Rodziny libańskie po raz kolejny, uciekając przed wojną, szukają schronienia w krajach Afryki Zachodniej, w tym w Liberii, Wybrzeżu Kości Słoniowej czy Senegalu. Każdego tygodnia przybywają nowi uchodźcy.
Afryka Zachodnia już kilka razy stała się azylem dla uchodźców z bliskowschodniego kraju. Pierwsza duża fala migrantów pojawiła się w latach 70. ubiegłego stulecia, gdy w Libanie wybuchła wojna domowa między muzułmanami a chrześcijanami.
Kolejny raz Libańczycy skorzystali z gościnności afrykańskich krajów, gdy Izrael rozpoczął swą operację „Pokój dla Galilei”. Wówczas, w latach 1982-85, Izrael, podobnie jak obecnie, wkroczył na południe Libanu, zmuszając tysiące osób do opuszczenia tego państwa.
Uciekinierzy zamieszkali m.in. w Senegalu, Gambii, Sierra Leone, Liberii i Wybrzeżu Kości Słoniowej. Liban ma jedną z największych diaspor na świecie, liczącą około 12 mln osób, czyli cztery razy więcej, niż liczy jego populacja. W Afryce żyje ich obecnie co najmniej 250 tys.
Dla Libańczyków wyprawa do Afryki jest łatwiejsza niż do USA czy Europy, bo zwykle wystarczy zaproszenie od już przebywającego tam członka rodziny, a z racji wielkości diaspory, wiele rodzin ma na tym kontynencie jakiegoś krewnego.
Do niewielkiej Liberii w latach 70. XX wieku przybyło niemal 17 tys. uchodźców, którzy szybko zaaklimatyzowali się, by wkrótce niemal całkowicie przejąć handel i usługi. Wojny domowe, które całkowicie zniszczyły Liberię w latach 1987-2003, sprawiły, że wielu zamożnych Libańczyków uciekło do bezpieczniejszych krajów, ale gdy tylko ustały walki, zaczęli wracać.
Dzisiaj nikt nie wie, ilu Libańczyków żyje w Liberii. Rząd ostrożnie mówi o 5 tys., a oni sami o 25 tys. Niezależnie od liczby, są najbardziej widoczną mniejszością. To oni prowadzą w Monrowii trzy najdroższe hotele, jedyne w kraju supermarkety, restauracje, kasyna, salony sprzedaży i warsztaty napraw samochodów. W Liberii, ale też w sąsiednim Wybrzeżu Kości Słoniowej, gdzie jest ich najwięcej w całej Afryce Zachodniej, Libańczycy zapewniają, że jeśli nie da się czegoś załatwić, to należy się zgłosić do nich. Choć nie mają praw wyborczych, są niezwykle wpływowi w pośredni sposób.
Słynący z zaradności w prowadzeniu biznesów Libańczycy radzą sobie doskonale w kraju, którego konstytucja zezwala na przyznanie obywatelstwa tylko osobom czarnym. Choć podobnie jak m.in. biali nie mogą też nabyć praw do posiadania nieruchomości, to i tak dzierżawią większość najbardziej okazałych budynków i nadmorskich ośrodków wypoczynkowych.
Wykształceni Libańczycy żyjący na afrykańskim wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego lubią mówić, że Zachodnią Afrykę mają w swoim DNA i przypominają, że ich przodkowie odwiedzili te ziemie w czasach, gdy przodkom wszystkich późniejszych białych kolonizatorów nie śniło się, że istnieje Afryka. Odwołują się do wyprawy Kartagińczyka Hanno, a więc potomka Fenicjan, których uważają za swych protoplastów. Hanno prawdopodobnie w V w. p.n.e. opłynął zachodnie wybrzeże Afryki, opisał spotkanie z gorylami, charakterystyczne skaliste wyniesienie okolic dzisiejszej Monrowii w Liberii, ujście rzeki Douobe na pograniczu Liberii i Wybrzeża Kości Słoniowej oraz wybuch wulkanu u brzegów dzisiejszego Kamerunu.
Z Monrowii Tadeusz Brzozowski (PAP)
tebe/ szm/