Kilkadziesiąt osób wyszło w poniedziałek na ulicę w Miami, aby upamiętnić 6-letniego chłopca i zaprotestować przeciwko fali przemocy, która zalewa miasto.
Uczęszczający do pierwszej klasy szkoły podstawowej King Carter został zastrzelony w sobotę, kiedy bawił się przed domem. Ogień otwarto z przejeżdżającego samochodu.
– Kiedyś dochodziło do tragedii raz na miesiąc, potem dwa razy, teraz to już dwa razy na tydzień. Kto następny? Kogo teraz zamordują? – rozpaczała przed kamerami babcia chłopca.
Zbrodnią wstrząśnięte jest całe Miami. Nadzorca szkolnictwa Alberto Carvalho przyznał ze smutkiem, że takich tragedii jest coraz więcej.
– Odnotowaliśmy w hrabstwie Miami-Dade dramatyczny wzrost przestępstw, które dotykają małe dziewczynki oraz chłopców. Tylko na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy postrzelono 60 dzieci, w tym 24 śmiertelnie. Ostatnie to King Carter – powiedział.
Sprawców sobotniego morderstwa wciąż nie ujęto. Za pomoc w doprowadzeniu do aresztowania wyznaczono 26 tysięcy dolarów nagrody.
(łd)