Dwóch Polaków przyjechało na COP25 samochodem elektrycznym, przemierzając trasę poprzednich europejskich szczytów klimatycznych. Po drodze organizowali spotkania promujące elektromobilność i testowali dostępność ładowarek na trasie.
Marcin Piastowski z Instytutu Elektromobilności i Zrównoważonego Transportu Emobi razem z kolegą chcieli udowodnić, że tak długi dystans, liczący około 4 tysięcy kilometrów, można pokonać pojazdem elektrycznym. Wyruszyli 21 listopada z Warszawy z Globalnego Forum Eletromobilności. „Przejechaliśmy przez Katowice i przez Poznań, czyli miasta polskie, które gościły do tej pory konferencję klimatyczną. Pojechaliśmy do Berlina, do Bonn, do Hagi, potem udaliśmy się do Paryża i z Paryża przyjechaliśmy do Madrytu. W drodze powrotnej odwiedzamy również Mediolan” – opisuje.
Marcin Piastowski dodaje, że to już druga tak długa podróż samochodem elektrycznym. Wcześniej z większą grupą był na elektromobilnej pielgrzymce do Watykanu, której finałem było spotkanie z papieżem Franciszkiem.
Marcin Piastowski podkreśla, że podróże utwierdziły go w przekonaniu, że Polska „całkiem przyzwoicie radzi sobie” jeżeli chodzi o infrastrukturę elektromobilności. Argumentuje, że ładowarki są ogólnodostępne, a większość z nich jest darmowa, „czego nie można powiedzieć o Europie”. „Napotkaliśmy sporo problemów z aplikacjami, które trzeba było instalować, żeby można się było ładować”. Kłopoty – jak dodaje Marcin Piastowski – były między innymi we Włoszech. „Głównym operatorem włoskim jest jedna firma, która ma 95 procent pokrycia i miała akurat awarię w momencie, kiedy my dojeżdżaliśmy do Włoch i to był ogromny problem”. Jak dodaje, w Polsce ładowarki są bardziej rozproszone i jest więcej firm, które tym zarządzają. „Myślę, że to jest zdecydowanie dobre rozwiązanie” – ocenia.
Elektromobilność to jeden z tematów dyskusji prowadzonych na COP25 w Madrycie.
Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Agnieszka Jasik/Madryt/zr