Lech i Legia otrzymały po 10 tys. biletów do sprzedaży wśród swoich fanów. Zorganizowane grupy siedziały za bramkami. W drugiej połowie część boiska bliżej sektora zajmowanego przez lechitów należała do stołecznej drużyny. Pod koniec meczu sympatycy Kolejorza zaczęli rzucać racami na pole karne, w którym był Arkadiusz Malarz. Jedna raca, druga, po chwili trudno było się doliczyć, ile ich było. Kilka z nich śmignęło bramkarzowi obok głowy. Jedna trafiła go w nogę.
– To dla mnie żadna nowość. Grając w Grecji, w spotkaniach z Olympiakosem Pireus latały zapalniczki i monety… W każdym razie te wydarzenia w jakimś stopniu wybijały z rytmu i nas, i zawodników Lecha. Na takie rzeczy trzeba się jednak umieć uodpornić. Tak, aby być skoncentrowanym do końca meczu – stwierdził 35-letni bramkarz Legii.
Sędzia Szymon Marciniak początkowo przerwał grę, czekając aż dym się ulotni. Gdy mecz został wznowiony, kibice znów celowali racami w Malarza. Spotkanie wielokrotnie było przerywane, by pracownicy służb porządkowych pozbierali przedmioty z murawy.
– Nie robiłem z tego powodu scen. W taki sposób fani chcieli pokazać swoją niechęć do rywala, ich sprawa. W ogóle nie myślałem o symulowaniu. Miło mi się natomiast zrobiło, kiedy prezes Zbigniew Boniek po meczu przytulił mnie i powiedział „Arek, szacunek za to, co zrobiłeś” – opowiadał Malarz.
Bramkarz wyrósł na bohatera. Niejeden dodałby coś od siebie. Przewrócił się, zbierał przedmioty i biegł z nimi do arbitra. Niewykluczone, że gdyby tak się zachował, Marciniak podjąłby decyzję o przerwaniu starcia. Zresztą nawet bez tego mógł to zrobić. Natomiast Malarz stał, jakby wokół niego spadały płatki róż. – To by pokazało, że przegraliśmy z grupką ludzi, bo kibicami ich nazwać nie można, która chciała popsuć piłkarskie święto – tłumaczył bramkarz.
PZPN jako organizator finału był w kontakcie z kibicami obu drużyn. O planowanych oprawach mniej więcej był poinformowany. Wcześniej fani zaprezentowali efektowne sektorówki. Przy okazji odpalane były race dymne. Żadne z nich nie spowodowały przerwania meczu. Co nie zmienia fakt, że używanie ich podczas meczów jest niezgodne z regulaminem.
„Gratulacje dla Legii i ich kibiców. Lech? Czuje się zawiedziony i to nie przez postawę piłkarzy, nie tak się umawialiśmy” – podsumował na Twitterze prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek.
W czwartek zbierze się komisja, która zajmie się zachowaniem kibiców. Z nieoficjalnych informacji wynika, że kara finansowa dla Lecha może przekroczyć nawet 100 tys. zł. Pojawił się nawet pomysł, żeby wykluczyć poznański z klub z rozgrywek w następnym sezonie. Zachowanie kibiców przyćmiło kiepski poziom meczu. Było w nim więcej walki niż jakości. Legia wygrała 1:0 po golu Aleksandara Prijovicia, który spotkanie skończył ze złamaną ręką. Doznał go po jednym ze starć z obrońcami Kolejorza. W ceremonii wręczania nagród wziął udział, ale po nim pojechał do szpitala, gdzie zdiagnozowano uraz. To oznacza, że Szwajcar serbskiego pochodzenia nie zagra w trzech ostatnich ligowych meczach sezonu. Rywalami Legii będą drugi w tabeli Piast Gliwice (u siebie w najbliższą niedzielę), Lechia Gdańsk (na wyjeździe 11 maja) i z Pogonią Szczecin (u siebie 15 maja). Liderem jest Legia, Piast ma tyle samo punktów.
– Nie po to gramy cały sezon, żeby dać się komuś wyprzedzić w jego końcówce. Porażka z Zagłębiem Lubin była zła. Dlatego zdobyciem Pucharu Polski chwilę się pocieszymy, ale koncentrujemy się już na spotkaniu z Piastem – podkreślił obrońca Legii Michał Pazdan.
Tomasz Biliński (aip) ,współpraca Konrad Kryczka, foto Bartek Syta