Donald Trump wykorzystał strach młodych mężczyzn przed utratą dawnych przywilejów, lepiej trafił do czarnoskórych i latynoskich wyborców, Kamali Harris nie udało się przebić „szklanego sufitu” – podsumowała wynik amerykańskich wyborów kanadyjska ekspertka Meredith Ralston z wydziału studiów kobiecych i politycznych Uniwersytetu Mount Saint Vincent w Halifaksie.
Ralston przypomniała w komentarzu opublikowanym w zamieszczającym artykuły naukowców magazynie „The Conversation”, że przed wyborami w USA były pytania czy Ameryka zagłosuje na czarnoskórą kobietę, czy Kamali Harris uda się to, co nie udało się Hillary Clinton osiem lat temu, czy Harris uda się przebić „szklany sufit”, ale na wszystkie te pytania odpowiedź brzmi – nie, a wyjaśnień można się doszukiwać w „mizoginii i rasizmie, które nękają Amerykę”.
Ralston podkreśliła, jak ważne były kwestie płci w amerykańskich wyborach. Przede wszystkim z powodu utrudnienia dostępu do zabiegów usunięcia ciąży po decyzji Sądu Najwyższego w sprawie Roe vs. Wade, szczególnie w kontekście późniejszych przypadków śmierci kobiet w wyniku braku pomocy lekarskiej podczas ciąży czy poronienia. Dlatego, napisała kanadyjska politolożka, obawy dotyczące przyszłych losów praw reprodukcyjnych wydawały się być ważną sprawą dla wielu kobiet. Cytowała wyniki badań w Iowa, gdzie ostatecznie wygrał Trump, ale gdzie kobiety w wieku 65 lat i starsze głosowały przede wszystkim na Harris. Ralston przywoływała też przypominanie młodszym wyborczyniom nagrania z Trumpem z 2016 r, który mówi “złap je za…” .
„Jednak nie było to wystarczające, chociaż exit polls sugerowały, że większość kobiet głosowała na Harris. Kobiety najwyraźniej wolą Harris, ale nie była to przewaga, na którą liczono w jej kampanii” – podsumowała.
„Pozytywna reakcja na Trumpa u młodych mężczyzn wzrosła, gdy zostały wykorzystane ich obawy przed rosnącą rolą kobiet z powodu sukcesów równościowych” – napisała Ralston przypominając badanie dla telewizji NBC z września br., w którym kobiety popierały Demokratów w 58 proc. (37 proc. – Republikanów), a mężczyźni w 52 proc. popierali Republikanów (40 proc. Demokratów). „Badania pokazują, że młode kobiety stały się bardziej liberalne, a młodzi mężczyźni – bardziej konserwatywni, może dlatego, że są źli, że pozostają w tyle i tracą dawniejsze korzyści”.
„USA zagłosowały na coś nazywanego +hegemoniczną męskością+, czyli kulturowe dowartościowanie stereotypowych cech męskich, wygrało trumpowskie niekończące się i regresywne umniejszanie kobiet i +kobiecych+ mężczyzn” – oceniła.
Ralston wskazał na kolejne czynniki związane z płcią i rasą: niewykształcone białe kobiety głosowały przede wszystkim na Trumpa, białe kobiety z wykształceniem głosowały na Harris. Jednak w większości białe kobiety poparły Trumpa, choć Biden miał wśród nich wysokie poparcie w 2020 roku.
Zwróciła też uwagę na odbiór reklamy wyborczej Demokratów, w której Julia Roberts tłumaczyła kobietom, że mają prawo głosować tak jak chcą. „Reakcja na te reklamy wiele zdradziła, sugerując, że jest wciąż wielu mężczyzn, którzy uważają, że ich żony powinny głosować tak jak oni, a jeśli nie – to jest to zdrada – i być może wygrana Trumpa sugeruje, że żony się z tym zgodziły”
Ralston zwróciła też uwagę, że wśród czarnoskórych i latynoskich mężczyzn nie było takiego poparcia dla Harris jak dla Baracka Obamy. Przypomniała sondaż dla „New York Timesa”, z którego wynikało, że Obama miał poparcie 93 proc. czarnoskórych Amerykanów w 2008 roku, Joe Biden – 90 proc., a Harris – 73 proc. Podkreśliła, że również wśród latynoskich wyborów Trump zwiększył poparcie.
„Świat przygląda się, co stanie się z Trumpem, bez barier, równowagi i sprawdzania, z miliarderami u jego boku i próbami przerobienia Ameryki na swoją autorytarną, modłę” – podsumowała Ralston.(PAP)
lach/ zm/