Kreml jest w sytuacji przegranej wojny – przekonuje w rozmowie z PAP rosyjski analityk wojskowości Paweł Łuzin. Mobilizację porównuje do „brzytwy, której chwytają się tonące władze Rosji”. Jego zdaniem mobilizacja przeprowadzana w obecnej formie „nie ma sensu wojskowego”.
„Kreml jest w sytuacji przegranej wojny. Już dawno przegrał ją politycznie, a teraz wojskowo. Oni stracili armię i ta świadomość dotarła do Putina i jego otoczenia. Mobilizacja jest próbą reakcji na tę sytuację, ale ona nie przyniesie pożądanych efektów” – przekonuje w rozmowie z PAP Pawieł Łuzin, rosyjski analityk wojskowy, badacz wizytujący w Fletcher School of Law and Diplomacy Uniwersytetu Tufts (Massachusetts).
„Jednak tak jak tonący chwyta się brzytwy, tak Kreml chwyta się teraz mobilizacji, licząc, że uda się zastąpić świeżo zmobilizowanymi siłami poważnie przetrzebione siły na froncie” – dodaje analityk.
Według źródeł „Nowej Gaziety. Jewropa” w Federalnej Służbie Bezpieczeństwa w ciągu pierwszych pięciu dni od ogłoszenia w Rosji „częściowej mobilizacji” z Rosji wyjechało ponad 260 tys. mężczyzn, czyli niemal tyle, ile Kreml – przynajmniej oficjalnie – zamierza zmobilizować na wojnę z Ukrainą.
„Rosja jest najprawdopodobniej pierwszym i jedynym państwem, którego obywatele uciekają nie dlatego, że ktoś napadł na ich kraj, ale dlatego, że ich kraj napadł na inne państwo” – napisał na Twitterze przebywający w przymusowej emigracji były oligarcha i oponent Władimira Putina Michaił Chodorkowski.
„Można powiedzieć, że zjawisko ucieczki przed mobilizacją ma charakter masowy. Wydaje się, że chętnych do dobrowolnego pójścia na wojnę nie ma zbyt wielu. Są tacy, którzy być może i nie chcą walczyć, ale próbują sami siebie przekonać, że +państwo wzywa, to trzeba iść+. Oni nie chcą walczyć, ale też nie chcą protestować i muszą jakoś rozstrzygnąć swój dysonans poznawczy. Sięgają przy tym po kremlowską mitologię o tym, że +nie jest to walka z Ukrainą, ale z NATO+, itd.” – analizuje rozmówca PAP.
Główną „ofiarą” mobilizacji stają się, jak ocenia, „najsłabsze grupy” – czyli ci, którzy pochodzą z biednych regionów, pracownicy zakładów, którzy dostają wezwania w miejscu pracy i nie mają wystarczającej wiedzy i znajomości swoich praw, by wykłócać się z państwem, ludzie, którzy mają kredyty i innego rodzaju obciążenia, itd.
Przypomina, że „Kreml próbował już różnych sposobów, by zregenerować swoje siły wojskowe” – władze Rosji przeprowadzały już przecież od miesięcy nabór tzw. ochotników i ten plan nie został wykonany. Nie udało się zrealizować planowej kampanii poborowej. Zamiast ponad 134 tys. udało się powołać 89 tys. Wyrazem desperacji jest również mobilizowanie więźniów z zakładów karnych.
To wszystko, zdaniem eksperta, świadczy o tym, że „ani ci, którzy werbalnie popierali wojnę, ani ci, którzy udawali, że jej nie widzą i próbowali żyć, tak jak wcześniej”, nie pałają chęcią, by wziąć do ręki broń.
„Ta broń jest, tzn. karabinów dla wszystkich starczy. Ale to, że ktoś ma karabin, czy nawet umie z niego strzelać, nie oznacza, że umie walczyć i że jest żołnierzem. Armia to nie tylko karabiny, ale sprzęt pancerny, artyleria, lotnictwo, łączność, logistyka, przede wszystkim – umiejętność zgranego działania w ramach oddziału. Kto ma szkolić zmobilizowanych, jeśli oficerowie są na froncie, już tam zginęli albo są ranni?” – mówi Łuzin.
W sieciach społecznościowych i w mediach pojawiły się już pierwsze informacje, że niektórzy zmobilizowani są wysyłani na front bez przeszkolenia.
„Szczerze mówiąc, absolutnie mnie to nie dziwi. Zdziwiłbym się, gdyby to był zorganizowany proces, a ludzi z zaciągu wysyłano na porządne przeszkolenie na poligony. Dlatego ten nabór nie zmieni istotnie sytuacji na froncie, a tylko zwiększy chaos” – ocenia Łuzin.
„Wyobraźmy sobie brygadę strzelców zmotoryzowanych, która straciła połowę składu, czyli np. dwa tys. osób. To przecież byli nie tylko żołnierze, ale też oficerowie. Przyjeżdża dwa tysiące zmobilizowanych z łapanki. Kto będzie nimi dowodzić, czym będą walczyć i kto ich tego nauczy? Na papierze stan będzie się zgadzać, ale ta brygada nie zostanie dzięki temu skompletowana i odnowiona. Do tego dochodzi czynnik moralny – ci ludzie, którzy zeszli z pola walki, opowiedzą +nowym+, co ich tam czeka” – przekonuje rozmówca PAP.
„Chaos – to jest słowo, którym można określić to, co się teraz dzieje. Z góry przychodzą jakieś liczby, nakazy, a komendy uzupełnień mają je zrealizować. Ale komendanci nie wiedzą, gdzie są ci ludzie, dlatego łapią wszystkich jak leci. Nie działają w sposób zorganizowany: potrzebujemy tylu ludzi z takim doświadczeniem, takiej kategorii, o takiej specjalności. Oni mają wypełnić zadanie i dostarczyć konkretną liczbę. Rosyjski urzędnik zazwyczaj zakłada, że za nadgorliwość nie zostanie ukarany. Gorzej, jeśli będzie za dużo myśleć i przez to nie wypełni planu” – mówi Łuzin.
Tworzenie list z zakazem wyjazdu z poszczególnych lotnisk, wprowadzenie wymogu posiadania zgody komend uzupełnień na opuszczenie miejsca zamieszkania – to jego zdaniem „przejaw próby odczytania oczekiwań kierownictwa oraz zrozumienia, jak powinno się działać”. Analityk nie wyklucza, że władze mogą wprowadzić zakaz opuszczania kraju dla mężczyzn w wieku poborowym.
„To co widzimy na razie, to próba zapanowania nad chaosem. Dotyczy to także decyzji, by w Osetii Północnej na granicy z Gruzją utworzyć punkt mobilizacyjny. Nie ma w tym systemowego działania” – przekonuje.
Według Łuzina „plan mobilizacji nie zostanie zrealizowany tak jak chciałby Kreml”, a przeprowadzana w obecnej formie „nie ma sensu wojskowego” i nie zmieni istotnie sytuacji na froncie. „Jeśli Rosja straciła armię, która była przygotowywana długo, to jak ta ludzka masa, niewyszkolona i źle uzbrojona może istotnie zmienić sytuację?” – mówi Łuzin.
„Mało tego, mobilizacja będzie destabilizować sytuację wewnętrzną i sytuację gospodarczą” – ocenia.
Protesty w Rosji na razie ekspert ocenia jako „umiarkowane” i trudno ocenić, czy będą one eskalować.
„Może jednak być tak, że ta mobilizacja i wszystko, co jest z nią związane, przekształci, jak mówił Lenin, wojnę imperialistyczną w wojnę domową” – podsumowuje analityk.
just/ jar/