przemysłu. Zatrudniono go do wykonywania drzeworytów świadczących o rozwoju ówczesnej myśli technicznej, które miały znaleźć się w albumie ilustrującym tę wystawę. To był chyba jedyny okres, kiedy Norwidowi nie brakowało pieniędzy i przeżywał coś w rodzaju finansowej prosperity.

 

Jednak kiedy wystawa światowa minęła, znów stanął na krawędzi nędzy. Wynajmował się w nowojorskim porcie do malowania wnętrz statków, a nawet jako rębacz drewna do parowców. Pewnego razu podczas rąbania drewna wydarzył się wypadek i Norwid tak dotkliwie zranił się w rękę, że nie mógł już tego zajęcia kontynuować. W oczy zajrzała mu śmierć głodowa. Tymczasem jeden z jego kolegów dostał z Europy spadek i podzielił się z Norwidem pieniędzmi. Po niespełna dwuletnim pobycie Norwid wrócił do Europy i do końca życia przebywał we Francji.

 

PAP: Czy we Francji ta jego osobność się pogłębiała?

 

Prof. Andrzej Fabianowski: Znał najważniejszych przedstawicieli emigracji, wcześniej poznał się z Chopinem, znał Słowackiego, nawiązał relacje z Mickiewiczem. Wszyscy jednak traktowali go jak odmieńca. Powiedziałbym, że bardziej go tolerowali, niż się z nim przyjaźnili. Głębsza przyjaźń połączyła go tylko z poetą Teofilem Lenartowiczem.

 

Zresztą Norwid był człowiekiem towarzysko trudnym. Od końca lat czterdziestych, czyli już jako niespełna trzydziestolatek, zaczął tracić słuch, rozmowa z nim była więc bardzo trudna. Wraz z postępującą głuchotą mówił bardzo głośno, co więcej, brakowało mu zębów, więc pluł, jak mówił. A jeszcze – jak się zdaje – był uzależniony od alkoholu, pił tanie wina i miał nieświeży oddech. Po prostu unikano jego towarzystwa.

 

PAP: Ostatnie lata życia Norwid spędził w osamotnieniu, w przytułku…

 

Prof. Andrzej Fabianowski: Norwid tracił środki do życia, nie miał żadnych zamówień na wykonanie prac artystycznych, nie miał honorariów autorskich, utrzymywał się z niewielkich i nieregularnie wpływających z kraju zasiłków od swojego rodzeństwa oraz z minimalnej pensyjki, jaką mu wypłacał jego kuzyn Michał Kleczkowski.

 

W 1877 r., nie mając środków do życia, zgodził się na propozycję kuzyna, aby zamieszkać – wtedy mówiło się, że tymczasowo – w przytułku dla bezdomnych, podstarzałych emigrantów, weteranów z powstania listopadowego, czyli ludzi starszych od Norwida, w Domu św. Kazimierza w podparyskiej miejscowości Ivry.

 

W tym przytułku, ponieważ prowadziły go siostry zakonne, panował zakonny zwyczaj wspólnego spożywania posiłku w refektarzu. Kiedy tylko Norwid się pojawił w tym przytułku, to jedną z jego pierwszych zdecydowanych próśb było to, aby przynoszono mu posiłek bezpośrednio do celi lub aby mógł spożywać posiłek w refektarzu, ale kiedy to pomieszczenie będzie już puste.

 

Już same te drobiazgi pokazują osobność Norwida. Był bardzo wyobcowany. Nie rozumieli go jego współcześni, nie chcieli z nim przebywać, bo był trudnym człowiekiem, ale także on sam źle się czuł wśród innych ludzi. Był mizantropem. Do końca życia nie zbudował żadnej bliskiej relacji.

 

PAP: Czy Norwidowi udało się mimo wszystko zbudować z kimś głębszą relację?

 

Prof. Andrzej Fabianowski: Bliskie relacje łączyły go z pisarką Zofią Węgierską. Przez całe życie kochał się nieszczęśliwie w wybitej pianistce i uczennicy Chopina – Marii Kalergis. Nawet miał taki czas w swoim życiu, że wędrował za nią po poszczególnych miastach Europy, w których ona koncertowała, aby móc ją podziwiać.

 

Przyjaźnił się również z niektórymi emigrantami, ale w gruncie rzeczy te relacje nie zbudowały silniejszych więzów ze światem współczesnym.

 

Ta osobność Norwida przekładała się także na ideę jego twórczości. Została wpisana w jego twórczość i trwa właściwie do dziś. Norwid jest bowiem poetą trudnych prawd, jest poetą stwierdzeń i aksjomatów, które nie są łatwe do zaakceptowania.

 

PAP: Jak zatem ta osobność wpłynęła na odbiór jego twórczości?

 

Prof. Andrzej Fabianowski: Wiedziano, że jest artystą, malarzem, medalierem, rzeźbiarzem oraz że na tych polach ma pewne osiągnięcia. Natomiast uważano, że jest zdziwaczałym poetą i autorem dramatów. Nikt poważnie nie traktował jego twórczości literackiej, chociaż udało mu się za życia sporo tekstów opublikować. Jeszcze przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych opublikował dwie niewielki książki poetyckie – poemat „Promethidion” i utwór dramatyczny „Zwolon”. Obydwie te książki przeszły jednak bez echa, nikt ich prawie nie czytał, a ci, którzy przeczytali, to i tak nie zrozumieli. Jeden z najbardziej wpływowych krytyków literackich tamtego czasu – Julian Klaczko – puścił w obieg dwuwiersz na temat stanu ówczesnej literatury polskiej, w którym pisał: „Jak dalej tak pójdzie, to otrzymywać będziemy tylko +Promethidiony+, +Zwolony+ i inne androny”. To się tak ślicznie rymowało, zwalniało z myślenia, z wejścia w tekst Norwida i wczucia się w ten tekst, zwalniało z przeżycia kategorii estetycznych i etycznych, jakie proponował Norwid.

 

Po tych niepowodzeniach na początku lat sześćdziesiątych do Norwida znowu uśmiechnęło się szczęście. Prestiżowe lipskie wydawnictwo Brockhaus, które drukowało także książki po polsku, zaproponowało Norwidowi wydanie tomu poezji. Duży tom, zbierający najważniejsze wiersze, które poeta napisał do tego momentu, ukazał się. Był to jednak rok 1863, kiedy to Polska wykrwawiała się w powstaniu styczniowym i nikt wtedy nie myślał o poezji. Liryczny tom Norwida przeszedł bez echa, a dla wydawnictwa był finansową klapą. Brockhaus – mimo niepowodzenia – chciał wydać również drugi tom, w którym miały się znaleźć utwory dramatyczne. Norwid ten tom nawet przygotował, ale przyszedł rok 1866, wybuchła wojna austriacko-pruska i z planów wydania nic już nie wyszło.

 

PAP: Wielkość Norwida odkrył młodopolski poeta Zenon Przesmycki-Miriam…

 

Prof. Andrzej Fabianowski: Kiedy Norwid zmarł, to oczywiście ukazywały się nekrologi, jednak powoli odchodził w zapomnienie do czasu sławnego odkrycia w wiedeńskiej bibliotece państwowej, którego dokonał Zenon Przesmycki-Miriam. Miaram pracował nad zamówionym u niego artykułem na temat Wielkiej Emigracji i oczywiście słyszał nazwisko „Norwid”, choć nie za wiele mu ono mówiło. Będąc w tej bibliotece, zamówił tom poezji Norwida wydany przez Brockhausa. Zaczytał się, nie mógł się oderwać od tej poezji. Jak wspominał później, woźny musiał go długo szarpać, aby powiedzieć, że biblioteka jest już zamknięta. Miriam dziwił się, że nie dostrzeżono tak wielkiego poety i myśliciela. Ostatnich pięćdziesiąt lat swojego życia poświęcił na odnajdywanie rękopisów, popularyzowanie twórczości i wydawanię tomów z utworami Norwida.

 

W XX wieku Norwid święcił swój triumf. We wszystkich chyba miejscowościach w Polsce jest ulica Norwida, jest on też patronem mnóstwa szkół, bibliotek czy innych instytucji kultury. Ten rok został także ogłoszony przez Sejm Rokiem Norwida.

 

Norwid jest jednak takim poetą, który chociaż jest znany, to wciąż pozostaje do końca nieznany, ponieważ jest głosicielem prawd niepopularnych, których przyjęcie wymaga wykonania wielkiej pracy intelektualnej i wysiłku, do którego jako ludzie nie jesteśmy zbyt skorzy.

 

PAP: Mówił pan profesor o roli Miriama w odnajdywaniu i wydawaniu utworów Norwida. Czy coś jeszcze może czekać na odkrycie? Czy nadal przed edytorami i wydawcami stoją jakieś wyzwania?

 

Prof. Andrzej Fabianowski: Nie można wykluczyć, że odnajdą się jakieś nieznane wcześniej rękopisy, utwory lub listy Norwida. Nie da się tego racjonalnie przewidzieć. Zapewne jednak takie odkrycia nie będą miały wielkiego wpływu na nasze widzenie dzieła Norwida jako pewnej całości ideowo-artystycznej. Natomiast bardzo ciekawą, a zarazem monumentalną inicjatywą jest realizowana przez Katolicki Uniwersytet Lubelski edycja dzieł wszystkich Norwida. Pierwsza krytyczna, naukowo opracowana, wolna od błędów, które wkradły się do wydań wcześniejszych, edycja pism jednego z najważniejszych twórców w dziejach literatury i kultury polskiej. (PAP)

 

Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)

 

autorka: Anna Kruszyńska

 

Autograf Cypriana Kamila Norwida
- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520