Zmarł Marian Turski – dziennikarz, historyk i były więzień obozu koncentracyjnego Auschwitz. Miał 98 lat.
„Świadek epok, dziennikarz, historyk, oświęcimiak. Przyjaciel, przenikliwy obserwator, wybitny mówca i słuchacz, człowiek niezwykłej wrażliwości, życzliwości, ciepła. (…) W swojej misji świadka historii Marian Turski przez dziesięciolecia podróżował, a właściwie pielgrzymował po świecie wciąż tak samo intensywnie: jego przemówienia na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, UNESCO, światowych organizacji i fundacji były słuchane i odbierane jako swoisty testament Pokolenia Holokaustu, głos przestrogi, ale i nadziei” – tak Mariana Turskiego wspomina redakcja „Polityki”, gdzie Turski przez wiele lat był redaktorem.
Urodził się 26 czerwca 1926 r. w Druskiennikach w rodzinie polskich Żydów jako Mosze Turbowicz. Po wybuchu wojny wraz z rodziną znalazł się w getcie łódzkim. Podczas okupacji niemieckiej przebywał w getcie łódzkim – w grudniu 1942 wstąpił tam do konspiracyjnej antyfaszystowskiej organizacji „Lewa Związkowa” kierowanej przez członków KPP. W 1943 był robotnikiem w wytwórni kiełbas, a następnie w przedsiębiorstwie budowlanym na Marysinie. W tym okresie zdał tzw. małą maturę na tajnych kompletach. Został wywieziony z łódzkiego getta w sierpniu 1944 r., jednym z ostatnich transportów do Auschwitz. W styczniu 1945 r. przeżył marsz śmierci do Buchenwaldu, a w kwietniu, gdy do obozu zbliżały się wojska amerykańskie – marsz do Theresienstadt. Tam, chory na tyfus, doczekał wyzwolenia.
Holokaust pozbawił go najbliższych: z 43 osób przeżyły tylko cztery. Gdy wojna się kończyła, Marian Turski miał 19 lat. W sierpniu 1945 roku wrócił do Polski i przebywał na terenie Dolnego Śląska, gdzie działał w Związku Walki Młodych (ZWM) m.in. w Mieroszowie i Wałbrzychu. W listopadzie 1945 przyjęto go do PPR. W październiku 1946 przeniósł się do Wrocławia, gdzie przez dwa lata studiował prawo i historię na Uniwersytecie Wrocławskim, pracował w Wydziału Propagandy KW PPR we Wrocławiu, był też korespondentem „Trybuny Dolnośląskiej”. W listopadzie 1946 otrzymał pracę w Wojewódzkim Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk we Wrocławiu, działał też w Związku Akademicki Młodzieży Polskiej.
W połowie lat 50. Turski był redaktorem naczelnym „Sztandaru Młodych”, w 1957 r. został publicystą, a od 1958 r., przez prawie 70 lat, pełnił funkcję kierownika działu historycznego tygodnika „Polityka”. „Myślę, że była i jest szkołą racjonalizmu. Nasi czytelnicy, dawni i współcześni, szukają chyba u nas odpowiedzi na pytanie, jak żyć w nowym społeczeństwie, jak się odnaleźć w nowych sytuacjach. A my od dekad próbujemy szukać racjonalnego pierwiastka w rozchwianym świecie”– mówił Turski o „Polityce”.
„Jego poglądy na świat kształtowały się wśród kolegów z Lewicy Związkowej w łódzkim getcie. Był zaangażowany w popieranie ruchów wyzwoleńczych w Afryce. Brał udział w marszu z Martinem Lutherem Kingiem z Selmy do Montgomery w Alabamie w 1965 r. Pracował na rzecz jak najlepszych stosunków polsko-żydowskich, był gorącym orędownikiem pojednania polsko-niemieckiego, strażnikiem i kustoszem pamięci polskich Żydów. Za tę działalność uhonorowany najwyższymi odznaczeniami wielu państw. W 2013 r. Marian Turski został odznaczony przez prezydenta Niemiec Joachima Gaucka Wielkim Krzyżem Zasługi” – przypomina „Polityka”.
Marian Turski był pomysłodawcą, współtwórcą i przewodniczącym Rady Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, a także wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny, członkiem zarządu głównego Stowarzyszenia Żydów Kombatantów i Poszkodowanych w II Wojnie Światowej, Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej oraz Rady stowarzyszenia prowadzącego Dom Konferencji Wansee. „Autorytet o światowym znaczeniu, rzecznik porozumienia polsko-żydowskiego, publicysta, historyk. Polski Żyd. Osoba, bez której nie byłoby naszego muzeum i nie było takiego muzeum – stojącego po stronie mniejszości, wykluczanych, krzywdzonych” – tak Turskiego wspomina dyrektor Muzeum Polin Zygmunt Stępiński.
Gdy Marian Turski przemówił w dniu obchodów 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz 27 stycznia 2020 r., jego słowa obiegły cały świat. Powołując się na swojego przyjaciela Romana Kenta, Marian Turski zaproponował przyjęcie jedenastego przykazania: „Nie bądź obojętny”. „I to chciałbym powiedzieć mojej córce, to chciałbym powiedzieć moim wnukom. Rówieśnikom mojej córki, moich wnuków, gdziekolwiek mieszkają: w Polsce, w Izraelu, w Ameryce, w Europie Zachodniej, w Europie Wschodniej. To bardzo ważne. Nie bądźcie obojętni, kiedy widzicie, że przeszłość jest naciągana do aktualnych potrzeb polityki. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek mniejszość jest dyskryminowana. Istotą demokracji jest to, że większość rządzi, ale demokracja na tym polega, że prawa mniejszości muszą być chronione. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek władza narusza przyjęte umowy społeczne, już istniejące. Bądźcie wierni temu przykazaniu. Jedenaste przykazanie: +Nie bądź obojętny!+. Bo jeżeli będziecie obojętni – to nawet się nie obejrzycie jak na was, na waszych potomków jakiś Auschwitz nagle spadnie z nieba” – powiedział Turski.
27 stycznia tego roku, w 80. rocznicę wyzwolenia Auschwitz-Birkenau, Marian Turski również wystąpił z przesłaniem. „Drodzy przyjaciele, od co najmniej dwóch tysięcy lat naszej cywilizacji towarzyszy wizja apokalipsy. Oto pojawiają się czterej jeźdźcy apokalipsy: wojna, zaraza, głód i śmierć. Ludzie są porażeni strachem, sparaliżowani ze strachu. Czują się całkowicie bezradni. Co robić?” – mówił. I odpowiedział cytatem z rabina Nachmana z Bracławia: „Nie bać się wcale”.
W 1997 r. został odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W 2012 r. odebrał z rąk ambasadora Francji Order Legii Honorowej.
Był mężem zmarłej w 2017 r. operatorki dźwięku Haliny Paszkowskiej-Turskiej. Ich córką jest flecistka Joanna Turska.
Agata Szwedowicz(PAP)
Hołownia i Kidawa-Błońska żegnają Mariana Turskiego: smutna wiadomość, dawał świadectwo do końca
Dawał świadectwo do końca; bardzo smutna wiadomość, w którą trudno uwierzyć – podkreślili marszałek Sejmu Szymon Hołownia i marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska, żegnając Mariana Turskiego, który zmarł w wieku 98 lat.
Informacje o śmierci Mariana Turskiego, dziennikarza, historyka i byłego więźnia obozu koncentracyjnego Auschwitz przekazał tygodnik „Polityka”, gdzie Turski przez wiele lat był redaktorem.
„Dawał świadectwo do końca. RIP Marian Turski” – napisał na X Hołownia.
„Bardzo smutna wiadomość, w którą trudno uwierzyć. Zmarł prof. Marian Turski, niezastąpiony autorytet, który przypominał nam w każdym swoim wystąpieniu, co jest w życiu najważniejsze. Jedenaste przykazanie, które skierował do całego świata, zostanie z nami na zawsze. Wielki żal” – napisała na X Kidawa-Błońska. (PAP)
Ikonowicz wspomina Turskiego: podziwiałem jego siłę, zwłaszcza moralną
Podziwiałem jego siłę, zwłaszcza moralną, ale także fizyczną – proszę sobie wyobrazić, że ten człowiek przeżył trzy marsze śmierci – wspomniał Mariana Turskiego Mirosław Ikonowicz, korespondent PAP. I on tę swoją siłę zachował od wyjścia z Oświęcimia do końca życia – dodał.
„Marian był jednym z moich najbliższych przyjaciół. Poznaliśmy się w tygodniku +Polityka+, z którym blisko współpracowałem. Później Marian odwiedzał mnie w różnych miejscach na świecie, gdzie pracowałem jako korespondent. Często rozmawialiśmy ze sobą, choć ja przy nim stawałem się wręcz małomówny, bo Mariana najlepiej było słuchać. Chłonąłem jego wspomnienia, to była właściwie opowieść o ostatnim stuleciu historii świata, o najważniejszych, najbardziej dramatycznych wydarzeniach, jakie się rozegrały na ziemi, a w których Turski uczestniczył. I z których wychodził bez szwanku, bo, po prostu, miał w życiu szczęście.
Podziwiałem jego siłę, zwłaszcza moralną, ale także fizyczną – proszę sobie wyobrazić, że ten człowiek przeżył trzy marsze śmierci. I on tę swoją siłę zachował od wyjścia z Oświęcimia do końca życia.
Ostatnio Marian był bardzo zaniepokojony, tym, co się dzieje na świecie, na Ukrainie. Nie rozumiał, dlaczego niektóre polskie media, które przecież mają ogromne doświadczenie historyczne, wiedzą wszystko o II wojnie światowej, nie w widzą, co nam ponownie zagraża. Mówił mi, iż ma poczucie, iż brunatna chmura z powrotem napływa na ten świat. Uważał, że wszystko zmierza w złym kierunku.
Na zawsze zostanie mi w pamięci nasza wspólna wycieczka do mojego miasta rodzinnego, do Wilna. Pojechał tam ze mną jako przyjaciel na wernisaż mojej ostatniej książki pt. „Pohulanka” – to opowieść o Litwie, przede wszystkim podczas wojny.
Gościliśmy na Uniwersytecie Wileńskim i jak się rektor dowiedział, że jest ze mną Marian, to natychmiast się pojawił, razem z całą profesurą – to było ogromne wydarzenie, że Turski przyjechał do Wilna.
Koniec końców okazało się, że to on, a nie ja, jest główną postacią, ba, bohaterem tego wernisażu. Nie byłem zazdrosny, choć z tym uniwersytetem łączą mnie silne więzy – mój ojciec był jego absolwentem, a ja wielokrotnie go odwiedzam przy różnych okazjach.
Po śmierci Mariana świat, a na pewno mój świat, nie będzie już ten sam. Odszedł wielki i niezwykle wrażliwy człowiek”.
Wysłuchała: Mira Suchodolska (PAP)
Prezydent Duda o Turskim: konsekwentnie mówił o potrzebie kształtowania wrażliwości na zło
Marian Turski dawał osobiste świadectwo młodym pokoleniom, aby nigdy więcej nie powtórzyła się tragedia Zagłady – przypomniał prezydent Andrzej Duda, żegnając Mariana Turskiego, który zmarł w wieku 98 lat. Konsekwentnie mówił o potrzebie kształtowania wrażliwości na zło – zaznaczył prezydent.
Informację o śmierci Mariana Turskiego, dziennikarza, historyka i byłego więźnia obozu koncentracyjnego Auschwitz przekazał tygodnik „Polityka”, gdzie Turski przez wiele lat był redaktorem.
„Odszedł Marian Turski – ocalały z Auschwitz, świadek Holokaustu i strażnik pamięci, który dawał osobiste świadectwo młodym pokoleniom, aby nigdy więcej nie powtórzyła się tragedia Zagłady” – czytamy we wpisie prezydenta na platformie X.
„Konsekwentnie mówił o potrzebie kształtowania wrażliwości na zło. Cześć Jego pamięci!” – dodał Andrzej Duda. (PAP)
Premier: słowa Mariana Turskiego „nie bądź obojętny” stały się dla nas mottem
Słowa Mariana Turskiego „nie bądź obojętny” stały się dla nas mottem; jedenastym przykazaniem na te trudne czasy – podkreślił premier Donald Tusk, żegnając Mariana Turskiego, który zmarł w wieku 98 lat.
Informację o śmierci Mariana Turskiego, dziennikarza, historyka i byłego więźnia obozu koncentracyjnego Auschwitz przekazał tygodnik „Polityka”, gdzie Turski przez wiele lat był redaktorem.
„Nie bądź obojętny. Te słowa Mariana Turskiego stały się dla nas mottem. XI Przykazaniem na te trudne czasy. Cześć Jego pamięci” – napisał na X Tusk. (PAP)
Joanna Podolska: Łódź i getto ukształtowały przekonanie Mariana Turskiego, żeby zawsze walczyć po stronie dobra
Marian Turski był ważny dla Łodzi, ale też Łódź była dla niego bardzo ważna. To miasto jego dzieciństwa, Łódź i getto go ukształtowały. Tu zrozumiał, że trzeba stawać po stronie słabych, że równość jest bardzo ważna i należy zawsze walczyć po stronie dobra – powiedziała Joanna Podolska, wieloletnia szefowa Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi.
„Przez ostatnie lata Marian Turski był mocno zaangażowany w upamiętnianie łódzkiego getta i w kontakt z osobami, które o getcie mówiły. Był w ścisłym gronie osób, dziennikarzy, który pracowali na rzecz pamięci związanej z gettem Litzmannstadt. Nie opuszczał dorocznego upamiętnienia likwidacji getta. Był w jednym z ostatnich transportów, które w sierpniu 1944 r. wyjechały do Auschwitz” – wspominała Mariana Turskiego Joanna Podolska.
„Marian Turski był ważny dla Łodzi, ale Łódź była bardzo ważna dla niego. Łódź była miastem jego dzieciństwa. Była miastem jego rodziny. Tu – co sam podkreślał – ukształtował się jako dorosły człowiek. Jego życie zostało naznaczone tym, co się działo w getcie, tu zrozumiał, że trzeba stawać po stronie słabych, ale też, że równość jest bardzo ważna i że należy zawsze walczyć po dobrej stronie” – powiedziała Podolska.
Jak wspominała, Marian Turski zawsze chciał brać udział w wydarzeniach, które przypominają osoby związane z Łodzią i z gettem. „Czy chodziło o Arnolda Mostowicza, czy o Halinę Elczewską, Dawida Sierakowiaka, czy Romana Kenta. Chciał mówić o nich, chociaż wszyscy chcieli posłuchać, jak Marian Turski mówi o sobie. Ale on nie chciał mówić o sobie. Oczywiście opowiadał o swoim życiu, ale mówiąc o innych” – dodała.
Joanna Podolska bardzo żałuje, że nie udało się jej namówić Mariana Turskiego na spisanie jego łódzkich wspomnień. „Niewiele jest o Łodzi Mariana Turskiego. To są raczej jego opowieści o getcie. Parę razy prowadziłam go po Łodzi, czy raczej – to Marian Turski prowadził mnie po Łodzi, na Marysin. Namawiałam go, żeby usiąść, żeby nagrać jego wspomnienia. To nam się nie udało” – dodała.
Marek Juśkiewicz (PAP)
Przemówienie Mariana Turskiego z okazji 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau (dokumentacja)
Przekazujemy pełną treść przemówienia Mariana Turskiego wygłoszonego 27 stycznia 2020 r. z okazji 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau:
„Jestem jednym z tych jeszcze żyjących, nielicznych, którzy byli w tym miejscu niemal do ostatniej chwili przed wyzwoleniem. 18 stycznia zaczęła się moja tak zwana ewakuacja z obozu Auschwitz, która po sześciu i pół dniach okazała się marszem śmierci dla więcej niż połowy moich współwięźniów, byliśmy razem w kolumnie 600-osobowej. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie doczekam już następnego jubileuszu, takie są prawa. Dlatego wybaczcie mi, że będzie trochę wzruszenia w tym, co będę mówił.
To, co chciałbym powiedzieć przede wszystkim mojej córce, mojej wnuczce, która jest tutaj na sali i której dziękuję, że jest ze mną, mojemu wnukowi, ale chodzi mi głównie o tych, którzy są rówieśnikami i mojej córki, i moich wnuków, a więc młodemu pokoleniu, zwłaszcza tym najmłodszym. Kiedy wybuchła wojna światowa, ja byłem nastolatkiem. W pierwszej wojnie światowej mój ojciec był żołnierzem i został ciężko postrzelony w płuca i to się ciągle powtarzało. To był dramat dla naszej rodziny cały czas. Moja matka pochodziła z pogranicza polsko-litewsko-białoruskiego, tam armie się przewalały tam i nazad. Łupiły, grabiły, gwałciły, paliły wioski, żeby nie zostawić tym, którzy przyjdą, a więc można powiedzieć, że ja wiedziałem z pierwszej ręki od ojca i matki, co to jest wojna. Ale mimo wszystko, chociaż to było tylko 20-25 lat, wydawało się to tak odległe jak powstania nasze polskie XIX wieku, jak rewolucja francuska, a to było tylko 20 lat. Więc kiedy dzisiaj spotykam się z młodymi, zdaje sobie sprawę z tego, że po 75-80 latach wydaje się im troszkę nużyć, są troszeczkę znużeni tym tematem, i wojna, i Holokaust, i Shoah, i ludobójstwo. Ja ich rozumiem. Dlatego obiecuję wam młodzi, że nie będę wam opowiadał o moich cierpieniach, nie będę wam opowiadał o moich przeżyciach, o moich dwóch marszach śmierci, o tym jak kończyłem wojnę, ważąc 32 kilo, zupełnie już na skraju życia, wyczerpania.
Nie będę opowiadał o czymś, co było najgorsze, to jest o tragedii pożegnania, rozstania z najbliższymi, kiedy widzisz po selekcji, przeczuwasz, co ich czeka. Nie, nie będę o tym mówił. Chciałbym mojej córce, moim wnukom, ich pokoleniom powiedzieć o was samych. Widzę, że jest między nami pan prezydent Austrii pan Alexander van der Bellen. Pamięta pan panie prezydencie, kiedy gościł pan mnie i kierownictwo Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego, kiedy mówiliśmy o tamtych czasach. W pewnym momencie pan użył takiego sformułowania „Auschwitz nie spadło z nieba”. Można powiedzieć, jak to się u nas mówi, oczywista oczywistość, jasne, nie spadło z nieba. Może się to nawet wydawać banalne stwierdzenie, ale jest w tym niesłychanie głęboki, bardzo ważny do zrozumienia skrót myślowy. Przenieśmy się na chwilę myślami, wyobraźnią we wczesne lata 30. do Berlina. Znajdujemy się prawie w centrum Berlina, ta dzielnica nazywa się bawarska, trzy przystanki od ogrodu zoologicznego. Jest tam, gdzie dzisiaj jest stacja metra, park bawarski. I oto jednego dnia, w tych wczesnych latach 30. na ławkach pojawia się napis: „Żydom nie wolno siadać na tych ławkach”. Można powiedzieć nieprzyjemne, to jest nie fair, to nie jest ok, ale w końcu jest tyle ławek dookoła, można usiąść gdzie indziej, nie ma nieszczęścia. Pojawia się w tejże dzielnicy, a była to dzielnica zamieszkała przez intelektualistów, inteligencję niemiecką żydowskiego pochodzenia. Mieszkali tam Albert Einstein, noblistka Nelly Sachs, przemysłowiec i polityk, minister spraw zagranicznych Walther Rathenau. Pojawia się obok, jest tam basen pływacki, napis: „Żydom zabroniony wstęp do tej pływalni”. Można znów powiedzieć, nie jest to przyjemne, ale w końcu Berlin ma tyle miejsc, gdzie można się kąpać, tyle jezior, tyle kanałów, prawie Wenecja. Jednocześnie gdzieś indziej pojawia się napis: „Żydom nie wolno należeć do niemieckich związków śpiewaczych”. No to co, niech sami chcą śpiewać, muzykować, niech się zbiorą, będą śpiewali, okej. Potem pojawia się napis i rozkaz „dzieciom żydowskim, niearyjskim, nie wolno się bawić z dziećmi niemieckimi, aryjskimi”. Będą się bawić same. A potem pojawia się napis: „Żydom sprzedajemy chleb i produkty żywnościowe tylko po godzinie 17”. To już jest utrudnienie, jest mniejszy wybór, ale w końcu po 17 też można robić zakupy.
Uwaga, uwaga, zaczynamy się oswajać z myślą, że można kogoś wykluczyć, że można kogoś stygmatyzować, że można kogoś wyalienować. I tak powolutku, powolutku, stopniowo, dzień za dniem, ludzie zaczynają się oswajać z tym, i ofiary, i oprawcy, i widzowie, świadkowie. Wszyscy, którzy to widzą, zaczynają się oswajać i zaczynają przywykać do myśli i do idei, że ta mniejszość, która wydała Einsteina, Sachs, Heinricha Heinego, Mendelsonów i wielu noblistów, że ona jest inna, że ona może być wypchnięta ze społeczeństwa, że to są ludzie inni, obcy, ludzie, którzy roznoszą zarazki, epidemie. To już jest straszne, niebezpieczne, to jest początek tego, co za chwilę może nastąpić. Jeśli się nad tym zastanowimy i przypomnimy sobie słowa pana prezydenta (Austrii), że władza ówczesna, która z jednej strony prowadzi sprytną politykę, bo na przykład spełnia żądania robotnicze. 1 maja nigdy w Niemczech nie był świętowany, oni proszę bardzo, dzień wolny od pracy. Wprowadzają element wczasów robotniczych. Potrafią przezwyciężyć bezrobocie, potrafią zagrać na godności narodowej – „Niemcy podnieśli się ze wstydu wersalskiego”, „przywróćcie swoją dumę”. Jednocześnie ta władza widzi, że ludzi powoli ogarnia znieczulica, obojętność, przestają reagować na zło. I wtedy ta władza może sobie pozwolić na dalsze przyspieszenie procesu zła. I potem następuje już gwałtownie, a więc zakaz przyjmowania Żydów do pracy, zakaz emigracji, a potem nastąpi już wysyłanie do gett, do Kowna, do Rygi, do mojego getta łódzkiego, skąd większość zostanie wysłana do Kulmhofu w Chełmnie nad Nerem (obozu zagłady – red.), gdzie zostanie zamordowana gazami spalinowymi w ciężarówkach, a reszta trafi do Auschwitz, gdzie w „sposób nowoczesny” zostanie wymordowana Cyklonem B w nowoczesnych komorach gazowych. I tu się sprawdza to, co mówił pan prezydent. Auschwitz nie spadł nagle z nieba, Auschwitz tuptał, dreptał małymi kroczkami, zbliżał się, aż stało się to, co stało się tutaj. Moja córko, moja wnuczko, rówieśnicy mojej córki, moich wnuków, możecie nie znać nazwiska Primo Levi. Był jednym z najsłynniejszych więźniów tego obozu. Primo Levi użył kiedyś takiego sformułowania: „To się wydarzyło. To znaczy, że się może wydarzyć wszędzie, na całej ziemi”. Podzielę się z Wami jednym osobistym wspomnieniem. W roku 1965 byłem na stypendium w Stanach Zjednoczonych i wtedy był to szczyt batalii o prawa ludzkie, obywatelskie, o prawa dla ludności afroamerykańskiej. Miałem zaszczyt, brałem udział w marszu razem z Martinem Lutherem Kingiem. I wtedy ludzie, którzy dowiadywali się, że ja byłem w Auschwitz, pytali mnie: „Jak myślisz? To chyba tylko w Niemczech coś takiego mogło być? Czy mogłoby być gdzieś indziej?”. Ja im wtedy mówiłem: „Może być u was, u was może być, jeżeli się łamie prawa obywatelskie, jeżeli się nie docenia praw mniejszości, jeżeli się je likwiduje, jeżeli nagina się prawo tak, jak to czyniono w Selmie, wtedy się może zdarzyć”. Co zrobić? Jedyne wyjście to wy sami – mówiłem im. Jeżeli potraficie obronić waszą konstytucję, obronić wasze prawa, obronić wasz porządek, obronić wasz porządek demokratyczny, który polega na tym, żeby chronić prawa mniejszości, wtedy potraficie to pokonać. My w Europie w większości wywodzimy się z tradycji judeochrześcijańskiej, zarówno ludzie wierzący, ale i niewierzący przyjmują, jako swój kanon cywilizacyjny – dziesięcioro przykazań. Mój najbliższy przyjaciel, prezydent Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego Roman Kent, który przemawiał tutaj, w tym miejscu, pięć lat temu, w czasie poprzedniego jubileuszu, nie mógł dzisiaj przyjechać, jest słaby, po chorobie, ale on wymyślił jedenaste przykazanie, które jest doświadczeniem Shoah, doświadczeniem Holokaustu, doświadczeniem tej strasznej epoki pogardy, brzmi ono: „nie bądź obojętnym”.
I to chciałbym powiedzieć mojej córce, moim wnukom, rówieśnikom mojej córki, moich wnuków, gdziekolwiek mieszkają. W Polsce, w Izraelu, w Ameryce, w Europie Zachodniej, w Europie Wschodniej, tak w Europie Wschodniej, to bardzo ważne – nie bądźcie obojętni, jeżeli widzicie kłamstwa historyczne. Nie bądźcie obojętni, kiedy widzicie, że przeszłość jest naciągana na poczet aktualnej polityki. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek mniejszość jest dyskryminowana, ponieważ istotą demokracji jest to, że większość rządzi, ale demokracja na tym polega, że prawa mniejszości muszą być chronione jednocześnie. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek władza narusza przyjęte umowy społeczne, już istniejące. Bądźcie wierni przykazaniu. Jedenaste przykazanie: nie bądź obojętny, bo jeżeli nie, to się nawet nie obejrzycie jak na was, jak na waszych potomków, „jakieś Auschwitz” nagle spadnie z nieba”. (PAP)
azk/ mhr/