Rodzina Piejde kiedyś budowała domy. Obecnie sprzedaje schrony ze stali pancernej, odporne na ostrzał artyleryjski. Prywatny bunkier kosztuje nawet 375 tys. euro (około 1,76 mln złotych), ale interes kwitnie – pisze w czwartek tygodnik „Spiegel”.
„Odkąd wybuchła wojna interes kwitnie” – mówi gazecie rzecznik prasowy oferującej schrony firmy BSSD (Bunker Schutzraum Systeme Deutschland), Mark Schmiechen.
Bunkier a la BSSD jest wykonany ze stali pancernej, musi wytrzymać ostrzał, chronić przed wstrząsami, a najlepiej także przed gazem lub promieniowaniem jądrowym. Dostępny jest w sześciu standardowych wersjach, które kosztują do 375 000 euro, bez wyposażenia dodatkowego – relacjonuje tygodnik.
Kto potrzebuje czegoś takiego? „Ludzie wszelkiego pokroju w całym społeczeństwie” – mówi rzecznik prasowy. „Od polityków po prawników, od celebrytów po czeladników piekarzy”.
Za zapewnienie posiłków i napojów odpowiada sam klient. „Możemy jedynie wydawać zalecenia” – mówi Schmiechen. „Kiedyś mieliśmy klienta, który chciał zawsze rano pić świeże krowie mleko i zapytał, czy można wziąć krowę do bunkra. Powiedzieliśmy: teoretycznie tak. (…) Doradzamy jednak krowę w formie steku”.
To, ile bunkrów sprzedali, sprzedają lub sprzedadzą, jest tajemnicą handlową – nie poznamy nawet przybliżonej liczby, „rzecznik prasowy jest tak szczelny, jak jego ściany ze stali pancernej” – pisze „Spiegel”. Jedyne, co można stwierdzić, to fakt, że istnieje podział na północ i południe kraju. „Na południu jest więcej pieniędzy” – mówi Schmiechen. „Istnieje też podział na wschód i zachód”. Na Zachodzie dla ludzi ważniejsze jest to, że schron jest bezpieczny pod względem jądrowym. „Na Wschodzie chodzi bardziej o Rosjanina stojącego przy drzwiach i strzelającego do mnie”.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
bml/ tebe/