16.8 C
Chicago
niedziela, 28 kwietnia, 2024

Młody Wilk Probierza. Jest podobny do Kapustki

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

– Gdyby ktoś mi powiedział w połowie czerwca, że za miesiąc zagram w ekstraklasie, to bym nie uwierzył – przyznaje 19-letni bramkarz Cracovii Adam Wilk.

To właśnie on wygrał konkurs na największe zaskoczenie w pierwszej kolejce sezonu. Znacznie łatwiej było przewidzieć gładką porażkę Legii w Zabrzu niż to, że niedoświadczony nastolatek (20 lat skończy w listopadzie) wskoczy do podstawowego składu w miejsce Grzegorza Sandomierskiego. Nawet biorąc pod uwagę renomę trenera „Pasów” Michała Probierza, który lubi do nowej szatni wchodzić razem z drzwiami i framugą. O tym, że wystąpi w meczu z Piastem Gliwice Wilk dowiedział się dzień wcześniej, po treningu. – Szok? Nie, już byłem przygotowany, że to może się tak potoczyć – odpowiada. – Kiedy jednak spojrzeć na to z szerszej perspektywy, to wydaje się to nieprawdopodobne. Przecież ja pół roku temu siedziałem na ławce w czwartej lidze, w rezerwach. Na pewno nie sądziłem, że ten debiut nastąpi tak szybko. Liczyłem się raczej z tym, że do ekstraklasy trzeba będzie dojść przez niższe ligi. W Cracovii od dziecka. Wychowanek z krwi i kości. Do klubu rodzice zapisali go, gdy miał siedem lat. Raczej nie myślał o tym, żeby być bramkarzem, ale też nie miał nic przeciwko. Twierdzi, że nie pamięta momentu, gdy trener po raz pierwszy postawił go między słupkami. – To był jeden z takich, powiedzmy, meczów kontrolnych – wyręcza go Piotr Górecki, szkoleniowiec, który prowadził go do wieku juniora. – Był zwinny, miał szybki czas reakcji, pomyślałem, że warto spróbować. Chociaż wtedy wszyscy się łapali za głowę, co on robi w tej bramce. Nie za bardzo mu to na początku wychodziło. Cierpliwie mu zwracałem uwagę, co ma robić, jak się ustawiać. Ludzie patrzyli sceptycznie. Mówiłem im: zobaczycie, będzie z niego bramkarz. Można powiedzieć, że rzadko się zdarza, aby trener tak trafił z wyborem pozycji dla zawodnika – śmieje się trener. Pomogły też geny. Adam zawsze był najwyższy w klasie. Dziś ma 196 cm. Kawał chłopa. – Mimo że jest wysoki i mógłby mieć problem przy takich interwencjach sytuacyjnych, to ma dobry refleks – zwraca uwagę trener Mirosław Jabłoński, pod którego okiem Wilk pracował przez ostatnie sześć miesięcy w drugoligowej Legionovii. – Wysłaliśmy go tam na wypożyczenie, bo przede wszystkim musiał zacząć grać na wyższym poziomie i nabierać doświadczenia – mówi Górecki, który w Cracovii przez ostatnie lata był asystentem trenera Jacka Zielińskiego. Jabłoński: – Zimą testowaliśmy zimą ośmiu bramkarzy, był też Mateusz Zając z Wisły Kraków, ale wybraliśmy Adama. Jego atutem było też to, że jeszcze przez następny rok będzie młodzieżowcem i chcieliśmy sobie przygotować zawodnika na kolejny sezon. Tak to było dogadane z trenerem Zielińskim. Pierwsze mecze Wilka wyglądały dość przeciętnie, widać było brak doświadczenia, brak pewności siebie. Mając takie warunki fizyczne rzadko wykorzystywał je na przedpolu, bał się wychodzić z bramki. Jednak konsekwentnie na niego stawiałem i pomału zaczęło się to zmieniać. W ostatnich meczach już żył w bramce, widać było, że nie stoi tam przypadkowy zawodnik. Zmiana trenera w Cracovii zmieniła też bieg kariery młodego bramkarza. – Zadzwoniłem do Michała Probierza, powiedziałem, że chłopak zrobił duże postępy i dobrze by było, żeby u nas został i dalej się rozwijał. Bo przede wszystkim musi grać – opowiada Jabłoński. – Michał odpowiedział: „Słuchaj, ja go widzę, mnie się on podoba, zostawiam go w Cracovii”. A my zostaliśmy z ręką w nocniku. Nie wierzyłem za bardzo w to, że postawi na Adama, ale jednak był konsekwentny. W tej sytuacji, jeśli regularnie będzie bronił, to na pewno jest to dla niego krok do przodu. Duży talent? – To się dopiero okaże – uważa Jabłoński. – Możliwości ma, ale musi dołożyć jeszcze bardzo dużo pracy – przekonuje Górecki. – Na pewno to jest materiał na klasowego bramkarza, takiego, który będzie filarem drużyny. Może nie jest takim typem, że bezczelnie rozpycha się łokciami („Jest dobrze poukładany przez rodziców” – opisuje Górecki), ale też nie przeprasza za to, że dostał szansę. – Po moim powrocie do Krakowa i rozmowie z trenerem, w mojej głowie było tylko to, żeby walczyć o miejsce w składzie. Konkurenci są świetni, ale nie można odpuszczać. Ja dopiero pracuję na swoje nazwisko i trzeba robić swoje – podkreśla Wilk. Mimo wszystko nie jest tak łatwo i na chłodno wejść do bramki w drużynie, w której są Sandomierski i Michal Pesković. Tego ostatniego nie ściągano przecież po to, żeby siedział na trybunach. – O Bartku Kapustce mówiło się, że nie ma układu nerwowego. O Adamie można powiedzieć podobnie. I o Radku Kanachu też. Tacy, którzy się przesadnie nie stresują, sobie poradzą – twierdzi Górecki. – Nie wiedziałem w ogóle jak ekstraklasa wygląda, raz tylko byłem bliżej, gdy siedziałem na ławce rezerwowych. Nie było tak strasznie. Największe emocje były podczas wychodzenia na boisko, gdy leciał hymn i śpiewali kibice. A potem już luz. Skoncentrowałem się na grze, dzięki kolegom z defensywy dużo roboty nie miałem – opowiada Wilk. Ważnego wydarzenia nie świętował. Obejrzał skróty meczów, zrobił analizę puszczonej bramki, poszedł spać. Chce więcej. – Apetyt rośnie w miarę jedzenia, mam nadzieję na kolejne występy – uśmiecha się.

 

(AIP)

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520