Blisko 20 tysięcy osób ewakuowano po serii eksplozji w składzie amunicji w mieście Bałaklija we wschodniej Ukrainie – największym w kraju. Pożaru jeszcze nie ugaszono, ponieważ nie pozwalają na to wybuchy. Ukraińskie władze twierdzą, że niewykluczone, że cała akcja to sabotaż separatystów.
Pierwsze wybuchy na obszarze o powierzchni ponad 350 hektarów miały miejsce już o godzinie 3 w nocy ze środy na czwartek. W składzie amunicji w Bałakliji, która leży ok. 100 km od miejsca walk ukraińskich sił rządowych i prorosyjskich separatystów, znajduje się blisko 140 tys. pocisków, zarówno rakietowych, jak i artyleryjskich. Jak podaje BBC, skład jest wykorzystywany przez żołnierzy walczących w Doniecku oraz Ługańsku. Minister obrony Stepan Połtorak powiedział na konferencji prasowej w Kijowie, że ogień objął już jedną trzecią powierzchni całego wojskowego obiektu.
Z powodu serii potężnych eksplozji ewakuowano blisko 20 tys. mieszkańców okolicznych miast i miejscowości. Agencja informacyjna Interfax podała, powołując się na słowa osoby z otoczenia ukraińskiego prezydenta Petra Poroszenki, że ewakuowano wszystkie osoby, które znajdowały się w promieniu 10 km od składu amunicji. – Nie ma na razie doniesień o zabitych lub rannych – dodał Połtorak. Nad wojskowym obiektem w przestrzeni powietrznej o powierzchni 50 km nie latają również samoloty, a na miejscu działają strażacy. Nie podjęto jednak jeszcze próby gaszenia pożaru, ponieważ nie pozwalają na to ciągłe wybuchy.
Władze Ukrainy badają już przyczyny wybuchów. Zdaniem ministra obrony istnieje prawdopodobieństwo, że cała akcja jest sabotażem separatystów, a ładunek wybuchowy mógł zostać zrzucony na skład amunicji przez dron. Podobnie było w grudniu 2015 r., kiedy również wykorzystano drona do próby podpalenia składu. – Jedną z wersji, która jest rozpatrywana jest dywersja – zaznaczył Stepan Połtorak. W konflikcie rosyjsko-ukraińskim na wschodzie Ukrainy zginęło już ponad 9,7 tys. osób.
Aleksandra Gersz AIP, Fot. Twitter.com