25.7 C
Chicago
sobota, 27 kwietnia, 2024

Opinie: Rosjanie tylko pozornie zaczęli walczyć w Syrii z Państwem Islamskim (rozmowa)

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Bez rozwiązania konfliktu w Syrii, choćby na terenach przygranicznych, problem uchodźców będzie narastał – mówi PATRYCJA SASNAL z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, specjalistka od Bliskiego Wschodu.
 – Myśli Pani, że da się przynajmniej ograniczyć tę ogromną falę uchodźców przybywających do Europy z Bliskiego Wschodu?
– Na pewno nie będzie to proste. Ponad cztery miliony Syryjczyków musiało uciec ze swojego kraju – najpierw do Turcji, Jordanii i Libanu, ale tam jest im coraz gorzej. A pamiętajmy, że dla ludzi, którzy masowo przybywają teraz do Europy, to decyzja strategiczna, nie tymczasowa.
– Mówiąc wprost, liczba uciekinierów z Syrii jest tak duża, że gdyby nawet niewielki procent z nich chciał za wszelką cenę dostać się do Europy, to mogą przybywać tutaj latami.
– To prawda. Ale nie chodzi tylko o Syryjczyków. Mamy też Afgańczyków – szacuje się, że ok. 3,7 mln – którzy już od dawna są uchodźcami. O tym się mówi mniej, ale jeśli popatrzymy na liczby, to Afgańczycy od wielu lat przyjeżdżają do Europy po kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie. Mówiąc trochę obrazowo, to ludzie, którzy cały czas czekają w blokach startowych.
– Wróćmy do Syryjczyków, którzy po ucieczce z kraju znaleźli schronienie w sąsiednich państwach. Ich sytuacja tak bardzo się pogorszyła?
– Faktem jest, że w Turcji, gdzie jest ich około dwóch milionów, uchodźcy z Syrii nie mogą legalnie pracować. Jedynie ok. 10 procent przebywa w obozach, natomiast pozostali znaleźli się na „normalnym” rynku, choć i tak są zależni od pomocy organizacji humanitarnych. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że Turcja ich przyjęła – to dobrze, ale jednocześnie nie daje im możliwości legalnej pracy. Efekt jest taki, że ci ludzie nie znajdują tam żadnej stabilności. Stąd m.in. zwiększająca się emigracja do Europy.
Widzi Pani w tym celowe działanie Turcji, żeby przerzucić problem na kogoś innego?
– Raczej nie. To byłoby zbyt proste. Tutaj zbiegło się kilka czynników. Zdecydowana większość z nich uciekła za granicę z nadzieją, że przeczekają wojnę i będą mogli wrócić. Teraz zrozumieli, że do Syrii powrotu nie ma. Dobrze ujęła to ostatnio jedna z syryjskich matek, mówiąc, że może nie posłać swojego dziecka do szkoły przez pół roku albo nawet rok. Ale jeśli nie posyła przez trzy lata, to jakie ono będzie miało życie? A takich ludzi są setki tysięcy.
Do tego doszły inne rzeczy. Oszczędności – często odłożone na czarnym rynku – bo bez nich wyprawa do Europy byłaby dużo bardziej skomplikowana oraz fakt, że takie wyprawy zaczęły się udawać. Informacje, że ktoś dostał się do Niemiec czy do Szwecji przez Bałkany rozeszły się bardzo szybko. Grupy przemytnicze też musiały się odpowiednio zorganizować, znaleźć drogi przerzutu.
– Czyli wniosek jest dość oczywisty: bez zakończenia wojny w Syrii – a na to się nie zanosi, widząc choćby jak Rosja się tam zaangażowała – problem uchodźców w Europie będzie narastał. Tym bardziej, że szlaki zostały przetarte.
– Dokładnie tak. Choć powiedziałabym, że nawet nie jest konieczne zakończenie wojny w skali kraju, wystarczyłyby zawieszenia broni przy granicy z Libanem albo Jordanią. Nawet stworzenie niewielkiej nadziei na choćby lokalne porozumienia już dałoby impuls, żeby zastanawiać się nad swoimi decyzjami. Na razie Syryjczycy nie widzą takiej nadziei.
– Czy gdyby były większe dotacje na obozy dla uchodźców w Turcji, Libanie albo Jordanii – a wiemy, że w ostatnich miesiącach one się znacząco zmniejszyły – to ta fala byłaby mniejsza?
– Oczywiście, że tak. To kolejny ważny czynnik. Odwołam się do dramatycznego apelu Wysokiego Komisarza NZ ds. Uchodźców jeszcze z ubiegłego roku, gdy w budżecie brakowało aż 40 procent na niezbędną pomoc. Zależności są tu ewidentne. Jeśli uchodźcom się pomaga, to są oni mniej podatni na radykalizację i kryminalizację.
Ale problem jest też inny – brakuje ludzi do pomocy w obozach dla uchodźców.
– Sytuację na Bliskim Wschodzie jeszcze bardziej skomplikowali w ostatnich dniach Rosjanie. Czego szukają w Syrii akurat teraz?
– Myślę, że ich większe zaangażowanie po stronie prezydenta Baszara al-Assada jest związane z niedawnym porozumieniem w sprawie irańskiego programu jądrowego.
Iran zdobył w ostatnim czasie duże wpływy w Damaszku, znacznie większe niż kiedykolwiek w historii. Tymczasem Rosja, drugi największy sojusznik syryjskiego dyktatora, nie wykazywała tam dotychczas wielkiego zaangażowania. I nagle ta dysproporcja zrobiła się dość duża. Pamiętajmy jeszcze, jaki jest kontekst zewnętrzny. Rosja – na którą zostały nałożone sankcje ekonomiczne – wydaje się osłabiona na arenie międzynarodowej, Iran przeciwnie – po porozumieniu jądrowym jest wzmocniony.
Putin chciałby te różnice zniwelować i mocniej zaznaczyć swoją obecność na Bliskim Wschodzie, wykorzystując po części kryzys migracyjny w Europie, która jest nim teraz zajęta i trochę przerażona.
Przy okazji jest też pewnie chęć pokazania, że działając przeciwko Państwu Islamskiemu może występować w jednej lidze z mocarstwami zachodnimi, a te być może łagodniejszym okiem popatrzą na rosyjskie sankcje i na to, co dzieje się na Ukrainie.
– Putin zaproponował na forum ONZ porozumienie – wszyscy przeciwko Państwo Islamskiemu. Także z Assadem, co jednak zachodnie mocarstwa całkowicie odrzucają.
– Nie jestem tego taka pewna. Bombardując pozycje Państwa Islamskiego, Amerykanie dali do zrozumienia, że to jest prawdziwy wróg i że Assad schodzi na drugi plan. Do tego stopnia, że niekiedy trzeba go nawet informować o swoich zamiarach, aby walka z dżihadystami poszła sprawniej. Assad to ciągle silny gracz i Stany pewnie mają świadomość, że wcześniej czy później trzeba będzie z nim rozmawiać. Rosja natomiast wyczuła moment, w którym powinna włączyć się do gry, żeby Amerykanie nie zaczęli bezpośrednio rozmawiać z syryjskim dyktatorem.

Gdyby wpływy rosyjskie całkowicie osłabły w Damaszku, to Kreml straciłby modus vivendi w kryzysie na Bliskim Wschodzie. Choć warto pamiętać, że celem Rosjan jest tylko własny interes, a nie chęć walki z Państwem Islamskim.
– Które rozwiązanie jest bardziej prawdopodobne: Putin chce pomóc Assadowi czy może jest przekonany o jego nieuchronnym upadku i chce przygotować grunt, gdyby doszło do ewentualnych rozmów pokojowych?
– Rosja przede wszystkim zauważyła, że słabną jej interesy na Bliskim Wschodzie, szczególnie w rywalizacji z Iranem, i chce je zrównoważyć.
– Możemy powiedzieć otwarcie, że taktyka koalicji międzynarodowej pod amerykańskim przywództwem poniosła porażkę w walce z Państwem Islamskim?
– Zamysł był taki, że najpierw będą naloty koalicji, a wypracowaną dzięki temu przewagę zdyskontują lokalne wojska – armia iracka i syryjska opozycja. Ten drugi element jednak nie wypalił. Wojsko w Iraku jest słabe, w zasadzie jego najmocniejszym elementem są bojówki szyickie, również bardzo zideologizowane. W Syrii natomiast nie ma opozycji, która mogłaby skutecznie walczyć z dżihadystami. Kurdów jest z kolei za mało.
Amerykanie mieli pomysł, żeby wyszkolić Syryjczyków do walki z ekstremistami, przeznaczając na to budżet w wysokości 500 mln dolarów, ale sekretarz obrony Ashton Carter przyznał niedawno przed komisją senacką, że za te pieniądze wyszkolono… 60 osób.

Ciągle brakuje siły, która byłaby ideologicznie po stronie Zachodu i na tyle mocna, aby walczyć z Państwem Islamskim.

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520