Przebywający w Tuli Luli – ośrodku preadopcyjnym Fundacji Gajusz z Łodzi – niespełna roczny Piotruś na Dzień Dziecka dostał wyjątkowy prezent – rodzinę zastępczą. Dzięki zaangażowaniu opiekunów chłopiec, chory neurologicznie, nie trafi do domu dziecka, lecz do kochającej rodziny.
„Do interwencyjnego ośrodka preadopcyjnego Tuli Luli trafiają niemowlęta, którymi z ważnych przyczyn nie mogą zaopiekować się rodzice biologiczni – tak było w przypadku Piotrusia. Chłopiec ma nieuregulowaną sytuację prawną – jego biologiczni rodzice wciąż mają prawa rodzicielskie, co oznaczało, że nie mógł być adoptowany. Musieliśmy szukać dla niego rodziny zastępczej” – wyjaśniła Aleksandra Marciniak z Fundacji Gajusz.
Sytuację dziecka utrudniał fakt, że choruje ono neurologicznie, jednak ostatecznej diagnozy co do jego zdrowia jeszcze nie ma. Nie wiadomo, jaki będzie wpływ choroby na rozwój Piotrusia, mimo że obecnie przebiega on w granicach normy. W Tuli Luli dbano o rozwój intelektualny i fizyczny dziecka, które było pod opieką fizjoterapeuty i neurologopedy. Tego samego oczekiwano od przyszłych rodziców zastępczych, co oznaczało, że powinni dysponować czasem, zaangażowaniem i funduszami.
Jak dodała rzeczniczka Fundacji, poszukiwania rodziny zastępczej były niezbędne, ponieważ w ośrodku preadopcyjnym dzieci mogą przebywać tylko do osiągnięcia jednego roku. Piotruś ma urodziny 3 czerwca, więc już w lutym rozpoczęły się intensywne poszukiwania, m.in. za pośrednictwem mediów.
„Zgłosiło się niemalże 100 kandydatów na rodziców. Najpierw prosiliśmy ich o maile, później z wybranymi kandydatami nasi specjaliści kontaktowali się telefonicznie; opowiadali, z czym wiąże się opieka nad Piotrusiem, by rodzina sama mogła zdecydować, czy jest na nią gotowa. W toku tych rozmów typujemy kilka rodzin, ale do zapoznania z dzieckiem wybieramy tylko jedną – chodzi o to, aby maluszkowi dać poczucie bezpieczeństwa. Ostatni etap to złożenie wniosku do sądu. W tym przypadku już to się stało. Państwo Dorota i Krzysztof już to zrobili” – zaznaczyła Marciniak.
Dorota Pracz-Jańczyk po raz pierwszy zobaczyła chłopca na ekranie swojego telewizora i – jak mówi – od razu zakochała się w jego przepięknych oczach.
„To była miłość od pierwszego wejrzenia. Od razu napisałam do Fundacji, a dopiero potem przyznałam się mężowi. Kiedy zobaczył Piotrusia, też nie mógł mu się oprzeć. Powiedział, że jestem dobrą matką i na pewno dam sobie radę. Mam na to cztery dowody” – powiedziała mama zastępcza Piotrusia.
Razem z mężem Krzysztofem wychowała już czworo dzieci. W domu, który – jak podkreśliła – zamienił się w puste gniazdo, pozostał jeszcze syn licealista. Rodzina mieszka w Płocku, a Piotruś nadal przebywa w łódzkim Tuli Luli, ale pani Dorota stara się spędzać z nim 2-3 dni i noce w tygodniu. W czwartek na spotkanie z nim zabrała swojego wnuka.
Według rzeczniczki Gajusza ośrodki adopcyjne nie mają problemu ze znalezieniem rodziców dla maluchów trafiających do ośrodka preadopcyjnego. Problemy pojawiają się, gdy dziecko jest chore – rocznie do Tuli Luli przyjmuje się ich kilkoro.
„Prowadzimy też hospicja dziecięce i zdarza się, że szukamy rodzin zastępczych dla dzieci z tych placówek. Gdy one się znajdują, nazywamy to prawdziwym cudem, bo te osoby muszą całe swoje życie podporządkować i poświęcić opiece nad chorym dzieckiem. Mamy już ponad 30 takich sukcesów na koncie. Ale za największy sukces poczytujemy sobie, że żaden z naszych Tulisiów, a było ich już prawie 200, nie trafił do domu dziecka” – zaznaczyła.
Wybór odpowiedniej rodziny zastępczej w przypadku dzieci chorych to wielka odpowiedzialność, bo wiadomo, że w przypadku niepowodzenia nie otrzymają one już drugiej szansy. Jednak zespół psychologów i pedagogów z Gajusza do tej pory wybierał celnie – sądy przychylały się do ich propozycji.
„Emocje i uczucia są tym, czego dziecko potrzebuje, ale absolutnie nie można podejmować decyzji o przyjęciu małego człowieka pod wpływem porywu serca, w uniesieniu, bo konsekwencje pozostają na całe życie. Najpierw widzimy malucha, który jest jak Piotruś – śliczny i słodki. Ale w rozmowie z naszymi specjalistami znajdujemy odpowiedź na pytanie, czy rzeczywiście chcemy swoje życie skoncentrować na dziecku, które będzie potrzebować bardzo dużo uwagi. To ogromne wyzwanie, trud, ale też misja i ogromna przyjemność, o czym wiemy od naszych rodzin zastępczych” – dodała Marciniak.(PAP)
Autorka: Agnieszka Grzelak-Michałowska
agm/ joz/