Dyrektor sportowy Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz nie krył współczucia dla Kamila Stocha, który zajął czwarte miejsce w olimpijskim konkursie na dużej skoczni w Zhangjiakou. „Pierwszy raz widziałem go w takich emocjach” – powiedział PAP.
Z notą sięgającą niemal 300 punktów (296,1) złotym medalistą został Norweg Marius Lindvik. Za nim uplasowali się Japończyk Ryoyu Kobayashi (292,8) i Niemiec Karl Geiger (281,3). Stoch do podium stracił 4,1 pkt.
Podczas rozmowy z dziennikarzami w strefie mieszanej trzykrotny mistrz olimpijski ocierał łzy i mówił łamiącym się głosem.
„W tych wywiadach było widać, jak bardzo był zawiedziony, bo miał zdecydowanie większe oczekiwania. Pierwszy raz widziałem go w takich emocjach. Wiem, jak się czuje zawodnik, gdy po czymś takim musi odpowiadać na pytania. Nie jest to proste” – podkreślił Małysz.
Jak przyznał, czwarta lokata jest najgorszą z możliwych dla takiego zawodnika jak Stoch.
„To nie jest złe miejsce, ale dla kogoś takiego jak Kamil, kto jechał na igrzyska po medal – jedno z najgorszych. Niewiele mu zabrakło – i na dużej skoczni, i na średniej, na której był szósty” – podsumował Małysz, który sam ma w dorobku dwa olimpijskie srebra.
Miał tylko minimalne zastrzeżenia do jakości skoków Stocha w sobotnim konkursie.
„Na tyle, na ile można to zaobserwować w telewizji, miałem wrażenie, że jego pierwszy skok był bardzo dobry, a drugi – może lekko spóźniony i trochę statyczny. Przy takim poziomie zawodów decydują właśnie takie małe szczegóły” – zauważył.
Małysz zgodził się z opinią skoczków i ich trenera Michala Dolezala, że zawody miały ogromną jakość.
„W końcu sędziowie pozwolili skakać. Zawodnicy skakali daleko, a to się zawsze dobrze ogląda. Do tego warunki były w miarę równe, a wtedy najlepiej widać faktyczny poziom każdego zawodnika” – zauważył.
W poniedziałek odbędzie się jeszcze konkurs drużynowy.
„Kamil będzie mógł się tam +odbić+. Przed igrzyskami nikt na nas nie stawiał, ale skoki w Chinach pokazały, że dobiliśmy do grona, które będzie się liczyć w czołówce” – uważa Małysz.
Polscy skoczkowie nie byli raczej stawiani w roli faworytów olimpijskiej rywalizacji, biorąc pod uwagę, że tej zimy nie osiągali zbyt dobrych wyników. W dodatku Stoch walczył do niedawna z kontuzją, a Dawid Kubacki, brązowy medalista na normalnej skoczni w Zhangjiakou, miał przymusową przerwę w przygotowaniach z powodu dodatniego wyniku testu na COVID-19.
„Sezon nie był optymistyczny, ale potem było widać, że jest zdecydowanie lepiej. Ja nie straciłem wiary w naszych skoczków, bo widziałem, jakie są rezerwy. Być może ta przerwa na zawodników dobrze wpłynęła, bo pojawił się większy głód skakania. Na spokojnie potrenowali w Zakopanem, a już w Willingen było widać, że jest lepiej” – analizował.
Nie zdziwił się też, że Kubackiego było stać na zajęcie trzeciego miejsca kilka dni wcześniej.
„Dawid zawsze był brany pod uwagę. To w końcu mistrz świata z Seefeld. Dysponuje potężnym odbiciem. Tym medalem może z jednej strony sprawił jakąś niespodziankę, ale z drugiej – jeśli ktoś widzi jego możliwości, to wie, że na niego zawsze można liczyć, że ma ogromny potencjał” – ocenił Małysz.
Jego zdaniem nigdy nie należy skreślać żadnego zawodnika, bo na igrzyska każdy jedzie z myślą o najwyższych celach.
„Nawet ci, którzy nie są uważani za faworytów, też jadą po to, żeby walczyć. Kanada zdobyła medal w mikstach – kto by na nich postawił? Chyba nikt. Zawsze trzeba jechać z nastawieniem, że jest szansa walczyć z najlepszymi” – zaznaczył.
Małysz, dyrektor koordynator ds. skoków i kombinacji norweskiej w Polkim Związku Narciarskim, nie zdecydował się na podróż do Zhangjiakou z powodów administracyjnych (ograniczona liczba członków sztabu w wiosce olimpijskiej) oraz osobistych.(PAP)
mm/ cegl/