Marcin Matkowski dołączył do Łukasza Kubota i awansował w niedzielę do ćwierćfinału gry podwójnej wielkoszlemowego turnieju Roland Garros na kortach ziemnych w Paryżu. Polak i Hindus Leander Paes pokonali 7:6(5), 7:6(4) tegorocznych zwycięzców Australian Open, Brytyjczyka Jamie’ego Murray’a i Brazylijczyka Bruno Soaresa.
Sukces tym bardziej znaczący, że Matkowski i Paes grają ze sobą dopiero pierwszy turniej. W przeszłości zdarzało im się łączyć siły, w 2014 wygrali nawet turniej w Kuala Lumpur. W tym sezonie Polak grał jednak aż do maja z Łukaszem Kuboty, z którym planuje wystąpić na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Po rozegranym na początku maja turnieju w Madrycie obaj postanowili zrobić sobie przerwę i na razie wychodzi im to na dobre.
Niedzielny mecz Matkowski i Paes rozpoczęli od przełamania i prowadzenia 2:0, ale Murray i Soares szybko odrobili straty i o losach seta zdecydował tie-break. W nim Polak i Hindus szybko objęli prowadzenie 4:1 i już go nie oddali, choć w końcówce rywale byli bliscy wyrównania. Podobnie wyglądał drugi set.
– Szkoda, że nie udało nam się utrzymać prowadzenia po przełamaniach, ale ogólnie trudno nie być zadowolonym, bo w poprzednich meczach przesypialiśmy początki. Tym razem zaczęliśmy za to bardzo dobrze – powiedział po ostatniej piłce Matkowski. – Idzie nam coraz lepiej i bardzo dobrze, bo właśnie od ćwierćfinału zaczyna się poważne granie na Wielkim Szlemie. Tu już nie ma słabszych par, każdy może wygrać z każdym – podkreślał.
Kolejnymi rywalami Polaka i Hindusa będą rozstawieni z numerem piątym Bob i Mike Bryanowie. Amerykańscy bliźniacy nie dominują już co prawda na kortach tak, jak przed kilku laty, a ostatni wielkoszlemowy tytuł wywalczyli w 2014 roku. Są jednak najbardziej utytułowanym deblem w historii i nadal są bardzo groźni. W Paryżu przekonali się o tym m.in. pokonani przez Bryanów w pierwszej rundzie Mariusz Fyrstenberg i Meksykanin Santiago Gonzalez.
– To oni będą faworytami, ale znamy z Leanderem swoją wartość. W przeszłości wygrywałem z Bryanami, niedawno – jeszcze z Łukaszem – przegraliśmy z nimi w Madrycie dosłownie dwiema piłkami [8-10 w trzecim secie – red.]. Szacunek na pewno jest, ale bez wielkiego respektu. Wyjdziemy na kort, żeby wygrać – zapewniał Matkowski. Komplementował również swojego partnera, który mimo 43-lat nie odstawał od partnera. Był bardzo aktywny, zwłaszcza przy siatce. Bardzo żywiołowo dyskutował również z Polakiem podczas przerw w grze.
– Nie kłóciliśmy się, po prostu Leander taki jest. Dużo lepiej gra, kiedy żyje meczem, nakręca go zwłaszcza gdy przegra wymianę na woleju, bo to dla niego straszna potwarz. On uważa, że nie ma prawa przegrać piłki przy siatce. Takie pozytywne nakręcenie przekłada się na dobrą grę. Jest specyficzną osobą i kiedyś – szczerze mówiąc – nie przepadałem za nim za bardzo, jako za człowiekiem. Ludzie jednak się zmieniają, poza tym bez względu na wszystko Leander jest wielkim tenisistą. Podoba mi się jego podejście. On nadal uważa, że jest najlepszy na świecie i każdego może ograć. Cieszę się, że mam takiego partnera – tłumaczył. – Razem jesteśmy bardzo nieprzyjemną parą, bo każdy z nas gra w zupełnie inny sposób. Jeśli obaj zagra na swoim normalnym poziomie, możemy być groźni dla każdego. Złośliwi mówią, że Leander trzech piłek z głębi kortu już nie przebije i co z tego. On ciągle chodzi do siatki, więc nie musi (śmiech). Potrafi zdobywać punkty w inny sposób.
W sobotę do ćwierćfinału debla awansował Kubot, którego partnerem jest w Paryżu Alexander Peya. Polsko-austriacka para przeżyła w sobotę śmierć kliniczną w przerywanym deszczem meczu z Erikiem Butoracem i Scottem Lipsky’m. Tak to przynajmniej określił po jego zakończeniu nasz tenisista. Nie bez racji, bo Kubot i Peya przegrywali w decydującym secie 1:4, by wygrać go ostatecznie w tie breaku [cały mecz 5:7, 6:2, 7:6(4). O półfinał zagrają z Urugwajczykiem Pablo Cuevasem i Hiszpanem Marcelem Granollersem. Niedawni partnerzy mogą wpaść na siebie w półfinale.
– Łukasz pogratulował mi po meczu, podobnie, jak ja gratulowałem mu dzień wcześniej. Jak widać rozstanie dobrze nam zrobiło, bo obaj jesteśmy w ćwierćfinale. Nie wiadomo, czy dotarlibyśmy do niego razem. Nasza wspólna gra to już historia, zagramy oczywiście ze sobą w Rio, ale na cały sezon na trawie jestem umówiony z Leanderem. Wyjątkiem może być tylko Queen’s, bo ja bardzo chcę tam zagrać, a on może mieć zbyt niski ranking. Potem zobaczymy co dalej, jak będzie się układała ta współpraca – stwierdził na koniec Matkowski.
TS/Hubert Zdankiewicz, Paryż (AIP), Fot. Andrzej Szkocki