12.7 C
Chicago
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Stefan Grabiński – polski klasyk opowieści niesamowitej, „polski Poe” i „Lovecraft”

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

W Kamionce Strumiłowej nad Bugiem w zubożałej rodzinie szlacheckiej 26 lutego 1887 r. urodził się Stefan Grabiński, polski klasyk opowieści niesamowitej, „maszynista widmowych pociągów, mediumista zabłąkanych dusz, geometra przestrzeni między światami”.

„Uważam, że w literaturze polskiej obok zagadnień narodowych powinna być uwzględniana problematyka filozoficzna. Poruszając tematy ogólnoludzkie, zbliżymy się do Europy, poznamy ją dokładnie i przez to zbliżymy ją do nas” – powiedział Stefan Grabiński w wywiadzie Emila Igela („Wiadomości Literackie”, 10/1927).

 

Tymon Terlecki napisał w tekście „Stefan Grabiński. Pierwszy fantastyk polski”: „+Stwarzasz nowy dreszcz+ – te słowa Wiktora Hugo, zawierające oddźwięk na przekłady Edgara Poe (…) można odnieść do twórczości Stefana Grabińskiego. Wyrażają one zasadnicze znaczenie tej twórczości w piśmiennictwie polskim – jej zjawiskowość, jej pierwszość, jej osobność. Bo jest to typ pisarski i rodzaj twórczy na naszym terenie właściwie bez wyprzedzeń”. („Droga” 9/1932).

 

Stanisław Lem w posłowiu do wydanych jego staraniem „Niesamowitych opowieści” Grabińskiego (1975) wyjaśnił: „Dał niewiele utworów tak świetnych jak +Kochanka Szamoty+, lecz dał ich dość, by nie zostać pisarzem zapomnianym”. W rozmowie ze Stanisławem Beresiem dodał, że Grabiński był lwowskim pisarzem, który „nie przepadł w rywalizacji z rówieśnymi mu Europejczykami” („Tako rzecze… Lem” 2002).

 

„Wokół codziennej, szarej, odartej z wszelkich uroków niezwykłości kolejarskiej roboty rozsnuł Grabiński dziwnie niepokojącą aurę tajemnic i swoistej, osobliwej, groźnej poezji” – napisał we wstępie do zbioru nowel wybranych przez Lema Artur Hutnikiewicz, były uczeń pisarza i jego pierwszy monografista, nazywając pisarza „maszynistą widmowych pociągów, mediumistą zabłąkanych dusz, geometrą przestrzeni między światami”.

 

Scenariusz dzieciństwa i młodości Grabińskiego napisała – jak ustalił Hutnikiewicz – „wyjątkowo agresywna gruźlica, choroba niejako rodzinna, zadawniona i dziedziczna”. Na gruźlicę zmarł przedwcześnie ojciec pisarza, Dionizy Grabiński, naczelnik sądu powiatowego w Samborze. Dzieci miały „konstytucję fizyczną niebywale delikatną i kruchą” – mały Stefan „był wątły, chorowity, przewrażliwiony”. Życie rodziny przesycał „lęk przed możliwą katastrofą” („Twórczość literacka Stefana Grabińskiego 1887-1936”, 1959).

 

„Wzrostu niskiego, szatyn, włosy na bok przyczesane, oczy (tęczówki zdaje mi się barwy niebieskiej) z wyrazem smutku i bólu. Mówił dość cicho i niewyraźnie” – opisał go szkolny kolega Józef Bednarski. „Był uczniem celującym, lecz (…) był nadzwyczaj skromny i cichy. Był typem wybitnego introwertyka, pogrążonego całkowicie w swoim własnym doświadczeniu wewnętrznym. Od świata zewnętrznego był oddzielony jak gdyby grubą taflą szklaną” – dodał („Wspomnienia o Stefanie Grabińskim”, 2013).

 

Po maturze w 1905 r. zaczął studiować filologię polską i klasyczną na Uniwersytecie Lwowskim.

 

„Chociaż w koleżeńskim zetknięciu zwykły i prosty, patrzył swoimi bladymi niebieskimi oczyma na świat od jakiejś całkiem innej strony, niż wszyscy. I dlatego dostrzegał tyle dziwów i niesamowitości, od których ciarki przechodziły normalnego człowieka” – napisał Stanisław Łempicki („Wspomnienia ossolińskie”, 1948).

 

W latach 1910-17 Grabiński był nauczycielem we Lwowie. Prof. Juliusz Kleiner napisał do Hutnikiewicza, że poznał go przed pierwszą wojną światową: „kolegowaliśmy w gronie nauczycielskim gimnazjum VI we Lwowie (wzorowego, najlepszego gimnazjum). Był bardzo sympatyczny, miły, skromny, cichy. Kalectwo palca przyczyniało się do wrażenia chorowitości” – wspominał.

 

Inny nauczyciel IX gimnazjum lwowskiego dr Jan Swierzowicz podkreślił, że kolega Grabiński był „raczej w świat wizji swoich zapatrzony, niż światem dookolnym żyjący”.

 

Mimo to był „nauczycielem fascynującym” – stwierdził Hutnikiewicz. Jego interpretacja „Dziadów” była „rewelacją, przeżyciem wspominanym przez uczniów jeszcze po wielu latach”.

 

„Przytłaczał i wznosił ogromem i polotem swego, uważam, genialnego umysłu. Legenda, która otaczała Grabińskiego głosiła o znajomości 18-tu języków, w to wchodził między innymi j. arabski z narzeczami. (…) Grabiński wykładał (nie uczył, lecz wykładał) z artyzmem; świetne znawstwo przedmiotu, wcale łatwa i żywa swada przy głębokiej inwencji (…). Ogrom wiedzy i znawstwo kwalifikowały go raczej na profesora uniwersytetu” – wspominał Bednarski.

 

„Niski, szczupły, gruźlik z diabelską bródką, był trochę niesamowity, cały wolny czas poświęcał obserwacji ruchu kolejowego. Już to chłopcy dobrze wyszpiegowali i nakryli go, jak spędzał godziny na wiadukcie, wpatrzony w przejeżdżające pociągi, oderwany zupełnie od życia” – napisał Feliks Mantel w „Wachlarzu wspomnień” (1980).

 

10 lipca 1917 r. Grabiński ożenił się z Kazimierą Korwin Gąsiorowską, nauczycielką muzyki i śpiewu w Państwowym Seminarium Nauczycielskim we Lwowie. Młode małżeństwo przeniosło się do Przemyśla. 1 września został polonistą w I gimnazjum męskim przy ul. Słowackiego. Miał świetne warunki do pracy, pracował z elitą intelektualną miasta.

 

W latach 1918-20 r. szkoła działała z przerwami. „Ciągle było +wolne+” – wspominał Mantel. „A to z powodu wypadków wojennych, a to z powodu braku węgla, a to z powodu hiszpanki”. „Zwłaszcza dla Stefana przerwy te były korzystne, mógł bowiem więcej czasu poświęcić pisaniu, jak też studiom nad kolejnictwem bądź pożarnictwem, towarzyszącym powstawaniu +Demona ruchu+ (1919) i +Księgi ognia+ (1922)” – ocenił Krzysztof Bortnik („Rocznik Przemyski”).

 

W 1918 r. ukazał się zbiór nowel Grabińskiego „Na wzgórzu róż” – uznany za debiut „zadziwiająco dojrzały”.

 

Grabiński „całkowicie odosobniony”, pozbawiony tradycji na gruncie literatury rodzimej, „punktów oparcia musi szukać w samym sobie” musi budować wszystko od fundamentów. Stąd „naiwna dziewiczość, niezwykła pierwotność” jego pierwszej książki – ocenił Wilam Horzyca („Pro arte”, 3/1919).

 

W roku 1919 ukazało się pierwsze wydanie „Demona ruchu” – cyklu nowel kolejowych. „Z jednej strony świat jest pełen wytworów techniki, żelaznych pociągów, które mkną po torach dzięki geniuszowi ludzkiemu, a z drugiej – w lokomotywach tych żyją demony, które mogą w każdej chwili przejąć maszynę i sprowadzić śmierć na pasażerów albo zmusić ich do zrobienia tego, czego normalnie by nie zrobili” – napisał Paweł Rzewuski („Stefan Grabiński – polski Edgar Allan Poe”, 2012).

 

„Kolej jest w tych nowelach ideą samą w sobie, trochę futurystyczną w duchu realizacją hasła +sztuka dla sztuki+, gdyż to nie o konkretny cel podróży chodziło, lecz o samą ideę jazdy, najlepiej w nieznane+ – dodał Krzysztof Varga („Kochanek upiorów”, 1999).

 

Hutnikiewicz podkreślał, że pisarz rzetelnie zbadał realia kolei. „Grabiński przeprowadzał wywiady z ludźmi kolei, wysiadywał godzinami na przemyskim dworcu śledząc ruch pociągów, badał technikę budowy parowozów, błądził wśród labiryntu szyn i zwrotnic, by się wprawić w nastrój i nasycić aurą tego innego, obcego życia” – napisał („Stefan Grabiński i jego niesamowita opowieść”, 1969).

 

Współcześni badacze kwestionują jednak tę historię. „Przez pierwszy rok pobytu Grabińskich nad Sanem wciąż trwała wojna światowa, a choć apogeum szpiegomanii przypadło w Przemyślu na lata 1914-1915, pisarz zaś dysponował rzekomo czyimś +pozwoleniem+, proceder taki nadal wzbudzać mógł podejrzenia, narażając go na nieprzyjemności” – ocenił Bortnik. Przypomniał, że w Galicji dochodziło do samosądów na osobach, które za długo przesiadywały na stacjach.

 

„Kolej lubię bardzo i jeżdżę z upodobaniem; swego czasu nosiłem się nawet z zamiarem wstąpienia w jej służbę” – mówił Grabiński. „Była dla mnie zawsze symbolem życia i jego ogniście pulsujących tętn – symbolem demonizmu ruchu, przepotężnej siły, znikąd rodem, co pędzi światy przez międzyplanetarne przestworza w kręgach wirów bez początku i końca – symbolem nikłym wprawdzie i miniaturowym w stosunku do pierwowzoru, ale nie mniej drogim, bo swoim, bo ludzkim, bo ziemskim” – dodał („Z mojej pracowni”, „Skamander” 2/1920).

 

„Porady fachowej” udzielił mu szwagier, Wiktor Sankowski, technik z zawodu. „Narysował mi dokładny model maszyny i wyjaśnił funkcjonowanie jej części składowych. Wchłaniałem uważnie wykład, przyswajając sobie na miejscu wyrażenia techniczne” – wyjaśnił Grabiński.

 

Libor Martinek, czeski tłumacz, największe problemy miał „z bazą terminologiczną kolei i kolejnictwa tej epok”. Ekspert, z którym je konsultował, „skonstatował, że Grabiński był autentycznym znawcą ówczesnego życia kolei” – napisał w tekście „O pisarzu +trudnego losu i znakomitego pióra+”(2012).

 

W 1921 r. Grabiński debiutował jako dramatopisarz. Napisał trzy sztuki, usiłował stworzyć nowoczesny dramat fantastyczny, ale nie odniósł sukcesu.

 

W tym okresie ukazała się też „Księga ognia”. Grabiński ukazał tajemnicze związki, łączące „człowieka i otaczającą go rzeczywistość z zagadkową potęgą groźnego żywiołu” – „stwórczą i oczyszczającą”.

 

Ale krytyka dostrzegła niebezpieczny symptom. „Te nowele strasznie są podobne do siebie i jednostajne. Jeszcześmy nie doczytali do połowy, a już odgadujemy pointę i czytać się dalej nie chce” – ocenił Leon Piwiński(„Przegląd Warszawski” 10/1922).

 

W tym samym roku Grabiński został polonistą w Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim we Lwowie. Budynek nie był ogrzewany i nie spełniał kryteriów sanitarnych; warunki pracy zaczęły podkopywać zdrowie pisarza.

 

Pierwsza powieść Grabińskiego „Salamandra” (1924) nie wzbudziła zainteresowania, tym bardziej że „Grabiński nie miał umiejętności pilnowania własnych interesów pisarskich” – ocenił Hutnikiewicz. Życiowo niezaradny, samotnik, zamknięty cały w świecie swojej myśli i twórczego marzenia, nie umiał i nie chciał zabiegać trywialnie o rozgłos i związane z tym korzyści (…). Szedł własną drogą, z dala od koterii i jakichkolwiek zrzeszeń. Ponieważ nie należał do żadnej grupy, więc nikt go nie popierał” – wyjaśnił.

 

Pisarz zorientował się, że choć jego twórczość jest przemilczana przez krytyków, inni autorzy zaczęli plagiatować jego pomysły. Wysyłał do Jerzego Płomieńskiego, krytyka i najwierniejszego przyjaciela tekst „Moja szkoła (naśladowcy, uczniowie i plagiatorzy)”. Na tej aktualizowanej liście znalazło się kilkanaście nazwisk m.in.: Aleksander Janta-Połczyński, Edward Kozikowski, Janusz Meissner, Witold Zechenter, o którym tak napisał Grabiński: „nowela drukowana przed paru laty w +Krakowskim Kurjerze Ilustrowanym+ a (…) powtórzona pod zmienionym tytułem +Wędrowny pociąg+ w warszaw. +Kurierze+” — jest to plagiat przysłany mi przed paru miesiącami przez Irzykowskiego, słusznie przez niego tak nazwany. W redakcji krakowskiej przynajmniej miał autor na tyle sumienia, że włączył w tekst noweli raz moje nazwisko, w redakcji warszawskiej (…) nawet to opuścił i zamiast mego nazwiska wsadził zwrot +najśmielszej fantazji+” („Twórcy bez masek. Wspomnienia literackie”, 1956).

 

Jedynie Meissner, po latach, przyznał się źródeł inspiracji. „Przeczytałem +Demona ruchu+ – tom nowel, których tłem jest życie i praca kolejarzy. Lecz są to opowieści niesamowite, fantastyczne, z dreszczykiem: znikające stacje, oszalałe parowozy, pociągi widma itp. Podobało mi się, ale… Takie to i ja potrafiłbym napisać. I byłoby jeszcze ciekawiej, bo o lataniu, a nie o kolejach” – wspominał („Wiatr w podeszwach, 1976).

Także Stanisław Lem otwarcie przyznawał się do inspiracji Grabińskim np. w opowiadaniu „Terminus” („Tako rzecze… Lem”, 2002).

 

W 1925 r. załamało się małżeństwo Grabińskiego: orzeczono separację sądową małżonków – obie córki zamieszkały z matką. Pisarz, uginając się pod ciężarem alimentów, zaczął forsować zdrowie w dodatkowych pracach nauczycielskich.

 

Wkrótce gruźlica wróciła z impetem. Smutne były okoliczności wydawania powieści Grabińskiego „Cień Bafometa” (1926). „Niezwykły ten pisarz, z zawodu nauczyciel języka polskiego w szkołach średnich, był już wówczas ciężko chory na płuca i za urlopem mieszkał gdzieś na wsi pod Lwowem (czy nie w Brzuchowicach?)” – wspominał Łempicki. „Pracy literackiej nie przerywał. Żył w ciężkich warunkach materialnych. Pamiętam do dzisiaj jego, jak zwykle ugrzecznione i delikatne, a bardzo smutne listy. Posyłaliśmy mu tam korekty; a jakże ucieszył się, gdy otrzymał pierwsze, pachnące jeszcze drukarnią egzemplarze swej powieści! Ossolineum wydało wtedy nie tylko piękną książkę, ale przyłożyło się, choćby w pewnym stopniu, do złagodzenia doli jednego z najoryginalniejszych polskich autorów” – dodał.

 

W 1926 r. warszawska wytwórnia filmowa „Kolos” postanowiła wyprodukować serię krótkometrażowych filmów eksperymentalnych Leona Trystana „o niezwykłej, ekscentrycznej czy fantastycznej tematyce”. Pierwszą dwuaktówką owego cyklu miała być przeróbka noweli „Kochanka Szamoty”. 25 maja „przeciął Grabiński uroczyście wstęgę oddzielającą aparat filmowy i pierwsze wnętrze projektowanego filmu” – opisały „Wiadomości Literackie”.

 

Film został zrealizowany z gwiazdorską obsadą. „W przypadku Igo Syma zadecydowały głównie walory estetyczne, aktor był bowiem prawdziwym bożyszczem kobiet, a niektórzy nazywali go nawet +polskim Valentino+. Jednak w +Kochance Szamoty+, zdaniem krytyków, +za dużo miał patosu, niepotrzebnego gestu i afektacji+” – przypomniała Joanna Majewska („W starym kinie. Stefan Grabiński a ekspresjonizm”, 2020).

 

„Gwałtowny atak choroby latem 1929 r. uniemożliwił mu dalszą pracę zarobkową” – pisał Bortnowski. „Odtąd egzystował właściwie na granicy ubóstwa. Sześć lat dogorywał pod opieką wiekowej matki, bez wsparcia czy choćby zainteresowania ze strony małżonki i dorastających córek. Czuł się więc pewnie opuszczony w nieszczęściu, zwłaszcza że wypełnianie obowiązku alimentacyjnego nie pozostawiało mu środków na leczenie, bądź nawet należyte ogrzanie mieszkania” – dodał.

 

W 1930 r. przeniósł się na cztery lata do Brzuchowic, uzdrowiska zwanego „płucami Lwowa”. Stracił resztkę kontaktów z rodziną i światem. „Gruźlica robiła wciąż postępy. Nie odwiedzałyśmy ojca już tak często, bo był bardzo osłabiony. Później (w 1930 r.) przeniósł się ze Lwowa do Brzuchowic (…) i tam ostatni raz widziałam ojca. Pojechałam z siostrą go (…) odwiedzić, ale już bardzo źle wyglądał i leżał cały czas w łóżku, tak że wizyta nasza trwała tylko parę minut” – wspominała córka pisarza Wanda Jankowska.

 

W kwietniu 1931 r. otrzymał jedyny w życiu laur – literacką nagrodę miasta Lwowa – 7,5 tys. zł.

 

Ta nagroda, zdaniem badaczy, darowała pisarzowi „bezsprzecznie kilka lat życia”. Pozwoliła spłacić długi, podjąć intensywną kurację. „Czuję się wdzięczny kochanemu miastu, czuję się pokrzepiony moralnie” — powiedział lwowskiemu poecie Henrykowi Zbierzchowskiemu. („I po raz czwarty padły na stolik karty”, 1931).

 

Z końcem 1934 r. znów zamieszkał z matką we Lwowie. Później rozpoczęła się „ostatnia, dramatyczna walka ze śmiercią dwu osamotnionych, bezsilnych istot, dogorywającego pisarza i starej, zmęczonej kobiety, tragicznie bezradnej wobec nieuniknionej katastrofy” – napisał Hutnikiewicz.

 

Grabiński był świadom zbliżającego się końca. Słowa pociechy, krzepiące go perspektywą „pośmiertnej sławy i uznania”, przyjmował ze „sceptycznym, gorzkim uśmiechem zwątpienia”.

 

„W społeczeństwie polskim pisarz, który ma coś do powiedzenia i nie chce być kopią mody, musi być galernikiem kopanym przez prasę, krytykę i snobów (…) Oryginalność jest przekleństwem w tym jałowym kraju i przestępstwem zarazem” – podsumował podczas ostatniego spotkania z Płomieńskim.

 

Stefan Grabiński zmarł 12 listopada 1936 r.

 

Uznanie przyszło dopiero po II wojnie światowej. „W roku 1958 wybór jego opowiadań ogłosił Janusz Wilhelmi, zaś w 1975 – Stanisław Lem. Wyczerpujące studia i szkice o jego dorobku opublikowali literaturoznawcy różnych pokoleń, tacy jak Artur Hutnikiewicz, Roman Pollak, Jacek Trznadel, Alina Brodzka, Krystyna Kłosińska, Marek Wydmuch, Andrzej Niewiadomski czy Andrzej Stoff” – wyliczył Janusz Drzewucki (blog.polona.pl).

 

„Ostatnie lata przyniosły szczególnie dużo wydań zagranicznych, m.in. w przekładzie Wieśka Powagi (In Sarah’s House (2007) i Mirosława Lipińskiego – niestrudzonego tłumacza na język angielski nowelistyki Grabińskiego (ostatnio The Motion Demon (2005) i On the Hill of Roses (2012)), czy u naszych południowych sąsiadów (słowacki wybór Šialená záhrada. Mysteriózne hororové poviedky (2010) przetłumaczony przez Tomáša Horvátha i czeską, bardzo obszerną antologię V domě Sáry a jiné povídky (2012) w przekładzie Libora Martinka)” – czytamy we wstępie do „Litteraria Copernicana” (2013).

 

„Z propozycją przetłumaczenia wyboru nowel i opowiadań znakomitego polskiego fantastyka (…) zwróciło się do mnie wydawnictwo Volvox Globator” – wspominał Martinek. Wyjaśnił że serii wydawniczej „Alrúna” -klasyków literatury grozy – przed Grabińskim ukazała m.in. opowieść Artura Conana Doyle’a „Ziemia mgieł”, „W ciemnym lustrze” Josepha Thomasa Sheridana Le Fanu i „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa.

 

Do Grabińskiego wrócili filmowcy. W latach 1967–68 zekranizowano „Ślepy tor” i „Pożarowisko”. Później powstały „Dom Sary” (1985) i „Problemat profesora Czelawy” (1986) oraz „Nikt nie jest winien” (1986) na motywach dramatu „Willa nad morzem”.

 

W 2017 r. powstała kolejna adaptacja „Kochanki Szamoty”. „Zawsze byłem fanem +opowieści z dreszczykiem+, a Grabiński to naturalny kierunek dla kogoś zainteresowanego horrorem. Nowela +Kochanka Szamoty+ była już raz ekranizowana w Polsce, w 1927 r. – ale ten film zaginął. Postanowiłem odczytać ją na nowo” – powiedział PAP reżyser i scenarzysta Adam Uryniak. „Mój film jest od dwóch lat dystrybuowany na platformie Amazon Prime. Ma wersję językową angielską i hiszpańską, trafił na festiwale w Ameryce Łacińskiej, USA i Hiszpanii. Zdobył kilka nagród. W Polsce był prezentowany na pojedynczych pokazach” – dodał.

 

„W drugiej połowie lat 80. ukazywał się w Stanach Zjednoczonych poświęcony jego twórczości periodyk +The Grabinski Reader+. W kraju zadedykowano mu antologie: Metoda Schlegmachera (2013) i Po drugiej stronie (2013), a 125. rocznicę urodzin uczczono festiwalem +Groza, Groteska, Grabiński+ (Przemyśl–Dubiecko 14–16 września 2012)” – wymienił Bortnik.

 

Od 2014 r. przyznawana jest Nagroda Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego.

 

W 2018 r. Polacy we Lwowie odsłonili pomnik nagrobny Stefana Grabińskiego na Cmentarzu Janowskim. „To pole cmentarne, gdzie był pochowany, zostało całkowicie przekopane w latach 50. i 60. i w archiwum musieliśmy szperać, żeby go znaleźć. No i teraz jest nagrobek” – powiedział Norbertowi Nowotnikowi z PAP Zbigniew Pakosz, lwowianin i sekretarz Towarzystwa Miłośników Dziedzictwa Kultury Polskiej „Zabytek”.

Na nagrobku znalazła się fotografia i lista najbardziej znanych utworów Grabińskiego, a także cytat z opowiadania „Demon ruchu” o pociągu Continental. „A pociąg mknął dalej w wichurze wiatru, w tańcu jesiennym liści, wlokąc za sobą wydłużoną tuleję wirów wstrząśniętego powietrza, leniwo wieszających się na tyłach dymów, kopciu i sadzy, pędził dalej bez tchu…”.

 

Iwona L. Konieczna (PAP)

 

ilk/ pat/

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520