16.7 C
Chicago
piątek, 3 maja, 2024

PIS nie wprowadzi zmian w Ministerstwie Spraw Zagranicznych

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Beata Szydło podsumowała brukselski szczyt słowami „Politycy ze Starej Unii nie rozumieją integracji”. Po klęsce jednak nie wprowadzi zmian w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Prawo i Sprawiedliwość oraz sama premier Beata Szydło przekonują, że porażka w sprawie głosowania nad wyborem przewodniczącego Rady Europejskiej była w istocie moralnym zwycięstwem Polski. Jednak nawet przychylni rządowi publicyści jasno przyznają, że PiS poniosło na unijnym szczycie porażkę i potrzebne byłyby w związku z tym zmiany w rządzie. Chodzi głównie o zmianę kierownictwa MSZ. – Żadnych zian w kierownictwie Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie będzie – ucięła jednak te spekulacje Beata Szydło na konferencji prasowej po szczycie. I wyjaśniała upór rządu w kwestii wyboru szefa RE. – Mamy takie same prawa i obowiązki, a takie zachowania pogłębiają kryzys Unii – przekonywała.
Polska jako jedyna sprzeciwiła się wyborowi Donalda Tuska na kolejną kadencję na czele Rady Europejskiej. Premier przekonywała, że politycy ze „Starej Unii” nie rozumieją, na czym polega integracja. – Czas, żeby to się w końcu zmieniło. Miałam wrażenie, że wielu szefów rządów czuje się bardzo niekomfortowo w sytuacji, która zaistniała – mówiła o sytuacji, gdy Polska odmówiła przyjęcia konkluzji ze szczytu.
Czy porażkę PiS w Brukseli opozycja przekuje na swój sukces? Opozycja już ogłosiła polski udział w brukselskim szczycie kompromitacją, a lider Nowoczesnej Ryszard Petru oczekuje od Beaty Szydło honorowej dymisji. Złożenie wniosku o wotum nieufności zapowiedział też Grzegorz Schetyna, który wieszczy wielotysięczne antyrządowe demonstracje. Publicyści, nawet ci do tej pory sprzyjający rządowi PiS, niemal jednogłośnie nazywają polski wkład w szczyt RE klęską. – Nie może być klęską coś, co było przewidywane. PiS można za to obwiniać za naiwność polityczną – mówi prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Jego zdaniem PiS nie miał innego wyjścia, jak zaprotestować przeciwko kandydaturze Tuska. – To byłoby inwestowanie w opozycję. Chyba że PiS będzie chciał je przyspieszyć. Wtedy Tusk nie zdąży skończyć służby i nie wróci – ocenia.- PiS spadł z aż tak wysokiego konia na własne życzenie – uważa z kolei prof. Andrzej Rychard, socjolog z PAN.
Jego zdaniem rząd oparł swoje działania na „kompletnie irracjonalnych podstawach”. – Nie posłużyło to ani polskiej racji stanu, ani PiS-owi – ocenia, choć nie przewiduje rychłych roszad w partii. – Wybrano drogę całkowitej obrony tej taktyki – mówi.Innego zdania jest prof. Kik. – Wystarczy znaleźć ofiarę w postaci Waszczykowskiego i zrzucić na niego wszystko – zaważa, choć zastrzega, że zastąpienie go Jackiem Saryusz-Wolskim byłoby zbyt oczywiste. „Pozyskanie” tego polityka postrzega jako argument, który przeważa szalę działań rządu na korzyść PiS. Naukowiec wskazuje jednocześnie, że wbrew pozorom opozycja nie ma tyle powodów do radości, ile mogłoby się wydawać. – W tej sytuacji zachowany został status quo w osobie pozostania Donalda Tuska na stanowisku – zaznacza.Prof. Rychard przewiduje spadek poparcia dla PiS, szczególnie wśród tej grupy, która dała partii zwycięstwo w ostatnich wyborach. – To elektorat, który odpłynął kiedyś od PO, a teraz może opuścić PiS. Zbudowanie silnych antyeuropejskich, granie na antyniemieckich fobiach, może się im nie spodobać.

Maciej Deja AIP, Fot. Marek Szawdyn

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520