Koroner hrabstwa Grays Harbor w stanie Waszyngton próbuje ustalić tożsamość 180 osób, których prochy zabrał z zamkniętego domu pogrzebowego.
Dom Whiteside Mortuary istniał od ponad stu lat, ale wiosną ubiegłego roku zakończył działalność. Wtedy pojawił się problem z prochami zalegającymi w opuszczonym budynku.
– Nie był to mój obowiązek prawny, ale czułem moralną odpowiedzialność. Nie mogłem ich zostawić. Postanowiłem przejąć opiekę nad prochami – powiedział koroner Lane Youmans.
Udało mu się już zidentyfikować co najmniej 20 żołnierzy, których prochy zostaną pochowane na cmentarzu Tahoma National. Wiele pozostałości pochodzi z lat 40. i 50., dlatego trudno jest ustalić, do kogo należały.
Prochy pozostawione w domach pogrzebowych nie są rzadką sytuacją. Czasami ludzie nie płacą za kremację, a czasami wszyscy członkowie rodziny już nie żyją. Zwykle kiedy dom jest zamykany, prochy przejmuje inna firma, ale tym razem tak się nie stało. – Z jakiegoś powodu ci ludzie po prostu odeszli i nikt się tym nie zajął – oznajmił koroner.
Youmans liczy, że rodziny się odnajdą i zgłoszą się kiedyś po prochy. Do tego czasu będą się znajdować w cmentarnej krypcie.
(mcz)