Brytyjscy ministrowie – według nieoficjalnych doniesień – nie wierzą w sukces odwołania od werdyktu sądowego dotyczącego Brexitu. Sąd niższej instancji orzekł w zeszłym miesiącu, że premier Theresa May musi uzyskać zgodę parlamentu na zapoczątkowanie konkretnych rokowań w sprawie wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. W poniedziałek sąd najwyższy rozpatrzy apelację rządu.
Jeśli, jak się oczekuje, premier Theresa May przegra apelację, postąpi zgodnie z orzeczeniem sądu i odwoła się do opinii parlamentu. Ale dobrze poinformowane źródła twierdzą, że zgłosi tak sformułowaną ustawę, aby posłowie rozumieli, iż stają wobec ultimatum: zagłosujecie przeciw, a postawicie się w jawnej opozycji wobec wyrażonej w referendum woli większości społeczeństwa. Rząd ma nadzieję, że ta taktyka poskutkuje w Izbie Gmin. Dysponuje w niej nie tylko większością konserwatywną, ale też większość posłów reprezentuje Anglię i Walię, gdzie w referendum mocno przeważały głosy za Brexitem.
Ustawa może natomiast napotkać na opór w prounijnej izbie wyższej. Dziennik „The Daily Telegraph” przewiduje jednak, że gdyby lordowie ośmielili się manipulować przy ustawie, „wybije ich ostatnia godzina”, a premier Theresa May przeprowadzi radykalną reformę ich izby. Już od ponad stu lat Izba Lordów nie może odrzucać ustaw, a jedynie je modyfikować. Ostateczna decyzja i tak zależy od Izby Gmin, która może odrzucić ich poprawki. Ta procedura przeciąga jednak przyjęcie ustaw – potencjalnie nawet o trzy lata, a w przypadku Brexitu premier May zależy na czasie.
Grzegorz Drymer, Londyn, Fot. Dreamstime.com