12.7 C
Chicago
wtorek, 20 maja, 2025
Strona główna Blog Strona 2012

Media i prawa obywatelskie wśród tematów rozmowy Blinken-Rau

0

Wolność mediów i poszanowanie praw obywatelskich – to zgodnie z oświadczeniem Departamentu Stanu USA obszary, które w rozmowie z polskim szefem dyplomacji Zbigniewem Rauem wymienił sekretarz stanu USA Antony Blinken jako te, gdzie oczekuje współpracy.

 

Szef dyplomacji USA Blinken rozmawiał we wtorek telefonicznie z polskim ministrem spraw zagranicznych Rauem. „Polska jest oddanym sojusznikiem w NATO i nieocenionym partnerem” – napisał po rozmowie na Twitterze.

 

„Z przyjemnością rozmawiałem dziś z ministrem spraw zagranicznych Zbigniewem Rauem, by potwierdzić naturę bliskich i trwałych relacji polsko-amerykańskich oraz promować dalszą współpracę w Europie i poza nią. Polska jest oddanym sojusznikiem w NATO i nieocenionym partnerem” – napisał Blinken.

 

Zgodnie z informacją podaną na stronie Departamentu Stanu przez rzecznika resortu Neda Price’a, Blinken podkreślił w rozmowie wagę współpracy polsko-amerykańskiej dla NATO oraz podziękował Rauowi za „niezachwiane partnerstwo”.

 

„Sekretarz omówił również naszą współpracę z Polską w zakresie wyzwań regionalnych i globalnych, podkreślając, że z niecierpliwością oczekuje współdziałania z Polską w wielu sprawach w obronie naszych wspólnych wartości demokratycznych, w tym wolności mediów i poszanowania praw obywatelskich” – czytamy na stronie Departamentu Stanu.

 

Wtorkowa rozmowa telefoniczna była pierwszym takim kontaktem szefów dyplomacji Polski i USA od czasu objęcia urzędu przez Blinkena.

 

Nowy amerykański sekretarz stanu został pod koniec stycznia zatwierdzony przez Senat Stanów Zjednoczonych. To doświadczony dyplomata, który za czasów prezydenta Baracka Obamy był zastępcą sekretarza stanu USA.

 

W październikowym oświadczeniu dla PAP Blinken zapewnił, że Biden „jest całkowicie oddany wzmocnieniu bezpieczeństwa sojuszników NATO, w tym Polski”. W kontekście relacji nowej amerykańskiej administracji z Warszawą oświadczył, że „z zadowoleniem przyjmuje możliwość szczerej dyskusji o znaczeniu naszych demokratycznych zobowiązań”.

 

Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)

 

mobr/ mal/

Kondycja gospodarki w USA wciąż słaba, a bezrobocie zbyt wysokie. Indeksy giełdowe reagują spadkami po raporcie Fed

Prezes Fed Jerome Powell oświadczył w raporcie dla Kongresu, że ożywienie amerykańskiej gospodarki jest nadal „nierówne i niepełne”, jej kondycja wciąż słaba, a bezrobocie zbyt wysokie. Indeksy giełdowe zareagowały spadkami.

 

Jerome Powell przedstawił komisji bankowej Izby Reprezentantów obowiązkowy, półroczny raport, w którym wbrew opiniom wielu analityków nie przedstawił optymistycznej oceny sytuacji gospodarczej.

 

Jego raport wyraźnie kontrastuje z optymizmem niektórych ekspertów, którzy oczekują silnego wzrostu gospodarczego jeszcze w tym roku, który to pogląd doprowadził jednak do wzrostu rentowności obligacji długoterminowych i obaw o inflację – komentuje Associated Press.

 

Prezes Fed wprawdzie uznał, że widać oznaki „zdrowienia gospodarki” jednak podkreślił, że bardzo wielu Amerykanów nadal jest w bardzo trudnej sytuacji wywołanej kryzysem i falą zwolnień.

 

Powell podkreślał już wielokrotnie, że aby ożywienie amerykańskiej gospodarki było pełne, konieczne jest przeprowadzenie szerokiej kampanii szczepień przeciwko koronawirusowi, by przywrócić konsumentom poczucie spokoju i pewności.

 

Oczekuje się, że kondycja amerykańskiej gospodarki poprawi się w istocie dzięki akcji szczepień, rządowym pakietom pomocowym stymulującym gospodarkę i polityce Fed.

 

Jednak obawa o inflację i wzrost stóp procentowych zaniepokoiły rynki i w poniedziałek najważniejsze indeksy na Wall Street odnotowały spadki, a po wystąpieniu Jerome Powella trend ten powrócił i osłabiły się notowania dolara.

 

Rentowność 10-letnich obligacji skarbowych USA – która jest miarą zaufania do kondycji amerykańskiej gospodarki – wzrosła do blisko 1,37 proc., podczas gdy na początku roku utrzymywała się poniżej 1 proc.

 

AP zwraca uwagę, że Powell nie wspomniał w swym raporcie o znacznym wzroście oprocentowania obligacji długoterminowych, ani o tym, że wzrost notowań akcji na Wall Street osiągnął ostatnio poziom, który na dłuższą metę może być nie do utrzymania.

 

Fed uruchomił już na początku kryzysu wywołanego pandemią wiele mechanizmów ratunkowych dla systemu finansowego i gospodarki, w tym program skupowania obligacji (luzowanie ilościowe – QE), pozwalający na wpuszczenie w obieg gospodarczy zastrzyków pieniędzy, a także obniżył stopy procentowe, aby ułatwić zaciąganie kredytów. We wtorek Powell powiedział, że Fed skupuje obecnie miesięcznie obligacje warte 120 mld dol., by utrzymać na niskim poziomie oprocentowanie kredytów długoterminowych i zachęcić konsumentów do wydawania pieniędzy.

 

Kroki podjęte przez Fed mają wesprzeć gospodarkę i pomóc przedsiębiorstwom w zachowaniu płynności, a zatem poprawić sytuację po falach masowych zwolnień. Jerome Powell powiedział jednak, że „tempo w jakim poprawia się sytuacja na rynku pracy pozostaje powolne, tak jak ogólna aktywność gospodarcza” w USA, a „miliony Amerykanów pozostają bez pracy”.

 

Nadal brakuje około 10 mln miejsc pracy, by zatrudnienie w USA powróciło do poziomu sprzed pandemii – podaje AP.

 

W lecie ubiegłego roku Jerome Powell powiedział, że skala kryzysu i szybkość, z jaką ogarnął on amerykańską gospodarkę, to zjawisko bez precedensu w powojennej historii USA, a gospodarcze skutki pandemii koronawirusa mogą się okazać długotrwałe.

(PAP)

fit/ tebe/

Skarga RPO: Po wadliwej adopcji dzieci przebywają w USA na podstawie wiz turystycznych

0

Sąd przeprowadził wadliwie adopcję dwójki dzieci, które trafiły do polskiego małżeństwa z USA. Tamtejszy urząd odmawia wydania kart stałego pobytu, a dzieci przebywają w USA na podstawie wiz turystycznych – wskazał RPO składając skargę nadzwyczajną. Wnioskuje o powtórzenie procedury.

 

Jak wskazało Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich informując o skardze w tej sprawie, „polski sąd pominął przepisy Konwencji haskiej, wobec czego proces adopcyjny nie uwzględnił, że dzieci zmienią kraj zamieszkania”. Według przepisów zaś adopcja zagraniczna jest możliwa jedynie, gdy wyraziły na to zgodę organy centralne, czyli w Polsce ówczesny minister pracy i polityki społecznej, a dziś minister rodziny i polityki społecznej oraz jego odpowiednik w USA.

 

„Kwestia obywatelstwa rodziców czy przysposabianego dziecka nie ma tu znaczenia, pod uwagę bierze się miejsce zamieszkania. Adopcja międzynarodowa może być zatem dokonana zarówno przez cudzoziemca jak i Polaka, istotą pozostaje chęć stworzenia rodziny za granicą, czyli że dziecko w jej wyniku zmienia kraj zamieszkania” – przypomniał RPO.

 

Sprawa rozpoczęła się w 2015 r., gdy dwoje Polaków mieszkających na stałe w Stanach Zjednoczonych adoptowało rodzeństwo z Polski. „Podczas procedury adopcyjnej wielokrotnie wskazywali, że zarówno oni, jak i adoptowane dzieci, będą po zakończeniu postępowania mieszkali poza granicami kraju. Informacja ta została odnotowana w samym wniosku adopcyjnym, padała także wielokrotnie podczas rozpraw sądowych i wywiadów środowiskowych. Mimo to sąd, który prowadził sprawę adopcyjną, nie uwzględnił tego faktu. Potraktował adopcję tak, jakby była adopcją krajową” – zrelacjonowało Biuro RPO.

 

„O błędnie przeprowadzonej procedurze rodzice dowiedzieli się niemal pięć lat po zakończonym procesie, kiedy to w 2020 r. otrzymali zawiadomienie z amerykańskiego urzędu imigracyjnego o zamiarze udzielenia odmowy wydania dzieciom kart stałego pobytu w USA. Było to około trzy lata po złożeniu tych wniosków. Wówczas okazało się, że adopcja nie spełnia wymogów prawnych, niezbędnych do uznania małoletnich za ich dzieci w USA” – napisało Biuro Rzecznika.

 

Jak podkreślił RPO, „przez tak rażący błąd sądu dzieci do dziś przebywają w USA na podstawie jedynie wiz turystycznych, co utrudnia np. odwiedzenie Polski czy korzystanie z innych przywilejów, właściwych jedynie dla obywateli amerykańskich, czy osób mających prawo stałego pobytu”. „Nie ma także możliwości, by powstało analogiczne postanowienie o adopcji w USA, ponieważ oznaczałoby to ominięcie konwencji obowiązującej i Polskę, i USA” – dodał.

 

„Postanowienie o adopcji wydane z naruszeniem prawa spowodowało, że mimo więzi emocjonalnej i prawnej pomiędzy dziećmi i rodzicami, która wywiązała się w okresie pięciu lat – kraj, w którym mieszkają, nie może uznać, że małoletni są zgodnie z prawem dziećmi swoich adopcyjnych rodziców” – wskazał RPO.

 

Jak wywodzi w swej skardze Rzecznik, orzeczenie polskiego sądu wydane z pominięciem Konwencji haskiej i – w związku z tym – niemogące wywołać pożądanych skutków prawnych w innym państwie narusza „zasady bezpieczeństwa prawnego i podważa zaufanie obywateli do państwa i prawa”.

 

„Funkcjonowanie w obrocie prawnym zaskarżonego orzeczenia nie zapewnia ochrony ani utworzonej rodzinie, ani nie służy dobru małoletnich dzieci, a jedyną możliwością podważenia tego orzeczenia pozostaje skarga nadzwyczajna” – uznał Rzecznik.

 

Dlatego RPO wniósł do SN o uchylenie zaskarżonego orzeczenia w całości, umorzenie postępowania zainicjowanego w 2015 r. oraz „podjęcie kroków prawnych, mających na celu przysposobienie zagraniczne dzieci w toku nowej procedury”. „Rodzina miała prawo oczekiwać ochrony prawnej, której – jak się okazało – nie otrzymała” – podkreślił.

 

Instytucja skargi nadzwyczajnej została wprowadzona ustawą o SN, która weszła w życie w kwietniu 2018 r. Rozpoznawaniem tych skarg zajmuje się Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Na razie wniesionych zostało ponad 260 takich skarg (z czego 44 wniósł RPO), a rozpoznanych zostało około 50.

 

Skargi na prawomocne wyroki polskich sądów zasadniczo wnosi się w terminie 5 lat od uprawomocnienia orzeczenia. Natomiast skargi na wyroki z ostatnich ponad 20 lat można składać do 3 kwietnia br. Przygotowano już projekty nowelizacji – prezydencki i senacki – mające na celu przedłużenie tego terminu o dwa lata.

(PAP) Marcin Jabłoński

 

mja/ jann/

Pracownicy Coca-Coli mają być „mniej biali”?

Promowany przez Coca-Colę kurs online dla pracowników firmy na temat dyskryminacji rasowej radził im, by „byli mniej biali” – podała amerykańska telewizja Fox News. W wyniku kontrowersji materiał został zdjęty z platformy LinkedIn.

Kilkuminutowy film, który miał uwrażliwić pracowników na problemy dyskryminacji rasowej, jest oparty na bestsellerowej, lecz kontrowersyjnej książce „White Fragility” („Biała kruchość”) autorstwa Robin DiAngelo.

 

W skład kursu wchodziły slajdy zachęcające do „bycia mniej białym”, co według autorów w praktyce oznacza m.in. bycie mniej „opresyjnym”, „aroganckim” i „ignoranckim”, a także zerwanie z „białą solidarnością” i apatią. Inny slajd mówi o tym, że biali ludzie w USA i innych zachodnich krajach przechodzą socjalizację, która uczy ich poczucia wyższości wobec innych.

 

„Badania pokazują, że już w 3-4. roku życia dzieci rozumieją, że lepiej jest być białym” – czytamy na slajdzie.

 

Jak stwierdza Fox News, opublikowane na Twitterze slajdy z wideo wywołały sprzeczne reakcje – jedne chwalące podejście firmy do rasizmu, inne zarzucające jej dyskryminację.

 

Jak wyjaśniła w liście do Fox Business Network Coca-Cola, film obrandowany logo firmy „nie jest częścią programu edukacyjnego spółki”, lecz „częścią planu, by pomóc w budowie inkluzywnego miejsca pracy”. Koncern dodał, że materiał szkoleniowy jest ogólnodostępny na platformie społecznościowej LinkedIn Learning. We wtorek na stronie, na której był dostępny, widniał już komunikat, że kurs został usunięty.

(PAP)

osk/ ap/

Burmistrz de Blasio przegrał z łyżwiarzami. Lodowiska Trumpa w Nowym Jorku będą otwarte

0

Zagrożone zamknięciem obsługiwane przez Trump Organization dwa lodowiska w nowojorskim Central Parku pozostaną czynne do końca sezonu – poinformowały w poniedziałek władze miejsce. O niezamykanie obiektów apelowali m.in. amatorzy łyżwiarstwa.

 

Decyzję o zerwaniu umowy z korporacją Donalda Trumpa w sprawie obsługi lodowisk Wollman Rink i Lasker Rink zlokalizowanych w nowojorskim Central Parku podjął w styczniu burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio.

 

Burmistrz uzasadniał odstąpienie od kontraktu dotyczącego m.in. obsługi lodowisk oraz karuzeli w Central Parku, jak również pola golfowego Ferry Point, co przynosiło firmie Trumpa 17 mln dolarów dochodu rocznie, koniecznością zademonstrowania, że władze Nowego Jorku potępiają atak zwolenników Trumpa na Kongres, do czego zachęcił ich ówczesny prezydent. W zamieszkach, do jakich doszło w Waszyngtonie, zginęło pięć osób.

 

Perspektywa zamknięcia lodowisk w Nowym Jorku wywołała jednak protesty miejscowych miłośników łyżwiarstwa.

 

„Pozbawiono nas już tylu rzeczy w tym roku, a lodowiska były czymś, co jeszcze w pewnym sensie trzymało nas razem. Prosimy tylko przedłużenie funkcjonowania lodowisk o jakieś sześć tygodni dłużej” – powiedziała w rozmowie ze stacją telewizyjną CBS jedna z osób zabiegających o cofnięcie decyzji ws. zamknięcia lodowisk Trumpa.

 

Ostatecznie władze miejskie ugięły się pod naciskiem i zrewidowały styczniowe zarządzenie.

 

„Dzieci w Nowym Jorku zasłużyły na to, by spędzać na tafli tak dużo czasu, jak to tylko możliwe w tym roku” – oświadczył w poniedziałek sekretarz burmistrza Nowego Jorku Bill Neidhardt, który zakomunikował zmianę decyzji. Jego słowa przytoczyła stacja CBS.

 

Umowa z Trump Organization o dzierżawę Wollman Rink i Lasker Rink obowiązywała do kwietnia. Zgodnie ze styczniową decyzją burmistrza miała przestać obowiązywać 26 lutego.

 

„Lodowiska Wollmana i Laskera pozostaną otwarte pod obecnym zarządem jeszcze przez kilka tygodni do końcu sezonu” – powiedział Bill Neidhardt. „Ale, żeby nie było wątpliwości, w przyszłości nie zamierzamy robić żadnych interesów z Trump Organization. Podżeganie do rebelii nigdy nie zostanie zapomniane ani wybaczone” – dodał,

 

Wiceprezes Trump Organization i syn byłego prezydenta Eric Trump, który w wypowiedzi dla CBS ocenił styczniowe posunięcie władz miasta jako „polityczny chwyt, który uderza w nowojorczyków”, ostatecznie złagodził ton. Po cofnięciu decyzji o zamknięciu lodowisk podziękował burmistrzowi de Blasio za pośrednictwem Twittera. Dodał, że „nie może się doczekać, by podziękować mu osobiście”.

 

Niezależnie od przedłużenia działalności lodowisk, władze Nowego Jorku nie zamierzają kontynuować dalszej współpracy z Trumpami, jeśli chodzi o dalszą obsługę karuzeli w Central Parku i pola golfowego w Bronksie. Eric Trump zapowiedział odwołanie się od tej decyzji.

 

Trump Organization konglomerat złożony z ok. 500 podmiotów gospodarczych i inwestycji, których jedynym lub głównym właścicielem jest Donald Trump. Około 250 z nich używa nazwy Trump. Organizację założyła w 1923 roku babka obecnego prezydenta, Elizabeth Christ Trump oraz jego ojciec Fred Trump.

 

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

 

ad/ mars/

Zmarł kajakarz i podróżnik Aleksander Doba

22 lutego zmarł Aleksander Doba – poinformowano we wtorek na oficjalnym profilu facebookowym kajakarza i podróżnika. Doba jako pierwszy w historii przepłynął samotnie Atlantyk kajakiem z kontynentu na kontynent. Miał 74 lata.

 

„Z głębokim żalem zawiadamiamy, że dnia 22 lutego zmarł wielki kajakarz Aleksander Doba. Zmarł śmiercią podróżnika zdobywając najwyższy szczyt Afryki – Kilimandżaro, spełniając swoje marzenia. Pogrążona w żalu żona, synowie, synowe i wnuczki” – napisano na oficjalnym profilu facebookowym Aleksandra Doby. Informację potwierdziła PAP żona podróżnika Gabriela.

 

Aleksander Doba trzykrotnie samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki. Po raz pierwszy emerytowany inżynier mechanik z Polic wystartował ze stolicy Senegalu Dakaru 26 października 2010 roku. Po blisko 99 dniach i przebyciu 5394 km 2 lutego 2011 r. dotarł do Acarau w Brazylii.

 

5 października 2013 r. wyruszył z Lizbony. 19 kwietnia 2014 r. postawił nogę na lądzie w New Smyrna Beach na Florydzie. Na oceanie spędził 167 dni, pokonał trasę długości 12 427 km w dwóch etapach, bowiem niekorzystne wiatry na zachodnim Atlantyku wymusiły zawinięcie na Bermudy.

 

3 września 2017 r. w Le Conquet we Francji zakończył trzecią podróż przez Atlantyk, którą rozpoczął 16 maja w Nowym Jorku.

 

Podróżnik urodził się 9 września 1946 r. Do 1975 mieszkał w Swarzędzu koło Poznania. Ukończył Politechnikę Poznańską, a w 1975 roku osiedlił się z rodziną w Policach.(PAP)

 

autorka: Elżbieta Bielecka

 

emb/ jann/

Norwescy eksperci o Stochu: Jest regularnie krzywdzony przez sędziów

0

Na trzy dni przed rozpoczęciem mistrzostw świata, w Norwegii odbył się z tej okazji panel dyskusyjny 20 sędziów w skokach narciarskich. Zgodnie stwierdzili że w tym sezonie najbardziej pokrzywdzony jest Kamil Stoch, który regularnie otrzymuje zbyt niskie noty .

„Kamil Stoch to zawodnik, który skacze daleko i pięknie. I zawsze ląduje perfekcyjnie, więc aby zauważyć jakieś błędy należałoby obejrzeć powtórki i to przez silną lupę. Pomimo to sędziowie unikają jak ognia przyznania mu noty 20” -stwierdził najbardziej respektowany norweseki sędzia Ole Walseth.

 

Podczas telekonferencji norwescy arbitrzy, którzy nie sędziują za granicą z powodu pandemii koronawirusa, zwrócili uwagę że w podobnej sytuacji jest lider PŚ Halvor Egner Granerud, który w tym sezonie nie otrzymał ani jednej „20”.

 

Walseth stwierdził, że powodem nie jest tendencyjność czy brak doświadczenia sędziów, lecz ich obawa przed wystawianiem zbyt wysokich not.

 

„Jest to ich obawa przed wyjśiem przed szereg, spowodowana tym, że ich praca jest po każdym konkursie oceniana i w przypadku popełnienia błędów są odsuwani od sędziowania na jakiś czas” – wyjaśnił.

 

„Oni się boją wystawiać zbyt wysokie noty i dlatego celują w ich środek, który jest dla nich bezpieczny. Wybierają punktacje w zakresie 18,5-19 ponieważ później nikt nie może się do nich przyczepić. Jest to zachowanie koniunkturalne i tchórzowskie, ponieważ sędzia jest od tego, aby oceniać uczciwie” – sprecyzował.

 

Dał przykład Kamila StochA. „Tylko w tym sezonie oglądałem go wiele razy i według mojej oceny wielokrotnie zasłużył na +dwudziestki+, lecz jednak ich nie otrzymał” – zauważył.

 

Podobne zdanie ma ekspert kanału telewizji NRK, były skoczek Johan Remen Evensen, który przyznał: „Widziałem Stocha w Klingenthal na początku lutego i naprawdę nie rozumiem zbyt niskich not sędziów”.

 

Dodał, że dzisiaj skoki są bardziej perfekcyjne niż przed 20 laty i tego postępu powinno się oczekiwać również od sędziów.

 

„Złoty medalista na dużej skoczni podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Nagano w 1998 roku Kazuyoshi Funaki nie najlepiej lądujac otrzymał pięć not po 20 punktów, więc wystarczy zapytać dlaczego lepiej i piękniej skaczący dzisiaj perfekcyjny Stoch tak rzadko widzi takie oceny” – podsumował. (PAP)

 

Zbigniew Kuczyński

 

kucz/ cegl/

Francuskie media: Sankcje krajów UE wobec Rosji minimalne i symboliczne

0

Francuskie media oceniają uzgodnione w poniedziałek przez szefów dyplomacji krajów UE sankcje wobec Rosji jako minimalne i symboliczne. Nie wykluczają, że nowy prezydent USA Joe Biden może zachęcić UE do większego zdecydowania wobec Kremla.

„Poniżeni przez Moskwę Europejczycy, mimo głębokich różnic w podejściu do stosunków z Moskwą, nie mogli patrzeć z założonymi rękami na to, co robi Kreml” – komentuje ekonomiczny dziennik „Les Echos”.

 

W odpowiedzi na uwięzienie opozycjonisty Aleksieja Nawalnego ministrowie spraw zagranicznych państw UE uzgodnili wprowadzenie kolejnych sankcji przeciwko wysokiej rangi urzędnikom rosyjskim.

 

Te sankcje francuskie media określają najczęściej jako „minimalne”, a nawet tylko „symboliczne”.

 

Już przed spotkaniem ministrów wielu francuskich komentatorów potępiało „niedające żadnych skutków” sankcje ukierunkowane przeciwko konkretnym osobom i wzywało do „konstruktywnego dialogu” z Rosją. Jest to opcja systematycznie promowana przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona.

 

Szefowa działu zagranicznego dziennika „Le Figaro” Anne Rovan określa we wtorkowym numerze gazety sankcje jako „najmniejsze z możliwych” i pisze, że „jednak nieszczęsna podróż szefa dyplomacji europejskiej Josepa Borrella pomogła w końcu zjednoczyć Europejczyków w kwestii rosyjskiej”. Rovan ocenia, że „poprzez swego wysokiego przedstawiciela, to UE została ośmieszona na początku lutego przez rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa”.

 

Inne francuskie media, np. dzienniki „Nice Matin” i „Les Echos” relatywizują jednak tę jedność, cytując za AFP niemieckiego ministra spraw zagranicznych Heiko Maasa, który wezwał, by przygotowując sankcje „nie zamykać możliwości dialogu”, gdyż „potrzebujemy pomocy rosyjskiej w wielu konfliktach międzynarodowych”.

 

„Nice Matin” cytuje też wypowiedź pewnego „europejskiego ministra”, który „w obawie przed represjami i wzrostem napięć” wzywa, by w kontaktach z Rosją „unikać palenia za sobą mostów”.

 

Brukselski korespondent paryskiego dziennika „Liberation” Jean Quatremer pisze, że „w rzeczywistości Unia nie miała najmniejszej ochoty wdawać się w potyczkę siłową z Rosją”. Świadczyć o tym ma to, że nawet nie brano pod uwagę sankcji gospodarczych, które „są naprawdę skuteczną bronią, gdyż Moskwa jest całkowicie zależna od eksportu swych surowców i od zasadniczego rynku eksportowego, jakim jest dla niej UE” – czytamy w komentarzu.

 

Jak podkreślono, „potężnym sygnałem byłoby przerwanie budowy gazociągu Nord Stream 2, który ma połączyć Rosję bezpośrednio z Niemcami”. „Berlin jednak, pragnąc zredukować zależność od Polski i Ukrainy, za nic nie chce odstąpić od gazociągu. (…) Przede wszystkim jednak, gdy chodzi o politykę, większość krajów europejskich nie podziela niechęci, jaką odczuwają wobec Moskwy kraje bałtyckie i Polska, choć (prezydent) Władimir Putin na bezwarunkowe poparcie w łonie Unii może już liczyć tylko ze strony Węgier Viktora Orbana” – ocenia Quatremer.

 

Korespondent pisze również, że prezydentura nowego przywódcy USA Joe Bidena, który „w przeciwieństwie do Donalda Trumpa nie ma złudzeń dotyczących Władimira Putina” zapowiada zmianę tonu wobec Rosji, co może skłonić również Unię do bardziej zdecydowanej postawy wobec Kremla.

 

Komentator „Le Figaro” Renaud Girard jeszcze przed poniedziałkowym spotkaniem ministrów pisał, że „Europa myli się chcąc za skazanie Nawalnego narzucić sankcje wobec Rosji” i wzywał, by wobec Rosji „być realistycznym”. Zdaniem Girarda ten realizm ma polegać na sfinalizowaniu budowy Nord Stream 2, a jego brakiem było zerwanie przez Francję po aneksji Krymu kontraktu na dostarczenie Rosji okrętów desantowych typu Mistral.

 

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)

 

llew/ adj/ ap/

Niemcy: Co najmniej 18 firm wycofuje się z budowy Nord Stream 2

0

Co najmniej 18 europejskich firm wycofało się lub zobowiązało się do wycofania z budowy gazociągu Nord Stream 2 w obawie przed sankcjami USA – wynika z raportu amerykańskiego Departamentu Stanu, opisanego przez dpa. Są wśród nich także firmy niemieckie – informuje niemiecka agencja.

Z raportu Departamentu Stanu dla Kongresu wynika, że wśród firm, które zakończyły swój udział w projekcie lub zapowiedziały, że to zrobią, są dostawca usług przemysłowych Bilfinger z Mannheimu oraz ubezpieczyciel Munich Re Syndicate Limited.

 

Do tej pory Stany Zjednoczone z powodu Nord Stream 2 nałożyły sankcje tylko na rosyjską firmę KWT-Rus, która obsługuje barkę Fortuna, uczestniczącą w budowie rurociągu. Firma i statek są również wymienione w nowym raporcie. Wbrew oczekiwaniom innym firmom przynajmniej na razie nie grożą żadne kary.

 

Dlatego też Republikanie ostro skrytykowali administrację nowego demokratycznego prezydenta USA Joe Bidena. Senator Ted Cruz powiedział w weekend: „Administracja Bidena sygnalizuje, że jest gotowa pozwolić na ukończenie rurociągu z katastrofalnymi konsekwencjami dla bezpieczeństwa narodowego Ameryki i bezpieczeństwa energetycznego naszych europejskich sojuszników”. Departament Stanu USA przekazał w zeszły piątek raport do Kongresu, ale jeszcze nie podał do wiadomości publicznej. Do treści raportu dotarła agencja dpa. Wcześniej pisał o nim m.in. „Wall Street Journal”.

 

Z raportu wynika, że większość firm, które kończą swój udział w Nord Stream 2, to grupy ubezpieczeniowe. Większość z nich ma swoją siedzibę w Wielkiej Brytanii. Według Departamentu Stanu szwajcarska Zurich Insurance Group i Axa Group z siedzibą w Paryżu również zakończyły prace nad Nord Stream 2.

 

Raport, podpisany przez amerykańskiego sekretarza stanu Antony’ego Blinkena, wyraźnie odnosi się do postawy rządu RFN. Jak odnotowano, „niemiecki rząd nadal w pełni popiera projekt Nord Stream 2” i „stanowczo odrzuca sankcje Stanów Zjednoczonych jako zamach na suwerenność Niemiec i UE”. W ocenie władz w Berlinie Nord Stream 2 to niezbędny projekt gospodarczy.

 

Rzecznik Departamentu Stanu Ned Price powiedział w poniedziałek, że wycofanie się wielu firm z projektu świadczy o tym, że działania rządu przynoszą efekty. Podkreślił, że Stany Zjednoczone podtrzymują groźby sankcji. „Daliśmy do zrozumienia, że firmy ryzykują sankcje, jeśli są zaangażowane w Nord Stream 2” – dodał, zastrzegając, że USA będzie nadal konsultować się z sojusznikami i nie będzie ich zaskakiwać niezapowiedzianymi działaniami.

 

Stany Zjednoczone sprzeciwiają się gazociągowi, ponieważ obawiają się, że ich partnerzy w Europie są zbyt zależni od Rosji. Pod koniec 2019 r. prace budowlane przy rurociągu zostały wstrzymane na krótko przed ukończeniem po tym, jak Stany Zjednoczone przyjęły wstępne prawo sankcyjne wobec specjalnych statków, które układały rury. Krytycy postępowania USA twierdzą, że Stany Zjednoczone chcą sprzedawać swój własny gaz w Europie.

 

Minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis zaproponował wstrzymanie budowy Nord Stream 2 do czasu wyborów parlamentarnych w Rosji, które mają się odbyć we wrześniu. „Dajmy (prezydentowi Rosji) Władimirowi Putinowi możliwość przeprowadzenia jesienią wolnych wyborów do Dumy Państwowej z udziałem opozycji. Do tego czasu wstrzymajmy gazociąg Nord Stream 2” – napisano w oświadczeniu wydanym przez MSZ w Wilnie po spotkaniu ministrów spraw zagranicznych UE. Litwa, podobnie jak USA i niektóre państwa UE, w tym Polska, sprzeciwia się gazociągowi.

 

Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)

 

bml/ akl/

Transport 10,5 tony nielegalnych odpadów w postaci kołder i poduszek wypełnionych pierzem

0

W pobliżu Gubinka (Lubuskie) funkcjonariusze Lubuskiego Urzędu Celno-Skarbowego zatrzymali transport 10,5 tony nielegalnych odpadów tekstylnych – kołder i poduszek wypełnionych pierzem – poinformowała we wtorek rzeczniczka Izby Administracji Skarbowej w Zielonej Górze Ewa Markowicz.

Transport jechał z Niemiec do jednej z firm w Wielkopolsce. Pojazd nie był jednak prawidłowo oznakowany – nie było na nim tablicy informującej, że jest w danej chwili przeznaczony do transgranicznego transportu odpadów.

 

„Wstępne oględziny ładunku wskazywały, że funkcjonariusze mają do czynienia z odpadami, których przemieszczanie wymaga stosownej decyzji Głównego Inspektora Ochrony Środowiska w Warszawie (GIOŚ), a tej kierowca nie posiadał” – powiedziała Markowicz.

 

Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska potwierdził, że wwóz do kraju tego typu odpadów wymaga stosownego zezwolenia wydanego przez GIOŚ.

 

„Ładunek został zatrzymany i zabezpieczony do dalszego postępowania administracyjnego. Zaangażowanym w nielegalny handel odpadami grożą wysokie kary pieniężne – minimum 10 tys. zł, zwrot odpadów za granicę, bądź ich utylizacja w Polsce na własny koszt” – dodała rzeczniczka. (PAP)

 

Autor: Marcin Rynkiewicz

 

mmd/ pad/

Tylko 21 proc. Polaków akceptuje większe obostrzenia pandemiczne

0

Tylko 21 proc. Polaków akceptuje większe obostrzenia pandemiczne. Zdecydowana większość oczekuje zachowania albo status quo, albo wręcz dalszego poluzowania ? wynika z badania United Surveys dla „Dziennika Gazety Prawnej” i RMF.

W sondażu dla „DGP” i RMF zapytano Polaków, jakich decyzji rządu ws. polityki epidemicznej oczekują w najbliższych tygodniach. Za zaostrzeniem rygorów epidemicznych opowiedziało się 21 proc. ankietowanych. Z kolei 33,2 proc. badanych chce poluzowania obostrzeń, a 33,7 proc. – utrzymania obostrzeń na obecnym poziomie. Zdania w tej sprawie nie ma 12,1 proc. badanych.

 

W sondażu zapytano również o to, jakie restrykcje powinny zostać wprowadzone w pierwszej kolejności, gdyby decyzje rządu szły w kierunku ich zaostrzania. W pierwszej kolejności ankietowani wskazali nakaz noszenia maseczek, rozumiany jako zakaz zakrywania twarzy przyłbicami, szalikami czy chustami. Na takie rozwiązanie wskazało 45,9 proc. respondentów.

 

Na drugim miejscu jest ponowne zamknięcie centrów handlowych (20,3 proc.). Na dalszych miejscach znalazło się zamknięcie kin, teatrów i muzeów (15,6 proc.), stoków narciarskich i innych obiektów sportowych (13,2 proc.), zawieszenie stacjonarnego nauczania w klasach I?III (12,4 proc.) i zamknięcie hoteli (10 proc.). Jednocześnie 19 proc. badanych nie ma wyrobionego zdania w temacie obostrzeń, a 15 proc. wskazałoby inne rodzaje obostrzeń niż te wymienione na liście.

 

Sondaż United Surveys dla „Dziennika Gazety Prawnej”, Dziennik.pl, RMF FM i rmf24.pl wykonany został 19 lutego 2021 r. na ogólnopolskiej próbie 1000 pełnoletnich mieszkańców Polski metodą telefonicznych wywiadów kwestionariuszowych wspomaganych komputerowo (CATI).(PAP)

 

reb/ dki/

Sondaż dla „GW”: Nie chcemy zmieniać szalików i przyłbic na „porządne maseczki”

0

43,9 proc. Polek i Polaków uważa, że rząd w walce z COVID-19 słusznie zrobi, zakazując używania przyłbic, szalików i chust zamiast maseczek – wynika z sondażu UCE RESEARCH i SYNO Poland na zlecenie „Gazety Wyborczej”. Przeciwnego zdania jest 44,6 proc.

Wyborcza przypomina, że najprawdopodobniej pod koniec tygodnia zostaną zmienione zasady zakrywania ust i nosa.

 

W badaniu przeprowadzonym na zlecenie „GW” Polacy zostali zapytani „czy rząd ma rację, zakazując Polakom używania przyłbic ochronnych, szalików i chust zamiast maseczek”. 22,3 proc. respondentów odpowiedziało „raczej tak”, a 21,6 proc. – „zdecydowanie tak”.

 

Odpowiedzi „zdecydowanie nie” udzieliło 30,1 proc. badanych, a 14,5 proc. – „raczej nie”.

 

Zdania na ten temat nie miało 11,4 proc. ankietowanych.

 

Uczestnicy badania zostali również zapytani, jaką maseczkę zamierzają stosować po ogłoszeniu nowych rekomendacji rządu. 40 proc. ankietowanych zadeklarowało, że będzie nosić zwykłą materiałową maseczkę, a 27,2 proc. – maseczkę chirurgiczną. Noszenie maseczki z filtrem zapowiedziało 12,6 proc. respondentów, a jeszcze innej – 3,1 proc.

 

Odpowiedzi „trudno powiedzieć” udzieliło 17,1 proc. badanych.

 

UCE RESEARCH i SYNO Poland na zlecenie „Gazety Wyborczej” przeprowadzono w dniach 19-21 lutego 2021 r.(PAP)

 

reb/ dki/

Włochy. Ekspert: Połowa chińskich maseczek FFP2 nie chroni

0

Połowa dostępnych we Włoszech maseczek FFP2 importowanych z Chin nie spełnia wymaganych norm i nie chroni – twierdzi metrolog Marco Zangirolami, który testuje je na masową skalę. Dodaje, że chińskie maseczki nie są też dostosowane do europejskich rysów twarzy.

Ekspert w dziedzinie pomiarów, norm i interpretacji wyników prowadzi w Turynie laboratorium, w którym sprawdził dotąd skuteczność około stu różnych modeli maseczek, także tych przeznaczonych dla szpitali.

 

Jak zaznaczył w wypowiedzi cytowanej przez dziennik „La Repubblica”, 50 procent sprzedawanych środków ochrony nie filtruje odpowiednio powietrza. Dotyczy to również coraz częściej zalecanych maseczek FFP2 pochodzących z importu.

 

Marco Zangirolami zwrócił też uwagę na fakt, że są problemy z właściwym utrzymaniem maseczek na nosie i ustach, ponieważ są one dostosowane do odmiennego, wschodniego kształtu twarzy.

 

Według badacza maseczek przy ich zakupie konieczna jest czujność, ponieważ wiele z nich ma sfałszowane certyfikaty bezpieczeństwa, a wychwalane na etykietach ich zalety są często całkowicie fikcyjne.

 

Z kolei w wypowiedzi dla agencji ADNkronos specjalista podkreślił, że wielu włoskich przedsiębiorców zainwestowało duże pieniądze w „poważną”, jak zaznaczył, produkcję skutecznych maseczek, ale stają oni w obliczu konkurencji ze strony towarów z importu sprzedawanych za 20 eurocentów, podczas gdy sam materiał kosztuje dwa razy tyle.

 

Właściciel laboratorium, w którym prowadzone są testy środków ochrony zaapelował o skrupulatne kontrolowanie jakości sprzedawanych produktów. „Nie można tego sprawdzać tylko na papierze. Nie macie nawet pojęcia, ile krąży podrobionych dokumentów” – dodał.

 

Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)

 

sw/ mars/

Zakaz handlu w niedzielę. Sąd Najwyższy zajmie się sprawą przedsiębiorcy obwinionego o złamanie zakazu

0

Kwestią rozumienia zwrotu „przeważającej działalności” sklepu przy ocenie dopuszczalności zwolnienia z zakazu niedzielnego handlu – zajmie się Sąd Najwyższy. Do SN trafiło pytanie słupskiego sądu rozpatrującego sprawę przedsiębiorcy obwinionego o złamanie zakazu.

„Przyjęcie jako rozstrzygającego kryterium dla zwolnienia z zakazu handlu w niedziele i święta wyłącznie wpisu (działalności przeważającej – PAP) do rejestru mogłoby stać się źródłem licznych nadużyć dla podmiotów, które dążyłyby do uzyskania niezgodnego z prawem zwolnienia” – zaznaczył w uzasadnieniu swego pytania słupski sąd.

 

Jak dodał, „znaczenie ma rzeczywisty obraz działalności gospodarczej, jako zwalniający od zakazu handlu w niedziele i święta”. „Przeciwna interpretacja mogłaby doprowadzić do zgłaszania przez liczne podmioty wniosków o wpis do rejestru, które nie byłyby realizowane, a pod ich pozorem prowadzono by inną działalność gospodarczą” – wywodzi w uzasadnieniu pytania sąd.

 

Problem wyniknął w związku ze sprawą przedsiębiorcy obwinionego o nakazanie pracownikom prowadzenia handlu w podległych mu sklepach, czym złamał zakaz handlu w niedzielę. Zgodnie z ustawą, „kto, wbrew zakazowi handlu oraz wykonywania czynności związanych z handlem w niedziele lub święta, powierza wykonywanie pracy w handlu lub wykonywanie czynności związanych z handlem pracownikowi lub zatrudnionemu, podlega karze grzywny w wysokości od 1 tys. do 100 tys. zł”.

 

Sąd rejonowy przedsiębiorcę uniewinnił, zaś po apelacji Państwowej Inspekcji Pracy rozpatrujący sprawę w II instancji Sąd Okręgowy w Słupsku nabrał wątpliwości odnośnie do interpretacji zapisów ustawy.

 

Jak bowiem głosi przepis, w niedziele i święta w placówkach handlowych zakazany jest „handel oraz wykonywanie czynności związanych z handlem” oraz „powierzanie pracownikowi lub zatrudnionemu wykonywania pracy w handlu oraz wykonywania czynności związanych z handlem”.

 

W ustawie dopuszczono jednak szereg wyjątków od tego zakazu, np., gdy przeważająca działalność polega na handlu kwiatami, pamiątkami lub dewocjonaliami, prasą, biletami komunikacji miejskiej, wyrobami tytoniowymi, kuponami gier losowych, sprzedaży wyrobów piekarniczych oraz w placówkach handlowych, w których przeważającą działalnością jest działalność gastronomiczna. Ustawa głosi też, że owa „przeważająca działalność” oznacza rodzaj takiej działalności, który został wskazany we wniosku o wpis do krajowego rejestru sądowego.

 

Tymczasem w sprawie, która stała się powodem skierowania pytania prawnego, jako przeważająca działalność spółki była określona nie sprzedaż, ale „produkcja pieczywa i ciastek”. „Natomiast sprzedaż detaliczna prowadzona w niewyspecjalizowanych sklepach z przewagą żywności, napojów i wyrobów tytoniowych została ujęta jako działalność pozostała, podczas gdy w rzeczywistości właśnie ta ostatnia działalność jest działalnością przeważającą w firmie, której prezesem jest obwiniony” – napisał sąd w swym pytaniu.

 

W związku z tym, jak wskazano w uzasadnieniu pytania, słupski sąd nabrał wątpliwości, czy pojęcie „przeważająca działalność” należy „interpretować w taki sposób, że rozstrzygające jest samo złożenie wniosku o wpis do rejestru zawierającego zwolnioną z zakazu handlu w niedzielę działalność, czy faktyczne prowadzenie takiej działalności, pomimo braku stosownego wpisu”.

 

„Odrębną kwestią wymagającą zasadniczej wykładni ustawy jest stwierdzenie, czy w sytuacji takiej, jak w rozpoznawanej sprawie, gdy przeważającą działalnością w prowadzonych przez obwinionego placówkach handlowych jest detaliczna sprzedaż wyrobów tytoniowych, a także piekarniczych, w takich proporcjach, że żadna z tych działalności nie przekracza samodzielnie progu 50 proc., ale łącznie już taki procent przekraczają w ogólnej wartości sprzedaży, jest to wystarczające dla przyjęcia +przeważającej działalności+” – zapytał sąd.

 

Innymi słowy sąd zapytał, czy możliwe jest „sumowanie” wartości sprzedaży asortymentu zawartego w różnych punktach przepisu określającego wyjątki od zakazu handlu, tak, aby ta suma stała się „przeważająca” w porównaniu z inną działalnością, która może mieć największy udział procentowy w działalności firmy, ale samodzielnie nie przekraczać 50 proc.

 

To kolejne z zagadnień, które trafiło do SN w związku z zakazem niedzielnego handlu. Już w grudniu 2018 r. SN podjął uchwałę odnoszącą się jednego z punktów przepisu określających wyjątki od zakazu, a mianowicie zapisu o „handlu prasą, biletami komunikacji miejskiej, wyrobami tytoniowymi, kuponami gier losowych i zakładów wzajemnych”. SN uznał wtedy, że do zwolnienia z zakazu niedzielnego handlu wystarczy, aby w placówce handlowej przeważającą działalnością była sprzedaż tylko jednego z towarów przewidzianych w tym punkcie jako wyjątki – czyli np. prasy. Do zastosowania tego wyjątku nie jest więc konieczne prowadzenie łącznej sprzedaży wszystkich tych produktów.

 

Pytanie słupskiego sądu wpłynęło natomiast do SN w grudniu zeszłego roku, na razie nie ma jeszcze wyznaczonego terminu na jego rozpatrzenie. (PAP)

 

autor: Marcin Jabłoński

 

mja/ jann/

Zespół Ekspercki apeluje o utrzymanie możliwości działania teatrów z publicznością

0

Od 12 do 21 lutego na teatralnych widowniach w całej Polsce zasiadło ok. 55 tys. osób – podkreślił Zespół Ekspercki ds. sytuacji teatrów przy Instytucie Teatralnym w liście do premiera Mateusza Morawieckiego, apelując o utrzymanie możliwości prezentacji spektakli z udziałem publiczności.

Zespół Ekspercki przypomniał, że „po wielu tygodniach oczekiwania i niepewności” 12 lutego teatry w Polsce wznowiły działalność artystyczną. „Niepozbawieni lęku o to, co przyniesie najbliższa przyszłość, pracujemy – stawiając na pierwszym miejscu bezpieczeństwo publiczności, pracowników i współpracowników. Stworzyliśmy warunki umożliwiające nam wszystkim funkcjonowanie – przy 50-procentowym zapełnieniu miejsc na widowni. Przestrzegamy dyscypliny sanitarnej, wspólnie z ekspertami z zakresu epidemiologii opracowaliśmy protokoły zachowań i modele zagrożeń. Nauczyliśmy się funkcjonować w nowej rzeczywistości” – zapewniono.

 

Powołując się na dane z Pracowni Dokumentacji Teatru Instytutu Teatralnego sygnatariusze listu poinformowali, że „od 12 do 21 lutego 114 teatrów zagrało 231 tytułów; odbyły się 584 pokazy przedstawień w budynkach teatralnych z udziałem publiczności, w tym ponad 30 przygotowywanych od miesięcy premier”. „Spektakle zostały lub zostaną w najbliższych dniach wystawione w każdym województwie i w każdym mieście, w którym działa przynajmniej jeden teatr publiczny (dokładnie w 39 miastach)” – zaznaczyli.

 

Jak dodali, „z szerokiej ankiety przeprowadzonej przez Stowarzyszenie Dyrektorów Teatrów wśród dyrektorek i dyrektorów tych właśnie scen wynika z kolei, że działalność wznowiło lub planuje wznowić do końca lutego 96 proc. placówek”. „9 na 10 dyrektorek i dyrektorów deklaruje 100-procentową frekwencję (przy wykorzystaniu 50 proc. miejsc na widowni) – tylko w jednym teatrze reakcję widzów na możliwość uczestnictwa w wydarzeniu określono jako +powściągliwą+. W pozostałych przypadkach nastroje badanej grupy zostały określone jako +dobre+ lub +entuzjastyczne”. Według naszych szacunków od 12 do 21 lutego br. na teatralnych widowniach w całej Polsce zasiadło ok. 55 tys. osób” – podali. Zespół Ekspercki przypomniał też, że „od ponad 255 lat teatr w Polsce pełni kluczową rolę w stabilizacji sytuacji społecznej i ekonomicznej”. „Służy integracji obywateli, wzmacnia relacje. „Widzimy to wyraźnie także dziś. Liczby, które przytaczamy, dają pełniejszy obraz tego, jak liczna jest teatralna społeczność w naszym kraju. Są także dowodem realnej potrzeby uczestnictwa w kulturze setek tysięcy Polek i Polaków oraz potrzeb samych organizatorów życia teatralnego. Dane pokazują to, na co zwracamy uwagę od dawna: teatr jest bezpiecznym miejscem” – podkreślono w dokumencie.

 

Przedstawiciele teatrów instytucjonalnych, niezależnych i prywatnych zwrócili uwagę, że „mimo szerokiej skali działalności, od początku pandemii COVID-19 nie pojawił się (w Polsce i na świecie) żaden potwierdzony naukowo dowód ani żadne opublikowane badanie, które łączyłoby działalność teatralną z rozwojem sytuacji epidemicznej”. „Nie potwierdzają tego także przykłady krajów, które walcząc z pandemią, zostawiły otwarte drzwi do teatrów” – napisali.

 

W ocenie ekspertów „kolejne zamknięcie teatrów dla publiczności pogłębi straty finansowe ponoszone od miesięcy przez teatry i realnie zagrozi dalszemu trwaniu wielu z nich, a tym samym – utrzymaniu tysięcy miejsc pracy”. „Teatr, który nie gra dla publiczności – nie sprzedaje biletów; teatr, który nie sprzedaje biletów – nie pozwala godnie żyć swoim pracownikom i współpracownikom” – czytamy. Sygnatariusze listu zaapelowali w imieniu środowiska teatralnego oraz widzów ponad 900 teatrów działających w 174 polskich miastach o „utrzymanie możliwości prezentacji spektakli z udziałem publiczności w siedzibach teatrów”. „Mamy przekonanie, że decyzja ta dobrze wpłynie nie tylko na nasze środowisko, ale przede wszystkim polepszy nastroje w polskim społeczeństwie i przyniesie nam wszystkim nadzieję na przyszłość” – podsumowali.

 

Pod listem podpisało się 17 przedstawicieli teatrów instytucjonalnych, niezależnych i prywatnych, wśród nich: Natalia Dzieduszycka, Jacek Głomb, Eugeniusz Korin, Bogusław Nowak, Ewa Pilawska, Maria Seweryn i Paweł Szkotak.

 

Eksperci wystosowali także list do publiczności, który we wtorek rano pojawił się na stronach internetowych teatrów z całego kraju. Przypomnieli w nim m.in., że w 2015 r. – pod hasłem „Przeżyjemy w teatrze!” – obchodzony był w Polsce jubileusz 250-lecia teatru publicznego. „Okazuje się, że były to słowa prorocze. Dzisiaj, w dobie pandemii COVID-19, teatr jest miejscem bezpiecznym i jedną z ostatnich enklaw życia zbiorowego” – podkreślili. (PAP)

 

autorka: Daria Porycka

 

dap/ pat/

Raport: Od 2019 r. internet i media społecznościowe blokowano w 35 krajach

0

Od 2019 r. dostęp do internetu i mediów społecznościowych blokowano w co najmniej 35 krajach – wynika z danych organizacji pozarządowej NetBlocks, która podkreśla, że odcinanie dostępu do łączności wykorzystywane jest jako narzędzie polityczne.

Tylko od stycznia tego roku organizacja NetBlocks zajmująca się ochroną wolności w internecie napisała cztery raporty o wyłączeniach internetu i odcinaniu dostępu do mediów społecznościowych w związku z niepokojami politycznymi.

 

Do wyłączenia internetu dochodzi ostatnio w Birmie (Mjanmie) od niedzieli 31 stycznia w związku z puczem wojskowym i zatrzymaniem liderów politycznych jego przeciwników. Analiza łączności wykazała, że dostęp do sieci w tym kraju w Azji Południowo-Wschodniej został odcięty na poziomie centralnym. Blokada możliwości łączenia się z internetem dotknęła przede wszystkim usługi operatorów komórkowych.

 

Według NetBlocks 3 lutego ograniczono w Birmie dostępność popularnych komunikatorów internetowych i platform społecznościowych, takich jak Facebook, Instagram i niektóre serwery WhatsAppa (dla połączeń kontrolowanych przez państwowego operatora internetu MPT). Dzień później dostępność tych usług ograniczyła zdecydowana większość operatorów usług łączności w kraju. W piątek 5 lutego w Birmie ograniczony został również dostęp do Twittera. Z danych NetBlocks dodatkowo wynika, że internet ponownie odcięto w kraju niemal całkowicie 16 lutego.

 

Wcześniej w tym roku internet był również odcinany w Rosji – w Moskwie i Sankt Petersburgu, gdzie doszło do tego 23 stycznia. Według NetBlocks miejscowe, ok. sześciogodzinne blokady łączności miały ścisły związek z protestami społecznymi w reakcji na proces opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Podobnie jak w Birmie dotyczyły przede wszystkim połączeń z sieci komórkowych.

 

Od początku 2021 r. dostęp do sieci odcinano również w Ugandzie. Internet zablokowano tam na pięć dni, od 13 do 18 stycznia, wcześniej zaś uniemożliwiono w tym kraju korzystanie z mediów społecznościowych i komunikatorów, m.in. takich jak: Twitter, Facebook, WhatsApp, Instagram, Snapchat czy Telegram. Według NetBlocks całkowite odcięcie Ugandy od dostępu do internetu miało związek z wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi, które w tym państwie odbywały się 14 stycznia. Ich celem, jak twierdzi organizacja, było odcięcie obywateli od dostępu do innych niż rządowe źródeł informacji.

 

Pierwsza zarejestrowana przez NetBlocks tegoroczna blokada dostępu do internetu miała miejsce w Pakistanie 9 stycznia. Problem dotknął 62 proc. infrastruktury telekomunikacyjnej w kraju. Według organizacji najbardziej ucierpieli użytkownicy prywatni oraz sektor korporacyjny i biznesowy. Brak dostępu do sieci spowodowany był wyłączeniem dostępu do prądu o szerokim zasięgu, do którego doszło w wyniku błędu działania infrastruktury energetycznej.

 

Krajowe blokady internetu, o których decydują rządy, mają negatywny wpływ na gospodarkę i społeczeństwo. W 2020 r. krajem, który najdłużej blokował dostęp do sieci swoim obywatelom, były Indie. Dostęp do sieci był tam odcięty przez ponad 8,9 tys. godzin podczas 75 incydentów. Według danych cytowanych przez amerykańską stację telewizyjną CNBC gospodarkę tego kraju kosztowało to około 2,8 mld dolarów.

 

CNBC ocenia, że wiele firm w ostatnich latach wdrożyło u siebie rozwiązania cyfrowe, a działalność online stała się codziennością wielu biznesów. Wyłączenie internetu nie tylko wpływa na możliwość realizowania zleceń dla klientów kupujących np. w sklepach e-commerce, ale także zaburza zdolność firm do prowadzenia komunikacji wewnętrznej, blokuje płatności i negatywnie wpływa na cyberbezpieczeństwo.

 

Jak wskazała amerykańska telewizja, blokady internetu najsilniejszy negatywny wpływ wywierają na sektor ochrony zdrowia, w tym – na placówki medyczne, m.in. szpitale. Bez dostępu do sieci nie mogą one gromadzić i przetwarzać danych pacjentów, a niejednokrotnie również korzystać ze sprzętu medycznego, którego działanie oparte jest o połżczenie internetowe.

 

Autorka: Małgorzata Fraser (PAP)

 

mfr/ mk/

Australia: Władze cofnęły się w konflikcie z Facebookiem

0

Facebook zapowiedział we wtorek, że zakończy trwająca od ubiegłego tygodnia blokadę treści mediów z Australii. To efekt porozumienia z australijskim rządem, który zgodził się na poprawki do projektu ustawy zmuszającej portal do płacenia za treści newsowe.

Jak napisała w oświadczeniu wiceprezes Facebooka Campbell Brown, decyzja o zakończeniu blokady to efekt rozmów z australijskimi władzami.

 

„Doszliśmy do porozumienia, które pozwoli nam wspierać wydawców, których wybierzemy, w tym małych i lokalnych wydawców. (…) Rząd wyjaśnił, że zachowamy możliwość decyzji, czy newsy będą pojawiać się na Facebooku, tak by nie być automatycznie poddanym wymuszonym negocjacjom” – napisała Brown.

 

Portal od ponad tygodnia blokował w Australii treści pochodzące z mediów w proteście przeciwko procedowanemu projektowi ustawy, który miałby zmusić Google i Facebooka do płacenia za treści newsowe pojawiające się w ich serwisach. Google, który początkowo też groził odcięciem Australii od swych usług, ostatecznie zaczął negocjacje z wydawcami jeszcze przed wejściem w życie ustawy.

 

Jak pisze Reuters, rząd zaproponował cztery poprawki do projektu, które m.in. dają Facebookowi i wydawcom dodatkowe dwa miesiące na negocjacje w sprawie warunków, zanim do gry wkroczy rządowy arbiter.

 

„Będziemy dalej inwestować w media globalnie i opierać się wysiłkom konglomeratów medialnych, by promować ramy regulacyjne, które nie biorą pod uwagę prawdziwej wymiany wartości między wydawcami i platformami takimi jak Facebook” – stwierdziła Brown. Odniosła się w ten sposób do faktu, że wśród zwolenników nowego prawa są największe media w Australii, w tym News Corporation miliardera Ruperta Murdocha.

 

W australijskim Senacie odbyła się 17 lutego pierwsza debata nad ustawą, która została wcześniej uchwalona w Izbie Reprezentantów.

 

Minister skarbu (finansów) Australii Josh Frydenberg, który prowadził negocjacje z Facebookiem, stwierdził w oświadczeniu, że nowe poprawki mają rozjaśnić zasady planowanego prawa i zapewnić, że wydawcy będą „sprawiedliwie wynagrodzeni”. Minister dodał później, że spór z Facebookiem jest „bitwą zastępczą” szerszych zmagań w sprawie modelu nowych relacji między internetowymi gigantami i mediami oraz rządami państw. (PAP)

 

osk/ ap/

Turniej WTA w Adelajdzie: Iga Świątek awansowała do drugiej rundy

0

Rozstawiona z numerem piątym Iga Świątek awansowała do drugiej rundy turnieju WTA w Adelajdzie w Australii. We wtorek polska tenisistka pokonała Amerykankę Madison Brengle 6:3, 6:4.

30-letnia Brengle zajmuje obecnie 81. miejsce w światowym rankingu, a najwyżej w karierze była na 35. pozycji (w maju 2015 roku). Do zmagań w Adelajdzie musiała przebijać się przez kwalifikacje.

 

Świątek, która w najnowszym notowaniu listy WTA spadła z 17. na 18. miejsce, bardzo dobrze rozpoczęła mecz. W pewnym momencie pierwszego seta prowadziła już 4:1 i do jego końca kontrolowała wydarzenia na korcie.

 

Druga partia zaczęła się od prowadzenia Brengle 2:0. Później jednak Amerykanka trzykrotnie została przełamana, a Świątek w końcu poprawiła serwis i ostatecznie po 76 minutach cieszyła się z awansu do drugiej rundy.

 

To był drugi pojedynek 19-letniej Polki z Brengle. Poprzedni, w turnieju rangi ITF w Charleston w 2018 roku, zakończył się zwycięstwem Amerykanki 6:1, 6:1.

 

Następną rywalką Świątek będzie albo kolejna kwalifikantka, Australijka Maddison Inglis, albo jej rodaczka, występująca dzięki „dzikiej karcie” Samantha Stosur.

 

Z numerem jeden w imprezie na kortach twardych w Adelajdzie (pula 535,5 tys. dol.) jest rozstawiona Australijka Ashleigh Barty, która może być rywalką Świątek w 3. rundzie, czyli ćwierćfinale.

 

Wynik meczu 1. rundy turnieju w Adelajdzie:

 

Iga Świątek (Polska, 5) – Madison Brengle (USA) 6:3, 6:4.(PAP)

 

wkp/

NASA opublikowała pierwsze wideo i audio z lądowania na Marsie

NASA opublikowała w poniedziałek pierwszy film wideo, ukazujący lądowanie na Marsie łazika planetarnego Perseverance, który osiadł na powierzchni Czerwonej Planety cztery dni temu. Na Ziemię dotarły także pierwsze nagrania dźwiękowe z Marsa.

 

Nieco ponad trzyminutowy film ukazuje obrazy z kilku kamer, umieszczonych w różnych miejscach modułu przelotowego, po jego wejściu w atmosferę Marsa. Jedna pokazuje rozkładanie się spadochronu hamującego kapsułę z łazikiem, druga, znajdująca się pod Perseverancem, ukazuje zbliżającą się marsjańską powierzchnię, a dwa inne ujęcia pokazują łazika, zawieszonego na linach pod specjalną platformą lądującą i stopniowo osadzanego na ziemi.

 

„To pierwszy raz, kiedy udało nam się uchwycić takie wydarzenie jak lądowanie na Marsie” – powiedział na konferencji prasowej Michael Watkins, dyrektor Laboratorium Napędów Odrzutowych, w którym zbudowano łazik. „To naprawdę fantastyczne”. – dodał, nie ukrywając emocji.

 

„Te zdjęcia i filmy są tym, o czym marzyliśmy od lat – podkreślił Allen Chen, który był odpowiedzialny w NASA za proces lądowania – Posłużą one naszym zespołom do badań i lepszego zrozumienia, co dzieje się podczas takiego lądowania”.

 

Podczas wejścia w atmosferę Marsa, przy prędkości 20 tys. km/godz., łazik był chroniony osłoną termiczną. Na filmie widać także moment oddzielenia się osłony od kapsuły, transportującej Perseverance’a.

 

Na Ziemię przesłany został także pierwszy plik audio z odgłosami z lądowania. Dźwięk został nagrany dzięki dwóm mikrofonom, umieszczonym na łaziku, co jest zupełną nowością w dotychczasowych misjach na Marsa.

 

W klipie słychać metaliczne dźwięki wydawane przez łazika, ale też wyraźnie słyszalny jest marsjański wiatr. „Tak, właśnie usłyszeliście podmuch wiatru na powierzchni Marsa, przechwycony przez mikrofon i wysłany na Ziemię” – oświadczył Dave Gruel, odpowiedzialny w NASA za sprzęt kosmiczny. Dodał, że są to „pierwsze dźwięki zarejestrowane na powierzchni Marsa”.

(PAP)

zm/ tebe/

Sąd Najwyższy zezwala prokuraturze na wgląd w finanse Donalda Trumpa

0

Sąd Najwyższy USA odrzucił wniosek byłego prezydenta Donalda Trumpa, by zablokować nowojorskiej prokuraturze wgląd w jego dokumentację finansową, w tym podatkową.

 

Chociaż prawnicy byłego prezydenta mogą nadal składać apelacje w tej sprawie, to decyzję sądu przyjmuje się jako ostateczną. Tym samym nie ma już większych przeszkód, by dokumenty finansowe byłego prezydenta przekazane zostały nowojorskiej prokuraturze. Nie będą one jednak upublicznione.

 

Sprawa dotyczy nakazu prokuratora okręgowego Nowego Jorku Cyrusa Vance’a, by firma obrachunkowa Mazars USA pod rygorem odpowiedzialności karnej udostępniła mu zeznania podatkowe Donalda Trumpa z lat 2011-2019. Republikanin od wielu miesięcy walczy z tym nakazem, próbując uniemożliwić Vance’owi dostęp do informacji o jego finansach.

 

Poniedziałkowa decyzja sądu najwyższej instancji w sprawach podlegających prawu federalnemu to odpowiedź na wniosek Donalda Trumpa złożony w październiku ubiegłego roku. W lipcu doznał on dotkliwej porażki, gdy Sąd Najwyższy USA orzekł, że bezpodstawne jest jego twierdzenie, iż przed śledztwem prowadzonym w okresie pełnienia przez niego urzędu chroni go immunitet. Sędziowie umożliwili jednak ówczesnemu prezydentowi składanie w niższych instancjach zastrzeżeń, co do zakresu dostępu prokuratury do jego dokumentacji.

 

Biuro Cyrusa Vance’a bada m.in. sprawę domniemanego zapłacenia za milczenie dwóch kobiet, które twierdzą, że miały romans z byłym prezydentem, w tym aktorki filmów dla dorosłych Stormy Daniels. Były adwokat i doradca Donalda Trumpa Michael Cohen, który przyznał się do oszustw bankowych i podatkowych, zeznał, że takie transakcje miały miejsce.

 

Prawnicy byłego gospodarza Białego Domu przekonują, że Cyrus Vance działa w złej woli i z motywów politycznych. Donald Trump, który ocenił, że w Nowym Jorku traktowany jest nieuczciwie, jeszcze podczas kampanii wyborczej zdecydował się na oficjalne przeniesienie z tego miasta na Florydę. Wcześniej przez dekady Nowy Jork był centrum jego działalności biznesowej, to tu doszedł do statusu potentata branży nieruchomości oraz celebryty.

 

Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)

 

mobr/ fit/ tebe/

Rodzina chłopca, który zmarł w Teksasie z wyziębienia żąda od dostawców prądu 100 mln. dolarów

0

Rodzina 11-letniego chłopca, który zmarł z zimna na przedmieściu Houston zaskarżyła teksańskie firmy energetyczne o odszkodowanie w wysokości 100 mln dolarów. Zarzuca im rażące zaniedbania.

 

Rodzina Cristiana Pavona złożyła pozew przeciw dostawcom energii ERCOT oraz Entergy Corporation w sądzie okręgowym powiatu Jefferson. Zarzuca firmom rażące zaniedbania i „przedkładanie zysków nad dobro ludzi” oraz ignorowanie wcześniejszych zaleceń o przygotowanie do nadchodzącej zimy.

 

ABC News przypomina, że „epicka awaria” w minionym tygodniu pozostawiła ponad 4 mln klientów firm bez energii elektrycznej. Temperatura w niektórych częściach stanu spadła do ok 15 -17 stopni C poniżej zera.

 

„Pomimo że prognoza pogody znana była z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem, jak również wiadomo było o nieprzygotowaniu systemu przez ponad dekadę, ERCOT i Entergy nie podjęły żadnych działań, które mogłyby ostrzec przed kryzysem, do którego były całkowicie nieprzygotowane” – głosi pozew, zarzucając wyłączenia prądu „tym, którzy byli najbardziej narażeni na zimno.

 

„Pojawiły się relacje pokazujące puste biurowce w centrum Houston, które miały zasilanie, ale park domków mobilnych pozostał bez zasilania” – stwierdza pozew.

 

Cristian zmarł we wtorek w mobilnym domu rodziny w Conroe na przedmieściach Houston. Jego matka Maria Pavon podejrzewa, że przyczyną śmierci było wychłodzenie organizmu tzw. hipotermia.

 

„To młody człowiek, który zmarł bez żadnego innego powodu poza decyzjami korporacyjnymi. (…) To jest niedopuszczalne” – argumentował w niedzielę prawnik rodziny Tony Buzbee w wywiadzie dla ABC News.

 

W zeszłym tygodniu w Teksasie zmarło ponad 30 osób. Niektórzy z powodu zatrucia tlenkiem węgla, ponieważ używali samochodów lub generatorów do ogrzewania.

 

„Pozew Cristiana jest pierwszym i powinien być pierwszym. (…) Ten dzieciak zmieni Teksas i niech mu za to Bóg błogosławi” – dodał adwokat, zapowiadając kolejne procesy.

 

ABC News zwraca uwagę, że szóstoklasista przybył jako imigrant do USA dwa lata temu wraz z rodziną. Według matki, był zdrowy i jeszcze dzień przed śmiercią po raz pierwszy w życiu bawił się na śniegu. Twierdzi ona, że dziecko zamarzło na śmierć. Oficjalna przyczyna śmierci zostanie podana po sekcji zwłok.

 

„Jesteśmy głęboko zasmuceni utratą życia w naszej społeczności. Nie możemy tego komentować z powodu toczącego się postępowania sądowego” – przytacza ABC oświadczenie Entergy, która dostarcza energię elektryczną mieszkańcom Teksasu, Arkansas, Luizjany i Missisipi.

 

Także ERCOT zarządzający siecią elektryczną dla ponad 25 milionów klientów wydał podobne oświadczenie. Uzasadniał też, że operatorzy sieci, wyłączając prąd, dokonali właściwego wyboru, „aby uniknąć awarii w całym stanie”.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

 

ad/ tebe/

Gubernator J.B. Pritzker podpisał reformę wymiaru sprawiedliwości w Illinois

0

Gubernator J.B. Pritzker podpisał w poniedziałek reformę wymiaru sprawiedliwości i policji. Ustawa nr. 3653 została zatwierdzona przez legislaturę Illinois w styczniu tego roku.

 

Gubernator Illinois powiedział, że zmiany stanowią „przełomowy krok” w dążeniu do demontażu systemowego rasizmu z jakim mamy do czynienia w Stanach Zjednoczonych. „Podstawą reformy były przypadki brutalności policji i dyskryminacji jakie miały miejsce w tym strasznym roku pandemii” – zaznaczył Pritzker.

Wśród pokrzywdzonych przez niesprawiedliwy system wymienił między innymi nazwiska Georga Floyda, Breonny Taylor i Laquana McDonalda. Wszyscy zginęli podczas interwencji policji. Laquan McDonald został zastrzelony przez chicagowskiego policjanta w październiku 2014 roku.

Na podstawie reformy zniesiona zostanie także kaucja, która umożliwi zwolnienie przez sąd osób jeszcze przed rozpoczęciem rozprawy. Zapis nie dotyczy jednak podejrzanych o popełnienie brutalnych przestępstw lub osób w przypadku których istnieje możliwość ucieczki. Zasady wyznaczania kaucji zmieniono ponieważ osoby o niskich dochodach, które dopuściły się złamania prawa nie były w stanie zapłacić poręczenia majątkowego. Z tego powodu do czasu rozprawy pozostawały w więzieniach. Dotyczyło to nawet osób, które dopuściły się niegroźnych przestępstw.

Ponadto policjanci będą pociągani do odpowiedzialności w przypadku nieuzasadnionych działań. Funkcjonariusze będą także zobowiązani do noszenia kamerek, rejestrujących ich działania podczas interwencji. Reforma zapewnia większą przejrzystość działania policji oraz określa prawa więźniów i osób zatrzymanych w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa.

 

BK

Czy w Afryce jest epidemia koronawirusa?

0

Tylko 8 z ponad 50 krajów afrykańskich posiada obowiązkowy system rejestracji zgonów. Dlatego w przypadku koronawirusa istnieje obawa, że jego prawdziwe konsekwencje w niektórych krajach nie są w pełni znane – wynika z dochodzenia BBC.

Z analizy danych ONZ wynika, że wszystkie kraje w Europie z wyjątkiem dwóch – Albanii i Monako – mają powszechny system rejestracji zgonów, a w Azji nieco ponad połowa państw. Ale w Afryce tylko Egipt, RPA, Tunezja, Algieria, Wyspy Zielonego Przylądka, Wyspy Świętego Tomasza i Książęca, Seszele i Mauritius mają tak zwane funkcjonujące, obowiązkowe i powszechne systemy rejestracji ludności – znane jako systemy CRVS – które rejestrują zgony – podaje portal BBC News.

 

Wszystkie kraje, w których BBC przeprowadziła swe badania, we współpracy z Komisją Gospodarczą NZ ds. Afryki (UNECA), mają jakiś rodzaj rejestracji zgonów. Często jednak informacje te dostępne są tylko na papierze, a nie w formie cyfrowej, którą można by udostępniać. Informacje te mogą być wykorzystywane na poziomie lokalnym, ale nie można na ich podstawie obliczyć tendencji w zakresie umieralności na poziomie krajowym – zauważa BBC News.

 

I podkreśla, że w następstwie epidemii wirusa Ebola, a obecnie Covid-19, posiadanie dokładnego obrazu tego, kto, na co i gdzie umiera, ma zasadnicze znaczenie dla przydziału środków i finansowania. Ma to również wpływ na śledzenie umieralności matek i dzieci, ponieważ są dzieci, których narodziny i przedwczesna śmierć pozostają niezarejestrowane.

 

„Aby pomóc żyjącym, musimy policzyć zmarłych” – mówi BBC demograf z Funduszu Ludnościowego NZ Romesh Silva. Jak dodaje, ci, którzy są pomijani w rejestrach, są często najbiedniejsi i wykluczeni społecznie, a brak informacji o ich zgonach oznacza, że środki na badanie przyczyn tych zgonów czasami nie są podejmowane.

 

„Pomimo inwestycji, systemy CRVS pozostają dysfunkcyjne, co zmusza rządy do polegania na badaniach (…) które, zanim zostaną opublikowane, są już nieaktualne” – mówi Irina Dincu z Centre of Excellence for CRVS systems. Dlatego powszechnie mówi się, że liczba zgonów spowodowanych Covid-19 w Afryce jest znacznie mniejsza niż w innych częściach świata, bo ta prawdziwa nie jest w pełni udokumentowana.

 

W badaniu czasopisma naukowego „Lancet”, przeprowadzonym w 118 krajach o niskich i średnich dochodach, oszacowano, że dalsze zakłócanie systemów opieki zdrowotnej przez Covid-19 może spowodować 1 157 000 kolejnych zgonów dzieci i 56 700 kolejnych zgonów matek.

 

RPA i Egipt należą do ośmiu krajów, które mają działające rejestry zgonów, więc obliczenie nadmiaru zgonów w obu krajach jest możliwe, a wyniki są wymowne – wskazuje BBC News. Do początku lutego br. RPA odnotowała prawie 138 tys. nadliczbowych zgonów (ang. excess deaths) od początku pandemii – to prawie trzy razy więcej niż oficjalna liczba podana dla zgonów w związku z Covid-19. 46 200 z tych osób zostało oficjalnie zarejestrowanych jako zmarłych z powodu koronawirusa i istnieją na to akty zgonu. Pozostałe 91 500 osób albo nie zostało zdiagnozowanych, albo zmarło w wyniku pośrednich konsekwencji pandemii, takich jak na przykład opóźnione leczenie raka.

 

W szczytowym momencie pandemii, pod koniec lipca ub.r., w RPA odnotowano o 54 proc. więcej zgonów niż przewidywano w tym okresie czasu. Chociaż kiedy po raz pierwszy wprowadzono lockdown, odnotowano mniej zgonów niż zwykle, przypuszczalnie z powodu mniejszej liczby przypadków przemocy związanej z alkoholem i wypadków drogowych.

 

Dzięki kompleksowemu systemowi rejestracji w Egipcie można obliczyć, że od maja do sierpnia ub.r. odnotowano ponad 68 tys. nadliczbowych zgonów. W czerwcu liczba zarejestrowanych zgonów była prawie dwukrotnie wyższa niż zazwyczaj.

 

Jednak w przypadku większości krajów kontynentu afrykańskiego nie ma możliwości wyciągnięcia takich wniosków ze względu na zbyt skąpe dane – zauważa portal.

 

W 14 krajach rejestruje się maksymalnie tylko jeden na 10 zgonów, w tym w Nigerii, Demokratycznej Republice Konga i Kamerunie.

 

Ponad połowa krajów w Afryce Subsaharyjskiej prowadzi jedynie odręczne rejestry zgonów. Niektóre państwa, takie jak Erytrea i Burundi, w ogóle nie mają prawnego wymogu rejestrowania lub zestawiania zgonów. Erytrea odnotowała do tej pory tylko 7 zgonów spowodowanych koronawirusem, a Burundi tylko trzy, chociaż spekulowano, że wirus przyczynił się w ub.r. do niespodziewanej śmierci byłego prezydenta Burundi Pierre’a Nkurunziza. Nigeria, najludniejszy kraj Afryki, odnotowała tylko 10 proc. wszystkich zgonów w 2017 roku. (PAP)

 

cyk/ tebe/

Koledzy weszli na zamarzniętą rzekę, załamał się lód; 12-latek wpadł do wody

0

Kilku kolegów weszło na zamarzniętą rzekę Nidę w Pińczowie. Załamał się pod nimi lód. Jeden z nich12-latek wpadł do wody i nie mógł się wydostać na brzeg. Chłopca uratowali wezwani strażacy; trafił do szpitala.

Jak poinformował PAP Mateusz Tarka, dowódca jednostki ratowniczo-gaśniczej pińczowskiej straży pożarnej, do zdarzenia doszło w poniedziałek po godz. 17.30.

 

„Dostaliśmy sygnał, że pod grupą nastolatków, która weszła na zamarzniętą taflę rzeki Nida w Pińczowie, załamał się lód. Jeden z chłopców znalazł się w wodzie” – powiedział strażak.

 

Dodał, że reszta nastolatków zdołała ewakuować się na brzeg rzeki i wezwać pomoc. „Na miejsce ruszyła cała załoga jednostki ratowniczo–gaśniczej z Pińczowa. Po dojeździe strażacy zastali chłopca, który trzymał się kry i przerębla, który powstał wskutek załamania się lodu. Strażakom udało się bezpiecznie wydobyć chłopca na brzeg. 12-latek trafił pod opiekę załogi karetki pogotowia” – dodał Tarka.

 

Zaznaczył, że chłopiec, w momencie przekazania go ratownikom był przytomny, ale wychłodzony. Został przewieziony do szpitala w Kielcach.

 

Strażacy apelują, aby nie wchodzić na zamarznięte zbiorniki wodne. „To zdarzenie pokazuje, że rozwaga, szczególnie u młodych osób, nie jest jeszcze na najwyższym poziomie. Tutaj na szczęście udało się uratować chłopca. Pamiętajmy, że pokrywa lodowa może wydawać się gruba, ale przy odwilży lód może szybko i łatwo załamać się pod ciężarem” – zaznaczył. (PAP)

 

Autor: Wiktor Dziarmaga

 

wdz/ jann/

Wielka Brytania: Wychodzenie z lockdownu od 8 marca do co najmniej 21 czerwca

0

Pierwszy etap wychodzenia z lockdownu rozpocznie się w Anglii 8 marca, a jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, ograniczenia w kontaktach społecznych zostaną zniesione 21 czerwca – ogłosił w poniedziałek brytyjski premier Boris Johnson.

Przedstawiając w Izbie Gmin plan wychodzenia z lockdownu, podkreślił, że możliwy on jest dzięki nadzwyczajnemu postępowi w programie szczepień, gdyż pierwszą dawkę otrzymało już ponad 17,5 mln osób. Ale zaznaczył, że żadna szczepionka nie jest w 100 proc. skuteczna i znoszenie lockdownu spowoduje pewien wzrost zachorowań i zgonów.

 

„Stanie się tak niezależnie od tego, kiedy lockdown zostanie zniesiony, czy to będzie teraz, czy za sześć lub dziewięć miesięcy, ponieważ zawsze będą osoby szczególnie podatne, których nie ochroni szczepionka. Nie ma zatem realnej drogi do bezcovidowej Wielkiej Brytanii ani do bezcovidowego świata. I nie możemy trwać w nieskończoność w ograniczeniach, które osłabiają naszą gospodarkę, nasze fizyczne i psychiczne samopoczucie oraz szanse życiowe naszych dzieci. I właśnie dlatego tak ważne jest, aby ta mapa drogowa była ostrożna, ale również nieodwracalna” – mówił Johnson.

 

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, w pierwszym etapie, od 8 marca, wszystkie szkoły powrócą do nauczania w trybie stacjonarnym. Odnosić się to będzie też do tych kierunków uniwersyteckich, gdzie konieczne są praktyczne ćwiczenia czy specjalistyczne wyposażenie. Od tego samego dnia możliwe będzie spotykanie się na otwartym powietrzu z jedną osobą spoza własnego gospodarstwa domowego. W ramach pierwszego etapu, ale od 29 marca, przestanie obowiązywać nakaz pozostawania w domach z wyjątkiem kilku uzasadnionych powodów. Na otwartym powietrzu spotykać się będzie mogło do sześciu osób lub członkowie dwóch gospodarstw domowych. Otwarte zostaną obiekty sportowe na zewnątrz, takie jak korty tenisowe czy odkryte baseny i będą mogły zostać wznowione amatorskie rozgrywki sportowe.

 

Kolejne etapy będą się rozpoczynać 5 tygodni po początku poprzedniego. Drugi zacznie się zatem 12 kwietnia. Wtedy działalność będą mogły wznowić sklepy, które sprzedają artykuły inne niż pierwszej potrzeby, punkty usługowe, w tym fryzjerzy, muzea i biblioteki, a puby i restauracje będą mogły obsługiwać klientów przy stolikach na zewnątrz, przy czym nie będzie wymogu, by alkohol był podawany tylko do posiłków. Od tego dnia czynne będą miejsca noclegowe w własnym wyżywieniem czy pola kempingowe.

 

W trzecim etapie, od 17 maja, będą możliwe spotkania w zamkniętych pomieszczeniach, w tym w domach – z ograniczeniem do sześciu osób lub dwóch gospodarstw domowych, a na zewnątrz limit podniesiony będzie do 30 osób. Pełną działalność wznowią puby i restauracje, hotele i hostele, kina, teatry i sale koncertowe, choć z zachowaniem zasad dystansu społecznego, co oznacza niepełną widownię. Od tego dnia kibice będą mogli powrócić na stadiony, ale również z ograniczeniami w zależności od ich pojemności.

 

Wreszcie w ostatnim etapie, od 21 czerwca, celem jest zniesienie wszystkich restrykcji w kontaktach społecznych, co oznaczać będzie wydarzenia kulturalne i sportowe z pełną publicznością, zniesienie restrykcji w liczbie gości na ślubach i pogrzebach, otwarcie nocnych klubów.

 

Johnson podkreślił, że podejmując decyzję o przejściu do kolejnego etapu rząd będzie się kierował danymi o zakażeniach i zgonach, a nie zapowiedzianymi datami, gdyż wszystkie one są najwcześniejszymi możliwymi, a nie niezmiennymi.

 

Postęp na drodze do wychodzenia z lockdownu uzależniony będzie od spełnienia czterech warunków – czy nadal będzie skutecznie przeprowadzany program szczepień, czy będą dowody, że szczepienia wyraźnie zmniejszają liczbę zachorowań i zgonów, czy liczba hospitalizacji nie będzie nadmiernie obciążać służby zdrowia oraz czy nowe warianty koronawirusa nie zmienią oceny poziomu zagrożenia.

 

„Wiem, że znajdzie się wiele osób, które będą się martwić, że jesteśmy zbyt ambitni, a narzucanie wirusowi jakiegokolwiek planu jest aroganckie. I zgadzam się, że zawsze musimy być pokorni wobec natury i musimy być ostrożni. Ale naprawdę uważam, że program szczepień radykalnie zmienił szanse na naszą korzyść i właśnie na tej podstawie możemy teraz działać. Oczywiście znajdą się tacy, którzy będą uważać, że dzięki programowi szczepień możemy działać szybciej. (…) Ale im mówię, że dziś naprawdę widać koniec i ten nieszczęsny rok ustąpi miejsca wiośnie i latu, które będą zupełnie inne i nieporównywalnie lepsze od obrazu, jaki widzimy dziś wokół nas” – zapewnił Johnson.

 

Ogłoszony przez niego plan dotyczy tylko Anglii. Tempo znoszenia restrykcji w Szkocji, Walii i Irlandii Północnej ustalą tamtejsze rządy, choć zapewne ich decyzje nie będą radykalnie odmienne.

 

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

bjn/ mal/